• Zagórski zapewnia, że jego resort nie ma dostępu do informacji o konkretnych numerach telefonów
  • Co dalej ze zdalną edukacją? – Podstawowym narzędziem pozostaje platforma e-podręczniki – mówi minister
  • Zagórski podkreśla, że gminy mają dostać po 100-200 tys. zł na zakup tabletów i komputerów, choć przyznaje, że dla niektórych z nich “nie jest to dużo”
  • Szef resortu cyfryzacji wspomina też o 2 tys. miejscowości w Polsce, które w ogóle nie mają dostępu do internetu
  • – Myślę, że świadomość Polaków, że koronawirus nie zniknął, spowoduje wzrost zainteresowania tym narzędziem – mówi o sztandarowej aplikacji ProteGo Safe, którą na razie zainstalował mniej niż 1 proc. obywateli naszego kraju

***

Marcin Terlik, Onet: Wraz z kolejnymi rekordami zakażeń koronawirusem wracają pytania o ponowny lockdown. Czy przez te kilka miesięcy względnego oddechu resort cyfryzacji przygotował jakieś nowe rozwiązania na taki czarny scenariusz?

Marek Zagórski, minister cyfryzacji: Przede wszystkim nikt nie rozważa w tej chwili lockdownu, a na pewno nie na taką skalę, jak w marcu czy kwietniu. Nie mieliśmy oddechu. Doszlifowaliśmy rozwiązania, nad którymi rozpoczęliśmy wtedy prace. Po pierwsze aplikacja Kwarantanna Domowa została udoskonalona. Dodaliśmy do niej m.in. odpowiednie wersje językowe – w tej chwili większość osób przebywających w kwarantannie to osoby mówiące po ukraińsku lub rosyjsku.

Po drugie rozwinęliśmy zestaw narzędzi, które roboczo nazywamy centralnym środowiskiem analitycznym. To system, który pozwala na opracowanie np. analiz dotyczących przemieszczania się Polaków, a dokładnie ich telefonów, pomiędzy różnymi regionami kraju, m.in. na podstawie anonimowych danych od operatorów telekomunikacyjnych.

Na czym to polega?

Możemy w ten sposób zobaczyć, jaka jest mobilność mieszkańców pomiędzy konkretnymi powiatami. Dzięki temu, jeżeli wiemy, że na jakimś terenie jest więcej zachorowań, służby w innych regionach, w tym sanepid, mogą się lepiej przygotować na potencjalny wzrost liczby przypadków. Przykładowo, podczas długiego weekendu majowego widzieliśmy, ile mniej więcej osób pojechało z Warszawy nad morze i do jakich dokładnie miejscowości.

Te dane są zanonimizowane już na etapie ich przesyłania przez teleoperatorów?

Tak. Nie zbieramy żadnych danych osobowych.

Czyli nie macie wglądu w to, które konkretnie numery się przemieszczają?

Nie. Wiemy tylko, że np. tysiąc telefonów przemieściło się między jednym a drugim BTS-em (masztem sieci telekomunikacyjnej – red.).

Z jakich jeszcze innych danych korzystacie?

Na przykład z narzędzi wykorzystywanych w analizach skuteczności kampanii reklamowych. Ta próbka jest niewielka, ale umożliwia potwierdzenie, czy dane na temat mobilności Polaków, które dostajemy od operatorów komórkowych, są prawidłowe.

Czy współpracujecie też z Google’em, który posiada ogromną bazę danych na temat lokalizacji użytkowników?

Korzystamy z powszechnie dostępnych narzędzi, które wykorzystują dane pochodzące od największych firm technologicznych.

Zagórski o wsparciu dla uczniów. “Na czas trwania edukacji zdalnej sprzęt trafił do ich domów”

Na wiosnę bardzo dużo emocji wzbudziła zdalna edukacja. Czy przygotowujecie się razem z Ministerstwem Edukacji Narodowej na jej ewentualny powrót na jesień?

Nasze ministerstwo nie zajmuje się samą edukacją. Staramy się wspomagać MEN i szkoły tam, gdzie jest to możliwe. Już w marcu stworzyliśmy narzędzia ułatwiające nauczycielom i uczniom dostęp do zasobów edukacyjnych. Poza tym będziemy kontynuować zapewnianie sprzętu dla szkół, czyli także dla uczniów i nauczycieli. Przeznaczyliśmy na to już 400 mln zł, które trafiły w tym celu do samorządów. NASK (Naukowa i Akademicka Sieć Komputerowa – red.) rozstrzygnęła właśnie przetarg na kolejne 30 tys. tabletów, które trafią do szkół.

Rozumiem, że jeśli chodzi o sam sposób funkcjonowania zdalnych lekcji, rewolucji nie będzie.

W tej sprawie odsyłam do Ministerstwa Edukacji Narodowej. Podstawowym rozwijanym narzędziem jest platforma e-podręczniki. MEN wykonał przy niej dużą pracę.

Według danych z zeszłego roku ponad 13 proc. polskich gospodarstw domowych nie ma dostępu do internetu. Wydaje się, że problem ten został trochę przeoczony, gdy dyskutowano o kłopotach ze zdalną edukacją. Czy macie oszacowaną liczbę uczniów, którzy po prostu nie mają jak skorzystać z e-szkoły?

Nie mamy tak precyzyjnych szacunków dotyczących uczniów. Cały czas realizujemy jednak program “Zdalna szkoła”, w ramach którego nawet najmniejsze gminy dostały po ok. 100-200 tys. zł na zakup tabletów, komputerów i zapewnienie dostępu do internetu.

Przyzna pan, że to nie są duże środki. Można za nie kupić jakieś 100 komputerów na gminę, nie mówiąc już o kosztach połączenia z siecią.

Oczywiście, jeśli popatrzymy na miasto, które ma kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców, to nie jest to dużo. Natomiast problem, o którym rozmawiamy, dotyczy przede wszystkim najmniejszych gmin. Z naszych analiz wynika, że w niektórych z nich liczba publicznych komputerów i tabletów wystarcza już na zaspokojenie potrzeb nawet 50 proc. wszystkich uczniów. To dużo, zwłaszcza że gdy mówimy o zdalnej edukacji, to mimo wszystko wielu uczniów i nauczycieli ma swój sprzęt i z niego chce korzystać.

Te komputery i tablety kupowane w ramach programu będą rozdawane uczniom?

Tak, na czas trwania edukacji zdalnej trafiłyby do ich domów. Oczywiście po jej zakończeniu sprzęt trafi do szkół i tam będzie służyć dalszej nauce w klasach.

Co z dziećmi, które po prostu nie mają internetu w domach?

Tutaj musimy rozdzielić dwie kwestie: czy nie mają go, bo ich rodzice nie podpisali umowy z operatorem, czy też po prostu nie ma u nich dostępu do internetu – ani sieciowego, ani mobilnego. Takich miejscowości jest w Polsce ok. 2 tys., przy czym co do zasady są one bardzo niewielkie. Gminy we wspomnianym 400-milionowym programie dostały zresztą środki również na sfinansowanie dostępu do internetu.

Czyli po prostu na wykup abonamentu dla rodziców uczniów?

Tak, to też był koszt kwalifikowany w tym projekcie.

Dlaczego tak niewiele osób korzysta z ProteGo Safe? “To temat na bardzo poważną rozprawę socjologiczną”

Sztandarowym projektem ministerstwa z czasów pandemii jest aplikacja ProteGo Safe, która ma śledzić, z kim spotykają się jej użytkownicy i w ten sposób łatwiej znajdować potencjalnie zarażonych koronawirusem. Uznaje ją pan za sukces po tych kilku miesiącach funkcjonowania?

Zacznijmy od wyjaśnienia: ProteGO Safe przede wszystkim nie śledzi, z kim spotykają się użytkownicy. Nic zresztą o nich nie wie. Działanie aplikacji jest oparte na komunikacji urządzeń, czyli telefonu jednego użytkownika ze smartfonami innych.

Uważam, że to bardzo potrzebna aplikacja, szczególnie patrząc na ostatnie dni. Myślę, że świadomość Polaków, że koronawirus nie zniknął, spowoduje wzrost zainteresowania tym narzędziem. Nasza aplikacja niczym się nie różni, a nawet jest trochę lepsza niż ta niemiecka. Nie widzę więc powodu, dla którego kilkanaście milionów Niemców już z niej korzysta, a Polacy nie mieliby tego robić.

Tak się jednak nie stało. Widziałem niedawne szacunki, że w naszym kraju z ProteGo Safe korzysta 150 tys. osób.

Teraz jest to już sporo ponad 300 tys.

Wciąż jest to dużo poniżej 60 proc. użytkowników smartfonów w naszym kraju. A taką liczbę podają eksperci jako minimum niezbędne dla skutecznego działania tej aplikacji.

Nie mylmy faktów. Żeby aplikacja działała, wystarczy dwóch użytkowników. Natomiast faktycznie jej skuteczność we wspieraniu walki z koronawirusem rośnie proporcjonalnie do liczby osób, które z niej korzystają. Brytyjskie badania pokazują, że jeśli z aplikacji korzysta ok. 50 proc. społeczeństwa, a służby sprawnie izolują potencjalnie zarażonych, rozprzestrzenianie się koronawirusa można ograniczyć o ok. 50-60 proc. Mówienie więc, że aplikacja jest nieskuteczna, jest bardzo złym skrótem myślowym, który powoduje, że ludzie z niej nie korzystają.

Wspomniane przez pana 300 tys. osób, które ściągnęły Protego Safe, to ok. 1 proc. wszystkich użytkowników smartfonów w Polsce. Dlaczego pozostałe 99 proc. tego nie robi?

To temat na bardzo poważną rozprawę socjologiczną, bo w tym samym czasie w niektórych krajach Europy takie same aplikacje pobrały miliony obywateli. Pewnym wyjaśnieniem jest to, że wprowadziliśmy naszą aplikację akurat wtedy, gdy luzowane były największe epidemiczne obostrzenia. Możliwe, że część Polaków uznała, że ryzyko związane z koronawirusem jest już mniejsze.

Może po prostu Polacy nie wiedzą o istnieniu tej aplikacji? Macie w ministerstwie jakiś pomysł na dotarcie do nich z tą informacją?

Prowadziliśmy kampanię telewizyjną, prowadzimy internetową, trudno więc powiedzieć, że był z tym jakiś kłopot. Będziemy jeszcze te kampanie wzmacniać. Na pewno istnieje też ścisła korelacja między poczuciem zagrożenia a korzystaniem z ProteGo Safe. Dane z ostatnich dwóch dni pokazują znaczny przyrost liczby użytkowników bez jakiegokolwiek wzmocnienia przekazu informacyjnego z naszej strony.

Na koniec jedno pytanie niezwiązane z koronawirusem. W ostatnich dniach pojawiają się pogłoski o likwidacji Ministerstwa Cyfryzacji po rekonstrukcji rządu. Rozmawiał pan na ten temat z premierem?

Myślę, że o pogłoskach nie ma sensu rozmawiać.

Opublikowano za: https://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/minister-cyfryzacji-marek-zagorski-o-walce-z-koronawirusem-wywiad/b2m3q31