Z budki dróżnika.
Poloniści od dziesiątków lat wmawiają młodzieży, że w sytuacji granicznej bohater noweli Józefa Conrada „Tajfun” do końca realizował umowę zawartą z armatorem statku i płynął z towarem uzgodnioną trasą. Czynił tak także wtedy, kiedy natknął się na tajfun, więc postąpił honorowo.
Tymczasem jego czyn jest dwuznaczny moralnie, ponieważ decyzja kapitana statku naraziła na śmierć jego załogę, a ładunek na zatonięcie.
Także dróżnik poddany był szkolnemu „praniu mózgu”, ale w miarę upływu lat i obserwacji tragicznych dla Polaków kolejnych zdrad Polski przez zachodnich polityków, zmienił zdanie i czyn kapitana statku uznał za nierozsądny i niezgodny z obowiązkami, jakie ciążą na dowódcy (polityku).
Armator statku wytyczył jego trasę najkrótszą drogą do portu docelowego, w czym kierował się chęcią uzyskania oszczędności na kursie. Strony umowy nie wzięły pod uwagę tego, że statek musiał płynąć po akwenie, na którym zdarzały się tajfuny. Tak też stało się w czasie rejsu opisanego przez Conrada.
Kapitan stanął wobec konfliktu wartości, z którego wyszedł czysty na honorze, ale doprowadził do śmierci swoich marynarzy. Nie powinien płynąć przyjętą trasą, kiedy dostrzegł zbliżanie się cyklonu do jego statku, ale skorygować ją.
Niedotrzymywanie umów biznesowych jest naganne etycznie, ale jest ono uzasadnione, gdy chodzi o zachowanie wyższej wartości. Zwłaszcza, jeśli przyniosłoby ono finalną korzyść dla obydwu stron umowy.
Honorem może kierować się człowiek, który odpowiada tylko za siebie, a nie za życie innych ludzi.
Bohater noweli Conrada stał się sprawcą zbrodni, bowiem poświęcił dobro wspólne na rzecz jednostkowego. Był egoistą, więc nie powinien być dowódcą.
W dziejach Polski było wielu oficerów i polityków, którzy lekką ręką szafowali krwią rodaków i nie zostali za to ukarani, np. generałowie Okulicki i Bór-Komorowski.
Rodzi się pytanie o obowiązki dowódcy (polityka) wobec ludzi, o których losie mają decydować. Dotyczy to zwłaszcza kwestii kierowania się honorem w polityce.
Bohater noweli Conrada wyżej cenił przestrzeganie zasad etyki biznesu, niż troskę o życie powierzonych mu ludzi. Gdyby postępował racjonalnie, to skorygowałby trasę statku tak, żeby ominąć tajfun. Wtedy załoga i towar dotarłyby do miejsca przeznaczenia. Opóźnienie byłoby usprawiedliwione, ponieważ terminowość ma granice stosowania. Nie wziął tego pod uwagę kapitan omawianego statku, bo kierował się honorem, a nie zasadami prakseologii. Wynika z tego wniosek, że dowódca (przełożony) musi elastycznie realizować przyjętą umowę i dostosowywać się do zmiennych warunków.
Tak postąpił przykładowo w 1939 r. J. Stalin zawierając umowę z A.Hitlerem, bo kierował się interesem ZSRR. Nie może być za to potępiony.
Podobna sytuacja miała miejsce w Polsce w grudniu 1981 r., kiedy premier rządu wystąpił z wnioskiem do Rady Państwa o wprowadzenie stanu wojennego. Złamał wprawdzie przepis konstytucyjny, ale uchronił Polaków o grozy wojny domowej. W sytuacji wyboru pomiędzy życiem Polaków, a zachowaniem swobody działalności związków zawodowych uznał ograniczenie jej za mniejsze zło.
Przed podobnymi dylematami stawało wielu polskich polityków w XX wieku i podejmowali różne decyzje. Czasami głupie i szkodliwe dla Polski. Tak było, kiedy J. Piłsudski umożliwił bolszewikom pokonanie armii gen. A. Denikina i kiedy wywołał wojnę domową dla zdobycia władzy.
Tak było także u schyłku II wojny światowej, kiedy zimą 1944 r. Armia Czerwona zbliżyła się do przedwojennej granicy Polski i kiedy latem 1945 r. zwycięzcy alianci powołali polski rząd koalicyjny i ustalili nowe granice państwa polskiego.
Zasadę uznawania życia za najwyższą wartość wprowadził do europejskiej etyki Jezus. Wyraźnie mówi o tym jego przypowieść o ośle, który wpadł do studni w szabat. Według żydowskiego Talmudu z ratowaniem jego życia należało poczekać do końca święta, gdyż w czasie szabatu nie wolno było wykonywać żadnej użytecznej pracy. Także leczenia chorego czy obrony życia. Ten zakaz zniósł Jezus, ponieważ uważał, że szabat jest dla ludzi, a nie ludzie dla szabatu.
Norma ochrony życia odnosi się zarówno do zachowań jednostkowych, jak i społecznych, kiedy zagrożone jest dobro wspólne. W takich przypadkach wódz czy dowódca nie ma prawa kierować się honorem, ani zapisami traktatów, ale interesem narodu i państwa. W sytuacji zagrożenia życia poddanych czy żołnierzy polityk (dowódca) nie może wymagać od obywateli (żołnierzy) trzymania się norm roty przysięgi, złożonej w innych warunkach politycznych, a tak były w Polsce po zakończeniu II wojny światowej.
W Conradowskiej sytuacji znaleźli się polscy politycy, kiedy zimą 1944 r. Armia Czerwona zbliżyła się do przedwojennej granicy Polski. Na tę okoliczność rząd londyński opracował militarny plan „Burza”. Zakładał on wywołanie na Kresach Wschodnich powstania narodowowyzwoleńczego. W wyniku zwycięstwa, władzę objąłby tu rząd londyński. Był on trudny do zrealizowania, ponieważ Armia Krajowa była nieliczna i słabo uzbrojona oraz nie miała zaplecza zaopatrzeniowego. Jej możliwości współdziałania z oddziałami Armii Czerwonej były nikłe, gdyż Sowieci zerwali stosunki dyplomatyczne z polskim rządem emigracyjnym.
W tej sytuacji dowództwo sowieckie traktowało partyzantkę akowską jako wrogie siły zbrojne na zapleczu frontu. Jako takie były one rozbrajane i wysyłane w głąb Rosji. Wywołało to protesty władz państwa polskiego. J. Stalin ignorował je, ponieważ pokonywał Wehrmacht.
Dodajmy, że w składzie wojsk sowieckich znajdowała się polska armia, dowodzona przez gen. Z.Berlinga, a na ziemiach okupowanych przez Niemców działała partyzantka powołana przez lewicowe ugrupowania polityczne. Od stycznia 1944 r. powołały one alternatywną wobec rządu londyńskiego władzę państwową, o nazwie Krajowa Rada Narodowa, więc na terenach wyzwolonych powstała dwuwładza. Doprowadziło to do wybuchu wojny domowej. Jej trwanie przeciągnęło się do powołania przez aliantów w lipcu 1945 r. w Poczdamie koalicyjnego Rządu Jedności Narodowej. Od tej pory istnienie i działanie partyzantki poakowskiej było nielegalne i ścigane z mocy prawa przez władze bezpieczeństwa państwa.
Aprobowali to reprezentanci rządu londyńskiego w RJN. W związku z tym, dowódcy oddziałów partyzanckich wiernych przysiędze złożonej nie istniejącemu już emigracyjnemu państwu polskiemu, znaleźli się w sytuacji Conradowskiej. Nie skorzystali oni z amnestii i nie skierowali swoich żołnierzy do cywila, ponieważ kierowali się nienawiścią do lewicy politycznej i nadzieją na rychły wybuch III wojny światowej, w wyniku której Polska znalazłaby się w strefie wpływów USA.
Ojciec dróżnika także liczył na to. Trwało to do czasu sfałszowania przez komunistów wyborów do sejmu w 1947 r. i zorganizowania przez władze USA ucieczki na Zachód lidera Polskiego Stronnictwa Ludowego, S.Mikołajczyka.
Od tej pory oficerowie poakowskiej partyzantki („żołnierze wyklęci”) znaleźli się w sytuacji granicznej. Uważali siebie za Polaków honorowych, a wszystkich innych uznawali za kolaborantów z ZSRR. Nie chcieli skorygować swojej marszruty życiowej, więc płynęli w oko tajfunu, co zakończyło się wyłapaniem ich przez komunistyczną służbę bezpieczeństwa, osądzeniem i zamordowaniem.
Dowódcy dochowali wierności przysiędze wojskowej, ale narazili na śmierć tysiące swoich żołnierzy. Bałamucili ich mirażem III wojny światowej, wejściem Polski do amerykańskiej strefy wpływów i przejęciem władzy w państwie polskim. Niestety rządy państw zachodnich nie kwapiły się ani w 1939 r. do „umierania za Gdańsk”, ani w 1947 r. za Warszawę, gdyż cenili życie swoich obywateli.
Jasno świadczy o tym brak interwencji ich rządów w sprawie sfałszowania przez kierownictwo Polskiej Partii Robotniczej wyborów do sejmu. Uznały one, że taniej będzie prowadzić walkę z ZSRR przy użyciu narzędzi „zimnej wojny”, czyli za pośrednictwem blokady ekonomicznej i technologicznej, utrzymywania agentury wpływów i płatnej, propagandy (Radio Wolna Europa) i sabotażu.
Pożytkiem z wojny polsko-polskiej prowadzonej przez „żołnierzy wyklętych” po zakończeniu II wojny światowej i trwania nieuznawanego przez nikogo rządu w Londynie była możliwość przekazania przez ostatniego prezydenta II Rzeczypospolitej insygniów władzy państwowej prezydentowi III RP, Lechowi Wałęsie oraz czczenie w różny sposób „żołnierzy wyklętych” jako bojowników walki o wolną i demokratyczną Polskę.
Współcześnie tematem tabu stała się rabunkowa działalność tzw. partyzantów oraz rasistowskie akcje oddziału J. Kurasia na Podhalu i „Burego” na Podlasiu, bo trudno je uznać za patriotyczne.
W skali stosunków międzynarodowych nie ma znaczenia to, że wejście Polski do amerykańskiej strefy wpływów politycznych odbyło się nie dzięki pokonaniu PZPR przez Solidarność, ale z powodu klęski ekonomicznej sowieckiego socjalizmu państwowego.
Blok sowiecki nie rozpadłby się, gdyby ZSRR miał z czego finansować Polskę i zachować Solidarność w politycznej „zamrażarce”. Ponieważ tak nie było, więc szef sowieckiej partii komunistycznej pozwolił kierownictwu PZPR przekształcić w Polsce ustrój gospodarczy na kapitalistyczny, w zamian za otwarcie przez USA nowych linii kredytowych i anulowanie części długów dolarowych z okresu rządów E. Gierka.
Nowy hegemon Polski pozwala rządzącej Solidarności na prowadzenie harców dekomunizacyjnych, ponieważ skłócanie Polaków ułatwia mu przekształcenie naszego kraju w państwo przyfrontowe NATO. Tak było już nieraz w dziejach Polski, ponieważ często polskie elity polityczne kierowały się wiarą w zachodnich sojuszników, honorem i braniem jurgieltu, a nie troską o interesy Polski.
Na dobro polskich komunistów zapisać trzeba skorygowanie w porę biegu polskich dziejów, co wyraziło się w umowie Okrągłego Stołu. Bez niego, statek o nazwie Polska, utonąłby w kolejnej wojnie polsko-polskiej.
Piotr Zaborny
Od Redakcji KIP w uzupełnieniu:
Napoleon zwykł twierdzić tak: “Jeśli dowódca mniejszej lub większej formacji wojska, wykonując rozkaz przełożonych w zaistniałej sytuacji taktycznej na polu walki, doprowadziłby do unicestwienia swojego oddziału, to powinien złamać ten rozkaz i wybrać rozwiązanie, które dawałoby możliwość ochronę życia żołnierzy i wyjścia “obronną ręką” z zaistniałej sytuacji wielkiego zagrożenia”.
W przypadku Powstania Warszawskiego zaistniała sytuacja skrajnie odwrotna. Dowódcy Powstania podjęli decyzje o wybuchu wbrew stanowiskom: Rządu Londyńskiego, gen, Andersa i gen. Sosnkowskiego. O istniejącej sytuacji politycznej – braku jakichkolwiek szans na wygranie konfrontacji – wiedziały te najwyższe gremia kierownicze, a więc także dowództwo Powstania. Mimo to podjęło decyzje o wywołaniu, co kosztowało straty razem z ludnością Warszawy w liczbie około 200 tysięcy zabitych i totalne zburzenie Warszawy. Dowódcy Powstania Warszawskiego zasługują w takiej sytuacji na HISTORYCZNĄ PAMIĘĆ ich HAŃBY. Natomiast dla szeregowych powstańców i średnich szczebli dowódczych powstania, którzy nie mieli tej wiedzy i oglądu sytuacji politycznej, należą się słowa uznania za odwagę i waleczność w tym bezsensownym, sprowokowanym przez żydomasonerię wydarzeniu.
O podjęciu decyzji wybuchu Powstania przesądziła obecność w Warszawie, na kilka dni przed wybuchem polskiego żydo-masona, co najmniej 33 stopnia – Józefa Retingera ( nota bene “plastra” gen. Sikorskiego, z wyjątkiem ostatniego lotu do Gibraltaru), który był w 1954 r. głównym inicjatorem założenia Klubu Bilderberg ( uznawany za jedną z ważniejszych agend Rządu Światowego) wspólnie z faszystą, holenderskim księciem Bernhardem ojcem obecnej królowej Holandii Beatrycze.
Wypowiedz się
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.