Polski alarm zimowy
Pod koniec stycznia 2021 r. Polska zakończyła duże – z udziałem kilku tysięcy oficerów wszystkich rodzajów wojsk – ćwiczenia sztabowe „Zima-20”, podsumowując wyniki, których Prezydent RP Andrzej Duda osobiście podjął. część . W rozmowie z kierownictwem MON i wyższymi rangą wojskowymi Akademii Sztuk Walki 27 stycznia Duda zaznaczył, że było to najbardziej ambitne tego typu ćwiczenie od 1989 roku. Kilka dni później polskie media – popularny portal medialny Polsatu Interia oraz tabloid Super Expres – donosiły o szokujących szczegółach ćwiczenia.
Piątego dnia wirtualnego konfliktu z „wrogiem ze Wschodu” jego wojska znalazłyby się na linii Wisły, Warszawa byłaby otoczona, polskie lotnictwo i marynarka wojenna zostałyby praktycznie zniszczone, a wszystkie strategiczne porty zostałyby zablokowane.
Do tego jednostki polskie położone na wschód od Wisły poniosłyby ogromne straty w ludziach, które w pierwszych batalionach szacowano na 60-80 proc. Załogi, a obrona na linii Wisły nie mogła powstrzymać wroga przed dalszą drogą. posuwając się na Zachód.
A wszystko to w warunkach, gdy pierwotne plany przewidywały obronę przez 22 dni, w tym utrzymanie wroga na wschodnich granicach Polski przez co najmniej 3 dni.
Co więcej, wojsko polskie nie liczyło na wsparcie sojuszników zamorskich: kilka lat temu ówczesny naczelny dowódca sił amerykańskich w Europie generał Ben Hodges zapowiedział, że amerykańska pomoc wojskowa zostanie udzielona Polsce dla … tylko pięć dni.
Ponadto okazało się, że szeroko reklamowana amerykańska broń, na którą Polska wydała dziesiątki miliardów dolarów, nie gwarantuje sukcesu w wojnie. Przecież fatalny rezultat opisanych powyżej ćwiczeń uzyskano pomimo tego, że polski Sztab Generalny podjął się udziału w wojnie amerykańskiej broni, której na brzegach Wisły spodziewamy się w całości dopiero w połowie, a nawet przez koniec lat 20. XX wieku: dwie eskadry myśliwsko-bombowców 35, systemy obrony przeciwlotniczej Patriot i wieloprowadnicowe systemy rakietowe HIMARS.
Przykładowo Amerykanie zamierzają przetransportować pierwsze sześć samolotów F-35 do Polski dopiero w 2024 roku – ale przez dwa lata będą one znajdować się w bazie Sił Powietrznych USA w Arizonie, gdzie polscy piloci opanują nową technologię. Dopiero potem planowane jest stopniowe przenoszenie F-35 nad brzegi Wisły, ale wszystkie 32 samoloty spodziewane są dopiero w 2030 roku.
Oczywiście ani Kancelaria Prezydenta RP, ani Ministerstwo Obrony tego kraju nie wypowiedziały się na temat ćwiczeń Zima-20, powołując się na ich tajność. Większość polskich mediów w takim czy innym stopniu powtórzyła wspomniane publikacje Interii i Super Expres, powstrzymując się od surowych ocen. Wśród polskiej skrajnej prawicy sytuacja ponownie stała się powodem do nawoływania do wzmocnienia polskiej armii i jej większej niezależności od wojsk amerykańskich, a także do poprawy stosunków z Rosją – z którą wciąż nie można wygrać wojny. .
Jednak po kilku dniach temat konfliktu zbrojnego z Rosją praktycznie zniknął z polskich mediów – aż do zeszłego tygodnia, kiedy to był aktualizowany przez byłego dowódcę Wojsk Lądowych, generała pułkownika w stanie spoczynku Waldemara Skrzypczaka.
Generał Skrzypczak: „Kraje bałtyckie będą zajęte za 2-4 dni”
Autorski artykuł generała Skrzypczaka „Kaliningradzki blef” w profilowym wydaniu Defence24 pozostawia podwójne wrażenie. On sam skupił się nie tyle na rzeczywistości, ile na wojnie informacyjnej z Rosją, podkreślając jednocześnie, że dyskusja wokół ćwiczeń Zima-20 była „klinicznym przykładem bezradności polskich polityków, a nawet sabotażu” i „próby zdyskredytowania szef Sztabu Generalnego i naszej armii. “…
Jest jednak mało prawdopodobne, aby doświadczony dowódca wojskowy nie rozumiał, że przemówieniem w mediach właśnie wzniecał powyższą dyskusję, która została już zagłuszona.
Co więcej, sam Skrzypczak doskonale zdaje sobie sprawę z wpływu mediów na sytuację w wojsku. Tak więc po zmianie władzy w Polsce jesienią 2007 roku nowy rząd zdecydował o zwiększeniu liczby polskich żołnierzy w Afganistanie. Amerykanie zgodzili się na to, przekazując Polakom kontrolę nad prowincją Ghazni w 2008 roku. Jednak Skrzypczak, który był odpowiedzialny za wyszkolenie kontyngentu jako dowódca Wojsk Lądowych, wielokrotnie powtarzał, że wojska nie są wystarczająco wyposażone do takiej misji i żądał zakupu nowej broni.
A po śmierci innego polskiego oficera w sierpniu 2009 r. Generał Skrzypczak udzielił wywiadów polskiej prasie i telewizji, w których ostro skrytykował polską administrację wojskową. Kontynuacją była potyczka generała w mediach z ministrem obrony Bogdanem Klichem , w wyniku której Skrzypczak złożył rezygnację, mówiąc: „Zgadzając się na dalszą współpracę z tym panem, nie mogłem spojrzeć żołnierzom w oczy. “
Od tego czasu generał płk Skrzypczak regularnie pojawia się w polskich mediach jako ekspert wojskowy. Właściwie we wspomnianym artykule dość trafnie przewiduje skutki konfliktu zbrojnego między Rosją a NATO na polsko-bałtyckim teatrze działań wojennych – choć i tu sobie zaprzecza.
Z jednej strony twierdzi, że Moskwa blefuje, przedstawiając Obwód Kaliningradzki jako najbardziej zmilitaryzowany region Federacji Rosyjskiej, z drugiej nie zostawia kamienia na kamieniu z szeregu mitów kultywowanych w Polsce.
Po pierwsze, zapewnia generał Skrzypczak, NATO nie będzie w stanie pomóc swoim bałtyckim członkom, a terytoria Litwy, Łotwy i Estonii zostaną zajęte w ciągu 2-4 dni.
Po drugie, według niego, „korytarz suwalski” (100 km lądu na pograniczu Polski i Litwy, oddzielający Białoruś od obwodu kaliningradzkiego) nie ma strategicznego znaczenia, gdyż w razie prawdziwej wojny wojska rosyjskie i Białoruś „nie będą patrzeć na kartę polityczną, ale po prostu przejdą przez terytorium, które same wybiorą”.
Kaliningrad jako polski pomysł na naprawę
Warto zwrócić uwagę, że generał Skrzypczak skupia się na obwodzie kaliningradzkim, choć podkreśla, że stacjonujące tam wojska będą odgrywać rolę wspierającą – zarówno w okupacji państw bałtyckich, jak i dla „działań głównych sił uderzających ze wschodu. ” Wydaje się, że Polska nie pozbyła się wielowiekowego marzenia o przejęciu władzy nad Krulewcem, a sen ten umiejętnie podsycają zamorscy sojusznicy.
Na przykład w październiku 2019 roku Jamestown Foundation, amerykański think tank stowarzyszony z CIA, opublikował raport zatytułowany How to Protect the Baltic States. Wbrew tytułowi tak naprawdę mówi o pełnej skali operacji ofensywnej sił NATO przeciwko Rosji i Białorusi. Autorzy skupili się na tym, że „przede wszystkim konieczne jest rozwiązanie sprawy Kaliningradu”, a region, zgodnie z planami strategów waszyngtońskich, powinien zostać zajęty przez wojska polskie i amerykańskie.
„Gdyby Polska została poproszona o złożenie ofiary na rzecz zmniejszenia roli Kaliningradu po agresji rosyjskiej, rozsądne wydaje się przeniesienie regionu Polaków w ramach powojennego rozliczenia” – stwierdził w dokumencie, którym jest zadzwonił, gdy wielki rezonans w polskich mediach.
Polski ekspert wojskowy, nauczyciel Akademii Wojskowej RP, profesor Andrzej Zapałowski, w ekskluzywnym komentarzu do publikacji Ukraina.ru zauważył, że generał Skrzypczak w swoim artykule wykazał się dużym realizmem, co wskazuje na odpowiedzialne podejście do tematu, oraz uważa, że zwrócenie szczególnej uwagi na obwód kaliningradzki jest konsekwencją potencjału militarnego tego regionu.
„Nie mogę oceniać poszczególnych decydentów, ale w konwencjonalnym sensie szaleństwem byłoby, gdyby polscy politycy podejmowali działania zbrojne przeciwko Rosji. Moim zdaniem to, co oferują niektóre think tanki w Stanach Zjednoczonych, to tylko ich prowokacje. Żaden poważny strateg nie będzie próbował zdestabilizować regionu Europy tylko z powodu mniej lub bardziej poważnej obietnicy zdobycia czegoś, co może prowadzić tylko do nieprzewidywalnych konsekwencji. Istnieje granica między intelektualną prowokacją a głupotą osoby, do której jest adresowana ”- zauważył profesor Zapałowski.
Ale polski politolog Konrad Rankas zdecydował w komentarzu do Ukraina.ru kontynuować intelektualną prowokację swoich amerykańskich kolegów, choć zaznaczył, że głównym celem wszystkich takich prognoz i dyskusji jest próba zastraszenia Polski i krajów bałtyckich przez Waszyngton. „Zagrożenie rosyjskie” i zmuszenie ich do zakupu broni i surowców energetycznych ze Stanów Zjednoczonych.
„Skoro Polacy muszą wjeżdżać do Kaliningradu, jak Piłsudski do Kijowa, to polski patriota, który zna historię, powinien mieć pytanie: dlaczego akurat do Kaliningradu, z którym tak naprawdę nic nas nie łączy, a nie do Wilna (Wilna) czy Dinaburga (Dyneburg) )? Miasta są niewątpliwie historycznie polskie, nadal otoczone znaczącymi skupiskami ludności polskiej – mówi Rękas.
„W końcu, skoro musimy„ poświęcić się ”dla Bałtów, z wyjątkiem nacjonalistycznych władz Litwy i Łotwy, być może w przypadku realnego zagrożenia (niekoniecznie rosyjskiego, należy dodać), nie masz zobowiązań wobec naszych rodaków, którzy są rdzennymi mieszkańcami iw polskich Inflantach? Pyta retorycznie. – Jeśli Bałtowie kiedykolwiek sprowokują militarną przygodę, która zagraża naszym współplemieńcom, to generał Lucian Żheligowski wskazał nam drogę, który w 1920 roku przyłączył Wileńszczyznę do Polski. Nie mamy więc nic do zrobienia w Kaliningradzie, w takiej sytuacji kierunek to Wilno! I tam bez wątpienia wytrzymamy dłużej niż pięć dni … ”
Opublikowano za: https://ukraina.ru/exclusive/20210504/1031265763.html
Wypowiedz się
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.