Wtorek 11 lutego. Sejmowa Komisja Łączności z Polakami za Granicą pozytywnie opiniuje kandydata na stanowisko konsula generalnego w Konsulacie Rzeczypospolitej w Nowym Jorku. Kandydat gros swego wystąpienia poświęca… Żydom. O Polakach mówi mało. O Polsce nic. Dużo za to o tym, że w Nowym Jorku działają organizacje żydowskie i że miejsce to wyjątkowe dla dialogu polsko-żydowskiego.
Zapowiadając „bardziej pragmatyczny” dialog, podkreślił: chciałbym, aby odbywał się on w trójkącie Amerykanie, Żydzi i Polacy. Nic o umacniania tożsamości amerykańskich Polaków. Dużo za to, i z dużym zatroskaniem, o tożsamości amerykańskich Żydów.
Na koniec Adrian Kubicki, bo tak inkryminowany Kandydat zwie się, rzekł: Być może to zabrzmi w jakimś stopniu kontrowersyjnie, ale uważam, że diasporę żydowską w nowojorskim okręgu konsularnym, należy włączyć w szeroką definicję Polonii, dlatego że znakomita większość Żydów, którzy zamieszkują dzisiaj nowojorski okręg konsularny, to są Żydzi pochodzenia polskiego, z czego sobie bardzo często nie zdają sprawy i nie rozumieją nawet, jaką wartość to niesie dla ich osobistych historii.
Konsulat generalny w Nowym Jorku – z racji swojego położenia jak i obszaru, który obejmuje (lub obsługuje) to placówka wyjątkowa. Tak jak wyjątkowe jest to miasto, ośrodek polityczny, kulturalny, centrum finansjery oraz stolica medialna USA. Z tego względu, w odróżnieniu od innych placówek konsularnych na świecie, kierownik konsulatu musi mieć szersze spektrum działania – parać się dyplomacją publiczną, w tym promocją Polski, być obecnym w mediach, w tym mediach polonijnych.
Nowy Jork to największe skupisko Amerykanów polskiego pochodzenia i tym samym największy okręg konsularny. Najważniejszym zatem zadaniem konsula winno być służenie Polakom mieszkającym w tym okręgu oraz współpraca z nimi. Niezwykle ważna powinna być nowa formuła współpracy z amerykańskimi Polakami, powstrzymanie trendu zaniku ich polskiej tożsamości, a nawet odwrócenie tego trendu. A także sprawienie, aby stali się ambasadorami polskich spraw w biznesie i w administracji. W tym temacie Kandydat milczał. Nic też nie powiedział o wspieraniu duszpasterstwa i parafii polskich.
Z dumą natomiast poinformował, że nowojorski konsulat wystawia rocznie 10 tysięcy paszportów. Nie zdradził jednak, ile z tych paszportów przypadło Żydom. Rąbek tajemnicy uchylił kiedyś nieopatrznie Radek Sikorski. W Senacie wygadał się: Ja uważam – i wiem, że w marginalnej prasie to, co w tej chwili mówię, będzie odsądzone od czci i wiary, że jeżeli dzisiaj na przykład amerykańscy Żydzi zaczynają się starać o polskie paszporty – wydajemy 25 tysięcy polskich paszportów w Stanach Zjednoczonych – to to jest dobrze, a nie źle.
Prezentując Kandydata, wiceminister spraw zagranicznych Szymon Szynkowski vel Sęk podkreślał: to osoba młoda, ale doświadczona, to były dyrektor podlegającego MSZ-owi Instytutu Kultury Polskiej w Nowym Jorku, to były rzecznik prasowy PLL LOT, to najmłodszy konsul generalny w historii III RP.
Z nieznanego powodu nie nawiązał do innych doświadczeń zawodowych Kubickiego – tych nabytych w organizacjach pozarządowych, w trakcie udzielania pomocy Murzynom w Rwandzie, pracy w „Magazynie Podróże”, i do studiów licencjackich zakończonych obroną pracy dyplomowej: Charakterystyka pasażera lotniczego w ujęciu socjologicznym. Pominął również doświadczenie Kandydata zdobyte na stanowisku rzecznika prasowego warszawskiego Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego.
W posiedzeniu komisji udział wziął Jan Dziedziczak, sekretarz stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, i miał tylko jedną refleksję: Niepokoi mnie brak informacji o harcerstwie polskim w nowojorskim okręgu konsularnym. I minimum minimorum, co o sekretarzu stanu powiedzieć można to przytoczenie oceny kolegów z lat młodości: „Janek Dziedziczak, najbardziej łysy harcerz IV RP”.
Szerokie doświadczenie Kandydata to także dokonania dyrektora Instytutu Kultury Polskiej w Nowym Jorku, który swym działaniem obejmuje całe Stany Zjednoczone i trochę Kanady (a szerokie horyzonty to 30. piętro wieżowca, na którym mieści się Instytut). W ciemno zatem założyć można, że o dialog polsko-żydowski zadba jak nikt inny.
W ramach promowania „kultury polskiej”: Urządził chanukową celebrę połączoną z wystawą zdjęć chasydów z Jerozolimy. Uczestniczył w festiwalu Jidysz Nowy Jork. Urządził pokaz filmów na nowojorskim festiwalu żydowskim oraz wystawę poświęconą żydowskim sztetlom. W Palm Beach, w ramach Holocaust Remembrance Week, wraz z tamtejszą centralną synagogą zorganizował wystawę domostw i miejsc modlitwy chasydów w Polsce (którą na Twitterze opisał: „wzruszająca podróż do Polski, źródła kultury chasydów; odrodzenie polsko-żydowskiej historii”). Zorganizował Festiwal Warszawa Singera, a w jego ramach: koncert kantoralny w synagodze Lincoln Square (tej samej, która w 1990 r. przyznała Michnikowi tytuł Żyda Roku); spektakl Teatru Żydowskiego w Warszawie w języku jidysz; czytanie opowiadań Singera dzieciom oraz pokaz amerykańskiego filmu Yentl. Nigdy nie przegapił okazji, by w imieniu Instytutu złożyć życzenia „Happy Hanukkah dla wszystkich żydowskich przyjaciół na całym świecie”.
Czy jest normalne, że duża część dyplomatów „opiekujących się” Polonią jest – jak mówił emigracyjny poeta – „nie z Ojczyzny mojej”, że są to ludzie borykający się z kryzysem tożsamości etnicznej, wykazujący alergię na wszystko, co polskie?
Przywołajmy tu przykład Ryszarda Schnepfa, którego dewizą działania było: klucz do rozwoju stosunków Polska-USA to nie amerykańska Polonia, a Amerykański Kongres Żydów i Applebaumowie, czyli waszyngtońska rodzina Radka Sikorskiego. W tym kontekście pomysł ze Schnepfem na ambasadora był aktem niebywałej bezczelności i pogardy wobec Polonii.
Bo jakim trzeba być durniem, żeby dewizą działania i kluczem do rozwoju stosunków Polska-USA zrobić nie Polaków w Ameryce, ale skonfliktowanego z Polonią potomka stalinowskich oprawców. Nie mniejsze było zdziwienie Polonii, gdy Waszczykowski pozwolił Schnepfowi pełnić misję cały dodatkowy rok pod pretekstem, że jego dzieci muszą skończyć rok szkolny. Co ciekawe – w szkole żydowskiej. Gdy wreszcie, po niewytłumaczalnych mękach, udało się Schnepfa odwołać, na posterunku w ambasadzie pozostała cała ekipa wnucząt KPP dowodzona wcześniej przez Schnepfa, a nowym ambasadorem okazał się być przedstawiciel fundacji Kościuszkowskiej w Polsce.
Możemy nadawać na tych samych falach – powiedziała w rozmowie z PAP Agnieszka Holland, po tym gdy odebrała nagrodę przyznaną przez Fundację Kościuszkowską. Wyróżnienie akurat jej mogło nieco dziwić, szczególnie tych pamiętających jej filmy. Holland, wzorcowy przykład żydokomunistycznego rodu od drugiego już pokolenie zaangażowanego w upiorny antypolski sabat, znana z napastliwej krytyki wartości narodowych i katolickich oraz oskarżania Polaków o rasizm, laureatką nagrody Polonii! À propos – Schnepf nigdy nie brał udziału w nowojorskich Paradach Pułaskiego, a konsul generalny zawsze w ich trakcie organizował w pomieszczeniach konsulatu spotkania z najbardziej agresywnymi Żydami oczerniającymi Polaków. Dodajmy, że chodziło o konsula, który nie ukrywał, że jego misją jest utrzymywanie stosunków z Żydami, a nie z Polonią. Tak jak nie ukrywał promieniującego z twarzy żaru, gdy mówił o tej nacji. Nawiasem mówiąc, czy to nie dzięki Kubickiemu (no i jego przyjacielowi Jojne Danielsowi, którego LOT zatrudnia za 15 tysięcy euro miesięcznie) na liście sponsorów celebrującej 70. lecie Izraela żydowskiej parady w Nowym Jorku znalazło się PLL LOT.
Radek Sikorski bajdurząc w Senacie o swoich dyplomatycznych sukcesach, spore poruszenie wywołał oświadczeniem: Proponujemy nowość, a mianowicie to, aby w miejsce pojęcia Polonia i Polacy za granicą zacząć konsekwentnie stosować nowe pojęcie „diaspora polska” czy „diaspora narodowa”. By być częścią „diaspory polskiej” nie trzeba w zasadzie mieć polskich korzeni. Naszym oddziaływaniem chcemy objąć wszystkich tych, którzy mają sentyment do Polski lub mają związki rodzinne lub historyczne z ziemiami historycznej Rzeczypospolitej. Diaspora polska to wszyscy, którzy Polsce dobrze życzą – dodał enigmatycznie. Na koniec uściślił: dotychczas stosowane określenie ‘Polonia’ było zbyt ‘plemienne’ i ‘wyznaniowe’.
Plącząc się niemiłosiernie, ciągnął dalej: Ja po prostu uważam, że dzisiaj Polska jako wolny kraj ma już wystarczająco dużo pewności siebie i chęci oddziaływania globalnego, że może wyjść z opłotków tylko obrony substancji plemiennej […] ja uważam, że to co ja proponuję jest ambitniejsze. Mówiąc o nacjach, które mają być wspierane przez państwo polskie, Sikorski długo krygował się zanim zdradził o jaką chodzi. Nawiązał do USA i żyjącej tam „b. wpływowej, potężnej w mediach diaspory, która dysponuje potężnymi środkami, potrafi wpłynąć na politykę wobec Izraela, na to że nastąpiło wsparcie wojskowe Izraela”. Wygadał się także z czymś innym: „Uważam, że tych, którzy niekoniecznie dzisiaj uważają się za Polaków można by przekonać do bycia propolskim, i wykorzystać na rzecz jakichś polskich projektów. Kto wie, może w przyszłości oni albo ich dzieci będą się chcieli związać z Polską przez jakieś biznesy czy osiedlenie” – zakończył tajemniczo. Sikorski pochwalił się też swymi osiągnięciami na niwie osiedlania w Polsce owej „potężnej diaspory” – wydawaniem tysięcy polskich paszportów.
Na koniec rzucił apel: Zachęcamy do osiedlenia się w Polsce osoby z polskiego kręgu kulturowego i historycznego […] apeluję o przedstawienie nam proimigracyjnych projektów, które moglibyśmy wesprzeć środkami publicznymi”. Nie czekając na takie projekty, Sikorski zabrał się za wspieranie „narodowej diaspory”. W ramach programu „Współpraca z Polonią i Polakami za granicą”, 250 tysięcy złotych przyznał mającemu siedzibę w USA Centrum Taubego Odnowy Życia Żydowskiego w Polsce, której statutowym celem jest: łączenie Żydów na całym świecie, wzmacnianie tożsamości i poczucia wspólnoty żydowskiej. Sikorski przyznał także 100 tysięcy złotych dla Fundacji Shalom na organizację… Festynu Kultury Żydowskiej w Nowym Jorku. Nie zapomniał o Fundacji „Festiwal Kultury Żydowskiej” w USA, która 70 tysięcy otrzymała na projekt pod nazwą „Odnawiamy żydowskie więzi Polonii z Polską”. Grosza nie poskąpił też dla Forum Dialogu USA-Izrael-Australia. Gdy na zarzut, dlaczego lekką ręką wydaje pieniądze na wsparcie organizacji żydowskich kosztem tych instytucji, które wspierają polski język i polską kulturę, Sikorski odpowiedział: w polskim interesie narodowym jest uświadamianie amerykańskim Żydom, że tak naprawdę pochodzą z Polski i wobec tego powinni być Polsce życzliwi. Było zatem oczywistym, że słowo „diaspora” wrzucił po to, żeby pod pretekstem finansowania Polonii można było finansować kogoś innego. I robił to na ogromną skalę. Przypomnijmy też, że za jego czasów nowojorska placówka promowała Polskę w osobliwy sposób: Wymachujący biało-czerwonymi pomponikami osobnik nieokreślonej płci, a w tle gejowskiego „bordello” panowie świecący gołymi dupskami. Skandal wykryło Stowarzyszenie Weteranów Armii Polskiej w Ameryce i zwróciło się do Senatu o wyjaśnienie, jakie wartości polskiej kultury miało to promować i za czyje pieniądze.
O podejściu władz RP do Polonii amerykańskiej i wyznawanej przez te władze hierarchii wartości świadczyć mogą słowa ministra spraw zagranicznych RP wypowiedziane do wyjeżdżającej na placówkę konsularną w Nowym Jorku Agnieszki Magdziak-Miszewskiej. Bartoszewski instruował: „Pani głównym zadaniem jest utrzymywanie dobrych stosunków ze środowiskami żydowskimi”. A więc nie z Polakami, czy Amerykanami polskiego pochodzenia, ale z obcą grupą etniczną, wrogo nastawioną do Polski. Nic też dziwnego, że Polacy z Nowego Jorku i okolic stali się w polskim konsulacie intruzami, a pomieszczenia placówki, z definicji powołanej do obrony i ochrony interesów Polonii amerykańskiej, udostępniać zaczęto wyłącznie dla imprez żydowskich, a stoły konsulatu uginać się od koszernego jadła. Jerzy Surdykowski – pierwszy po ’89 konsul generalny w Nowym Jorku, zasłynął z publicznej wypowiedzi: „Polki nadają się jedynie na kurwy i sprzątaczki”. Jego następca skargi i uwagi Polonii oburzonej antypolskimi publikacjami tamtejszej prasy wrzucał z obrzydzeniem do szuflady, którą oznaczył – „nadęty patriotyzm”. Ukoronowaniem takiej polityki kadrowej było mianowanie konsulem generalnym Dariusza Jadowskiego, byłego współpracownika Urbana, przedstawiciela mniejszości zwanej przez Stefana Żeromskiego „krajowymi cudzoziemcami”. Nie trzeba dodawać, że w zamyśle ministra spraw zagranicznych nominacje takie widziane były jako przemyślna prowokacja wobec Polonii.
Po ’89 polską dyplomacją zawładnęli ludzie z notesu Geremka i „Gazety Wyborczej”, MSZ uznali za eksterytorialną enklawę, a kluczem do stanowisk zrobili pochodzenie etniczne, i to bynajmniej nie polskie. Rządy zmieniały się, oazą spokoju pozostawało MSZ, a niepisaną umową – co 4 lata wymieniają się ludzie Geremka z ludźmi Kwaśniewskiego, jak jedni obejmują funkcje w kraju, to drudzy jadą na placówki, żeby tam przeczekać. Taka finezyjna selekcja dyplomatów dotyczy do dziś placówek w USA, a takich kurierów Kominternu nie widziano tam nawet za czasów Geremka. Ich „finezyjna” działalność konsularna polega na wcielaniu w życie doktryny: opieka nad Polonią to przejaw konfliktowego i archaicznego nacjonalizmu. Do kurierów Kominternu dochodzą dziesiątki tajniaków, a placówki konsularne stały się przechowalnią dla komunistycznej agentury i ich potomstwa.
W 2019 r. zwolniono co prawda z MSZ tych, którzy przyznali się do współpracy z PRL-owskimi służbami, ale były to najmniej znaczące płotki. Najważniejsi i najpaskudniejsi, którym oficerowie prowadzący zagwarantowali wyczyszczenie teczek, pozostali. I wyśmiewają tych, którzy się przyznali. À propos – sławetny gen. Czempiński też działał w nowojorskim konsulacie, też zajmował się Polonią i też teczkę z hakami założyła mu FBI. Zresztą co tu dużo mówić – w MSZ głównym kadrowszczykiem jest niejaki Andrzej Papierz z organizacji „Wolność i Pokój”, jeden z twórców służb specjalnych suwerennej RP. Jeszcze do niedawna konsul generalny w Astanie. W wywiadzie dla pisma „Prestiż – magazyn szczeciński”, odpowiadając na pytanie: „Jaka jest sytuacja Polaków w Kazachstanie, potomków polskich zesłańców z lat 40. XX wieku? – powiedział: Kazachstan kojarzy mi się z kumysem. A więc nie z potomkami zesłańców, którymi miał się opiekować i sprowadzać do Polski, ale z… kumysem!
Patronem Papierza jest Jacek Czaputowicz, znany z „mistrzowskich zagrań dyplomatycznych” na polu obrony dobrego imienia Polski (exemplum: zwołanie konferencji antyirańskiej w Warszawie). Portal TVN24, także znany z obrony dobrego imienia Polski, pisał o nim: „o takich jak on zwykło się mówić, że ma w życiorysie piękną, opozycyjną kartę z czasów komunizmu (…) wykorzystał doświadczenie z tamtych czasów w pracy na rzecz wolnej Polski”. Tymczasem to jeden z założycieli działającego w latach 1985-1992 Ruchu Wolność i Pokój, w którym roiło się od wszelkiej maści pacyfistów i ekologów, za którym do dziś ciągną się podejrzenia, że był dziełem Kiszczaka i III Departamentu MSW, a przyjacielami z organizacji byli: Bartłomiej Sienkiewicz, Wojciech Brochwicz, Piotr Niemczyk, Bogdan Klich, Jan Rokita, Andrzej Miszk (wspózałożycel KOD, znany z głodówki w obronie sędziów przed Kancelarią Premiera) i Andrzej Stasiuk (mąż Agaty Passent). Młody trockistowski narybek pobierał lekcje u Kuronia, J.J.Lipskiego i Anieli Steinsbergowej. Do czego Kiszczakowi potrzebny był WiP? Czy nie do zlecenia jego członkom misji utworzenia UOP? Szczególnie nieźle Kiszczak musiał rechotać, gdy młodzi pacyfiści weryfikowali funkcjonariuszy SB. Na studiach (zaocznych) Czaputowicz poznał Jana Lityńskiego z KSS KOR. Trockistowskie tradycje wyniósł też z domu. Zadbała o to mama, pracująca w reżimowej Krajowej Agencji Wydawniczej, nad którą pieczę sprawował KC PZPR (à propos skrótową nazwę agencji – KAW, prawdziwi opozycjoniści wymawiali z angielska). Krótko mówiąc – ministrem prawicowego rządu jest działacz anarchistycznej i trockistowskiej organizacji. I czy nie z tego powodu kampania plugawienia Polski w USA trwa, MSZ nie reaguje, nie domaga się przeprosin, a nawet ze środowiskami antypolskimi utożsamia się i w przedsięwzięciach antypolskich uczestniczy?
Rok 2015 wzbudził nadzieję, że wraca wolna Ojczyzna, że pojawia się szansa na odbudowę zaufanie środowisk polonijnych do instytucji Państwa Polskiego. Rozczarowanie było głębokie. Nowa władza, tak jak poprzednie, odwróciła się do Polonii tyłem. Nie podjęła próby odzyskania i wcielenia placówek dyplomatycznych na powrót do Rzeczypospolitej. Ministrem został Waszczykowski, a w dyplomacji pozostał założyciel loży B’nai B’rith, dziennikarze „Gazety Wyborczej”, tajni współpracownicy komunistycznej bezpieki, a cymbał Rysiek Cz. zapowiedział, że rewolucji w dyplomacji nie będzie. Nowa władza nie ustanowiła zarządu komisarycznego w ambasadach i konsulatach. Nie przeprowadziła audytu rozdzielania funduszy na „wspieranie działalności polonijnej”. Nie przyjrzała się finansowaniu polonijnych organizacji i mediów powołanych przez Sikorskiego.
Gdzie jest polska dyplomacja? – to pytanie ciśnie się na usta, gdy widzimy narastającą agresję wobec Polski ze strony nowojorskich Żydów, gdy słyszymy o kolejnych atakach na Polskę w amerykańskich mediach, gdy polscy dyplomaci nie prostują bezczelnych kłamstw. Powód jest prosty: Zatroskanie interesami Ojczyzny i reagowanie tam, gdzie są naruszane było (i jest) postrzegane przez włodarzy MSZ jako „mieszanie się w wewnętrzne sprawy Polski”. Przykładem może być śp Edward Moskal. Gdy ośmielił się protestować wobec szkalowania Jana Pawła II przez amerykańskich Żydów i sprzeciwiać antypolskim wypowiedziom Bartoszewskiego, MSZ wraz z najbardziej antypolskimi środowiskami w USA, rozpętało szeroką akcję intryg i knowań dla usunięcia go ze stanowiska i znalezienia – jak to określiła „Wyborcza” – wśród młodszej i światłej Polonii niezależnych organizacji polonijnych, z którymi da się współpracować. Ambasada w Waszyngtonie przystąpiła do tworzenia organizacji konkurencyjnej pod kierownictwem emigrantów z marca ’68, przez dziennikarzy tejże „Wyborczej” nazwanych śmietanką amerykańskiej Polonii. Podczas wizyt w Nowym Jorku politycy z Polski spotykali się tylko z organizacjami żydowskimi. Na spotkania z Polonią siły i czasu nigdy im nie starczało. A jeśli już, to usłużni dziennikarze pisali: „Kwaśniewski spotkał się ze śmietanką amerykańskiej Polonii F. Grossem i R. Horowitzem”. Nawiasem mówiąc, także dziś politycy PiS postępują podobnie. Ale to tylko pretekst, bo tak naprawdę chodzi o to, że polskie lobby polityczne nie jest im potrzebne, bo psuje interes lobby żydowskiemu, i robią wszystko, żeby Polonię obezwładnić.
Polacy za granicą to liczne i wpływowe środowiska, w których Polska mogłaby mieć wspaniałych i bezinteresownych sojuszników. Współdziałanie z nimi, wykorzystanie ich dorobku i talentów mogłoby podnieść autorytet Polski, jej rangę na arenie międzynarodowej. Budowanie polskiego lobby w Ameryce winno być rzeczą priorytetową także dlatego, aby o poparcie tego lobby musiały zabiegać obie partie, Demokratyczna i Republikańska. Tymczasem dyplomaci polscy (lub raczej dyplomaci z Polski) utrwalają formułę stosunków, w których Polonia nie istnieje. Gdy Waszczykowskiemu, skądinąd gorącemu orędownikowi przeflancowania stosunków Polski z Ameryką na stosunki polsko-żydowskie, zadano pytanie, czy Polska ma swojego człowieka w sztabie Donalda Trumpa, bezradnie odpowiedział: „Z tego, co wiem, tam są Polacy, związani z Polonią. Trzeba będzie natychmiast uruchamiać wszystkie kanały”. Szkopuł w tym, że kanały te zatkał Schnepf, konsulowie w Nowym Jorku, Applebaumowie i klub waszyngtońskich przyjaciół „Gazety Wyborczej”.
Opieka nad Polakami za granicą powinna należeć do podstawowych obowiązków MSZ. Taka powinna być również doktryna polityki zagranicznej Państwa Polskiego. Patrząc na działania kolejnych ekip rządzących Polską można odnieść wrażenie, że Polonia i Polacy za granicą są dla nich kulą u nogi, bo przeszkadzają w różnych podejrzanych kombinacjach geopolitycznych, a szczególnie wadzą w „dialogu” z Żydami. Trudno przy tym odpędzić podejrzenia, że poświęcając rodaków na obczyźnie na rzecz niepolskich interesów i popierając żywioły im nieprzyjazne, ekipy te uwikłane są w międzynarodowe uzależnienia. Obowiązkiem rządu wobec milionów Polaków żyjących poza krajem jest ich wspieranie i umacnianie narodowej tożsamości. Taka jest polska racja stanu. To sprawa zbyt ważna i zbyt wrażliwa, żeby zostawić ją uczniom Geremka. Tymczasem to oni „opiekują się” Polakami w świecie, konsekwentnie osłabiając i niszcząc ich skupiska. Jak długo i czemu bezkarnie? Czy nie czas najwyższy głośno wymówić (za Janem Pietrzakiem) słowo – „Zdrada”, a za Cejrowskim – „Wszyscy won”?
Krzysztof Baliński
Wypowiedz się
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.