Nie wesoły obraz sytuacji ekonomiczno-społecznej w Polsce, przykrytej marketingową „kołderką” Polskiego Ładu, przedstawia w poniższym pełnym artykule przedsiębiorca i ekspert ekonomiczny dr Dariusz Grabowski. Skrócony tekst został opublikowany przez dziennik Rzeczpospolita.
Redakcja KIP
***
Polska jako państwo, Polacy jako naród potrzebują wieloletniej strategii gospodarczo-społecznej. Powodem jest tempo i kierunek zmian gospodarczych, społecznych, politycznych i kulturowych w świecie, często określanych jako procesy globalne. Powodem jest zapaść demograficzna Polski, ale również rosnące uzależnienie sprawujących władzę od zagranicznych instytucji, organizacji i koncernów, co znajduje wyraz w słabnącym tempie wzrostu gospodarczego i rozwoju rozumianego jako przekształcanie struktur społecznych, a zatem czynników koniecznych do zapewnienia godnego miejsca wśród państw i narodów świata w przyszłości.
Strategia na pokolenie podejmująca najważniejsze kwestie stojące przed narodem i państwem powinna być współtworzona przez środowiska, które będą jej głównymi realizatorami. Mam na myśli przede wszystkim przedsiębiorców, a wśród nich, głównie tych małych i średnich. Druga grupa to samorządowcy, bezpośrednio odpowiedzialni za rozdysponowanie i wydawanie pieniędzy budżetowych. Trzecia to środowiska naukowe, twórcze – ci, którzy powinni mieć odwagę przedstawiać własne, często krytyczne poglądy i nie ulegać suflowanym tezom i teoriom możnych tego świata.
Tymczasem Polski Ład opracowany został w wąskim gronie polityków i urzędników i przedstawiony jako „prezent niespodzianka”. Jego celem jest zjednanie i przekonanie wybranych grup wyborców i jednocześnie wyciszenie, skłócenie potencjalnych krytyków.
Polski Ład – godzi czy skłóca?
Fundamentem zgody i pojednania Polaków powinna być strategia, w której wszystkie grupy społeczne mogą być pewne, że ich pracowitość, pomysłowość, inwencja zostaną wynagrodzone, a wszelkie działania bezprawne bądź przechwytujące efekty cudzej pracy – ograniczone lub wyeliminowane.
Polski Ład zakłada, że wzrost dochodów większej części społeczeństwa ma sfinansować jego mniejszość kosztem wyższego opodatkowania swoich dochodów. Podkreślić należy, że ci którzy poniosą zwiększone obciążenia podatkowe to głównie mikro, mali, średni polscy przedsiębiorcy i samozatrudnieni. Jest to grono ponad dwumilionowe. Zatrudnia ponad siedem milionów pracowników. Wielu spośród przedsiębiorców ucierpiało, zbiedniało, wyzbyło się oszczędności, a nawet zadłużyło, by przetrwać kryzys i pandemię. Zostaną teraz ukarani zwiększoną składką zdrowotną i innymi regulacjami podatkowo-administracyjnymi. Takie działanie to jest świadome i celowe prowokowanie konfliktu społecznego. To jest, by użyć dawnej marksistowskiej frazeologii, „zaostrzanie walki klasowej”. Konsekwencje tych działań są oczywiste. Tam, gdzie konflikt, tam nie ma mowy o wysokiej dynamice gospodarczej i rozwoju. Tam zamiast umacniania państwa jest jego osłabianie.
Polski Ład – wzrost poprzez konsumpcję czy inwestycje?
Od 2015 roku, czyli wygranych przez PiS wyborów, obowiązuje doktryna stymulowania dynamiki gospodarczej poprzez wzrost konsumpcji. Służą temu programy socjalne, jak 500 plus, 13- ta emerytura, bon turystyczny i szereg innych oraz urzędowo podnoszona płaca minimalna. Nie kwestionując sensu prowadzenia polityki socjalnej należy dokonać oceny jej skuteczności, a zatem racjonalności. Program 500 plus nie przyczynił się do wzrostu dzietności, jego podstawowy cel nie został zrealizowany. Przyrost naturalny w roku 2021 może okazać się najniższy od dziesięcioleci. Polska wymiera. Mam ponurą satysfakcję, że ostrzegałem przed tym, kiedy program 500 plus został ogłoszony. Co szczególnie ważne lata 2015-2020 są okresem najniższego, bo wynoszącego 3,1% rocznie średniego tempa wzrostu gospodarczego w całym trzydziestoleciu. Zatem rząd PiS i koncepcja przyspieszenia wzrostu poprzez konsumpcję zawiodły. Za szczególnie ważny i wywołujący w długiej perspektywie negatywne konsekwencje uznaję fakt, że polityka socjalna rządu doprowadziła do stanu, w którym statystyczna rodzina w ponad 30% osiąga dochody nie z pracy, a z tytułu świadczeń społecznych. Motywacja do dobrej pracy, poczucie sensu bycia aktywnym osłabło, ustąpiło miejsca postawie „należy się”. Dziś dochody z pracy to niewiele więcej niż połowa średniego dochodu w rodzinach pracowniczych. Obiecywane rekompensaty z tytułu wzrostu cen energii i innych, nawet jeśli uzasadnione, to dolewanie oliwy do ognia inflacji.
Jednocześnie szybko spadały najbardziej potrzebne inwestycje związane z przedsiębiorstwami prywatnymi. Stanowią one obecnie około 12% PKB. Dla porównania poziom ten w krajach o wysokiej dynamice gospodarczej przekracza 20% PKB.
Nie ma przyszłości dla Polski jeśli nie będziemy tworzyć i modernizować przemysłu, prowadzić badań naukowych, nagradzać za wynalazczość i oryginalność. Dziś pola te oddajemy bez walki.
Powinniśmy jednocześnie zweryfikować i odeprzeć argumenty premiera Mateusza Morawieckiego i jego ekipy, że konsumpcja to skuteczne narzędzie nakręcania koniunktury. W myśl tej tezy grupy społeczne o niskich dochodach nie oszczędzając kreują popyt, co przekształca się na rynku w dodatkowe zamówienia dla handlu, przemysłu, usług. Dzięki wyższym dochodom grup najuboższych rosną obroty polskich przedsiębiorców, powstają nowe miejsca pracy. Ten elementarny opis może przekonać tych, którzy na procesy gospodarcze w Polsce patrzą naiwnie i powierzchownie.
Wzrost dochodów wobec postępującej likwidacji rodzimego przemysłu dóbr konsumpcyjnych i przejęcia handlu przez kapitał zagraniczny nakręca głównie import tych dóbr. Powiększa dochody importerów i zagranicznych sieci handlowych. Niewiele na tym korzystają polscy przedsiębiorcy. Przypomnijmy, że zagraniczne sieci handlowe symbolicznie tylko płacą podatki, a ich dochody rosną nawet w czasie kryzysu. Ubywa polskich rodzinnych sklepów.
Nowy podatek nałożony na podmioty handlowe o rentowności poniżej 1% wbrew deklaracjom rządu nie jest wymierzony w zagraniczne sieci handlowe, a przeciwnie – polskie małe i średnie sklepy. Oto jak, używając frazeologii patriotycznej, niszczy się polską przedsiębiorczość.
Polski Ład – priorytet dla inwestycji infrastrukturalnych z budżetu czy prywatnych?
Rząd z głośnym „propagandowym przytupem” zachwala wielkie inwestycje infrastrukturalne jak: CPK, przekop Mierzei Wiślanej, budowę połączeń kolejowych, drogowych.
Tymczasem infrastruktura jest kosztowna, a spłata poniesionych nakładów w postaci oszczędności dla korzystających z dróg i autostrad (krótszy czas przejazdu, niższy koszt paliwa) bardzo długa. Intensywność wykorzystania infrastruktury zależy od poziomu rozwoju gospodarczego. Konieczny jest popyt ze strony otoczenia gospodarczego, handlu czy przemysłu. Jednocześnie koszt utrzymania infrastruktury obciąży wszystkich podatników. Ona sama tylko częściowo przyczynia się do zwiększania wpływów podatkowych, a zatem inwestowanie w nią oznacza utratę potencjalnych dochodów podatkowych.
Ponieważ kontrakty na duże inwestycje infrastrukturalne wymagają gwarancji bankowych (tak stanowi polskie prawo uprzywilejowując kapitał zagraniczny), to do przetargów staną obce firmy i rozdzielą je między siebie. Pracę zlecą polskim podwykonawcom. Przykłady z przeszłości dowodzą, że zarobią najwięcej obcokrajowcy, a polskie firmy obejdą się smakiem.
Dlaczego tak się dzieje? Polskie firmy cierpią na brak kapitału, taniego kredytu, całościowego programu ulg i zwolnień podatkowych z tytułu inwestycji. Na dodatek rozbudowany system wsparcia finansowego i zwolnień podatkowych otrzymują firmy zagraniczne. Przykładem niech będą indywidualne zwolnienia podatkowe dla firm zagranicznych na kwotę ponad 20 miliardów złotych w 2020 roku oraz zwolnienia z opodatkowania i zgoda na transfer zagranicę dochodów pracowników tych firm działających w tzw. strefach ekonomicznych.
Polski Ład a inflacja
Wśród przyczyn wysokiej inflacji należy wymienić głównie: szybkie tempo wzrostu urzędowej płacy minimalnej, finansowanie przedsiębiorstw (w czasie kryzysu) przez rząd według kryteriów nie merytorycznych a uznaniowych, politykę rozdawnictwa socjalnego, błędną politykę emisji pieniądza NBP, czynniki zewnętrzne wynikające ze wzrostu cen surowców energetycznych. Moim zdaniem kontynuowanie szybkiego wzrostu płacy minimalnej w czasie gdy wstrzymywana jest aktywność gospodarcza to nic innego, jak wstęp do anarchii. Rząd swymi decyzjami rozerwał relacje między wydajnością pracy a dochodami. Od 2015 roku płaca minimalna wzrosła o ponad 70%. Tymczasem wydajność pracy zmieniła się nieznacznie, a w czasie kryzysu i epidemii nawet spadła. Urzędowe podniesienie płacy minimalnej oznacza wzrost kosztów dla przedsiębiorców i uruchamia spiralę żądań płacowych wewnątrz przedsiębiorstw i między grupami zawodowymi. Dodatkowo, tak stymulowany wzrost kosztów pogarsza konkurencyjność polskich przedsiębiorstw w porównaniu z firmami zagranicznymi.
Wzrost urzędowej płacy minimalnej i dochodów pozapłacowych sprzyja zatrudnieniu „na szaro i czarno”. Nie stać bowiem małych przedsiębiorców na zatrudnienie na etacie całego personelu. Sprzyja to także pracy „na lewo” Ukraińców i innych imigrantów. Sumując – rynek pracy jest coraz bardziej anarchizowany.
Urzędowe podniesienie płacy minimalnej demoluje też bilanse i plany samorządów terytorialnych i finansowanych przez nie podmiotów i instytucji.
Krótko mówiąc, polityka socjalnego rozdawnictwa przy braku wzrostu wydajności pracy skutkuje rosnącą inflacją ze wszystkimi jej negatywnymi skutkami.
Inflacja w Polsce przekracza 6%, a w przyszłości może przyspieszyć. Już teraz koncerny energetyczne żądają podwyżek cen prądu o 40% i więcej. Już teraz Unia Europejska swą polityką ograniczania emisji CO2 chce wprowadzić w rolnictwie rozwiązania, które spowodują wzrost cen żywności o kilkadziesiąt procent. Kolejne grupy pracownicze rozpoczynają protesty (słuszne), a ich żądania są na miarę dynamiki wzrostu urzędowej płacy minimalnej.
Rząd i NBP powinny z całą odpowiedzialnością przystąpić do hamowania inflacji. Pierwsze co należy zrobić, to waloryzować depozyty i oszczędności w bankach. Należy powstrzymać zubożenie oszczędzających. Należy przywrócić nadzieję obywatelom i firmom, że ich pieniądze zachowają wartość, a wreszcie – odbudować poczucie sensu myślenia o inwestowaniu w długiej perspektywie.
Trzeba jednak zadać pytanie – dlaczego rząd premiera Mateusza Morawieckiego tak odważnie brnie w przyspieszenie inflacji? Odpowiedź jest prosta, proszę wybaczyć… oczywista. Inflacja ma szczególną cechę – jest korzystna dla budżetu państwa i wąskiego grona wybrańców, a niekorzystna dla większości społeczeństwa. Inflacja wąskie grono ubogaca, często na ogromną skalę, a zubaża czyniąc niekiedy bankrutami tych drugich. Rośnie grono uprzywilejowanych urzędników, polityków, partyjnych działaczy. Rodzi się nowa nomenklatura.
Jesteśmy w przededniu wyniszczającej spirali wzrostu cen i płac, bezwzględnej walki o dochody grup zawodowych. Szczególnie niebezpieczne i szkodliwe może się to okazać dla milionów rodzin polskich, które zaciągnęły kredyty mieszkaniowe i na budowę domów. Rosnąca stopa procentowa może być dla wielu ciężarem nie do udźwignięcia.
Polski Ład dobry dla firm rodzimych czy zagranicznych?
Mówię stanowczo – wzmacnia uprzywilejowanie kapitału zagranicznego. Najbardziej widocznym i cynicznym potwierdzeniem tej tezy jest fakt reklamowania przez premiera Morawieckiego podatku od firm zagranicznych. Ma on przynieść budżetowi około 2 miliardy złotych. Zestawmy tę liczbę z oficjalnie transferowanymi zagranicę dochodami wynoszącymi ponad 130 miliardów w 2020 roku. Ponieważ dochody obywateli wynikające ze zmiany polityki podatkowej mają wzrosnąć o ponad 16 miliardów złotych to znaczna ich część zostanie przechwycona właśnie przez kapitał zagraniczny – importerów bądź sektor handlowy. A przecież pamiętamy, że dochody zagranicznych sieci handlowych rosły i rosną pomimo kryzysu, a ich tempo wzrostu przyspieszy chociażby z powodu wysokiej inflacji. Na zapłacenie założonych 2 miliardów złotych podatku zagraniczne sieci handlowe… zarobią z naddatkiem.
Rząd powinien zadbać o inwestycje modernizacyjne i rozwojowe w sektorze polskich przedsiębiorstw. Drogą do tego powinny być ulgi i zwolnienia podatkowe, dostępny i tani kredyt.
Polski Ład a kwota wolna od podatku
Od lat 90-tych, gdy byłem doradcą premiera Jana Olszewskiego głosiłem tezę o wysokiej kwocie wolnej od opodatkowania jako instrumencie motywowania Polaków do pracy, stawiania gospodarki na nogi. Dlatego akceptuję pomysł 30 tysięcy złotych wolnych od opodatkowania. Osobiście uważam, że kwota ta powinna być większa i odpowiadać 12-krotności średniego wynagrodzenia miesięcznego. Sądzę jednak, że tej decyzji powinny towarzyszyć rozwiązania podatkowe i kredytowe wspierające inwestycje polskich pracodawców, szczególnie małych i średnich przedsiębiorców. Tymczasem jest przeciwnie. Wzrost kwoty wolnej i inne rozwiązania podatkowe rząd powiązał z dodatkowymi obciążeniami nałożonymi na samozatrudnionych, polskich małych i średnich przedsiębiorców, czyli niemal wszystkich, którzy aspirują do grona „polskiej klasy średniej”.
Wyższa kwota wolna od podatku powinna skutkować wzrostem dochodów najuboższych oraz obniżką kosztów w polskich przedsiębiorstwach, czyli poprawą ich konkurencyjności. Tak niestety nie będzie, co gorsza, konkurencyjność polskich firm pogorszy się.
Kwota wolna od podatku to dziś gest polityczny adresowany do emerytów i najniżej zarabiających. Przy rosnącej inflacji oznaczać będzie, że monopoliści, sieci handlowe, banki czy zarządcy nieruchomości bezwzględnie wykorzystają okazje, by przechwycić dodatkowe pieniądze… podnosząc ceny swoich towarów i usług. Stanie się to tym łatwiejsze, że nietrudno wyliczyć ile dodatkowych pieniędzy trafi na rynek. Już dziś możemy powiedzieć, że inflacja „zjadła” trzynastą emeryturę i podwyżkę płacy minimalnej z 2800 na 3010 zł brutto. A przecież to miały być prezenty od rządu na przyszły rok. W roku 2022 emeryci i pracownicy o niskich dochodach staną się obiektem bezwzględnej „przemocy cenowej”, w czym swój udział będzie miał rząd podnosząc akcyzę na papierosy, alkohol, inne używki oraz cenę energii, wody i paliwa. Dwucyfrowa inflacja w ciągu 2-3 lat unicestwi pozytywny efekt wzrostu dochodów najniżej zarabiających. Ich realne dochody spadną.
Moim zdaniem
Polski Ład zamiast być strategią, koncepcją naprawy i rozwoju państwa na pokolenie wpycha nas w poważne problemy gospodarcze, społeczne i polityczne na lata.
Polski Ład nie szuka sojuszników w tych środowiskach i grupach pracowniczych, które charakteryzuje pracowitość, pomysłowość, kreatywność. On te środowiska do siebie zraża.
Polski Ład jest zorientowany na utrzymanie władzy wszelkimi środkami, a przede wszystkim w drodze zjednywania sobie elektoratu licznego, ale ze względu na wiek bądź pozycję społeczną nie kreującego dynamiki gospodarczej.
Polski Ład jest jednocześnie pomysłem cynicznym, gdyż w czasie epidemii i kryzysu obywatele w trosce o swoje bezpieczeństwo i zdrowie gotowi są zaakceptować, a nawet przekazać szereg uprawnień rządzącym mając nadzieję, że ich decyzje na pierwszym miejscu postawią dobro wspólne. Tymczasem władza, co widać – interes własny stawia najwyżej.
Bardziej niż kiedykolwiek potrzebna jest mądra reakcja środowisk przedsiębiorców na rządowy Polski Ład. Tej szansy upatruję w powstaniu Ruchu Społecznego Powszechnego Samorządu Gospodarczego. Zestawmy zatem, co chce zrobić rząd, a co powinno zostać zrobione zdaniem przedsiębiorców. Na pierwszym miejscu stawiam ustawę o Powszechnym Samorządzie Gospodarczym. Ruch Społeczny PSG przygotował ustawę, w której są jasno rozpisane kompetencje, a wśród nich udział przedsiębiorców w tworzeniu prawa podatkowego, sądownictwie gospodarczym, szkolnictwie zawodowym.
Ruch Społeczny PSG chce być partnerem samorządu terytorialnego. Rzucamy hasło i wychodzimy z inicjatywą wypracowania Nowej Umowy Społecznej. To, co za nami i to, co przed nami nakazuje razem i zgodnie -środowiskom, grupom społecznym, organizacjom i wszystkim ludziom dobrej woli odbyć debatę o przebudowie ustroju państwa tak, by przyszłość była bezpieczna i dostania.
Podczas gdy rząd chce likwidować podmiotowość przedsiębiorców Ruch Społeczny chce ją przywrócić i osadzić na fundamencie ustawy. Rząd stara się skłócić i poróżnić społeczeństwo z przedsiębiorcami, gdy Ruch Społeczny dąży i wykazuje, że zgoda i współdziałanie jest koniecznością. Rząd dokonuje centralizacji i biurokratyzacji instytucji i mechanizmów gospodarczych, podczas gdy Ruch Społeczny chce rozszerzenia kompetencji, decyzyjności, struktur samorządowych. Rząd buduje partyjno-polityczną nomenklaturę na wzór minionego systemu, gdy Ruch Społeczny stawia na samorządność terytorialną, gospodarczą i zawodową.
Dr Dariusz Maciej Grabowski
Autor jest byłym doradcą ekonomicznym rządu Jana Olszewskiego, przedsiębiorcą, współtwórcą Ruchu Społecznego Powszechnego Samorządu Gospodarczego, byłym europosłem i członkiem Stowarzyszenia Klub Inteligencji Polskiej.
Wypowiedz się
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.