Wolność wiąże się z własnością, obie są konieczne, dla jednej z nich drugiej nie wolno się wyzbywać – to jedna z tez książki Dariusza Grabowskiego. Przedsiębiorca i ekonomista, kandydat PSL na posła Ziemi Radomskiej nie wręcza nam typowej publikacji kampanijnej: stronicom „Myśląc o Polsce” patronuje bardziej Stanisław Staszic niż eksperci od marketingu politycznego.
Pamiętam jak późną jesienią 1995 roku jechałem z ekipą Wiadomości TVP na zapowiedziany wiec Jana Olszewskiego do Płocka. Gdy wjeżdżaliśmy do uśpionego jeszcze w sobotni ranek miasta i patrzyliśmy na puste ulice, zastanawialiśmy się, ilu ludzi przyjdzie posłuchać byłego premiera. Chwilę później okazało się, że gmach płockiego teatru wypełniło 600 osób. Olszewskiego witał m.in. dramatyczny transparent: „Ratuj Polskę, panie Janie, bo rozkradną wszystko dranie”.
Wśród tych, którzy wówczas, ale również wcześniej i później towarzyszyli Mecenasowi, był Dariusz Grabowski. Wraz z Andrzejem Kieryłło organizował Polskie Przymierze Gospodarcze – pierwszą po przełomie ustrojowym reprezentację przedsiębiorców, która miała się zająć rozwiązywaniem problemów, a nie organizowaniem cocktaili i wręczaniem nagród. Przedtem Grabowski doradzał Olszewskiemu, któremu jako premierowi udało się rzeczywiście zostać szefem rządu przełomu nie za sprawą lustracji, gdzie poniósł zupełną klęskę, ale ekonomii – bo osiągnął pierwszy po zmianie ustroju wzrost gospodarczy, od którego już potem nie było odwrotu.
O alternatywę dla stanu, w jakim utknęliśmy ćwierć wieku temu, a który w „Myśląc o Polsce” [s. 67] dr Grabowski charakteryzuje:
„Polska gospodarka w efekcie terapii szokowej między innymi Leszka Balcerowicza znalazła się na skraju zapaści. Większość firm państwowych bądź zbankrutowała bądź wpadła w pętlę zadłużenia. Zastraszono ludzi, likwidując miejsca pracy, wyrzucając ich na głodowe zasiłki, sprowadzając do zera oszczędności w efekcie hiperinflacji czy ograniczając dochody systemem podatkowym (popiwek). Wszystko po to, by wobec braku pieniędzy w portfelach obywateli i na kontach przedsiębiorstw majątek firm nie przedstawiał żadnej wartości, a ludzie w poczuciu niepewności o własny los i los swoich rodzin wyrzekli się wszelkich marzeń o posiadaniu czegokolwiek na własność”.
Grabowski kwestionuje zarówno proreformatorski slang sterników z lat 90 jak hurrapatriotyczną frazeologię obecnej ekipy Mariusza Morawieckiego, konfrontując ją z rzeczywistymi działaniami Polskiego Funduszu Rozwoju [s. 355-358 ], który m.in. nie pomógł – choć mógł i powinien – w krytycznej chwili Ursusowi, za to wspierał… hiszpański Solaris. Znacząco brzmi tytuł szkicu: „Trzymając się koryta”. Autor nie ma bowiem złudzeń co do jakości rodzimej kasty zarządzającej na państwowym, stąd też jego apel, tytułujący inny z rozdziałów: „Milcząca większości! Czas na gest Kozakiewicza!” [s. 243].
Gdy socjalizm realny upadał, w świecie modny był liberalizm, szkoła chicagowska. W USA rządził George Bush Senior, dawny wiceprezydent u Ronalda Reagana, w Wielkiej Brytanii Margaret Thatcher, a globalną gospodarką – consensus waszyngtoński. Ekonomię liberalną ogłoszono jedyną naukową, niczym kiedyś w PRL marksizm. Przy polskich przemianach ustrojowych zlekceważono dorobek pierwszej dziesięciomilionowej Solidarności, z jej programem Samorządnej Rzeczypospolitej a także myślą Tadeusza Kowalika czy Ryszarda Bugaja. Nowi działacze związkowi wyjeżdżali na lukratywne stypendia do Stanów, skąd wracali jako entuzjaści liberalnego kursu.
Premier Tadeusz Mazowiecki szukał polskiego Ludwika Erharda i znalazł go w Balcerowiczu, ale nie narodził się z tego związku ani polski cud gospodarczy ani równie silna jak w powojennych Niemczech klasa średnia. Na równi z doktryną ekonomiczną pierwszej Solidarności wyrzucono na śmietnik polską innowacyjność i myśl techniczną, zamykano fabryki zdolne konkurować z zachodnimi. Opłacał się handel, nawet bazarowy, straty przynosiła produkcja. Grabowski pisze o tym rzeczowo i bez złości. Zamiast procesów pokazowych propaguje wyciągnięcie wniosków i skorygowanie popełnionych błędów, nie wątpiąc, że to wciąż do zrobienia.
Krytycyzmem wobec utrwalonych mitów i stereotypów przypomina zaś „Sto zabobonów” Józefa Bocheńskiego. Pokazowo drwi z pierwszego Złotego Cielca – fantomu transformacji ustrojowej, wykazując, że wprawdzie wiadomo, kiedy się zaczęła, ale za to nie określono ani jej celu, ani nawet czasu jej trwania. Dlatego toczy się już 30 lat, dłużej niż zajęła likwidacja zniszczeń wojennych i nie wiadomo, dokąd zmierza, ani kiedy się skończy.
Równie stanowczo ocenia Grabowski inną świętą krowę, której politycy wolą w kampanii nie tykać: flagowy okręt PiS, program 500+. W ocenie autora „Myśląc o Polsce” premiuje on rezygnację z pracy [por. s. 340]. Nie ma sprzeczności między Grabowskim – politykiem, który nie zamierza nikomu 500+ odbierać (choćby dlatego, że to prawo nabyte, podobnie jak świadczenia mundurowe) a Grabowskim – analitykiem, który rzetelnie wskazuje, że gromko reklamowany projekt pisowskiej inżynierii społecznej nie spełnił głównego demograficznego celu: osiągnięcia znaczącego wzrostu liczby urodzeń w Polsce.
Wolne od fałszywej poprawności politycznej pozostają również refleksje Grabowskiego dotyczące najnowszych zjawisk polskiej gospodarki i polityki społecznej. W masowej emigracji zarobkowej z Polski i równie tłumnym zatrudnianiu Ukraińców autor dostrzega [s. 340] nie powód do radości ze swobodnego przepływu ludzi, lecz społeczne zagrożenie. Aż skóra cierpnie:
„I oto bez użycia siły, bez przemocy, świadomie bądź nieświadomie, zaczęła się realizować doktryna ukraińskich nacjonalistów Lachy za San. Polegała i polega ona na wypieraniu z pracy Polaków, wymuszaniu ich emigracji zarobkowej do krajów UE. Znacznie niższy poziom płac, akceptowany przez Ukraińców okazał się skutecznym narzędziem zastępowania Polaków w przedsiębiorstwach w Polsce”.
Dariusz Grabowski w książce “Myśląc o Polsce”
Analityk dostrzega w tym efekt świadomej gry rządzących. W dodatku obłudnej, skoro [s. 340]
„Co najgorsze, w stosunku do polskich przedsiębiorców prowadzona jest polityka pogarszania ich konkurencyjności w stosunku do kapitału zagranicznego. To on otrzymuje ulgi i zwolnienia podatkowe, preferencje podatkowe i dofinansowanie inwestycji, a nawet kurs walutowy, sprzyjający transferowi zysków za granicę”.
Dariusz Grabowski w książce “Myśląc o Polsce”
Przedsiębiorcom więc pozostaje się bronić i Grabowski zachęca ich, żeby się organizowali – jak w czasach, gdy obaj z Kieryłłą zakładali Polskie Przymierze Gospodarcze, a nadzieję na ludzką twarz kapitalizmu dawał rodakom mec. Olszewski ze swoim ROP-em, w którego barwach autor „Myśląc o Polsce” po raz pierwszy uzyskał mandat poselski (1997 r.), potwierdzony później z listy PSL (2001) i wzmocniony jeszcze wyborem do europarlamentu (2004).
Wyboru polityki jako kolejnej domeny życiowej aktywności Grabowski dokonał dużo wcześniej, gdy kończyło się gorące lato 1980 i młody doktor z wydziału ekonomii współzakładał NSZZ „Solidarność” na Uniwersytecie Warszawskim. Aktywną rolę w polityce potwierdził niedawno, doprowadzając do zawarcia umowy, przekształcającej Koalicję Polską w trójporozumienie PSL, Kukiz’15 oraz przedsiębiorców i kładącej kres politycznej izolacji tej ostatnich.
Drogowskaz nie idzie w pochodzie – głosi znane powiedzenie. Zwolenników konieczności rozgraniczenia ról analityka i praktyka zawsze jednak można spytać, jak ma postąpić ten pierwszy, gdy widzi, że pochód zmierza w niewłaściwym kierunku… Optowanie za chińskim murem, dzielącym role społeczne, mogłoby nas doprowadzić do potępienia Stefana Żeromskiego za udział w polskiej akcji plebiscytowej na Warmii i Mazurach i napisanie „Na probostwie w Wyszkowie”, propagandowego przecież a nie artystowskiego. Przy okazji 43 rocznicy KOR warto przypomnieć, że wśród jego założycieli znaleźli się prozaik Jerzy Andrzejewski i poeta Stanisław Barańczak. Trudno zaś ekonomiście odmawiać prawa do tego samego, za co chwalimy pisarzy.
Zwłaszcza, że Grabowski proponuje przedsiębiorcom coś więcej, niż sam tylko udział w polityce. Zachęca ich do wzięcia odpowiedzialności za Polskę, skoro i tak ją biorą za innych – których zatrudniają i wypłacają im pensje, bo na te codzienne realia trzeba przetłumaczyć zwyczajowy slogan o tworzeniu miejsc pracy. Grabowski uważa, że współcześnie przedsiębiorcy mają do wypełnienia podobną rolę, co w dawnej Polsce szlachta, a w II RP i czasach PRL – inteligencja.
Jeśli kilkadziesiąt lat temu studenci woleli czytać o seksie artykuły Zbigniewa Lwa Starowicza niż któregoś z członków prymasowskiej rady społecznej, to wynikało to nie z różnic nakładów tygodnika „ITD” i prasy katolickiej, lecz przeświadczenia, że ten pierwszy autor się zna skoro jako terapeuta pomógł wielu ludziom, co stawia go w pozycji uprzywilejowanej wobec doktrynerów, nawet jeśli wspierają się obfitą i zacną literaturą przedmiotu. Podobnie jest z Grabowskim, który ma własne firmy i jego oponentami, zarabiającymi na życie wyłącznie na państwowym.
Nam wszystkim jednak, jego czytelnikom, również tym nie będącym przedsiębiorcami dawny wykładowca ekonomii na UW proponuje udział w dużo szerszej wspólnocie: myślących Polaków. Kto jest przeciw? Nie widzę…
Rekomendujący książkę prof. Witold Modzelewski zauważa, że autor „jest ekonomistą, który w pełni rozumie sens obrony interesu narodowego oraz publicznego dla zachowania suwerenności naszego kraju” [IV okładka]. I tak już pewnie zostanie, bo szybko przekonań nie zmienia.
Pamiętam za to, jak kiedyś – jako krytyk literacki z wykształcenia – wyłuszczałem Grabowskiemu, że kilkadziesiąt lat temu dwóch wybitnych badaczy: matematyk Zygmunt Saloni i językoznawca Marek Świdziński zniosło w polszczyźnie imiesłowy, więc lepiej ich za często nie używać. Wiem, że słuchał mnie wtedy uważnie. Wybór tytułu „Myśląc o Polsce”, nawiązującego niewątpliwie do „Przestróg dla Polski” Stanisława Staszica, stanowi jednak dobitny dowód, że – zapoznawszy się z opinią – i tak postąpił po swojemu. Nie wątpię, że równie zdecydowanie oprze się sugestiom lobbystów albo podpowiedziom fałszywych marketingowców w każdym kolejnym Sejmie, do którego zostanie wybrany – a co do większości polskiej klasy politycznej zupełnie tej pewności nie mam. Zwykle kto umie być uparty w drobnych kwestiach, potrafi być pryncypialny również w momencie próby czy pokusy.
Chociaż „Myśląc o Polsce” ukazuje się przed wyborami, a autor ubiega się o mandat posła Ziemi Radomskiej z listy PSL – nie jest to książka kampanijna. Składające się na nią teksty powstawały przez całą – ciężką dla Polski – kadencję rządów PiS, część z nich była publikowana w „Opinii”. Układają się w przekonującą całość niezależnie od kontekstu wyborczego.
Dziś o ekonomii z pewnością siebie wypowiadają się działacze, którzy całe życie spędzili na państwowym a potem na utrzymaniu podatników – tym bardziej więc warto pochylić się nad dziełem autora, który najpierw ją wykładał, a potem jako wieloletni przedsiębiorca aktywnie praktykował. Zaś nawet kiedy pełnił mandat poselski nie pobrał z sejmowej, czyli naszej podatniczej kasy ani grosza uposażenia. Oszczędność dla budżetu niewielka, ktoś powie? Ale dobry przykład…
Wyborcom z Radomskiego, z którymi w ostatni weekend rozmawiał Grabowski, wcale nie było to obojętne… Przypomina się chętnie powtarzane przez autora „Myśląc o Polsce” leciwe już powiedzenie: Po co nam interpunkcja? Po to, żeby wiedzieć, z kim się ma do czynienia…
Dariusz Maciej Grabowski. Myśląc o Polsce. Warszawa 2019
Przez Łukasz Perzyna
25 września 2019
Opublikowano za: http://pnp24.pl/grabowski-polska-ludzi-myslacych
Zarząd Stowarzyszenia Klub Inteligencji Polskiej udziela poparcia dla założyciela naszego Klubu i czynnego działacza kol. dr Dariusza Grabowskiego, który kandyduje do Sejmu RP z listy:
nr 1 – PSL,
na pozycji 2,
w okręgu nr 17 – Radomskim
Wypowiedz się
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.