- Za Mieszka było nas około 1 miliona.
- Przed II wojną byliśmy 35-milionowym państwem.
- Dziś w kraju mieszka nas niewiele więcej.
Wysoki przyrost naturalny uratował przyszłość Polski w okresie zaborów.
1/2 Widok Krakowa w Kronice Hartmanna Schedla z 1493. W czasach nowożytnych miasto było najludniejsze w Polsce (© fot. wikipedia) Opis: Widok Krakowa w Kronice Hartmanna Schedla z 1493. W czasach nowożytnych miasto było najludniejsze w Polsce Przejdź do galerii
O potencjale każdego państwa wiele mówiła i mówi jego sytuacja demograficzna. Gdy Mieszko I i jego syn Bolesław, zwany Chrobrym, wchodzili w świat cywilizacji chrześcijaństwa łacińskiego, ich państwo mogło stosunkowo niewiele, bo demografia mocno je ograniczała.
Chlubimy się zasadnie, że Piastowie, zwłaszcza Chrobry i Krzywousty, wygrywali bitwy z Niemcami.
Trudno jednak we fragmentach książek opisujących relacje polsko-niemieckie we wczesnym średniowieczu znaleźć informację mówiącą, że
- państwo pierwszych Piastów liczyło ok. 1 mln mieszkańców.
- Państwo zaś Ludolfingów (dynastii panującej w Rzeszy od 911 do 1024 r.)
- było 5-6-krotnie większe, a pod swoją władzą miało dodatkowo m.in. 7-milionowe Królestwo Italii. Ludna była Francja.
- Na przełomie I i II millenium pod rządami tamtejszych królów znajdowało się 9 mln osób
- (dzisiejsza Wielka Brytania miała wtedy 2,5 mln).
- Demografia miała swój udział w tym, że choć Niemcy miały status cesarstwa, ze sporów z Francją najczęściej wychodziły ze stratami terytorialnymi.
Ostrożnie do danych Około roku 1000 w całej Europie mieszkało ok. 39 mln osób.
Koniecznie jednak trzeba uświadomić sobie, że
ogólnopaństwowe spisy ludności zaczęto przeprowadzać w Europie dopiero na przełomie XVIII i XIX w., ale były one mocno niedokładne.
Dopiero późniejsze o 100 lat dane spisowe, co podkreślała prof. Irena Gieysztorowa, zasługują na większe zaufanie.
Oznacza to, że do wszelkich danych liczbowych należy podchodzić z ostrożnością. Ale warto też wiedzieć, że historycy starają się możliwie najdokładniej ustalać liczbę mieszkańców, spierając się ze sobą o liczby.
W liczebności siła?
Na politykę Kazimierza Wielkiego, zwłaszcza na oddanie Śląska Czechom czy pogodzenie się z faktem, że w rękach Krzyżaków znajdowało się Pomorze i Kujawy, należy patrzeć, pamiętając o tym, że jego monarchia miała 2 mln ludzi, gdy Rzesza niemiecka razem z Czechami 10 mln.
W połowie XIV w.
- Francja była 15-milionowym państwem,
- Włochy miały 8 mln,
- Anglia 3 mln, a
- Rosja 12 mln).
Europa w sumie w połowie XIV w. liczyła 75 mln ludzi (w niektórych regionach z powodu przeludnienia wystąpiły klęski głodu, bo produkcja rolna nie nadążała za wzrostem ludności).
Ale wiek później, w połowie XV stulecia, „czarna śmierć” doprowadziła do tego, że Europejczyków było tylko 50 mln. Szlachta mniej liczna
Kiedy zaś na początku XVII w.
- Rzeczpospolita miała status mocarstwa, była krajem ludniejszym niż Niemcy (11 mln wobec 10 mln) czy
- Wielka Brytania (6,5 mln), niemal równie licznym jak
- Włochy (12 mln), goniącym Francję (18 mln) i
- Rosję (niespełna 17 mln).
Między XVI a XVIII stuleciem szlachta stanowiła, według najnowszych badań, ok. 6 proc. ludności Korony
(23 proc. na Mazowszu,
jeszcze większy odsetek stanowiła na Kaszubach,
ale w Małopolsce, Wielkopolsce, Prusach Królewskich i województwach ukrainnych przyłączonych do Korony w 1569 r. od 3 do 5 proc.).
Prof. Mariusz Markiewicz, znakomity znawca epoki nowożytnej z UJ, podkreśla, że tak spory odsetek społeczeństwa należący do stanu szlacheckiego był ewenementem w Europie.
Porównywalna liczba szlachty zamieszkiwała tylko Hiszpanię i Węgry.
Chłopów najwięcej.
W czasach nowożytnych (XVI–XVIII w.) ludność miejska stanowiła od 23 do 26 proc. populacji Rzeczypospolitej.
Połowę „miastowych” stanowili Żydzi, a w miastach na wschodzie RP nawet ponad 70 proc.
Między XVI a XVIII w. nie było zresztą kraju, w którym mieszkałoby tak wielu Żydów jak w I RP.
W XVI w. tworzyli 150–tysięczną mniejszość
(Szkotów było 37 tys., Ormian – 15 tys., Karaimów – 4 tys.).
W 1764 r. Żydów w RP było prawie 600 tys.
(258 tys. w dzielnicach ukraińskich, 160 tys. na Litwie, 100 tys. w Małopolsce, 43 tys. w Wielkopolsce).
Przed wybuchem II wojny światowej 3,2 mln.
Ale zdecydowanie przeważali chłopi.
W epoce nowożytnej było ich niemal
- 70 proc. w Małopolsce i Wielkopolsce,
- 62 proc. na Mazowszu.
Duchowieństwo pod koniec XVI w. liczyło
na terenie Korony 5,7 tys.
(2,7 tys. w Wielkopolsce, 2,1 tys. w Małopolsce, 0,9 tys. na Mazowszu).
Darwinizm narodowy
Być może w 1918 r. nie powstałaby Polska, a jeśli już, to znacznie mniejsza i słabsza, gdyby nie to, że w czasie zaborów przyrost naturalny wśród Polaków był niesamowity, mimo dość częstych, szczególnie w Galicji, potwornych klęsk naturalnych.
I tak np.
w 1913 r. przyrost naturalny we
- Francji wynosił 0,9 promila,
- Anglii – 10 promili,
- Niemiec – 13,
- ziem czeskich, węgierskich i słowackich od 8 do 11 promili.
W przypadku
- Królestwa Polskiego przyrost sięgał 17,3 promili,
- Pomorza Gdańskiego i Wielkiego Księstwa Poznańskiego -ponad 18, a
- Galicji – 14,4.
Liczba ludności Królestwa Polskiego, Galicji i ziem zaboru pruskiego między 1820 a 1911 r. wzrosła z 10 mln do ponad 26 mln.
W tym okresie
Francuzów przybyło 9 mln (z 30,5 do 39,6 mln),
Brytyjczyków z 14 do 40,8 mln,
Włochów z 19 do 34,7 mln,
Hiszpanów z 11,2 do 19,8 mln. Tylko
Niemców przybywało szybciej: z 27 do 65 mln.
Tempo utrzymane Szybko rosła też Polska w okresie II RP.
W rekordowym 1925 r. przyrost wynosił prawie 19 promili, a
w najsłabszym 1938 r. – niemal 11 promili.
Dzięki temu z niecałych 27 mln na progu odzyskanej niepodległości staliśmy się ponad 35-mln państwem przed wybuchem wojny.
Dla porównania od trzech lat mamy przyrost ujemny, a od dwóch dekad nigdy nie był wyższy niż 0,9 promila. Najpewniej nie ma większego zagrożenia dla przyszłości naszego kraju (nie licząc wojny i wielkich klęsk naturalnych) niż demografia.
Polska, jak wiadomo, potężnie wyludnia się. W połowie XXI stulecia może nas być niecałe 30 mln.
Dramat demograficzny mielibyśmy już dzisiaj, gdyby nie czasy tzw. Polski Ludowej.
Między 1946 a 1959 r. przyrost wynosił od 16,1 do 19,5 promila!
Od 1960 do 1988 r.: od 6 do 15 promili.
Z 23,6-milionowego kraju w 1946 r. pod koniec PRL w Polsce mieszkało 38 mln osób, mimo że ok. 1,2 mln Polaków wyjechało z kraju po 1956 r.
Za Gomułki był remis. Jak w I, tak i w II RP ludność wiejska wyraźnie przeważała nad miejską (75 do 25 proc.).
Proces przechodzenia ze wsi do miast w międzywojniu przebiegał wolno.
Inaczej było w PRL. Pod koniec lat 60-tych był swego rodzaju remis.
Gdy komunizm upadał, w miastach było 60 proc. ludności, na wsiach 40 proc. I tak jest do dziś.
Miasta polskie i obce. Trudno ustalić wielkość miast przedlokacyjnych – podkreśla prof. Henryk Samsonowicz, wybitny mediewista. Ani granice ich nie są pewne, ani źródła wystarczające do dokonania przybliżonego szacunku.
Prof. Samsonowicz, powołując się na badania kolegów po fachu, podaje, że
w X i XI w.
- Gniezno liczyło co najmniej 5 tys. mieszkańców,
- Poznań 4 tys., gród i podgrodzie
- Wrocławiu ponad 1000,
- Opole 600-800.
- Szczecin w I połowie XIII w. miał 3 tys. mieszkańców,
ale najludniejszy był Wolin, może nawet 10-tysięczny.
Kraków za Bolesława Krzywoustego był miastem 4-tysięcznym, podobnie jak Wrocław, Kołobrzeg i Gniezno. Od tysiąca do 3 tys. mieszkańców za Krzywoustego miały m.in. Sandomierz, Przemyśl, Poznań, Opole, Legnica, Płock, Włocławek.
Pod koniec XIII w. ludność miejska w Europie stanowiła niemal 10-proc. populację. Największe były Paryż i Mediolan (po ok. 200 tys.). Ponad 100 tys. liczyły Wenecja, Florencja, Genua. Nieco mniej Rzym, Londyn, Neapol. Wrocław pod koniec XIV w. miał 21 tys.
Profesorowie Jan Małecki i Zdzisław Noga, znawcy dziejów Krakowa, liczbę jego mieszkańców w początkach panowania Kazimierza Wielkiego (ok. 1340 r.) szacują na 18 tys., łącznie z Kazimierzem i Kleparzem.
Według prof. Józefa Mitkowskiego, w XIV w. w samym Krakowie mieszkało 5 tys. ludności polskiej, 3,5 tys. niemieckiej, blisko 1 tys. żydowskiej, 0,5 tys. węgierskiej.
W pierwszej połowie XVI w. Kraków liczył 30 tys., ale wielka zaraza w 1543 r. zabiła około połowę jego ludności. Dopiero prawie trzy wieki później Kraków będzie równie duży.
W pierwszej połowie XVII w. zdecydowanie najwięcej mieszkańców miał Gdańsk (64 tys.) dzięki koniunkturze gospodarczej (jego budżet był wtedy 20-krotnie większy niż państwa polskiego); jej osłabienie i wojny spowodowały, że na początku XIX w. ludność Gdańska liczyła tylko 35 tys.
Między drugą połową XVI wieku a pierwszą XVII w Europie najwięcej osób mieszkało w Paryżu i Neapolu (po 200 tys.). Niewiele mniej ludny był Londyn, Mediolan, Wenecja, a około 120-150 tys. osób mieszkało w Rzymie, Amsterdamie, Lizbonie, Antwerpii. Moskwa była miastem 60-tys., a Praga i Wiedeń liczyły po ok. 50 tys., podobnie jak największe miasta niemieckie: Hamburg, Norymberga i Kolonia. Około roku 1800 Londyn był zdecydowanie największy. Przekroczył milion mieszkańców, gdy drugi co do wielkości Paryż 600 tys. Inne wielkie ówczesne miasta to: Neapol (426 tys.), Moskwa (400), Wiedeń (240), Amsterdam (220). Warszawa przed powstaniem kościuszkowskim (1794 r.) była 125-tys. miastem, ale w 1800 r. tylko 60-tys. W 1900 r. liczyła 700 tys., ćwierć wieku później przekroczyła milion. Przed wybuchem II wojny zamieszkiwało ją 1,3 mln osób. Po jej zakończeniu stolica liczyła 422 tys. Ponownie milionowym miastem została w 1955 r.
Fenomenem jest Łódź.
W 1815 r. liczyła 331 mieszkańców.
W 1915 r. 600 tys., czyli zwiększyła się 1813-krotnie! I wojna światowa zniszczyła miasto.
Łódź skurczyła się w 1918 r. do 340 tys. Potem znów rosła, z wyjątkiem okresu II wojny światowej.
W 1989 r. Łódź miała 852 tys. mieszkańców, a teraz najpewniej nie ma nawet 700 tys.
Ciekawy jest przypadek Wrocławia.
Przed II wojną światową (należał do Niemiec) liczył 630 tys. osób.
W końcu maja 1945 r. – 202 tys. (2 tys. Polaków).
W lutym 1946 r. Polaków było już 57 tys., w tym 27 tys. przesiedlonych z Kresów. Dziś Wrocław jest miastem identycznej wielkości co przedwojenny.
Wyznania w 1913 r. w Królestwie Polskim
trzy czwarte stanowili katolicy,
15 proc. żydzi, 6 proc. ewangelicy,
4 proc. prawosławni.
W zaborze pruskim w 1910 r. dwie trzecie stanowili katolicy, a 31 proc. ewangelicy. W Galicji (1910 r.) katolicy i grekokatolicy byli podobnie liczni (46 do 42 proc.).
W 1931 r. było
65 proc. było katolików, 10 proc. grekokatolików, 11 proc. prawosławnych, 10 proc. żydów, 3 proc. ewangelików.
Najwięcej katolików mieszkało w woj. kieleckim, warszawskim, poznańskim, pomorskim, śląskim, krakowskim (od 88 do 92 proc.).
Grekokatolików – w woj. stanisławowskim (73 proc., choć w miastach tego województwa stanowili 33-proc. grupę).
Na Wołyniu i Polesiu przeważali prawosławni (70 i 75 proc.).
W miastach woj. wołyńskiego i polskiego wyznawcy religii mojżeszowej stanowili połowę mieszkańców. W Warszawie, Łodzi, Lwowie, Wilnie i Krakowie od 26 do 35 proc.
W Poznaniu – 0,8 proc. Źródło: Dziennik Polski 24 – Dzieje Polski w liczbach. Jak rosła i malała Polska
Od Redakcji KIP:
W uzupełnieniu możemy stwierdzić, że dane o ludności Polski w chwili obecnej są mocno fałszowane przez GUS na polecenie kolejnych władz III RP. Oficjalnie podawana liczba ludności Polski niezmiennie od 30 lat utrzymuje się na poziomie około 38 milionów. Ta liczba jest karygodnym fałszem, ponieważ przewaga zgonów nad urodzeniami systematycznie wzrasta. Widać to w mikroskali lokalnej, gdzie w wielu parafiach, zwłaszcza w obszarach wiejskich, liczba zgonów już od wielu lat przekracza liczbę urodzeń.
8-10 lat temu podano, że w Polsce liczba urodzeń w przeliczeniu na jedną kobietę wynosi 1,23 dziecka, co dawało nam pozycję 212 na 224 krajów świata.
Od tego czasu nie podaje się kompleksowych danych demograficznych i fałszuje się dane statystyczne lub ukrywa się ich czytelność.
Kilka milionów Polaków wyjechało z kraju za pracą, cześć na stałe. Jednocześnie otworzono możliwość przyjazdu imigrantom i coraz łatwiej nadaje się obywatelstwa, w bardzo rozproszony sposób przez różne agendy państwowe, bez prezentowania faktycznych, prawdziwych danych sumarycznych.
W rezultacie najwięcej przyjeżdża Ukraińców, którym “demonokracja” po Majdanie drastycznie obniżyła warunki życia. Ale władze PiS mimo werbalnego sprzeciwu wobec otworzyła możliwość napływu do Polski imigrantów z Bliskiego Wschodu, Filipin, Afryki, znacznie bardziej niż poprzednie rządy.
Dla Polaków mieszkających na wschodzie i chcących wrócić do Ojczyzny, nie tylko nie zapewnia się możliwości powrotu, lecz wprost przeciwnie – uniemożliwia. Pod pretekstem Karty Polaka przemyca się obywateli innych narodowości, głównie pochodzenia żydowskiego.
Całość tej polityki kolejnych rządów posolidarnościowych, z poparciem hierarchii Kościoła Katolickiego, a zwłaszcza obecnego z PiS, ma charakter multikulturalizmu, tylko w sposób bardziej zakamuflowany, niż w Niemczech i innych krajach Zachodu.
Wypowiedz się
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.