Nr 259 / (51) 202417 grudnia 2024 r.
19 listopada 2024 r. w Katowicach prof. Władysław Mielczarski wraz z dr. Arturem Bartoszewiczem przedstawili raport oceny technicznej i finansowej wykonalności Krajowego Planu w dziedzinie Energii i Klimatu do 2030. Ocena ta nie napawa optymizmem, być może dlatego media głównego nurtu, raczej rozentuzjazmowane względem odnawialnych źródeł energii, nie nagłośniły tego palącego tematu.
Okazuje się bowiem, że opieranie się wyłącznie na tych (niestabilnych – co wyjaśnimy później) źródłach energii i pozbawienie się możliwości korzystania z węgla będzie energetycznym samobójstwem. Te mocne słowa nijak nie korespondują z obecnymi modnymi narracjami ekologicznymi. Jednakże, jako że w Tygodniku Spraw Obywatelskich często idziemy pod prąd, postanowiłam pochylić się nad tą „niepopularną” analizą.
Wypada zacząć od przedstawienia autorów. Władysław Mielczarski to inżynier energetyk, automatyk, profesor nauk technicznych, członek Instytutu Inżynierów Elektryków i Elektroników, a także wykładowca w Instytucie Elektroenergetyki Politechniki Łódzkiej. W 2005 r. otrzymał nagrodę Prezesa Rady Ministrów za wybitne osiągnięcia badawczo-naukowe, zaś w 2021 r. został uhonorowany przez prezydenta RP Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Artur Bartoszewicz jest doktorem nauk ekonomicznych i ekspertem w zakresie polityki publicznej oraz wykładowcą w Instytucie Rozwoju Gospodarczego Kolegium Analiz Ekonomicznych Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie. Od 2015 r. jest również członkiem Rady Programowej Polskiej Platformy Bezpieczeństwa Wewnętrznego, a w latach 2020-2024 zasiadał w Radzie Narodowego Centrum Badań i Rozwoju.
Profesor Mielczarski odpowiadał za analizę techniczną wykonalności wspomnianego już Krajowego Planu, zaś dr Bartoszewicz miał za zadanie oszacować, na ile projekt przedstawiony przez Ministerstwo jest możliwy do zrealizowania finansowo. Niestety, okazuje się, że „jeżeli coś jest niewykonalne technicznie, to automatycznie podważona zostaje wykonalność finansowa (…). Dylematów jest ogrom”.
„Przeżyliśmy 2023 r. dlatego, że mieliśmy węgiel”
Za główne cele swojej polityki Ministerstwo Klimatu i Środowiska obrało zmniejszenie użycia węgla oraz zwiększenie udziału źródeł odnawialnych w pozyskiwaniu energii. Gaz, według profesora Mielczarskiego, został słusznie pominięty (przyjęto, że z uwagi na sytuację geopolityczną na gazie nie możemy opierać polityki energetycznej).
Zaplanowano drastyczne zmniejszenie zużycia węgla: „o ile dziś z węgla wytwarzamy 100 terawatogodzin energii [to bardzo dużo, np. Polska zużywa 166 – dane na rok 2023], to już w 2030 r. będą to tylko 43 terawatogodziny, a w 2040 – 4”. Oznacza to, że górnictwo zostanie praktycznie zlikwidowane, będąc zastąpionym przez energetykę odnawialną (w tym, przez elektrownie jądrowe, gdyż w dokumencie zapisano, że do 2040 r. ma powstać takich elektrowni siedem!).
A jak wyglądała sytuacja energetyczna w 2023 r.?
Okazuje się, że źródła odnawialne zapewniły nam niewielki procent energii.
Za główne źródła odnawialne profesor uważa wiatraki i panele, które dostarczyły nam „w zeszłym roku ok. 27% energii”. Niestety, choć wiatr i słońce wydają się być nieograniczonymi dostawcami energii, są niestabilne – energia od nich nie zawsze jest dostępna. Chociażby w listopadzie przez 2 tygodnie mieliśmy do czynienia z tzw. flautą, tj. okresem bezwietrznym, a przy okazji nie było również słońca. „W naszych warunkach klimatycznych flauty zdarzają się 2 lub 3 razy do roku, a tak długa flauta (tj. 10-12-dniowa) zdarza się w zasadzie co roku”.
Według profesora opieranie życia społeczeństwa na tak niestabilnej energii to energetyczne samobójstwo.
„Przez 2 tygodnie listopada my istnieliśmy tylko dlatego, że mamy węgiel – 90% energii w każdym tygodniu pochodziło z węgla”.
„W 2023 r. źródła konwencjonalne dostarczyły ok. 72% energii. (…) Przeżyliśmy 2023 r. dlatego, bo mieliśmy węgiel. Jak więc można kasować coś, dzięki czemu się żyje? To jak podcinanie żył albo zagłodzenie się, mając wokół jedzenie. (…)
Gdyby nie górnictwo, gdyby nie węgiel, dziś siedzielibyśmy po ciemku”.
Profesor wspomina również o innych źródłach odnawialnych (typu A, czyli o biomasie, biogazie, wodzie i czasem hybrydowych, niezależnych od pogody), które są w stanie pracować w miarę ciągle, ale których zasoby paliwowe są małe (by przypomnieć, że w Polsce wody mamy mniej niż w Egipcie). Te źródła z kolei mogą dostarczyć nam „mniej niż 6% energii”.
Czytaj też
→ Bioenergia – szansa czy zagrożenie? • Paulina Lota, Piotr Skubisz
„Elementarne błędy Ministerstwa”
Prof. Mielczarski opracował wraz ze swymi studentami i doktorantami programy optymalizujące skład energii. W prostych słowach tłumaczy, że chodzi o to, aby „wszyscy mieli energię niedrogo”. Sprawdzili dane opublikowane przez Ministerstwo – pytając program o to, czy można ten plan zrealizować. Odpowiedź była przecząca – program wskazał na „mnóstwo elementarnych błędów popełnionych przez Ministerstwo”.
Jednym z nich ma być rozdzielenie energii pochodzącej z wiatru i tej ze słońca. „Mamy wiele dni, gdy jednocześnie świeci słońce i wieje wiatr. Ministerstwo to rozdzieliło: najpierw cały wiatr, potem tylko słońce, a potem to razem dodamy. A to się nakrywa i dostajemy takie ilości energii, że nie możemy jej odebrać i operatorzy wyłączają odnawialne źródła. Nie można oddzielać czasowo jednego od drugiego!” (…).
„Wydaliśmy miliardy na odnawialne źródła i wydajemy nadal, a tylko w roku 2024 operator sieci 50 razy wyłączał farmy wiatrowe! (…)
Miliardy idą w złym kierunku, na same wiatraki na morzu pójdzie 100 miliardów złotych”
– mowa jedynie o wiatrakach, nie licząc kolejnych miliardów na linie wysokiego napięcia potrzebne do realizacji tego przedsięwzięcia.
Jeśli zaś chodzi o węgiel, według Ministerstwa w 2040 r. potrzebne nam będą 3 miliony ton tego surowca. Według obliczeń profesora, potrzeba będzie około 30 milionów ton – „to jest minimum jakie powinniśmy mieć. Bez tego będziemy mieć duże trudności”.
Krótko mówiąc, plan Ministerstwa jest „nie tylko błędny, ale i szkodliwy.
I nierealny od strony technicznej!”, zaś próba jego realizacji „doprowadzi do katastrofy energetycznej”.
Niespójności między stroną techniczną a założeniami finansowymi
Dr Bartoszewicz, od ponad 20 lat zajmujący się programowaniem strategicznym i planowaniem wieloletnim, twierdzi, iż dokumentu w takiej jakości (tak niespójnego między stroną techniczną a założeniami finansowymi, które „w dużej mierze są dziurawe jak szwajcarski ser”) w swoim dorobku nigdy nie widział.
Zacznijmy od liczb.
Według francuskiego Institut Rousseau koszt dekarbonizacji całej Unii Europejskiej wynosić będzie 10 bilionów złotych (nie wspominając o licznych europodatkach klimatycznych).
Z kolei według bardziej ambitnego scenariusza omawianego tu Krajowego Planu w dziedzinie Energii i Klimatu, do wydania mamy ok. 2 biliony 800 miliardów złotych, według mniej ambitnego: ok. 2 biliony 400 miliardów złotych.
Dr Bartoszewicz konkluduje z nieukrywanym przejęciem: „Ten scenariusz przedstawia nam 1/4 tej wartości w kategoriach planów, które są niezbędne do realizacji. Czyli mamy niewspółmierność badań i działań, które zostały przedstawione w planie, a tym co jest rzeczywistym wyzwaniem finansowym”.
A co ze źródłami finansowania? Okazuje się, że „Ministerstwo zidentyfikowało wartości środków na poziomie ok. 1 biliona 600 miliardów złotych”. Dr Bartoszewicz dokonał analizy 61 pozycji wskazanych jako potencjalne źródła:
„Pozycje od 47 do 61 nawet nie mają alokacji budżetowej. (…) Wielokrotnie w dokumencie mamy źródło finansowania, które się powiela. Czyli zalokowano ok. 1,6 biliona złotych, z tego w mojej ocenie pełnych środków jest niespełna 850 miliardów, prawdopodobnych 600 miliardów złotych, a potrzeba nam 10 bilionów złotych.
Musielibyśmy wydać trzykrotność polskiego PKB na zrealizowanie tego, co w założeniach międzynarodowych i Komisji Europejskiej jest do zrobienia przez Polskę”…
Skala błędów merytorycznych i metodologicznych, zaś przede wszystkim zmniejszenie użycia węgla, będącego naszym „czarnym złotem” pokazuje, jakim zagrożeniem dla bezpieczeństwa polskiego jest tworzenie tego typu dokumentów.
Badacze powołują się na analizy niemieckich przedsiębiorców, które pokazują, że 32% ich przemysłu wyprowadzi się z Europy ze względu na ceny energii i niemożliwość dokonywania działań produkcyjnych i prowadzenia działalności gospodarczej.
„W Polsce, jeśli zostałby zrealizowany ten fikcyjny model transformacji energetycznej, mamy do czynienia z narażaniem bezpieczeństwa obywateli RP, narażamy działalność gospodarczą, biznes, cały przemysł…
Nasi przedsiębiorcy będą musieli zaniechać działalności gospodarczej… Nie tylko ze względu na ceny, nie wiadomo, czy tej energii w ogóle starczy”.
W tym miejscu warto napomknąć, że ceny energii w gospodarce niemieckiej (dwa razy bogatszej od polskiej) są dwukrotnie niższe niż w Polsce. Obecnie mamy jedną z najdroższych energii elektrycznych w Europie i to nie dlatego, jak podkreślają specjaliści, że nie potrafimy tanio energii produkować, tylko dlatego, że systemy prawne i organizacyjne narzucają nam koszty, które nie są kosztami produkcji energii i „my się na to zgodziliśmy”.
W ocenie prof. Mielczarskiego i dr. Bartoszewicza ten program podważa bezpieczeństwo strategiczne gospodarki Polski, innymi słowy, jest on zagrożeniem bezpieczeństwa państwa.
Opublikowano za: https://instytutsprawobywatelskich.pl/drapiezny-zielony-nielad-o-niewykonalnosci-transformacji-energetycznej-w-polsce/
Wypowiedz się
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.