Wystarczyło, wydawałoby się, oczywiste stwierdzenie faktów przez Włodzimierza Czarzastego, lidera SLD, by polską scenę polityczną, a nawet internetowy komentariat – rozpaliło do czerwoności.
Taki jest efekt dominacji jednej konkretnej narracji w polskiej przestrzeni publicznej. Narracji będącej zresztą nie tylko efektem pospolitej głupoty, ale wielu utrwalonych błędnych polskich przekonań. O Polsce, o nas samych, o przeszłości i o bohaterach. I bez ich zrozumienia trudno nawet rozpoczynać dyskusję o roli Armii Czerwonej w ocaleniu Polaków od zagłady.
Na początek – fakty
Historycy oceniają, że około 600 000 żołnierzy radzieckich straciło życie podczas wyzwalania ziem polskich spod hitlerowskiej okupacji. Przez ponad 5 lat Niemcy zdołali zamordować u nas 6 milionów ludzi, w tym 3 miliony etnicznych Polaków. To przerażająca liczba, tym bardziej że wynika z niej, iż średnio więcej Polaków ginęło dziennie podczas okupacji niż w trakcie samej Wojny Obronnej 1939.
Wiemy też z historii, że ilość ofiar nie była dziełem przypadku, a efektem realizacji potwornej idei określanej jako Generalny Plan Wschodni.
Wedle tego planu, dzisiejsza Polska miała być terenem niemieckiej ekspansji, a Polacy mieli istnieć w śladowej liczbie jako niepiśmienni niewolnicy „rasy panów”.
Owszem, znajdują się negacjoniści GeneralOstPlan, albo geniusze twierdzący, że Niemcy zmieniliby swoją politykę, gdybyśmy tylko przystąpili do Paktu Antykominternowskiego, ale niezależnie od popularności tego rodzaju teorii – fakty pozostają faktami. Co więcej, na realizację hitlerowskich zapatrywań nie wpływały wcale kolejne porażki na froncie. Plan eksterminacji Polaków był ciągle brutalnie realizowany, metody uśmiercania bezustannie „ulepszano”, a cały projekt nawet przyspieszano jak np. na Zamojszczyźnie.
Alternatywa
Przeciwnicy tezy o „wyzwoleniu Polski przez wojska radzieckie” próbują nas ciągle przekonywać, że w zasadzie nic się dla Polaków po tej operacji nie zmieniło, a najlepiej by było gdyby wyzwolił nas zachód. Oczywiście w ogóle cukierkowo byłoby gdyby z odsieczą przyszedł do nas gen. Patton na czele US Army. Tyle tylko, że nic z tych rzeczy nie było przecież możliwe, z litości pominę też polskie podziemie, którego realnym sprawdzianem siły było Powstanie Warszawskie.
Przyjmując założenie, że Związek Radziecki zawiera separatystyczny pokój z III Rzeszą i oba państwa wracają do granicy z 22 czerwca 1941 roku, należałoby zupełnie odrzucić tezę o jakimkolwiek wyzwoleniu Polski.
Działania wojenne w Europie miały miejsce głównie na Froncie Wschodnim i zaniechanie tam walk pozwoliłoby Niemcom w szybkim tempie przerzucić na zachód swoje jeszcze wtedy istniejące armie.
Czy kraje zachodu wówczas przelewałyby krew milionów swoich ludzi by wyzwolić Polskę?
Co trzeba mieć w głowie żeby w ten sposób myśleć?
Tylko Armia Czerwona mogła w tamtym czasie uwolnić nas spod diabolicznego planu Hitlera i rozumieli to nawet, bynajmniej nie „proradzieccy”, przedstawiciele rządu polskiego w Londynie. Już zaraz po wybuchu wojny niemiecko-radzieckiej pisał o tym otwarcie gen. Władysław Sikorski.
I wiedzieli to także ci polscy żołnierze, którzy tysiącami zgłaszali się do naszej armii w ZSRR. Mówiąc najkrócej jak się da: bez wyzwolenia ze wschodu, Polski w ogóle by nie było. Żadne okoliczności nie pozwalają przypuszczać, że Niemcy zaniechaliby swego planu wymordowania polskiego narodu.
Słoń, a sprawa polska
Skąd więc cała ta zmasowana kampania przeciwko temu co powiedział Czarzasty?
Pominąwszy bieżący interes polityczny (negacja wszystkiego co w polsko-rosyjskiej historii dobre, jako element podżegactwa wojennego), osobisty (etaty dla całej gamy reżimowych propagandystów od mielenia umysłów Polaków) i ideologiczny (wielopoziomowy antykomunizm jako kaganiec dla myśli antykapitalistycznej) mamy jednak w naszej tożsamości narodowej pewne wdrukowane przekonania, które tego rodzaju pranie mózgu ułatwiają.
I najważniejszy tu jest polonocentryzm. Taki egocentryzm w skali makro. Wydaje nam się, że cała historia świata kręci się wokół Polski i że wszyscy gracze ogniskują wokół nas swoje interesy. Co więcej, oni nas po prostu „lubią” albo „nie lubią”, nie to że robią coś dla siebie. I tak II wojna światowa jest dla nas starciem „osamotnionej i zdradzonej Polski przeciwko złu całego świata”.
Nie potrafimy spojrzeć obiektywnie na wydarzenia tej najkrwawszej wojny w dziejach ludzkości, nie potrafimy też dokonać analizy ani na zimno zdefiniować własnych interesów.
Jest „dobry” zachód i „źli” Niemcy i Rosjanie, którzy tylko czyhali na okazję by nas zniszczyć. Z tej perspektywy dużo łatwiej wmawiać Polakom konkretne przekonania. Im głupsze, tym prościej.
Symbolem tej postawy jest „argument”, że intencją Związku Radzieckiego nie było ocalenie Polski, ale Polska stała po prostu na drodze do Berlina. A skąd w ogóle założenie, że dla kogokolwiek na świecie motywem działania była, jest lub będzie jakaś miłość do Polski i Polaków?!
Bohaterowie sprawy polskiej
Na dodatek mamy spaczone pojęcie „bohaterstwa”. Jak Polacy mają komuś postawić pomnik to muszą być przekonani, że ta postać jest nieskazitelna, a gdyby się okazało inaczej, to ten sam pomnik za chwilę obalimy. Wystarczy przytoczyć przykłady pamięci zbiorowej o Romanie Dmowskim, Józefie Piłsudskim czy z bliższej przeszłości – Lechu Wałęsie.
Zostawmy teraz dyskusję na temat tego czy jeden, drugi i trzeci byli faktycznie bohaterami. Istotne jest to, że przeciwnicy Dmowskiego posługują się na przykład „argumentem” o korzystaniu przez niego z usług prostytutek. Z kolei niepodzielający kultu Piłsudskiego podnoszą to, że zdradzał żonę i zmieniał wyznania. A Wałęsa? No przecież za dziecka nasikał w kościele do kropielnicy.
Przy dyskusji o wyzwoleniu Polski przez wojska radzieckie, rozciągamy te kalki na kilka milionów ludzi. Żołnierz Armii Czerwonej nie może być „bohaterem” bo przyniósł Polsce komunizm, bo zdarzały się gwałty na kobietach, bo miał nieładne buty, a koleżance babci to nawet worek ziemniaków z piwnicy ukradł.
Czyli nie da się na gruncie faktów i ogólnych losów narodu polskiego rozstrzygać tej kwestii, bo rozmawiamy tylko o jakiś prywatnych przeżyciach, a wojny nie mieliśmy już tak dawno, że wyobrażamy ją sobie jako jakąś kumulację aktów odwagi, a nie jako ludzką tragedię.
Bo przecież co z tego, że gdyby nie ten „komunizm” czyli np. Reforma Rolna, to prawie cały internetowy komentariat krowy by pasł, a nie surfował po sieci?
Co z tego, że każde wojsko (w tym również polskie) dokonuje gwałtów i że w Armii Czerwonej surowo takie przestępstwa karano?
Co z tego, że radziecki żołnierz przeszedł pół Europy przez piekło największych bitew w historii świata?
Operacja antypolska A.D. 2019
Tak, ten śródtytuł jest częściowo nawiązaniem do elementu stalinowskich czystek w ZSRR, których ofiarami padło tysiące Polaków. Ale tylko częściowo. To bowiem miało miejsce 82 lata temu, a dziś na przykładzie tej wściekłej antyrosyjskiej kampanii możemy śmiało postawić tezę, że trwa nowa „operacja antypolska”.
Jeżeli bowiem coraz częściej pojawiają się komentarze (przekonanych o swoim patriotyzmie!) Polaków, które w gruncie rzeczy sprowadzają się do tego, że lepiej byłoby zginąć w niemieckich obozach śmierci niż doczekać ocalenia Polski i polskości, jeżeli w ramach „walki z komunizmem” niszczy się dziś ślady walk wyzwoleńczych na Ziemiach Odzyskanych, jeżeli IPN potrafi skuwać „komunistycznego” orła białego z polskich szkół, to właściwie można się pokusić o tezę, że cała ta narzucana przez środki masowego przekazu rusofobia, jest podszyta jakimś ślepym antypolonizmem.
Aby jednak to zauważyć, wyciągnąć wnioski i zacząć naprawiać błędy, musimy dokonać dziś nowego wyzwolenia. Sami, bez niczyjej pomocy. Wyzwolenia od powszechnej głupoty. Być może wtedy będziemy mogli faktycznie o wydarzeniach końca II wojny światowej normalnie ze sobą rozmawiać.
Autor Tomasz Jankowski
Poglądy i opinie zawarte w artykule mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.
Opublikowano za: https://pl.sputniknews.com/pisza-dla-nas/2019120411446945-wyzwolic-polske-od-glupoty/
Od redakcji KIP:
RUSOFOBIA = SCHIZOFRENIA PARANOIDALNA
W uzupełnieniu polecamy:
Wypowiedz się
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.