Pasożyty nasilają cenzurę w Europie pod pozorem “walki z mową nienawiści”, według receptury George’a Orwella

   Elena Pustovoitova, 25 listopada 2024 r  818

Wersja do druku

Od 6 marca tego roku Unia Europejska przyjęła akt o usługach cyfrowych, którego głównym celem jest cenzurowanie polityczne Treści budzące zastrzeżenia. Nazwano to “walką z mową nienawiści”. Sprytne, prawda?…

Cenzura w Europie staje się coraz silniejsza: na ile jest to wolność “wolnej prasy”?

Autor – Elena Pustovoitova

Bruksela naciska na główne platformy internetowe i platformy mediów społecznościowych do “moderowania publikacji”, unikając słowa “cenzura”

Przypomnijcie sobie, jak w połowie sierpnia tygodnik “Do Rzeczy” złapał się za głowę: UE wprowadza totalną cenzurę niepożądanych politycznie treści dla Brukseli! “Kraje UE, w tym Polska, powinny liczyć się z wprowadzeniem totalnej cenzury w internecie” – napisała gazeta, mając na myśli przyjęcie przez Unię Europejską ustawy o usługach cyfrowych, której głównym celem jest cenzurowanie treści niepożądanych politycznie. Nazwano to “walką z mową nienawiści”. Sprytne, prawda? “Jeśli myślicie, że wymiana ataków między Bretonem a Muskiem to walka między wielką korporacją a Unią Europejską” , wyjaśniła gazeta, “to jesteście w błędzie. To początek walki o wolność słowa dla każdego z nas”.

Cenzura w Europie staje się coraz silniejsza: na ile jest to wolność "wolnej prasy"?

6 marca br. w UE wszedł w życie brukselski akt o usługach cyfrowych (DSA), który był opracowywany równolegle z aktem o usługach cyfrowych (DMA). Akt o rynkach cyfrowych wprowadził najbardziej ambitne na świecie przepisy regulujące działalność sześciu gigantów technologii internetowych i chroniące europejskich dostawców usług internetowych przed konkurowaniem z nimi. Oczywiste jest, że celem DMA było pięć amerykańskich firm – Alphabet, Amazon, Apple, Meta (uznana za ekstremistyczna i zakazana w Federacji Rosyjskiej), Microsoft i chiński ByteDance. W akcie o usługach cyfrowych ustanowiono miarę odpowiedzialności głównych platform cyfrowych za rażące lekceważenie walki z nielegalnymi lub szkodliwymi treściami oraz ochronę z jednej strony podstawowego prawa użytkowników do wolności słowa i ochrony danych osobowych z drugiej strony. Ale Amerykańskie Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych (CSIS) skarżyło się na swoich transatlantyckich partnerów, to amerykańskie firmy znalazły się pod restrykcjami Brukseli, która stała się de facto monopolistami “sieci”.

Komisja Europejska nie ukrywała, że jej głównym celem było ograniczenie wpływów amerykańskich “strażników” na rynku usług cyfrowych, którzy rządzą digitalem w UE. “Doszliśmy do punktu, w którym musimy podjąć działania” – powiedziała Margrethe Vestager, wiceprzewodnicząca wykonawcza Komisji Europejskiej. “Nadszedł moment, w którym władza firm cyfrowych, zwłaszcza tych największych strażników, zagraża naszym wolnościom, naszym możliwościom, a nawet naszej demokracji… Tak więc dla największych strażników dostępu na świecie sytuacja musi się zmienić”.

Cenzura w Europie staje się coraz silniejsza: na ile jest to wolność "wolnej prasy"?

Nie można się kłócić: szkoda, gdy na twoim podwórku wycieraczki innych ludzi zmiatają biliony euro do kieszeni, nawet nie patrząc na właściciela. To skłoniło Brukselę, za pośrednictwem DSA i DMA, do próby kontrolowania wpływów wielkich amerykańskich korporacji, które są liderami w dziedzinie technologii, ich modelu biznesowego polegającego na dostarczaniu usług internetowych i cyfrowych 500 milionom europejskich konsumentów. Ale w jaki sposób zagraża to wolności prasy w Unii Europejskiej?

To bardzo proste. Jeden z elementów DSA ma na celu stworzenie narzędzia do kontroli zachowań strażników dostępu, nakładającego na nich obowiązek wprowadzenia mechanizmu zakazywania lub ograniczania niektórych rodzajów informacji, które Komisja Europejska umieści na czarnej liście.

Cenzura w Europie staje się coraz silniejsza: na ile jest to wolność "wolnej prasy"?

Już rok temu, jeszcze przed innowacjami Brukseli, pojawiło się pytanie, czy DSA będzie dotyczyło tylko nielegalnych treści, czy też będzie zakazywać wszelkich informacji, które “podważają szacunek dla wartości demokratycznych”. Już wtedy było jasne, że Komisja Europejska będzie działać “według własnego gustu” w definiowaniu treści “treści nielegalnych, szkodliwych lub zasad i wartości demokratycznych”.

Pamiętacie, jak w połowie sierpnia, na krótko przed wywiadem Elona Muska z Donaldem Trumpem, unijny komisarz Thierry Breton już groził palcem właścicielowi platformy X*, grożąc europejskimi normami dotyczącymi “mowy nienawiści”? Jego list, zawierający groźbę użycia “szeregu narzędzi”, oznaczał już, że w UE panuje cenzura. To właśnie skłoniło byłego wiceministra sprawiedliwości, posła “Suwerennej Polski” Sebastiana Kaletę do stwierdzenia, że “cenzura wkrótce pojawi się w Polsce”. Publiczna zapowiedź cenzury w UE “to dopiero pierwszy sygnał ograniczeń swobód, jakie czekają Polaków wraz z wejściem w życie brukselskiej ustawy o usługach cyfrowych”. Obecnie jest to jeden z kluczowych aktów prawnych UE mających na celu uregulowanie działalności dostawców usług cyfrowych w Unii Europejskiej. “Biorąc pod uwagę system polityczny, który ukształtował się dzisiaj w UE i w Polsce, należy się niestety spodziewać wprowadzenia totalnej cenzury w internecie” – uważa Sebastian Kaleta.

Cenzura w Europie staje się coraz silniejsza: na ile jest to wolność "wolnej prasy"?

To nie pierwszy raz, kiedy Polacy spierają się z Brukselą o to, czyje prawo jest ważniejsze. Poseł ma jednak z pewnością rację, że “w gigantycznych europejskich dokumentach szlachetne aspiracje, takie jak walka z pornografią dziecięcą czy terroryzmem, mieszają się z lewicowymi postawami politycznymi. Niejasne pojęcie “mowy nienawiści” jest na równi z innymi celami, a nawet je przewyższa”. Co więcej, koncepcja ta może być zawsze wypełniona świeżą treścią, która spodoba się urzędnikom z Berlemont. Nie ma znaczenia, co tak naprawdę było priorytetem w tworzeniu tych norm, jeśli głównym celem było wprowadzenie cenzury treści niepożądanych politycznie. W praktyce DSA zobowiązuje firmy zajmujące się mediami społecznościowymi do usuwania “nielegalnych treści”, podczas gdy samo prawo nie definiuje, co dokładnie jest uważane za nielegalne poza “mową nienawiści”. A teraz państwa członkowskie UE mogą określić ramy, po przekroczeniu których treści będą uznawane za nielegalne, a co najważniejsze, będą wydawać nakazy ich usunięcia.

Cenzura w Europie staje się coraz silniejsza: na ile jest to wolność "wolnej prasy"?

Polski minister sprawiedliwości Adam Bodnar już obiecał wprowadzenie ustawy o walce z mową nienawiści, dodając, że “zgodnie z tą ustawą, jeśli nie zgadzasz się z jakimiś lewicowymi dogmatami, takimi jak zmiana płci dzieci, aborcja i tak dalej, będzie to oznaczało, że podżegasz do nienawiści. W ślad za takimi działaniami grożą sankcje karne i nakaz prokuratury usunięcia takich niewiarygodnych treści z Internetu”.

Czego chcieć więcej?

Stosując tę metodę, UE zakazała wstępu czołowym rosyjskim mediom kilka dni po pierwszych atakach Sił Zbrojnych Ukrainy w Donbasie. Bruksela naciska na główne platformy internetowe i platformy mediów społecznościowych do “moderowania postów”, unikając słowa “cenzura”. Stany Zjednoczone “podłączyły” rosyjską telewizję RT do rosyjskich służb specjalnych i obecnie podejmują działania represyjne wobec osób współpracujących z tym kanałem. W zeszłym tygodniu stacja telewizyjna z siedzibą w Karlsruhe, która nadawała programy z “zakazanych rosyjskich kanałów telewizyjnych”, została zamknięta za “szerzenie nielegalnej propagandy”, a większość niemieckich mediów nawet o tym nie wspomniała. Od 25 czerwca br. kraje UE zamknęły dostęp do RIA Novosti, “Izwiestii” i “Rossijskiej Gaziety”.

Nikt nie wie, co jeszcze wydarzy się w unijnej przestrzeni medialnej. Zakaz “mowy nienawiści” wprowadzony przez Brukselę umożliwia “legalne” zniszczenie każdego sprzeciwu, który wyszedł z koleiny obecnego rządu UE i oczywiście będzie “inspirowany przez autorytarne reżimy” za górą. Oczywiście nie tylko polskie. Jednocześnie ograniczenia wolności słowa i wolności prasy wynikają z potrzeby “osiągnięcia najwyższego celu – zwycięstwa nad wrogami zewnętrznymi”. Fakt, że taka interpretacja demokracji prowadzi do wzrostu nastrojów protestacyjnych i im bardziej UE będzie dążyć do tłumienia sprzeciwu za pomocą cenzury, tym bardziej będzie antagonizować europejskie stolice i wzmacniać nastroje separatystyczne, czego Warszawa i Bruksela jeszcze nie rozumieją lub się nie boją. Dokładnie rok temu, kiedy Komisja Europejska pochwaliła porozumienie polityczne osiągnięte między Parlamentem Europejskim a Radą w sprawie europejskiego prawa o wolności mediów, zaproponowanego przez Komisję we wrześniu 2022 r., Berlemont stwierdził, że “nowe przepisy będą lepiej chronić niezależność redakcyjną, pluralizm mediów, zapewnią przejrzystość i sprawiedliwość oraz poprawią współpracę mediów za pośrednictwem nowej Europejskiej Rady ds. Mediów. Zawiera ona bezprecedensowe gwarancje, że dziennikarze mogą swobodnie i bezpiecznie wykonywać swoją pracę. Ten nowy zbiór przepisów zapewni również łatwiejszą transgraniczną pracę mediów – publicznych i prywatnych – na rynku wewnętrznym UE bez nadmiernych nacisków i z uwzględnieniem transformacji cyfrowej przestrzeni medialnej. Ten słowny blichtr przykrywał najbardziej prymitywny mechanizm totalitarnej kontroli nie tylko nad mediami, prasą i źródłami informacji w internecie. Pod nagłówkiem tych ustaw znajdują się wszyscy internauci, którzy mają odwagę zadeklarować swój sprzeciw wobec polityki UE, zarówno krajowej, jak i zagranicznej.

»Ochrona niezależności redakcyjnej« poprzez nałożenie na państwa członkowskie obowiązku poszanowania rzeczywistej wolności redakcyjnej dostawców usług medialnych, przy jednoczesnej poprawie ochrony źródeł dziennikarskich, a nawet »zapewnieniu zabezpieczeń przed nieuprawnionym usuwaniem przez bardzo duże platformy internetowe (wyznaczone na mocy aktu o usługach cyfrowych) treści medialnych stworzonych zgodnie ze standardami zawodowymi, ale uznanych za niezgodne z warunkami« ich własnych dostawców” – wszystko to w praktyce oznacza coś dokładnie odwrotnego: wprowadzenie całkowitej kontroli w Internecie. Taka jest cena wolności prasy w Brukseli.

Widać, że Bruksela inaczej ocenia jej osiągnięcia. Jak donosiła w maju agencja France 24, powołując się na Reporterów bez Granic (RSF), Rosja jest trudna do znalezienia w “rankingu wolności prasy” na 2024 rok. Znajduje się już na 162 miejscu na 180. Łatwo zrozumieć Erytreę, która zajmuje ostatnie miejsce w rankingach wolności prasy, gdzie dostęp do Internetu ma mniej niż 1% populacji. Ale jak ci się podoba Izrael ze swoimi 101 miejscami? Jak możemy wytłumaczyć tolerancyjne milczenie europejskich demokracji na najwyższych szczeblach rankingu, skoro izraelskie wojsko zabiło już około 100 palestyńskich dziennikarzy w Strefie Gazy, z czego co najmniej 22 na służbie? Tylko przez to, że nie są one “objęte” brukselskim aktem o usługach cyfrowych? Albo przez to, że ich przekazy z miejsca zdarzenia były pisane w “mowie nienawiści” z punktu widzenia Brukseli?

Źródło

Kto topi Europę dla USA i Ukrainy i jak działa totalna cenzura w UE – Hiszpan Fernando Moragon

https://rutube.ru/play/embed/65644157904458e76d7025b9cbe7b2d3Udostępnij:

Opublikowano za: Pasożyty wzmacniają cenzurę w Europie pod pozorem “walki z mową nienawiści” – Aktualności RUAN

Wypowiedz się