Druga co do wielkości ( po plandemii i szczepionkach na Covid) kampania kłamstw w dziejach ludzkości !!!

A teraz parę faktów na temat palenia dla tych paru mądrych osób, które posiadają nadprzyrodzoną w dzisiejszych czasach zdolność samodzielnego myślenia i samodzielnego wyciągania wniosków.

Jeśli ktoś nie potrafi być nadprzyrodzony niech dalej nie czyta, bo i po co skoro pozwala o swoim życiu decydować innym a zwłaszcza „polskiemu” rządowi?

Rok w rok setki tysięcy lekarzy, w tym o dziwo onkologów wydaje miliardowe kwoty kontynuując coś, co niewątpliwie stało się najbardziej kłamliwą, propagandową kampanią w dziejach ludzkości. Z tak rozdętej kampanii nawet Goebbels – mistrz i ojciec nowoczesnej propagandy byłby w swoim czasie dumny.

Z poparciem większości zachodnich rządów, ci pseudo medyczni krętacze ścigają palaczy tytoniu z godnym fanatyków zacięciem, które kompletnie przyciemnia śmieszną kampanię prohibicyjną alkoholu, która rozpoczęła się w 1919 roku i trwała w Ameryce aż 14 lat!

Obecny leming, nieco mniej analfabetyczny od ówczesnego leminga, patrzy z niezbyt zaskakującym 80 – letnim poślizgiem na tamtą prohibicję ze zdumieniem.
Jak to?
Dlaczego to było możliwe?
No wiecie, ludzie?

Czy to faktycznie prawda, że cały wielomilionowy naród pozwolił, aby mu zakazano alkoholu przez maleńką fanatyczną i oszołomioną grupkę religijnych maniaków, podpuszczoną zręcznie przez nawiedzonego klechę?

Smutne ale tak było naprawdę i to jest fakt. Tak właśnie było i rzeczywiście garstce dewotek pod wodzą nawiedzonego pastora udało się przeforsować ideę prohibicji na całe USA. I to pomimo braku jakiejkolwiek naukowej ewidencji, że alkohol powoduje szkodę ludziom, za wyjątkiem, kiedy jest konsumowany w naprawdę kosmicznych ilościach.

Przy nadużywaniu szkodzi bowiem wszystko, nawet chleb. Tam kuźwa chleb – można się śmiertelnie zatruć wypijając osiem – dziesięć litrów czystej źródlanej wody.

Skąd więc się wzięła zbiorowa, społeczna głupota ówczesnych lemingów?

Powodem pierwszym jest oczywiście mamona. Tylko i wyłącznie dzięki prohibicji bowiem zorganizowała się w Ameryce i odkuła jak jeszcze nigdy wcześniej cała żydowska mafia. Przed prohibicją coś takiego jak zorganizowana przestępczość po prostu nie istniała. To twardy fakt.

Powodem drugim że to się udało przeprowadzić jest prawdopodobnie ten, że 97 % tak zwanego społeczeństwa – jest debilami. Nie z własnego wyboru oczywiście, ale tylko i wyłącznie w wyniku kosmicznej wręcz manipulacji jakiej społeczeństwo jest nieustannie poddawane. Manipulacji przy pomocy mega propagandy, gdyż jej podstawowym zadaniem jest zrobienie z ludzi idiotów. To jej główny i jedyny cel w każdym jednym ustroju.
Czy ona działa?
A i owszem bo chociaż wydawać się to może niewiarygodne, naprawdę są tacy co wierzą… zawodowym kłamcom chodząc na wybory i głosując na nich. Przecież z całego serca lemingi nienawidzą tu komunizmu, tam faszyzmu, jeszcze indziej demokracji albo kapitalizmu.

A przecież lemingi są wszędzie… takie same, nieprawdaż? Tak więc manipulacja i mega propaganda są wyłącznymi czynnikami, które decydują o tym co myślą w swoich pustych makówkach lemingi.

Jak przeczytacie poniżej, skromny i niewinny tytoń nigdy nie wyrządził nikomu większej szkody a w większości przypadków, może nawet mieć uzasadnienie, co do zabezpieczania zdrowia palących. Głównie przed rakiem płuc!

Do licha, tytoń jest organiczny przecież, ludziska! To nie jest produkt ropopochodny, pierwiastek radioaktywny albo tworzywo sztuczne kuźwa! To sobie samo rośnie. To jest po prostu roślina. W dodatku o właściwościach leczniczych. Zioło więc – roślina szlachetna, bo tak je określa każda jedna encyklopedia a nie jakiś diabeł z piekła rodem odpowiedzialny za raka!

Roślina tak cholernie dla amatorów liści apetyczna, że jako ochronę przed szkodnikami wypracowała sobie łagodny narkotyk – nikotynę.
Nie wszystkie kraje na świecie podzielają jednak te same zdanie co Europa i Ameryka w kwestii nagonki na palenie tytoniu. Oto więc garść twardych, przemilczanych, niewygodnych faktów.

Japonia i Grecja mają największą na świecie ilość palaczy, ale przy okazji najniższy wskaźnik zachorowalności na raka płuc.
Dziwne, prawda?
Dziwne bo Hiroshima, Nagasaki, Fukishima a najniższy wskaźnik…

 

Dalej będzie jeszcze dziwniej, ale „wasz” lekarz lub farmaceuta wam o tym nie powie. Minister zdrowia pracuje dla rządu, a nie dla was, więc nie powie tym bardziej.
Jedziemy więc dalej ze danymi, których żaden zawodowy kłamca nie jest w stanie zagmatwać albo w swym bełkocie sfałszować. Oni mogą jedynie je przemilczeć. I robią to nieustannie!

Ameryka, Australia, Rosja i wyspy na Pacyfiku, mają najniższy wskaźnik palaczy w świecie, ale największą liczbę przypadków raka płuc.
Dziwny zbieg okoliczności, co?

Znasz człowieku Keitha Richarda? Ten gitarzysta Rolling Stonesów od lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku nie wyciąga papierosa z ust, odpalając praktycznie jednego od drugiego. Poza tym gość degustował wszystkie możliwe narkotyki a obecnie jest starszy od przeciętnego emeryta i… wciąż występuje na koncertach. Wyczerpujących koncertach. Pali i zażywa to, co tylko się da i występuje już od pięćdziesięciu lat! No ale nie o narkotykach jest ta bajka.

Jeśli więc go nie znasz bo nie słuchasz Stonesów, tylko jakichś dajmy na to „hitów” Bravo 700 o których za tydzień już nikt nie pamięta, no to pewnie znasz słynących z długowieczności Gruzinów czy Japończyków. Powiem wam w sekrecie, że do ich sekretu należy palenie tytoniu na kilogramy. Oczywiście bez filtra! Najdłużej żyjąca na świecie kobieta z Francji umarła mając 115 lat. Sto dziesięć lat paliła fajki.

Pojedźmy najlepiej w tym momencie z tematem od początku, czyli biedny, rzekomo schorowany na płucka biały człowiek no i tytoń.
Pierwszy kontakt białego człowieka z tytoniem nastąpił w 1492 roku, kiedy Krzysiu Kolumb i jego towarzysz podróży, Rodriguo de Jerez ujrzeli palaczy na Kubie. Kiedy Jerez jako pierwszy Europejczyk zaciągnął się tytoniem odkrył, że jest on bardzo relaksujący. Dokładnie tak, jak tubylcy zapewnili go, że będzie.

Była to ważna okazja, ponieważ Rodriguo de Jerez odkrył to, co Kubańczycy i rdzenni Amerykanie znali już od wieków: że palenie tytoniu nie tylko jest relaksujące, ale leczy również kaszel oraz kilka innych schorzeń dróg oddechowych.
Nie wierzycie?

Poczekajcie zatem aż złapie was chrypka lub swędzenie gardła najlepiej w czasie gdy wkrótce nastąpią pierwsze jesienne chłodne poranki i wtedy… zajarajcie coś bez filtra na świeżym powietrzu.
Kiedy tylko będzie sposobność, zróbcie bezstronnie ten prosty eksperyment a poczujecie ulgę zupełnie jak po syropie, a już za kilka chwil dowiecie się dlaczego. Zrozumiecie bowiem od samych podstaw cały, cholerny proces spalania liści tytoniowych.

Ale najpierw powróćmy do odkrywców palenia. Kiedy po powrocie do Hiszpanii Rodriguo de Jerez dumnie odpalił cygaro na ulicy… został natychmiast aresztowany i uwieziony na 3 lata przez gorliwą, życzliwą Inkwizycję, która dym od razu skojarzyła z diabłem słusznie zresztą z panującą wówczas linią polityczną. Już wtedy ktoś nad wolnością człowieczą czuwał wyręczając go od tego zmartwienia. De Jerez zatem stał się zatem pierwszą ofiarą antynikotynowych prześladowań. Tytoń jednak się przyjął. Jak wszystko zresztą to, co niedozwolone. W przeciągu mniej niż jednego wieku, palenie stało się przyjemnym nawykiem w całej Europie a całe tysiące ton tytoniu importowano z kolonii, aby sprostać wzrastającemu popytowi. Spora liczba pisarzy sławiła go, jako uniwersalny lek na choroby ludzkości.
Efekt tej reklamy?

Na początku XX wieku, co drugi człowiek w Europie palił papierosy! Oczywiście bez filtra!
W tym samym czasie przypadki raka płuc pozostawały na tak znikomym poziomie, że były prawie niewykrywalne.

 

A potem nagle coś nadzwyczajnego zdarzyło się 16 lipca 1945 roku.
Tamtego pamiętnego dnia palenie tytoniu stało się „szkodliwe”. To niezwykle ważny dzień, ponieważ od tamtej pory wszystkie zachodnie rządy zmieniły swój pogląd na palenie papierosów raz na zawsze. Cóż takiego wówczas nastąpiło?

Eksplozja Trinity (trójcy) – broni masowego rażenia. Nie chodzi tu jednak o trójcę świętą, bo ta chociaż również masowo poraziła debili, to wybuchła prawie dwa tysiące lat wcześniej. Eksplozja naszej Trinity to był test pierwszej (oficjalnie) broni nuklearnej, która została zdetonowana w powietrzu.

Dwa tysiące lat temu eksplodowała ciemnota, tym razem wybuchła pomroczna jasność. Ciekawe, czy na kolejne dwadzieścia wieków?

Nasza współczesna, właściwa Trinity, to była sześciokilogramowa kula plutonu, ściśnięta do stanu krytycznego przez eksplozywne soczewki. Trinity eksplodowała nad Nowym Meksykiem z siłą równoważną 20 tys. ton trotylu. W przeciągu sekund miliardy śmiertelnie niebezpiecznych cząsteczek radioaktywnych zostały wessane w atmosferę na wysokość kilkunastu kilometrów, gdzie prądy powietrzne o wysokiej prędkości mogły roznieść je swobodnie jak świat długi i szeroki. Rząd amerykański wiedział o promieniowaniu wszystko, w tym o jego szkodliwości.
Skąd?
Przecież na grube dziesięciolecia wcześniej, odkrywczyni promieniotwórczości Maria Skłodowska umarła na białaczkę czyli nowotwór kości.

III Rzesza również po próbnej eksplozji nad Bałtykiem wyciągnęła dwa wnioski
Broń atomowa nie nadaje się jako broń strategiczna lecz tylko taktyczna. Jest zatem mało skuteczna w przypadku wojny na rozległym froncie.
Broń ta jest obosieczna, gdyż nie tylko u wrogów, ale również u swoich nieodwracalnie niszczy komórki a więc jest nie do przyjęcia przez cywilizowanych ludzi. Jest niehumanitarna.

Rząd „amerykański”, czyli po prostu syjoniści otrzymali od Niemiec przed „kapitulacją” dwie bomby atomowe (Hiroszima i Nagasaki) był zatem perfidnie świadomy śmiertelnych efektów promieniotwórczości dla ludzi i wszystkiego co żywe, ale śmiało nakazał „testowanie” z całkowitym lekceważeniem zdrowia i dobra człowieka.

W świetle każdego prawa było to po prostu działanie nieludzko kryminalne, ale „amerykański” rząd (żydowskie małżeństwo Eleanora i Theodore Roosevelt) nie dbał o to, co tam sobie pod nosem brąchają wyborcy. Prędzej czy później, w taki czy inny sposób, miał się znaleźć i tak całkiem inny winowajca długoterminowych efektów, na które miały cierpieć cale napromieniowane pokolenia.

Z radioaktywnością jest bowiem tak, że jeśli tylko jedna, jedyna, zupełnie mikroskopijna cząsteczka radioaktywnego pyłu opadnie na odsłoniętą skórę człowieka, gdzieś na przykład na plaży, dostanie on raka skóry. Na bank.

Kiedy wraz z oddechem jedna jedyna, zupełnie mikroskopijna cząsteczka radioaktywnego pyłu dostanie się do płuc, śmierć na skutek raka płuc stanie się nieunikniona. No chyba, że ktoś akurat będzie wyjątkowo szczęśliwym palaczem papierosów.

Dla niepalących taka cząstka w płucach to nieodwołalny wyrok śmierci, ponieważ ta mikroskopijna cząsteczka radioaktywna zanurza się głęboko w tkance płucnej, kompletnie przezwycięża ograniczone rezerwy ciała w zakresie witaminy B 17, a to z kolei powoduje szybki i niemożliwy do kontrolowania podział komórkowy.
Rak bowiem to defekt komórki po prostu.

W paru zdaniach opiszę co i jak, aby to zrozumiał nawet idiota. Każda zdrowa, normalna komórka ludzkiego ciała wie dzięki programowi zapisanemu w DNA wszystko, co tylko jej dotyczy. Dosłownie. Każda komórka wie zatem kiedy ma rosnąć, kiedy się dzielić, czym ma być, co ma robić oraz to… kiedy ma obumrzeć. DNA to taki właśnie program który to określa od pierwszej do ostatniej chwili życia komórki.

Radioaktywność jednak rozpieprza ten program w drobny mak. Komórki rakowe robią co tylko chcą, bowiem ich program jest uszkodzony. Komórki rakowe nie wiedzą, kiedy mają przestać rosnąć, nie wiedzą czym mają być, czyli jakim organem oraz oczywiście nie wiedzą tego, jak mają funkcjonować i co gorsza kiedy mają… umrzeć. No więc nie obumierają.

A ponieważ mają popieprzone DNA i nie umierają, powielają się i to razem z tym swoim popieprzeniem programu. Rakowi nie przeszkadza to, że jego komórki nie służą niczemu, czyli że są po prostu rezultatem genetycznych błędów zapisanych w uszkodzonym DNA. Rakowi chodzi tylko o to aby się rozmnażać, i nie ma tu znaczenia, że to bez sensu bo zabijając swojego nosiciela zabija też samego siebie.

Aż do takiego stopnia komórki rakowe są popier***one właśnie. Zupełnie jak zamachowcy samobójcy. Jedyną obroną jest więc pełna eliminacja owych komórek. Zamachowców notabene też. Nie ma innego leku niż kompletna likwidacja.
Z komórkami się rozjaśniło myślę, no to powrócę do radioaktywności.

Jak można być absolutnie pewnym tego, że radioaktywne cząsteczki powodują raka płuc za każdym razem, kiedy organizm jest wystawiony na nie? Dla prawdziwych naukowców, w przeciwieństwie do sprzedajnych konowałów znających jedynie medyczny bełkot oraz ich rządowych mocodawców, (w tym ministrów zdrowia, którzy kłamliwie „ostrzegają”), to nie jest problem.

Aby w ogóle jakakolwiek teoria o szkodliwości czegokolwiek została naukowo zaakceptowana, musi najpierw zostać udowodniona! Udowodniona notabene stosownie do rygorystycznych wymogów, powszechnie uzgodnionych przez szerokie grono naukowców. Prawdziwych naukowców, a nie oszołomionych przez propagandę krzykaczy. Zupełnie tak samo jak dowód winy oskarżonego w jakimkolwiek sądzie. Dowód, materialny, nie budzący wątpliwości. Żadne tam kuźwa poszlaki czy domniemania. Dowód według najściślejszej definicji dowodu naukowego.

A więc, najpierw podejrzany czynnik radioaktywny musi zostać wyizolowany a następnie użyty we właściwie kontrolowanym eksperymencie laboratoryjnym po to, aby osiągnąć spodziewany rezultat, np. raka płuc u ssaków. Założenie pasi? No więc naukowcy poświęcili bezlitośnie dziesiątki tysięcy myszy i szczurów na przestrzeni dziesięcioleci, rozmyślnie wystawiając ich płuca na materiał radioaktywny. Udokumentowane wyniki naukowe tych eksperymentów są jak świat długi i szeroki identyczne oraz jak najbardziej możliwe do powtórzenia w dowolnym momencie.
Wynik?

Każda mysz i każdy szczur posłusznie dostaje raka płuc po zetknięciu z materią radioaktywną. Każda mysz i szczur zdycha. Teoria została więc przetworzona w twardy naukowy fakt i to w ściśle kontrolowanych, laboratoryjnych warunkach.

Wniosek – podejrzewany czynnik, czyli materiał radioaktywny powoduje oczekiwany rezultat, czyli raka płuc, kiedy wdychany został przez ssaki.

Ogromu ryzyka raka płuc dla człowieka, pochodzącego z atmosferycznego opadu radioaktywnego nie sposób zlekceważyć.

Zanim Rosja, Anglia i Ameryka 5 sierpnia 1963 roku zabroniły testów atmosferycznych, ponad 4200 kg radioaktywnego plutonu zostało rozpylone w atmosferze. „Przyjazne” swym nieszczęśliwym obywatelom rządy rozpyliły więc 4,2 miliarda śmiertelnych dawek w atmosferze, przy czym czas połowicznego rozpadu cząsteczki radioaktywnej wynosi minimum 50000 lat. Skomplikowane?

Uprośćmy więc: za 50 tys. lat cząstek tych będzie połowa czyli 2,1 miliarda. Przerażające? Niestety, jest jeszcze gorzej. Pluton wspomniany wyżej istnieje faktycznie w broni nuklearnej przed detonacją, ale o wiele bardziej niebezpieczne cząsteczki radioaktywne to są te znajdujące się w zwykłej glebie lub piasku, który został wessany z gruntu i napromieniowany podczas podroży pionowo w gorę, na skutek tak zwanej kuli ognia, stworzonej przez bombę. Te cząsteczki stanowią większą cześć grzyba na jakimkolwiek zdjęciu eksplozji nuklearnej.

W większości przypadków kilka ton materiału bywa wsysana i na stałe napromieniowana w czasie swojej podroży, ale bądźmy skromni i powiedzmy, że jedynie jedna tona materiału z powierzchni ziemi bywa wsysana podczas każdego indywidualnego testu nuklearnego.

Zanim więc testy zostały zakazane, zostało przeprowadzonych 711 nuklearnych testów atmosferycznych, co daje 711 ton śmiertelnie niebezpiecznych radioaktywnych cząstek, do których należy doliczyć oczywiście „oryginalne” 4200 kg produktu z samej broni. Ogólnie więc jest to 715 200 kilogramów.

Istnieje zatem więcej niż milion śmiertelnych dawek w każdym kilogramie, co znaczy, że odpowiedzialne za to syjonistyczne, czyli „amerykańskie”, „rosyjskie”, „brytyjskie” rządy zatruły atmosferę 715 miliardami takich porcji wystarczających, aby spowodować raka skóry lub płuc 117 razy w każdym mężczyźnie, kobiecie i dziecku na Ziemi.

Roznoszone dookoła świata przez stratosferyczne prądy powietrzne, cząsteczki osadzają się wszędzie, choć w największej koncentracji w promieniu 3 tysięcy kilometrów od miejsca wybuchu. Zwykły silniejszy wiatr, powódź, trzęsienie ziemi lub inne zakłócenia na powierzchni – to wszystko co potrzeba, aby je ponownie poruszyć, włączyć do obiegu i stworzyć zagrożenie dla ludzi będących w zasięgu wiatru, trzęsienia czy powodzi.

Niegdyś niewinna czynność kopania w piasku na plaży mogłaby w dzisiejszym dniu łatwo przekładać się na samobójstwo, jeśli się zdarzy poruszyć parę radioaktywnych cząstek, które mogą przylgnąć do skóry lub być wciągnięte do płuc z oddechem.

W 12 lat po teście Trinity, stało się najzupełniej oczywiste dla „zachodnich” rządów, że sprawy wymykają się spod kontroli. Było to po tym, jak w 1957 r. Brytyjska Rada Badań Naukowych ogłosiła w swym raporcie, że: „globalnie liczba zgonów na skutek raka płuc bardziej niż się podwoiła w okresie 1945 – 1955”.

Chociaż nie podano żadnego wyjaśnienia wnioski nasuwają się same, bowiem w tym samym dziesięcioletnim okresie czasu, liczba zgonów na raka w pobliżu Hiroszimy i Nagasaki podskoczyła aż trzykrotnie. Do końca oficjalnego testowania atmosferycznego w 1963 roku liczba zgonów na raka płuc na Wyspach Pacyfiku zwiększyła się pięciokrotnie. Tam głównie Francja mieszkańców Pacyfiku rakiem pacyfikowała.

Dla rządów nadszedł czas podjęcia działań odwracających uwagę od problemu. Według najlepszych konspiracyjno – spiskowych tradycji uruchomiono starą hebrajską metodę: „kradnij i krzycz łapaj złodzieja”.

Jak można „dowieść ludziom”, że szkodzą sobie sami wywołując raka płuc?
Jak uczynić ich „winnymi” niszczenia własnego zdrowia?
Jak odkręcić kotka ogonem tak, żeby nie można było pociągnąć władzy do odpowiedzialności, ani obwiniać żadnego prezydenta czy rządu?

To trudne pytania ale rządy sprostały.

Znaleziono WINNEGO. Jedyną ewidentną substancją, którą ludzie wdychali do płuc, poza radioaktywnym powietrzem był oczywiście… dym z papierosa.
Co drugi człowiek bowiem palił.

Tak więc położony został bardzo wielki nacisk właśnie na kwestii dymu, mimo iż ludzkość, a w szczególności ludzkość rasy białej wywodziła się z jaskiń przecież, gdzie z braku wentylacji i obowiązku wyborczego spędzała całe tysiąclecia pogrążona w dymie z ognisk, na których się piekło to, co dało się tylko upolować i wypatroszyć. Nawet jeśli kiedykolwiek dym był dla białego człowieka szkodliwy, to te właśnie tysiące lat jaskiniowania z pewnością go na niego uodporniły. Biały człowiek nie znał raka i to od czasów jaskiniowych.

Kiepsko kwalifikowani „badacze” medyczni nagle zostali zalani wręcz ogromnymi dotacjami rządowymi, ukierunkowanymi na osiągnięcie tego samego rezultatu końcowego: „Udowodnienie, że palenie czyli dym z papierosa powoduje raka płuc.” Najlepsze jednak jest że do dziś, czyli już ponad sześćdziesiąt lat nie mogą zdobyć takiego dowodu! Oni wciąż… szukają!

Prawdziwi naukowcy, w tym paru znaczących fizyków nuklearnych, uśmiechało się z politowaniem na widok wysiłków antynikotynowego lobby i wciągnęło ich w najgorsze pułapki.

Quasi–medyczni badacze zostali, bowiem poproszeni uprzejmie, aby udowodnili swoje fałszywe założenia w dokładnie takich samych rygorystycznych warunkach naukowych, jakie były stosowane, kiedy dowodzono, że radioaktywne cząstki powodują raka płuc u ssaków.

Pamiętamy, że aby jakakolwiek teoria została zaakceptowana naukowo, musi być udowodniona w zgodzie z rygorystycznymi wymogami, uniwersalnie ustanowionymi przez naukowców, tak? Najpierw więc podejrzany czynnik, czyli dym tytoniowy, musi być odizolowany, a następnie użyty we właściwie kontrolowanych warunkach laboratoryjnych po to, aby dać w efekcie pożądany rezultat, czyli raka płuc u ssaków.
Tak też zrobiono.
Wynik?
Pomimo wystawiania dziesiątków tysięcy myszy i szczurów na równoważnik 200 papierosów dziennie i to całymi latami, „naukom medycznym” nie udało się ani razu wywołać raka płuc u żadnej myszy czy żadnego szczura. Ani jednego razu! ZERO!
Tak, tak, przeczytaliście prawidłowo.

Przez ponad pół wieku lat setki tysięcy tak zwanych doktorów medycyny rozmyślnie was okłamywało. Prawdziwi naukowcy trzymali tych niby medycznych badaczy od początku za gardło, ponieważ zestawiając obok siebie te dwa eksperymenty – śmiertelne skutki promieniowania i łagodny dym papierosowy, dowiedli niewątpliwie i po wsze czasy, że palenie nie może w żadnych warunkach wywoływać raka płuc.

To nie koniec. Najlepsze dopiero będzie.
Prawdziwi naukowcy dowiedli, że palenie faktycznie pomaga zabezpieczać przed rakiem płuc.

Jak?
To stosunkowo proste. Wszystkie myszy i szczury są bowiem używane jednorazowo w danym specyficznym eksperymencie żeby nie przekłamywać badań, a następnie cóż… są tego… likwidowane. Taki mysi holokaust, najpierw eksperyment, potem w czapę i do pieca. Albo do pieca bez czapy, różnie bywało. To nie ja zresztą procedury te wymyśliłem tylko oni. W ten sposób naukowcy upewniają się, że wyniki danej substancji, którą testują, nie mogą zostać przypadkowo przekłamane poprzez prawdziwe lub urojone efekty innej substancji.

Założenia założeniami, życie jednak to pasmo pomyłek. Nie wierzycie? Włączcie odbiornik a zobaczycie, że rządzą najbardziej pomyleni. Dalej nie wierzycie?

Wejdźcie do najbliższego kościoła a zobaczycie że w stworzenie przez pana boga najsilniej wierzą ci podobni do małp najbardziej. Kłania się „mecenas” Roman Giertych normalnie.

A więc, zupełnie jakby za sprawą magii, czyli w wyniku zwyczajnej ludzkiej pomyłki, pewnego razu parę tysięcy myszy użytych w eksperymencie z tytoniem, zamiast do pieca trafiło do eksperymentu z radioaktywnymi cząsteczkami, który w przeszłości zabijał każdy jeden egzemplarz z nieszczęsnych ofiar testów. Ale tym razem, wbrew wszelkim szansom, sześćdziesiąt procent palących w poprzednim eksperymencie gryzoni, przetrwało wystawienie ich na radioaktywne cząstki. Dostrzegliście ową subtelną różnicę? Jedyną bowiem było ich wcześniejsze wystawienia na znaczne ilości dymu papierosowego.

Szok, prawda?

Presje rządowe dało się odczuć od razu i fakty te zostały raz, dwa wyciszone, ale nie uciszyło to prawdziwych naukowców.

Profesor Schrauzer, Prezydent Międzynarodowego Stowarzyszenia Chemików Bio Nieorganicznych, składał zeznania przed Komisją Kongresu USA w 1982 roku. Te zapisy oczywiście istnieją. Mówił o tym, że naukowcom wiadomo od dawna, iż pewne składniki dymu papierosowego działają jako czynniki antyrakowe u zwierząt doświadczalnych twierdząc, że kiedy substancje powodujące raka stosowane są na zwierzętach, zastosowanie składników zawartych w dymie papierosowym skutecznie im przeciwdziała. Zeznał on również pod przysięgą, że żaden składnik dymu papierosowego nie spowodował raka w ludzkich płucach dodając, że nikt nie był w stanie wytworzyć raka płuc u laboratoryjnych zwierząt na skutek palenia. Całkiem ładna odpowiedź na raczej kłopotliwy problem jakim jest brak jakichkolwiek dowodów na szkodliwość palenia.

BRAK.
Brak, bowiem tak zwana demokratyczna medycyna, czyli pseudo medyczna mafia wciąż, i wciąż, i wciąż… go szuka!

Jeśli jakiś rząd blokuje niewygodne publikacje w magazynach naukowych, wybierz okrężną drogę i uwiecznij zasadnicze fakty w zapisach przesłuchań kongresowych! Jak można było przewidzieć, ta oczywista prawda wprowadziła rząd i niby medycznych badaczy w prawdziwy szał, ponieważ zaczynali oni już wierzyć w swoją śmieszną propagandę i nie mogli przecież zostać uciszeni przez szanowanych członków nauki.

Co więc wymyślono ze strony rządowej w sprawie Metody?
Nagle przerzucono winę na inny, tak zwany „tajemny składnik”, umieszczany w papierosach przez „zachłanne” kompanie tytoniowe, którym „przecież zależy” aby uzależnić jak najwięcej ludzi.

Tak, to musi być to! – krzyknęli zgodnym chórem.
Krzyczeli tak, dopóki grupka prawdziwych naukowców nie sięgnęła po telefon i nie wykazała, że ten sam „tajemny składnik” został użyty również w pamiętnym eksperymencie z myszami, a zatem zostało udowodnione tym samym, że również on nie jest w stanie spowodować raka.

Sprawy zaczynały wyglądać zgoła rozpaczliwie dla rządów i społeczności pseudomedycznej w ogóle ale…

No właśnie ale. Jako, że antynikotynowe krucjaty rozpoczęły się na dobre jeszcze we wczesnych latach 60–tych, dziesiątki tysięcy doktorów medycyny przeszło całą swoją edukację oraz karierę zawodową przez „nowocześnie myślące” szkoły medyczne, w których uczono ich, że palenie powoduje raka płuc. Koniec kropka.

Jak to doskonale dowodzi historia każdej jednej religii, głupota odpowiednio długo powtarzana oraz odpowiednio długo nauczana, później nie wymaga już weryfikacji lub nauki w ogóle. Staje się „prawdą objawioną”, „nie podlegającym dyskusji dogmatem” i…?

I oczywiście dalej już… napędza się sama.

Większość nowo wyuczonych lekarzy… uwierzyła więc w propagandowe kłamstwo o raku spowodowanym paleniem ale pęknięcia zaczęły się pojawiać tu i ówdzie, bowiem edukacja nie była jeszcze tak długotrwała jak religijna. Nawet najbardziej tępi lekarze na trójkach, nie mogli skorelować danych i kiedy zaczynali „pod niesłusznym koncepcyjnie kątem” badać problem, powiedziano im po prostu, aby nie zadawali głupich pytań. Palenie bowiem powoduje raka płuc koniec, kropka.

Hasło to zostało zmienione w credo, prawie religijny dogmat, niczym jakaś mądrość ludowa, w której ślepa wiara staje się substytutem dowodu. Ale nawet ślepa wiara potrzebuje systemu pozytywnego wzmacniania, którym w tym przypadku stały się agencje ogłoszeniowe oraz media.

Rządy, (te krzyczące najwięcej o zachłanności kompanii tytoniowych), zgarniające poprzez akcyzę około 80 % pieniędzy pochodzących ze sprzedaży tytoniu, udoskonaliły swą kłamliwą metodę wraz z nowymi środkami prowadzenia propagandy.

Nagle ekrany TV zostały zalane obrazkami okrutnie sczerniałych płuc rzekomego palacza, z towarzyszącą im komentatorską mantrą, że „umrzesz w straszliwej agonii, jeśli nie rzucisz natychmiast palenia”. Jest to oczywiście żałosne i przeznaczone wyłącznie dla najdebilniejszych z debili.

Na stole operacyjnym bowiem, płuca palącego paczkę dziennie palacza i niepalącego w ogóle wyglądają identycznie. Są tak samo różowe i jedynym sposobem na to, aby patolog mógł orzec, czy ktoś był palaczem jest taki, że zauważy on plamy nikotynowe na palcach denata albo jeśli jest mniej bystry odkryje paczkę Cameli lub Marlboro podczas przetrząsania zmarłemu kieszeni, lub już najlepiej kiedy któryś z krewnych przyzna wprost do protokółu, że zmarły sobie popalał.

Czarne płuca palacza?

Bzdura jakiej świat nie widział.

Jeśli nie wierzycie – udajcie się na sekcję osobiście lub przetrząśnijcie sobie co nieco Internetu. Przetrząsając jednak uważajcie na propagandę – znacznie lepiej na tym wyjdziecie, jeśli ujrzycie coś na własne oczęta.

Być może istnieją czarne płuca, ale co najwyżej u górnika, który całe życie gdzieś na dole zapier*alał i wdychał tam jak głupi pył węglowy. Podobnie bowiem, jak cement, piach, czy cząsteczki radioaktywne, ów pył złapany zostaje głęboko w tkance płucnej i pozostaje tam raz na zawsze. Jeśli ktoś pracował w kopalni na dole przez 20 albo więcej lat i to bez maski, jego płuca będą prawdopodobnie wyglądać tak właśnie jak na propagandowym stole sekcyjnym.

Jedyne co dym z papierosa pozostawia w płucach jest… flegma. I właśnie ta, obecna w płucach palacza cienka warstewka wywołanej papierosami brunatnej flegmy jest jak najbardziej organiczna, ponieważ pochodzi z roślin przecież i wystarczy nie palić zaledwie przez dwa tygodnie aby się jej pozbyć z płuc całkowicie. Raz na zawsze pozbyć, aczkolwiek nie byłoby to tak do końca zdrowe.

Do najbardziej pociesznych należą przeczące sobie samym swym istnieniem, umieszczane raz po raz w różnych mediach „ostateczne triumfalne dowody” na szkodliwość palenia. Czyżby więc teoria ta nadal była jednak nieudowodniona? To dlaczego jest i była ona wykładana na uczelniach medycznych skoro jest niepotwierdzona?

Naiwne pytania, nieprawdaż? Tymczasem propaganda trwa, bowiem pseudo lekarzy, którym wyprano mózgi nie ubywa tak jak nie ubywa kasy na propagandę aby dalej trwała. Do podobnych triumfalnych rewelacji zaliczyć można również tę, którą niedawno, ogłosili na cały świat „brytyjscy naukowcy”, że nikotyna bardziej uzależnia od marihuany.

Żaden debil nie zapytał jednak „naukowców” dlaczego w takim razie marycha, a nie papierosy jest nielegalna?

Żaden debil nie zapytał również co z innymi uzależnieniami?

Od Internetu, od żądzy władzy, od hazardu, od coca coli, od kawy, od dotacji propagandowych lub od akcyz?

Wielu inteligentnych i odpornych na naiwną propagandę ludzi pyta jednak nawiązując do udokumentowanych dowodów raczej a nie „rewelacji”: w jaki sposób owe palące myszy zostały zabezpieczone przed radioaktywnymi cząsteczkami?

A ci najinteligentniejsi pytają bezczelnie nawet ministrów zdrowia, którzy mają wgląd w statystyki zgonów: dlaczego według aktualnych danych w dzisiejszych czasach dużo więcej niepalących umiera na raka płuc, niż palących? To są przecież bardzo proste pytania.

Profesor Sterling z Uniwersytetu, Simona Frasera w Kanadzie jest najbliższy prawdy, kiedy używa dokumentów badawczych, aby wywnioskować z nich, że palenie tytoniu powoduje formacje cieniutkiej warstwy flegmy na płucach, która tworzy zabezpieczającą warstwę, powstrzymującą cząsteczki rakogenne od zagnieżdżenia się w tkance płucnej.

Jest to bowiem prawdopodobnie tak daleko, jak tylko możemy dostać się do prawdy w chwili obecnej i ma to jak najbardziej dowiedzione naukowo uzasadnienie.

Śmiertelnie niebezpieczne cząsteczki radioaktywne wdychane przez palacza, są przechwytywane w tej właśnie warstwie flegmy, a następnie zostają, (np. z odchrząknięciem) usunięte z ciała razem z nią, zanim zdążą się zagłębić w tkance organizmu i spowodować rozwój nowotworowej choroby.

To wszystko co powyższe może powodować lekką depresję u niepalących debili ale nic straconego. Istnieją bowiem jedna lub dwie rzeczy, które mogą oni zrobić, aby zminimalizować ryzyko raka płuc tak dalece, jak to tylko jest możliwe.

1. Niepalący, nie myślący i łykający przeznaczoną dla ułomów propagandę powinni raczej nie stronić od palaczy, tylko przysiąść się bliżej nich i powdychać trochę, ten jakże drogi dym choćby z drugiej ręki. Do dzieła młotki! Nie wstydzicie się, wciągnijcie parę głębszych, wyżebranych sztachów!

2. Mogą oni również sami zaszaleć czyli zapalić papierosa, skręta lub cygarko po każdym posiłku, jedynie trzy dziennie. To bowiem w zupełności wystarczy aby utworzyć w drogach oddechowych, tę cienką lecz jakże bezcenną i ochronną powłoczkę flegmy. Życiodajną powłoczkę w tych radioaktywnych, syjonistycznych czasach.

To że nie ten zarabia na palaczach kto zasieje, zbierze, zapakuje, dostarczy oraz sprzeda, tylko rządy obkładające sięgającą 80 % ceny akcyzą, to już nie jest nawet patetyczne czy obłudne. To jest po prostu czyste skuwysyństwo! I nawet debile sobie na coś tak niehumanitarnego, nie zasłużyli.

Rządy zachodnie niewiele pod tym względem się różnią od naszego, bo po napromieniowaniu ludności w chwili obecnej masowo tuszują swoje własne nuklearne błędy i to za pieniądze swych ciemnych wyborców!

Dlaczego to robią również rządy nie posiadające na sumieniu doświadczeń nuklearnych, takie jak nasz na przykład? Warto uświadomić tę wyborczą większość, bo sama do tego nie dojdzie nigdy – ponieważ leci mu kasa z akcyzy. 80 % kasa. Kumają już młotki?

Jeśli nie oto w prostych żołnierskich słowach: debile płacą za dziesięć paczek papierosów, otrzymują tylko dwie i dowiadują się na otarcie łez, że nowotwory płuc to ich wina. Czyli ci, którzy chronią swoje płuca przed rządowym nowotworem są za niego obarczani podatkiem oraz winą!

Nie powiedzą oczywiście też, że całe tysiące ich szpiegowskich satelitów krążących wokół planety, zasilane są minireaktorami jądrowymi. Nie powiedzą też, że co jakiś czas paliwo im się kończy i jeden po drugim satelity te spadają a spadając spalają się radośnie rozprzestrzeniając w atmosferze całą promieniotwórczą zawartość swoich reaktorów.

Jeśli powyższy artykuł nie dał wam do myślenia, bo w zakresie palenia tytoniu i raka płuc macie już ukształtowane i wyrobione zdanie – zapytajcie samych siebie albo „swojego *ministra zdrowia, *lekarza, lub *farmaceutę”: skąd, bardzo przepraszam do kuwy nędzy, wzięła się światowa epidemia raka skóry, tarczycy oraz setek innych nowotworów?

O raka płuc raczej ich nie pytajcie – bo usłyszycie tylko mantrę. Mantrę, którą można między bajki włożyć.
Utrwalcie sobie poniższy fakt.

Od czasów pierwszej eksplozji nuklearnej do końca XX wieku na raka umarło w samych krajach rozwiniętych 100 milionów ludzi. W XXI umrze miliard.

Pomyślcie o tym przez chwilę.
Jednak nie myślcie za długo, bo nim się obejrzycie palących już nie będzie wcale a oni wmówią wam, że raka wywołuje tlen lub azot i przy*ebią akcyzę od tych gazów. Jeśli nie „wystarczy” wprowadzą też akcyzę na wodę – w końcu nowotwory układu pokarmowego też trzeba będzie kiedyś debilom „objaśnić” i „wytłumaczyć”. Nawet po sześćdziesięciu latach!

Posprawdzajcie historię prohibicji, historię nagonki na palenie i uwierzcie w końcu że to nie jest bajka. To się działo, dzieje i dziać będzie. Naprawdę.
Bajką jest jedynie szkodliwość palenia.

A ta bajka kończy się tak, że wszyscy żyli krótko i nieszczęśliwie. Najkrócej niepalący. A tych, którzy palili i nie umarli młodo dopadł nowotwór potem i tak. Notabene dopadł również i polskiego ministra zdrowia, Religa), kiedy tylko on sam rzucił palenie, co byłoby nawet i komiczne gdyby nie to, że człowiek ten nawet umierając pragnął za pomocą zakłamanej antynikotynowej propagandy pociągnąć za sobą ile się da debili.

Przez setki lat ludzkiego umierania, żaden z debili nie zapytał swojego rządu: dlaczego skoro rak to choroba tak sowicie opłacana nie znaleziono leku na nią? Czyżby tak naprawdę nie szukano?

Przez setki lat ludzkiego umierania rządy się cieszyły, że debile nie zadały takich pytań tylko uwierzyły w szkodliwość palenia, a najbardziej pocieszne w tej wierze były debile niepalące w ogóle.

Przez setki lat ludzkiego umierania debile wierzyły w szkodliwe palenie bierne i to całe wieki po tym, jak już ostatni znajomy palacz zerwał z nałogiem.

A przez te wszystkie setki lat ludzkiego umierania rządy nieustannie podnosiły akcyzy i coraz bardziej doiły debili.

A kiedy było już dawno po tym, jak umarł ostatni nieszczęśliwy człowiek, miliardy radioaktywnych cząstek jeszcze przez 50 tysięcy lat krążyły flegmatycznie po wszystkich wymarłych królestwach na Ziemi cierpliwie czekając z nadzieją na możliwość przekazania komukolwiek jeszcze nowotworu.

Niestety cząsteczki te nie znalazły już nikogo i zmarnowały się bezpowrotnie mimo, iż tyle kasy kosztowały kiedyś podatnika, który był debilem i sam je sfinansował o nic nie pytając.

A na zakończenie coś zupełnie z innej beczki.
Portal Interia, 21 marca 2007:

„Palenie papierosów może obniżyć ryzyko zapadnięcia na chorobę Parkinsona – takie zaskakujące wyniki przyniosły badania prowadzone na Uniwersytecie Harvarda. Naukowcy zdecydowanie nie zachęcają nas do palenia, choć wyniki najnowszych badań są dość szokujące. Wskazują, że palenie tytoniu może mieć działanie ochronne. Co więcej, jest to działanie tylko czasowe, a więc mija po tym, jak rzucimy palenie. Analiza stanu zdrowia ponad 140 tysięcy osób pokazała, że byli palacze mają o ponad 20 % mniejsze prawdopodobieństwo zapadnięcia na chorobę Parkinsona niż niepalący. U aktualnych palaczy prawdopodobieństwo to maleje o ponad 70 %…”

Parkinson, hmmm… normalnie strach pomyśleć… gdyby Dżon Paul Second zamiast się modlić gorliwiej niż dwudziestu biskupów na tonącej barce, najnormalniej w świecie jarał fajki, jeszcze długie lata mógłby ubogacać nasz nieszczęśliwy padół.I swoją sakiewkę również.

Rusz w końcu głową człowieku. Skonfrontuj sam sobie prosty fakt:

Niektóre odmiany raka produkują hormony. Te z kolei tworzą guzy nowotworowe. Guzy o nazwie potworniaki bardzo często zawierają skomplikowane tkanki na przykład włosy, spore fragmenty kończyn, czy dajmy na to kompletne zęby, rogi, sutki, itp., i to w najmniej spodziewanym miejscu na ciele.

A teraz proste pytanko: czy słyszałeś kiedyś aby takie zwyrodnienia miały miejsce w okolicy farmy tytoniowej? Fabryki papierosów, cygar? Domu zamieszkanego od pokoleń wyłącznie przez palaczy? Restauracji, baru, knajpy dla palących?

Czy raczej mutacje te występują w okolicach takich jak Czarnobyl i Fukishima na przykład? Albo składowiskach atomowej broni?
Hmm?

Masz 25 – procentową, statystyczną szansę na to, że umrzesz na nowotwór.
Zacznij albo wróć do palenia – twoje szanse wzrosną o 60%, przynajmniej jeśli chodzi o raka płuc. Serio. Niepalących, bowiem znacznie więcej umiera na raka płuc niż palaczy. To bardzo mocno przemilczany fakt w każdej judeokracji.

Za pensyjkę od rządu i dostęp do koryta twój minister zdrowia cię okłamał, okłamał sam siebie, rzucił, poważnie zaszkodził sobie i osobom w swoim otoczeniu – a potem… umarł.

Zgadnijcie na co?

No właśnie.

A mógł nie umierać albowiem stuprocentowo skuteczne leki na raka na dzień dzisiejszy istnieją i to aż dwa. Obydwa oczywiście ze zrozumiałych względów są przez syjonistów zdelegalizowane.

Przyczyna jest prozaiczna – ludzkość w przeciwieństwie do neandertalskich koczowników przeznaczona jest do wymarcia.

Ale leki na raka to zupełnie inna opowieść i naprawdę nie warto jest wszystkich ratować a już najmniej warci tego są kamikadze… – ci wszyscy którzy rzucili palenie Smile

Dokonali wyboru – uszanujmy więc ich decyzję z humorem.

Hej niepalący – macie mój najgłębszy szacun… zwiększyliście sobie sami i to o całe 60% szansę na raka płuc a zatem niech wam będzie… wola „boska” …

I aha, wielkie dzięki za ten wasz sztuczny udawany kaszel kiedy na ulicy sobie zapalę stojąc obok was 10 metrów – dopracujcie jeszcze tylko trochę grę aktorską, aby takich jak ja naprawdę przekonać, że w pobliżu palących macie natychmiastowy atak astmy, bo na razie to czysta żenada… Oscara za ten pseudo kaszel syjoniści wam nie dadzą – to raczej pewne Smile

Czy w głębi swojego umysłu, tak naprawdę w głębi, wierzycie w szkodliwość palenia po odsianiu toksycznej propagandy?

Przecież doskonale wiecie w jak głęboko zakłamanych czasach żyjemy, prawda? Są one tak bardzo wypaczone i dalekie od normalności, że wręcz każdy jeden temat jest zakłamany. To co chore jest lansowane jako norma a to co jest normalne jako choroba.

Zboczeńcy są sejmowymi celebrytami a patrioci „bandytami”.

Wymiar sprawiedliwości to parodia większa od Kafki, a zachłanność bandytów z „polskiego” rządu nie ma granic.

Psiarnia zamiast chronić bezbronnych ludzi, gnębi ich, czyi robi za poborców podatkowych a bezbronnym wmawia że są… bandytami, ponieważ przekroczyli prędkość o 10 kilometrów na godzinę.

Wszystko stoi na głowie i jest odwrotnością normalnego stanu rzeczy.

Ale nie odbiegajmy od tematu – przerwijcie czytanie i… zastanówcie się przez dłuższą chwilę, (jakieś 5 sekund), nad społeczną szkodliwością spożywania alkoholu (codziennie kilka, kilkanaście śmiertelnych ofiar wypadków lub libacji) i społeczną szkodliwością… palenia tytoniu (zero ofiar i poszkodowanych).

Zastanowiliście się?

To chyba już wiecie doskonale któremu z tych nałogów „nasz” życzący „dobrze” Polakom rząd wydał wojnę, prawda?Czy zwalcza alkoholizm?

No ależ skąd – alkohol jest non stop reklamowany – nieustannie jacyś pederaści o wygimnastykowanych lodami szczękach gorąco go w każde jednej telewizji polecają i to jest tym bardziej chore że piwo już nierozerwalnie jest złączone z każdą jedną imprezą… sportową.

Nie widzicie tego? Nie udało się zatrybić wcześniej? Że coś tu grubo nie pasuje?
Bo ja zawsze widzę rzeczy takimi jakie są i nie mogę zrozumieć że większość tego samego nijak nie potrafi.

Cały wysiłek „naszego” rządu idzie na oduczenie Polaków nie picia tylko palenia – no tak czy nie?

Kto, no kto przy zdrowych zmysłach, ja się grzecznie pytam, ufa w te intencje rządu?
Jest ktoś taki kto nie wie że głównym celem każdego zachodniego rządu jest… depopulacja?

Depopulacja a nie ratowanie swoich obywateli?

Nie wiem naprawdę skąd aż tak wielka podatność na tę tytoniową propagandę ale mam dzisiaj dla tych wszystkich którzy jej ulegli bardzo dobrą wiadomość:

Kochani, cieszę się niezmiernie że przemęczyliście się i rzuciliście palenie. Zawsze się zastanawiałem jak oni by mogli delikatnie zdepopulować tę najbardziej naiwną część społeczeństwa jako szkodliwą dla średniej ogółu i proszę bardzo – wy, moi drodzy w swojej naiwności sami się zdepopulujecie łykając jak pelikany te rządowe brednie.

Palenie papierosów bowiem jest NIESZKODLIWE. To raz. Palenie papierosów chroni przed nowotworami – a zwłaszcza RAAKIEM PŁUC. To po drugie

I TO MOI DRODZY NAIWNIACY JEST PRAWDZIWY POWÓD TEJ MEGA PROPAGANDY ŻE PALENIE JEST SZKODLIWE

I po to właśnie bacologia sypnęła wam szczodrze całe garście dowodów – aby wam jakoś umilić oczekiwanie na wybranego przez was raka Smile I po to też aby tych kilka osób zawrócić z drogi do zatracenia i jakoś przekonać aby powrócili do palenia tytoniu, bo stawka jest dosyć wysoka: być albo nie być, kochani. Serio.

No chyba, że nie ufacie bacologii tylko „swoim” lekarzom i heh… farmaceutom, którzy za he he he darmochę siedzą na infolinii po to aby he he he he pomóc wam skończyć z nałogiem.

Dla waszego dobra, naturalnie i dla waszego zdrowia. To w takim razie ci lekarze i farmaceuci to muszą być jacyś cholerni renegaci, którzy się zbuntowali i zdezerterowali z medycznej mafii, po to tylko, aby podać wam swój numer telefonu na każdej paczce papierosów a potem bezinteresownie, czyli jak Janosik, pomóc wam rzucić palenie…

No sami powiedzcie… czy nie są to przypadkiem (rządowe) opowieści dla… debili, hę?

Czy zatrważająco wielka większość społeczeństwa czegoś takiego nie łyka?

Biedni wy, jak bardzo mi was szkoda idioci…

Wy naprawdę myślicie, że rząd który opryskuje z lotnisk NATO chemicznie Polaków, który chce ich wytruć zmodyfikowanym gównem powodującym bezpłodność, który ich szczepi pod przymusem rtęcią, hivem i innymi świństwami, który ich napromieniowuje pod byle pretekstem, („darmowe” he he he „janosikowe” mammografy, które za friko was „badają” (kolejny prezent od życzliwych renegatów Smile , że rząd który świadomie i celowo wygnał 3 miliony młodych z własnego kraju z premedytacją odcinając ich od źródeł utrzymania, że rząd który tuszuje każdą bez wyjątku aferę fałszowania napojów lub żywności, którą trujecie własne dzieci, że ten sam rząd, który was faszeruje rakotwórczą solą drogową, że on… no nie mogę normalnie, że on… nie chce abyście dostali raka płuc albo chorób krążenia albo mieli he he he problemy z potencją?

No moi drodzy, jeśli naprawdę w to uwierzyliście no to gratuluję – udało wam się przekroczyć wyśrubowaną przez poprzednie (łatwo) wierne pokolenia granicę klinicznego idioty. Rekord naiwności został znowu przekroczony.

To jest bardzo uroczysty moment, a więc w tym momencie powinni na scenę wyjść: pan dobosz walący sprawnie w bębenek oraz trębacz o silnych wargach i w nagrodę za wasz trud i wysiłek włożony w rzucenie papierosów, zagrać wam kochani cyrkowego marsza, przy którym obowiązkowo defilują klauni:
„Ram pam para ram pam param…Ram pam para ram pam param…”

Na deser otrzymacie także pokaz słoni skaczących przez rozpalone obręcze i zostaniecie podani tygrysom na obiad… matołki…
Bo w świetle powyższego, czyli „ponad” cyrkiem, no to chyba się… zgadzamy, prawda?

A to była tylko garstka gorzkich faktów. Bardzo mała garstka, bo depopulacyjne tendencje syjonistów sięgają znacznie głębiej niż się to wam mogłoby wydawać. Ale ten artykuł nie o tym…

Nie zastanawiajcie się po co akapit z „cyrkiem”, ponieważ to oczywiste. Kiedyś już bowiem była bardzo podobna sytuacja. Bo dla takich jak wy przecież orkiestra grała na Titanicu do samego końca, czyż nie?

Czymś trzeba było zająć lemingi w czasie kiedy złoto Banku Anglii odpływało w siną dal na szalupach, których potem „zabrakło” dla oszołomków wsłuchanych w orkiestrę…

excar@wp.pl , 5 lutego 2019 at 15:20
Opublikowano za: https://kodluch.wordpress.com/2017/06/12/%E2%99%AB-off-topic-luzne-tematy/

Wypowiedz się