Na początek cytat: „Więcej niż 3 miliony Żydów zginęło w Polsce i Polacy nie będą spadkobiercami polskich Żydów. Nigdy na to nie zezwolimy. Będziemy nękać ich tak długo, dopóki Polska znów nie pokryje się lodem. Jeżeli Polska nie zaspokoi żydowskich żądań, będzie publicznie poniżana i atakowana na forum międzynarodowym”.
Pierwszym celem ataku stała się Szwajcaria. W 1995 r. oskarżyli banki szwajcarskie o zawłaszczenie miliardów dolarów zdeponowanych przez Żydów przed lub w czasie wojny. Za akcją stanął, podający się za reprezentanta wszystkich Żydów, tak żywych jak i martwych, „Przemysł Holokaust”, bo tak ten złodziejski proceder ochrzcił Norman Finkelstein.
Cytowany nowojorski kamienicznik Israel Singer oraz miliarder Edgar Bronfman, tj. „znajdujące się w potrzebie biedne ofiary holokaustu”, poinformowali skromnie świat, że występują „w imieniu narodu żydowskiego”, a także „sześciu milionów tych, którzy już nie mogą mówić za siebie”. Szwajcaria okazała się łatwym łupem. Nikt bowiem nie sympatyzował z tłustymi szwajcarskimi bankierami w konfrontacji z „biednymi ofiarami holokaustu”. Intensywnie poszukiwali spadkobierców ofiar. Zgłoszeń było niewiele. Tylko dwa od osób pochodzących z Polski, w tym od sadownika spod Zakroczymia twierdzącego, że „stryj mówił, że ma konto w Szwajcarii”.
Obrzucili Szwajcarów błotem, nie kryjąc, że: „złapaliśmy bankierów na pasek i to my byliśmy zarazem sędzią, ławą przysięgłych i katem”, a przesłuchania w Kongresie porównali do „sądu kapturowego”. Szwajcarzy z dnia na dzień miękli. Opublikowali listę wszystkich posiadaczy martwych kont, w tym nawet sześciu hitlerowskich zbrodniarzy wojennych. W końcu zidentyfikowali 775 kont należących do Żydów, na których zdeponowano 31 milionów dolarów. I tę kwotę zaproponowali jako podstawę negocjacji.
Bronfman i Singer ofertę odrzucili, a roszczenia ustalili na 9,6 miliarda. Do dziś nie wiadomo skąd tę liczbę wzięli, zwłaszcza że wszystkie depozyty w szwajcarskich bankach nie przekraczały podczas wojny 5 miliardów. Do roszczeń dorzucili zatem oskarżenia, że kupowane przez banki od Niemiec sztaby złota obejmowały plomby i koronki ze szczęk pomordowanych Żydów. W złożonym w sądzie pozwie, wystąpili jako pełnomocnicy 18 tysięcy Żydów. Przy rozpatrywaniu sprawy okazało się, że na liście jest osób… sześć.
Akcja zakończyła się jednak pomyślnie – banki wypłaciły Bronfmanowi i Singerowi 1,25 miliarda. Rząd Szwajcarii utworzył ponadto fundusz charytatywny dla ofiar holokaustu, przez roszczeniowców opisanych jako „dożywające swoich dni nieraz w warunkach bliskich nędzy”. Gdy przystąpiono do pierwszych wypłat, poszkodowani dostali po 400 dolarów. Na co poszła reszta – do dziś nie wiadomo. Norman Finkelstein pisał, że „posiada dokumenty świadczące o tym, że do ofiar dotrze, w najlepszym razie, może 3 do 5 procent pieniędzy.
Casus szwajcarski to groźny precedens. Dotyczył mienia bezspadkowego. Był „programem pilotażowym” operacji polskiej. Przewijają się w nim te same nazwiska co w spektaklu „mienie pożydowskie w Polsce”. Groźny, bo tak jak Szwajcarzy stawiani jesteśmy przed „sądem kapturowym”, i jak Szwajcarów „złapali nas na pasek i są zarazem sędzią, ławą przysięgłych i katem”.
Też identyczny schemat działania – wmówili światu, że wszyscy Żydzi mieli przed wojną olbrzymie majątki, że każdy Żyd z Nalewek miał co najmniej jedną kamienicę. I jeszcze jedno – od Szwajcarii domagali się 10 miliardów, dostali z tego 10 procent. Czyli dostaną od nas 30 miliardów? Wiemy też, co się działo ze Szwajcarami, że z dnia na dzień miękli, że była zakulisowa gra i że polscy politycy, którzy nigdy nie walczą, zachowają się tak samo.
W marcu 2007 r. premier polskiego rządu Jarosław Kaczyńskim przyjął Izraela Singera, czyli uhonorował człowieka, który wcześniej partycypował w bezczelnym rabunku mienia Szwajcarów i który zasłynął z jednej z najbardziej antypolskiej pogróżek. Jesteśmy tu po to, by zwrócić się do polskiego rządu o przyjęcie ustawy o zwrocie mienia lub 100-procentowych rekompensatach – Singer buńczucznie oświadczył po spotkaniu. I dziwiło, dlaczego Kaczyński głośno nie oświadczył, że właścicielami kamienic i koszernych jatek na warszawskich Nalewkach byli polscy Żydzi i nic do nich Singerom z innych państw. Na pocieszenie (lub na pognębienie) dodajmy, że w kilka tygodni po spotkaniu Singer oskarżony został o sprzeniewierzenie wyduszonych ze szwajcarskich banków dolarów. W tym samym miesiącu „padł” także minister skarbu Izraela Hirschon, organizator wycieczek młodych Izraelczyków do „polskich obozów zagłady”, oskarżony o kradzież setek tysięcy dolarów z zasilanej z odszkodowań niemieckich fundacji „Marsz Żywych”.
Przypomnijmy też, że Lecha Kaczyńskiego w Izraelu podejmował prezydent Mosze Kacaw i premier Ehud Olmert, i że obaj wkrótce trafili do więzienia – w przypadku pierwszego za gwałty, zaś w przypadku drugiego za branie łapówek.
Przeanalizujmy modus operandi „przemysłowców”, czyli charakterystyczny sposób działania sprawców czynu zabronionego: prowadzą systematyczną tresurę w tolerancji, aby potulnie spełniali zachcianki „przemysłu holokaustu”; promują głupków przy władzy; uznają premiera Izraela za najwyższą instancję odwoławczą w polskim procesie legislacyjnym; obrabiają Polaków przy pomocy prostego triku – Żyda złego i Żyda dobrego.
Dobrym jest Szewach Weiss i Jonny Daniels, a złym Soros. Jest nim też kombinacja operacyjna „Schnepf”, którą zdradził Radek Sikorski: powołałem do Waszyngtonu dyplomatę o żydowskim pochodzeniu, żeby przeciwstawić się opiniom o polskim antysemityzmie. I od tej chwili stosunkami z nowojorskimi Żydami zajmują się i w imieniu Polski negocjacje z „przemysłem holokaustu” prowadzą wyłącznie eksperci od polskiego antysemityzmu.
Legislacja ma być specyficzna i odrębna. Argumenty o „specjalnej ścieżce prawnej” wielokrotnie padały w przeszłości.
- W ujawnionej przez Wikileaks depeszy ambasadora USA czytamy: 16-17 lutego 2005 r. delegacja Światowej Żydowskiej Organizacji Restytucji Mienia (WJRO) w składzie: przedstawiciel Światowej Federacji Żydów Polskich Kalman Sultanik, przewodniczący amerykańskiego Komitetu Restytucyjnego Holocaustu Yehuda Evron, przewodniczący Stowarzyszenia Żydów Polskich w Izraelu Arye Edelist i doradca WJRO Monika Krawczyk omawiała z ambasadorem, liderem SLD Józefem Oleksym, liderem opozycji Janem Marią Rokitą, ministrem Skarbu Państwa Jackiem Sochą, i marszałkiem Sejmu Włodzimierzem Cimoszewiczem sprawę restytucji własności prywatnej […]
Delegacja rzuciła pomysł, aby wypracować oddzielne „uregulowanie” (settlement) dla żydowskich właścicieli nieruchomości. Podczas spotkania z Oleksym, Sultanik zaskoczył wszystkich propozycją: „ponieważ cierpienia Żydów były największe i unikalne, oddzielne prawo odnoszące się do żydowskiej własności prywatnej powinno być rozważone”. Ambasador Izraela doradził, aby unikać publicznej debaty na ten temat, bo przyniesie wzrost nastrojów antyżydowskich w Polsce. Delegacja zgodziła się na czasowe zawieszenie takich nacisków.
- Odrębną ścieżkę prawną stworzono w odniesienia do mienia gmin żydowskich – w 1996 r. uchwalono ustawę, w której ograniczono do minimum wymogi prawne związane z tym mieniem. W stenogramach z prac komisji sejmowej procedującej ustawę stoi czarno na białym: „Ponieważ Związek Wyznaniowy Gmin Żydowskich nie jest pełnoprawnym spadkobiercą, czyli sukcesorem prawnym istniejących przed wojną żydowskich związków wyznaniowych, to nie możemy mówić o zwrocie, ani o restytucji, gdyż tu nie ma relacji ‘właściciel’ – ‘spadkobierca’. […] tu mamy zupełnie inną relację w postaci ‘organizacja żydowska’ – ‘inna organizacja żydowska’, dlatego w ustawie będzie mowa nie o restytucji, lecz o przeniesieniu własności”.
Był to więc ewenement prawny na skalę światową – nie zabierają samochodu, ale „przenoszę własność”. W ustawie, w żadnym miejscu nie pada słowo: „zwrot”, ani „restytucja”.
Po przyjęciu ustawy stworzono kolejną furtkę prawną – żydowskie organizacje z USA wspólnie z gminami żydowskimi w Polsce powołały do życia fundację, która uczestniczyła w przejęciu majątku. Defraudacji mienia państwowego dokonano więc przy naruszeniu obowiązującej legislacji, w tym konstytucji.
- O specyficznych mechanizmach prawnych restytucji mienia bezspadkowego, i także o tym, że powinny być maksymalnie uproszczone mówi Deklaracja Teresińska. Oto jej fragment: „Państwa Uczestniczące wzywają do podjęcia wszelkich starań mających na celu naprawienie konsekwencji bezprawnych przejęć majątków, takich jak konfiskaty, wymuszone sprzedaże i sprzedaże pod przymusem, które stanowiły element prześladowań tych niewinnych ludzi i grup, z których olbrzymia większość zmarła nie pozostawiając spadkobierców. […] Proces takiej restytucji lub rekompensaty powinien być szybki, prosty, dostępny, transparentny i ani uciążliwy ani kosztowny dla osoby występującej z roszczeniem”. Zaznaczmy jeszcze, że przystąpienie do Deklaracji to grzech pierworodny polskiej dyplomacji, że ustawa 447 jest jej aktem wykonawczym i narzędziem prawnym, po które „Przemysł Holokaustu” dziś bardzo chętnie sięga.
[ Deklaracja Terezińska nie została przez Polskę, czyli obecnego tam Ministra Spraw Zagranicznych Władysława Bartoszewskiego podpisana, więc nie ma charakteru dokumentu. Wyjaśnił to w korespondencji z MSZ dr Zbigniew Kekuś. – red kip]
- W grudniu 2005 r. Amerykańska Komisja Helsińska, w podpisanym przez Hillary Clinton liście do premiera Kaczyńskiego, dotyczącym „restytucji majątku pożydowskiego przejętego przez władze polskie wskutek bezprawnej konfiskaty własności w czasach Holokaustu i komunizmu” oraz wypłacenia odszkodowań dla „ofiar prześladowań obywateli polskich z powodów religijnych i politycznych w czasach II wojny światowej oraz w okresie powojennym zwanym erą komunizmu”, wysunęła zalecenie: „Należy zrobić wszystko, aby zminimalizować wymogi dotyczące skompletowania niezbędnych dokumentów przy zgłaszaniu roszczeń majątkowych, szczególnie świadectw śmierci byłych właścicieli, ofiar Holokaustu”.
- Równie oryginalny pomysł prawny narodził się w głowie szefaHEART Bobby Browna: „zamiast ustawy reprywatyzacyjnej niech rząd polski wdroży jakikolwiek proces, więc procedurę najprostszą i najtańszą”. Wsparł go Piotr Kadlčik: „Należy osiągnąć kompromis, czyli sytuację, w której obie strony są równie niezadowolone. Może powinno się z tych pieniędzy utworzyć fundusz, który sfinansowałby rewitalizację żydowskich zabytków w Polsce”.
Chodziło zatem o procedurę prawną zastosowaną przy zwrocie mienia gmin wyznaniowych żydowskich, kiedy gminy, czyli Kadlčik i nowojorskie organizacje Żydów, w myśl potajemnie zawartej umowy, podzieliły się odzyskanym majątkiem po połowie, i kiedy, co było czymś zadziwiającym w państwie prawa, za jakie uważa się III RP, do zarządzania majątkiem należącym do polskich Żydów dopuszczono obcokrajowców, a jednym z beneficjentów zwróconego majątku zrobiono zagraniczne organizacje.
- W grudniu 2017 r. Kongres USA przyjął ustawę 447. Zgodnie z jej postanowieniem Departament Stanu oficjalnie wesprze ,,organizacje międzynarodowe zrzeszające ofiary Holokaustu” i kanałami dyplomatycznymi pomoże w odzyskaniu pozostawionych bezpotomnie nieruchomości. W paragrafie 3 Ustawy stoi: […] Wiemy, że w niektórych państwach majątek, dla którego nie ma spadkobierców mógłby służyć jako podstawa do spełnienia potrzeb materialnych znajdujących się w potrzebie ofiar Holokaustu (Shoah) i zapewnienia ciągłej edukacji o Holokauście (Shoah), jego przyczynach i konsekwencjach”. Czyli mienie bezspadkowe miałoby zostać wyodrębnione i oddane w zarząd jakimś pozaprawnym gremiom żydowskim. Przy czym kategorię ofiar określono bardzo pojemnie, bo obejmuje nie tylko osoby, które przeżyły II wojnę, ale również te urodzone po wojnie, a nawet ich potomstwo.
- W 2014 r Sejm przyjął ustawę o wypłacaniu 50 tysiącom obywateli Izraela comiesięcznej renty. Ustawa nie miała bezpośredniego związku z „legislacją” tyczącą mienia bezspadkowego. Tym niemniej Szef WJRO Gideon Tylor mówił o beneficjentach ustawy jako tych „którym to odszkodowanie się należy”. Przypomnijmy zatem zastosowane wówczas rozumowanie prawne: W przypadku ubiegających się o świadczenia Urząd ds. kombatantów uznaje wyciągi z archiwów izraelskiego Yad Vashem, a nawet ustne świadectwa świadków. Nie ma bowiem żadnego powodu, aby kwestionować dokumentację, która wygląda wiarygodnie […] działamy ze szczególnym wyczuleniem w przypadku Żydów ocalonych z zagłady”. Cytowany Gideon apelował, aby procedury były „najprostsze i najtańsze” […] aby usunąć kłody rzucane pod nogi poszkodowanym w postaci konieczności udowodnienia roszczeń […] aby wystarczył jednostronicowy formularz. Kolejnym argumentem „prawnym” było przytoczenie słów Elie Wiesela: nie wszystkie ofiary były Żydami, ale każdy Żyd był ofiarą, i konkluzja: „Dlatego ofiary żydowskie muszą być traktowane ze szczególną uwagą”.
Zarówno u rządzących jak i opozycji istnieje wola polityczna, aby roszczenia zaspokoić. Ustawa 447 nie spotkała się z ich strony z żadną kontrakcją. Wszyscy schowali głowę w piasek. Ani premier, ani Schetyna na jej temat się nie zająknęli, i ponad wszelką wątpliwość nie zrobią nic, by zagrożenie z niej wynikające od Polski odwrócić.
Co więcej – możemy mieć podejrzenia, że świadomie i skwapliwie odegrają role rozpisane przez reżyserów całej machinacji. Hipotezę taką potwierdza uwijanie się przy sprawie prezydenta- piewcy Polin. Decyzja zapadła i jest utrzymywana w tajemnicy, zanim wymyślona zostanie formuła o „sprawiedliwości dziejowej” i o tym, że PiS zrobi to lepiej niż PO.
Można nawet przewidzieć, jak to będzie wyglądało – po kilku dniach tajnych rokowań w lokalu konspiracyjnym Mosadu, premier ogłosi „sukces”: rzecznicy „sześciu milionów tych, którzy już nie mogą mówić za siebie” zgodzili się, aby Polska zapłaciła o 10 procent żądanej kwoty, rozłożyli należność na raty, a na ich spłaty banki należące do „znajdujących się w potrzebie biednych ofiar holokaustu” dały niskooprecentowany kredyt.
Ogon podkulił prezes PiS. Pytany, czy widzi zagrożenie ze strony ustawy, buńczucznie i pokrętnie ripostował: „nie widzę, niczego płacić nie będziemy, bo nie ma ku temu podstaw prawnych”. A powiedział to przy pełnej świadomości, że wcześniej z Polski bezprawnie wyduszono miliardy, i że na arenie międzynarodowej najczęściej wygrywa nie prawo, a polityczne naciski.
Jarosław Kaczyński podczas studiów na Wydziale Prawa Uniwersytetu Warszawskiego uczestniczył w seminarium prowadzonym przez Stanisława Ehrlicha. Ehrlich był także promotorem jego pracy magisterskiej, a potem doktoratu. Ten stalinowski politruk, był w stopniu majora zastępca dowódcy w obsadzonym przez żydokomunę aparacie politycznym armii Berlinga. Po wojnie objął stworzoną specjalnie dla niego katedrę prawa radzieckiego, a później katedrę teorii państwa i prawa na Uniwersytecie Warszawskim. W 1946 r., przy poparciu Zambrowskiego, założył i przez 20 lat był redaktorem naczelnym wyznaczającego kanony tzw. praworządności socjalistycznej miesięcznika „Państwo i Prawo”. Były mu wówczas bliskie poglądy Lwa Trockiego. Później przeszedł charakterystyczną dla stalinowskich doktrynerów ewolucję – od marksisty do rewizjonisty. Po Marcu ’68 r. katedrę odebrano mu. W biografii autorstwa Piotra Zaremby, Kaczyński mówi, że Ehrlich był jego mistrzem na równi z marszałkiem Piłsudskim.
Jak się bronić? Przede wszystkim nie przejmować się oskarżeniem, że samo pytanie wyczerpuje znamiona antysemityzmu, bo gdy nie pytamy, to i tak pozostajemy antysemitami. Żądać, a przed wyborami jest po temu doskonała okazja, zerwania prowadzonych negocjacji, bo istotą żydowskiego modus operandi jest: samo przystąpienie do rozmów jest uznaniem zasadności roszczeń, a do uzgodnienia pozostaje tylko ich wielkość.
Żądać od rządu publicznej, twardej, i jednoznacznej deklaracji, że nie zapłaci ani centa, że to rabunek w biały dzień i akt agresji wobec Polski. Ostrzec wszystkich polityków, że jeśli którykolwiek przyłoży rękę do rabunku Polski, nigdy nie dostanie naszego głosu, a głos oddamy na tych, którzy powołają Trybunał Narodowy dla osądzenia zdrajców.
Zamiast skupiać się na talmudycznych rozważaniach, czy ustawa 447 pociągnie, czy nie pociągnie za sobą skutki prawne, wymóc zobowiązanie, że nie wprowadzą pod żadnym pozorem jakichkolwiek legislacji umożliwiających realizację roszczeń. Żądać szybkiego uchwalenie, najlepiej w referendum, ustawy reprywatyzacyjnej, bez oglądania się na „strategicznych sojuszników” i bez konsultacji z amabasadorem Izraela. Podjąć ofensywę na polu historycznym, bo oskarżania Polaków o to, że nie chcą rozliczyć się z pożydowskiego mienia towarzyszą oskarżenia, że nie chcą rozliczyć się ze swoją historią.
Wznowić ekshumacje w Jedwabnem, bo „kłamstwo jedwabińskie” to kamień węgielny całej antypolskiej propagandy i wykazanie kłamstw Grossa obali moralną podstawę „rekompensat”. Im więcej będziemy mówić o reparacjach wojennych od Niemców, tym mniej Niemcy i Żydzi będą mówić o „polskich obozach”.
Temat reparacji nie tylko spycha roszczeniowców do defensywy, ale przypomina, że to Minc i Berman zrzekli się reparacji, aby ulżyć Niemcom w wypłacie odszkodowań dla Żydów, i że to Minc i Berman zwrócili w ramach umów indemnizacyjnych mienie Żydom, a znacjonalizowali mienie Polaków.
Czy rząd, znajdując się pod żydowskim atakiem, musi wynajmować żydowskich pośredników, którzy podpowiadają (w dodatku za opłatą), jak się ma zachować w czasie ataku?
Czy stosunki polsko-amerykańskie muszą być stosunkami polsko-żydowskimi?
Czy nie lepiej mieć kontakty z Trumpem, a omijać pośredników, i zdać się na poradę Napoleona: „Na wojnie nie należy nigdy robić tego, czego sobie życzy nieprzyjaciel; i fakt, że nieprzyjaciel sobie tego życzy, jest dostatecznym powodem, żeby tego nie robić”?
Na koniec przypomnijmy, że ustawa o mieniu gmin żydowskich ostatecznego kształtu nabrała po ściągnięciu do Izraela Aleksandra Kwaśniewskiego i że Kwaśniewski, idąc za głosem „Przemysłu Holokaustu”, zawetował przyjętą przez Sejm 11 września 2001 r. ustawę reprywatyzacyjną, bo ograniczała grono beneficjentów do polskich obywateli.
O nowej legislacji, o niestandardowych rozwiązaniach prawnych, które z prawem mają mało wspólnego, a także o rozstrzyganiu roszczeń skrycie przed opinią publiczną, później i w innym miejscu.
Krzysztof Baliński
Wypowiedz się
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.