Publikujemy bardzo interesującą, wielowątkową analizę rozwoju wydarzeń w najbliższej przyszłości, opracowaną przez dociekliwego, z odwagą samodzielnego myślenia – Autora, pod pseudonimem “BACA” (kilka jego artykułów jest opublikowanych na naszej stronie).
Połączenie w całość kilku opracowań i wielu interdyscyplinarnych informacji oraz wiedzy jest co najmniej interesujące, co nie znaczy, że tak się wydarzy. Stare powiedzenie, że “Są rzeczy na niebie i na ziemi o których nie śniło się filozofom” i jeśli dodamy do tego, że scenariusz rozwoju wydarzeń, tak naprawdę zależy od skali zmiany świadomości ludzkości. Autor szokującą logiką dowodową i “soczystym” językiem “wali między oczy” leniwym, egoistycznym i zgnuśniałym umysłom zdecydowanej większości ludzi… aby ich obudzić…
Stąd na podsumowanie tego wstępu do artykułu – trzy złote myśli: Jamesa Madisona:
“Wiedza zawsze będzie rządzić ciemnotą, i ludzie, którzy chcą być swoimi władcami, muszą uzbroić się w siłę jaką daje wiedza.”
Alberta Einsteina:
„Słowo Bóg jest dla mnie niczym więcej, niż wyrazem i wytworem ludzkiej słabości, a Biblia zbiorem dostojnych, ale jednak prymitywnych legend, które są ponadto dość dziecinne.”
Marii Curie-Skłodowskiej:
Redakcja KIP
RESET
Pojęcie resetu objawiło się jak grom z jasnego nieba przed około półtora roku elektryzując przede wszystkim inteligentną część ludzkości – internautów i zwolenników teorii spiskowych. Społeczność telewizyjna natomiast inteligentna co prawda nie jest, ale jest za to w pełni nieświadoma nadchodzącego resetu. Delikatna równowaga w przyrodzie pozostała więc zachowana i nie grozi nam panika homo odbiorników.
Tekstów jak ten, homo telewizor nigdy nie przeczyta, będąc na stałe podłączony do kroplówki cztery kilo ultra hade sączącej mu 24/7 domózgowo cuchnący kał z rynsztoka. Siedem na siedem, od rana do wieczora.
Tej zagadkowej społeczności nawet nie warto resetem niepokoić, bo zakłócić mogłoby to jej szczęśliwą wegetację w równoległym wszechświecie dobrych koszernych pożyczek, jeszcze lepszych leków na grzybicę pochwy i niezachwianej wiary w błogosławionego pincet razy Jarosława.
Reset jednak mimo to nastąpi, bo jest nawet dla nie mających o nim pojęcia nieuchronny. Dla wtajemniczonych będzie to po prostu reset, a dla reszty: koronowirus, kryzys ekonomiczny, konflikt cywilizacyjny, jakaś wojna światowa albo inny temat zastępczy – na przykład stara, dobra epidemia.
Temat resetu okazał się mega interesujący. Oraz równie przerażający, bo mówimy o niemal totalnej zagładzie ludzkości. Cyklicznej, która regularnie jak w zegarku wybija ludzi na planecie – o czym wiedza jest przed nią starannie utzymywana w sekrecie. Stwierdzam, że nie było jeszcze aż tak mocnej teorii spiskowej, od czasu kiedy powstała ta gałąź nauki.
Zgłębiłem więc temat aby wydobyć z niego przystępną dla wszystkich esencję oraz tradycyjnie udostępnić dla chętnych moje wnioski oraz przemyślenia.
Temat resetu jest niezwykle mroczny, dlatego bardzo długo tym razem szukałem odpowiedniego podkładu muzycznego do tekstu i okazało się to sprawą dużo trudniejszą niż odszukanie wartościowych informacji na temat samego resetu. Poprzeczkę postawiłem wysoko jak nigdy, bo nie może to być przecież byle jaka pioseneczka, skoro mamy do czynienia z najbardziej dramatycznym wydarzeniem w dziejach ludzkości. Ciężko było… ech… no ale w końcu jest – podkład muzyczny idealny. Muzyka, którą polecam odpalić w innej zakładce, bezbłędnie wkomponowana jest w tęsknotę za umierającą cywilizacją. Słowa pieśni oszczędnie lecz perfekcyjnie oddają klimat tak epickiego wydarzenia z perspektywy umęczonego człowieka obserwującego wszystko bezpośrednio. Natomiast sama intonacja pochodzącego z najwyższej półki prestiżowego wykonawcy, dodatkowo podkreśla dramaturgię pieśni tak, że aż dreszcze wędrują po kręgosłupie. Przyznam że nawet nie spodziewałem się, że największy polski rycerz, jest także największym polskim tenorem i posiada tak dopracowane brzmienie, że uniesie w eter aż tyle emocji w tak krótkiej bądź co bądź pieśni. Jego przejmujący utwór wyraża więcej doznań, dramatu, beznadziei oraz tęsknoty w trzy minuty niż siedem oper Giaccomo Pucciniego. Podkład muzyczny, jaki wyszukałem w otchłani netu odpowiada w stu procentach zapotrzebowaniu, ale to nie koniec dobrych wieści. Otóż, aby wyciągnąć dwieście procent z tego muzycznego arcydzieła proponuję nie tylko je zapętlić by się odtwarzało bez końca, ale w ustawieniach zwiększyć prędkość odtwarzania do jeden dwadzieścia pięć lub półtora – wówczas ten ponadczasowy utwór z największego nawet twardziela wyciśnie tony łez i egzystencjonalnego żalu nad upadkiem cywilizacji.
https://www.youtube.com/watch?v=4nKHQG3MqHQ
Przez minione miesiące tyle się w temacie resetu pojawiło, że w jednym artykule nie sposób zagadnienia w pełni przedstawić ale postaram się wydobyć chociaż sedno, żeby każdy mógł temat na swój własny rozum ogarnąć.
Na początek najważniejsze: czym jest reset?
Reset jest globalnym kataklizmem. Pojawiającym się na naszej planecie cyklicznie i powodującym masowe wymieranie. Ludzkość od niepamiętnych czasów przez reset przechodziła i robiła co w jej mocy aby go przetrwać oraz ostrzec o nim kolejne pokolenia. Władza natomiast odwrotnie – zawsze tuszowała istotę regularnego resetu kłamliwie przykrywając wymieranie ludzkości czynnikami z innej beczki, na przykład naturalnymi epidemiami. Okupacyjna władza rzecz jasna, bo rodzima odwrotnie – budowała dla naszych ludzi schrony i gromadziła zapasy żywności. Na nasze nieszczęście cała spisana słowiańska wiedza została wymazana po dwóch ostatnich resetach. Przetrwały tylko jej fragmenty w innej niż spisana formie – na przykład w nazwach geograficznych, których nie udało się najeźdźcom zmienić – ale zostały one ukryte przed nami i przywłaszczone przez okupantów, którzy udając starszych i mądrzejszych, na swój chory sposób, resetem nas od stuleci straszą – całkowicie zniekształcając jego istotę po to, aby go wykorzystać wyłącznie na naszą szkodę. Nie nazywają go oczywiście resetem lecz przepowiedniami swoich rzekomych mędrców lub proroków. I tak na przykład w biblii napisanej dla nieżydów przez hebrajczyków istnieje osławiona apokalipsa świetnego Jana i liczba bestii czyli 666, która naprawdę świetnie, bo w czasie uwaga przeszłym (!) straszy ludzkość bestią wychodzącą z morza, szeregiem plag oraz innych nieszczęść. No cóż… według mnie czyli logicznych zasad zdrowego rozsądku… gdyby to miało być proroctwo z natchnionej duchem świętym pustynnej dupy, a nie dajmy na to relacja z minionych wydarzeń, no to powinno być przecież napisane w czasie przyszłym a nie przeszłym, no tak czy nie tak?
Nie jesteśmy jednak świadkami jehowy, nie badamy natchnionych pism naskrobanych na pustyni i nie będziemy się samogwałtem umysłowym judaizować. Apokalipsa spisana w czasie przeszłym – nie, to nie ma żadnego sensu a więc nieważne…
Ważne w tym hebrajskim pseudoproroctwie (które oczywiście nie jest żadnym proroctwem ale zapisem któregoś wcześniejszego resetu) jest tylko to, że liczba 666 określona jest jako liczba, którą kto ma rozum ten obliczy. No i obliczono ją, szanowni Słowianie, drodzy Polacy.
Dokonał tego między innymi Artur Lalak, który blisko 20 lat ślęczał nad starożytnymi kronikami w poszukiwaniu początków ludzkości a zwłaszcza naszej prahistorii. Poniżej jest jego wykład, który według mnie już na zawsze zmienił konspiracyjny Internet na Internet przed Lalakiem i po Lalaku. Pamiętam jak mi szczęka opadła kiedy po raz pierwszy na dobranoc zapodałem sobie na loptopku ten wykład na tak zwaną dobranoc. Spodziewałem się łagodnie usypiającego pierdolamenta typowego dla plejadańsko, reptiliańsko, chanelingowych oszołomów powyrywanych ciągnikiem z ezoterycznego szamba siedmiu czy może już ośmiu wymiarów, a tymczasem nastąpił taki wysyp logicznych faktów i spójnych konkretów historycznych, że momentalnie spać mi się odechciało. Artur Lalak zrobił to co sam bardzo często robię – pracowicie pozbierał na pozór nie pasujące do siebie puzzle aby je złożyć w spójną całość i wytworzyć logiczną i interesującą konstrukcję. Historię, która rzuca całkiem nowe spojrzenie na to co rzekomo już do końca wyjaśnione i poznane. Jego interpretacja historii ludzkości jest arcy mega ciekawa, bo jest to kompleksowo zupełnie inny obraz tego, co od zawsze było rzekomo jasne i udowodnione. Oto ten wykład:
https://www.youtube.com/watch?v=4cfqYblIhB4
To długi wykład – jako że nieco długa jest historia ludzkości – a do niego są jeszcze dalsze części. Cztery bodajże zmontował Artur z Grzegorzem Skwarkiem oraz kilka odcinków uzupełniających. Kompleksowo niemal doba oglądania. Dlatego w tym miejscu proponuję tym, którzy byli zamrożeni i tematyki resetu nie znają, zaliczyć go w skupieniu po dotarciu do końca tekstu, bo kto wie, być może będzie to najważniejszy filmik z jutuba w całym waszym życiu. Artur Lalak obliczył tę biblijną liczbę bestii i nawet ją skorygował i wynosi ona według niego nie 666 ale 676 lat. Skąd te 10 lat rozbieżności? Wygląda, że pustynni domokrążcy sprzedający naiwniakom słowo swoje jako boże, albo walnęli się o dziesięć lat spisując swoje pseudo proroctwa albo po prostu w wyniku kilku wcześniejszych kataklizmów Ziemia zwolniła na tyle swoje obroty, że ten okres wydłużył się o całą dekadę, co sprawiło że apokalipsa świetnego Jana jest nieaktualna. Papieże też swoją drogą ciągle mieszali w kalendarzach nie mogąc ogarnąć lat przestępnych, które w niepojęty dla nich sposób na przestrzeni wieków się kumulowały. Ale nieważne. Ważne, że prawidłowa liczba 676 to cykliczny kataklizm, jaki spada na ludzkość wybijając ją na niektórych obszarach dosłownie do nogi. Zagłada totalna. Znikające z powierzchni Ziemi całe narody, kraje, cywilizacje. Po którymś już z kolei tego typu wydarzeń jakiś średniowieczny wędrowiec podążający z bodajże terenu dzisiejszych Czech dotarł na piechotę aż do dzisiejszego Kalisza i napotkał po drodze zaledwie trzech żywych ludzi. Natomiast we Włoszech w analogicznym okresie miasta takie jak Florencja wymarły dosłownie w stu procentach. Po prostu ani jeden człowiek resetu tam nie przeżył. Było tak marnie, że nawet papież się ewakuował z nocnikiem do Pragi, jako że we Włoszech zabrakło mu łatwo(wiernych).
Co zatem dokładnie dzieje się podczas resetu?
Jest kilka wersji.
WERSJA 1
Artur Lalak skłania się ku teorii, że Ziemia regularnie wchodzi w coś jakby rój meteorytów, który bombarduje naszą planetę i robi to trochę mocniej niż gradobicie. Mega tsunami, mega pożary, mega eksplozje dosłownie wypalają i niszczą każdą cywilizację. Tumany błota wzbite w niebo przysłaniają Słońce. Roślinność wymiera. Zimy nuklearne następujące w wyniku gigantycznych mas popiołów wzbitych do atmosfery dodatkowo dziesiątkują niedobitków mrozem, nagłymi zmianami klimatu, przesunięciami skorupy oraz głodem. Do tego wszystkiego dochodzą jeszcze jakieś plugawe stwory wypełzające wówczas spod ziemi na coś w rodzaju żniw na całej ludzkości. Na wschodzie zanotowano mongoloidalne niby klony mordujące i pożerające ludzi a na zachodzie kościoły pełne są tak zwanych gargulców, których istnienia jak diabeł święconej wody boi się wystękać lub wytłumaczyć każdy urzędujący w tych świątyniach klecha.
Czy ta meteorytowa teoria posiada sens lub logiczne uzasadnienie?
Oczywiście, bowiem istnieją niepodważalne fakty naukowo historyczne.
Po pierwsze, Franc Zalewski jest geologiem. Na terenie dosłownie całej Polski porobił sobie odwierty, w których odkrył pozostałości po bombardowaniu Ziemi niezliczoną ilością meteorytów. Są to metaliczne mikro kulki, tak zwane sferule czy tam sferulki, które zastygły w powietrzu lecąc jako iskry z miejsca eksplozji do miejsca upadku. Lecąc w powietrzu oczywiście błyskawicznie schładzały się zachowując kształt pustej metalowej kulki i właśnie te zastygłe mikro krople roztopionego metalu osiadały ostatecznie w gruncie – i one są dosłownie wszędzie. Od Bałtyku do samiuśkich Tater. Jest ich pełno jak Ziemia długa i szeroka.
Po drugie cała Polska pod warstwą czarnoziemu pokryta jest kilkunastometrową warstwą piachu. Naukowcy bredzą o jakimś pradawnym dnie morza jakiegoś ale to tylko kłamliwe teorie, bowiem pod tą warstwą rzekomego podmorskiego mułu znajduje się kolejna warstwa czarnoziemu a nawet skamieniałe drzewa, które mają to do siebie, że nienawidzą rosnąć na dnie morza.
Po trzecie, jest już odczytany niewielki procent wykopanego i zgromadzonego na tabliczkach pisma klinowego z czasów Sumeru. I to, co celowo błędnie odczytał Zecharia Sitchin jako jakieś przeloty po niebie rzekomych bogów – oczywiście pod swoją kłamliwą historyjkę o Anunakach z jakiejś mitycznej planety Nibiru – okazuje się zapisem katastrofalnego dla Sumeru… deszczu meteorytów. Ot, co tam jest naprawdę napisane! Jest tam tak dokładnie zapisana data a nawet godzina tej katastrofy, że nawet nie ma wątpliwości że stało się to dokładnie sześć resetów temu – około 2100 lat przed naszą erą. Tamten deszcz meteorytów nie tylko wzniecił mnóstwo pożarów ale ponadto wzbił z dna płytkiego morza i powierzchni ziemi taką ilość mułu dennego, że nastąpił potem deszcz kamieni z górnych, bardzo zimnych warstw atmosfery. Nastąpiła wówczas istna ulewa zamarzniętego błota oraz innych pyłów. Intensywna tak, że cała cywilizacja została przysypana 20-metrową warstwą błota, pyłu i kamieni. I wówczas to nastąpił upadek cywilizacji akadyjskiej i chaldejskiej – którym nie udało się po tym resecie podnieść – a potęgę uzyskali wówczas władcy jednego miasta państwa – Sumeru. Więcej o katastrofalnym deszczu meteorytów z epoki Sumeru jest w źródłach takich jak te:
http://www.abovetopsecret.com/forum/thread1103730/pg1
Po tamtej katastrofie czarnogłowi z Sumeru przywłaszczyli sobie nauki Chaldejczyków, zagarnęli ich dorobek naukowy, podszyli pod ich spadkobierców i zrobili to dosłownie tak samo jak dziś pragną przywłaszczyć sobie polskie mienie bezspadkowe i narodową tożsamość. W świetle tego nie dziwi, że Zecharia Sitchin jako żyd usiłował na boczny tor skierować wiedzę na temat starożytnego Sumeru, bredząc o Anunakach i bogach jakichś ze zmyślonej planety Nibiru, zamiast o resecie, który miał wówczas naprawdę miejsce. Każdy jeden reset żmijowe plemię wykorzystuje do dalszych, nikczemnych podbojów… obecny również pragnie wykorzystać w ten sposób… ale dojdziemy do tego…
Kolejnym faktem jest ten, że po każdym cyklicznym katakliźmie wybuchają wściekłe wojny – ocaleni starają się zagarnąć jak największe tereny tocząc zażarte walki o pustą przestrzeń z innymi ocalonymi z globalnej katastrofy. Tak było na przykład po ostatnim resecie, kiedy zdziesiątkowana rzekomą dżumą anglosaska, czarnogłowa dzicz z zachodu skrzyknęła cały kwiat swojego rycerstwa aby nasz kraj wymazać z mapy i zrobić Polsce rozbiory, spodziewając się że my też jesteśmy zdziesiątkowani. Na nasze szczęście olbrzymia ilość naszych przodków kataklizm przetrwała – czego w ogóle nie spodziewali się najeźdźcy – i brutalnie ukróciła marzenia zachodniej bandy najemników rozgramiając ją podczas bitwy pod Grunwaldem. Tamta krzyżacka porażka to nie była oczywiście misja ewangelizacyjna jak fałszywie głosi oficjalna, sfałszowana po resecie historia, ponieważ Polska już była przecież skatoliczona od dobrych paru wieków i nie wymagała żadnego nawracania. To była po prostu napuszczona na Słowian zbójecka krucjata rabunkowa zorganizowana od a do zet przez rzymski kościół, czyli naszego najstarszego okupanta. Przeciwko nam skierowano z całej Europy wszystkich zdolnych do noszenia broni bandytów. Polacy w sojuszu z pogańskimi Litwinami rozgromili jednak tę dzicz odsuwając od naszego narodu na kilka stuleci widmo rozbiorów. I to my po tamtej Victorii staliśmy się mocarstwem, które objęło w posiadanie gigantyczne tereny – niezmierzone obszary leżące pomiędzy Polską a Rosją wyludnione resetem. Polska bowiem przetrwała poprzedni reset w całkiem przyzwoitej kondycji, natomiast maleńkie Księstwo Litewskie również ale za nim już nikt nie przetrwał więc owo maleńkie księstewko rozrosło się niedorzecznie anektując wyludnione obszary i stając się większe od naszego państwa. I dlatego nasza wspólna Rzeczpospolita na długo stała się mocarstwową potęgą.
Sfałszowana historia starannie ukrywa przed ludzkością fakt cyklicznego kataklizmu i wszystkie dotychczasowe resety jakie odliczając 676 lat wstecz miały miejsce, błędnie uznaje za epidemie, które spontanicznie wybijały ludzkość. To oczywiście brednie, bo chociaż faktycznie miliony szkieletów zaściełają wszystkie starożytne cywilizacje – na przykład pod Paryżewem znajdują się kości ponad 7 milionów ofiar – to żadne badania naukowe tych szkieletów nie dostarczyły dowodów na to, że ich ofiary zmarły z powodu dżumy lub innej zarazy spowodowanej przez mikroby.
Dwa ostanie resety to była rzekomo tak zwana „Dżuma Justyniana” (lata 541 – 542) oraz „Czarna Śmierć” (w 1347 roku) – jak głosi sfałszowana historia. Co ciekawe zniszczono lub skradziono wszystkie kroniki pochodzące sprzed ostatniego resetu pisząc całą historię od nowa. Obecnie też znikają z pola widzenia wszystkie teksty przekazujące prawdę o resetach i korzystającym na nich żmijowym plemieniu. Dziś artykuły przekazujące prawdę są a jutro ich nie ma – i każdy kto ma oczy widzi, że ten proces pod płaszczykiem walki z mową nienawiści z dnia na dzień na skali przybiera. Dlaczego?
No cóż, dlatego, bo kolejny reset ma mieć miejsce już niedługo – w okolicach 2024 roku. To właśnie na tę datę czekają hordy hebanowych afrykańskich bandytów zainstalowanych nikczemnie i bezprawnie w całej Europie. Oni mają wyrżnąć niedobitków białej rasy kiedy się zacznie ten cykliczny proces. Na to samo zresztą czekają hordy obcych złodziei i bandytów zainstalowane w polskich urzędach i organach państwowych – chcą jak przyjdzie kryzys nakraść się za wszystkie czasy.
I kiedy tak przyjrzeć się uważnie temu co się dzieje w okolicach resetu, gołym widać że każdemu kataklizmowi towarzyszą nie tylko wściekłe wojny o terytorium zaraz potem ale także nagłe zmiany klimatyczne. Podczas ostatniego resetu było tak niefajnie z powodu pyłu, że nie było lata i na kilka lat zamarzł Bałtyk. Miliony uciekających na południe przed głodem i chłodem Słowian wymordowała wówczas ta koczownicza afrykańska dzicz, która od zawsze stara się nas wyeliminować w ramach swojego marszu na wschód. Robią to od początków ludzkości. Razem z kolejnymi resetami znikają przecież nasze słowiańskie kraje oraz królestwa: Wandalów, Ostrogotów, Wizygotów, etc. Obecnie siły wroga stoją w pełnej gotowości na kolejny reset już przy granicach Polski. A piąta kolumna wewnątrz. Nie ulega wątpliwości – z braku jakichkolwiek wyjątków – że pragną nas zwyczajnie rozbroić a potem wyrżnąć i napisać od nowa historię, na przykład o jakiejś epidemii – najlepiej dżumy bo tę lipę już dwa razy co najmniej wcisnęli ludzkości. Notabene wyrżnięte przez siebie resztki cywilizacji amerykańskich też przecież „tłumaczą” epidemiami na przykład ospy, no bo czyż nie?
Warto zatem w tym miejscu zrobić niewielką dygresyjkę bowiem człowiek współczesny w odróżnieniu do dawniejszych pokoleń posiada odrobinkę większą wiedzę medyczną i tak na przykład jedyną inną przyczyną powodującą IDENTYCZNE objawy do słynnej dżumy jest nie mniej nie więcej tylko choroba popromienna. Objawy są identyczne: krwawiące wrzody, powiększone węzły chłonne, guzy, rozpadające się tkanki i śmiertelność w zależności od dawki od kilku godzin do kilku dni od „zarażenia”. W odróżnieniu od pokoleń, które nie dysponowały energią jądrową, my doskonale wiemy co się działo z ludźmi po Hiroshimie, Nagasaki, Czarnobylu lub Fukishimie. Pradawne pokolenia oczywiście też o tym wiedziały ale ich wiedzę wymazał satanistyczny antyludzki rzymski kościół, który pragnął ją zachować wyłącznie dla siebie. Wszystkie znane miejsca wiodące do podziemnych schronów już od wieków zakryte są przed wzrokiem ludzi setkami katedr, klasztorów, opactw, zakonów lub kościołów. To niepodważalne fakty.
Za i przeciw teorii Artura Lalaka
Największym atutem teorii Artura Lalaka jest bogactwo starożytnych kronik, które niezależnie od siebie dziesiątkami jeśli nie setkami źródeł wzajemnie się potwierdzają. Źródeł tych jest ogrom na całej Ziemi wśród wszystkich możliwych cywilizacji. To duży plus tej teorii.
Największą natomiast wadą teorii Artura Lalaka jest jednocześnie dokładnie ten sam wysyp starożytnych kronik. Dlaczego? To bardzo proste – już niezliczoną ilość razy udowodniono, że niemal 100 procent starożytnych dokumentów to są ordynarne fałszywki. Szczególnie kościelne – którymi zastąpiono wszystko z innych źródeł – rodzimych. Dosłownie wszystkie zakony i bractwa religijne pracowicie przez tysiące lat niszczyły pogańskie, rodzime księgi i sporządzały swoje fałszywe dokumenty preparując je z benedyktyńską wręcz cierpliwością. Fałszowano dosłownie wszystko aby zagarnąć ziemię, władzę oraz majątek. I tak na przykład słynna Donacja Konstantyna czyli rzekoma darowizna kościołowi pół cesarstwa rzymskiego to tylko ordynarna lipa, co sam kościół przyznał pod naporem dowodów w XIX wieku. Niektórzy określają ją największym oszustwem świata.
https://www.salon24.pl/u/ryuuk/255173,najwieksze-oszustwo-swiata-donacja-konstantyna
Z naszego podwórka z kolei najbardziej szkodliwą fałszywką religijną było rzekome zaproszenie na nasze ziemie Krzyżaków przez Konrada Mazowieckiego – co na pięć wieków zatruło nam w Polsce spokój. To także jest tylko fałszywka i monstrualna lipa.
Temat powszechnego fałszowania starożytnych dokumentów jest tak obszerny, że warto go zgłębić chociaż jednym, lecz treściwym filmikiem Balda aby przynajmniej mieć pojęcie na jak wielką robiono to skalę:
https://www.youtube.com/watch?v=aZBc2P0ZROM
Kolejną wadą teorii Artura Lalaka jest ten osobliwy fakt, że w zasadzie tylko on wyczytał w tych kronikach te rewelacje. Życie uczy natomiast, że ostatnio jak za badanie starożytnych tekstów zabrały się samotne wilki lub inni wolni strzelcy to Patryk Geryl wyczytał w nich swój mocno osobisty koniec świata a Zacharia Sitchin jeszcze bardziej osobiste stada Annunaków. Artur Lalak też ma oczywiście niezbywalne prawo co tylko zechce wyczytać sobie z pism i tabliczek ze starożytnego Sumeru ale czy to jest wiedza pewna? Prawdziwa? Gdziekolwiek potwierdzona lub sprawdzona? Mam co do tego w związku z powyższym małe wątpliwości, bo w wykładach Artura nie raz i nie dwa ale kilkadziesiąt razy natrafiłem na drobne ale zawsze, niespójności, błędy interpretacyjne, omyłki tłumaczeń i tym podobne. Podam garść przykładów aby nie być gołosłownym. Artur wiele razy upierał się, że określenie Słowianie pochodzi od niewolnika (angielskie Slave) a nie Sławy co jest dla każdego Słowianina oczywiste. Inny przykład – dość karkołomnie Artur szuka źródła słowa Barbarzyńca nadanego nam Słowianom przez Rzymian ignorując zupełnie ich język oraz zwyczaje. I tak przeciętny Rzymianin 2 tysiące lat temu wyglądał przecież jak wygolony pedzio biegający bez majtek w krótkiej sukience. Tak właśnie wyglądał rzymski legionista, bo rzymski senator ganiał w pseudo sukience czyli todze, czyli prześcieradle po prostu. Nasi natomiast ówcześni wojownicy i inni ludzie to byli okryci skórami i odziani w ciepłe spodnie brodacze z przewiązanymi opaską na czole długimi włosami. Tak się przecież nasi i ich ludzie wówczas prezentowali. A skoro nawet dziś jeszcze w języku włoskim – który wywodzi się przecież bezpośrednio z łaciny starożytnych Rzymian – słowo barba oznacza brodę (barbierie – fryzjera/golibrodę) to oczywistym jest, że dawniej barbarzyńcy nie oznaczali tego co karkołomnie wykombinował Artur Lalak ale po prostu… brodaczy. Aż kilkadziesiąt razy na swoich wykładach Artur Lalak poszedł w nieprawdopodobną stronę interpretując coś zupełnie inaczej niż to wynika z Brzytwy Occhama, czyli najbardziej prawdopodobnej logiki ale generalnie są to drobiazgi nie ujmujące niczego jego mega teorii. Trudno zresztą wymagać od jednego człowieka aby biegle i bezbłędnie poznał kilkadziesiąt rozmaitych języków zwłaszcza tak egzotycznych jak sumeryjskie pismo klinowe – w czasach kiedy już nikt tego pisma nie naucza, nie używa i nie można nawet wymowy tego języka odtworzyć z braku żyjącego źródła. Rzuca to drobny cień na jego teorię i dla rozwiania wszelkich wątpliwości powinno się nad tekstami z pismem klinowym pochylić nieco więcej ekspertów dla uzyskania większej pewności. Po tym jak już nawiedzili nas natchnieni soliści z rodzaju Geryla lub Sitchina którzy wyczytali z tego pisma tylko to, co im pasowało, weryfikacja tych tabliczek z Sumeru to raczej konieczność. Tym bardziej, że nie tylko europejscy religiodawcy cierpieli na nadmiar fantazji oraz konfabulacji, bo semici to już w ogóle słynni są na cały świat kłamcy, z powodu swojej patologicznej skłonności do niedorzecznej przesady. Wszystkie, nie tylko semickie religie również pisały jak mrówki swoje księgi pod kątem własnych interesów i ta tendencja trwa w zasadzie do dnia dzisiejszego. Każdy kraj, każdy naród, każdy kościół na ziemi ma zupełnie inne podręczniki historii – pisane tylko i wyłącznie pod kątem interesów władzy jaka z nich wynika. Należy zatem brać oczywistą poprawkę na to, że historię piszą zawsze zwycięzcy i musi to być cholernie gruba poprawka, bo w zachowanych kronikach jakie badał Artur Lalak rozbieżności chronologii jak sam przyznał, sięgają kilkuset lat zamiast się wzajemnie pokrywać.
Mój końcowy werdykt jest taki: same kroniki to bardzo za mało aby się na sto procent upewnić, bo nawet jak weźmiemy kroniki sprzed niecałych stu lat to się okazuje, że coś tak znanego jak II wojna Światowa w zależności od źródła może być wywołana przez…
-
- Hitlera który napadł Polskę
- Niemcy i Związek Radziecki, które napadły Polskę
- Hitlera który napadł na międzynarodowego żyda
- 1000-letnią Rzeszę, która napadła na młody Związek Radziecki
- Rotszylda i spółka, który sfinansował i napuścił na siebie młode Niemcy i jeszcze młodszy Związek Radziecki
- Japonię która napadła na Hawaje, napadnięte tuż przedtem przez Stany Zjednoczone które zrobiły Hawajom rozbiór i zagarnęły w całości do USA
- Janka Dolasa który rozpętał II Wojnę Światową
- Polaków którzy napadli na Czechosłowację
- Polskę która napadła na żyda żeby mu ukraść zęby i bezspadkowy spadek
- Nazistowskie krasnoludki, które napadły i zgwałciły Stepana Banderę, bo nie chciał im oddać Krymu który legalnie przegrał w pokera.
… i zupełnie, ale to zupełnie okazać się odmienna.
Nie wiadomo którą wersję za dwa tysiące lat ostatecznie wygrzebie na światło dzienne potomek Artura Lalaka lub Patryka Geryla ale wiadomo, że żadna wersja nie będzie pozbawiona wad i w stu procentach prawdziwa. Już po stu latach nie wiadomo przecież o co w ostatniej wojnie chodziło a będzie wiadomo po dwóch, trzech lub pięciu tysiącach lat? Bo ja wątpię.
Chcę tu wyraźnie podkreślić, że to nie dyskwalifikuje zjawiska resetu. O nie. Resety bowiem są. To bezsporne w świetle materialnych, niezbitych dowodów, których nie można sfałszować, przekłamać lub mylnie zinterpretować. Resety występują a tylko ich interpretacja przez amatorów lub religijnych drapieżników pragnących władzy jest zupełnie ale to zupełnie inna, bowiem one nie są efektem natchnionych z dupy proroctw, rzekomych przepowiedni religijnych dewotów lub dajmy na to gniewów boziowych lecz zjawiskiem czysto fizycznym – w pełni naturalnym, powtarzalnym – i nie mającym oczywiście absolutnie nic wspólnego z religią lub innym bajkopisarstwem, bo zdarzającym się regularnie na bardzo długo przed wymyśleniem najstarszej nawet religii lub bajki. Bo, o ile na przykład żydowski kalendarzyk ma niecałe 6 tysięcy lat, (od „stworzenia” świata) no to podziemne tunele, schrony, miasta umożliwiające ludzkości przetrwać kolejny reset istnieją co najmniej dwa razy dłużej.
WERSJA 2
Badając cykliczne kataklizmy nie można przegapić także wykładu Krzysztofa Nowaka, który w nie mniej pasjonujący sposób niż Artur Lalak rzucił całkiem nowe spojrzenie na sprawę resetu:
https://www.youtube.com/watch?v=kbO2tlu1ulI
W swoim wykładzie – nota bene zainspirowanym filmem Artura Lalaka – Krzysztof Nowak doszedł do zgoła odmiennych przyczyn cyklicznego kataklizmu. On skupił się nie tyle na starych kronikach co własnej ścisłej matematycznej wiedzy o elektromagnetyzmie i silnikach elektrycznych – którym przecież jest między innymi Ziemia, która obracając się wytwarza znane wszystkim doskonale pole magnetyczne. Otóż wyliczył on, że Ziemia co 676 lat zmienia bieguny robiąc przy tym niesamowity manewr, co sprawia że przez kilka tygodni lub miesięcy planeta pozbawiona jest pola magnetycznego chroniącego przed kosmicznym promieniowaniem. I właśnie docierające do jej powierzchni promieniowanie bezlitośnie wybija ludzkość chorobą popromienną, twierdzi Krzysztof Nowak. Tą chorobą łudząco podobną do dżumy. Jest bardzo wiele okoliczności świadczących na korzyść teorii Krzysztofa Nowaka. Na przykład zasięg i liczba ofiar rzekomej dżumy – jest ich najwięcej w miejscach najbardziej nasłonecznionych, a najmniej tam gdzie do Ziemi dociera mniej promieni słonecznych. To wszystko pięknie się zgadza z jego teorią. Krzysztof Nowak bardzo logicznie tłumaczy też fakt, że nasza kochana Polska jest wręcz zieloną wyspą na mapach zagłady – która w cudowny sposób chroniona jest przed tą cykliczną plagą. Według Krzysztofa zbawienne dla naszych przodków okazują się rudy żelaza rozsiane po terenie całej Polski i Ukrainy. Te złoża są zbyt ubogie w żelazo, aby się kwalifikowały do przemysłowego wydobycia ale na tyle bogate aby nawet przy całkowitym zaniku pola magnetycznego Ziemi, samodzielnie wytworzyć własne pole, które zapewni ochronę ludności przed zabójczym promieniowaniem z kosmosu. Innymi słowy nasi praprzodkowie, mając do dyspozycji cały kontynent wybrali na osiedlenie się teren dzisiejszej Polski oraz Ukrainy, bo po tysiącach lat bolesnych doświadczeń doskonale wiedzieli, gdzie mają największe szanse przetrwania kolejnych resetów.
Za tą teorią przemawia oczywisty fakt, że żelazo rzeczywiście wykazuje tendencję do namagnesowania się kiedy przebywa w polu magnetycznym, na tyle aby potem samodzielnie cząstkę pola magnetycznego samodzielnie wytwarzać. Każdy kto się bawił magnesami wie, że po namagnesowaniu na przykład noża podnosić nim potem można na przykład biurowe spinacze. Nie ma nic przeciwko założeniu Krzysztofa Nowaka, aby rudy żelaza pod niemal całą Polską i Ukrainą nie miały zachowywać się tak samo. Te spostrzeżenie o złożach rudy żelaza to bardzo wielki plus jego teorii. Kolejnym plusem jest wpleciony w nią niesamowity wręcz Efekt Dżanibekowa, nazwany tak na cześć rosyjskiego kosmonauty, który go odkrył na stacji kosmicznej. Ten efekt jest tutaj myślę kluczowy i muszę powiedzieć, że po jego zobaczeniu rzeczywiście może opaść szczęka, kiedy człowiek na własne oczy ujrzy jak zachowuje się obracający się obiekt w stanie nieważkości. Jest to sprawa tak wielkiej wagi, że gdy się to zobaczy, tego się już nie da zignorować lub odzobaczyć.
https://www.youtube.com/watch?v=1x5UiwEEvpQ
Coś niesamowitego, bo takim przedmiotem jest przecież obracająca się w próżni… nasza Ziemia. Czy podczas takiego cyklicznego manewru może dojść do przesunięć skorupy ziemskiej? Do fal tsunami? Do trzęsień ziemi? Do związanych z tym efektem globalnych kataklizmów? Oczywiście, że tak skoro prawa fizyki są takie jak widać a nie inne. Nie ma w tej teorii spadających meteorytów ale promieniowanie kosmiczne, które z powodu braku pola magnetycznego dociera do powierzchni naszej planety przez ten kilkutygodniowy okres kiedy Ziemia zmienia swoje bieguny. To oczywiście powodować musi masowo chorobę popromienną – która podczas średniowiecznych resetów mylnie brano za dżumę, z powodu braku elementarnej wiedzy na temat promieniotwórczości.
Generalnie Krzysztof Nowak precyzyjnie wyliczył wszystko to, co się dzieje na Ziemi przy każdym zabójczym cyklu i muszę powiedzieć, że jego prognozy dotyczące coraz gorętszych lat następujących tuż przed samym kataklizmem, robią piorunujące wrażenie, bo przecież ostatnie lata są rzeczywiście ekstremalnie wręcz gorące w porównaniu do tych sprzed paru lat – dokładnie tak jak dwa upalne lata temu on to przewidział że będzie. A apogeum tego rosnącego ocieplenia jakie Krzysztof Nowak obliczył ma nastąpić w najbliższych czterech latach, które kolejno będą jeszcze bardziej gorące. Szczegóły jego prognoz są porażające i nie można jego wykładu przegapić, bo wszystko co przedstawił z morderczą precyzją się na naszych oczach sprawdza. Bieguny rzeczywiście przyśpieszają swoją wędrówkę a lata z roku na rok stają się coraz cieplejsze. A zim w praktyce w ogóle już nie ma.
Za i przeciw teorii Krzysztofa Nowaka
Od strony technicznej nie mogę przyczepić się do teorii Krzysztofa Nowaka, ponieważ już lata temu skutecznie zniechęciłem się do nauki elektromagnetyzmu. Dawno, dawno temu jeszcze w prehistorii Internetu usiłowałem zbudować jedno z urządzeń do produkcji wolnej energii. Zgromadziłem w tym celu mnóstwo kabli, diod, śrub, pasków klinowych, kółek zębatych i tych bez zębów i jak tylko przystąpiłem do zajęć praktycznych to jeden z magnesów neodymowych którymi się bawiłem wyskoczył mi z torby i zerwał skórę z kciuka który stał mu na drodze do drugiego magnesu. Tak mnie wówczas ten magnes wkurwił, że już na zawsze dałem sobie spokój ze zgłębianiem darmowego elektromagnetyzmu. Kiedyś dla zabawy ugryzła mnie znienacka krowa ale to było nic w porównaniu z tym jak mnie ten jebany magnes uszczypnął. No i przez tę traumatyczną sytuację z magnesem i krową nie jestem kompetentny aby zweryfikować obliczenia pana Nowaka. Mogę godzinami dłubać śrubokrętem w gniazdku pod napięciem ale jak widzę magnes neodymowy to koszmar powraca, kciuki drętwieją i zaraz mi się trzęsą ręce…
Za teorią Krzysztofa Nowaka przemawia natomiast ściśle naukowe podejście tego człowieka. Bardzo zgrabnie wyjaśnił spiralną wędrówkę biegunów popartą mnóstwem danych z pomiarów, zagmatwaną wcześniej sytuację z wulkanami oraz zasadą działania silnika elektrycznego, którym jest przecież Ziemia. No i oczywiście ten sam co w przypadku Artura Lalaka wysyp bezspornych dowodów przemawia za słusznością jego teorii – podziemnych miast, tuneli i schronów. w których ludzie szukali schronienia w czasie ubiegłych resetów.
No i to tyle dwóch głównych teorii resetu, z których nawet nie potrzeba wybierać lepszej lub gorszej skoro obie prowadzą do identycznych wniosków – że cykliczne resety są co 676 lat i coś w związku z tym można jeszcze do 2024 roku zrobić. Powracając do sedna kataklizmu, czyli roju meteorytów według Artura Lalaka, lub zmiany biegunów według Krzysztofa Nowaka nasi praprzodkowie przetrwali w obu wersjach w dokładnie taki sam sposób. Otóż posiadając wiedzę o resetach zawczasu pobudowali głębokie podziemne schrony dla siebie oraz następnych pokoleń – starając się aby były jakieś 300 metrów nad poziomem morza i bardzo głęboko pod ziemią aby uniknąć nie tylko ognia z nieba ale również ewentualnego potopu – i nazwali je wary. I trzeba przyznać – ma to głęboki sens bowiem rzeczywiście w polskich nazwach geograficznych, i nie tylko, aż się roi od nazw mających rdzeń „war”, który oznacza po prostu schronienie. To przecież od tego słowa pochodzą określenia, warownia, wartownik, warta, warowanie, warunek. A fakty niezbite są takie – aczkolwiek bardzo starannie ukrywane przed Polakami – że każde miejsce z rdzeniem war posiada podziemne schronienie. KalWARia, WARszawa, WARnołęka, WARka, FolWARk, WARdęga, WARdomy, WARmia, WARszewo, etc. Są dosłownie setki, jeśli nie tysiące miejsc w naszym kraju, gdzie znajdują się schrony podziemne, o których wiedzę mają wtajemniczeni i ci którzy potrafią ruszyć dupę sprzed komputera aby w terenie sobie poszukać. Nawet we francuskich Alpach znajduje się cały region o nazwie Var – niepodobnej przecież zupełnie do języka francuskiego. Te starożytne nazwy geograficzne to po prostu spuścizna naszych słowiańskich przodków, którzy jeszcze w pradziejach zaludnili niemal cały kontynent nadając wszystkiemu swojskie słowiańskie nazwy. War w mitologii aryjskiej/irańskiej/perskiej to również nic innego niż… podziemne schronienie – zupełnie jak u nas, bo nasza historia ma przecież wspólne z protoirańczykami aryjskie korzenie. Można sprawdzić „war” w wikipedi jeśli słowo nadal brzmi obco. Szkoda że wiedza o warach jest trzymana przed jej bezpośrednimi spadkobiercami w sekrecie, bo ma to na celu oczywiście usunięcie nas z nie tylko z własnej rodzimej ziemi ale także kart historii. A skoro niedługo będzie już ostatni dzwonek warto myślę słowo war rozpowszechnić, bo nie wzięło się ono na mapach znikąd tylko w jasno określonym celu – aby nasi ludzie wiedzieli gdzie się schronić i to nawet jak umrą najstarsi mieszkańcy którzy o tym pamiętają – czyli co 676 lat.
Oficjalną wiedzę o warach wymazano, bo brutalna prawda jest taka, że w odróżnieniu od Polaków – prawowitych spadkobierców starożytnych schronów – nasi obecni kabalistyczni okupanci doskonale o tych miejscach wiedzą usiłując podstępnie je zagarnąć wyłącznie dla swojego plemienia. Pokrywając je przez stulecia kościelnymi zabudowaniami pragną szansę na ocalenie ukraść prawowitym właścicielom sprzed nosa, skazując rdzennych mieszkańców na nieuchronną zagładę. Robią to z wyrachowaniem i premedytacją – konsekwentnie od setek i tysięcy lat. Przed Polakami wiedza o warach jest ukrywana staranniej niż preferencje seksualne zboczonych biskupów.
Cały świat obecnie bez rozgłosu ale na potęgę buduje schrony aby uratować jak najwięcej swoich. Cały tylko nie Polska. Polska jako jedyny wyburza nawet poniemieckie bunkry, aby jak najwięcej Polaków zginęło podczas nadchodzącej katastrofy. Cały wtajemniczony w reset świat doskonale wie, że po katakliźmie ponownie wybuchną bezlitosne wojny o zagarnięcie dla siebie jak największych terenów w ramach nowego rozdania. Po ostatnim katakliźmie wymarły przecież dosłownie wszystkie europejskie dynastie i walka o tron rozgorzała taka, że w Europie nie pozostał kamień na kamieniu. Nasz król Łokietek wyjątkowo przetrwał ukrywając się w… jaskini – nazwanej później Jaskinią Łokietka od jego imienia – i tylko nasz naród nie doznał brutalnych wojen o władzę, jakie wybuchły po ostatnim resecie w XIV wieku na terenie Europy.
Cały dosłownie świat poprzecinany jest podziemnymi tunelami i obiektami wydrążonymi przez wcześniejsze cywilizacje. Są tunele z Rumunii do Tybetu, przejścia z Wawelu do wnętrza Ziemi, olbrzymie schrony na Dolnym Śląsku i kilkunastopiętrowe podziemne miasta, których oficjalna nauka nie może sensownie wyjaśnić. Jak na przykład Gobeli Tekle wybudowane około 12 tysięcy lat temu w dzisiejszej Turcji.
Ono także łączy się starożytnym, podziemnym tunelem prowadzących z dzisiejszej Turcji do Szkocji. Te miasto prócz tego, że jest schronem przeciwko promieniowaniu lub meteorytom, posiada także funkcje obronne przeciwko zbrojnym bandytom, którzy po każdym resecie szaleją w poszukiwaniu władzy oraz żywności. Jak widać zabezpieczone zostało w genialny wręcz sposób okrągłymi głazami, które można otworzyć jedynie przetaczając je na bok, czego można dokonać wyłącznie od środka – od strony obrońców.
Ewentualni napastnicy – niezależnie od liczebności – musieliby je atakować nie wiadomo nawet jak ale wiadomo, że ze względu na ciasnotę korytarzy wyłącznie pojedynczo. To jeszcze bardziej ułatwia obronę, bo nawet z łuku lub kuszy można intruzów po prostu wybijać po kolei do nogi. Geniusz musiał zaprojektować te miasto, bo są w nim nie tylko pomieszczenia odporne na kataklizmy i watahy bandytów ale tez miejsca na magazyny żywności, ujęcia wody, kanały wentylacyjne a nawet zagrody dla bydła. Słowem doskonały war umożliwiający bezpieczne przetrwanie dla setek tysięcy ludzi. I jest to niewątpliwie dzieło naszych genialnych praprzodków, jako że w tamtych czasach tylko my byliśmy cywilizowani, czyli prowadziliśmy osiadły tryb życia i zajmowaliśmy się hodowlą bydła oraz rolnictwem. Reszta świata zajmowała się wówczas prymitywnym włóczęgostwem, zbieractwem i koczownictwem.
Do wersji z meteorytami Artura Lalaka skłania najbardziej odkrycie na Malcie jednego z takich warów – w którym znaleziono ponad 20 tysięcy zwęglonych ofiar poprzedniego kataklizmu. Spopielił ich ogień z nieba, bo war nie znajdował się dostatecznie głęboko, lecz zaledwie parę pięter pod ziemią. Fakt ten ostatecznie dyskwalifikuje średniowieczną wersję z rzekomą dżumą, która nie zwęgla przecież zwłok, tak samo jak nie zwęgla ich radioaktywne kosmiczne promieniowanie. Meteoryty natomiast owszem mogą spopielić wszystko w pobliżu upadku zupełnie jak bomba jądrowa lub fala uderzeniowa.
Tak więc kiedy ona – cykliczna zagłada – nastąpi?
No cóż… według Artura Lalaka i Krzysztofa Nowaka dokładnie za cztery lata czyli w 2024 roku. „Nasze” tak zwane elity o tym doskonale wiedzą i z naszych podatków ale tylko dla siebie budują schrony z reguły pod urzędami wojewódzkimi. Dla swoich wyborców mają jedynie pogardę i bezkresne pokłady buty, chamstwa oraz bezprawia. Rząd też już się zabezpieczył na wypadek kataklizmu – w ubiegłym roku kupił sobie 100 ton złota z naszych podatków, cztery samoloty i worki pieniędzy w gotówce, żeby mieć na nowy start w zupełnie innym miejscu jak już pył opadnie i reset się skończy. Gołym okiem daje się zauważyć jak wszelkie zło niesamowicie swoje plany obecnie przyśpiesza usiłując tak mocno zaszkodzić nam Polakom jak tylko jest to możliwe. Absolutnie każda decyzja urzędasa lub polityka jest dla Polski i Polaków maksymalnie szkodliwa. Tęgie łby już od dziesiątek lat dbają, aby nie dało się w naszym kraju zrobić czegoś co byłoby dla nas korzystne. Nie ulega wątpliwości, że dzisiejsi podżegacze wojenni i szkodnicy narodowego interesu zrobią to samo co ich poprzednicy – okradną nas z całego majątku i spierdolą tam gdzie bezpiecznie, żeby przetrwać za skradzione naszemu narodowi dobra i pieniądze a nas pozostawić kompletnie bezbronnych na pastwę sprowadzonych na Zachód islamskich bandytów.
A Polacy? Polacy są tak otumanieni i zachlani, że ignorują wszystkie znaki na niebie i ziemi i z uporem maniaka odwrócą głowy nawet od tego, co widzą na własne oczy – na desperackie i pozbawione powodu uporczywe i konsekwentne wypędzanie milionów młodych Polaków z ich własnej ziemi i okradanie całego narodu z jego własnego majątku, budowanego przez kilkadziesiąt co najmniej pokoleń. Poruszam się trochę po świecie i widzę przecież że wszędzie pełno Polaków: w Holandii, Francji, Anglii lub Niemczech. Pakują te miliony młodych rodaków bezmyślnie jakieś durne pudełka w Amazonach lub jeszcze durniejsze palety w centrach logistycznych albo myją gary na zmywakach i nawet nie mają bladego pojęcia o tym, że zostali przez odwiecznego intruza wygnani ze swojego własnego domu po to aby się w innych domach nająć w charakterze parobków. Ba, wielu myśli wręcz, że to wypędzenie to jest coś jakby życiowy sukces!
Są tak zachlani i pozbawieni elementarnej wiedzy, że nie mają nawet pojęcia o tych wszystkich religijnych pseudo przepowiedniach, które ustami nawiedzonych siostrzyczek oraz ojczulków latami im sączyli proboszcze i wszyscy święci. Że Polska przetrwa najlepiej z całej Europy nadchodzący kataklizm i że najlepsze co można zrobić obecnie to albo zostać w kraju albo do niego powrócić. Oczywiście te wszystkie religijne pseudo przepowiednie to nie były proroctwa a jedynie przywłaszczone przez okupanta rzymskiego fragmenty naszej prastarej wiedzy zagarniętej na szkodę Słowian przez kler – wiedzy o tym, że Polska ma najlepsze WARunki do przetrwania ludności podczas cyklicznego resetu. Nawet najbardziej pesymistyczna „przepowiednia” dla Polski – ta od ojczulka Klimuszki – zapowiada najwyżej 10 procent strat ludności na terenie Polski. Tylko u nas ma tak mało zginąć ludności.
Mógłbym tu oczywiście podać parę prostych sposobów jak przetrwać ten reset no ale po co? No po co? Żeby uratować paru katolickich alkoholików? No bez jaj – oni i tak po pierwsze, jak zawsze wszystko co mądre zignorują, a po drugie nawet gdyby zostali uratowani niejako na siłę, to nie powiedzą potem jednego słowa dziękuję tylko będą w pas się zginać, klęczeć i do końca zachlanego życia dziękować za ocalenie jakiejś żydobozi. No kurwa kabaret, bo mrukną: bogu niech będą dzięki i pójdą się z radości zachlać i po pijaku stawiać kolejne kościoły – i jest to pewne jak amen w ich pacierzu.
Współcześni Polacy to tylko piąta woda po kisielu – nie mająca absolutnie nic wspólnego z tymi chociażby sprzed wojny, że o Lechitach nie wspomnę. Dziś wyrzekną się Ojczyzny za którą ich dziadowie walczyli żeby sobie kupić starego volkswagena do którego z dziesięć lat pierdział jakiś szwab. A współczesne Polki to już nie Inki lub łączniczki z AK tylko łatwe galerianki albo wręcz stare kurwy, które dla paru srebrników myją dupy jeszcze bardziej starym hitlerowcom – również uważając to za życiowy sukces, zamiast planowego wyniszczania narodu polskiego. Zero honoru, dumy i jakiejkolwiek godności. Zamiast dumy posiadają jedynie wazeliniarsko lokajską mentalność wobec naszych odwiecznych oprawców. Jak pomyślę, że te nędzne popłuczyny to żałosne resztki najwspanialszego niegdyś na Ziemi narodu, to nawet mi ich nie żal, bo skoro sami się pozbyli dla flaszki wódki narodowej dumy i zdegradowali do roli przygłupich parobków, no to nie ma już żadnej mocy aby im dodać skrzydeł, bo nawet jak im je na siłę dostarczyć to nie wzlecą na nich oczywiście do nieba i nie dojrzą do tego aby objąć sytuacje szerokim spojrzeniem, ale zgarbią się jak przystało na lokaja i pójdą tymi skrzydłami zamiatać niemieckie nory albo czyścić kościelne kible.
Nie dla psa kiełbasa – mawiali nasi przodkowie. Nie dla zdrajców Ojczyzny ratunek – mawia baca.
Co mogą zatem zrobić polskie barany wyborcze, skoro nie mogą już liczyć na zarobkowych zmywakowych emigrantów?
Oczywiście to co najprostsze – czego nie tylko jak zwykle nie dostrzegą i nawet nie będą chcieli ogarnąć – nie wybiorą sobie własnej polskiej władzy, która reprezentowałaby wreszcie po 300 latach niewoli ich polskie interesy.
Mogą przecież w dowolnej chwili wybrać sobie własną władzę zwierzchnią na mocy konstytucji, która daje im takie prawo jako suwerenowi sprawującemu władzę nadrzędną nad każdą inną władzą: sądową, ustawodawczą lub policyjną.
Mogą po prostu zwołać na wiosnę słowiański wiec – i na nim wybrać sobie bezpośrednio, jawnie i prawomocnie najlepszego kandydata spośród rdzennych Polaków na króla lub prezydenta. Kogoś z uprawnieniami Putina lub Trumpa. Kogoś kto może silną polską ręką sprawiedliwie rządzić za pomocą prezydenckich lub królewskich dekretów. Mogą to przecież zrobić w każdej chwili już od 30 lat! To tak proste i jednocześnie tak niemożliwe z jeszcze prostszego powodu?
Jakiego?
Takiego, że te zachlane barany wyborcze nie są w stanie pojąć tej oczywistości, że są dosłownie pasącymi się baranami trzymanymi w żelaznym uścisku psów pasterskich (sądy, prokuratura, policja) za solidnym ogrodzeniem (okupacyjna administracja, system podatkowy i urzędnicze kurwy), co razem wzięte sprawia, że nie mogą nawet jednego kroku wykonać w kierunku wolności mylnie interpretując sytuację w jakiej się znaleźli. I wszyscy ich oprawcy, włącznie z rzekomo dobrym gospodarzem zapewniają ich fałszywie, że te psy i te elektryczne pastuchy wokół pastwiska to dla ich dobra, bo gdyby nie ta ochrona i te zabezpieczenia, to wszystkie biedne owieczki i biedne baranki okrutne wilki natychmiast by zeżarły (wirusy, terroryści). No i pijane ze szczęścia barany wręcz kochają swoją niewolę, bo są zadowolone, że są bezpieczne i pasą się beztrosko – bez niebezpieczeństw zza płotu. Nikt nigdy ze wszystkich ich dozorców nie powie im tej bezspornej i oczywistej prawdy, że przez całe ich liche życie pies je bez powodu zaszczuwa, że przez całe ich liche życie tak zwany dobry gospodarz goli je do gołej skóry, że jak już nie mogą dłużej na niego i te psy zarabiać to gospodarz osobiście je zabija i osobiście pożera. Nie, tego że to ich dobry gospodarz a nie jakieś mityczne wilki ich zwyczajnie zarzyna i pożera, tego te barany nie widzą mimo iż to jest tuż przed ich oczami. Są zadziwiająco odporne na tę oczywistą wiedzę. One nadal myślą, że jakieś w dupę wilki są dla nich zagrożeniem. Wilki, których nigdy nawet nie widziały.
Taka a nie inna jest brutalnie prosta sytuacja wyborczych baranów – golonych do zera podatkami – i utylizowanych po przejściu na emeryturę przez przemysł chorobowy, który nie pozwoli im żyć za długo nawet dwa dni kiedy już przestaną zarabiać na system.
Mamy rok wyborczy i barany zamiast leganie i prawomocnie wybrać spośród siebie swojego króla lub prezydenta – wybiorą już dawno wybranego starannie dla nich kolejnego dobrego gospodarza, który im tak dopierdoli jak żaden poprzedni. Barany będą golone nawet na jajach i utylizowane jeszcze prędzej, bo głodnych psów się namnożyło jak karaluchów na ich polińskim pastwisku. Barany nie widzą nawet tej oczywistości, że wszystkie znane wary na terenie Polski już od dawna obsadzone są jahwistyczną, antyludzką patologią, czyli klerem oraz żydostwem, po to aby Słowian ponownie zginęło jak najwięcej – prawowitych spadkobierców i właścicieli warów zbudowanych przez ich przodków. Oni „myślą”, że Kulczyk i koszerna spółka dla jaj a nie dla swojego pomiotu budują sobie zamek na terenie rezerwatu. Zamek, przy którym jest cała sieć podziemnych, bezpiecznych, głębokich i obszernych jaskiń…
Jest jeszcze parę lat na to aby barany zmądrzały i wybrały spośród siebie swój własny rząd i swojego własnego władcę, bez oglądania się na okupacyjne pseudo wybory i pseudo ordynacje wyborcze w których tylko pasożyta mają do wyboru – do czego mają przez cały ten czas niezbywalne, konstytucyjne prawo – ale nie wybiorą, bo mają to w dupie. Ich puste, baranie łby wypełnia piwo z telewizora, smog z komórki, kał z odbiornika i pseudomyśli o tym jakby tu 10-letniego wolksvagena zamienić na audi do którego pierdział tylko pięć lat jakiś rodowity Niemiec z Kamerunu. To są ich żywotne problemy prócz tego oczywiście jak by tu na weekend się zachlać.
Może gdyby nie chlali to mieliby jeszcze czas aby wypędzić z Polski pedofilów w sukienkach i stada nieproszonych pasożytów z powrotem do Afryki, a wszystkie wary wyremontować i napełnić zapasami żywności aby Polacy przetrwali kolejne siedem wieków… może… ale to możliwe tylko teoretycznie. W praktyce będą nadal chlać i uciekać z Ojczyzny dla kariery parobków – tak myślę – chociaż chciałbym z całego serca myśleć inaczej.
Na koniec parę dobrych wieści. Otóż wygląda że Matka Natura jest dużo mądrzejsza niż cała ludzkość – w tym oczywiście zachlani na własne życzenie Poliniacy. Chodzi o przebiegunowania Ziemi, resety i inne rozbłyski słoneczne – czyli te zjawiska które powodują docieranie do Ziemi promieniowania kosmicznego, czym także nieustannie ludzkość się straszy niczym najgorszym koszmarem zamiast wytłumaczyć to cyklicznym procesem na który można się przygotować.
Silne promieniowanie kosmiczne okazuje się bowiem, że owszem jest katastrofalne, zupełnie jak dla lasu pożar, ale ma jednocześnie swoje nieocenione zalety – pozwala odrodzić się życiu w każdej formie w stanie dużo lepszym niż po wiekach celowej lub przypadkowej degeneracji. Jest to taki naturalny reset – do ustawień fabrycznych. Przypomina to naturalną mądrość niektórych drzew iglastych, których szyszki wydają nasiona wyłącznie w temperaturze powyżej 400 stopni Celsjusza, czyli tylko w czasie pożaru lasu. Umożliwia im to opanowanie terenu na ogołoconym z konkurencji obszarze i to także dowód na to, że ludzkość nawet do pięt nie dorasta mądrości prezentowanej przez Naturę. Dobrze, że na pohybel chemicznej i zmodyfikowanej genetycznie mafii – Ziemia ma na ich knowania swoje naturalne lekarstwo, które niweczy wszelkie pseudopoprawki Matki Natury.
Silne pole magnetyczne również resetuje DNA roślin do stanu fabrycznego – zjawisko nosi nazwę Efektu Ebnera i więcej o nim jest tutaj:
https://bacologia.wordpress.com/2019/05/13/efekt-ebnera/
Tak więc Matka Natura posiada już od dawna sprawdzony lek na wszystko. Na zmodyfikowane genetycznie rośliny, zwierzęta i oczywiście ludzi świadomie lub nieświadomie starających się jej zaszkodzić zakłócając jej naturalne prawa. Reset jak sterylizator wyniszczy hordy bezużytecznych jednostek: tych wszystkich grubasów pełnych toksycznej chemii, te wszystkie grubaski napełnione łojem i silikonem, tych wszystkich niedojdów hodowanych od pokoleń wsobnie oraz oczywiście naiwnych łatwo(wiernych) idiotów, którzy w modlitwie będą przecież szukać ratunku zamiast w schronie – i tak jak podczas poprzednich resetów – hałdy tych zwiedzionych głupców znajdowane będą potem w, to idealne określenie… kościołach. Sterty ich durnych kości będą zalegać po… kościołach. I to co poraża to fakt że oni tego nie są w stanie zrozumieć. Przetrwają wyłącznie najzdrowsi na ciele oraz umyśle i to oni dadzą początek nowym zresetowanym, silnym i zdrowym pokoleniom. Odwieczny cykl życia na planecie Ziemia zaliczy kolejny okres – niezależny oczywiście od tego czy się to komuś podoba lub nie podoba.
Jeszcze jest kilka lat czasu na przygotowania, a czy Polacy raczą wytrzeźwieć i się uratować czy też po pijaku zamodlić do żydowskiej Maryi – w ramach wolnej woli tylko od nich samych zależy. Prawda bowiem jest taka, że Matce Naturze wszystko jedno jest kogo ma uratować i ona to zrobi chętnie ale tylko tych którzy sami tego pragną. Matce Naturze los Polaków wisi i powiewa. Jedynie matce boskiej zmyślonej bardzo ale to bardzo na Polakach zależy – ona postara się aby ich jak najwięcej dla swojego pomiotu… wymordować. Po to właśnie została ona zjudaizowana oraz zmyślona. Tylko po to. Aby nad wejściem do schronów, (sic!) zamienić ich hurtowo w sterty kości.
Ewentualne komentarze proszę wrzucać merytoryczne – o resecie i tylko resecie. Nie będę tolerował biblijnych bredni, kościelnego spamu i nawiedzonych modlitw. Proszę nie pytać też prostacko, gdzie są wary, bo każdy ma dwie ręce, dwie nogi, kawałek mózgu i aż cztery lata, aby kilka lub kilkanaście warów samodzielnie sobie znaleźć przy pomocy kilofa i łopaty. One są wszędzie, jeśli się wie gdzie szukać – i uprzejmie podpowiadam – z pewnością nie ma ich w biblii. Ja się tak wartościową wiedzą jak położenie warów nie zamierzam dzielić, bo przyjaciół wartych tej wiedzy poznaje się w biedzie, a nie przy butelce, konfesjonale lub internecie.
Dla tego typu „przyjaciół” polecam jedynie jeszcze jedną przejmującą pieśń z nadzieją, że może ona jebnie ich wreszcie tak mocno w kark, że w końcu odblokują rozum i otworzą oczy.
https://www.youtube.com/watch?v=Qti_4mJROig
Opublikowano za: https://bacologia.wordpress.com/2020/02/01/reset/#more-579
Wybrane komentarze
Kmieciu 21:27 on 1 Luty 2020 Bezpośredni odnośnik |
O dziwo nawet Wikipedia specjalnie nie unika tematu, przynajmniej w kontekście Persji: https://pl.m.wikipedia.org/wiki/War_(mitologia_perska)
baca 10:51 on 2 Luty 2020 Bezpośredni odnośnik |
Witaj Kmieciu, wszystkie stare źródła w zasadzie trąbią o tym samym. Nie można też pominąć – ale ja niestety musiałem w tekście to zrobić – tak zwanych rosyjskich resetów – bo nie było na to po prostu już miejsca. Poza tym Rosja jest już przed wszelkim atakiem bandytów doskonale zabezpieczona. Putin wypracował przewagę militarną na około 30 lat przed lichwiarzami i obecnie bez lęku o napad z zewnątrz sprząta ze śmieci spokojnie wnętrze Rosji.
Rosyjskie resety to trochę bardziej szczegółowe zagadnienie, jako że Rosjanie doliczyli się każdego resetu podzielonego jeszcze na cztery pomniejsze okresy niż „nasze” polskie 676 lat. Najwięcej o tamtych resetach jest na stronie Dziada, który niezmordowanie tłumaczył rosyjski internet resetowy. Ostatnio coś przestał to robić i chyba wiem dlaczego. Pewnie znasz sprawę ale gdyby nie oto link do Dziada:
https://www.youtube.com/user/v8tatra/videos?disable_polymer=1
Marek 22:47 on 2 Luty 2020 Bezpośredni odnośnik |
Dowody w postaci zdjęć ,obrazów z 19 wieku z Syberii i innych miast Rosji pokazują że
Potop był pomiędzy 17 a 18 wiekiem .na Syberii na początku 19 wieku nie było drzew !
Więc albo reset już był albo jest lokalny albo jedno i drugie.
gnago 15:45 on 16 Luty 2020 Bezpośredni odnośnik |
A czemu zaobserwowano te słoje na przekroju drzew co pokazują ich wzrost od 500 lat najmniej? A bierzmy pod uwagę że tam klimat ciutkę zimniejszy i na północy mimo długiej doby mniejszy przyrost jest . Tym bardziej że zmarzlina jest.
Justyna 07:35 on 3 Luty 2020 Bezpośredni odnośnik |
Jak wygląda taki bunkier dla kasiastych można zobaczyć tutaj:
https://ligaswiatowa.wordpress.com/2015/03/07/dowody-dzialania-nwo-bunkry-elit/
Ciekawy jest również cykl artykułów o totalnym resesie planetarnym (gdzie przemieszczają się całe kontynentów) na stronie nieocenionego Trebora:
https://treborok.wordpress.com/about/bogowie-to-nie-fikcja/
lub:
https://www.klubinteligencjipolskiej.pl/2019/12/bogowie-to-nie-fikcja-12-oszustwo-wszechczasow/
Pozdrawiam wszystkich
tweety 10:22 on 10 Luty 2020 Bezpośredni odnośnik |
odnośnie Barbarzyńcy, barbarzyńca z łaciny to „cudzoziemiec” nawet na Wikipedii jest to napisane, więc Artur tłumacząc barbarzyńce jako kogoś kto mówi innym językiem ,raczej się nie myli, chociaż brodacz też jak najbardziej również może być dobrym tłumaczeniem.
barra barra 19:26 on 10 Luty 2020 Bezpośredni odnośnik |
Według mnie, to nie 2024r. a 2028r. ten „czas” musi być liczony od jakiegoś punktu „0”, czyli od brodatego dżizusa, więc 3×676=2028… niewiele to zmienia a jednak 4 lata dłużej będziemy oddychać, teoretycznie (dalej wyjaśnię dlaczego).
Jest kilka innych spraw, które bardziej mnie interesują, tak je sobie powoli ogarniam, dzieląc się nimi… może szybciej wspólnie do czegoś dojdziemy konstruktywnego. A mianowicie wiemy, że kalendarz dżizusowy jest do bani, wymyślony i jeśli się nie mylę, to jest chyba najmłodszym ziemskim datownikiem.
Ale jakby to wyglądało w „wybranym kalendarzu”? Mają teraz rok 5780, zauważyć trzeba, że złota era, to rok 6000. Ile czasu potrzebują na totalne przeorganizowanie ziemskich spraw, aby złota era była złotą? Po tym całym syfie który się wydarzy, ktoś ten bajzel będzie musiał posprzątać, pozamiatać i poukładać.
Jakie czynniki wpływają na fakt, że dżizusowy kalendarz ma aż takie resetowe znaczenie? Niestety tylko na potrzeby gojów, ujawniając im/nam to, co ma być ujawnione. I umówmy się, że tajemnice pozostają tajemnicami, stąd wiele domyśleń, ciekawych tropów, śladów, które nam pozostawiono/ujawniono. Nie mniej, ktoś w tych wszystkich informacjach znalazł przysłowiową igłę w stogu siana, tj. nowak & Lalak. Bez wątpienia ciekawy trop, dla wynaleziony w Ameryce północnej przez ludzi, którzy mają dostęp do większej i ciekawszej wiedzy. Bo jakby to było bez internetu? Wsadzane są tam informacje, które mają być udostępnione i przetworzone… „oświecenie” ludzkości tylko z nazwy i nie ma nic wspólnego z prawdziwym cudem inteligencji. Więc czy bez internetu kogokolwiek by cokolwiek oświeciło? Raczej nie.
Mamy dziś zupełnie inną sytuację, odmienną od wszystkich innych resetów, które do tej pory się wydarzyły. Mamy spęd cywilizacyjny na półkulę północną i każdy może sprawdzić, że tylko w tej części świata/globu/dysku historycznie pojawiają się pokrywy lodowe w epokach lodowcowych. Więc coś jest na rzeczy, że migracja postępuje tylko do góry.
Nie sądzę, aby trzeba było kogokolwiek przekonywać, że finisz globalnego ocieplenia oznacza globalne oziębienie, tj. epokę lodowcową. Mamy kolejny przeskok w totalnie nowe technologie, podobnie jak w poprzednim resecie, więc po co tyle ludzi na Ziemi? Nie wiem dlaczego, ale mam wrażenie, że utylizacja życia ludzkiego już trwa w najlepsze od wielu lat/dekad. Przywołując swoje słowa z pierwszego akapity, wyjaśniam, że mówi się zarówno o 7 lat ucisku i 3 dniach ciemności. 7 lat… licząc 3,5 roku w lawo i 3,5 roku w prawo otrzymujemy:
połowa 2025r.
2028 (ujawnienie mesjasza & 3 dni ciemności)
połowa 2031r.
Zauważcie, że wiele krajów planuje zmiany po 2030r. Jeśli się nie mylę Anglia lub inny kraj ostatnio ogłosiły, że po roku 2030 nie będą rejestrowane samochody spalinowe.. to niewiele. Wiele to AGENTA 2030, która powstała w miejsce Agendy 21.
Takie mam przemyślenia na cito. Jak ktoś podejmie temat, z chęcią pogadam, bo myśli jest więcej.
barra barra 19:52 on 10 Luty 2020 Bezpośredni odnośnik |
AGENDA 2030. Realizacja Nowych Celów ONZ, Zrównoważonego Rozwoju:
Cel 1. Położyć kres biedzie a każdej formie na całym świecie
Cel 2. Położyć kres głodowi, doprowadzić do bezpieczeństwa żywnościowego i poprawić jakość produktów żywnościowych oraz promować zrównoważone rolnictwo
Cel 3. Zapewnić zdrowy tryb życia i promować stan dobrego samopoczucia dla wszystkich w każdym wieku
Cel 4. Zapewnić otwartą i sprawiedliwą jakość edukacji i promować możliwości edukacyjne dla wszystkich
Cel 5. Zapewnić równość płci i awansu społecznego wszystkich kobiet i dziewcząt
Cel 6. Zapewnić dostępność i zrównoważone zarządzanie wodą oraz usługi sanitarne dla wszystkich
Cel 7. Zapewnić dostęp do przystępnej cenowo, niezawodnej, zrównoważonej i nowoczesnej energii dla wszystkich.
Cel 8. Promować zrównoważony, zintegrowany, trwały wzrost gospodarczy oraz pełne, produktywne zatrudnienie i godną pracę dla wszystkich.
Cel 9. Budować elastyczną infrastrukturę, promować otwartą i zrównoważoną industrializację i wspierać. innowacje.
Cel 10. Redukcja nierówności w obrębie i pomiędzy krajami
Cel 11. Uczynić miasta i osiedla inkluzywnymi, bezpiecznymi, trwałymi i zrównoważonymi
Cel 12. Ustanowić zrównoważone wzorce konsumpcji i produkcji
Cel 13. Podjęcia pilnych działań w celu przeciwdziałania zmianom klimatu i ich skutkom
Cel 14. Chronić i użytkować w zrównoważony sposób oceany, morza i zasoby morskie w zakresie trwałego rozwoju
Cel 15. Chronić, przywracać i promować zrównoważone korzystanie z lądowych ekosystemów, trwale zarządzać lasami, walczyć z pustynnieniem i utratą gruntów, odwracać degradację gruntów i powstrzymywać proces utraty różnorodności biologicznej
Cel 16. Promowanie pokojowej i całkowitej integracji społeczeństw w celu zrównoważonego rozwoju, zapewnienie dostępu do wymiaru sprawiedliwości dla wszystkich i budowanie skuteczne, odpowiedzialnych i integracyjnych, kompleksowych instytucji na wszystkich szczeblach.
Cel 17. Wzmocnić i ożywić procedury wykonawcze.
Nie sądzę, aby przy obecnym ziemskim syfem, możliwe było wprowadzenie tych celów. Ale inaczej się to czyta, wiedząc, że cele postawili takie, jakby budowali coś nowego na ruinach starego 😉
PeWuEn 10:04 on 15 Luty 2020 Bezpośredni odnośnik |
Siemandero Baca i ekipa czytająca. Jedna tylko sprawa. Chciałbym zobaczyć jak efekt dżanibekowa wpływa na obiekty sferyczne (tj zbliżone w swoim kształcie do kuli) a nie jakiś kurfa trójnik nawet nie z mosiądzu…
baca 16:02 on 15 Luty 2020 Bezpośredni odnośnik |
Mówisz i masz. Oto efekt Dżanibekowa zaaplikowany do trójwymiarowego modelu Ziemi:
To się dzieje na serio i pana Nowaka raczej należy brać też na serio, za tak wspaniale wyłożoną teorię. Skąd się biorą te przesunięcia nagłe skorupy? Te zamarznięte nagle mastodonty i zmiany klimatu, tj. zamarznięta Arktyka w jednej chwili a odmarznięta nagle Europa? Te „potopy”, czyli wielkie tsunami?
Kula ziemska zachowuje się dokładnie tak samo jak każdy inny obiekt w kosmosie, bo przecież wszędzie są takie same prawa fizyki – i odkryli to Rosjanie i Polacy (Dżabenikow i Nowak) a nie np. Afroamerykanie którzy nigdy w żadnym kosmosie nie byli przecież. No chyba że zaliczyć lorda Vadera, Luka Skajłokera i jego emerytowanego kochanka – miszcza Jode….
baca 17:39 on 16 Luty 2020 Bezpośredni odnośnik |
Ano bo już mnie wkurwia ta niby międzynarodowa stacja kosmiczna , która jest w pełni efektem grafiki komputerowej. No i te wszystkie masońskie pajace podwieszone na cyrkowych linkach udające nieudolnie stan nieważkości…
Gdyby ci popaprańcy rzeczywiście byli kiedyś w kosmosie to ten efekt i zapewne wiele innych już dawno by ogłosili całemu światu… a co mamy tymczasem?
Tymczasem Narodowa Afroamerykańska Agencja Rozrywkowo Komiczna wynalazła tak przełomowe sprawy jak „kosmiczny” kibel, czyli rura od odkurzacza nakładana na fiuta, zamek błyskawiczny co wzbudziło szczery entuzjazm braci krawieckiej, no i słynny długopis za pół miliarda którym można pisać w stanie nieważkości. A Ruscy zabrali ołówek za 2 kopiejki i odkryli nieco ciekawsze niż rurka na fiuta rzeczy…
Opublikowano za: https://bacologia.wordpress.com/2020/02/01/reset/#more-579
P.S. od red kip:
Z jednej strony podzielamy zaprezentowaną niekonwencjonalną analizę najbliższej przyszłości dociekliwego autora BACY i jego dosadnego, “soczystego” języka odnoszącego się do zdecydowanej większości ludzi ( nieludzi ?). W uzupełnieniu dodamy celną myśl Ryszarda Ostrowskiego ( nie żyjącego od 17 lat) zaprzyjaźnionego z piszącym te wyrazy:
“Zdecydowaną większość ludzi interesuje jedynie pięć rzeczy: MICHA, KICHA, KLOP, FUGA I FUJARA DŁUGA!!!”
Z drugiej strony przekonani jesteśmy, że nic co cyklicznie się dzieje, ale z różnym natężeniem i katastroficznymi skutkami, nie jest nieuchronne, a zależy to tylko od zmiany świadomości ludzi, co potwierdza niedogmatyczna nauka i przeprowadzone eksperymenty. Zmiany świadomości przyśpieszają. Więc pytanie należy postawić:
CZY SKALA I ZASIĘG TEJ PRZEMIANY ŚWIADOMOŚCI ZDĄŻY PRZED TYM, CO MA SIĘ WYDARZYĆ, ABY ICH KATASTROFALNE SKUTKI OSŁABIĆ LUB ZNIWELOWAĆ?
Zgłębiałam kiedyś temat kalendarza Majów. Autor (niestety nie pamiętam nazwiska) sugerował, że kalendarz jest okrągły bo pokazuje cykle (czyli każde 676lat), a nie „skończoność”. Ciekawym jednak było to, że wg autora każdy kolejny reset trwa krócej i jest mniej dotkliwy dla ludzi. Zatem tym razem może nie będzie tak źle ?
Pozostając w tonie optymistycznym i odwołując się do treści artykułu to może właśnie teraz mamy początek resetu? C19 i objawy choroby popromiennej?
I jak do tego wszystkiego ma się przepowiednia Klimuszki, że 90% (Polaków) z nas ocaleje?
A propos Klimuszki to on chyba spodziewał się wielkiej wody, a nie wielkiego ataku meteorytów? Czyli co atak z wody czy powietrza?
I tyle w tonacji optymistycznej .
Co do warów… Tak ochoczo nie porównywałabym wszystkich Polaków do półgłupich – leniwców. Oczywiście można siedzieć i narzekać, a można coś robić. Tylko jak ja mieszczuch z bloku mam sobie przygotować taki „war”? Znaleźć (odpowiednio głęboki, bezpieczny i wentylowany itp.), zabezpieczyć, uzupełnić zapasy żywności, wody (?), broni itd., itp., nadzorować i ochronić przed tym, aby inne mieszczuchy się o nim nie dowiedziały. Oczywiście zostaje jeszcze aspekt dostania się do owego waru w chwili zagrożenia… I jeszcze jakiś milion jak? Ciśnie się na usta w w/w aspekcie.