„Podjąłem decyzję o zaniechaniu poboru podatku PIT od przychodów Olgi Tokarczuk związanych z Nagrodą Nobla” – oświadczył minister finansów Jerzy Kwieciński. Nie tyle oświadczył, co uszczuplił, i to wbrew zasadom ordynacji podatkowej, budżet państwa o 955 tysięcy złotych. Do sprawy, czyli do funduszu na szerzenie w świecie antypolskiej propagandy za polskie pieniądze, dorzucił się inny minister, spiesząc z zapewnieniem, że jego ministerstwo wysupłało 700 tysięcy na tłumaczenia dorobku Tokarczuk na wszystkie możliwe języki. I teraz Izraelczycy będą mogli przeczytać, że Polacy byli „mordercami Żydów”.
„Dobra zmiana” okazała się szczególnie dobra dla zwolenników poprzedniego reżimu.” Dla przykładu – Aleksander Smolar, prezes Fundacji Batorego jawnie rozdziela rządowe pieniądze na antypolską działalność. Chodzi o miliony pochodzące z tzw. funduszu norweskiego, tj. środków będących bezzwrotną pomocą udzielaną Polsce przez Norwegię, Islandię i Lichtenstein. Przy czym nie jest to charytatywna darowizna, a forma ekwiwalentu za dostęp do polskiego rynku.
W latach 2013-17 Fundacja rozdysponowała 131 milionów złotych. 600 dotacji trafiło głównie do organizacji walczących z „mową nienawiści”, propagujących aborcję, do aktywistów LGBT, między innymi do: Komitetu Opieki nad Zabytkami Kultury Żydowskiej w Tarnowie, Centrum im. Prof. Bronisława Geremka, Stowarzyszenia na Rzecz Integracji Społeczeństwa Wielokulturowego, Ośrodka Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych, Stowarzyszenia Lambda, Stowarzyszenia Rodzin i Przyjaciół Osób Homoseksualnych, Biseksualnych i Transpłciowych, Instytutu na rzecz Państwa Prawa (pomoc prawna uchodźcom), Fundacji Wolność od Religii, Fundacji Refugee.pl, Zustricz – fundacji monitorującej przejawy dyskryminacji oraz mowy nienawiści wobec mniejszości ukraińskiej oraz fundacji organizującej zloty ateistów i dni ateizmu. Tylko w 2015 r. kwotą niemal miliona dolarów wsparła Helsińską Fundację Praw Człowieka. W październiku 2018 r. Fundacja Batorego dostała z Funduszy Norweskich kolejne potężne wsparcie – 30 milionów euro. Negocjacje ws. uruchomienia tej puli pieniędzy trwały od 2015 r. Ustalono, że Polska dostanie 809 milionów, a 10 procent tych środków będzie przeznaczonych na społeczeństwo obywatelskie. Najpierw polski rząd domagał się, by pieniądze rozdzielała jakaś agencja rządowa, słusznie utrzymując, że środki norweskie są środkami publicznymi. Rząd norweski zignorował jednak „nieliberalne siły, które próbują przejąć pieniądze dla społeczeństwa obywatelskiego”, a rząd polski, jak zwykle w takich sytuacjach, skulił pod siebie ogon, symulował sprzeciw. Co prawda Piotr Gliński wydał oświadczenie, w którym podważa decyzję darczyńców, problem jednak w tym, że decyzja zapadła dzień wcześniej.
Fundacja Batorego to manufaktura wyrafinowanej inżynierii finansowej. Dla przykładu – jej działania dotowane są przez Fundację Solidarności Międzynarodowej, która sama finansowana jest w 100% przez MSZ (gdzie, wśród dyplomatycznego narybku, roi się od stażystów Fundacji!).
Pikanterii dodaje to, że z pieniędzy tych udziela dotacji organizacjom pozarządowym na inicjatywy dotyczące „społecznej kontroli nad instytucjami zaufania publicznego”. Krótko mówiąc, jest wszędzie tam, gdzie można „ukręcić” publicznego grosza. Człowiekiem Fundacji jest Adam Bodnar, wcześniej funkcjonariusz Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, korzystającej ze środków Fundacji Batorego. On także wypowiedział wojnę państwu polskiemu – na antenie TVP stwierdził: „Musimy pamiętać, że wiele narodów współuczestniczyło w realizowaniu holokaustu. W tym także naród polski”. I w tym przypadku rządowi zabrakło siły, żeby go odwołać (jak i zabrakło Leppera, by wywieźć rzecznika na furze gnoju).
Jedną z organizacji, która korzysta z rządowych funduszy, jest „Otwarta Rzeczpospolita”, która monitoruje „przestępstwa popełnione przez skrajną prawicę”, wyszukuje „mowę nienawiści” i donosi do prokuratury. Przykładem dotacja na założenie portalu „zglosicnienawisc.otwarta.org, na którym domorośli konfidenci zgłaszają zawiadomienia o przypadkach „mowy nienawiści”.
W skład rady programowej stowarzyszenia wchodzą: Monika Adamczyk-Grabowska, kierownik Zakładu Kultury i Historii Żydów UMCS; Jerzy Tomaszewski, kierownik Centrum Badania i Nauczania Dziejów i Kultury Żydów w Polsce; Michał Bilewicz, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego; Helena Datner z Żydowskiego Instytutu Historycznego; Henryk Lipszyc i Mirosława Marody, profesorowie UW; Feliks Tych z ŻIH (i z rodziny Jakuba Bermana), czyli jeden w jednego ludzie na państwowych etatach.
Do głównych sponsorów stowarzyszenia należą: Zeszyty Literackie (podtrzymywane przy życiu przez Ministerstwo Kultury), Fundacja Judaica (finansowana przez Ministerstwo Kultury oraz miasto Warszawa) oraz dziesiątki innych stowarzyszeń, zawsze z „tolerancją” i „otwartością” w nazwie, i zawsze dofinansowywanych z budżetu państwa. W kontekście działania na terytorium RP organizacji o tej nazwie chce się zapytać: Otwarta na co?
Czy byłoby możliwe, aby w Izraelu działała organizacja finansowana przez państwo, pod nazwą „Otwarty Izrael”, zajmująca się promowaniem imigracji muzułmanów do Izraela, i pisała donosy na Izraelczyków za „obrazę” bojowców państwa islamskiego?
Z państwowych funduszy korzysta mnóstwo organizacji, których zadaniem jest tresowanie policji i prokuratorów, jak skutecznie kneblować głosy Polaków. Niedawno miała miejsce kolejna odsłona „Warsztatów dla przełożonych w policji” organizowanych we współpracy z Komendą Główną Policji. Udział w „warsztatach” wzięło 200 najwyższych rangą policjantów, którzy „poznawali historię holokaustu, aby móc lepiej zwalczać przestępczość z nienawiści”.
Parada Pułaskiego to dzień, w którym Polska króluje na Manhattanie. To Święto Polonii, gdzie 5. Aleją maszerują z narodowymi symbolami tysiące Polaków, a także parafie katolickie i działające przy nich szkoły. Dość powiedzieć, że na paradzie, która upamiętniała 150. rocznicę powstania styczniowego nie było ambasadora RP. 3 czerwca 2018 r. ulicami Nowego Jorku przeszła parada „Celebrate Israel”, podczas której uczczono 70. rocznicę powstania Państwa Izrael. Na liście jej sponsorów znalazły się: izraelskie ministerstwo turystyki, linie lotnicze El Al, Bank Leumi, PLL LOT i nowojorskie organizacje żydowskie.
I tu pojawiają się pytania: Czy LOT do nich należy? Czy El Al dofinansowały Paradę Pułaskiego? W jakim celu narodowy przewoźnik dał pieniądze organizacjom, które w tym samym czasie prowadziły antypolską nagonkę?
Wiemy o fundacji Jojne D., któremu LOT płaci 15 tysięcy euro miesięcznie za pomoc firmie (i politykom PiS) w obronie dobrego imienia w nowojorskich synagogach. Nie wiemy natomiast o złej sytuacji finansowej, szastającego funduszami LOT. A może chodzi o doprowadzenie firmy do bankructwa, aby „Ktoś” wykupił ją za złotówkę? W kontekście sejmowej komisji ds. Amber Gold wyszło na jaw, że za machlojkami kryły się zamiary przejęcia LOT przez żydowskich oligarchów z Ukrainy.
27 stycznia 2014 r. do Oświęcimia przyleciały dwa samoloty z 350 gośćmi, wśród nich posłowie Knesetu, ministrowie izraelskiego rządu, szef Banku Izraela, dowódcy armii, naczelni rabini i setka agentów tajnych służb izraelskich. Doszło do wydarzenia bez precedensu – pierwszej sesji Knesetu za granicą. Goście nie kryli, że ich głównym celem debatowanie „co należy zrobić, aby Holokaust nigdy więcej się nie powtórzył”, bo nie mogą czekać, aż „pociągi zaczną znowu jeździć do Auschwitz-Birkenau”. Z prasy izraelskiej dowiedzieliśmy się, że koszty pobytu Izraelczyków, czyli koszty antypolskiej imprezy izraelskiej pokryło w całości polskie Ministerstwo Kultury.
W 2019 r. Polska gościła konferencję bliskowschodnią. Rachunek za imprezę wyniósł 2 233 491,32 zł, który pokrył w całości polski podatnik. Wydaliśmy miliony tylko po to, aby świat dowiedział się, że polskim bohaterem narodowym jest funkcjonariusz UB i kierownik wydziału łagrów dla polskich patriotów Frank Blajchman, aby dziennikarka NBC mogła napisać, że powstańcy w Getcie walczyli przeciwko „polskiemu i nazistowskiemu reżimowi” i aby Benjamin Netanjahu mógł obwieścić, że „naród polski współpracował z nazistowskim reżimem w zabijaniu Żydów” (poparł go Israel Katz, przypominając słowa Szamira, że „Polacy antysemityzm wyssali z mlekiem matki”). I tu pytanie: Czy nie było przestępstwem, a nawet zdradą dyplomatyczną, promowanie za publiczny grosz tak jawnie agenturalnego przedsięwzięcia?
Nadzorowany i utrzymywany przez wicepremiera Jarosława Gowina kwotą 9 mln zł Ośrodek Studiów Wschodnich rozesłał do instytucji państwowych opracowanie „Siedemdziesiąta rocznica akcji „Wisła”. Opracowanie lansuje nową doktrynę państwową w odniesieniu do tej operacji. Ustala, że była: „czystką etniczną, stanowiącą zbrodnię przeciwko ludzkości”. Traktuje o: „oczekiwanych działaniach organizacji kresowiackich i neoendeckich”, czyli o zagrożeniach ze strony Polaków dla lansowanej doktryny.
Kto jest w nim zatrudniony? W większości byli funkcjonariusze Fundacji Batorego; były minister spraw wewnętrznych z poręki Komorowskiego; współpracownik kwartalnika „Nigdy Więcej” (zajmującego się „zwalczaniem polskiego antysemityzmu”); b. dziennikarze „Gazety Wyborczej”. Krótko mówiąc – pracujący dla rządu analitycy polityczni jednocześnie stale lub dorywczo pozostają na jurgielcie Sorosa.
OSW działa pod dyrekcją Adama Eberhardta. To nazwisko przewija się przez wszystkie sabaty „naukowe” w sprawach tyczących polityki wschodniej, wraz z takimi gigantami nauki jak: Osadczuk, Michnik, Berdychowska, Kowal, Piekło, Smolar, Klich. Od zawsze przebywa zatem w doborowym towarzystwie.
Warto na koniec wspomnieć, że OSW oraz 55 organizacji pozarządowych mają związek zarejestrowany pod nazwą Grupa Zagranica, który jest członkiem sieci zagranicznej pod nazwą CONCORD. Do głównych sponsorów tych organizacji, oprócz rządu RP, należy Soros i Fundacja im. Adenauera. Dobrze obeznani ze strukturami mafijnymi Włosi nazwaliby to „ośmiornica”. A my, bazując na składzie etnicznym owego zrzeszenia, nazywamy „Komintern”.
A propos – Fundacja Adenauera jest „partnerem” Wyższej Szkoły Europejskiej im. ks. Józefa Tischnera. Założycielem i rektorem szkoły był Jarosław Gowin, który do Rady Patronackiej uczelni pozyskał Aleksandra Smolara.
I tu pytanie: Czy dla przejrzystości życia publicznego nie należałoby stworzyć publicznie dostępnego rejestru organizacji otrzymujących zagraniczne wsparcie, i ustanowić zasadę, że podmioty finansowane z zagranicy nie mogą partycypować w podziale publicznych środków?
Henryk Pająk wyszperał, że w „naszym” ustawodawstwie „Nasi” zagwarantowali wyznawcom judaizmu, przywileje, stawiające ich ponad narodem gospodarzy. W Ustawie z dnia 20 lutego 1997 stoi: Należący do gmin mają prawo do zwolnień od pracy lub nauki na czas obejmujący następujące święta religijne:
Nowy Rok Żydowski – 3 dni;
Dzwa Pcywinama – 1 dzień;
Święto Szałasów – 2 dni;
Zgromadzenie Ósmego Dnia – l dzień;
Radość Tory – l dzień;
Pascha – 4 dni; Szawuot – 2 dni.
Razem – 14 dni.
Należącym do gmin przysługuje prawo zwolnienia od pracy lub nauki na czas szabasu trwającego od zachodu słońca w piątek do zachodu słońca w sobotę. Razem – 45 dni.
Gminy są zwolnione od podatku od nieruchomości. Nabywanie i zbywanie rzeczy i praw majątkowych przez gminy jest zwolnione od opłaty skarbowej i od opłat sądowych. Wolne od opłat celnych są przesyłane z zagranicy dary przeznaczone na cele kulturowe i rytualne, charytatywno-opiekuńcze i oświatowo-wychowawcze. Krótko mówiąc – podatków nie płacą, bo wszystko podciągają pod działalność sakralną.
A propos – PIS ustawowo zabronił kupna ziemi rolnej Polakom. Tymczasem każdy rabin i każdy podpopieczny rabina może kupić takiej ziemi ile chce i bez podatku.
A propos – zdaniem Michała Bilewicza „wybory powinny zostać unieważnione, bo część polskich obywateli nie mogła tego dnia pisać”. 13 października zaczęło się bowiem żydowskie święto Sukkot, traktowane podobnie jak szabat – Żydzi muszą w jego trakcie powstrzymywać się od pracy, którą w tym wypadku byłoby nawet skreślenie odpowiedniej kratki.
Dyrektorem, finansowanego w 100% przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego, Żydowskiego Instytutu Historycznego jest Paweł Śpiewak. Powołując się na wydana przez Instytut książkę, oznajmił w jednym z wywiadów: „z badań wynika, że z rąk Polaków zginęło w czasie wojny 120 tysięcy Żydów”. „Dane statystyczne” ubogacił inny pracownik Instytutu dr Alina Cała, stwierdzając autorytatywnie, iż Polacy zamordowali 3 miliony Żydów, bo „niektórzy popierali antysemickie zarządzenia wydawane przez okupacyjne siły”.
Inny uczony ŻIH, Andrzej Żbikowski pisze: „Podczas Powstania Warszawskiego 5300 ukrywających się Żydów zniknęło, dziesiątki zginęły z rąk Polaków, żydowska tragedia była postrzegana przez część opinii publicznej w okupowanej Polsce, jako słuszna kara”. Zarzuca też dowództwu AK oraz delegaturze rządu „bierność wobec gehenny żydowskiej”.
Współpracujący z ŻIH (ale na etacie w PAN) prof. Jan Grabowski przekonuje, że Polacy z przechowywania Żydów uczynili sobie źródło utrzymania. Dla innego uczonego z ŻIH:
„śmierć za pomoc Żydom to nic nadzwyczajnego, bo Polacy byli karani śmiercią za wszystko – np. za ubój świń.
Dla jeszcze innego: „Polacy byli wrogo nastawieni do powstania w getcie, gdyż niszczone były kamienice, które mieli nadzieję przejąć”.
David Harris, dyrektor Amerykańskiego Komitetu Żydów wyraził zaniepokojenie stanem demokracji w Polsce. Przywołał przy tym partnerstwo z Fundacją Forum Dialogu – jak to opisał – organizacją pozarządową zajmującą się „walką z ksenofobią”. „Jest ono głównym naszym partnerem w działaniach na rzecz porozumienia i współpracy między Żydami na całym świecie, a Polakami” – dorzucił.
Forum Dialogu jest finansowane przez Senat, Kancelarię Premiera, MSZ, ŻIH, PAN, Fundację Judaica i Teatr Wielki, czyli instytucje w 100 procentach dotowane z budżetu Państwa. Pikanterii sprawie dodaje, że finansuje ją także Jewish Claims Conference, tj. organizacja wymuszająca na polskim rządzie zwrot mienia pożydowskiego.
Freedom House w swoim dorocznym raporcie uznała, że rząd stara się osłabiać głosy przeciwstawiające się narracji historycznej, która pomija udział Polaków w zbrodniach na Żydach. Jej wiceprezesem jest Stuart Eizenstat. To były reprezentant Prezydenta USA ds. restytucji mienia żydowskiego. Reprezentował też Jewish Claims Conference w negocjacjach z Polską.
Włodarze MSZ nie zauważają lub nie chcą zauważyć pewnej bulwersującej koincydencji – polujące na antysemitów organizacje pozarządowe, finansowane przez polski rząd, współpracują równocześnie z organizacjami wymuszającymi na polskim rządzie zwrot mienia pożydowskiego. A propos – Gideon Taylor, prezes jednej z nich, jest członkiem zarządu wspomaganej przez rząd polskiej fundacji, która utuczyła się na majątku przedwojennych gmin żydowskich.
Nieporadne promowanie Polski za granicą to nie tylko wina PiS. To wynik wieloletnich zaniedbań (ale i PIS kłamie utrzymując, że krytyka jego działań to „antysemityzm” i inspiracja Putina).
Na dziwny pomysł wpadł Radek Sikorski. W miejsce pojęcia „Polonia” kazał stosować nowe – „diaspora narodowa”, bo dotychczasowe było „zbyt plemienne i wyznaniowe”. Zabrał się też za wspieranie owej diaspory: 250 tysięcy zł. przyznał mającemu siedzibę w USA Centrum Taubego Odnowy Życia Żydowskiego w Polsce; 100 tysięcy dał Fundacji Shalom na organizację Festynu Kultury Żydowskiej w N. Jorku; nie zapomniał o Fundacji Festiwal Kultury Żydowskiej w USA, która 70 tysięcy otrzymała na projekt pod nazwą „Odnawiamy żydowskie więzi Polonii z Polską”; grosza nie poskąpił dla Forum Dialogu USA-Izrael-Australia.
I oczywistym było, że „diasporę narodową” wymyślili nie bez kozery, żeby pod pretekstem finansowania Polonii można było finansować kogoś innego. I to się robi do dziś. I to na ogromną skalę. Tenże Sikorski kazał zakupić 2000 egzemplarzy monografii „Inferno of Choices”, nakazując ambasadom jej rozpowszechnianie. Jej dominującym tematem są Polacy współpracujący z Niemcami w mordowaniu Żydów, a bohaterami szmalcownicy szabrujący żydowskie majątki. Sikorski, swego czasu zwyciężca w licytacji dyplomatycznych kałmuków, kto kogo przebije w opluwaniu Polski, równocześnie angażował cały personel MSZ dla promocji własnej żony i książki kucharskiej jej autorstwa.
Otwarte z wielką pompą przedstawicielstwo Amerykańskiego Komitetu Żydów, wybrało sobie za siedzibę Muzeum Polin. Mamy więc do czynienia z dyplomatycznym kuriozum – koszty utrzymania obcego przedstawicielstwa są pokrywane przez rząd. Do sprawdzenia pozostaje jeszcze, czy wynagrodzenia jego pracowników nie są wypłacane przez muzeum, czyli polskiego podatnika.
Tymczasem AKŻ to organizacja neomarksistowska. Do propagowania Marksa goście przystąpili z chwilą postawienia stopy w Polin. Uzurpując sobie prawo do decydowania, kto w Kościele może zostać świętym, zażądali wstrzymania procesu beatyfikacyjnego kardynała Hlonda. Przypomnijmy też, że przeciwstawili się nowelizacji ustawy o IPN, i że to podczas zorganizowanej przez nich konferencji, wiceminister kultury ogłosiła credo polskiego rządu: „wszystkie instytucje kultury są powołane do zwalczania antysemityzmu”.
Utrzymywane z pieniędzy polskiego podatnika siedziba AKŻ (i muzeum) to eksterytorialna placówka. Przy wejściu do niego Polacy kontrolowani są szczegółowo jak w liniach El-Al, a wycieczki z Izraela przechodzą bez jakiejkolwiek kontroli. Czyli –
Polacy na polskiej ziemi są obrażani i dyskryminowani za polskie pieniądze.
Ci, którzy wymyślili kombinację, uderzają celnie. Wiedzą, że prezes PiS wygłaszał niegdyś prelekcje w Fundacji Batorego, i że prędzej potępi „antysemitę” w swej partii, niż cadyka z Fundacji. W dodatku niebywała buta i agresja owej elity bierze się stąd, że Kaczyński zapewnił – „żadnego odwetu i rozliczeń nie będzie”.
I jeszcze jedno – na prawicy laickiej nie brakuje nieustraszonych pogromców komunizmu, którym nigdy komunizm nie kojarzy się z żydokomuną. Gdy w swych antykomunistycznych zapędach natrafiają na pewną mniejszość, ich radykalizm słabnie, a pochodzenie etniczne staje się okolicznością łagodzącą i usprawiedliwia największe antypolskie szwindle.
A wiedzieć trzeba, że swych przedstawicieli umieścili we wszystkich organizacjach antyrządowych (i prorządowych na wszelki wypadek), a symbolem ich sukcesu jest Muzeum Polin, coś w rodzaju gmachu KC PPR z czasów Bermana i Bieruta.
Nie mniejszym skandalem jest dotowanie banku JP Morgan. Nie dość, że Morawiecki ściągnął go do Polski, to obdarzył na dobry początek 20-milionową dotacją. Mimo rocznego funkcjonowania, bank jest w powijakach, nie inwestuje, nie zatrudnia. Dziennik „Rzeczpospolita” artykuł o banku zatytułował: „JP Morgan wciąż nie wie, co chce robić w Polsce”. Ale my wiemy – sponsorował marsz LGBT w Warszawie, a u siebie przekazał przedsiębiorcy z Teksasu, że po „uważnej analizie” nie może już dłużej obsługiwać jego konta. Właściciel konta to prezes kapituły Proud Boys w Miami, oznaczony przez system bankowy jako „skrajnie prawicowy ekstremista”.
Pieniądze idą od władz lokalnych. Wśród samorządów wyróżnia się Warszawa. W 2018 dała na ten cel 2 miliony. Dała też za darmo zabytkowe kamienice przy ulicy Próżnej. Przejął je w swe brudne łapska Ronald Lauder, ale zamiast stworzyć żydowski skansen, kamienice sprzedał.
Przypomina to schemat zastosowany przy przekazaniu majątku przedwojennych gmin żydowskim. Wówczas pretekstem było, że zadbają o nie. O ochronie dziedzictwa nie było jednak mowy. Sprzedano nawet grunty żydowskich cmentarzy.
I jeszcze trochę, a w Polsce jedynym śladem po tych zabytkach będą „obozy koncentracyjne”, w dodatku nie „żydowskie”, ale „polskie”. Dość dodać, że o ile żydowskie kamienice mają licznych spadkobierców, to do mienia wymagającego nakładów Żydzi nie poczuwają się wcale.
Mykwa to łaźnia, w której żydzi obmywają się, szczególnie przed postem. Że się myją, to fajnie, tylko dlaczego za nasze pieniądze? Radni we Wrocławiu zgodzili się także na sprzedaż działki o powierzchni 118 mkw w centrum miasta przy ul. św. Antoniego. Gmina żydowska kupiła ją z 99 procentową bonifikatą, za 1817 zł. W Ostrowie tamtejsza gmina dostała za darmo budynek szkoły podstawowej. Starosta tłumaczył, że gminy żydowskie są inaczej traktowane przez prawo niż prywatni właściciele.
„Grupa najbardziej prestiżowych historyków holokaustu ostro skrytykowała działania mające na celu pomniejszenie lub negację roli Polaków w Holokauście” – doniosły media. Cios przyszedł z Centrum Badań nad Holocaustem PAN (czyli z „centralnej wytwórni antypolskich oszczerstw”, jak nazwał to prof. B. Wolniewicz).
„Prawo to zniechęci do zajmowania się udziałem Polaków w mordowaniu Żydów” – rzekł Jacek Leociak, szef Centrum Literatury Holocaustu PAN. Wiedział przy tym, że kryminalizacji podlegać nie będzie, bo projekt ustawy nie dotyczył przestępstw popełnionych „w ramach działalności naukowej i artystycznej”, czyli przestępstw fundowanych przez państwowe instytucje, inicjowanych w „narodowych” galeriach i „narodowych” teatrach. „Antysemityzm w Polsce szczytuje” – taki news obiegł świat w marcu 2017 r. Powoływał się na naukowe ustalenia Centrum Badań nad Uprzedzeniami Uniwersytetu Warszawskiego, którym kieruje Michał Bilewicz, wyposażony w tytuł i posadę doktora habilitowanego, której dorobił się na badaniu „antysemityzmu Polaków”.
Tak więc szczodry naród polski zapewnia uczonym wikt i opierunek tylko po to, aby mogli rysować „krzywą” antysemityzmu Polaków. Antypolskie akcje, tak łakomie powielane przez media całego świata, są inicjowane w Polsce, a paszkwilanci śmieją się Polakom w nos. I trudno im się dziwić. Fundujemy im dostanie życie, zapewniamy komfortowe warunki pracy do pomawiania nas o co tylko zapragną.
Bilewicz nie dość, że jest opłacany przez Uniwersytet Warszawski, to jeszcze na swoje „naukowe” dociekania dostał od Narodowego Centrum Nauki 2-milionowy grant za naukowe odkrycie antysemityzmu wtórnego („antysemitą jest ten, kto wypiera się antyżydowskich uprzedzeń”). Czyli – Polacy są obrażani we własnym kraju i jeszcze za to płacą.
Donosy na Polskę piszą dla obcych mediów uczeni występujący pod szyldami narodowych instytucji. A wiedzieć trzeba, że świat lubi zarzucać nam antysemityzm, ale jeszcze bardziej lubi, gdy robią to Polacy, a szczególnie „polski” profesor Bilewicz.
Krzysztof Baliński
Autor w latach 1973–1975 pracował jako tłumacz w Ambasadzie PRL w Damaszku. W latach 1983–1987 pracował w Ambasadzie PRL w Trypolisie. W latach 1988–1991 był naczelnikiem Wydziału Bliskiego Wschodu i Północnej Afryki w Departamencie II i Departamencie Azji, Afryki, Ameryki Łacińskiej i Oceanii. W latach 1991–1994 był ambasadorem nadzwyczajnym i pełnomocnikiem RP w Syrii i Jordanii[1]. W 2001 uzyskał I stopień służbowy urzędnika Służby Cywilnej. W latach 2009–2012 był naczelnikiem Wydziału w Centrum Operacyjnym.
Jest członkiem Polskiego Towarzystwa Orientalistycznego. Posiada uprawnienia tłumacza przysięgłego języka arabskiego. Autor publikacji poświęconych problematyce międzynarodowej i polskiej dyplomacji zamieszczanych m. in. w tygodnikach Nasza Polska, Tygodnik Solidarność i Głos. Od 2012 stały współpracownik Warszawskiej Gazety i Polski Niepodległej.
Od redakcji KIP
Polecamy zainteresowaniu inne teksty Autora w tym temacie:
ANTYPOLSKA PROPAGANDA I OŚRODKI – ZA PIENIĄDZE „POLSKIEGO” RZĄDU !!!
WASZE ULICE, NASZE KAMIENICE
ŚPIJ SPOKOJNIE, MOSAD CZUWA, CZYLI SEKRETNA HUCPA
OD BANKSTERA DO PREMIERA
Wypowiedz się
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.