- Jak twierdzą nasi informatorzy, najtrudniejszym elementem polsko-amerykańskich negocjacji dotyczących Wspólnej Deklaracji Współpracy Obronnej była tzw. SOFA, czyli porozumienie o statusie amerykańskich wojsk w naszym kraju
- Negocjacje zostały zakończone w piątek. Z naszych informacji wynika, że jeżeli nowa umowa zostanie ratyfikowana, żołnierze amerykańscy nie będą podlegać polskiemu prawu
- To oznacza, że jeśli żołnierz USA popełni przestępstwo — nawet niezwiązane ze służbą, np. spowoduje wypadek drogowy — to przejmą go amerykańscy żandarmi, przetransportują do swojej bazy i odeślą do USA, gdzie będzie sądzony
- Kolejnym ustępstwem jest zgoda na eksterytorialność baz USA w Polsce — Polacy nie będą mogli wkraczać na ich teren bez zgody Amerykanów
- Amerykanie, jak mówią nasze źródła, wynegocjowali również przekazanie im niektórych ważnych polskich obiektów wojskowych, m.in. bazę lotniczą w Powidzu oraz część poligonu w Drawsku Pomorskim
Ostatnie miesiące były bardzo gorące dla ministra obrony Mariusza Błaszczaka. To właśnie kierowanemu przez niego resortowi premier Mateusz Morawiecki powierzył trudne negocjacje nowej umowy dotyczącej zwiększania w naszym kraju amerykańskiej obecności wojskowej. Sojusznicy od momentu przystąpienia do rozmów stawiali jednak bardzo twarde warunki zarówno finansowe, jak też dotyczące statusu ich wojsk w Polsce.
Dodatkowo wypracowanie porozumienia skomplikowała wiosenna deklaracja prezydenta Donalda Trumpa o szybkim wycofaniu żołnierzy USA z Niemiec oraz wybory prezydenckie w Polsce.
Amerykanie mocno naciskali
Przede wszystkim jednak Duda i Trump w Waszyngtonie mieli podpisać nową umowę o współpracy wojskowej. Problem w tym, że nie została ona przez Ministerstwo Obrony wynegocjowana na czas.
— Narracja resortu obrony była taka, by do tematu wrócić po wyborach — mówi nasz informator. — Amerykanie jednak mocno naciskali na podpisanie deklaracji. Chcieli jak najszybciej ogłosić wycofanie swoich wojsk z Niemiec. Wysyłali sygnały, że jeśli nie dojdziemy do porozumienia, to ich wojska ominą Polskę i trafią do Rumunii oraz Turcji. Potem jako miejsca przeniesienia żołnierzy USA pojawiły się kraje Europy Zachodniej, czyli Włochy i Belgia. Udało nam się jednak zostać przy stole negocjacyjnym, a nawet wpłynąć na Amerykanów, by informację o dyslokacji wojsk z Niemiec podali do wiadomości dopiero po naszych wyborach prezydenckich.
Pod koniec lipca Pentagon rzeczywiście ogłosił wycofanie z Niemiec prawie 12 tys. żołnierzy sił zbrojnych Stanów Zjednoczonych. Ponad połowa z nich ma wrócić do USA, w tym cała brygada zmotoryzowana z Bawarii. Reszta zostanie rozdysponowana głównie między Belgię i Włochy. Sekretarz obrony Mark Esper zaznaczył jednak, że możliwe jest umiejscowienie rotacyjnego dowództwa szczebla korpusu w Polsce, jednak pod warunkiem osiągnięcia dwustronnego porozumienia Waszyngton–Warszawa.
Spotkanie na szczycie
Wtedy również w Polsce wydarzenia nabrały większego tempa. Na piątkowe popołudnie 31 lipca prezydent Andrzej Duda zwołał w swym Biurze Bezpieczeństwa Narodowego spotkanie z udziałem m.in. premiera Morawieckiego i ministra Błaszczaka. Prezydent i premier chcieli od szefa MON dowiedzieć się, jak wygląda stan negocjacji w sprawie porozumienia wojskowego z Amerykanami.
— Rzeczywiście dziwne jest to, że najpierw ambasador amerykańska poinformowała, że rozmowy się zakończyły, a dopiero potem pojawiły się komunikaty z naszej strony – uważa Tomasz Siemoniak, poseł PO i były minister obrony narodowej.
Tego dnia po południu, na spotkaniu w BBN minister Błaszczak poinformował prezydenta Dudę i premiera Morawieckiego o szczegółach polsko-amerykańskiego porozumienia wojskowego. Do wiadomości publicznej przekazano jednak bardzo lakoniczną informację. Z komunikatu, który po spotkaniu opublikował na swojej stronie BBN, wynika jedynie, że polsko-amerykańskie negocjacje o współpracy obronnej zostały zakończone, a w Polsce zostanie umieszczone dowództwo 5. Korpusu.
Z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że zostanie ono ulokowane w Elblągu. Za kilka dni ma zostać też ogłoszone nazwisko amerykańskiego oficera, który obejmie to dowództwo.
Kulisy twardych negocjacji
Onet poznał kulisy negocjacji i zna zapisy porozumienia, o których BBN nie wspomina. Najtrudniejszym elementem negocjacji była tzw. SOFA (Status of Forces Agreement, czyli porozumienie o statusie amerykańskich wojsk w naszym kraju). SOFA określa prawne zasady stacjonowania armii USA w Polsce, w tym odpowiedzialność żołnierzy amerykańskich i pracowników cywilnych wojska, którzy stacjonują na terenie naszego kraju.
Najpierw kilka słów wyjaśnienia. Już w tej chwili mamy amerykańskich żołnierzy w Polsce — zmieniają się rotacyjnie. Zasady ich stacjonowanie reguluje kilka dokumentów, m.in. NATO SOFA, umowa polsko-amerykańska (także zwie się SOFA), ustawa o zasadach pobytu wojsk obcych na terytorium Polski oraz zasadach ich przemieszczania się przez nasze terytorium.
Porozumienia te mówią o tym, że w sprawach karnych Polska ma pierwszeństwo, czyli jest upoważniona do ścigania i karania amerykańskich żołnierzy, którzy popełnią czyny zabronione przez polskie prawo. Są jednak wyjątki. Zgodnie z umową SOFA istnieje możliwość zrzeczenia się przez stronę polską na rzecz amerykańskiej pierwszeństwa w sprawowaniu jurysdykcji karnej wobec ich personelu wojskowego. Dzieje się tak wówczas, gdy żołnierz dopuści się przestępstwa podczas wykonywania obowiązków służbowych.
Polska policja nie zatrzyma żołnierzy USA
Z naszych nieoficjalnych informacji, potwierdzonych w kilku niezależnych źródłach związanych z wojskiem i urzędnikami państwowymi, wynika, że jeżeli nowa SOFA zostanie ratyfikowana, żołnierze amerykańscy zostaną całkowicie wyłączeni spod polskiej jurysdykcji.
— Żołnierze USA, nawet jeśli popełnią przestępstwo niezwiązane ze służbą, to nie będą podlegać prawu polskiemu, lecz amerykańskiemu — mówi nasz rozmówca i wyjaśnia, że chodzi o takie przestępstwa, jak rozboje poza terenem bazy, gwałty, spowodowanie wypadków komunikacyjnych pod wpływem alkoholu itp. — Takiego żołnierza przejmą amerykańscy żandarmi, przetransportują do swojej bazy i odeślą do USA, gdzie będzie sądzony — dodaje nasz informator.
Polacy nie wejdą do baz USA
Kolejnym ustępstwem na rzecz Amerykanów zapisanym w nowej umowie jest zgoda na eksterytorialność ich baz na terenie naszego kraju. Polacy nie będą mieć wglądu w to, co tam się znajduje, ani nie będą mogli wejść na ten teren bez wyraźnej zgody.
— Były przypuszczenia, że jeśli chcemy zatrzymać Amerykanów u siebie, to być może nie mamy innego wyjścia, jak tylko zgodzić się na te żądania. Zresztą nie byłbym do końca krytyczny. Przypomnę, że Bundeswehra również nie ma wejścia na teren baz amerykańskich w Niemczech. Oby te ustępstwa nam się opłaciły — komentuje Marek Świerczyński, analityk z serwisu “Polityka Insight”.
- Zobacz również: Afera testowa. Posłowie pytają, minister zdrowia milczy
Innego zdania jest Tomasz Siemoniak. — Najwyraźniej tak przyspieszono wysiłki, by przynajmniej w tych dwóch punktach zmienić regulacje, a interes Polski stał się walutą, którą zapłacono za spotkanie trzy dni przed wyborami prezydenta Dudy w Białym Domu. Zresztą po komunikacie Pentagonu o przenoszeniu wojsk z Niemiec sytuacja dla polskiego rządu stała się naprawdę trudna — mówi były szef MON.
Oddamy Amerykanom obiekty wojskowe
To jednak niejedyne kompromisy, na jakie zgodzili się polscy negocjatorzy. Amerykanie, jak mówią nasze źródła, zapewnili sobie również przekazanie im niektórych ważnych polskich obiektów wojskowych. Chodzi m.in. o bazę lotniczą w Powidzu oraz część poligonu w Drawsku Pomorskim razem ze znajdującą się tam infrastrukturą wojskową. Polska strona wzięła też na siebie ciężar sfinansowania budowy i remontu obiektów, z których będzie korzystać armia Stanów Zjednoczonych.
— Koledzy z USA są wyśmienitymi graczami, są też bardzo pragmatyczni. Obawiam się, że mając miernych partnerów negocjacyjnych po drugiej stronie stołu potrafili ugrać jak najwięcej dla siebie. Chodzi o różne aspekty tej umowy, począwszy od zupełnego wyłączenia ich personelu z jurysdykcji i prawa polskiego, poprzez tracenie przez nas na ich rzecz aktywów wojskowych, na przykład chodzi o poligon drawski — mówi gen. Mirosław Różański, były dowódca generalny rodzajów sił zbrojnych. — Niepokoi mnie też to, że te negocjacje są prowadzone w sposób zakulisowy. Rządzący chcą na szali postawić wszystko, byle tylko społeczeństwu komunikować, że będą w Polsce Amerykanie, którzy zapewnią nam bezpieczeństwo. Proszę zauważyć, że nikt nie mówi o stanie polskiej armii.
Polsko-amerykańska umowa wojskowa, aby wejść w życie, musi zostać zaakceptowana przez parlament i podpisana przez prezydenta. Jesienią, jak powiedział w rozmowie z Onetem Tomasz Siemoniak, na jej temat będą dyskutować posłowie sejmowej Komisji Obrony Narodowej.
Jakie umowy wojskowe zawierają Stany Zjednoczone?
Rozmówcy Onetu podkreślają, że większość przestępstw popełnionych przez personel amerykańskich baz wojskowych na świecie rozpatrują amerykańskie sądy wojskowe i właśnie pod tę jurysdykcję ich żołnierze podlegają. Tak jest też w przypadku Turcji, Niemiec, czy Włoch.
Opublikowano za: https://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/nowa-umowa-wojskowa-z-ameryka-zolnierze-usa-nie-beda-podlegac-polskiemu-prawu/0gfsmck
Świetna wiadomość!
Jak się gra w szachy i już nie wiadomo jak zagrać to się robi pozorowane ruchy, czekając na błąd przeciwnika. Tutaj mamy do czynienia z takim manewrem.
Amerykanie chcą zachować pozory że są w Europie centralnej bo inaczej to całe wycofanie z Niemiec wyglądało by jak oddanie terenu, oni starają się za wszelką cenę tego uniknąć.
Oczywiście wiadomość jest z onetu co oznacza że wszystko wcześniej zostało ustalone, co ma być tam napisane i jak, ma to taką wartość jak zwierzenia Pana REDA które tu publikowaliście.
Amerykanie nie zagrzeją tutaj długo miejsca, a jak zaczną się kłopoty to nawet nie będą mieli co jeść bo Polakom wchodzić na ich teren nie wolno:-)
Co do Pani Mosbacher to nie jest dziwne zachowanie. To typowe zachowanie osoby która chwieje się na swoim stołku i nie jest pewna swego stanowiska, tak bardzo chciała zabłysnąć że nie wytrzymała i napisała pierwsza. Typowe błedy osoby w takiej pozycji, a ona ostatnio zalicza wpadkę za wpadką, nie sądzę żeby i ona długo była tutaj jeszcze ambasadorem.
Wracając znów do globalnego spojrzenia na sytuację, to nie za bardzo zazdroszczę administracji USA, ta cała zawierucha z wycofywaniem wojsk na całym świecie to naprawdę trudna sztuka, jak by tu pokazać że nie uciekamy ale rezygnujemy a w zasadzie nie rezygnujemy ale przemieszczamy?;-))
Ponad to odnoszę wrażenie że umowa była sporządzona niezwykle szybko, te całe gadki o oddawaniu terenu, finansowanie przedsięwzięcia przez stronę Polską…. wydają się podejrzane mówiąc delikatnie:-)))
A tutaj mamy już szach mat ze strony Rosji w dziedzinie powyższej. W tej chwili Rosję już stać na takie deklaracje, co oznacza również że Amerykanów już nie stać na jakiekolwiek deklaracje. Oczywistym jest że powyższe stwierdzenie Rosji daje jasno do zrozumienia, że odwet nie pójdzie w miejsce z którego została wystrzelona rakieta, a w miejsce z którego ktoś zarządził jej wystrzelenie.
Jeśli Rosja tak jasno i na takich zasadach określa swój stosunek do tego tematu znaczy to również że nie liczy już zbytnio na jakikolwiek atak z jakiejkolwiek strony.
https://fort-russ.com/2020/08/moscow-us-global-deployment-of-land-missiles-will-prompt-russias-quick-reaction-non-nuclear-attack-could-trigger-nuke-response/
TŁUMACZENIE WŁASNE:
MOSKWA: Globalne rozmieszczenie rakiet lądowych w USA przyspieszy szybką reakcję Rosji, a atak niejądrowy może wywołać reakcję nuklearną.
Przez Drago Bosnic Ostatnia aktualizacja 7 sierpnia 2020 r
MOSKWA – Rozmieszczenie przez Waszyngton naziemnych rakiet krótkiego i średniego zasięgu w różnych regionach świata wywoła natychmiastową reakcję Rosji – poinformowało MSZ.
„Jest oczywiste, że rozmieszczenie na całym świecie amerykańskich lądowych pocisków rakietowych krótkiego i średniego zasięgu poważnie podważa regionalne i globalne bezpieczeństwo i sprowokuje nową niebezpieczną fazę wyścigu zbrojeń. Rosja nie może ignorować pojawienia się większej liczby zagrożeń rakietowych na jej terytorium, co będzie dla nas postrzegane jako strategiczne. Będzie to wymagało natychmiastowej reakcji, niezależnie od tego, jakie pociski zostaną rozmieszczone, nuklearne czy nie ”- podało ministerstwo spraw zagranicznych w komentarzu z okazji rocznicy wygaśnięcia Układu o Siłach Jądrowych średniego zasięgu (INF).
Ministerstwo Spraw Zagranicznych podkreśliło,
„Jedynym rozsądnym i uzasadnionym krokiem naprzód jest wspólne poszukiwanie wzajemnie akceptowalnego rozwiązania obecnej sytuacji za pomocą środków politycznych i dyplomatycznych”.
„Rosja pozostaje otwarta na równą i konstruktywną pracę w celu przywrócenia zaufania oraz wzmocnienia bezpieczeństwa międzynarodowego i stabilności strategicznej. Liczymy na podobne zainteresowanie i odpowiedzialność ze strony USA – podkreśliła agencja dyplomatyczna.
W innym oświadczeniu (i możliwym ostrzeżeniu dla sojuszników USA i zachodnich) Rosja ogłosiła, że uzna każdy atak rakietowy za z natury nuklearny, a więc spowoduje reakcję nuklearną.
„Każdy atak rakietowy będzie uważany za nuklearny, ponieważ nie ma możliwości zidentyfikowania rodzaju głowicy, którą posiada, i wywoła reakcję nuklearną” – poinformowało rosyjskie Ministerstwo Obrony w oficjalnej gazecie Krasny Zvezda (Czerwona Gwiazda).
Ministerstwo dodało:
„Gdy radar wykryje wystrzelenie pocisków balistycznych atakujących terytorium Rosji, dowództwo wojskowe zostanie automatycznie o tym poinformowane i określi skalę użycia broni jądrowej”.
Publikacja procedur nastąpiła po podpisaniu przez prezydenta Władimira Putina w czerwcu br. Nowej polityki odstraszania nuklearnego, która zezwala na użycie broni jądrowej do odparcia ataku z bronią konwencjonalną, jeśli zagraża ojczyźnie. Określając, że atak niejądrowy może wywołać rosyjski odwet nuklearny, procedura wydaje się ostrzegać Stany Zjednoczone i ich sojuszników przed jakimkolwiek atakiem rakietowym na Rosję, nuklearnym lub innym.
Gazeta poinformowała również, że broń nuklearna będzie również wykorzystywana do odpierania ataków przy użyciu broni masowego rażenia, agresji przy użyciu broni konwencjonalnej i prób zniszczenia krytycznych rosyjskich obiektów. Rosja wielokrotnie argumentowała, że jej potencjał nuklearny ma charakter obronny i prowadzi politykę nie bycia pierwszą, która przeprowadza atak nuklearny.