fot.domena publiczna Na Hel nacierały między innymi pancerniki „Schlesien” i „Schleswig-Holstein”. Zdjęcie z ok. 1930 roku.
Hel znajdował się pod niemieckim ostrzałem od początku września. Początkowo działania nie toczyły się zbyt intensywnie. Niemcy, po doświadczeniach z Westerplatte i Oksywia, unikali zaangażowania załogi twierdzy w bezpośrednie walki. Wszystko zmieniło się, gdy półwysep został sam na posterunku.
Upadek Oksywia [19 września 1939 roku] otworzył dla załogi Helu, [gdzie mieściło się Dowództwo Floty kadm. Józefem Unrugiem i baza Morskiej Obrony Wybrzeża] nowy, dwutygodniowy okres jej samotnego trwania w obronie. 20 września nie było już ani polskiej floty, ani lądowego zabezpieczenia Zatoki Gdańskiej, ani armii „Pomorze” w Borach Tucholskich.
Daleko na północy pozostawał niewielki skrawek wolnej ziemi, ostatni szaniec Rzeczypospolitej nad Bałtykiem, „krowi ogon” Polski, jak mawiali Kaszubi. Przed dowództwem floty siłą rzeczy stanęło zagadnienie sensu dalszego oporu. Jednak wbrew wszelkim rachubom i niespełnionym nadziejom postanowiono trwać dalej na samotnym posterunku. Sama idea walki z hitleryzmem, bez względu na jej doraźny wynik operacyjny, wydawała się bowiem zadaniem o pierwszorzędnym znaczeniu.
W ogniu walki
Tak więc Rejon Umocniony Helu, który dotychczas znajdował się na marginesie zasadniczych działań lądowych i morskich nieprzyjaciela, stanął w ogniu walki bezpośredniej. Dwieście dział artylerii okrętowej i oddziałów lądowych wszystkich kalibrów skierowało swe lufy ze kilku stron na piaszczyste wzgórza i betonowe stanowiska dział polskich na Helu. Eskadry „kondorów” uderzały ze zdwojoną siłą na pozycje, wioski i obszary leśne półwyspu, szerząc zniszczenie i wzniecając pożary. Trałowcom niemieckim udało się wpłynąć do portu we Władysławowie, skąd bezkarnie raziły z flanki polską obronę u nasady półwyspu.
Co mógł tym przygotowaniom przeciwstawić dowódca Rejonu Umocnionego Helu, kmdr Włodzimierz Steyer? O powiększeniu sił materialnych obrony nie było mowy od czasu, gdy upadła Lądowa Obrona Wybrzeża na Płycie Oksywskiej. Trzeba było szukać wzmocnienia na miejscu, własnymi środkami.
fot.domena publiczna Bateria cyplowa im. Laskowskiego była „kręgosłupem polskiej obrony” w rejonie Zatoki Gdańskiej – podkreśla Apoloniusz Zawilski.
Zburzono więc latarnię morską, aby pozbawić Niemców dogodnego punktu celowania, zabezpieczono betonowym stropem metrowej grubości punkt obserwacyjny kpt. Zbigniewa Przybyszewskiego, dowódcy baterii cyplowej. Obsługi kilkunastu przeciwlotniczych cekaemów wybudowały „gniazda bocianie” na drzewach, aby zapewnić sobie jak najdalszą obserwację nadlatujących „kondorów”. Zapora minowa między Chałupami i Kuźnicą została zakończona; miała ona służyć w krytycznym momencie do przecięcia półwyspu w najwęższym jego miejscu i utworzenia wyspy.
Wzmacniano oddziały przeciwdesantowe, aby zorganizować przynajmniej dozorowanie 70-kilometrowej linii brzegowej. Przedsiębiorcze załogi „Gryfa” i „Wichra” wymontowały z okrętów ciężkie działa, usiłując je ustawić na betonowych podestach do obrony nadbrzeżnej od strony „małego morza”. Ciekawe, że i Niemcy – zamiast uderzać na pozycje polskie na zachód od Nowej Wsi – sami sypali pośpiesznie szańce obronne, jakby w obawie, że Polacy mogą uderzyć na nich. W ich pojęciu Hel był silnie umocnioną twierdzą morską.
Tymczasem gen. Kaupisch w sopockim Grand Hotelu koncypował plany zdobycia Helu, a gen. Tiedemann w Pucku przegrupowywał swoje siły naprzeciw półwyspu i wzdłuż Zatoki Puckiej. Jednak żaden z nich nie kwapił się do działań naziemnych ani desantowych, czekając na wyniki bombardowań z powietrza, lądu i morza.
Komandor Steyer zwrócił się do kadm. Unruga z propozycją, aby przy pomocy baterii Laskowskiego ostrzelać kwatery obu oblegających ich generałów. – Nie zamierzam robić wojny polsko-kaszubskiej – odparł Unrug, przekreślając w ten sposób próby działań zaczepnych z polskiej strony.
Pierwsze białe flagi?
Położenie obrony pogarszała penetracja półwyspu przez dywersję wroga i słuszne obawy mieszkańców przed całkowitym zniszczeniem ich domostw i lichego dobytku. Tak więc kmdr Steyer prócz okalającego go ze wszystkich stron – z lądu, morza i powietrza – frontu zewnętrznego, miał na dodatek – ukryty front wewnętrzny. Jego działanie ujawniło się nieoczekiwanie, gdy Niemcy – zgodnie z samą istotą hitleryzmu – rozpoczęli terrorystyczne naloty na wioski kaszubskie.
Ciekawostka stanowi fragment książki Apoloniusza Zawilskiego „Bitwy polskiego września” (Znak Horyzont 2018).
Pierwszym ich celem stała się uboga wioska Kuźnica, nieobsadzona przez wojsko, a przeto nie posiadająca obrony przeciwlotniczej. Kilkanaście bomb burzących zdruzgotało trzydzieści domków rybackich i zadało ciężkie straty ludności Gdy więc 25 września powtórzono podobny nalot na Chałupy, nad najwyższymi domami i na wieży kościelnej ukazały się białe flagi. Znaleźli się również pojedynczy ludzie powiewający białymi płachtami. Incydent ten zlikwidowano, lecz nie było czasu na wyjaśnienie sprawy do końca. Wiadomo tylko, że przywódca tej defetystycznej akcji uciekł łodzią na brzeg Zatoki Puckiej.
Dowództwo niemieckie, nabrawszy po sześciodniowym bombardowaniu półwyspu przeświadczenia, że wola obrońców została dostatecznie zachwiana, skierowało na Hel nową wyprawę okrętów bojowych. Tym razem wyruszyły z Nowego Portu oba pancerniki: „Schlesien” i „Schleswig- Holstein” pod dowództwem adm. Schmundta, rozporządzając łącznie 18 działami kaliber 288 i 150 mm.
Wyprawę pancerników poprzedzała flotylla trałowców, która miała zadanie oczyścić z min drogę dla największych okrętów niemieckich na Bałtyku i osłonić je możliwie jak najdłużej zasłoną dymną. „Schlesien”, znalazłszy się na wysokości Redłowa pierwszy otwiera ogień na obiekty cypla helskiego. Bateria Laskowskiego pod dowództwem kpt. Przybyszewskiego jak zwykle odpowiada szybkim, skutecznym ogniem.
Już trzecia seria obejmuje cel. Jeden z trałowców stawia przed pancernikiem nową zasłonę dymną. Wówczas kpt. Przybyszewski przenosi ogień na „Schleswig-Holstein”. W rezultacie oba pancerniki rezygnują z innych celów i ześrodkowują cały ogień na baterii Laskowskiego. Jednak nieustraszona załoga – mimo uszkodzenia dwóch dział, awarii dalmierza i strat w ludziach – nie zaprzestaje walki. Wreszcie po godzinnej wymianie strzałów oba pancerniki decydują się na odwrót.
Ten sukces Polaków wywarł doskonały wpływ na obronę, tym bardziej że uszkodzenia sprzętu okazały się powierzchowne, w krótkim czasie udało się je usunąć i przywrócić baterii pełną sprawność bojową. Bohaterem dnia stał się dowódca baterii, który mimo odniesionej rany nie zszedł z punktu obserwacyjnego i kierował ogniem aż do chwili przepędzenia okrętów wroga.
fot.domena publiczna „Nie chcę wywoływać wojny polsko-kaszubskiej” – stwierdził kontradmirał Unrug, odrzucając plan podjęcia działań zaczepnych.
„Wszyscy kapitulują we wrześniu…”
Po 48-godzinnej przerwie wyrusza 27 września nowe uderzenie niemieckich pancerników. Tym razem zastosowały one inną taktykę. „Schlesien” skierował się w stronę Kępy Oksywskiej i na wysokości Mechelinek ustawił się do ognia, którego celem miały być umocnienia polskie między Helem a Juratą. Natomiast „Schleswig-Holstein”, wypłynąwszy o godzinie 8.30 z Nowego Portu, wziął kurs na pełne morze, następnie na wysokości cypla helskiego wykonał ostry zwrot i z odległości 13 kilometrów skierował cały swój ogień na baterię Laskowskiego oraz stanowiska dywizjonu przeciwlotniczego, który spędził z horyzontu niemiecki samolot obserwacyjny. Ta potężna kanonada dwóch pancerników rozpoczęła się o godzinie 12 i trwała ponad godzinę.
I tym razem ogień dział okrętowych nie wyrządził w systemie obronnym zbytnich zniszczeń materialnych. Jednak jego ogromne natężenie zachwiało morale bezczynnych w tym czasie żołnierzy. Na samą tylko Juratę padło 40 pocisków kalibru 288 mm. Bateria Laskowskiego, walcząc i tego dnia skutecznie z pancernikiem „Schleswig-Holstein”, nie poniosła również strat, tylko coraz bardziej odczuwała brak amunicji.
Noc z 27 na 28 września witało Dowództwo Floty z uczuciem, jakie daje świadomość odparcia silnego ataku nieprzyjaciela. Załoga baterii cyplowej przeżywała wielką radość ze zwycięstwa nad przeważającym wrogiem. Lecz niestety, nie była to noc, która by dała chwilę zasłużonego odpoczynku. Dowództwo Floty otrzymało z Warszawy radiogram o postanowionej kapitulacji stolicy. Kontradmirał Unrug otrzymał od gen. Rómmla, jako najstarszego walczącego na terenie kraju dowódcy, wolną rękę co do kontynuowania walki.
– Wszyscy kapitulują we wrześniu – rzekł obecny na odprawie kmdr Steyer – my wytrwamy do października.
W oczekiwaniu na wyruszenie rozstrzygającego natarcia niemieckiego od strony lądu wszystkie oddziały piechoty, bez względu na ich pochodzenie, podporządkowano dowódcy batalionu KOP mjr. Janowi Wiśniewskiemu. Nie miało to już jednak praktycznego znaczenia, gdyż Niemcy następnego dnia przystąpili do działań zaczepnych. W istocie szerokość półwyspu nie pozwalała zmieścić większych sił. Toteż do natarcia ruszył batalion 374. pułku, urzutowany kompaniami w głąb. Za to artyleria niemiecka ostrzeliwała pozycje polskie na całej ich szerokości i głębokości.
fot.domena publiczna „Wytrwamy do października” – stwierdził komandor Włodzimierz Steyer.
Działa polskie milczą, albowiem pozostało tylko tyle amunicji, ile wymagać będzie odparcie generalnego szturmu. W ciągu dnia 29 września 9. kompania niemiecka podeszła pod stanowiska 10. kompanii KOP por. K. Gilunia na zachód od Chałup, gotując się do dalszego natarcia nazajutrz. W tej sytuacji poraża wszystkich wiadomość o próbie odpłynięcia w kierunku Pucka 13. kompanii desantowej por. Emila Okińczyca z cypla półwyspu. Był to wynik „wojny psychologicznej”, którą kontynuował nieprzyjaciel, szczególnie od chwili kapitulacji stolicy.
Ostatnie starcia
Dowództwo Floty nie daje jednak za wygraną. 30 września od rana trwa ogień artylerii niemieckiej na pozycje polskie od Chałup po Jastarnię. Lecz natarcie piechoty wychodzi dopiero w południe po krótkiej nawale ogniowej kilku baterii lekkich i ciężkich na I pozycję, która ulega dezorganizacji. Kompania KOP, tracąc wielu jeńców, wycofuje się na II pozycję, a niedługo potem aż na III – do rejonu Kuźnicy, przy czym w powietrze wylatuje przegroda minowa 80 głowic torpedowych. Wprawdzie mierzeja nie została przerwana, lecz impet niemieckiego uderzenia wygasa. Kuźnica pozostaje w rękach polskich.
Dowództwo Floty pragnie odrzucić nieprzyjaciela. W tym celu kieruje do przeciwnatarcia 12. kompanię rezerwową. Niestety w miejscowości Bór prawie połowa kompanii rozsiada się pod białymi flagami. Sytuację zażegnano, ale stan obsady wydatnie się zmniejszył. W tych warunkach Dowódca Floty ogłosił decyzję o kapitulacji. Wprawdzie batalion KOP i kadrowe oddziały marynarki były gotowe stawiać opór bez ograniczenia, lecz tę postawę przemogła zwykła ludzka logika.
Rezerwiści pochodzący z okolicznych, a utraconych już przed trzema tygodniami wiosek, z rozpaczą w sercu patrzyli na pożogę swoich domostw, choć spełniali wiernie swój obowiązek obrony kraju, dopóki miało to sens. Jednak kiedy padła Warszawa, a pomoc z Zachodu nie nadchodziła, nie mogli zrozumieć celu dalszej walki. Żołnierz godził się walczyć w obronie realnych wartości, walka tylko o honor była dlań niezrozumiała.
fot.domena publiczna Hel skapitulował 2 października 1939 roku.
Dwa dni trwały jeszcze walki w rejonie Kuźnicy z III batalionem 374. pp. Niemcy wprowadzili do akcji po obu stronach półwyspu lekkie jednostki swej floty, które miały ostrzeliwać polskie stanowiska ogniem flankowym i przeskrzydlać je siłami żywymi. Jednak do tego nie doszło.
1 października o godzinie 14 nastąpiło zawieszenie broni. Na pięć minut przed wygaśnięciem walki został jeszcze zestrzelony trzydziesty drugi samolot nad Helem. Już po zawieszeniu broni zespół poławiaczy min przeszedł nie wytrałowanym szlakiem wzdłuż morskiego brzegu półwyspu, tracąc poławiacz M-85 na jednej z min położonych na początku września przez okręt podwodny „Żbik”. 2 października dowódcy pożegnali swoje oddziały i po odśpiewaniu hymnu narodowego rozłączyli się z nimi. Ogółem do niewoli na Helu dostało się około 3200 ludzi. Straty w rannych i zabitych wynosiły około 200 osób.
Autor: Apoloniusz Zawilski
Źródło:
Powyższy tekst ukazał się pierwotnie w ramach monumentalnej pracy Apoloniusza Zawilskiego Bitwy polskiego września (Znak Horyzont 2018). Tytuł, lead, ilustracje wraz z podpisami, wytłuszczenia oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia częstszego podziału akapitów. W celu zachowania jednolitości tekstu usunięto przypisy, znajdujące się w wersji książkowej.
Wypowiedz się
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.