„Izraelska gospodarka jest w stanie rozkwitu. Izraelscy biznesmeni inwestują wszędzie na świecie. Na dzień dzisiejszy, wygraliśmy ekonomiczną niezależność i wykupujemy Manhattan, Polskę i Węgry […] Dla małego kraju jak nasz, to jest naprawdę zadziwiające. Widzę, że wykupujemy Manhattan i wykupujemy Węgry i wykupujemy Rumunię i wykupujemy Polskę. Nie mamy z tym problemów. Dzięki naszemu talentowi, naszym kontaktom i naszemu dynamizmowi, mamy własność prawie wszędzie” – Szymon Peres podczas konferencji Stowarzyszenia Izb Handlowych w Tel Awiwie, 22 listopada 2007 r.
Rząd nie wykazał żadnego zainteresowania wypowiedzią. Przemilczały ją także media. Tylko węgierski „Magyar Nemzet” zwrócił się do ambasady izraelskiej w Budapeszcie o wyjaśnienie.
Gdy mowa o interesach rosyjskich w Polsce, nikt nie widzi w tym problemu. Z izraelskimi jest inaczej. Tajemnica tkwi w tym, że opisywanie interesów izraelskich zmonopolizowało środowisko tubylczych filosemitów.
Inny powód to poprawność polityczna, bo wyłamanie się z niej i wkroczenie na teren żydowskich geszeftów, oznacza łatkę antysemickiego oszołoma.
Słowa Peresa niepokoiły i nie można było przejść obok nich obojętnie, bo oznaczały dominujący udział Żydów w gospodarce Polski, stały w sprzeczności z interesami Polski i miały związek z restytucją mienia pożydowskiego.
Izrael to ziemia obiecana dla… oszustów, światowe centrum przekrętów finansowych, zatrudniające kilkanaście tysięcy obywateli. Wielu z nich to nowi imigranci, handlujący przez telefon i internet, często z „biur” mieszczących się w garażach i kotłowniach, spekulacyjnymi instrumentami finansowymi, kryptowalutami.
Ofiary wabione są ofertami inwestycji, na których prawie zawsze tracą pieniądze. Szacuje się, że tylko przekręty na opcjach binarnych (tj. spekulowaniu na wzroście lub spadku cen aktywów w danym przedziale czasowym), przynoszą oszustom do 10 mld dolarów rocznie.
Organy ścigania, często z państw Izraelowi przyjaznych, poświęcają wiele energii na zwalczanie oszustw kreowanych w Izraelu. Tymczasem Izraelczycy współpracy unikają, a nawet blokują takie działania. Mało tego – firmy należące do oszustów dostają rządowe dotacje. Przykładem, działająca także na terenie Polski, firma SpotOption – główny dostawca internetowych platform transakcyjnych.
Przestępców przyciąga do Izraela „pobłażliwe egzekwowanie prawa i panująca korupcja” – stwierdził wprost, w wypowiedzi dla „Times of Israel”, b. wysoki rangą oficer FBI. Mimo miliardów dolarów skradzionych ofiarom na całym świecie, mimo że zwalczanie tego typu przestępstw jest niezwykle łatwe, w stan oskarżenia nie postawiono żadnego oszusta, a biorąc pod uwagę sojusz polityczny między Tel Awiwem i Waszyngtonem, mało prawdopodobne jest nałożenie na Izrael sankcji za brak współpracy z międzynarodowymi organami ścigania.
Kneset uchwalił, co prawda, ustawę zakazującą takiego procederu, a władze przyznały, że zorganizowana przestępczość na polu oszustw inwestycyjnych online wzrosła do monstrualnych rozmiarów, ale pozostawił w ustawie furtkę prawną, dzięki której oszuści mogą kontynuować działalność lub przenieść ją za granicę, między innymi do Polski.
Według izraelskiego Ministerstwa Finansów, tylko jeden na pięciu podejrzanych jest ścigany. Niekompetencja, czy coś gorszego?
Według Transparency Int., 63 procent Izraelczyków uważa, że Kneset jest skrajnie skorumpowany, a jego członkowie to niewolnicy różnych lobby. Podobnie oceniane są organy ścigania, aparat urzędniczy i partie polityczne.
Izraelski kodeks podatkowy, powszechnie znany jako „prawo Milchana”, sprawia, że Izrael stał się jednym z najgościnniejszych na świecie rajów podatkowych. Dla przykładu, zwalnia nowych imigrantów z płacenia, przez 10 lat, podatku od dochodów uzyskanych za granicą. Zwalnia ich także z wykazania źródeł dochodu. Prawo to stało się prawdziwym magnesem dla przestępców, sprzyjając napływowi brudnych pieniędzy.
W ocenie policji, na tworzenie przestępczych syndykatów, pranie brudnych pieniędzy, a także zdobywanie, szczególnie przez przestępców z b. ZSRR, wpływów w systemie bankowym, w mediach i polityce, pozwala również prawo zapewniające obywatelstwo każdemu imigrantowi o żydowskich korzeniach.
Parasol ochronny roztoczony nad oszustami, wywołuje szereg pytań:
Ilu mają wspólników i podwykonawców za granicą, w tym w Polsce?
Czy sztaby sterujące innymi przestępstwami finansowymi też ulokowane są w Izraelu?
Czy parasol obejmował także przekręty takie, jak afera ART-B, a Bagsik i Gąsiorowski byli „słupami” oszustów z Izraela?
I wreszcie: czy tak rozgałęziona struktura przestępcza może funkcjonować bez przyzwolenia najwyższych władz, w tym agend bezpieczeństwa?
Importowane do UE produkty pochodzące z izraelskich osiedli na terytoriach palestyńskich powinny być wyraźnie oznakowane – stwierdził, ku wściekłości Izraela, Trybunał Sprawiedliwości UE. Trybunał uznał, że produkty pochodzące z terytoriów okupowanych nie mogą być oznakowane jako wyprodukowane w Izraelu i muszą być łatwe do zidentyfikowania dla kupujących. Werdykt wpisuje się w politykę UE, która konsekwentnie wypowiada się przeciwko ekspansji izraelskiego osadnictwa na terenach okupowanej Palestyny.
W tym samym czasie pojawiły się informacje, że izraelskie władze pozwoliły izraelskim firmom farmaceutycznym eksperymentować z palestyńskimi więźniami i testować leki na palestyńskich dzieciach.
Zieloną strefą dla lukratywnej działalności izraelskich przedsiębiorstw łamiących prawo międzynarodowe stała się Polska. Przykładem giełdowa spółka ASBUD, własność izraelskiej Ashtrom, Shikun i Binui Group, która buduje w okolicach Konstancina i Piaseczna pod Warszawą oraz w Tarchominie.
W Izraelu dostarcza materiały budowlane firmom stawiającym wzmocnione posterunki graniczne izraelskiej armii oraz buduje domy w nielegalnych z punktu widzenia prawa międzynarodowego i rezolucji ONZ osiedlach na terenie okupowanej Wschodniej Jerozolimy. Rozbudowuje także nielegalną kolonię Ramot.
W 2006 r. Egged, najstarsza i największa izraelska firma autobusowa przejęła polską spółkę Mobilis. Obsługuje linie komunikacji miejskiej w Warszawie, Krakowie, Toruniu i Bydgoszczy i jest właścicielem 10 spółek PKS na terenie Mazowsza i Mazur. W Izraelu Egged jest udziałowcem projektu kolei łączącej nielegalne osiedla w okupowanej Jerozolimie oraz zarządza transportem autobusowym pomiędzy nielegalnymi osiedlami na Zachodnim Brzegu.
Izraelska firma Eden Spring Ltd. jest drugim największym w Polsce dystrybutorem wody mineralnej. W Izraelu jej partnerska firma Mayanot Eden sprzedaje wodę mineralną pochodzącą ze źródeł Salukia na okupowanych od 1967 syryjskich Wzgórzach Golan.
Polskie Ministerstwo Obrony podpisało kontrakt o wartości 16 mln dolarów z izraelską firmą Elbit Systems na dostawę systemu monitoringu dla polskiej armii, a firma ta zabezpiecza system obserwacyjny zamontowany na murze granicznym z terytoriami okupowanymi, który Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości uznał za nielegalny. Elbit jest również producentem uzbrojonych dronów Hermes 450, które zimą 2008 użyto wobec palestyńskiej ludności cywilnej.
Aktywiści z organizacji Polska Kampania Solidarności z Palestyną umieścili w Alejach Jerozolimskich w Warszawie rzeźbę palmy, na której zawiesili palestyńską chustę (kuffiję). Protestowali w ten sposób przeciwko udziałowi polskiego rządu w łamaniu prawa międzynarodowego, jakim było oficjalne rządowe spotkanie z władzami Izraela na terenie okupowanej części Jerozolimy.
W tym samym czasie palestyńskie organizacje humanitarne wysłały wspólny list do polskiego rządu, w którym apelowały, aby przestrzegał prawa międzynarodowego i prawa UE, i nie uprawomocniała okupacji Wschodniej Jerozolimy. Przeciwko spotkaniu protestowali również, w petycji do polskiego rządu, izraelscy nauczyciele akademiccy, prawnicy i aktywiści z organizacji Boycott from Within. W 2017 r. doszło jednak do kolejnego polsko-izraelskiego forum rządowego, które odbyło się na terenie okupowanej części Jerozolimy.
Bardzo wiele wskazuje, że tuż przed wojną rosyjsko-gruzińską, Izrael przekazał Putinowi kody do zakupionych przez Tbilisi izraelskich dronów, co sprawiło, że Rosjanie mogli je łatwo unieszkodliwić. W zamian Moskwa przekazała kody do rakiet przeciwlotniczych, sprzedanych parę lat wcześniej Iranowi. O tym wszystkim pisał raport związanego z CIA instytutu Stratfor. Bowiem każdy, kto produkuje broń na eksport, dba o zakodowanie w niej „haczyków”, umożliwiających zmniejszenie efektywności takiej broni – na wypadek gdyby kupującemu zechciało się nagle wojować z sojusznikiem sprzedawcy.
Dodajmy tu także, że Izraelczycy nałogowo lubią handlować informacjami. Do transakcji doszło między państwami, które, wbrew temu co sądzą stratedzy PiS, nie są wcale wrogami. Obserwując regularne pielgrzymki Netanjahu do Putina, musimy zatem zadać pytanie: jak bezpieczna jest Polska w rękach takiego sojusznika, i czy ów modus operandi nie zastosuje wobec nas?
Co z tego dla Polski wynika? Nie wystawiajmy polsko-izraelskich stosunków na próbę i nie kupujmy izraelskiej broni. Tym bardziej, że nasza zdolność do obrony przed penetracją swych struktur bezpieczeństwa i ochrony tajemnic jest minimalna.
Izraelczycy lubią głosić, że jesteśmy ich „koniem trojańskim” w UE. Tymczasem koń idzie tak, jak mu każe pan, inaczej dostaje batem. Przekonaliśmy się o tym wielokrotnie. Ostatni raz podczas akcji oczerniania Polski w związku z nowelizacją ustawy o IPN, kiedy to rządowe gazety izraelskie obwieściły: „Izrael rozpoczął zimną wojnę z Polską”.
Czy w takiej sytuacji nie było głupotą zakupienie przez ABW aplikacji szpiegowskiej Pegasus, czyli sprowadzenie do Polski konia trojańskiego (bo Pegasus to też koń) z państwa, które prowadzi wobec nas hybrydową wojnę?
Gdy dodamy do tego, że podczas szczytu NATO w Warszawie nieba nad stolicą chronił izraelski dron, a Polskie Sieci Energetyczne zabezpiecza przed rosyjskimi cyberatakami firma izraelska, to chce się bluznąć czymś brzydkim pod adresem ówczesnego ministra obrony, płomiennego patrioty i poszukiwacza ruskich agentów pod każdym krzakiem.
Ogłoszony przez MON przetarg na 50 bezzałogowych robotów wygrała izraelska firma Reago Group, a przegrał Przemysłowy Instytut Automatyki i Pomiarów, który produkuje takie roboty od 20 lat i z powodzeniem wyposaża w nie wiele armii na świecie (m.in. Korei Południowej i Hiszpanii). Naszej armii drony dostarcza polski Impexmetal, ale w software wyposaża je firma izraelska. Izraelczycy regularnie oczerniają Polskę, a Polska regularnie nawiązuje z nimi współpracę wojskowo-przemysłową, czyli uzależnia się od technologii, sprzętu i kodów państwa, którego wojskowe elity żyją w duchu zemsty na Polakach.
À propos „zemsty” – w utworzonym niedawno rządzie izraelskim tekę ministra obrony objął Naftali Bennett, który napisał niegdyś na Twitterze: „Wspólna deklaracja Izraela i polskiego rządu jest hańbą, przywracaniem kłamstw i szkodą na pamięci o Holokauście” […] Jako minister edukacji odrzucam ją całkowicie”. Chodziło o nowelizację przepisów ustawy IPN uchylającą kary więzienia za przypisywanie Polakom odpowiedzialności za zbrodnie III Rzeszy.
Największa polska firma informatyczna Asseco (zbudowana na Prokomie Ryszarda Krauzego), która realizuje wielkie kontrakty dla polskiej administracji, związała się z izraelską firmą Sapiens. Formalnie to Asseco przejęła za 145,3 mln dolarów pakiet kontrolny izraelskiej grupy. Skoro jednak – jak powiedział prezes firmy Adam Góral – „transakcję sfinansujemy kredytami”, i nie zaprzeczył, że są to kredyty z banków należących do „ofiar holokaustu”, to można mieć wątpliwości, kto przejął kogo. Gdy dodamy do tego, że większość firm ochroniarskich została przejęta przez firmy izraelskie, to istnieją powody, by martwić się o nasze bezpieczeństwo.
Niepokój budzi zainteresowanie Izraela cyberbezpieczeństwem Polski oraz zdanie się na tym polu pod opiekę Izraela. Do resortu cyfryzacji pukają wysłannicy firmy założonej przez funkcjonariusza Mosadu Yossi Ciechanovera (tego samego, który w willi pod Tel Awiwem dyktował wysłannikom premiera Morawieckiego tekst „wspólnego oświadczenia”).
Niepokój budzi dokonana przez Morawieckiego podmiana ludzi w tym resorcie, tj. obsadzenie jego kierownictwa menadżerką kultury i absolwentami pedagogiki.
Dlaczego do podpisywania porozumień z Izraelem wyznaczono dyletantów?
Dlaczego, w czasie gdy Netanjahu dobija różnych targów z Putinem, klucze do bezpieczeństwa Polski powierzono krajowym talentom humanistycznym?
Głupota, czy działania zamierzone?
À propos talentów – czy to przypadek, że finanse Polski oddano w ręce ekipy składającej się z historyków. Bo historykiem jest premier i minister skarbu państwa, a ministrem finansów absolwent liceum i abiturient kursu biologii na Goldsmiths University of London?
A może w tym wszystkim nie ma chodzić o fachowców, ale o kasjerów bankowych, którzy wypłacą 65 mld dolarów?
Historykiem jest też b. premier Donald, który w młodości zajmował się malowaniem kominów i pewnie malowałby je do dziś, gdyby Merkel nie ściągnęła go z komina i nie zrobiła wybitnym ekonomistą. Jeszcze gdzieś po drodze był oksfordczyk z dyplomem historyka kupionym za 16 funtów, przy którym Nikodem Dyzma był geniuszem intelektu.
Wśród kontaktów premiera Morawieckiego, obok rabina Schudricha, niewątpliwie najciekawszym jest Lejb Fogelman. Z podsłuchanych w restauracji „Sowa & Przyjaciele” rozmów wynika, że panowie są ze sobą po imieniu, i że Kaczyński chciał, by „Mateusz” został ministrem w rządzie Tuska, a Fogelman był przeciw.
Czyli: Morawiecki nie posłuchał Kaczyńskiego, a posłuchał Fogelmana i… został ministrem, a potem premierem w ekipach rządowych Kaczyńskiego. Nazwisko Fogelman pojawia się w bardzo ciekawych rozdaniach, a jego częste wizyty na ul. Nowogrodzkiej nie muszą koniecznie wynikać z tego, że chodził do liceum z braćmi Kaczyńskimi. Jest partnerem w międzynarodowej, czyli internacjonalistycznej kancelarii adwokackiej Greenberg Traurig, która towarzyszyła wszystkim największym transakcjom „polskiej” transformacji po ’89, różnym fuzjom i prywatyzacjom. Na imponującej liście jego klientów są praktycznie wszystkie banki i instytucje finansowe (w tym te związane z Morawieckim): Citigroup, Getin Bank, Crédit Agricole, Bank Zachodni WBK, Bank Pekao, PKO BP, Kulczyk Oil Ventures Cyfrowy Polsat, Empik.
Jego klientami były też Ministerstwo Skarbu Państwa, PZU, PKN Orlen. Na imponującej liście klientów „Lońki” jest też JPMorgan, z którym związany jest premier „Mateusz”. À propos – kancelaria, którą Lejb vel „Lońka” reprezentuje w Warszawie, wzięła 300 milionów za sfinalizowanie transakcji przejęcia przez KGHM kopalni miedzi w Chile. KGHM to ósmy producent miedzi na świecie o rocznych przychodach 14 mld zł i zasobach złóż wystarczających na 40 lat. Pomimo tego, pod kierownictwem niejakiego Wirtha Herberta, koncern non stop angażował się w poszukiwania złóż miedzi za granicą. Na poszukiwaniach takich stracił 40 mln dolarów w Kongu. Następnym w kolejce była Kanada, gdzie egzystowała sobie malutka spółka, o malutkich złożach, przynosząca milionowe straty. Wobec takiej to firmy i takich złóż światowy gigant wykazał internacjonalistyczną postawę. Zamiast kupić zdychającą firmę za przysłowiowe „piwo”, czyli za jednodniowe obroty KGHM, założył z nią joint venture, polegające na zainwestowaniu 4,5 mld USD w kopalnię miedzi w środku chilijskiej pustyni.
Jakby tego było mało – KGHM przejmował spółkę w czasie, kiedy inna kanadyjska firma skutecznie ubiegała się o koncesję na wydobycie miedzi w Polsce. W Polsce pojawił się też amerykański miliarder Thomas Kaplan, zainteresowany otwarciem kopalni miedzi w Polsce, który wywiera skuteczne naciski na rząd Morawieckiego, aby zniósł wprowadzoną w 2012 r. specjalną opłatę, która podnosząc stawkę podatkową dla inwestorów w tej branży do poziomu 89 proc., zabezpieczyła pozycję państwowego KGHM. NIK obliczył straty KGHM na 20 mld zł. Ale czy chodziło o straty, a nie celowe i zorganizowane wyprowadzenie z Polski ogromnych pieniędzy?
W proces oceny i w decyzję o zakupie kanadyjskiej spółki zaangażowane były światowe firmy audytorskie i doradcze – w tym Rothschild. Wirthowi doradzał też Wiesław Rozłucki b. prezes GPW, a dziś doradca Rothschild Polska. À propos” – Herbert Wirth, były już prezes koncernu, otrzymał niedawno, z nadania prezydenta Dudy, tytuł profesora.
Lońka Fogelman urodził się w rodzinie żydowskiego krawca w Legnicy. A w Legnicy stacjonowały oddziały Armii Czerwonej; z Legnicy wywodzą się różne ciekawe firmy powiązane z Rosją, a Lońka przemilcza studia na uniwersytecie Łomonosowa w Moskwie. Na taśmach z „Sowa & Przyjaciele” pada wypowiedź, że przychodził do kierownictwa PKO BP i o coś zabiegał. Czy aby nie o przejęcie banku przez rosyjsko-żydowski Alfa Bank? Nazwisko Fogelman stało się znane dzięki komisji śledczej ds. PKN Orlen. Według zeznań lobbysty M.Dochnala, w procesie podejmowania decyzja o oddaniu sektora petrochemicznego rosyjskiemu Łukoilowi miała brać kancelaria Lejby Fogelmana, działając w imieniu Kwaśniewskiego oraz Kulczyka. Kancelaria Greenberg Traurig pełniła też rolę głównego doradcy prawnego ówczesnego szefa banku Unicredito (właściciela Banku PKO S.A.) Alessandro Profumo, który po oskarżeniach o pranie brudnych pieniędzy wylądował w Radzie Nadzorczej Gazpromu. À propos – za usługi, z których korzystał PKN Orlen, Fogelman liczył sobie, jako stawkę godzinową wynagrodzenia, 550 euro.
Kontaktem Morawieckiego jest Jojne Daniels, przybłęda z Izraela, który z impetem wszedł na warszawskie salony, ubrał w jarmułki połowę rządu i publicznie przyznaje, że jest opłacany przez polski rząd – fundusze trafiają do jego firmy public relations i pochodzą z LOT, zatrudniającego go za 15 tysięcy euro miesięcznie za to, że – jako sam mówi – „pomaga budować wizerunek LOT-u za granicą”. Wydaje się jednak, że nie tyle wizerunek LOT-u, co polityków PiS, i nie za granicą, co w nowojorskich synagogach. Inna sprawa, że swą „pomoc” podsumował tak: „Jeśli chodzi o amerykańskich Żydów, to potrzeba jest więcej pracy i starań, by zrozumieli polską historię, jak to wszystko wyglądało”.
À propos – w charakterze świadka w ramach śledztwa dotyczącego podejrzenia korupcji przy sprzedaży akcji PLL LOT był przesłuchiwany Fogelman. Na swoje konto w banku UBS w Zurychu otrzymał 380 tysięcy dolarów z zarejestrowanej w Liechtensteinie spółki Draco Corporation. To właśnie przez ten podmiot – zdaniem śledczych – przepłynęła łapówka za sprzedaż akcji naszego narodowego przewoźnika.
A propos – czy nie warto zastanowić się nad stosowaniem w odniesieniu do naszych polityków, wzorem IPN-owskiego terminu „oficer prowadzący”, terminu „rabin prowadzący”? Bo, jak widać z powyższej wyliczanki, w Polsce każdy znaczący polityk ma takowego.
Afer z udziałem czynnika etnicznego było w powojennej Polsce co niemiara. Najważniejsza to „Bitwa o handel” z lat 1945-1950 pod dowództwem Hilarego Minca, kiedy to Polacy zostali wyzuci z majątku.
Po ’89 afery posypały się jak z dziurawego wora:
FOZZ (na wykupienie długów przeznaczono 1 mld 700 mln dolarów, a odzyskano milionów 80);
Art-B (i przy okazji zniszczenie Ursusa);
NFI (z „przekształceniem” 1600 zakładów przemysłowych, zniszczeniem polskiego przemysłu zbrojeniowego i wyeliminowaniem Polski z rynków arabskich);
Bank Śląski (z udziałem Borowskiego-Bermana i Kawalca);
Domy Towarowe Centrum; OFE;
Amber Gold i wreszcie, przewyższająca wszystkie, afera KGHM.
Tak jak w dobie stalinizmu nie było żadnej zbrodni na polskich bohaterach, gdzie w tle nie kryłby się cień żydowskiego kata, tak dzisiaj nie ma żadnej afery, za którą nie kryłby się w cieniu izraelski geszefciarz.
Tymczasem regułą stało się, że gdy PiS lub raczej prezes partii natrafia w kontekście afer na przedstawiciela pewnej mniejszości narodowej, jego radykalizm słabnie, a pochodzenie aferzysty staje się okolicznością łagodzącą i usprawiedliwia największe biznesowe przekręty.
W dodatku, prezes PiS, który zapewnia wszem i wobec, że Polska to kraj kwitnącego społeczeństwa obywatelskiego, nie może rozliczyć żadnego aferzysty, bo ten poleci ze skargą do Sorosa, że jest ofiarą „antysemickiego pogromu”. Bo przypomnijmy, że dla zyskownego biznesu polowania na „polskich antysemitów”, antysemickim jest prześwietlanie interesów żydowskiej firmy i mówienie o sitwach u władzy.
Bracia Kaczyńscy od samego początku swych politycznych karier korzystali z finansowania żydowskich instytucji. Dużym darczyńcą pieniędzy dla komitetu wyborczego Lecha Wałęsy, którym kierowali, była spółka Art-B. Po wyborach bywali w pałacyku Art-B w Pęcinach, gdzie zdobyli fundusze na swoją spółkę „Telegraf”. Zakończyło się to w 2005 r. karą 2.5 roku pozbawienia wolności dla ich bliskiego współpracownika Macieja Zalewskiego, szefa BBN w kancelarii Wałęsy (kierowanej przez Lecha), który ostrzegł oszustów z Art-B przed aresztem i pozwolił im uciec do Izraela wraz z ukradzionymi milionami.
Inspektorzy NIK za prezesury Lecha Kaczyńskiego wykryli aferę w PZU – prezes firmy udzielał bezprawnie bezzwrotnych wielomiliardowych pożyczek na rzecz spółki „Laktopol”, a spółka wyprowadzała pieniądze do Izraela. Przelała między innymi 39 milionów dolarów na prywatne konta Bagsika i Gąsiorowskiego. Aferę zamieciono pod dywan.
29 czerwca 2007 r. PiS sprzedał za 34 mln zł dwie działki z budynkami przy ulicy Nowogrodzkiej (część majątku „S”, gdzie mieści się siedziba PiS) zagranicznej spółce o kapitale izraelskim i żydowskim z Holandii, założonej 2 dni przed transakcją. Spółka do dziś działa na warszawskim rynku nieruchomości, jest właścicielem 30 proc. „Błękitnego Wieżowca”, stojącego w miejscu Wielkiej Synagogi i budynku, gdzie urzęduje prezes PiS.
I tu dochodzimy do odpowiedzi na pytania:
Dlaczego Kaczyński nie rozliczył choćby jednej złodziejskiej prywatyzacji, na przykład banków?
Dlaczego w tak oczywistej sprawie, jak mafijna prywatyzacja PZU, po raporcie sejmowej komisji śledczej nie złożył wniosku o unieważnienie tej umowy?
Czy dlatego, że bał się konfrontacji z portugalsko-żydowską Eureko?
Dlaczego nie sprzeciwił się wypłaceniu Eureko 9 mld zł, tytułem rekompensaty za straty wynikające z „niedokończenia” procesu prywatyzacji PZU?
Dlaczego nic nie zrobił, aby zlikwidować pośrednika w dostawach ropy z Rosji przez spółkę J&S, należącą do Grigorija Jankelewicza?
Co było w nim tak etnicznie atrakcyjnego, że chciał handlować ropą tylko za jego pośrednictwem i tylko jemu płacić marżę?
Jakim rachunkiem ekonomicznym kierował się Lech Kaczyński, kupując za 5 miliardów dolarów największą kupę złomu w Europie, rafinerię w Możejkach (a później pompując w nią 40 mld zł)?
Czyżby dlatego, że współwłaścicielem Możejek był Michaił Chodorkowski?
Przykładem bariery etnicznej, na którą rządzący natrafiają przy rozliczaniu aferzystów jest GetBack. Jej główni bohaterowie mają dziwne powiązania z Izraelem. Aresztowany po przylocie z Tel Awiwu, b. szef spółki Konrad K., to ekspert ds. cyberbezpieczeństwie w służbach specjalnych i wojsku.
Zamieszany w aferę Piotr B. o przydomku „sztukmistrz z Lublina”, to prezes spółki Bramson Arms specjalizującej się w cyberbezpieczeństwie i antyterrorystycznych programach szkoleniowych opartych na współpracy z Ministerstwem Obrony Izraela. Spółka, po wygenerowaniu strat w wysokości 1,3 miliarda, zaangażowała się nagle w rozmowy z państwowym funduszem na temat „współpracy z Izraelem”. A czy związku ze „sprawą” nie miała dezercja PiS ws. nowelizacji ustawy o IPN?
Przecież od samego początku wiadomo było, że Izraelowi nie chodziło o karanie za „polskie obozy”, lecz o grabież polskiego mienia poprzez znowelizowanie, przy pomocy takiej samej kombinacji operacyjnej, ustawy reprywatyzacyjnej. Tak jak wiadomo było, że nie przestraszyli się zapisów o karalności, bo mają w Polsce immunitet absolutny i żaden nie został skazany nawet za miliardowy przekręt, a cóż dopiero za „naukowe” badania holokaustu.
W stosunkach polsko-izraelskich jest zbyt wiele tajemnic. Nie tylko nie wiemy, jaką wartość mają izraelskie biznesy w Polsce i o jakie jeszcze zabiegają.
Pojawia się pytanie, czy nie zapadła już decyzja o spłacie roszczeń żydowskich i jest utrzymywana w tajemnicy zanim wprowadzony zostanie w życie pomysł Szewacha Weissa, który dla „Rzeczpospolitej” powiedział: […] Wiemy, że nie może oddać wszystkiego. Dlatego też już dawno proponowaliśmy, by powstała polska fundacja, która szybko wypłaciłaby pieniądze – powiedzmy 5 miliardów dolarów – starszym ludziom, którzy jeszcze żyją. Drugie pokolenie mogłoby dostać specjalne bony, których spłata byłaby rozłożona na 10-20 lat, chyba że inwestowaliby w Polsce, to wtedy otrzymaliby je szybciej. Dzięki temu pieniądze zostałyby w Polsce, gdzie by pracowały i tworzyły nowe miejsca pracy. Głowa żydowska i głowa polska mogą wymyślić wiele rozwiązań. Lepiej późno niż nigdy”.
„Jest koszerny interes do zrobienia”, a „pierwszy milion trzeba ukraść” – te kultowe już zawołania to motto transformacji majątku narodowego, gdy po formalnym odzyskaniu niepodległości Polacy padli ofiarą rabunku na wielką skalę, nie wiedząc, że był to skutek zawartej pod auspicjami Rockefellera umowy Jaruzelski-Geremek, w myśl której masa upadłościowa została sprawiedliwie podzielona między ludźmi Kiszczaka, a środowiskiem zbliżonym etnicznie i biznesowo do Rockefellera.
To także zapowiedź szykowanego kolejnego zamachu na mienie Polaków – zwrot bezspadkowego mienia pożydowskiego, jako rekompensaty dla „ubogich ofiar holokaustu”, i modus operandi tego zamachu:
„trzeba doić, strzyc to bydło, a kiedy padnie – zrobić mydło”.
Krzysztof Baliński
Autor w latach 1973–1975 pracował jako tłumacz w Ambasadzie PRL w Damaszku. W latach 1983–1987 pracował w Ambasadzie PRL w Trypolisie. W latach 1988–1991 był naczelnikiem Wydziału Bliskiego Wschodu i Północnej Afryki w Departamencie II i Departamencie Azji, Afryki, Ameryki Łacińskiej i Oceanii. W latach 1991–1994 był ambasadorem nadzwyczajnym i pełnomocnikiem RP w Syrii i Jordanii[1]. W 2001 uzyskał I stopień służbowy urzędnika Służby Cywilnej. W latach 2009–2012 był naczelnikiem Wydziału w Centrum Operacyjnym.
Jest członkiem Polskiego Towarzystwa Orientalistycznego. Posiada uprawnienia tłumacza przysięgłego języka arabskiego. Autor publikacji poświęconych problematyce międzynarodowej i polskiej dyplomacji zamieszczanych m. in. w tygodnikach Nasza Polska, Tygodnik Solidarność i Głos. Od 2012 stały współpracownik Warszawskiej Gazety i Polski Niepodległej.
Od redakcji KIP
Polecamy zainteresowaniu inne teksty Autora w tym temacie:
Syjonisci dzialaja zgodnie z tym co tu napisano:
https://www.zbawienie.com/pms.htm
A na tym kanale mozna uslyszec kilka slow prawdy:
https://www.youtube.com/watch?v=MulHHZNbw3E