Obirek: Polska to nie Chile. Abp Scicluna nie spowoduje dymisji episkopatu
“To, co obserwujemy teraz, to za mało, to dopiero początek wielkiej rewolucji, która dokona się w naszym kraju w najbliższych latach. Ale pocieszę pana, wszędzie się tak zaczynało” – mówi ks. prof. Andrzej Kobyliński.
„Niestety, w żadnym kraju na świecie Kościół nie rozwiązał tego problemu sam. Wszędzie musiała być presja społeczna, pomoc organów ścigania no i przede wszystkim dziennikarskie śledztwa. To pokazuje głęboki kryzys moralny współczesnego Kościoła katolickiego w Polsce i na świecie” – mówi w rozmowie z OKO.press ksiądz profesor Andrzej Kobyliński.
Ks. Andrzej Kobyliński – duchowny katolicki, filozof i etyk, doktor habilitowany nauk humanistycznych, profesor nadzwyczajny Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Absolwent Papieskiego Uniwersytetu Gregoriańskiego w Rzymie. Jest autorem m.in. kilkudziesięciu artykułów naukowych i publicystycznych na temat pedofilii.
OKO.press: „Biskupi do wymiany”, „Cały Episkopat do dymisji”, „Nadzieja we Franciszku”. Taka jest narracja mediów. Po burzy wokół filmu „Tylko nie mów nikomu” dziennikarze żądają głów biskupów.
Ks. prof. Andrzej Kobyliński: (Śmiech). Rzeczywiście robi się gorąco. Coraz bardziej gorąco. Mamy prawdziwe tornado. Trudno wykluczyć niespodziewane zwroty akcji. Radykalnych cięć i głów biskupów domaga się wiele środowisk.
Niestety, w Polsce mamy niewielu dobrze przygotowanych dziennikarzy, którzy znaliby się na problematyce Kościoła. Jedną z przyczyn takiej sytuacji są lata komunizmu, które zablokowały rozwój tej formy dziennikarstwa. W innych krajach są tzw. watykaniści, czyli dziennikarze, którzy od kilkudziesięciu lat są wyspecjalizowani w tematach związanych z Watykanem i Kościołem katolickim.
U nas, głównie z powodu naszej najnowszej historii, taka grupa dziennikarska się nie ukształtowała. I teraz, kiedy tematem numer jeden debaty publicznej stała się pedofilia w Kościele, pojawiają się takie narracje dziennikarskie trochę z kosmosu, emocjonalne, powierzchowne, które pan redaktor przytacza.
Brakuje rzetelnych i pogłębionych analiz. Za dużo emocji, za mało racjonalnej refleksji.
Nawet księża, jak ks. Jacek Prusak, wzywają do buntu: „Koniec z bałwochwalstwem. Nadchodzi sąd na wilkami w koloratkach”. A ksiądz profesor uważa, że zbiorowej dymisji wszystkich biskupów nie będzie?
Jest to kompletnie nieprawdopodobne.
Dlaczego? Niedawno w Chile cały episkopat podał się do dymisji.
Sytuacja w Chile jest nieporównywalna z naszą. Tam zaczęto podpalać kościoły. Ludzie byli wściekli, bo tamtejszy Kościół na masową skalę tuszował pedofilię przez ostatnie 50 lat. Niezwykle ostra była także presja mediów światowych, zwłaszcza w USA.
Największą rolę odegrały artykuły opublikowane na łamach „The New York Times” i „The Washington Post”. To sprawiło, że reakcja Watykanu musiała być radykalna. Papież zmusił do podania się do dymisji wszystkich biskupów w Chile.
Po tej spektakularnej decyzji Franciszek przyjął rezygnację jednej czwartej z nich. Reszta zachowała swoje stanowiska.
Od premiery filmu braci Sekielskich temat nie schodzi z czołówek mediów, fakt, że na razie krajowych. Politycy prześcigają się w wymyślaniu rozwiązań… To za mało, żeby Watykan interweniował?
O wiele za mało. Powtórzę jeszcze raz. Nie spodziewam się w Polsce zbiorowej dymisji biskupów. Co najwyżej któryś z nich może przejść na wcześniejszą emeryturę. Usunięcie biskupa z urzędu musi mieć podstawę prawną. Nie może być efektem artykułów prasowych czy gniewu ludu. Trzeba zachować obowiązujące prawo kościelne.
Umocowanie prawne urzędu biskupiego jest bardzo silne.
Powiem panu redaktorowi trochę gorzkiej prawdy. Sytuacja w polskim Kościele nie interesuje prawie nikogo w Stolicy Apostolskiej.
Watykan jest teraz pod ścianą z powodu książki „Sodoma” Frédérica Martela. Nie sądzę, żeby ktoś w Watykanie zainteresował się głębiej odległym, postkomunistycznym krajem. Z perspektywy Rzymu jesteśmy określani w języku włoskim, wraz z innymi krajami postkomunistycznymi, jako „i Paesi dell’Est” – „kraje Wschodu”.
Mówimy językiem, którego nikt nie rozumie. W związku z tym mogą się dziać u nas naprawdę różne rzeczy i jeśli nie zostanie to opisane i nagłośnione w anglojęzycznych, hiszpańskojęzycznych czy niemieckich mediach, to Watykan się tym nie zainteresuje.
Oczywiście, sytuacja w naszym kraju może zmienić się radykalnie, jeśli pedofilią klerykalną w Polsce zainteresują się wpływowe zagraniczne media.
Znamy z nazwiska biskupów, którzy tuszowali przypadki pedofilii. Zostało im to udowodnione w wyniku wielu śledztw dziennikarskich. Mam rozumieć, że są nie do ruszenia? Watykan nie kiwnie palcem, bo pisze o tym „Wyborcza” a nie „El Pais” czy „The New York Times”? Nie usunie choćby jednego, nawet pod publiczkę?
Owszem, jeśli temperatura debaty publicznej w naszym kraju nie opadnie, to być może kościelni specjaliści od PR zasugerują jakieś symboliczne powieszenie kogoś na szubienicy. Z pewnością takich spektakularnych gestów chce coraz więcej ludzi.
Jestem w tej sprawie zimnym realistą. Nawet gdyby jakimś cudem doszło do kilku dymisji, to one kompletnie niczego nie zmienią.
Wspaniale.
Sorry, taki mamy klimat. Przepraszam, że nie mam dla pana redaktora dobrych wiadomości.
Wymiana biskupa X na biskupa Y niczego nie zmienia. Dlaczego? Ponieważ nie wprowadza zmiany jakościowej. Obecne układy władzy w Kościele wygenerowały przez dziesięciolecia środowiska personalne, które są jednorodne.
Powiem trochę przewrotnie, ale na podstawie posiadanej wiedzy i doświadczenia życiowego twierdzę, że ewentualne zmiany personalne robione „pod publiczkę” mogą pogorszyć sytuację. Nowo mianowani biskupi nie muszą być wcale lepsi od swoich poprzedników.
Oczekiwania opinii publicznej, nawet jeśli są moralnie i emocjonalnie usprawiedliwione, nie gwarantują zmiany jakościowej w Kościele katolickim w Polsce. Powtarzam, to, co obserwujemy teraz, co jest pokłosiem filmu „Tylko nie mów nikomu”, to za mało, to dopiero początek wielkiej rewolucji, która dokona się w naszym kraju w najbliższych latach.
Ale pocieszę pana redaktora, wszędzie się tak zaczynało. Wszędzie był opór, zmowa milczenia. Tak było w Stanach Zjednoczonych w połowie lat 80. XX wieku. Tak było w Irlandii na początku lat 90. ubiegłego stulecia.
To co by się musiało stać w Polsce, żeby osiągnąć masę krytyczną?
Wyjaśnię może najpierw w jakim momencie jesteśmy teraz. Poziom strachu i nieufności w Polsce jest taki, że większość historii ofiar pedofilii klerykalnej jest wciąż nieudokumentowana lub słabo opisana.
Często nie ma pisemnych oświadczeń, są tylko ustne świadectwa. Przy braku właściwej dokumentacji często trudno o postępowania na drodze prawno-sądowej. Jest to, co jest w aktach. Nie ma dokumentów, nie ma sprawy.
Nie ma podpisanego oświadczenia o doznanej krzywdzie, nie ma podstaw prawnych do wszczęcia działań o charakterze procesowym.
Podziwiam osoby skrzywdzone, które mają odwagę wyjść z ukrycia, zacząć mówić pod nazwiskiem, walczyć z władzami kościelnymi. Na przykład osoby z filmu braci Sekielskich. Ale to margines. Znakomita większość ofiar pozostaje w ukryciu.
Na szczęście coś się ruszyło.
Wcześniej były publikacje „Gazety Wyborczej” i OKO.press. Działalność „Nie lękajcie się”, z pocałunkiem Franciszka w rękę jej prezesa. Był „Kler”. Było obalenie pomnika księdza prałata Henryka Jankowskiego.
I na tym gruncie, dzięki filmowi – po pierwsze – nastąpiło częściowe przebudzenie opinii publicznej. Coraz więcej osób zdaje sobie sprawę z tego, że to jest realny problem, a nie atak na Kościół.
Po drugie, dzięki filmowi pedofilia klerykalna już jest i będzie w przyszłości narzędziem walki w rękach partii politycznych, co będzie nakręcać zainteresowanie opinii publicznej tym tematem. I to służy sprawie, chociaż może nie jest fair względem ofiar.
Bo skutkiem tej walki politycznej, co prawda niezamierzonym, ale jednak, będzie większe zainteresowanie opinii publicznej tematem nadużyć seksualnych biskupów, księży i zakonników wobec osób nieletnich.
No to co z biskupami?
W obecnej sytuacji oraz po ogłoszeniu nowych bardzo restrykcyjnych wytycznych papieża Franciszka, które będą obowiązywać od 1 czerwca 2019 roku, biskupi musieliby być szaleni, żeby tuszować nowe przypadki przestępstw seksualnych swoich księży.
W konsekwencji radykalnie zmniejszy się liczba nowych przypadków pedofilii klerykalnej.
Tuszować, czyli co konkretnie?
Nie interesować się losem ofiar molestowania seksualnego, nie odsuwać pedofilów od pracy z dziećmi, nie nakładać kar na popełnione przestępstwa, nie przesyłać takich przypadków do watykańskiej Kongregacji Nauki Wiary.
Od 18 maja 2001 roku w całym Kościele katolickim na świecie biskupi mają obowiązek przesyłania do Watykanu wszystkich przypadków wykorzystywania seksualnego osób do 18. roku życia przez swoich podwładnych.
Kluczowy fragment tego dokumentu brzmi następująco: „Ilekroć Ordynariusz lub Hierarcha dowie się chociażby o prawdopodobieństwie grzechu zastrzeżonego, po przeprowadzeniu wstępnego dochodzenia, winien powiadomić o nim Kongregację Nauki Wiary (…).”
Za szczególnie rażącą formę tuszowania pedofilii klerykalnej należy uznać nieprzesyłanie takich informacji do Watykanu po 18 maja 2001 roku. Wcześniej nie było takiego obowiązku prawnego.
Niestety, wydaje mi się, że pierwsze zgłoszenia z Polski zostały wysłane do Watykanu dopiero jesienią 2007 roku.
Słucham?!
W latach 2001-2006 chyba nikt z polskich dziennikarzy nie pisał o tej rewolucji, która została wprowadzona przez Watykan w maju 2001. Niestety, w żaden sposób nie odnoszono tych nowych regulacji prawnych do pedofilii klerykalnej w Polsce.
Co więcej, w domenie publicznej problem zupełnie nie istniał. Owszem, pisano trochę o skandalach pedofilskich w Stanach Zjednoczonych czy w Irlandii. Pamiętam dobrze ten czas i kompletne wyparcie problemu.
Osobiście, jako duchowny diecezji płockiej, zająłem się dramatem pedofilii klerykalnej już pod koniec lal 90. XX wieku. To był koszmar. Brutalna wojna, na której nie bierze się jeńców.
Na początku 2007 roku w mediach ogólnopolskich pojawiły się informacje na temat tuszowania pedofilii w diecezji płockiej. Niestety, powstało fałszywe wrażenie, że jest to problem lokalny, a nie ogólnopolski.
Media mówiły o diecezji płockiej, ponieważ w tej diecezji – dzięki odwadze kilku księży – nastąpiło zerwanie zmowy milczenia. Na początku 2007 roku kilka spraw zostało zgłoszonych do Prokuratury Okręgowej w Płocku. Jesienią 2007 roku dokumenty zostały przesłane do watykańskiej Kongregacji Nauki Wiary.
Ale przecież znamy wiele przypadków, że i po 2007 roku biskupi nie informowali Stolicy Apostolskiej.
Panie redaktorze! Przepraszam, że mówię tak emocjonalnie – jesienią 2007 roku zostały przesłane do Watykanu pierwsze zgłoszenia, ale
w kręgach kościelnych na poziomie ogólnopolskim naszą diecezję wyśmiewano: „Co oni tam mają? Jaka pedofilia? To atak na Kościół. Co się dzieje w tym Płocku? Co oni wymyślają? Oni szkodzą Kościołowi”.
Od 2008 roku znowu zapanował spokój. Nie było głośnych spraw medialnych, więc zawiadomienia raczej nie płynęły do Watykanu. Kolejne mocne tąpnięcie następuje dopiero jesienią 2013 roku. Przez kilka tygodni główne media ogólnopolskie piszą o pedofilii, m.in. księdza Grzegorza K. z warszawskiego Tarchomina.
W październiku 2013 roku ma miejsce słynna konferencja na żywo transmitowana z siedziby Konferencji Episkopatu Polski. Na pytania odpowiadał kanclerz kurii warszawsko-praskiej ks. Wojciech Lipka. To była historyczna chwila.
Z jego wypowiedzi wynikało, ze on w ogóle nie wiedział o przepisie z 2001 roku! Niestety, kanclerz kurii warszawsko-praskiej pokazał wówczas świadomość panującą w większości diecezji odnośnie do tematu pedofilii klerykalnej. To było spektakularne wydarzenie.
Ale przecież od 2009 roku obowiązywały wytyczne KEP, które już konkretnie wskazywały, co należy do obowiązków biskupa, jakie są procedury kontaktowania się z ofiarami, dochodzenia kanonicznego. Jak to możliwe, że nikt o tym nie wiedział? A może miał to w nosie?
Owszem, procedury sobie, a życie sobie. Dlaczego? Siła przyzwyczajenia, układy, zmowa milczenia, niewrażliwość moralna, cynizm, hipokryzja…
Muszę zapytać – znowu naiwnie – skoro byli biskupi, którzy wbrew wytycznym nie przesyłali zawiadomień do Watykanu, to dlaczego nie zostali pociągnięci do odpowiedzialności?
Ponieważ nikt się tym na poważnie nie zajął, nie było żadnej presji społecznej. Dochodzi do tego niewydolność instytucji kościelnych. W lutym 2019 roku mieliśmy watykański szczyt dotyczący pedofilii, poprzedzony sześcioma miesiącami przygotowań. Miało być ustalone, jak rozliczać biskupów, kto ma to robić.
W Stanach Zjednoczonych miały rozliczać biskupów komisje złożone z ludzi świeckich. Watykan zablokował to rozwiązanie. Nowe zasady wejdą w życie od 1 czerwca. Nie zmienia się sprawa najważniejsza – biskupów dalej będzie rozliczał tylko i wyłącznie Watykan.
Od razu dodam, że gdy chodzi o kary stosowane wobec biskupów za tuszowanie pedofilii klerykalnej, to nie są zbyt dotkliwe.
Najczęściej stosowaną jest zwolnienie ze stanowiska lub wcześniejsza emerytura. Odsunięci biskupi zachowują wszystkie przywileje związane ze służbową rezydencją, samochodem służbowym, kierowcą, finansami czy oficjalnym strojem biskupim.
Warto w tym miejscu podkreślić to, czego dotyczyło najważniejsze przesłanie tego watykańskiego szczytu z lutego 2019: nie wystarczą najlepsze wytyczne, podstawą jest zmiana mentalności i świadomości.
Potrzeba oczywiście dobrych przepisów, trzeba domagać się dymisji i odszkodowań, ale najtrudniejsza jest zmiana myślenia. I dlatego tak ważny jest film Sekielskich i dyskusja wokół niego. Zmiana świadomości jest konieczna i bezcenna.
Czyli na razie żadnych złudzeń? Nic się nie zmieni?
Spokojnie, mamy w Polsce rok wyborczy. Temat na pewno będzie aktualny. Powstanie komisji ds. pedofilii wydaje się nieuchronne. Trudno powiedzieć, jakie będą jej uprawnienia. Ale komisja będzie.
Zwiększy się na pewno liczba przypadków pedofilii, o których dowie się opinia publiczna. Świadectwa, artykuły, książki, filmy, audycje. Będzie wysyp nowych historii.
Niestety, w żadnym kraju na świecie Kościół nie rozwiązał tego problemu sam. Wszędzie musiała być presja społeczna, pomoc organów ścigania no i przede wszystkim dziennikarskie śledztwa. To pokazuje głęboki kryzys moralny współczesnego Kościoła katolickiego w Polsce i na świecie.
Trzeba też pamiętać, że każdy kraj ma własną specyfikę, zarówno w odniesieniu do Kościoła, jak i problemu pedofilii.
U nas, za sprawą zarówno komunizmu, jak i III RP, rola społeczna księży została wywindowana. Wysoki status materialny, bliskość do polityki, powszechny autorytet. To generowało bezkarność, księżom po prostu wolno było więcej. Taka jest specyfika Europy Środkowo-Wschodniej, a Polski szczególnie. Nazywam to od wielu lat chorym połączeniem bizantynizmu z „homo sovieticus”.
Czym to się skończy?
Jeśli spojrzymy na kraje zachodnie, Stany Zjednoczone, Belgię, Holandię, Irlandię, gdzie ten pożar trwa już od 20-30 lat, to
widać dramatyczny upadek, demontaż instytucji Kościoła. Nigdzie nie widać znaków odrodzenia. Na razie wszystko wskazuje na to, że dokładnie taką drogą pójdzie Kościół w Polsce.
Ksiądz jest jak Kasandra przepowiadająca upadek Troi. Nie ma ratunku dla katolicyzmu w Europie?
Nie jestem jasnowidzem. Nie zajmuję się też wróżbiarstwem. Boli mnie perspektywa upadku Troi. Od wielu lat prowadzę badania naukowe dotyczące historii idei, filozofii religii, antropologii, etyki. Próbuję rozumieć świat, w którym żyję.
Na całym świecie, poza Europą, religie przeżywają obecnie swój renesans.
Od lat 90. XX wieku mamy globalny proces desekularyzacji, czyli powrotu religii. Natomiast na naszym kontynencie wymiera chrześcijaństwo, a rozwija się islam. Nie wiadomo, czy katolicyzm przetrwa jako odrębna forma religijna.
W najbliższych dziesięcioleciach przyszłość Europy będzie kształtowana przede wszystkim przez agnostyczną myśl oświeceniową.
Wyniki moich wieloletnich badań filozoficznych tego problemu zawarłem w mojej rozprawie habilitacyjnej pt. „O możliwości zbudowania etyki nihilistycznej”, która ukazała się w 2014 roku. To książka o Troi, która nie upada, ale się zmienia.
Sebastian Klauziński
Franciszek: Za tuszowanie pedofilii biskupi mogą stracić posadę, a ofiary nie muszą składać przysięgi milczenia
Już za chwilę premiera filmu Tomasz Sekielskiego o pedofilii w Kościele. Wytyczne papieża dotyczące przestępstw seksualnych wchodzą w życie 1 czerwca. Gdyby obowiązywały wcześniej, kilku biskupów, o których mowa w filmie “Tylko nie mów nikomu” oraz wielu innych opisywanych przez lata w dziennikarskich śledztwach być może straciłoby urząd
„Tylko nie mów nikomu”, nowy film braci Tomasza i Marka Sekielskich o pedofilii w polskim Kościele, będzie miał premierę w sobotę 11 maja o 14:30. Dokument pokazuje historie ofiar molestowanych i gwałconych przez księży w dzieciństwie. Są w nim sprawy sprzed kilkudziesięciu lat oraz te sprzed niedawna.
Premiera dokumentu Sekielskich zbiega się w czasie z nowymi wytycznymi papieża Franciszka, które dotyczą przestępstw seksualnych w Kościele. Wejdą w życie 1 czerwca tego roku. Gdyby obowiązywały wcześniej, kilku biskupów, o których mowa w filmie Sekielskich oraz wielu biskupów opisywanych przez lata w dziennikarskich śledztwach być może zostałoby pociągniętych do odpowiedzialności za tuszowanie przypadków pedofilii w Kościele.
Kapelan Wałęsy i budowniczy bazyliki w Licheniu molestowali dzieci. Sekielski ujawnia
Biskup pod lupą
Nowe wytyczne papież Franciszek ogłosił 9 maja 2019 w liście apostolskim „Vos estis lux mundi” (tłum. „Wy jesteście światłością świata”).
Najważniejszą zmianą jest wprowadzenie osobnej kategorii wykroczeń. Są to „działania lub zaniechania, mające na celu zakłócanie lub uniknięcie dochodzeń cywilnych lub kanonicznych, administracyjnych lub karnych, przeciwko duchownemu lub zakonnikowi w związku z przestępstwami [m.in. molestowania seksualnego małoletnich do 18. roku życia i posiadania pornografii dziecięcej – przyp.].” Podmioty, które mogą być ukarane z tego tytułu to kardynałowie, biskupi, prałaci czy przełożeni zakonni.
Oznacza to, że od 1 czerwca wszyscy hierarchowie kościelni, którzy będą zaniedbywać lub zamiatać pod dywan sprawy molestowania seksualnego w Kościele mogą być pociągnięci do odpowiedzialności.
Nie ma jednak informacji o tym, jak będzie wyglądała procedura w razie zawiadomienia o tym, że jakiś biskup tuszował przypadki przestępstw pedofilskich. Można sobie wyobrazić, że kiedy normy wejdą w życie, z całego świata spłyną do Watykanu tysiące takich zawiadomień. Zwłaszcza, że – jak czytamy w liście Franciszka – dotyczy to także tych biskupów, którzy już zakończyli swoją posługę i są na emeryturze.
Jakie kary będą grozić biskupom i innym przełożonym kościelnym za tuszowanie pedofilii? W nowych wytycznych nie ma o tym mowy, ale papież mówił o tym w liście apostolskim „Jak kochającą matka” z 2016 roku
Franciszek wyjaśniał wtedy, tacy hierarchowie – zgodnie z przepisami prawa kanonicznego – będą mogli być usuwani z urzędu.
Papież nakłada także na wszystkie osoby duchowne obowiązek informowania swoich kościelnych przełożonych o podejrzeniach popełniania przestępstw seksualnych oraz ich tuszowaniu przez biskupów. Gdy zawiadomienie dotyczy biskupa, zgłaszający będzie mógł skierować je nawet bezpośrednio do Watykanu (lub nuncjusza apostolskiego). Wyjątkiem są informacje uzyskane w trakcie spowiedzi.
Przypomnijmy, że zgodnie z polskim prawem od lipca 2017 roku biskupi, tak jak wszyscy obywatele, mają obowiązek zgłaszania do organów ścigania przypadków wykorzystania seksualnego małoletnich pod groźbą kary pozbawienia wolności.
90 dni na wyrok
Kolejną zmianą jest przebieg dochodzenia kanonicznego i jego czas. Obecnie szczegóły dotyczące kolejnych etapów postępowania kanonicznego (przyjęcie zgłoszenia od ofiary, dochodzenie, przekazywanie informacji do Watykanu itd.) są zawarte w wytycznych Konferencji Episkopatu Polski. Pierwsze wytyczne KEP opublikował w 2009 roku. Przez kolejne sześć lat były aktualizowane przez KEP i poprawiane przez Watykan. Ostateczna wersja obowiązuje od 2015 roku.
Obowiązek informowania Watykanu o przypadkach wykorzystywania seksualnego przez duchownych nałożył na biskupów jeszcze Jan Paweł II w 2001 roku. Zgodnie z wydanymi przez niego wtedy normami, jeśli biskup „dowie się chociażby o prawdopodobieństwie grzechu zastrzeżonego” musi zgłosić sprawę do Kongregacji Nauki Wiary. Jednak, jak przyznawali sami członkowie KEP, biskupi mieli dość luźny stosunek do tego nakazu.
Od czerwca biskup, który otrzyma zgłoszenie ze swojej diecezji, będzie musiał ściśle współpracować z watykańską Kongregacją Nauki Wiary. Hierarcha musi co 30 dni informować, jaki jest postęp w sprawie, a dochodzenie powinno się zakończyć do 90 dni. Jeśli terminy te będą respektowane, będzie to znacząca zmiana. Do tej pory postępowania kanoniczne często trwały wiele lat.
OKO.press opisało w kwietniu historię księdza Edwarda P., który w 2002 roku został skazany za molestowanie dwóch małoletnich chłopców, a w tym roku odprawiał rekolekcję dla dzieci. Okazało się, że – pomimo wyroku w 2002 roku – komisja powołana przez biskupa zajęła się jego sprawą dopiero w 2013 roku. Po naszym tekście wyszło na jaw, że komisja do tej pory nie zakończyła prac, a Watykan ma być powiadomiony dopiero w tym roku, 19 lat po wyroku sądu.
W dokumencie „Tylko nie mów nikomu” opisana jest historia Marka Mielewczyka wykorzystywanego seksualnie przez księdza Andrzeja S. w latach 80. Ówczesny biskup chełmiński Marian Przykucki dostał w 1987 roku list od lekarki, która ratowała Mielewczyka po jego próbie samobójczej. Opisała w nim, że chłopak jest ofiarą księdza S. Biskup odpisał, że „sprawa jest mu znana” i podziękował za list. Ksiądz S. został wydalony ze stanu kapłańskiego dopiero w roku 2016, czyli 29 lat po liście lekarki do biskupa.
Termin 90 dni na całe dochodzenie kościelne i wydanie wyroku prawdopodobnie będzie przeciągany, bo normy pozwalają w „uzasadnionych okolicznościach” przedłużyć ten termin. Jednak będzie to bat wiszący nad biskupami, którzy z każdego przedłużania terminów będą musieli tłumaczyć się Watykanowi.
Kuria otaczała troską ks. Edwarda P. skazanego za molestowanie. Przez 19 lat
Sebastian Klauziński 11 kwietnia 2019
Nowy system
Franciszek nakazuje także, aby w ciągu roku w każdej diecezji powstał „stabilny system” zgłaszania przypadków molestowania przez ofiary lub osoby, które mają wiedzę na ten temat. W polskim Kościele od 2014 roku – z godnie w wymogami Watykanu – w każdej diecezji mieli działać specjalni delegaci ds. ochrony dzieci i młodzieży.
Jak w 2018 roku sprawdzili dziennikarze „Tygodnika Powszechnego” – prawie połowa diecezji nie podawała na stronach internetowych numerów telefonów do delegatów. Czyli delegaci są, ale ofiary nie mogą się z nimi bezpośrednio skontaktować. Poza tym w trzech diecezjach funkcję delegatów pełnili… rzecznicy prasowi kurii. Dziennikarze „TP” opisywali także przypadki, kiedy delegaci w ogóle nie byli przygotowani do przyjęcia zgłoszenia, np. odbierali je słowami: „A co tam się dzieje?”
Na razie nie wiadomo, czy i jakie zmiany w systemie zgłaszania przypadków w polskim Kościele planują biskupi.
Ojciec Adam Żak, koordynator ds. ochrony dzieci i młodzieży KEP stwierdził w wywiadzie, że „może się okazać, że w stosunku do tego, do czego zobowiązuje nas dokument, struktura ta [delegaci – przyp.] będzie wymagała ulepszeń”.
Koniec z milczeniem?
Wróćmy do filmu Sekielskich. Tytuł „Tylko nie mów nikomu” to słowa, które ofiary najczęściej słyszały od swoich oprawców. Ale jest to także odniesienie do tego, co ofiary – najczęściej już jako dorosłe osoby – słyszały w kurii, kiedy zgłaszały swoją sprawę. Obecnie ofiary muszą przed złożeniem zeznań oficjalnie przysięgać na Ewangelię, że będą milczeć. Powtarzają m.in. zdanie: „Przysięgam też, że o pytaniach i zeznaniach zachowam ścisłą tajemnicę aż do ostatecznego ukończenia procesu”. Zapis takiej przysięgi widzimy w filmie.
Według nowych norm Franciszka „osobie składającej zawiadomienie nie można narzucać żadnego obowiązku milczenia w stosunku do treści tegoż zawiadomienia”.
Sebastian Klauziński
Opublikowano za: https://oko.press/franciszek-normy-sekielski-film/
Wypowiedz się
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.