Prezes NBP Adam Glapiński wygłosił orędzie o stanie polskiej gospodarki i jej perspektywach (cytaty za Bankier.pl).
Zacznę moją analizę od zdania na temat płac. Cytuję: „Szybko rosną wynagrodzenia. Wszystkich, także pracowników NBP…”. Dla mnie zdanie to jest przejawem arogancji, by nie powiedzieć pogardy wobec obywateli i jednocześnie dowodem poczucia bezkarności i wszechwładzy prezesa NBP. To, że płace w NBP, nawet pracowników podrzędnego szczebla są całkowicie oderwane od poziomu zarobków bez mała wszystkich Polaków – wiemy; że jest to przez opinię publiczną uznane za naganne – też wiemy.
Właśnie dlatego prezes NBP swym stwierdzeniem zadaje nam pytanie „ja też to wiem, i co mi zrobicie?” I jednocześnie odpowiada, jak w skeczu – „możecie mi skoczyć”. Zwrócę uwagę, że teza o szybkim wzroście wynagrodzeń w Polsce jest mocno naciągnięta. Wskaźnik inflacji podawany przez GUS jest przedmiotem krytyki ze strony wielu ekonomistów. Jest zaniżany. Metoda budowania koszyka dóbr i usług przyjęta przez GUS do badania wzrostu cen jest nieadekwatna do realiów.
Wiele grup społecznych takich jak emeryci, pracownicy administracyjni i biurowi, służby mundurowe mają strukturę wydatków, w których dominuje ciągle żywność, czynsze, podstawowe usługi, lekarstwa – wszystkie one w tym roku charakteryzuje bardzo wysoki wzrost cen. Śmiem twierdzić, że mogą te grupy ubożeć z powodu inflacji. Dlaczego zatem GUS obstaje przy swoim? Odpowiedź jest prosta. Wskaźnik inflacji jest podstawą waloryzacji rent i emerytur, wynagrodzeń i innych świadczeń wypłacanych z budżetu państwa w kolejnym roku kalendarzowym.
Jest to zatem parametr strategiczny. Każda dziesiąta część procenta wskaźnika inflacji przekłada się na realne kwoty w budżecie państwa liczone w miliardach złotych. Ponieważ źródła podatkowe zasilające budżet przy spowolnieniu gospodarczym wysychają, to władza robi wszystko, by obniżyć poziom wydatków budżetowych. Dlatego dziś bardziej niż kiedykolwiek potrzebna jest realna kontrola ze strony tak pracobiorców, jak pracodawców, parlamentu i profesjonalnych statystyków i ekonomistów, która miałaby pokazać, jak liczy, jak pracuje i jak powinien pracować GUS. Ubolewam, że w naszej bijatyce politycznej, swoistych igrzyskach na takie sprawy nie ma miejsca.
Kolejna teza prezesa brzmi: „Inflacja będzie bardzo niska”. Przecieram oczy ze zdumienia. W chwili kiedy wszyscy wiemy, że wzrosną ceny nośników energii, mają wzrosnąć płace minimalne i to znacznie – twierdzenie o niskiej inflacji to dowód, jak mając władzę, pełnię władzy jak sądzi pan prezes, można zadekretować co ma się stać w gospodarce. Tu muszę dodać, że właśnie z powodu inflacji w roku 2020 nastąpi pogorszenie opłacalności i zyskowności działalności gospodarczej głównie polskich małych i średnich przedsiębiorstw. Z tego samego powodu zwiększy się przewaga konkurencyjna rodzimych monopoli i firm z kapitałem zagranicznym. Zatem pogorszy się koniunktura i spadnie tempo wzrostu.
Prezes NBP twierdzi jednak „Przedsiębiorcy inwestują tyle, ile potrzebują” . Tym stwierdzeniem dowodzi całkowitego braku wiedzy, wyczucia czy choćby instynktu osoby, która trzyma w rękach stery gospodarki. Dziś przedsiębiorcy z powodu braku perspektyw opłacalności inwestycji posiadane środki lokują w nieruchomościach, a jest to forma lokat długoterminowych o niskiej rentowności, mająca na celu uchronienie posiadanego kapitału przed spadkiem wartości z powodu inflacji.
Prezes Glapiński stawia też tezę „Banki pilnują, by udzielać kredytów, w sposób odpowiedzialny”. Jak rozumieć to zdanie? Wiemy przecież, że kredyt inwestycyjny dla polskich małych i średnich przedsiębiorstw jest bardzo trudno dostępny i nic nie jest robione ze strony NBP, by to zmienić. Wiemy też, jak szybko rośnie zadłużenie polskich rodzin z tytułu zaciągniętych kredytów hipotecznych.
Ponad dwa miliony polskich rodzin zaciągnęło kredyty hipoteczne na 20 a nawet 30 lat. Suma kwot zadłużenia wynosi ponad 400 miliardów złotych. Koszty obsługi tych kredytów nie maleją, a przy rosnącej inflacji będą rosły. Stanowi to już teraz coraz większy uszczerbek w budżetach polskich rodzin i przesądza, że realna konsumpcja spowodowana wzrostem płac i świadczeń typu 500 plus nie jest tak wysoka, jak podaje to GUS.
Wypadałoby spytać, dlaczego NBP nie podejmuje żadnych działań mających na celu obniżenie kosztów kredytów hipotecznych i konsumpcyjnych tak ważnych dla obywateli?
Moim zdaniem fakt, że NBP tego nie robi nie powinien dziwić. Wszak sam prezes NBP przypomina, że jego płaca i płace jego podwładnych są pochodną dochodów i poziomu płac w bankach komercyjnych. Mówiąc wprost – w jego interesie jest, by banki te zarabiały jak najwięcej (dodajmy naszym kosztem), a wtedy płace w NBP będą rosły. Pisałem o tym w pierwszym akapicie.
Tak oto widzimy, jak bank który ma w nazwie „narodowy” – narodowi służy.
Na koniec pozwolę sobie zacytować dwa zdania pana prezesa. Oto one: „Przeżywamy cud gospodarczy. Tempo wzrostu się obniża, ale nadal pozostaje znakomite”.
Pozostaje mi skomentować to cytatem z refrenu piosenki „Ale to już było i nie wróci więcej…”. Okazuje się, że w Polsce propaganda sukcesu jest powracającą melodyjką.
Dr Dariusz Grabowski
Wypowiedz się
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.