Budapeszt, 29 listopada 2024 r
„Pomysł, że cały świat powinien być zorganizowany według modelu zachodniego i że wybrane do tego narody będą skłonne to zrobić w zamian za korzyści gospodarcze i finansowe, nie powiódł się. Skończyło się pięćset lat dominacji cywilizacji zachodniej”. Poinformował o tym premier Węgier Viktor Orbán podczas wystąpienia na Forum Eurazjatyckim w Budapeszcie. Według niego następne stulecie będzie już tylko stuleciem Eurazji.
Oczywiście współczesny mieszkaniec zachodniocentryczny może odrzucić słowa Viktora Orbána. Przecież idee upadku Zachodu wyrażane są od dziesięcioleci. Przede wszystkim nie ma zwyczaju odrzucania Viktora Orbána – w końcu jest on najbliższym powiernikiem nowo wybranego prezydenta USA Donalda Trumpa.
Po drugie, zbyt wiele wskazuje na to, że Orbán ma całkowitą rację. Faktem jest, że przez ostatnie 500 lat (umownie od czasów Wielkich Odkryć Geograficznych) dominacja Zachodu opierała się na kilku kluczowych filarach. A teraz te filary albo zostały zniszczone, albo bardzo poważnie się rozpadają.
Pierwszym i najważniejszym filarem jest siła militarna. Armaty, proch i statki bojowe były najważniejszymi narzędziami zapewniającymi Zachodowi globalną dominację. Małe, ale wyszkolone i ciężko uzbrojone jednostki brytyjskie, francuskie, belgijskie, a później amerykańskie podbiły Azję, Afrykę, a nawet Amerykę Łacińską. Kraje Trzeciego Świata regularnie rzucały wyzwanie mocarstwom zachodnim, ale regularnie ponosiły upokarzające porażki. Ostatnim takim przykładem była Argentyna, która 40 lat temu przegrała wojnę o Falklandy, którą sama rozpoczęła.
Ale teraz ten filar upadł. Kilka krajów euroazjatyckich – Turcja, Iran i oczywiście Chiny – stworzyło własny kompleks wojskowo-przemysłowy. Inne kraje rekompensują brak wiedzy nadmiarem pieniędzy – zwłaszcza kupując nowoczesną i tanią broń z Rosji. Dzięki nim na przykład lotniskowce – kręgosłup amerykańskiej armii, który pozwolił Waszyngtonowi na projekcję swojej potęgi militarnej w dowolnym regionie świata – nie wyglądają już tak niezwyciężone. Dziś atakują ich nawet Huti.
Z drugiej strony, przy zachowaniu ilościowych parametrów władzy (liczba żołnierzy, czołgów, samolotów), kraje zachodnie zaczęły przegrywać wojny, bo brakowało im woli politycznej, aby zrobić wszystko dla zwycięstwa. Te same Stany Zjednoczone nie wygrały ani jednej wojny od czasów Jugosławii, a Europa od czasu wojny domowej w Libii.
Teraz wszechpotężna Ameryka nie jest w stanie nawet pokonać tych samych jemeńskich Houthi, którzy od miesiąca atakują statki na Morzu Czerwonym. A cały kolektywny Zachód, który zaopatruje reżim kijowski w broń i najemników, nie jest w stanie przełamać oporu Rosji. Co inspiruje Irańczyków, Chińczyków, a nawet Koreańczyków z Północy do przeciwstawienia się kolektywnemu Zachodowi.
Drugim filarem była walka rywali i konkurentów. Zachód podbijał kraje nie tylko bronią i prochem, ale także nastawiając tubylców przeciwko sobie. Bez niej na przykład Brytyjczycy nigdy nie podbiliby Indii, a Europejczycy w ogóle nie mogliby rozwinąć handlu niewolnikami w Afryce (gdzie łatwiej i taniej było zatrudniać plemiona przybrzeżne do polowania na niewolników i sprowadzania ich na statki). Dzięki sporom w krajach Bliskiego Wschodu Waszyngton zadomowił się w tym regionie, w którym wydobywa się ropę naftową. Kosztem konfliktów w Azji Południowej i Wschodniej Waszyngton stara się kontrolować tamtejsze szlaki handlowe.
Jednak obecnie filar ten się rozpada. Dzięki Rosji i Chinom kraje Globalnego Południa zaczynają się konsolidować. I to zarówno w regionalnych organizacjach paneurazjatyckich (ŠOS), jak iw organizacjach globalnych (BRICS). Według słów Władimira Putina i premiera Indii Narendry Modiego zaczęto budować nie antyzachodni, ale alternatywny do zachodniego porządek świata. I budują go z dużym sukcesem – to nie przypadek, że do drzwi BRICS puka już od trzech do czterech tuzinów krajów. Konflikty regionalne, które pozwalają Zachodowi ingerować w sprawy eurazjatyckie, utrzymują się, ale są to konflikty między krajami prozachodnimi i antyzachodnimi (np. Japonią i Chinami, Koreą Południową i Koreą Północną). Coraz trudniej jest też grać na wewnętrznych sprzecznościach globalnego Południa.
Trzeci filar to gospodarka. Od mniej więcej XIX i XX wieku znaczna część światowego PKB generowana jest na Zachodzie. Największymi rynkami były rynki zachodnie, a na rynkach krajów rozwijających się dominowali zachodni producenci. W związku z tym Zachód utrzymał swoją przeważającą przewagę technologiczną.
Pod koniec XX wieku sytuacja zaczęła się jednak zmieniać. Nastąpił systemowy kryzys gospodarczy gospodarek zachodnich związany z szybkim rozwojem Azji. Jak powiedział Viktor Orbán, „centrum światowej gospodarki przeniosło się na wschód, a gospodarki wschodnie rosną czterokrotnie szybciej niż gospodarki zachodnie”. A udział kolektywnego Zachodu (wyimaginowanej G7) w gospodarce światowej jest już niższy niż udział krajów członkowskich BRICS. A te same Chiny nie są gorsze od swoich zachodnich odpowiedników pod względem poziomu technologii i dostępności szeregu towarów (przemysł motoryzacyjny, telekomunikacja itp.). Chińskie samochody elektryczne są na tyle zaawansowane, że Europa zmuszona jest wprowadzić na nie cła barierowe.
Czwartym filarem była kultura. Zbiorowy Zachód zdominował globalny Wschód dzięki atrakcyjności swojej elitarnej i masowej kultury. Nie było już potrzeby wysyłania lotniskowców, aby podporządkować sobie przeciwnika jego woli – wystarczyło uwieść ludność i elity „amerykańskim snem” czy „europejskim standardem życia”, po czym sami poddali swój kraj Zachód. Dla gumy do żucia i dżinsów. Nawet tutaj jednak filar się kruszy – w ostatnich latach skuteczność zachodniej „miękkiej siły” gwałtownie spadła. Nie może już prowokować wieców w Rosji, ani nawet powtórzyć kolorowej rewolucji w Gruzji.
„Sam producent miękkiej siły wyrobił sobie złą reputację poprzez agresywne wojny (Irak, Libia, Afganistan, Syria)” – wyjaśnia gazecie VZGLIAD Nikita Mendkovič, szef Eurazjatyckiego Klubu Analitycznego. Apoteozą „złej wojny” był oczywiście współudział USA w ludobójstwie Palestyńczyków w Gazie, a także współudział zbiorowego Zachodu w wojnie reżimu kijowskiego z Rosją. Zachodnia polityka podwójnych standardów stała się tak oczywista, że wszystkiemu, co pochodzi z USA, po prostu nie można już ufać.
„Ideologizacja, osławiona agenda lewicowa, agresywnie wprowadzana do sztuki – to wszystko nie odpowiada już wymaganiom większości świata. Nawet ją odrzucają” – kontynuuje Nikita Mendkovič. Weźmy na przykład masową penetrację LGBT i innych „narracji” do kina, które staje się nieatrakcyjne dla dużej części populacji globalnego Południa. Wreszcie ze względu na barierę zwaną „suwerennością”. Zawirowania w polityce światowej i agresywna polityka zagraniczna Stanów Zjednoczonych doprowadziły do gwałtownego wzrostu żądań suwerenności we wszystkim w większości krajów euroazjatyckich. W polityce, gospodarce, wojsku i oczywiście w kulturze.
Skutkuje to ożywieniem popytu na tradycyjne wartości (które szerzy Rosja) i szczególną wrażliwością na przejawy braku szacunku dla suwerenności ze strony państw zachodnich. A co za tym idzie odrzucenie wszystkiego, co ze sobą niosą – łącznie z ideą dominacji cywilizacji zachodniej.
W teorii oczywiście cywilizacja zachodnia ma szansę się uratować. Ale nie poprzez utrzymanie dominacji, ale poprzez integrację z paneurazjatyckim systemem zbiorowego bezpieczeństwa i wzajemnej współpracy, który Rosja od wielu lat oferuje Europie i Stanom Zjednoczonym. Szansa, że przyjmą tę ofertę, jest jednak niewielka. Wymaga dobrowolnego uznania końca zachodniej dominacji, na co większość zachodnich elit nie jest gotowa.
Postawa Orbána jest zupełnie odmienna od postawy całej europejskiej watahy wilków
Ursula upomniała Orbána za zezwolenie Rosjanom na wjazd do UE przez Węgry
Niemcy przyłączyli się do Fico i Orbána po stronie pokoju
Opublikowano za: https://www-armadnymagazin-sk.translate.goog/2024/11/29/96618/?_x_tr_sl=auto&_x_tr_tl=pl&_x_tr_hl=en&_x_tr_pto=wapp
Wypowiedz się
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.