„Kiedy bogowie spostrzegli, że nawet oni nie są w stanie zmienić przeszłości – wymyślili historyków.”
.
Powyższy cytat zaczerpnąłem z książki profesora Krawczuka pt: „Polska za Nerona”. Nie pochodzi jednak od autora, który go tylko przytoczył. Niemniej oddaje dobrze rolę większości historyków. Czy dotyczy to też Aleksandra Krawczuka?
Nie polecam kupna tej książki. Niemniej kto chce, może ją przesłuchać w formie audiobooku (https://www.youtube.com/watch?v=uPzczcmoXJs&t=19962s).
.
Aleksander Krawczuk, którego dorobku literackiego i ogromnej wiedzy o starożyzności nie kwestionuję (https://pl.wikipedia.org/wiki/Aleksander_Krawczuk#Publikacje) otwarcie w powyższej książce popiera propagandową, niemiecką, tzw. allochtoniczną teorię pochodzenia Słowian. Mówi ona mniej więcej tak – tereny od Renu do co najmniej Wisły były w starożytności zamieszkałe przez ludy-plemiona germańskie, czyli protoplastów czy praprzodków współczesnych Niemców. Następnie gdzieś w V wieku naszej ery Germanie (praNiemcy) wynieśli się na tereny za Łabę, nie za bardzo zresztą wiadomo, dlaczego. No i dopiero wtedy, na fali wielkiej wędrówki ludów, na opuszczone tereny germańskie przywędrowali Słowianie, zajmując je bez jakiejkolwiek walki. Sama niemiecka propaganda głosi, że walk nie było i że germańskie plemiona pra-niemieckie wycofały się za Łabę dobrowolnie, często dużo wcześniej, zanim mieli przywędrować tu Słowianie z ich domniemanych prasiedzib gdzieś na stepach nad Prypecią i Dnieprem. Pisał o tym w artykule o Słowianach niemiecki Spiegel (artykuł przetłumaczyłem i opublikowałem u siebie) powołując się na nie wymienionego imiennie historyka:
.
„A ta zaczęła się chyba w VI wieku. „Poniekąd z ciemności historii” – tak pisał jeden z historyków, przywędrowały ludy słowiańskie w okolice, które zostały, często dużo wcześniej, opuszczone przez ludy germańskie.”
https://opolczykpl.wordpress.com/2012/08/09/niemiecki-spiegel-o-slowianach-polabskich/
.
No i właśnie – historycy wiedzą o tym, że wędrówki ludów, nawet wielkie, zdarzały się w historii. Ale wiedzą też, że spowodowane były one konkretnymi przyczynami: przeludnienie, głód, niekorzystne zmiany klimatyczne czy napór innych silniejszych ludów. Natomiast nie zna chyba historia masowego opuszczenia przez jakikolwiek lud ziem obfitujących w żywność i świetnie nadających się do obrony, bez zagrożenia z zewnątrz. A ziemie między Wisłą a Łabą były wtedy, w wiekach V-VI zasobne w żywność (lasy pełne grubego zwierza, rzeki i jeziora pełne ryb i ptactwa wodnego) i świetnie nadające się do obrony (wielkie lasy, bagna, trzęsawiska, brak dróg). Nie było też zagrożenia z zewnątrz, gdyż wielka wędrówka ludów je praktycznie ominęła. Hunowie parli ze stepów wschodniej Europy na południowy zachód, na imperium rzymskie, a nie na lasy i bagna między Wisłą a Łabą.
Natomiast przejście przybywających ze Skandynawii Gotów wzdłuż Wisły zakończyło się już wcześniej. Zresztą, jeśli owi tacytowi „Germanie” byli praNiemcami, to Goci byli ich pobratymcami, a nie wrogami. Nawet ochłodzenie klimatyczne, które wtedy miało miejsce, nie mogło spowodować tego, że wszyscy owi „Germanie” tereny między Wisłą a Łabą opuścili. Zapewne mogły pojawić się wtedy trudności z wyżywieniem – zimy były dłuższe i surowsze, lata krótsze i chłodniejsze. Ale wtedy tylko część ludności by odmaszerowała. Reszta, mogąca się wyżywić, pozostałaby na miejscu. Tym bardziej, że w V wieku właśnie ziemie między Łabą a Wisłą były nieomal oazą spokoju. Wędrówki Hunów i towarzyszącym im innych ludów (Gotów, Wandalów) zburzyły porządek na Bałkanach, w Italii, Galii (Francji) i Hiszpanii. Między Łabą a Wisłą było o wiele spokojniej. Choć przyznać należy, że z tych terenów wywędrowały wtedy lub przemieściły się za Łabę w stronę Renu ludy napływowe (np. Wandalowie). Pozostały natomiast ludy autochtoniczne – także przez starożytnych nazywane „Germanami” – czyli Słowianie. Ci żyli tu już od tysiącleci
.
Kto i dlaczego wymyślił więc owo mityczne opuszczenie przez wszystkich „Germanów” ziem pomiędzy Łabą a Wisłą? Wymyślili to niemieccy propagandyści i historycy (ci od zmieniania przeszłości) z konkretnych przyczyn. Tak się złożyło, że chcąc sobie dorobić starożytne chwalebne korzenie, historyczni już Niemcy przywłaszczyli sobie jako praprzodków, praNiemców, owych cezarowo-tacytowych „Germanów” zamieszkujących Germanię Magnę od Renu do Wisły.
Nie można mieć im tego za złe. U nas Kadłubek (protoplasta turbo-lechitów) też wymyślił kilkunastu przedmieszkowych władców gromiących Aleksandra Macedońskiego i Cezara. Ale ponieważ w czasach historycznych cesarstwo niemieckie (powstałe w 962 roku) przez dwa wieki wojowało ze Słowianami na Połabiu (obodrycki Niklot zginął w roku 1160), a nad Odrą, Wartą i Wisłą pojawiło się w II połowie X wieku uznane przez papiestwo i cesarstwo państwo piastowskie, zamieszkałe przez Słowian, z konieczności musiano wymyślić owo dobrowolne odejście „Germanów”, domniemanych praNiemców, z ziem od Łaby do Wisły, by wytłumaczyć obecność tam Słowian, których istnienia nie można było dłużej przemilczeć. Tak powstała teoria allochtoniczna pochodzenia Słowian.
Niestety to mityczne zmyślone opuszczenie przez wszystkich praNiemców ziem między Łabą i Wisłą zaakceptowało też bezmyślnie wielu polskich historyków. A także archeologów, zwiedzionych przez historyków, którzy przeróżne odkrywane przez nich kultury na naszych ziemiach przypisywali ludom germańskim. Dlaczego tak robili? Ano dlatego, że jeśli historycy od Pliniusza starszego i Tacyta do wielu polskich historyków współczesnych twierdzą, że w starożytności była tu Germania, to i różne kultury (łużycka, przeworska itd.) musiały być germańskie.
.
Niemniej historycy allochtoniści, niemieccy i polscy, także profesor Krawczuk, winni są odpowiedzi na ważne pytanie – dlaczego, z jakiego powodu tereny między Łabą a Wisłą rzekomo opuścili wszyscy Germanie – i to dobrowolnie, choć były obfite w żywność i świetnie nadawały się do obrony, a ponadto nie istniało tam zagrożenie z zewnątrz. Tym bardziej, że to na zewnątrz panowały wtedy zamęt i niepewność bytu, wywołane wielką wędrówką ludów. W takiej sytuacji tylko kompletnie pozbawieni rozumu ludzie opuściliby tereny między Wisłą a Łabą.
.
Przełomem w demaskowaniu allochtonicznych wymysłów historyków (tych od zmieniania przeszłości) były wyniki prawie dziesięcioletnich badań genetyków bydgowskich:
Kiedy My Słowianie pojawiliśmy się w Polsce – Rozmowa z prof.T.Grzybowskim (Jedynka)
https://dobrewiadomosci.net.pl/28305-slowianie-byli-tu-zawsze-archeolodzy-w-szoku/
.
Powie ktoś w tym miejscu – a może owi genetycy robili badania stronniczo, by udowodnić pożądane przez nich założenie. Rzecz w tym, że pośrednie potwierdzenie ich badań znajdziemy u badaczy szwajcarskich:
„W Niemczech niewielu Germanów
Co dziesiąty Niemiec ma żydowskich przodków – wynika z badań szwajcarskiej firmy Igenea. Tylko sześć procent Niemców ma germańskie korzenie. Aż 30 procent Niemców pochodzi od Słowian.”
https://www.dw.com/pl/w-niemczech-niewielu-german%C3%B3w/a-2971289
.
Czego internetowa strona Deutsche Welle nie podała – najliczniejszą haplogupą w Niemczech jest celtycka – ok. 50%. Przy czym badania dotyczyły ludności całych Niemiec, a nie tylko terenów wschodnich, wcześniej słowiańskich. Tak więc w skali całych Niemiec 30 % Niemców ma pochodzenie słowiańskie. A pochodzenie celtyckie i słowiańskie razem ma ok. 80 % obywateli.
I tak było już w czasach Cezara i Tacyta. Mieszkańcami Germanii Magny, zwłaszcza jej wnętrza, byli Celtowie i Słowianie.
Celtowie dominowali na zachodzie Germanii, Słowianie na wschodzie. Były to ludy autochtoniczne. Niemniej na te tereny napływały już przed naszą erą ludy ze Skandynawii. I to owi skandynawscy imigranci byli praNiemcami, przodkami dzisiejszych Niemców. Ich napływ, najpierw powolny, małymi grupkami, zaczął się już najpóźniej w VI wieku p.n.e. Powoli ich przybywało, a od czasów Cezara ulubionymi terenami ich zasiedlania na terenie celtycko-słowiańskiej (lub jak kto woli – słowiańsko-celtyckiej) „Germanii” były ziemie przygraniczne. Ułatwiali im to sami Rzymianie nękający ustawicznymi najazdami te właśnie tereny. Pustoszyli je, a ludność wyrzynali lub brali w niewolę.
Z tego powodu przez ludność autochtoniczną pogranicze było postrzegane jako, że tak powiem, tereny „zwiększonego ryzyka”, narażone na ustawiczne rzymskie najazdy. Z tego też powodu były niechętnie zasiedlane.
Imigrantów skandynawskich natomiast te ziemie kusiły, zwłaszcza dlatego, że wielu z nich lubowało się w grabieży. Nie interesowały ich jednak zbytnio ludy autochtonów, które nie kochały się specjalnie w gromadzeniu bogactw. Natomiast kusiły ich bogate miasta i osiedla rzymskie po drugiej stronie granicy.
Napisałem, że osadnictwo imigrantów pra-niemieckich na terenach przygranicznych ułatwiali sami Rzymianie. Podam konkretny przykład. Z relacji Cezara o wojnach w Galii wiemy o wielkiej rzezi dokonanej przez legiony na plemionach nazwanych przez rzymskiego wodza Uzypetami i Tenkterami. Przeszli wraz z ludnością cywilną zza Renu do Galii na zaproszenie różnych plemion galijskich, liczących na ich pomoc w walce z rzymskim najeźdźcą. Legiony rozgromiły jednak ich wojska i dokonały okrutnej rzezi, wręcz ludobójstwa, także na ludności cywilnej. Wprawdzie podana przez wiki liczba 400 000 zabitych (https://pl.wikipedia.org/wiki/Wojny_galijskie#Kampania_roku_55_p.n.e._Rze%C5%BA_German%C3%B3w._Pierwsza_wyprawa_do_Brytanii) zapewne jest przesadzona, niemniej duże obszary po „germańskiej” stronie Renu, zamieszkałe wcześniej przez Uzypetów i Tenkterów, stały się z dnia na dzień po prostu bezludne.
Wieść o rzezi zapewne rozeszła się wśród mieszkających za Renem ludów i dotarła także do imigrantów, którzy wykorzystali okazję i wyludnione tereny zajęli. Imigranci zasiedlali, przynajmniej okresowo, także tereny w głębi „Germanii”. Tak było np. z Wandalami na terenach obecnie polskich, na które przywędrowali (też ze Skandynawii). Po czym po wiekach na fali wielkiej wędrówki ludów pomaszerowali dalej. Ale najbardziej nęciło praniemieckich imigrantów sąsiedztwo imperium rzymskiego.
W okresach pokoju prowadzili z Rzymianami ożywiony handel, zaciągali się też chętnie do legionów, co było okazją do legalnego łupienia kolejnych podbijanych czy pacyfikowanych przez cesarstwo zbuntowanych ludów. A w okresach wojen granicznych, choć sami narażeni byli na łupienie ich terenów, odpłacali Rzymowi pięknym za nadobne i łupili tereny rzymskie.
Historycy piszący w duchu allochtonizmu o domniemanym napływie Słowian dopiero gdzieś w IV-VII wieku na ziemie między Łabą a Wisłą muszą uwzględniać zarówno badania polskich genetyków, wskazujących na to, że Słowianie żyli nad Wisłą od tysiącleci, jak i genetyczne korzenie współczesnych Niemców, których ok. 80 % pochodzi od Celtów i Słowian.
Najbardziej szkicowo historię Germanii Magny można opisać tak: od tysiącleci zamieszkiwały te tereny ludy celtyckie (na zachodzie) i słowiańskie (na wschodzie). To oni głównie byli owymi „Germanami”, wymienianymi przez starożytnych Rzymian. Przy czym Celtowie wędrowali także na wschód i dotarli nad Wisłę, a Słowianie przekroczyli Łabę docierając nad Ren a nawet dalej, choć stanowili tam niewielką domieszkę Celtów.
Celtowie nad Wisłę przywędrowali, ale część z nich, zrażona surowszym niż na Renem, Sekwaną czy Rodanem klimatem, po jakimś czasie odeszła. Reszta wtopiła się w ludność miejscową, wnosząc jako „wiano” własne geny (są do dzisiaj w polskiej puli genetycznej), oraz własne słownictwo (np. nazwy rzek i osad). Przez szereg stuleci napływały do „Germanii” także ludy praniemieckie ze Skandynawii, zajmując zwłaszcza tereny przygraniczne z imperium rzymskim.
Na fali wielkiej wędrówki ludów imigranci skandynawscy nieomal w komplecie opuścili ziemie między Łabą i Wisłą. Pozostała tam wyłącznie ludność autochtoniczna, czyli Słowianie z celtycką zasymilowaną domieszką. Nie musieli więc Słowianie dopiero w VI wieku napływać znad Dniepru czy Prypeci. Część odchodzących imigrantów praniemieckich osiedliła się między Łabą a Renem, reszta powędrowała na południe i zachód Europy a nawet do płn. Afryki. W następnych wiekach „rozpuściła” się ona w otaczającym ją żywiole lokalnym, autochtonicznym, zatracając poczucie własnej tożsamości. Jedynie między Renem a Łabą praniemieccy imigranci ze Skandynawii dzięki szczęśliwym zbiegom okoliczności stali się elitą, która własny język niemiecki narzuciła poddanym – Celtom i Słowianom. Jak do tego doszło?
Jak wiemy, państwo Franków, powstałe (rok 481) krótko po upadku zachodniego cesarstwa rzymskiego, na przestrzeni kolejnych wieków rozrastało się. W czasach Karola nazwanego „wielkim” objęło prawie całą dzisiejszą Francję (poza cyplem Bretanii), Benelux, połowę Włoch, Szwajcarię i Austrię oraz dużą część Niemiec, do dolnej Łaby.
Jak wszyscy imperialiści Karolingowie mieli problem z zarządzaniem podbitych ludów. Własnych sił i ludzi mieli na to za mało. Postępowali więc tak, jak to robili inni imperialiści przed nimi i po nich – wyszukiwali wśród pobitych ludów chętnych do służenia im lokalnych namiestników. Tę okazję wykorzystali niemieckojęzyczni imigranci skandynawscy, osiadli pomiędzy ludami autochtonicznymi na podbijanych przez Karolingów, obecnie niemieckich, ziemiach.
Sami, jako krystowiercy (wyznawcy arianizmu), jak Karolingowie nienawidzili miejscowej pogańskiej ludności. Widząc wzrastającą potęgę frankońskiego państwa, przeszli na katolicyzm i zaoferowali mu swoje usługi. I tak stali się wspierającą Karolingów lokalną elitą, gorliwe „nawracającą” pogańską miejscową ludność.
Gdy prawie 30 lat po śmierci Karola jego imperium rozpadło się na trzy części (843 rok), wschodnia część, w której możnowładcymi byli już ci właśnie potomkowie skandynawskich imigrantów, stała się zalążkiem państwa niemieckiego.
Elita narzuciła następnie poddanym – autochtonicznej ludności celtycko-słowiańskiej – własny język (stąd jest obecnie w Niemczech 80 % Niemców z celtycko-słowiańskimi genami, mówiącymi po niemiecku). Bardzo szybko też imigracyjna elita przywłaszczyła sobie starożytną cezarowo-tacytową Germanię Magnę jako państwo praniemieckie, a zamieszkałe ją w starożytności ludy za praNiemieców. Ta uzurpacja jej szczyt osiągnęła w XIX wieku, gdy po zwycięstwie nad Francją (1871 r.) wybudowano tzw. Niederwalddenkmal:
Wieńczy go postać Germanii, personifikacji Niemiec i Niemców zwłaszcza z okresu rzymskiego (https://pl.wikipedia.org/wiki/Germania_(personifikacja)):
Także celtyckiego Arminiusza (przemianowanego na Hermanna), pogromcy 3 legionów Warusa (https://pl.wikipedia.org/wiki/Bitwa_w_Lesie_Teutoburskim) Niemcy sobie przywłaszczyli i uczcili go w XIX wieku kolosalnym pomnikiem (https://de.wikipedia.org/wiki/Hermannsdenkmal):
Czyż możemy się im dziwić, że potrzebowali się dowartościować? Nie oni pierwsi i nie ostatni…
W książce „Polska za Nerona” podał prof. Krawczuk kilka „dowodów” na teorię allochtoniczną. I tak na marginesie rzymskiej wyprawy po bursztyn (https://pl.wikipedia.org/wiki/Wyprawa_rzymskiego_ekwity_po_bursztyn) podał, że u ujścia Wisły do Bałtyku wyprawa trafiła na Gotów (w innym miejscu uczciwie przyznał jednak, że tylko przeszli przez polskie ziemie).
Nie może ich obecność u ujścia Wisły nikogo dziwić, gdyż akurat wtedy trwała już powolna ich migracja. Małymi grupkami przybywali ze Szwecji przez Bałtyk do ujścia Wisły, by następnie maszerując powoli wzdłuż Wisły, rozpłynąć się na stepach nadczarnomorskich (https://pl.wikipedia.org/wiki/Goci). Byli ludem napływowym, „przejściowym”, a nie autochtonicznym.
Prof. Krawczuk z ubolewaniem stwierdził, że uczestnicy wyprawy nie podali ponadto żadnych innych nazw plemion zamieszkujących obecne ziemie polskie. Mnie to natomiast nie dziwi. Jak mogli np. po łacińsku wymawiać i jak miałby Pliniusz łaciną czy nawet greką zapisać nazwę np. Ślężanie, przez ziemie których wyprawa przeszła.
Nie jest więc wykluczone, że Pliniuszowi przekazano nazwy różnych słowiańskich plemion, zamieszkujących wtedy tereny przemarszu bursztynowej wyprawy. Jednak ich łamiące język łaciński nazwy, a zwłaszcza niemożność ich transkrypcji na alfabet łaciński zniechęciły Pliniusza.
Tu na marginesie zaznaczę, że ta wyprawa ostatecznie rozwala turbolechickie wymysły. Towarzyszyli jej wszak legionowi zwiadowcy, przebrani za kupców, mający na polecenie Nerona ocenić możliwość podboju tych ziem. Gdyby zauważyli wielkie Imperium Lechii, zapewne byłaby o tym wyraźna wzmianka u Pliniusza.
Relacje zwiadowców potwierdziły tylko już posiadane przez Rzymian informacje o tych rozległych terenach: ogromne lasy, dużo rzek, bagniska i trzęsawiska, ludność raczej pokojowa ale groźna, chodząca z samymi tylko włóczniami na potężne żubry i tury, mówiąca niezrozumiałą, łamiącą języki mową, brak dróg, brak złota i srebra. To ostatecznie na zawsze zniechęciło Rzymian do parcia na te tereny..
Kolejnym dowodem allochtonicznym przedstawionym przez prof. Krawczuka ma być brak imion słowiańskich wśród niewolników sprzedawanych Rzymianom przez przygraniczne ludy-plemiona „Germanii”. Odpowiedź na tę wątpliwość znajdzie prof. Krawczuk u bizantyjskiego historyka, pseudo-Maurycego. Otóż dzięki niemu wiemy, że u Słowian niewolnictwo było nieznane, przez co nie uprawiali oni także handlu niewolnikami.
„Znajdujących się u nich w niewoli nie trzymają w niewolnictwie jak inne plemiona przez czas nieograniczony, lecz ograniczają czas terminem, dają im wybór, albo za umowny wykup wrócą do swoich lub pozostaną jako wolni i przyjaciele.”
I choć byli Słowianie niezwykle gościnni (tak pisał o nich w innym miejscu):
„Do przybywających do nich cudzoziemców odnoszą się przyjaźnie, pokazując im drogę z jednego miejsca do drugiego, chronią ich od nieprzyjemności, tak że jeżeli by się okazało, iż z powodu niedbalstwa tego, który przyjmował u siebie cudzoziemca, ten ostatni poniósł jakąkolwiek szkodę, przyjmujący go wcześniej rozpoczyna wojnę przeciwko winnemu, uważając za punkt honoru mścić się za cudzoziemca.”
Niełatwo było u nich zdobyć w wyprawie wojennej niewolników. Byli ludem (przynajmniej w czasach pisania tych kronik) niezwykle walecznym (kolejny cytat pseudo-Maurycego):
„Ze swoimi wrogami prowadzą walki chętnie w miejscach porosłych gęstym lasem, w wykrotach i urwiskach, z korzyścią dla siebie, posługują się, niespodziewanymi atakami, podstępami i w dzień, i w nocy, wykorzystując wiele różnych sposobów. Doświadczeni także w przeprawach przez rzeki, przewyższając w tych sprawach wszystkich innych. […] Każdy uzbrojony dwiema niewielkimi włóczniami, niektórzy mają także tarcze, mocne lecz łatwe do przenoszenia. Posługują się także drewnianymi łukami i niewielkimi strzałami, maczanymi w specjalnej dla strzał truciźnie, mocno działającej, jeśli raniony wcześniej nie przyjmie odtrutki, względnie innych środków znanych doświadczonym lekarzom, względnie nie wytnie natychmiast dookoła zranionego miejsca.”
To właśnie zniechęcało „sąsiadów” do wypraw na Słowian po niewolników, przez co brak było słowiańskich imion w ich „asortymencie” zdobywanym gdzie indziej, a sprzedawanym Rzymianom.
Kolejnym allochtonicznym argumentem prof. Krawczuka jest brak nazw plemion i imion słowiańskich w kronikach do chyba VI wieku, kiedy to ciągnący za Hunami, Gotami i Wandalami Słowianie pojawili się na Bałkanach a nawet zagrozili Konstantynopolowi. Prof. Krawczuk w konteksie kultury przeworskiej żongluje nazwami wielu plemin germańskich na naszych obecnych ziemiach. Wymienił Wandalów, Silingów, Hasdingów, Hariów, Burgundów, oraz – jako przejściowych Germanów – Gotów i Herulów. Rzecz w tym, że wszystkie te plemiona były imigrantami i w końcu odeszły „za swoimi” podczas wielkiej wędrówki ludów. Nigdy nie były autochtoniczne nad Wisłą i nigdy nie były bardziej liczne niż Słowianie. Były obcą domieszką, która odeszła.
Nazwy autochtonicznych plemion słowiańskich tak naprawdę kronikarzy rzymskich albo nie obchodziły, albo nie potrafili ich wymówić, a tym bardziej zapisać – przez co nie wspomniał o nich Pliniusz. Zamieszkiwali daleko na ziemiach dla imperium nieważnych, niegodnych podboju. I dopiero gdy pojawili się na Bałkanach i zagrozili wschodniemu cesarstwu, wymieniono niektóre z nich po imieniu. Tu dodam jeszcze – plemionami słowiańskimi zainteresowali się także w końcu Niemcy, kiedy to ich król, Ludwik II Niemiecki, planował podbój słowiańskich ziem. Na jego polecenie sporządzony został przypisywany „geografowi bawarskiemu” spis plemion słowiańskich i ich grodów. Problemem jest to, że do dzisiaj historykom i lingwinistom nie udało się odszyfrować i zlokalizować niektórych nazw podanych tam plemion. Nie było i nie jest łatwo zapisać łaciną nazwy słowiańskich plemion. Tak więc brak ich w kronikach rzymskich nie oznacza, że nie żyli nad Wisłą i Łabą.
Ostatnim allochtonicznym dowodem podanym przez prof. Krawczuka, z powołaniem się na już nieżyjącego prof. Kazimierza Godłowskiego, jest zanik ciągłości w wykopaliskach, gdzieś właśnie w V wieku, gdy nagle urwały się dobrze datowane znaleziska kultury zwanej przeworską. Następne, odmienne kulturowo, pojawiły się dopiero po kilkudziesięciu latach. Można jednakże wytłumaczyć to w sposób nieallochtoniczny. Za pośrednictwem kupców, którzy uprawiali ich rzemiosło nawet podczas zawirowań wielkiej wędrówki ludów, do imigrantów ze Skandynawii żyjących nad Wisłą docierały wieści o sukcesach ich pobratymców, łupiących mające łagodniejszy klimat Bałkany, Italię, Galię i Hiszpanię. Stopniowo więc, grupka za grupką i oni skuszeni łupami pociągnęli na łupione tereny. Odchodząc zabierali ze sobą wszystko – broń, narzędzia, sprzęty domowe. Gdy odeszły ostatnie ich grupki, dotychczasowe ich siedliska, jak i ich trasa przemarszu wyglądały jak dżungla po przejściu wojowniczych mrówek – wszystko co miało jakąkolwiek wartość i do czegokolwiek się nadawało, zniknęło. Sam odmarsz był zapewne rozciągnięty na lata, może nawet dziesięciolecia. I tyle samo trwało, nim z odległych o kilka czy kilkanaście kilometrów osad słowiańskich, na skutek ich powolnego przeludnienia, Słowianie zasiedlać zaczęli siedliska opuszczone przez imigrantów. I choć wcześniej istniała zapewne pewna wymiana towarowa, a także w pewnym zakresie i kulturowa (zwyczaje i obrzędy) obydwu ludów – autochtonów i przybyszów – oba one zachowały też wiele odrębnych własnych cech, także w odniesieniu do tzw. „kultury materialnej”. Przez co, gdy po kilkudziesięciu latach powoli zasiedlone zostały tereny opuszczone przez imigrantów, nastała tam kultura materialna różniła się od poprzedniej. Niemniej Słowianie, którzy po wymarszu imigrantów pojawili się na ich wcześniejszych siedliskach, nie przyszli znad Dniepru. Od tysiącleci mieszkali w ich pobliżu.
Wyznawcy i obrońcy teorii allochtonicznej muszą, chcąc ją obronić:
– Podważyć w sposób naukowy wyniki badań genetycznych zespołu profesora Grzybowskiego.
– Wytłumaczyć w sposób wiarygodny, dlaczego 80 % współczesnych Niemców ma haplogrupy celtyckie i słowiańskie.
– Udowodnić, że żyjące nad Wisłą od tysiącleci ludy (najstarsze ślady rolnictwa na naszych ziemiach mają ponad 7 000 lat) byli Germanami, pra-Niemcami, a nie Słowianami.
Dotychczas jedyne co robią, to szermują nazwami germańskich plemion napływowych, stanowiących jedynie domieszkę do autochtonicznej ludności, a które ostatecznie te ziemie opuściły. Pozostała na nich ludność autochtoniczna. A badania genetyczne mówią wyraźnie, że byli to Słowianie, żyjący nad Wisłą od tysięcy lat.
Jak na razie, cała ta allochtoniczna gadanina o niemieckości Germanii Magny od zawsze i żonglowanie nazwami napływowych plemion praniemieckich to niewarta funta kłaków propagandowa paplanina.
Niemcom nie dziwię się, że te bzdury głoszą – wszak dawały im pretekst do drangu nach Ost, przedstawianego jako odzyskiwanie prastarych niemieckich ziem. Ale dziwić musi, że te propagandowe bzdury, jak papugi, plotą za nimi polscy historycy i archeolodzy…
„Kiedy bogowie spostrzegli, że nawet oni nie są w stanie zmienić przeszłości – wymyślili historyków.”
opolczyk
Opublikowano za: https://opolczykpl.wordpress.com/2019/10/19/pochodzenie-slowian-czy-profesor-aleksander-krawczuk-allochtonista-ma-racje/
Wypowiedz się
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.