Według chrześcijańskiej propagandy sprawa jest prosta – po trzech wiekach ciągłych prześladowań mądry i dobry Konstantyn miał objawienie, uznał chrześcijaństwo za religię państwową, Rzymianie „nawrócili” się i nastąpił triumf chrześcijaństwa. Nawet niekoniecznie chrześcijańska strona miłośnika starożytnego Rzymu, „Imperium Romanum”, poddała się tej propagandzie:
„Cztery wieki, ciągłych represji i mordów na chrześcijanach zostały zakończone pełnym zwycięstwem. Chrześcijaństwo stając się wyznaniem państwowym w Rzymie, mogło szerzyć wiarę na inne regiony, także poza obszar Imperium. Rozprzestrzenianie wiary wśród ludów barbarzyńskich, które pozajmowały tereny rzymskie, doprowadzając do upadku Cesarstwo Zachodniorzymskie w 476 roku n.e., gwarantowało jego przyszłą, dominującą pozycję w Europie i na świecie.”
https://www.imperiumromanum.edu.pl/ustroj/cesarstwo-rzymskie/cesarze-rzymscy/
Nie wiem, skąd autor wytrzasnął i cztery wieki, i ciągłe represje i mordy. Daty śmierci Joszue dokładnie nie znamy, ale mogło to być ok. 30-35 r.n.e. A że działalność wędrownego kaznodziei i reformatora judaizmu rozpoczął on góra trzy lata przed śmiercią, za datę narodzin jego sekty można uznać mniej więcej rok 30 naszej ery. Edykt mediolański Konstantyna i Licyniusza uznający chrystianizm (to prawidłowa nazwa tej religii, błędnie tłumaczona w języku polskim jako „chrześcijaństwo”), obok pogaństwa religią państwową ogłoszony został w roku 313. A więc nie cztery wieki a niecałe trzy. Jeśli zaś idzie o represje i prześladowania chrześcijan – miały one miejsce zaledwie kilkakrotnie i to krótko na przestrzeni owych trzech wieków. Ponadto najczęściej ani nie były konsekwentnie przestrzegane, ani nie obejmowały całego imperium a jedynie niektórych jego części. Niekiedy ograniczały się jedynie do zakazu „misjonowania” – publicznego głoszenia i nakłaniania innych do przystąpienia do sekty. Wydaje się, że blisko prawdy jest Mariusz Agnosiewicz pisząc:
„Łącznie powszechne prześladowania chrześcijan trwały około 7 lat na około 300 lat działalności chrześcijan w podziemiu. Inne prześladowania miały charakter lokalny. Można to ująć jeszcze inaczej: jedynie kilku (5-8) cesarzy prześladowało chrześcijan, na ok. 50 cesarzy panujących w omawianym okresie!”
http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,1065/k,3
Skorygować należy jedynie liczbę uznanych przez senat, a więc legalnych cesarzy panujących w tym okresie – było ich blisko sześćdziesięciu. A ponadto przez długie okresy tolerancji wobec chrześcijan wcale nie musieli prowadzić oni działalności w podziemiu. Budowali np. własne kościoły (dlatego nakazał je burzyć Dioklecjan). Gdyby zmuszeni byli rzeczywiście do działania w podziemiu, nie mieliby kościołów i nie byłoby wobec nich ogłaszanych zakazów uprawiania misjonowania. Najtrudniej jest ustalić rzeczywistą liczbę ofiar prześladowań. Oficjalna kościelna wersja mówi o nieprzeliczonych tysiącach „męczenników” mnożąc rzeczywistą ich liczbę razy 100 a może i więcej. Wypowiedź jezuity cytowana przez Agnosiewicza, dotycząca liczby ofiar prześladowań z czasów Nerona wydaja się jak najbardziej wiarygodna: „Z tą opinią polemizował jezuita E. de Moreau, ale i on stwierdza, że za Nerona zginęło kilkudziesięciu, najwyżej setka chrześcijan.”.
I nie mogło być inaczej, gdyż za Nerona w Rzymie chrześcijan prawie jeszcze nie było – sekta była nadal jeszcze w powijakach, a większość nielicznych jeszcze chrześcijan mieszkała w kilku ośrodkach na wschodzie cesarstwa – na terenach dzisiejszej Palestyny, Syrii, Turcji i Grecji. Mam także wątpliwości co do liczby ofiar z okresu Dioklecjana podaną przez Agnosiewicza: „Prześladowanie za Dioklecjana, największe i najsroższe, pochłonęło maksimum 2500-3000 ofiar”. Tymczasem wg wiki było tylko kilkaset ofiar:
„Z czasów tych właśnie prześladowań zachowało się wiele przekazów o czczonych do dziś w Kościele chrześcijańskim męczennikach. Jednak zdecydowana większość chrześcijan uniknęła prześladowań. Akcji nie prowadzono systematycznie i z tym samym natężeniem. Istniały różnice w wykonywaniu zarządzeń podyktowane warunkami lokalnymi. Na obszarze całego imperium zapłaciło życiem za swoje przekonania kilkaset osób. Byli to przeważnie prezbiterzy. Tortury, jakim ich poddano, ustawodawstwo rzymskie nakazywało stosować wobec wszystkich, którzy występują przeciw władzy państwowej; nie wymyślono ich specjalnie dla chrześcijan[9].”
https://pl.wikipedia.org/wiki/Dioklecjan#Polityka_religijna
Przy czym prześladowania były prowadzone z powodu antypaństwowej postawy chrześcijan – łamali prawo, odmawiali posłuszeństwa wobec edyktów cesarskich – i za to byli prześladowani. A nie za to, że byli chrześcijanami. Mogli sobie nimi być, byleby przestrzegali prawa.
Tak więc wyssaną z palca mitologią, a raczej bujdą chrześcijańską są ciągłe prześladowania chrześcijan w Rzymie przed Konstantynem jak i nieprzeliczone rzesze „męczenników”.
Co pociągało wczesnych chrześcijan do wstępowania do tej sekty? Przyznam się, że do końca naprawdę nie wiem. Jej doktryna odpowiadała w sumie mentalności ludzi o osobowości lekko masochistycznej. Od samego początku sekta głosiła bliskie ponowne przyjście idola – Joszue. W powstałych w II połowie I wieku ewangeliach przy zapowiedzianej przez niego zagładzie świata i uratowaniu wybranych, posłusznych, wszak miał zapowiedzieć: „Nie przeminie to pokolenie, aż się to wszystko stanie”. W związku z czym od początku sekta była pokutnicza, a umartwianie się było środkiem do osiągnięcia „zbawienia”. Przez wyznawców judaizmu, którego odłamem sekta była, w ogromnej większości została wszak odrzucona. Za to za sprawą Szawła/Pawła i kliki ewangelistów stała się, choć dopiero po wiekach, wielką rozbitą na wiele odłamów religią dla nieobrzezanych gojów – nieżydowskich mieszkańców imperium rzymskiego. Ale i wśród nich jej popularność przez pokolenia była niewielka. Nawet chrześcijańscy pisarze potwierdzają, że w połowie III wieku wyznawców było niewielu. Gdy Konstantyn i Licyniusz ogłaszali edykt mediolański, liczba chrześcijan nie przekraczała 10 % mieszkańców imperium – w ogromnej większości biedoty i niewolników. Dla nich ideologia/doktryna sekty była ponętna – obiecywała wszak wiekuiste szczęście po znojnym i pełnym wyrzeczeń życiu. Niemniej dla bogatszych mieszkańców imperium urok „zbawienia” mąciły przeróżne nakazy i zakazy, zwłaszcza te właśnie, wpływające na pokutniczy charakter chrześcijaństwa. Radość życia, zabawy, dbałość o rodzinę i majątek były przeszkodami do „zbawienia”. I choć i w tej warstwie znalazła się ostatecznie garstka wyznawców Joszue, zwłaszcza sporo później, gdy „apokalipsa” nie nastąpiła, a zbawiciel nie pojawił się ponownie, ale stanowili oni w sumie zdecydowaną, mikroskopijną wręcz mniejszość Rzymian. Niewykluczone więc, że pociągał ich pokutniczy charakter sekty. Ale być może i sprawy ambicjonalne. Tu należy zaznaczyć, że przywódcy sekty w różnych miastach z upływem czasu dysponowali rosnącym majątkiem. Przystępujący, choć rzadko, zamożniejsi obywatele często cały dobytek oddawali sekcie. Wpływała na to zmyślona opowiastka z „Dziejów apostolskich” o tym, jak Ananiasz i Safira sprzedali cały majątek, ale część pieniędzy zachowali dla siebie, przez co ponieśli śmierć:
https://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=382
Tak więc, przynajmniej do pewnego czasu, wstępujący do sekty nieco zamożniejsi obywatele oddawali jej cały majątek, którym następnie dysponowali jej kierownicy (prezbiterzy i biskupi). Później ten zwyczaj, niezwykle korzystny dla kleru zaniknął, choć zamożniejsi nadal obdarowywali sektę różnymi darami i pieniędzmi. W tym miejscu zaznaczyć muszę z uznaniem dla wczesnego chrześcijaństwa, że wspierało ono najbiedniejszych swoich wyznawców, organizując np. dla nich pogrzeby czy dokarmianie w czasach głodu i drożyzny żywności. Ale wspomagało tylko wyznawców – pogan nigdy. Kto wie, czy tą działalnością charytatywną nie zwerbowało sobie chrześcijaństwo więcej sympatyków i członków, niż głoszeniem samej doktryny. Możliwość dysponowania rosnącym funduszem sekty mogła być kusząca dla niejednego rzymskiego mieszczanina. Dochodził jeszcze związany z pełnioną funkcją rząd dusz – to funkcyjni w poszczególnych gminach chrześcijańskich prowadzili obrzędy, wygłaszali podczas nich mowy – kazania – kierowali więc myślami i uczuciami wiernych. Ryzyko i owszem istniało – ale niewielkie. W sumie kilka, góra kilkanaście lat prześladowań na przestrzeni prawie trzech wieków – to można było wytrzymać. A i podczas nich można było po prostu zaprzeć się Joszue, złożyć ofiary rzymskim bogom i miało się spokój. Ilość wyznawców, w tym i funkcyjnych (biskupów i prezbiterów), którzy zaparli się Joszue podczas kilku krótkotrwałych prześladowań była ogromna, wielo-, wielokrotnie większa niż ilość gorliwych, którzy woleli zginąć. Pokazuje to zresztą, że rzeczywiście głęboko, gorliwie wierzących chrześcijan aż tak wielu nie było – zarówno wśród ówczesnego kleru, jak i wśród wyznawców. Inne mieli więc motywy przynależności do sekty, niż „głęboka wiara”.
Wydaje się też, że ogromna większość wyznawców należących do tej powstałej nad Jordanem sekty neo-judaizmu, nazwanej później chrystianizmem, zarówno wtedy – w pierwszych wiekach chrześcijaństwa, jak i obecnie – nigdy sama nie przeczytała ani tzw. „Starego”, ani „Nowego Testamentu”. Ten pierwszy od razu musiałby ich wyleczyć z kultu psychopatycznego „Boga-Ojca” Jahwe, mściwego, zazdrosnego, obiecującego jedynie „wybranym” – jeśli będą mu służyć – panowanie nad całym światem i nad gojami. Ale i postać Joszue w „Nowym” też nie jest aż taka kryształowa. Z ewangelii przebija skrajny egocentryk – chcąc być jego uczniem należy wyrzec się całej rodziny, wręcz należy ją znienawidzić. Zresztą – on sam w ewangeliach nie chciał rozmawiać z matką i braćmi, twierdząc, że jego rodziną jest słuchająca go zbieranina. Gardził też nie-żydami, odmawiając początkowo pomocy córce Kananejki, przyrównując przy tym gojów do psów: „Jestem posłany tylko do owiec, które poginęły z domu Izraela… Niedobrze jest zabrać chleb dzieciom i rzucać psom”. Gdy dodamy jeszcze jego ewangeliczne nakazy samookaleczeń i ciągłe straszenie piekłem, oraz konieczność ślepej wiary w niego i jego domniemanego ojca, otrzymamy postać, którą trudno jest nazwać „dobrym pasterzem”. Tak więc chyba przede wszystkim nieznajomość „pisma świętego”, a opieranie się jedynie na wyrywkowych cytatach i opowiastkach o tym „zbawicielu” sprawiła, że aż tylu miał on wyznawców na początku IV wieku – coś do 10 % mieszkańców imperium. Obecnie zresztą jest dokładnie tak samo – ogromna większość wyznawców Joszue i Jahwe nie czytała nigdy ichniej biblii. I dlatego wierzą…
Jedyne co dziwić powinno, to to, że ówczesna elita umysłowa chrześcijan – pisarze i funkcyjni – znający żydo-biblię, stali się piewcami tej pokrętnej doktryny i niezbyt humanitarnego, wręcz rasistowskiego „zbawiciela”. Ale u nich w grę wchodziła możliwość sprawowania rządu dusz, co dla niektórych ludzi było i jest narkotykiem i wręcz celem życia. Ale jest jeszcze inna możliwość – byli po prostu „przebierańcami”, mającymi za zadanie infekować gojów kultem żydo-biblii i żydowskiego „zbawiciela.
.
Kolejną problematyczną sprawą jest pytanie – dlaczego Konstantyn zalegalizował najpierw chrześcijaństwo, równając je z pogaństwem, a później nawet zaczął wprowadzać restrykcje przeciwko pogaństwu? I dlaczego jego następcy, z wyjątkiem Juliana nazwanego „apostatą” (apostatą był Konstantyn, a nie Julian) nadal ślepo trzymali się chrześcijaństwa? Pisało o tym tysiące chrześcijańskich i niechrześcijańskich pisarzy, publicystów, historyków i religioznawców, ale wszystkie ich wywody są po prostu albo naiwne, albo wręcz naciągane. Najczęściej twierdzi się, że Konstantyn w chrześcijaństwie widział coś na wzór cementu, który miał spoić rozpadające się imperium. Rzecz w tym, że chrześcijaństwo nie tylko nie nadawało się na ów cement – ale wręcz samo dodatkowo kruszyło mury imperium. Nie można w tej kwestii pominąć najbardziej podstawowego faktu, a więc tego, że ogromna większość mieszkańców imperium chrześcijaństwem gardziła, uważając je za jakąś podejrzaną żydowską sektę. Jak więc religia wyznawana przez góra 10 % mieszkańców, pogardzana przez ogromną większość pozostałych mieszkańców miała spoić imperium? Dodatkowo – i jest to drugi podstawowy fakt – chrześcijaństwo w czasach Konstantyna było totalnie skłócone i rozbite na kilka odłamów. Właśnie w czasach, gdy Konstantyn walczył o władzę absolutną, wstrząsała chrześcijaństwem „schizma” zwana donatyzmem:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Donatyzm
Trwała ona co najmniej dwa wieki i ostatecznie zniknęła dopiero za sprawą muzułmanów. Nie raz lała się chrześcijańska krew po obu stronach tej barykady. Jeszcze bardziej zaciekle zwalczali się (i mordowali – nawet w kościołach) wyznawcy arianizmu i „ortodoksi” wyznający trynitaryzm. No i był jeszcze wielowiekowy, także krwawy, konflikt ortodoksów z monofizytami.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Arianizm
https://pl.wikipedia.org/wiki/Monofizytyzm
Był i ostry konflikt ortodoksów z manichejczykami. Nawet wielki doktor kościoła, Augustyn z Hippony, był przez jakiś czas wyznawcą manicheizmu.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Manicheizm
A mniejszych „heretyckich” i „schizmatyckich” odłamów było w chrześcijaństwie było jeszcze więcej – i to właśnie w czasach, gdy stawało się ono jedyną państwową religią cesarstwa rzymskiego. Jak więc religia, pogardzana przez zdecydowaną większość, rozbita i skłócona wewnętrznie, mogłaby być postrzegana przez kolejnych cesarzy za cement, za spoiwo mające wzmocnić rozpadające się cesarstwo? Przecież jest to kompletny absurd. Nie uwierzę w to, że władcy kierujący ogromnym imperium byli na tyle ślepi, by tych podstawowych faktów nie widzieli. A jednak rozbite i rozbijackie chrześcijaństwo, mimo związanych z tym problemów i oporu ludności narzucali poddanym. Dlaczego?
Szukajmy dalej…
Głoszone są więc także przypuszczenia, że Konstantyn widział w chrześcijaństwie dobrą podporę dla tronu. Wszak głosiło ono, że każda władza (w więc i jego) pochodzi od boga. A ponadto chrześcijaństwo nakazywało nawet niewolnikom ślepe posłuszeństwo ich panom:
„Niewolnicy, bądźcie we wszystkim posłuszni doczesnym panom, nie służąc tylko dla oka, jak gdybyście się mieli ludziom przypodobać, lecz w szczerości serca, bojąc się [prawdziwego] Pana.”
Kol 3, 22
„Wszyscy, którzy są pod jarzmem jako niewolnicy, niech własnych panów uznają za godnych wszelkiej czci, ażeby nie bluźniono imieniu Boga i [naszej] nauce. Ci zaś, którzy mają wierzących panów, niechaj ich nie lekceważą z tego powodu, że są braćmi, ale niech im lepiej służą, dlatego że są oni wierzącymi i umiłowanymi jako uczestnicy dobrodziejstwa.”
1 Tm 6, 1-2
„Niewolnicy niech będą poddani swoim panom we wszystkim, niech się starają im przypodobać, niech się im nie sprzeciwiają, niczego sobie nie przywłaszczają, lecz niech okazują zawsze doskonałą wierność, ażeby pod każdym względem stali się chlubą dla nauki naszego Zbawiciela, Boga.”
Tt 2, 9-10
„Niewolnicy! Z całą bojaźnią bądźcie poddani panom nie tylko dobrym i łagodnym, ale również surowym.”
1 P 2, 18
Ale już Konstantyn na własnej skórze doznał lekceważenia jego poleceń, a nawet dekretów ze strony zwaśnionych z ortodoksami „heretyków” i „schizmatyków”. Zresztą wiedział, że chrześcijanie i wcześniej odmawiali wykonywania rozkazów cesarskich i np. odmawiali składania nakazanych ofiar rzymskim bogom. Dopiero pod groźbą surowej kary większość z nich ustępowała. Ale zdarzali się i oporni do końca. On sam zabiegał o pogodzenie się donatystów i monofizytów z ortodoksami i o podporządkowanie się nicejskiemu credo przez wyznawców arianizmu i innych grup „heretyckich”. Ale wszystkie te jego zabiegi okazały się nieskuteczne – uparci chrześcijanie odmawiali mu posłuszeństwa, mimo iż wg ich doktryny rządził on z woli bożej. A więc i w tym przypadku chrześcijaństwo wcale nie dawało korzyści władcy – fanatycy różnych odłamów odmawiali mu posłuszeństwa. A na domiar złego uważali, że to oni mają rację i że cesarz powinien stanąć po ich stronie – przeciwko ortodoksom i nicejczykom.
Niekiedy, zwłaszcza gorliwie wierzący chrześcijanie, uważają też, że Konstantynowi zaimponowali „męczennicy”, którzy woleli zginąć, niż wyrzec się wiary. Ale przecież wiedział on, że tych, którzy ze strachu wyparli się Joszue, było co najmniej 10 razy więcej niż „męczenników”. Wiedzieć więc musiał, że ze strachu ogromna większość chrześcijan i jego zdradzi, gdyby jakiś potężny rywal tego od nich zażądał, grożąc im śmiercią.
Jest jeszcze hipoteza mówiąca, że Konstantynowi do jego celów odpowiadała zorganizowana struktura chrześcijaństwa, hierarchiczna i podzielona na jasno sprecyzowane gminy, nad którymi zwierzchność sprawowali lokalni biskupi podlegający z kolei kilku biskupom „nadrzędnym” czy „patriarchalnym”. Początkowo byli to biskupi Rzymu, Aleksandrii i Antiochii – największych miast imperium. Później dokooptowano do nich biskupa Konstantynopola, a na koniec honorowo biskupa Jerozolimy (wszak był biskupem „świętego miasta” i ogólniej „ziemi świętej”). W tej strukturze każdy wyznawca wiedział, do jakiej gminy (dzisiaj – parafii) należy i kto jest jego biskupem. U pogan podobnej struktury nie było. Każda świątynia była całkowicie samodzielną jednostką, nie posiadała ściśle przypisanych do niej „parafian”, a jedynym łączącym świątynie „spoiwem” był sam cesarz, będący równocześnie najwyższym kapłanem całego imperium (Pontifex Maximus). Ale przecież łatwiejszym zadaniem byłoby stworzenie pogańskiego odpowiednika chrześcijańskich gmin i biskupów, niż narzucanie Rzymowi rozbitego i skłóconego, pogardzanego przez większość mieszkańców chrześcijaństwa. A ponadto – dokąd zorganizowana struktura chrześcijańska była posłuszna cesarzowi, dotąd była przydatna. Ale zbuntowane gminy „heretyków” i „schizmatyków”, nieposłuszne cesarzom, były właśnie ze względu na ich dobrą organizację tym trudniejsze do zwalczania. Tak więc i ten rzekomy powód wprowadzenia chrześcijaństwa odpada.
Jest jeszcze jedna koncepcja, choć pojawiająca się rzadko – Konstantyn i jego następcy wprowadzili chrześcijaństwo, pozornie monoteistyczne, by dopasować do nowej nową formy władzy – dominatu – system religijny w myśl zasady – jedno państwo, jeden cesarz, jeden bóg, jedna religia.
Tu króciutka dygresja – napisałem, że chrześcijaństwo jest pozornie monoteistycznee, ponieważ ma i „boga-ojca”, i boga-syna bożego, i jeszcze na dokładkę „trzecią osobę boską – ducha świętego”. A że przynajmniej ojciec i syn nie są i nie mogą być tym samym jedynym bogiem, chrześcijaństwo jest w sumie fałszywym „monoteizmem”, gdyż ma więcej niż jednego boga. Ale nawet jeśli uznamy je za „monoteizm” – czy rzeczywiście był Konstantynowi i następcom potrzebny „jeden bóg” pasujący do dominatu?
Tu tylko przypomnę, że system polityczny imperium od początku cesarstwa aż do Dioklecjana nazywany jest pryncypatem. Cesarz był w nim oficjalnie jedynie princepsem – pierwszym obywatelem republiki.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Pryncypat_(Rzym)
Była to oczywista fikcja, ale utrzymywano ją ponad trzy wieki. I dopiero od Dioklecjana forma rządów przybrała formę jawnej władzy absolutnej cesarza, przez co nazwana została przez historyków dominatem:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Dominat
W okresie pryncypatu politeizm odpowiadał urzędowej propagandowej formie rządów – cesarz był tylko pierwszym obywatelem i rządził wespół z konsulami i senatorami państwem, tak jak Jowisz, wespół z innymi bogami, niższymi nieco od niego, rządził niebem i ziemią. Czy jednak politeizm pasował do dominatu? W czasach Dioklecjana jeszcze tak – wszak stworzył on wprawdzie system całkowicie autorytarny, ale z czterema władcami – dwoma Augustami i dwoma „niższymi” od nich Cezarami. Tak więc za jego czasów politeizm nadal jeszcze pasował do systemu władzy. Natomiast Konstantyn zmierzał do niego, a na koniec zrealizował absolutne jedynowładztwo. W tym systemie jedynemu absolutnemu władcy powinien odpowiadać jedyny bóg. Rzecz jednak w tym, że Konstantyn wiedział, iż istniały monarchie absolutne, jak choćby podbity wcześniej przez Rzymian Egipt, w którym religia państwowa była politeistyczna, z wieloma bogami. Tak więc niekoniecznie panteon musiał odpowiadać zawsze systemowi władzy ziemskiej. Ta koncepcja jest więc zbyt naciągana, tym bardziej że Konstantyn sam wspierał wyznawców credo nicejskiego, w którym „syn” jest współistotny ojcu”, a co jest w sumie dwu-teizmem. A z „duchem świętym” nawet trój-teizmem a nie mono-teizmem.
Reasumując – nie widzę absolutnie żadnych korzyści, tak politycznych, społecznych, socjalnych czy gospodarczych, które rzekomo miałyby przekonać Konstantyna i jego następców do narzucenia cesarstwu, wbrew woli większości mieszkańców, chrześcijaństwa. Nie dawało ono cesarstwu i cesarzom absolutnie żadnych namacalnych korzyści. Za to sprawiały wiele wymiernych kłopotów. Dlaczego więc tak uparcie je narzucali? Na to nie ma racjonalnej odpowiedzi. Chyba, że sięgniemy po coś, co nazywane jest – niesłusznie często zresztą, teoriami spiskowymi.
Co mam w tym miejscu na myśli?
A więc są dwa pokrewne wyjaśnienia – soft i hard:
1) (Soft) Konstantyn i jego następcy pozostawali pod wpływem kogoś (jednostki lub grupy), ukrytego za kulisami wydarzeń, kto przeforsował ich rękami ten pomysł mimo ogromnych problemów, jakie niosło ze sobą narzucanie cesarstwu chrześcijaństwa. Celem tego kogoś (jednostki lub grupy) było doprowadzenie do uznania żydowskiej rasistowskiej biblii Tanach („Starego testamentu”) w cesarstwie rzymskim „Pismem świętym” – rzekomym objawionionym „słowem bożym”, a przez to i uznanie biblijnego Jahwe bogiem Rzymian. Produktem ubocznym miał być dodatkowo kult galilejskiego żyda Joszue jako zbawiciela i odkupiciela, a od soboru w Nicei drugiej osoby boskiej – współistotnej ojcu – czyli biblijnemu Jahwe.
2) (Hard) Konstyntyn i jego następcy, sami z różnych przyczyn, np. ukrywanego pochodzenia, zainteresowani byli narzuceniem rzymskim gojom Jahwe jako boga oraz rasistowskiej Tanach jako pisma świętego starego testamentu.
Myślę, że obie koncepcje mają w sumie „ręce i nogi” i wyjaśniają, dlaczego nagle cesarze zaczęli narzucać cesarstwu nadjordańskie wymysły. Przy czym część z nich mogła być cesarzami soft, a część hard.
A jak to przeprowadzono – jak to zrealizowano? Dobrym szkicowym opisem jest ten Mariusza Agnosiewicza pt: „Prześladowania pogan w Rzymie”
http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,377
.
Konstyntyn zaczął ostrożnie – najpierw jedynie zalegalizował chrześcijaństwo jako religię równoprawną z pogaństwem. Przez następne 12 lat na jego monetach nadal widać było symbole pogańskie. Zniknęły one dopiero po roku 325. Następnie nakazał burzyć wybrane świątynie pogańskie, ale tylko na wschodzie, gdzie chrześcijan było więcej niż na zachodzie cesarstwa (pamiętajmy, że chrześcijaństwo rozszerzało się rozlewając koncentrycznie wokół Palestyny). Czy dochodziło wtedy do protestów? Zapewne tak, ale w burzeniu świątyń udział brali legioniści, których ludność cywilna naprawdę się bała.
Tu pozwolę sobie na pewną dygresję…
W czasach Konstantyna dawno już przeszłością były czasy, gdy legionistami byli sami Rzymianie. Miało to kilka przyczyn. I tak, zbyt wiele wojen, w tym niezwykle krwawych domowych, miał Rzym w przeszłości, także tej niedawnej (okres kryzysu cesarstwa w latach 245-284) by Rzymianki nadążały rodzić synów. Już Marek Aureliusz po wielkiej epidemii, która dotknęła także legiony walczące w wojnach markomańskich zmuszony był uzupełniać je gladiatorami – najczęściej obcymi jeńcami wojennymi. Dodatkowo z upływem czasu następowała demoralizacja Rzymian polegająca na niechęci do służby w legionach. Na porządku dziennym były więc samookaleczenia – obcinanie sobie kilku palców, byleby zostać zwolnionym ze służby w legionach. U schyłku cesarstwa zachodniego nie tylko ogromna większość legionistów, ale i ich dowódców była obcego pochodzenia – w tym także z ludów zza limesu, nazywanych przez Rzymian „Germanami”. Wielu historyków uważa, że to właśnie dopuszczenie do zaludnienia legionów obcymi było jednym z głównych powodów upadku Rzymu. Obcy służący w legionach często zamiast walczyć z najeźdźcami wspierali ich – wszak ci najeźdźcy byli ich pobratymcami. Z biegiem czasu więc i zaludnianiem legionów obcymi narastała nienawiść między legionistami a ludnością rzymską. Przy czym legioniści, jeśli tylko byli hojnie opłacani przez cesarzy, wykonywali skrupulatnie wszystkie ich rozkazy. Natomiast na odwrócenie uwagi mieszkańców, zwłaszcza skorego do tumultów plebsu, mieli cesarze wypróbowane od wieków metody – wystarczyło w czasie burzenia świątyń na wszystkich okolicznych arenach urządzić walki gladiatorów, a zwłaszcza uwielbiane przez Rzymian wyścigi rydwanów, będące ich największą pasją, by legioniści mogli względnie spokojnie burzyć wskazane świątynie.
(Circus Maximus w Rzymie. Podobne, choć naturalnie mniejsze stadiony do wyścigów rydwanów istniały w całym cesarstwie w każdym większym ośrodku miejskim)
Poważniejsze mieszczaństwo i senatorzy nie protestowali natomiast z oczywistego powodu – historia cesarstwa licząc od pierwszego cesarza znała niezliczone procesy o „obrazę majestatu”, a jeszcze więcej o rzeczywiste lub zmyślone spiski. Ofiarami ich padali nawet najbardziej szacowni senatorzy, a także członkowie rodzin panujących. Wyrokiem zazwyczaj była kara śmierci oraz przepadek mienia. A to narażało najbliższą rodzinę skazanych na nędzę, gdyż w takim przypadku często dalsza rodzina i przyjaciele, nie chcąc narazić się samym na oskarżenie o sprzyjanie spiskowcy, nie udzielali rodzinom skazanych pomocy. Tak więc szerszych protestów Konstantyn i jego następcy nie musieli się obawiać. Choć do protestów i tak dochodziło, ale te tłumione były sądownie, przez komorników i przez legionistów. Miały też miejsce masowe tumulty połączone z mordowaniem pogan, wzniecane przez fantycznych mnichów i kler. Niestety b. niewiele o nich wiemy. Chrześcijańscy „pisarze”, „kronikarze” i „historycy”, którzy ofiary własne z czasów przed Konstantynem mnożyli przez 100, 200 czy nawet 300, by było ich jak najwięcej, pogańskich ofiar własnych prześladowań nie tylko nie liczyli, ale wręcz o nich milczeli. Choć w rzeczywistości tych pogańskich ofiar było więcej, niż wcześniej chrześcijańskich.
W artykule Mariusza Agnosiewicza warto też zwrócić uwagę na to, ilu cesarzy i jak długo wznawiało stare dekrety antypogańskie. Już to pokazuje, że narzucanie mieszkańcom żydogennych i żydolubnych wymysłów i guseł trwało wieki. Przy czym, jak wiemy, najtrudniej szło chrześcijanom z rzymską wsią. Termin poganin, tak później rozpowszechniony, powstał właśnie wtedy – podczas „chrystianizacji” cesarstwa. Wieś stawiała temu procederowi najdłużej i najbardziej uparcie opór, przez co włoska nazwa mieszkańca wsi – paganus – stała się „mianem” osoby uparcie odrzucającej chrześcijaństwo i trwającej przy własnych, nieżydowskich bogach.
Należałoby wspomnieć tu i o „administracyjno-sądowej” formie represji oraz wymuszaniu na Rzymianach konwersji na chrześcijaństwo. Edykt Teodozjusza o pozbawieniu obywateli „zdolności testamentowej” dotyczył nie tylko „odstępców” od katolicyzmu. Obejmował wszystkich niekatolików, a więc pogan oraz „heretyków”. Oznaczało to, że testament poganina czy heretyka jest nieważny i że po jego śmierci jego majątek przechodził na własność państwa – czyli cesarza. A to oznaczało skazanie na nędzę własnej najbliższej rodziny. Ponadto poganie nie mogli w sądach występować ani jako świadkowie przeciwko chrześcijanom, ani tym bardziej nie jako oskarżyciele. Zostali więc faktycznie wyjęci spod prawa. Buntować zaś nie mogli się, bo za to był proces, wyrok śmierci, przepadek mienia i nędza dla rodziny.
Gdy się ogarnie myślą całokształ „chrystianizacji” cesarstwa rzymskiego, a zwłaszcza upór, z jakim cesarze narzucali ludności gardzącej tą zrodzoną nad Jordanem sektą, przy jej wewnętrznym skłóceniu i rozbiciu, a co przyniosło ostatecznie Europie regres kulturowy, naukowy i techniczny o całe tysiąclecie (https://opolczykpl.wordpress.com/2014/08/05/triumf-chrzescijanstwa-widziane-okiem-poganina-z-europy-zachodniej/) i co łączyło się z cierpieniami milionów obywateli cesarstwa, rodzić muszą się pytania – co ich do tego skłoniło? Kto lub co i po co popychał ich do tego szaleństwa?
Takie pytania musi stawiać sobie każdy myślący człowiek, interesujący się historią. I odpowiedzieć na nie także musi sobie sam. Bo w żadnych podręcznikach historii nie znajdzie się ani jednej, choćby pozornie i jako tako logicznej i wiarygodnej odpowiedzi…
Czym była faktycznie „chrystianizacja” imperium rzymskiego i kolejne 1600 lat historii, pisał w okresie międzywojennym biograf Rothschildów, Marcus Eli Ravage:
„Lecz nie zostawiliśmy was w spokoju. My wzięliśmy was w ręce i ściągnęliśmy z was piękna i wspaniała tkankę którą stworzyliście i zmieniliśmy cały kierunek waszej historii. Podbiliśmy was jak żadne z waszych imperiów nie było w stanie podporządkować sobie Afryki lub Azji. Zrobiliśmy to bez pocisków, bez krwi, bez wrzawy, bez jakiejkolwiek siły. Zrobiliśmy to wyłącznie dzięki potędze naszego ducha, idei i przy pomocy propagandy.
.
Zrobiliśmy z was ochoczych, nieświadomych nosicieli naszej misji dla całego świata, całego dzikiego świata i do niezliczonych jeszcze nie narodzonych przyszłych pokoleń. Niezupełnie rozumiejąc co my wam czynimy, staliście się powszechnymi agentami naszej rasowej tradycji, niosąc nasza ewangelie do niezbadanych jeszcze zakątków ziemi. Nasze plemienne prawa dały wam podstawy do wszystkich waszych świętych konstytucji i systemu prawnemu. Nasze legendy i ludowe opowiadania są świętą tradycją, kołysanką dla waszych dzieci. Nasi poeci wypełnili wasze hymny i modlitewniki. Nasza narodowa historia stała się niezbędna częścią nauk dla waszych pastorów, księży i naukowców. Nasi królowie, nasi mężowie stanu, nasi prorocy, nasi rycerze są waszymi bohaterami. Nasz starożytny mały kraj jest waszą Ziemią Świętą. Nasza naturalna literatura jest wasza Świętą Biblią. To co nasi ludzie myśleli i nauczali stało się nierozerwalną kanwą wplecioną w każde wasze przemówienie i tradycje tak, że nikt nie może być nazwanym wykształconym jeśli nie zna naszej rasowej spuścizny.
.
Żydowscy rzemieślnicy, żydowscy rybacy są waszymi nauczycielami i waszymi świętymi z niezliczonymi wyrzeźbionymi postaciami w niezliczonych katedrach wzniesionych dla ich pamięci. Żydowska panna jest waszym ideałem macierzyństwa i kobiecości. Żydowski zbuntowany prorok jest centralna figura w waszych religijnych modlitwach. My zlikwidowaliśmy waszych idoli, odstawiliśmy wasza rasowa spuściznę i zastąpiliśmy ja naszym bogiem i naszymi tradycjami. Żaden podbój w historii nie może by nawet porównywalnym z tym czystym i sprawnym opanowaniem was!
https://opolczykpl.wordpress.com/2012/05/10/chrzescijanstwo-widziane-oczami-biografa-rothschildow/
opolczyk
PS
I jeszcze słówko o okresie historii nazwanym Renesansem – Odrodzeniem. Wiki pisze o nim: „Renesans, odrodzenie (fr. renaissance „odrodzenie”) – epoka w historii kultury europejskiej…”
https://pl.wikipedia.org/wiki/Renesans
.
Czy zastanawiamy się nad tym, czego odrodzeniem było właśnie Odrodzenie, zrodzone/zainicjowane we Włoszech? Zwłaszcza w malarstwie jest to widoczne gołym okiem. Malarze dość już mieli scen żydo-biblijnych – tych Rajów, Potopów, Abrahamów, Mojżeszy, Stajenek Betlejemskich, „Chrystusów”, Ostatnich Wieczerz, Dróg Krzyżowych, Golgot, Matek Boskich, Apostołów i Apokalips. A także postaci pruderyjnie opatulonych od stóp do głów, z wyjątkiem dozwolonej golizny w raju (z obowiązkowymi listkami figowymi w wiadomych miejscach) i na Golgocie (z obowiązkową opaską wokół bioder).
Nawet mężczyźni pokazywali zazwyczaj gołe tylko stopy, dłonie i głowy:
Kobiety najczęściej miały dodatkowo zakryte i głowy:
W okresie Renesansu, który był kulturową Reakcją Pogańską, malarze powrócili do wątków mitologii pogańskiej – greckiej i rzymskiej – a także do golizny:
To była faktyczna i rzeczywista kulturowa Reakcja Pogańska, choć i ona na fali polowań na czarownice została stłumiona. Czas na kolejną – ostateczną…
U Pana Opolczyka prześlizgiwanie się przez temat zdaje się być już tradycją:-)
..ale za to inyuicja go dobrze prowadzi skoro zamieszcza taki temat.
Nie będe się rozpisywał nad analizą tekstu, za to dam Wam pewien “obraz”.
Nie wiem czy wiecie ale obecnie mamy 476 rok n.e.!!!!!
Nie wiem również jak to się stało , ale mamy kolejną “powtórkę z historii”.
Nasza historia w swej świadomości zatoczyła kolejne koło, a teraz to koło ponownie jest zamykane.
Jeśli przyjmiecie na chwilę ten punkt widzenia ZROZUMIECIE DOKŁADNIE CO WÓWCZAS SIĘ DZIAŁO BEZ POMOCY LEKTUR!!!
Wystarczy że zobaczycie to co dzieje się DZIŚ!
Wszystkie pytania zawarte w artykule staną się JASNE!
Wystarczy że w równaniach zmienicie parametry:
Imperium Rzymskie = Rząd światowy
Biblia = COVID19
Po przyjęciu takich analogii od razu pojmiecie do czego służyła biblia, kto i po co za tym stał.
Z jakiego powodu Cesarze przyjmowali kolejno wiarę chrześcijańską choć działało to na niekorzyść Imperium.
Jeśli macie problemy z przyjęciem tej perspektywy, wyobraźcie sobie co napiszą o naszych obecnych czasach ludzie, powiedzmy za 1000 lat, jak ślady zanikną, a obecni ludzie wymrą?
Napiszą pewnie coś takiego:
“Rok 2020 w historii dziejów świata bīł niezwykły pod każdym względem. Z zupełnie niezrozumiałych i nielogicznych przyczyn kolejne kraje świata przyjmowały obostrzenia dotyczące COVID19, chociaż wówczas nikt w zasadzie nie wiedział co to jest a ofiar śmiertelnych według kronik nie notowano.
Z naszej perspektywy wygląda to jak zbiorowe szaleństwo którego celem byłó szybkie zniszczenie porządku świata. Wszystkie ówczesne rządy zaczęły działać nie tylko na szkodę własnych obywateli , ale również ze szkodą dla swojej własnej władzy, niszcząc ją w sposób autodestrukcyjny.
Patrząc na te zdarzenia historyczne dziejące się prawie tysiąc lat temu trudno jest wyciągnąć wnioski i zanalizować ówczesny stan świadomości ludzi, którzy również wiedząc o faktach, czyli prawie zerowej śmiertelności, wiedząc że ówczesne USA wystąpiło z WHO, wiedząc o braku informacji dotyczącej wirusa zwanego wtedy COVID mimo to poddali się również tej autodestrukcyjnej fali.
Myślę że kolejne lata badań oraz prace wykopaliskowe mogą rzucić jakieś dodatkowe światło na zdarzenia tamtych czasów”
I jak…NIE NAPISZĄ TAK O NAS?;-))))))
A na zakończenie inna ciekawostka, w artykule zamieszono cytat
“Zrobiliśmy to bez pocisków, bez krwi, bez wrzawy, bez jakiejkolwiek siły. Zrobiliśmy to wyłącznie dzięki potędze naszego ducha, idei i przy pomocy propagandy.
.
Zrobiliśmy z was ochoczych, nieświadomych nosicieli naszej misji dla całego świata, całego dzikiego świata i do niezliczonych jeszcze nie narodzonych przyszłych pokoleń. Niezupełnie rozumiejąc co my wam czynimy, staliście się powszechnymi agentami naszej rasowej tradycji, niosąc nasza ewangelie do niezbadanych jeszcze zakątków ziemi.”
Czyż nie jest to analogia tego co na przykład mówił rabin w wywiadzie jaki ostatnio zamieśiliście??
Podsumowując, jeśli teraz nastąpi coś na kształt przeszłego Odrodzenia to będzie znak że wykonamy kolejną obsesyjną pętlę w czasie i znów historia zostanie powtórzona.
Będzie to znaczyło że nie daliśmy sobie rady z wyrwaniem się z niej.
Teraz jednak doszły dodatkowe czynniki są “Goście” którzy próbują wyrwać nas z tej obłąkańczej wirówki, co oznacza ZMIENIĆ NASZĄ LINIĘ CZASOWĄ..tak aby z zapętlenia utworzyć SPIRALĘ wznoszącą się. Bo o to w tym wszystkim chodzi, jesteśmy jak zerwany gwint w śrubce, niby wkręcamy śrubokrętem tą śrubkę ale ona się nie wkręca tylko obraca i nic ponad to!!
Zresztą każdy “widzący” czy prorok na przestrzeni dziejów to WIDZIAŁ, jedynie opisy zjawiska są różne. Na przykład Don Juan od Carlosa opisywał to tak:
“Jesteśmy jak ten liść w rzece, który wpadł w wir. Niby płyniemy ale tak naprawdę kręcimy się w kółko”
Czy dostrzegacie analogie, czy czujecie co trzeba zrobić?
Aby rozbudzić jeszcze bardziej Waszą wyobraźnię oraz rozszerzyć horyzonty pojmowania powiem Wam co innego. Są i byli na tym świecie ludzie, a nawet nacje które OD WIEKÓW doskonale zdają sobie z tego sprawę. Jedną z nich są na przykład Żydzi. Oni stwierdzili że im ta sytuacja ODPOWIADA, oni nie chcą zmian, dlatego że oni postanowili robić na tym interes!
Są jak człowiek który uwielbia jeden film i ogląda go przynajmniej raz w tygodniu, ten sam film. On robi to nie tylko dlatego, że podoba mu się. On to robi dlatego ponieważ korzysta z KOMFORTU WIEDZY O TYM CO SIĘ STANIE. On to lubi bo ten film jest dla niego przewidywalny, nie będzie niespodzianek, nowości, niepewności…będzie to ten sam stary, dobry film:)
Oni wiedzą co się stanie,wiedzą kiedy kupić, a kiedy sprzedać, ale nie dlatego że ZNAJĄ PRZYSZŁOŚĆ, ale dlatego że WIEDZĄ IŻ JEST ZAPĘTLONA!!!
Ponadto znają cały cykl “jednego obrotu” który ja szacuję na około 2500 lat.
To pozwala im na “znalezienie się w rzeczywistości” i takie kierowanie nią aby wszystko przebiegało “po staremu” , w zapętleniu.
To na dodatek nie są jedynie moje dywagacje, należy to uznać za FAKT.
Sprawą naszą i każdego z osobna , jest uświadomienie sobie tej sytuacji w której istniejemy. To podstawa do wyrwania się z tego obłedu.
Na zakończenie dodam jeden cytat który w wyniku powyższych rozważań wydaje się prawdziwy, pochodzi z zapisków z Nag Hammadi oraz z bibli.
“Wzięli klucze poznania, sami nie przejdą, a innym przejść nie dadzą”
Piszę Wam o tym wszystkim nie bez kozery.
Chodzi tutaj o to że KONIECZNIE NALEŻY MIEĆ ŚWIADOMOŚĆ CYKLICZNOŚCI i POWTARZALNOŚCI DZIAŁAŃ. Ta cykliczność wynika z zapętlenia. Jeśli ludzie nabędą świadomość tego w zasadzie każdy może przyczynić się do zmiany tej sytuacji.
To się dzieje WSZĘDZIE, zwróćcie choćby uwagę na Polskę.
Mamy rok 2020 który już teraz wygląda na przełomowy. 40 lat temu jednak był rok 1980, mieliśmy TEN SAM STAN, przełom. Kolejne 40 lat wcześniej…..mieliśmy 2 WOJNĘ ŚWIATOWĄ, kolejny przełom. Każdy z nich miał taką samą konstrukcję i konsekwencję. Po przełomie była instalowana taka lub inna agentura mająca za zadanie kierowanie zdarzeniami. Na początku po przełomie było stwarzane wrażenie, że już jest dobrze, a potem cykl się powtarzał.
Zatem 40-letnia cykliczność w przypadku Polski jest NIEZWYKLE DOBRZE WIDOCZNA, zapewne sięgając dalej w historię tylko Polski odkryjemy te zapętlenia.
Dzięki temu będzie można w odpowiedniej chwili podjąć odpowiednie decyzje.
Wynika to z faktu że nie zawsze można zmienić cykl, a tylko wtedy kiedy się kończy.
Zatem od nas zależy czy utrwalimy obecną cykliczność czy też wykonamy działania pozwalające na zaprzeczeniu, na wyrwaniu się z tego.
Kiedy już uświadomicie sobie głęboko zasady którymi obecnie posługuje się świat już z samego tego faktu staniecie się “jasnowidzami”. Po prostu będziecie w stanie przewidzieć przyszłość na zasadzie analogii ze zdarzeniami z przeszłości.
Na to właśnie “polecieli” Żydzi. Niestety jak już zapewne rozumiecie takie podejście do sprawy tylko UTRWALA zastany stan rzeczy.
Bardziej ambitną drogą i wydaje się że jedyną jest właśnie wykonanie takiego obrotu który pozwoli nam “wskoczyć” na drogę wznoszącej się spirali.
Ostatnia kwestia to pytanie kiedy wpadliśmy w tą “wirówkę”?
na to pytanie nie jestem w stanie odpowiedzieć, mamy tylko przesłanki.
Na przykład w wielu przekazach, w tym u Pani Lisy Renee, pada informacja 12 500 lat temu.
Oczywistym jest że to nie może być potwierdzone, brak zapisów, a nawet jeśli jakieś istnieją są niedostępne szerszej publiczności. Jednakże ta data zdaje się potwierdzać moje obserwacje cyklu 2 500 lat. Oznaczało by to matematycznie licząc że od tego czasu przeszliśmy już 5 identycznych cykli. 12 5000 podzielić na 2 5000 daje 5.
Znamy jednak dość dobrze nasz ostatni 2 500 letni cykl, stosując wstecznie naszą wiedzę można by się pokusić o znalezienie analogii:-)
Co nas czeka zatem?
Osobiście uważam że niebawem coś się wydarzy, może nawet jeszcze w tym roku.
Nie wiem co to będzie, może rząd ustąpi, samolot się nie rozbije, historia zwykle aż tak bardzo się nie powtarza, ale może dopadnie ich jakaś zaraza..nie wiem co to będzie.
Wiem natomiast że teraz musi się wydarzyć coś co POZWOLI POLAKOM DOKONAĆ FAKTYCZNEGO WYBORU.
W tej chwili jak artykuł wskazuje nie mamy wyboru. Ta sytuacja ulegnie zmianie.
Należy być elastycznym, bo nie wiadomo dokładnie co to będzie.
wiem również że od tego wyboru zależeć będą dalsze losy kraju i dobrobyt oraz mądrość ludzi tu żyjących.
Ja osobiście jestem głęboko przekonany o mądrości tego narodu. Ona jest w ludziach zakopana głęboko poprzez wielowiekowy ucisk i koleje losu, jest ukryta.
Podkreślam JA NIE WIERZĘ W TEN NARÓD!
JA ZNAM TEN NARÓD! .dlatego piszę to z pełną odpowiedzialnością.