Przeżywamy trudne czasy. Skaczą na nas jak koza na pochyłe drzewo, rodzimi zaprzańcy wyją z radości, polskie ustawy pisze Mosad, a polskich ministrów zatwierdza Kneset.
Dlaczego udostępniono Wawel na obrady Knesetu?
Dlaczego prezydent nie ma czasu dla Kresowiaków, a nie wytrzyma dnia bez spotkania z rabinem Schudrichem?
Gdzie jest ośrodek, w którym podejmuje się decyzje?
Na Nowogrodzkiej, czy na szabasowych kolacjach?
Skąd sprzeciw wobec wznowienia ekshumacji w Jedwabnem?
I wreszcie, dlaczego premierem w trybie nadzwyczajnym, ocierającym się o groteskę, zrobiono bankiera, a żydowskie gazety powitały go nagłówkiem – „świetny bankier na czele rządu”?
Sromotna klęska Polaków to prosta konsekwencja operacji nazwanej „rekonstrukcją rządu”. Przeprowadzona, przy ewidentnym udziale zagranicy, kombinacja kadrowa nie była przypadkowa. Wybrano jedynie dogodny moment.
A jaki był bardziej dogodny, niż przejęcie pełni władzy w Polsce przez piewców „ziemi Polin”?
Cała kombinacja zaczęła się dużo wcześniej i była starannie przygotowana, a jej finałem zmiana, z woli Netanjahu, ustawy o IPN. Gdy Żydzi opluwali i lżyli Polaków, prezes PiS pouczał: „dzisiaj diabeł podpowiada nam pewną bardzo niedobrą receptę, pewną ciężką chorobę duszy, chorobę umysłu – tą chorobą jest antysemityzm”.
W sierpniu Kaczyński spotkał się z przedstawicielami polskich środowisk żydowskich. Oficjalny komunikat mówił o spotkaniu „pełnym wzajemnego zrozumienia”, że uczestnicy „byli pod wrażeniem głębokiego rozumienia historii, zwyczajów i religii żydowskiej przez prezesa PiS”.
Sednem było jednak coś innego. „Narastaniu postaw antysemickich w ostatnich miesiącach towarzyszy agresywna mowa nienawiści i nacechowane przemocą zachowanie, skierowane przeciwko naszej społeczności. Nie chcemy powrotu do 1968 roku”– alarmowali, domagając się od Kaczyńskiego „zdecydowanego potępienia antysemityzmu”.
Spotkanie i opublikowany po nim manifest były preludium kombinacji kadrowej wymyślonej przez „genialnego stratega”, że tylko drogą ustępstw zachowa – z woli bliskowschodniego anonimowego mocarstwa – władzę, i że to Żydzi mają wyłączność na decydowanie, kto jest, a kto nie jest antysemitą.
Nie trudno było dostrzec, gdzie zmierza, i czym zapłacimy za jego polityczny geszeft. Na prawdziwą uwagę zasługują tu słowa prezydenckiego doradcy od wszystkiego, Andrzeja Zybertowicza, który sprawę wyłożył jasno: „Prawda bardzo często w polityce przegrywa. Aby polityk mógł zabiegać o prawdę, musi zachować władzę, ażeby zachować władzę, często musi ulegać siłom zewnętrznym, które na to pozwolą i w tym pomagają”.
Czyli: najważniejsze zachowanie władzy, nawet za cenę zdrady interesów własnego państwa.
Gazety wyborcze nieprzerwanie piętnują polskich antysemitów, którzy wszędzie widzą „żydowską rękę”.
Ale czy spiskowych teorii nie wsparł sam Kaczyński?
Jak doniosły media izraelskie porozumienie ws. ustawy o IPN uzgodniono w siedzibie Mosadu. Co więcej, nie było żadnych negocjacji, była zwykła kapitulacja, i czarno na białym dowód, kto stoi za stanowionym w Polsce prawem.
Przypomnijmy – gdy diaspora żydowska nakręcała antypolską kampanię, gdy Gross prężył pierś z polskim orderem, w odpowiedzi Sejm modyfikuje podyktowaną przez Netanjahu ustawę, a uniwersyteckie manufaktury antypolonizmu dostają kolejne granty badawcze. Nie chodziło przy tym o samą ustawę, lecz o pewien modus operandi, który będzie z powodzeniem wykorzystywany – uczynienia premiera Izraela najwyższą instancją odwoławczą w Polsce.
Szydło weszło do worka
Autorzy kombinacji operacyjnych, którzy rozgrywają scenę polityczną w Polsce wiedzą, co jest piętą achillesową prezesa PiS i uderzają celnie. Ustalmy fakty i harmonogram kombinacji.
W kilka dni od powołania rządu Beaty Szydło okazało się, że ministrem jest antysemita. Szef Ligi Antydefamacyjnej Jonathan Greenblatt w liście do premier wypomniał Antoniemu Macierewiczowi antysemickie komentarze: Ufamy, że nie pozwoli nikomu o takich przekonaniach być członkiem rządu. „Polski minister obrony wychwalał antysemickie Protokoły Mędrców Syjonu” – taki tytuł nadała informacji nowojorska „Forward” – zarzucając Macierewiczowi, że na antenie „znanego z antysemityzmu Radia Maryja”, na pytanie słuchacza, co sądzi o Protokołach odpowiedział: czytałem.
O jadowitym antysemityzmie świadczyć miała jego wypowiedź: „sześciu polskich ministrów spraw zagranicznych, w tym dwóch Żydów, to sowieccy agenci”. Sprawa nie była nowa. Kiedyś zrobiło to radio TOK-FM, dlatego, że większość nazwisk z jego ‘listy agentów’ pokrywa się z tzw. ‘listą polskich Żydów‘.
Od tego dnia zachodzimy w głowę, co miało na myśli „Słowo Żydowskie”, porównując ustawę lustracyjną do Ustaw Norymberskich. Czyżby wśród lustrowanych był Żyd na Żydzie?
Przesłanie w mig zrozumiał Macierewicz – kupił niedopracowany izraelski system antyrakietowy „Proca Dawida”, zatrudnił żydowskich doradców zza Oceanu, przekazał Gołdzie Tencer scenę garnizonowego klubu. Dał się przekonać, że aby być ministrem trzeba mieć certyfikat koszerności wystawiony za Oceanem. Co przypomina list Greenblatta? Czy nie rekonstrukcję rządu, czyli przekaz, że bez aprobaty ADL w Polsce nie może być powołany żaden rząd? Znamienne, że gdy nadszedł rozkaz o odwołaniu Macierewicza, z przedstawicielem Ligi spotykał się Andrzej Duda.
22 Listopada 2018 r. B’nai B’rith w liście do Mateusza Jakuba Morawieckiego domaga się dymisji ministra kultury. Chodziło o słowa Piotra Glińskiego: Język, którym mówi się o PiS, ma wykluczać, unicestwiać, ma nas odczłowieczać, delegitymizować, mamy być tak traktowani, jak Żydzi przez Goebbelsa.
W imieniu loży głos zabrał Sergiusz Kowalski: „Oczekujemy, że przeprosi Pan publicznie Żydów za swojego ministra i niezwłocznie zdymisjonuje go, bo przekroczył wszelkie granice przyzwoitości”.
Głos zabrała także ambasador Azari: Nie można porównywać sporu politycznego z Holokaustem. Nie oczekuję przeprosin. Ja po prostu nie chciałabym widzieć więcej takich cytatów – stwierdziła z delikatnością.
Do sprawy odniósł się – jak określił dziennikarz nowojorskiej gazety – „konserwatywny doradca rządu” Jonny Daniels, z którym niewiele wcześniej wicepremier spożył szabasową kolację.
Skąd tyle tupetu wobec człowieka, który tak wiele zrobił dla Żydów?
Skąd tyle pogardy wobec prożydowskiego fanatyka, b. członka Unii Wolności, mającego chroniczne problemy z lojalnością wobec państwa polskiego?
Skąd tyle pogardy wobec ministra, który wyasygnował 100 milionów na żydowski cmentarz i drugie tyle na rewitalizację żydowskiego teatru?
Wystarczyło jedno zdanie i Gliński, który swoją wypowiedź traktował jako filosemicką filipkę, został obity kijem. Obca organizacja pomiata, upokarza, poniewiera polskie władze, stawia butne żądania.
Po co ta ostentacja?
Przecież od czasu do czasu wzywają do Jerozolimy rząd in corpore i tam go obsobaczają?
Nie łudźmy się, rejwach nie wszczęli dlatego, że Gliński popełnił świętokradztwo. Nie chodziło też o kolejne 100 milionów, ale o praktykowaną od lat kombinację – pokazanie lub przypomnienie, kto w Polsce rządzi.
A na koniec podziękujmy przygłupowi, który sprowadził B’nai B’rith do Polski. I jeszcze jedno – Żydzi po raz kolejny pokazali, że filosemitami gardzą.
14 lipca 2016 r. prezes ADL wyraził oburzenie, iż minister Anna Zalewska nie chciała przyznać, iż polscy obywatele byli odpowiedzialni za mord na żydowskich sąsiadach podczas antysemickich pogromów w Jedwabnem i w Kielcach. „Uwagi minister edukacji umacniają tych, którzy promują antysemickie teorie spiskowe, że Żydzi dążą do zniszczenia reputacji Polski poprzez fałszywe oskarżenia […] Zalewska powinien przestać być ministrem edukacji, bo taki człowiek nie może być odpowiedzialny za propagowanie zasad tolerancji w społeczeństwie […] a skoro Jarosław Kaczyński jest przeciwnikiem antysemityzmu musi być pewien ze wszyscy jego ministrowie zajmują takie samo stanowisko” – pisał. I… dopiął swego.
Nawet Michnik przecierał oczy ze zdumienia, jak łatwo mu poszło. A zastosowali najprostszy modus operandi, sprawę rozegrali tak gładko, że tylko jeden sierżant sztabowy Jojne (i może jeszcze mecenas Lejb) wiedział, o co w tym wszystkim chodziło.
Cyberbezpieczeństwo Polski to akcja koordynowana na najwyższym szczeblu w Izraelu. Wysłannicy Mosadu bezskutecznie zabiegali o nawiązanie „współpracy” w tej dziedzinie z poprzednią minister cyfryzacji. I wydaje się, że z tego powodu bezpośredni nadzór nad resortem przejął sam premier, obsadzając jego kierownictwo absolwentami pedagogiki i… menadżerką kultury.
Nowa minister Jadwiga Emilewicz-Szyler z impetem rzuciła się do podpisywania porozumień z Izraelem, głosząc przy okazji: „Polska jest największym sojusznikiem Izraela w Europie”. Dlaczego do podpisywania porozumień wydelegowano dyletantów?
Netanjahu dobija targów z Putinem, a Morawiecki powierza klucze do bezpieczeństwa Polski talentom humanistycznym. Głupota, czy działania zamierzone?
Tusk zaangażował „angielskiego ekonomistę profesora Jacka Rostowskiego”. Okazało się, że minister nie jest ani ekonomistą ani profesorem, ani angielskim, a jedynie wykładowcą na Uniwersytecie Sorosa w Budapeszcie, a profesorem to był jego dziadek Jakub Rofhfeld, syn Mojżesza i Lei z domu Broder.
Podobną kombinację zdradził Radek Sikorski wspominając Schnepfa: „powołałem dyplomatę o żydowskim pochodzeniu, żeby przeciwstawić się opiniom o polskim antysemityzmie”.
Rostowski wydzielił gabinet dla pracującego społecznie „zewnętrznego eksperta” od podatków Renaty Hayder. Podatkami VAT zajmował się w Sejmie Janusz Palikot, który w międzyczasie wrócił do judaizmu i został członkiem loży B’nai B’rith.
Okazuje się, że właściciel Getin Banku Leszek Czarnecki miał kontakty biznesowe z Rothschildem, a wśród darczyńców na Muzeum Polin znajdował się Jan Kulczyk i jego małżonka, którzy zrobili majątek biorąc udział w złodziejskiej prywatyzacji masy upadłościowej PRL. Niezorientowani mówią, że pieniądze zwracali postpeerelowskim służbom. Ale to niepoważne bredzenie. „Czasy były takie, że każdy brał, ile mógł unieść” – mówił Bieriezowski, bratni oligarcha z bratniej Rosji.
Jeszcze lepiej zdiagnozował to Józef Oleksy: „kosmopolityczne gangi rozkradły Polskę”.
Z tego, co wiemy z knajpianych rozmów, Kaczyński chciał, by Morawiecki został ministrem w rządzie Tuska. Przeciw był Lejb Lońka Fogelman. Morawiecki posłuchał, propozycji Tuska nie przyjął i… został premierem w rządzie „dobrej zmiany”.
Fogelman do szkół chodził z braćmi Kaczyńskimi, a jego nazwisko pojawia się prawie zawsze w związku z największymi transakcjami „polskiej” transformacji, a na liście jego klientów są prawie wszystkie ważne spółki Skarbu Państwa. A wiedzieć tu trzeba, że konflikt między Szydło i Morawieckim dotyczyły głównie obsady tych spółek, i wygrał go, dzięki pomocy lobby bankierskiego, Morawiecki.
W roku 2005 r. „genialny strateg” zrobił ministrem Radka Sikorskiego, osobnika kiepsko wykształconego, o szemranej przeszłości. Kto mu w tej pomyłce pomógł?
Dziewięć lat później popełnia kolejną „pomyłkę”- wystrugał z banana Andrzeja Dudę. Kto mu w tym struganiu pomógł?
Krótko mówiąc ministrem i prezydentem w Polsce zostali dzięki instytucji Esterki. Instytucja ta, w połączeniu z formułą, że Żydem jest każda osoba urodzona z matki Żydówki, mocno komplikuje nasze stosunki wewnętrzne.
Już w Starym Testamencie mamy wiele przykładów bohaterskich Żydówek, które żeniły się z gojami tylko po to, aby ich zjednać. Przy czym ten, który uszczęśliwił wyborców Dudą i Sikorskim nieodmiennie przedstawiany jest jako polityczny geniusz i jedyna nadzieja Polaków.
Korygowanie personalnych „pomyłek” prezesa (czyli „akuszerów” rozdań kadrowych), odbywa się pod przykryciem „rekonstrukcji rządu” i przedstawiana jako „złożona strategia”, a głosy powątpiewające jako dowód szalonych „teorii spiskowych”.
Szydło wyszło z worka
Najgorzej, kiedy Polak przestaje rozumieć tych, których popiera. A tak było po odwołaniu Beaty Szydło. W południe w Sejmie zażarta obrona znakomitego rządu z najlepszym w dziejach premierem – wieczorem odwołanie i zastąpienie przez podwładnego.
Nawet najwięksi zwolennicy PiS widzieli, że coś jest nie tak. W dodatku ta radość „Wyborczej”. Już wcześniej niepokoiła sekwencja wydarzeń:
- prezes NBP pochodzenia lichwiarskiego i kapitulacja przed banksterami ws. kredytów we frankach;
- hasło „patriotyzm gospodarczy” i wicepremier wracający z Waszyngtonu z dobrą nowiną – rząd zaciąga kredyty w Banku Światowym;
- zaklęcia o „polonizacji banków” i sprowadzenie do Polski banku J.P.Morgan.
Już kilka dni po „rekonstrukcji rządu” dochodziły niepokojące wieści. W Radiu Wnet ojciec nowego premiera „palnął”: Osoba premiera całą swoją sylwetką, swoim doświadczeniem zawodowym jest bliższy elektoratu PO niż premier Beata Szydło … a to łagodzi ten najpoważniejszy problem Polski jakim jest konflikt obu stron. Konflikt emocjonalny, konflikt ideowy, konflikt pomiędzy tymi, którzy rządzili przez osiem lat, a tymi, którzy teraz formalnie rządzą. Dziś to oni też mają tylko częściową władzę, bo tamta strona ma duże stosunki, wielkie pieniądze i zagraniczne poparcie. Ten podział jest istotny, bardzo osłabia nas Polaków. To jest coś bardzo niszczącego. Wybór Mateusza idzie w kierunku redukcji tego niepokojącego zjawiska.
Dalej mówił o synu: […] jego przeszłość, jego praca w korporacjach, wieloletnie zarządzanie ludzkimi zespołami, był prezesem trzeciego co do wielkości banku polskiego, sytuuje go zasadniczo bliżej tych ludzi, którzy nazywają się totalną opozycją albo tą totalną opozycję popierają. I to jest bardzo korzystny trend, który się zaznacza i coś z tego dobrego wyniknie. Krótko mówiąc – Szydło trzeba było odwołać, bo nie podobała się PO.
Decyzję naczelnika z Żoliborza owiało wiele domysłów.
Kto go do tego przekonał?
Lejb Fogelman, kolega z ogólniaka, czy też poległ w bitwie o „nasze kamienice, wasze ulice”?
A może ktoś inny? Tuż przed zmianą, Jojne Daniels wydał szabasową kolację z udziałem izraelskiego ministra. Na kolacji pojawił się Mateusz Morawiecki.
Sprawę dodatkowo zagmatwała relacja Jojne ze spotkania środowisk żydowskich z Kaczyńskim: „Omawialiśmy szczególną niezaprzeczalną więź między państwem Izrael i Polską. Osobiście podziękowałam Prezesowi za wszystko, co zrobił i nadal robi dla państwa Izrael. Rozmawialiśmy także o przyszłości, o tym, co więcej można zrobić, aby wzmocnić więź między naszymi narodami, które są oparte na tysiącu lat wspólnej historii […] Przed nami nowe wyzwania, dobrze wykona je nowy premier”.
To nie przypadek – we wszystkich działaniach „dobrej zmiany”, można wyróżnić wspólny mianownik – szukanie schronienia pod żydowskim parasolem.
Nawiasem mówiąc – emocjonujemy się taśmami z knajpy „Sowa i Przyjaciele”, a co z taśmami z szabasowych kolacji? Bo co do tego, że są nie ma wątpliwości. Tak jak nie ma wątpliwości, że gospodarz jest agentem Mosadu.
Rabin z Chabad Lubawicz publicznie zwierzył się: Morawieckiego, ówczesnego ministra finansów do mojego domu przyprowadził mój przyjaciel Jonny Daniels. To właśnie on podczas dwóch spotkań przekonywał Morawieckiego o konieczności zmiany ustawy o IPN.
Nie przypadkowo zatem ministerialne stołki zachowali tylko miłośnicy koszernych smakołyków. Jest chyba coś na rzeczy, gdy nikomu nieznany sierżant sztabowy izraelskiej armii bryluje na polskich salonach politycznych. Gdy człowiek z znikąd, od którego na kilometr czuć Mosadem, stroi w jarmułkę połowę rządu, organizuje premierowi spotkania z nowojorskimi bankierami, żąda delegalizacji polskich partii, a o wznowieniu ekshumacji w Jedwabnem mówi: „nawet jeśli pod tą inicjatywą podpisze się 40 milionów, ekshumacji nie będzie”.
A na koniec smutna konstatacja: Dlaczego nie odebrano Grossowi orderu? Dlaczego nie usunięto z Powązek grobu Jakuba Bermana, a blokuje się poszukiwania dołów śmierci, do których Berman wrzucał pomordowanych Polaków?
W stosunkach polsko-żydowskich jest zbyt wiele tajemnic.
Nie tylko nie wiemy, jakie majątki zwrócono Żydom i o jakie jeszcze zabiegają.
Nie wiemy, co o w sprawie lasów obiecał Kaczyński.
Nie wiemy, czy program polonizacji gospodarki przy pomocy lichwiarskich kredytów nie ma na celu uzbieranie pieniędzy na finansowanie programu pomocy „ofiarom holokaustu”.
Po czterech latach rządów nadzieja, że podejmą walkę z hałastrą pustoszącą Polskę słabnie. Mocno trzeba zasłaniać oczy, by nie widzieć szemranych geszeftów, pozorowania działań, spektakli dla gawiedzi, mydlenia oczu, tropienia trzeciorzędnych oszczerców, a obwieszania medalami pierwszorzędnych i wmawianie, że najpilniejszą potrzebą Rzeczypospolitej jest „walka z antysemityzmem”.
Próg wytrzymałości Polaków jest systematycznie przesuwany. Po serii decyzji mylących polską kulturę z żydowskim cmentarzem, wyborca dostał kwiatek – zamianę premiera na bankstera i nowy rząd, bezideową zbieraninę partyjnych aparatczyków i przybłędów z Unii Wolności.
Większość Polaków uważa, że mamy nieudanych polityków. Jest to prawda, ale nie do końca. „Nieudani” wiedzą bowiem, że ich losy ważą się w kręgach lobby żydowskiego i „Wyborczej”, a nie wśród wyborców. Kaczyński wygra wybory, a Duda zaszczyci nas drugą kadencją. I ma też wątpliwości, co będzie z Polską – Kaczyński już zapowiedział: „jeszcze przed wyborami PiS przedstawi propozycję porozumienia, które miałoby zakończyć wojnę na polskiej scenie politycznej”.
Czyli zapowiedział złowrogi scenariusz – budowania „porozumienia ponad podziałami”.
Wracając do pytania: głupota, czy działania zamierzone? Jeśli to pierwsze, to trzeba się „nieudanych” szybko pozbyć. Jeśli to drugie, to Sejm trzeba posprzątać żelazną miotłą.
Prawicowy elektorat dostał kilkakrotnie w pysk, ale już wie, że jeśli politycy przyłożą rękę do rabunku Polski, nigdy nie dostaną jego głosu, a głos odda na tych, którzy obiecają powołanie Trybunału Narodowego dla osądzenia zdrajców.
Krzysztof Baliński
Autor w latach 1973–1975 pracował jako tłumacz w Ambasadzie PRL w Damaszku. W latach 1983–1987 pracował w Ambasadzie PRL w Trypolisie. W latach 1988–1991 był naczelnikiem Wydziału Bliskiego Wschodu i Północnej Afryki w Departamencie II i Departamencie Azji, Afryki, Ameryki Łacińskiej i Oceanii. W latach 1991–1994 był ambasadorem nadzwyczajnym i pełnomocnikiem RP w Syrii i Jordanii[1]. W 2001 uzyskał I stopień służbowy urzędnika Służby Cywilnej. W latach 2009–2012 był naczelnikiem Wydziału w Centrum Operacyjnym.
Jest członkiem Polskiego Towarzystwa Orientalistycznego. Posiada uprawnienia tłumacza przysięgłego języka arabskiego. Autor publikacji poświęconych problematyce międzynarodowej i polskiej dyplomacji zamieszczanych m. in. w tygodnikach Nasza Polska, Tygodnik Solidarność i Głos. Od 2012 stały współpracownik Warszawskiej Gazety i Polski Niepodległej.
No tak, dobra wypowiedź. Skoro sprawy zaszły już tak daleko to mogę powiedzieć że ten artykuł wiąże się z wypowiedziami jakie dałem w opisie w poprzednim dotyczącym wojska.
W tej chwili pomiędzy Panami w czarnych płaszczach a ludźmi stoi wojsko i policja. Teraz jesteśmy już w punkcie gdzie wojsko i policja ma bronić tych Panów przed ludźmi.
Wojsko i policja to KLUCZ, Co wybierzecie potomkowie ułanów, powolne upuszczanie krwi z matki Ziemi na której żyjemy i z własnych dzieci i wnucząt czy też podejmiecie odmienną decyzję i znów założycie skrzydła husarskie?
Teraz CAŁY WYBÓR W WASZYCH RĘKACH Panie i Panowie wojskowi oraz policjanci.