Na kilku blogach trwają polemiki, często ostre, często chamskie, na temat roli rzymskiego katolicyzmu w naszych, polskich dziejach.
Osobiście mam wrażenie, że dyskusje specjalnie sprowadza się do poziomu pyskówki, aby co wrażliwsze osoby, zaskoczone wulgarnością wypowiedzi, zniechęciły się do pogłębiania wiedzy na temat biblijnych fundamentów obowiązującej od 1000 lat doktryny systemu społeczno-państwowego w naszym kraju .
Poniżej, zainspirowany wpisem na blogu http://opolczykpl.wordpress.com/ , przytoczę tekst z 1999 roku opublikowany w Polityce (oczywiście, “lewackiej “syjonistycznej, postkomunistycznej, ultraliberalnej, progresywistycznej…) napisany przez Romana Fristera (hebr. רומן פריסטר; ur. 17 stycznia 1928 w Bielsku) – polsko–izraelskiego pisarza, dziennikarza i działacza kulturalnego…Od 1948 pracował on jako dziennikarz w Słowie Polskim. W 1952 został aresztowany za rzekomy sabotaż.
Po zwolnieniu z aresztu śledczego UB skreślony z listy uprawnionych do wykonywania zawodu dziennikarskiego w wydawnictwach RSW Prasa. W maju 1957 wyemigrował do Izraela, zachowując obywatelstwo polskie. Przez 25 lat pracował w dzienniku Haaretz, z czego 14 lat jako redaktor naczelny magazynu weekendowego. Był szefem wydziału dziennikarstwa przy Fakultecie Nauk Politycznych Uniwersytetu Bar-Ilan. Od marca 1990 do października 1991 był dyrektorem brytyjskiego koncernu medialnego Maxwell Communication Corporation w Europie Wschodniej z siedzibą w Warszawie. Do 2006 był dyrektorem Wyższej Szkoły Dziennikarskiej w Tel Awiwie.
Był wieloletnim korespondentem Radia Wolna Europa oraz polskiej sekcji BBC.
Obecnie jest stałym korespondentem tygodnika Polityka na Bliskim Wschodzie. Mieszka w Tel Awiwie.
Przytaczam te szczegóły biograficzne, aby nie tracić czasu na zastanawianie się
“Kim jest autor?”. Jest przedstawicielem narodu, według polskich katolików, wybranego …
Czy to, co napisał, komuś się spodoba czy nie …, to już inna sprawa.
Link do oryginału http://web.archive.org/web/20100204083313/http://archiwum.polityka.pl/art/nie-ruszajcie-mitu,391933.html
Nie ruszajcie mitu
Archeolodzy podważają same podstawy Biblii. Pan Bóg nie przekazał Mojżeszowi Dekalogu, naród Izraela nigdy nie był w egipskiej niewoli, mury Jerycha nie rozpadły się na dźwięk trąb, bo Jerycho było miastem nieobwarowanym, pierwsza monoteistyczna religia nie ma swoich korzeni na Górze Synaj, a wielkie królestwa Dawida i Salomona to legenda dostosowana do potrzeb teologii.
Telawiwski dziennik “Ha´aretz” opublikował poważny artykuł znanego archeologa, autora dzieł o historii starożytnego Bliskiego Wschodu, prof. Zeeva Herzoga, który twierdzi, że sto lat badań archeologicznych w Palestynie, Syrii, Egipcie i Mezopotamii nie potwierdza biblijnego opisu wydarzeń. Poważne autorytety z tej dziedziny, archeolodzy i historycy, powiadają niemal jednogłośnie, że w kołach naukowych od dawna dyskutowane są rozbieżności między archeologicznymi wykopaliskami, a tekstem Księgi nad Księgami. – Niestety, wokół wniosków, które należałoby wysnuć, panuje ogólna zmowa milczenia – twierdzi prof. Israel Finkelstein z uniwersytetu w Tel Awiwie. – Społeczeństwu trudno jest rozstać się z mitami, które przez liczne pokolenia kształtowały jego światopogląd.
Jednym z najbardziej wiarygodnych źródeł historycznych są egipskie papirusy i inne wykopaliska znad Nilu. Żadne z nich nie wspomina ani niewolniczej pracy Żydów, ani fascynujących dziejów Mojżesza. Starożytni Egipcjanie wspominali jedynie obcych pasterzy, którzy w okresach suszy wędrowali ze swoją trzodą na pastwiska w delcie Nilu. W Księdze Wyjścia znajdujemy szczegółowe sprawozdanie zarówno z pertraktacji Mojżesza z faraonem jak i z wędrówki Izraelitów przez pustynię Synaj, w drodze do Ziemi Obiecanej. Mimo iż archeolodzy brytyjscy, amerykańscy i niemieccy usilnie szukali od połowy XIX stulecia jakichkolwiek śladów tej wędrówki, nie dokopali się niczego. Nie udało się również ustalić, gdzie znajduje się Góra Synaj, na szczycie której Jahwe przekazał Mojżeszowi kamienne tablice z dziesięcioma przykazaniami.
Kiedy więc powstała pierwsza monoteistyczna religia? Tego nikt nie wie. Prof. Zeev Herzog wspomina wykopaliska z XVIII w. przed naszą erą, gdzie odnaleziono starohebrajskie napisy “Jahwe i Oszrat” oraz : “Jahwe i jego Oszrat”. Czyżby były to dwa bóstwa, czczone przez ówczesny lud? Herzog wyciąga stąd daleko idący wniosek: wszystko co napisano jest wymysłem autorów tekstu uwiecznionego setki lat później i podporządkowanego ściśle określonej ideologii.
Profesor Herzog nie ma praw wyłączności do tego stwierdzenia. Już pod koniec ubiegłego stulecia powstała w Niemczech szkoła biblijnego krytycyzmu, a jej czołowa postać, Julian Wellhausen, rzuciła wyzwanie ówczesnym archeologom, na ogół ludziom głęboko wierzącym, którzy – jego zdaniem – organizowali wyprawy archeologiczne do Ziemi Świętej głównie po to, aby znaleźć w terenie potwierdzenie prawd, na których opierała się religia chrześcijańska. Wellhausen dowodził, ze zmiennym powodzeniem, że historiografia biblijna sformułowana została dopiero podczas niewoli babilońskiej, a więc po pierwszym wygnaniu Izraelitów z Jerozolimy, za czasów Nabuchodonozora, z początkiem piątego wieku przed naszą erą. Niektórzy współcześni mu badacze dziejów posunęli się jeszcze dalej, pisząc, iż historia Izraelitów, począwszy od Abrahama, Izaaka i Jakuba, nie była niczym innym jak sztuczną rekonstrukcją wydarzeń, która służyć miała założeniom natury teologicznej.
Rzecz zrozumiała, że taka analiza historii musiała spotkać się z ostrym sprzeciwem społecznym. Godziła ona w samą istotę wiary. Żydzi, wciąż jeszcze zamknięci w swoich gettach duchowych, nie brali udziału w tych dysputach. Może wcale o nich nie wiedzieli. Bulwersowały one przede wszystkim fundamentalistów chrześcijańskich. W tym kontekście warto przypomnieć sprawę zwojów odkrytych w 1947 r. w jaskiniach Kumranu nad Morzem Martwym.
Dokumenty spisywane w okresie od trzeciego stulecia p.n.e. aż do roku 68 n.e. znalezione zostały przez beduińskiego pasterza i sprzedane izraelskiemu archeologowi Jigalowi Jadinowi, późniejszemu szefowi ekspedycji archeologicznej na Masadę. Przez dziesiątki lat Izraelski Instytut Archeologiczny wzdragał się przed udostępnieniem znalezisk zagranicznym naukowcom. Przyczyna: zapisy dotyczyły, między innymi, życia Jezusa Chrystusa. Wynikało z nich, iż Jezus posiadał starsze rodzeństwo – fakt, który podważałby tezę o Maryi dziewicy.
Grono naukowców w Jerozolimie obawiało się, że chrześcijańska opinia publiczna oskarży Żydów o bezczeszczenie postaci Najświętszej Marii Panny. Dopiero w ostatnim dziesięcioleciu publikacje Uniwersytetu w Cincinnati przełamały zmowę milczenia. Ale, podobnie jak teorie Juliana Wellhausena w XIX w. i Zeeva Herzoga u progu trzeciego milenium, teksty te ze zrozumiałych względów nie wzbudziły powszechnego zainteresowania.
Opisy kraju podbitego w ciężkich walkach, prowadzonych z boskiego nakazu, stanowią podstawę ideologii religijno-narodowych osadników na Zachodnim Brzegu: “co nam Bóg nadał nie może być oddane Arabom”. Również fundamentalizm chrześcijański podpiera się biblijnymi wersetami i stąd poparcie liderów tego ruchu, udzielane izraelskiej religijnej prawicy. Nic dziwnego, że rozprawa prof. Herzoga wywołała falę głośnych protestów nie w gronie ludzi nauki, lecz przede wszystkim wśród polityków. Bo jeśli Ziemia Obiecana nie została zdobyta w krwawej walce, to skąd się na niej wzięli wyznawcy Jahwe i jakie mają do niej prawo?
Jednym z pierwszych naukowców, którzy próbowali zmierzyć się z wersją biblijną, był niemiecki badacz starożytności Albrecht Alt. Alt opierał swoją krytykę Starego Testamentu na sprzecznościach wykrytych w samej Księdze Jozuego. Herzog twierdzi, że prowadzone przez dziesięciolecia prace wykopaliskowe nie dowiodły istnienia licznych miast warownych, rzekomo zdobytych przez Izraelitów. Jego zdaniem, wszystko co znaleziono to groby i szczątki ceramicznych naczyń, świadczące, iż na terenie dzisiejszego Zachodniego Brzegu i dzisiejszej Jordanii istniały, przypuszczalnie od wczesnej epoki żelaza, setki małych osiedli. Dwaj amerykańscy naukowcy Georg Mandenhall i Norman Gottwald, autorzy tak zwanej teorii socjologicznej, doszli do przekonania, że pierwsi osadnicy na tej ziemi to wieśniacy, potomkowie Kananejczyków, którzy szukali schronienia przed wyzyskiem i okrucieństwem ówczesnych regionalnych władców.
“Wiele lat poszukiwań w Jerychu nie wykryło istnienia murów obronnych, które ponoć rozpadły się na dźwięk trąb”, pisze prof. Herzog. “Także dokładny opis zdobycia miasta Ai nie znalazł potwierdzenia w pracach archeologów”.
Pierwsza Księga Królewska przedstawia zjednoczone mocarstwo Dawida i Salomona jako apogeum politycznej i militarnej mocy narodu Izraela w czasach starożytnych: “Salomon panował od Rzeki (Eufrat) do kraju Filistynów i do granicy Egiptu”. Źródła egipskie natomiast wspominają Izrael tylko raz, w czasie panowania faraona Merneceptaha (1208 p.n.e.), jako małe, lenne państewko. – Co więcej – twierdzi Zeev Herzog – sto pięćdziesiąt lat wykopalisk w Jerozolimie nie przyniosło żadnych dowodów istnienia potężnej stolicy królestwa w okresie wspomnianym w Starym Testamencie. Znane nam wykopaliska potwierdzają istnienie obwarowanej, wielkiej Jerozolimy w 722 r. przed narodzeniem Chrystusa. Wydaje się, że Jerozolima uzyskała swój centralny status dopiero wówczas, po upadku jej północnego rywala Samarii. Pisarze biblijni przypisali ten fakt sytuacji znacznie dawniejszej.
Josi Sarid, izraelski minister edukacji z ramienia lewicowej partii Meretz, polecił szefom departamentu pedagogicznego zbadać treść dysertacji naukowej Zeeva Herzoga. – Jeśli okaże się, że jest to teoria oparta na rzetelnych badaniach, dobrze, aby znalazła się w podręcznikach licealnych. Młodzież winna poznawać wszystkie aspekty naszej historii – mówi minister. Jest jednak wątpliwe, czy pozostali uczestnicy nowej koalicji rządowej, wśród nich ministrowie reprezentujący partie religijne, umożliwią umieszczenie podobnych obrazoburczych teorii w programach szkolnych. W tym jednym wyjątkowym przypadku rabini znajdą chyba społeczne poparcie. Większość Izraelczyków, nawet ateistów, uważa Stary Testament za skałę i opokę swojej narodowej tożsamości. Bo przecież nowoczesne Państwo Izrael nie jest niczym innym jak odrodzoną kontynuacją Dawidowego królestwa. Najlepiej wyraziła to Naomi Szemer, popularna pieśniarka, patriotka, której pieśń o Jerozolimie stała się niemal drugim hymnem Izraela: “Mówią mi, że Biblia jest tylko mitem. Nawet jeśliby tak było, mit ten istotniejszy jest dla nas od wszystkich starych kamieni”.
Tak więc dyskusja sprowadza się do poszukiwania odpowiedzi ,
czy moim Rodakom potrzebna jest prawda , czy wystarczy mit ?
Nawet , jeżeli jest to mit narodu wybranego !
W pewnym sensie mamy do czynienia z sytuacją podobną do zaistniałej w czasie upadku międzynarodówki komunistycznej. Aparat partyjny zajęty był transformacją swoich przywilejów. Klasa robotnicza była tylko przeszkodą…Aparat zawodowych funkcjonariuszy najwyższego szczebla kościołów chrześcijańskich jest zaabsorbowany zadaniem znalezienia dla siebie uprzywilejowanej pozycji w społeczeństwach ludzi wykształconych. Prawda historyczna może być przeszkodą…
Opublikowano za: http://zbigniewjacniacki-zyciemojeinasze.blogspot.co.uk/2013/12/czy-moim-rodakom-potrzebna-jest-prawda.html
Powyższy tekst można komentować na różne sposoby. Temat rzeka. Teraz o samym tłumaczeniu „Pisma świętego”.
Jest taka książka: „Biblia jakiej nie znasz” napisana przez Mauro Biglino. YouTube: https://www.youtube.com/watch?v=DZBl-fjNQNU
Autor jest tłumaczem, zajmował się także tłumaczeniem „Pisma świetego” na zlecenie włoskiego episkopatu. Mario Biglino twierdzi, że w „Piśmie świętym” jest napisane zupełnie co innego niż czytamy, albowiem przyjęta jest pewna „abstrakcyjna” konwencja tłumaczenia starożytnych tekstów z hebrajskiego. W rzeczywistości znaczenie tekstu jest zupełnie inne.
Książka pana Biglino została wydana w wielu językach, na pewno było przygotowywane polskie tłumaczenie. Dowód: http://bibliajakiejnieznasz.blogspot.com/.
Ostatecznie książka po polsku nie została wydana. Dlaczego – to sfera domysłów, choć bardzo prawdopodobne jest że maczały w tym łapska osoby z biura, które jest odpowiedzialne między innymi za kaźń ojca Kazimierza Łyszczyńskiego.
Tłumaczenie powinno gdzieś istnieć, i gdyby udało się do niego dotrzeć i rozpowszechnić, za pieniądze czy za darmo w internecie, to byłoby to spore osiągnięcie.
Zbigniew Jacniacki pyta, czy Polakom potrzebna jest prawda, czy wystarczy im mit.
Myślę, że podobne teksty ujawniające fakty, że żydo-biblia jest wyssana z palca, dla “niewierzących” są tylko potwierdzeniem słuszności ich stanowiska. U mniej fundamentalistycznych katolików wywoła co najwyżej reakcję podobną do tej, jaką w Izraelu wywołała publikacja artykułu prof. Herzoga: nawet jeśli biblia jest tylko mitem, istotniejszy jest on dla nas od wszystkich dowodów, że biblia pisze nieprawdę.
Natomiast u gorliwych katolików, fundamentalistów, tekst ten wywoła syndrom obrońców oblężonej twierdzy: wrogowie – i to Żydzi – atakują świętą wiarę naszych ojców. Musimy jej bronić. Zresztą dla głęboko wierzących katolików ów mit jest właśnie prawdą. Prawdą jedyną, jedynie prawdziwą i na dodatek objawioną – przez samego “boga”. Dla katolików żydo-katolicyzm zbudowany na zbrodniczych i rasistowskich mitach żydo-biblii jest nie tylko wiarą, ale i “ojczyzną” oraz fundamentem ich tożsamości. Od pokoleń są indoktrynowani, że tylko pod krzyżem tylko pod tym znakiem… i że Polak to katolik. I jeszcze na sztandarach mają ich przewodnie hasło: Bog Honor Ojczyzna (portal KIP niestety też ma to hasło, stawiające żydowskiego “boga” na pierwszym, a ojczyznę dopiero na trzecim miejscu).
Dla katolików bez żydo-katolicyzmu i domniemanego krztu Mieszka nie byłoby Polski. Polska powstała wg katolickiej historii w 966 roku. Niestety nawet władze PRL w czasach Gomułki przyjęły tę żydo-katolicką wykładnię historii i urządziły w 1966 roku huczne obchody 1000-lecia Państwa Polskiego.
Niemniej publikowanie takich właśnie tekstów, mimo iż mobilizują turbo-katoli do obrony wiary, jest przydatne. Istnieje szeroka rzesza wątpiących. Niby wierzą, do kościołów nadal jeszcze chodzą, ale powątpiewają i nie są pewni – jak z tym Jezusickiem naprawdę było. Jeśli taki trafi na podobny tekst, ma dużą szansę zerwać się z łańcucha kruchty i ślepej wiary.
W jakim celu Roman Frister (biorąc po uwagę jego życiorys) tekst ten opublikował? Nie przypuszczam, by chciał katolikom otworzyć oczy. Może chciał u nich wywołać reakcję, jaką w Izraelu wywołało demaskowanie żydo-biblijnych mitów? To, co robi obecnie jarmułkowy “apostoł” Morawiecki – nawoływanie do rekonkwisty Europy – wskazuje na to, że tak – obydwóm szło o mobilizację katolactwa do “obrony wiary”. Niemniej artykuł Fristera może niejednemu chwiejnemu katolikowi pomóc uwolić się z łańcucha i dlatego dobrze jest go przypominać.
Najpierw cytat:
///Tak więc dyskusja sprowadza się do poszukiwania odpowiedzi ,
czy moim Rodakom potrzebna jest prawda , czy wystarczy mit ?
Nawet , jeżeli jest to mit narodu wybranego!///
Nie jest zupełnie jednoznaczne, czy pytanie to dotyczy żydów w Palestynie czy Polaków w Polsce, choćby dlatego że cały tekst dotyczy problematyki palestyńskiej z powołaniem się na palestyńskiego dziennikarza.
Można spróbować odpowiedzieć na jedno i drugie pytanie, należy zacząć od żydów, a nie chodzi tutaj zupełnie o przypisywanie pochodzenia panu Jacniackiemu. Chodzi wyłącznie o meritum.
//Czy moim Rodakom potrzebna jest prawda , czy wystarczy mit ?//
dotyczy żydów w Palestynie
Moim zdaniem to pytanie jest całkowicie niepotrzebne.
Jednym z twórców tworu syjonistycznego jest p. Mieczyław Biegun. Panu Biegunowi przypisuje się pewien cytat: https://religiaalbozdrowiepsychiczne.files.wordpress.com/2015/04/menachem_begin.jpg
Twórcy tworu syjonistycznego w ogromnej większości byli ateistami. Walczyli, często fanatycznie, uciekając się do paskudnych zbrodni, jak na przykład pan Biegun, o żydowskie państwo w Palestynie. Wierzyli że to państwo obiecał im bóg, którego nie ma, a w każdym razie oni w niego nie wierzyli. Zresztą ten sam nieistniejący bóg narzucił im status nad-ludzi, którzy mają rządzić morzem pod-ludzi, o czym wspomina pan Biegun.
Nie dziwię się wcale że pan Biegun realizował w Palestynie program boga, który nie istnieje (w każdym razie on tak uważał). Bóg jest nieważny, ale program jest rzeczywisty i DZIAŁA.
„Pismo święte” to tylko hagada, tak jak „Gazeta Wyborcza” czy „Gazeta Polska”. Tekst Biblii ma się tak do rzeczywistości jak testy z wymienionych publikatorów. Nie ma potrzeby badać Księgi królewskiej. Zacznijmy od początku, od opisu stworzenia świata. Czy prawdziwy jest ten z Rdz 1 (stwarzanie świata przez siedem dni) czy ten z Rdz 2 (Bóg ulepił człowieka z gliny i tchnął weń życie)?
W judaizmie „Pismo święte” nie ma statusu świętego pisma. U żydów świętym pismem jest święty Talmud. „Pismo święte”, żydowska Biblia, to tylko zbiór antycznej literatury judejskiej – nic więcej. Poza tym sama lektura Tory demaskuje judejskiego boga jako okrutnika, zazdrośnika, psychopatę. Judejski bóg to tylko antropomorfizacja bieżącej polityki kapłanów, lewitów.
Z judejskim bogiem i jego polityką jest trochę tak jak ze świętym Mikołajem i prezentami. Pewnie większość czytelników strony KIP zgodzi się z tezą że święty Mikołaj nie istnieje w realnym świecie choć zupełnie realne są dostarczane przezeń co rok prezenty. Żydowski bóg jest tak samo złudny jak święty Mikołaj, choć jego polityka jest jak najbardziej rzeczywista tak jak owe prezenty.
//Czy moim Rodakom potrzebna jest prawda , czy wystarczy mit ?//
dotyczy Polaków w Polsce
To pytanie jest chyba jeszcze bardziej jałowe.
Większość katolików (98%?) nie zna „Pisma świętego”, nigdy go nie czytała. Zresztą zrozumienie Starego Testamentu z perspektywy chrześcijańskiej jest niemożliwe. Dla chrześcijanina Stary Testament po prostu nie ma sensu.
Oczywiście jakiś sens on ma, tylko że z perspektywy Starego Testamentu chrześcijaństwo jest błędną, fałszywą religią, to zwykłe czczenie bałwanów. Była już na tej stronie przedstawiana argumentacja świętych rabinów, według której to na podstawie „Pisma świętego” Jezus powinien zostać zabity (Pwt 13:2-12, ewentualnie Pwt 17:2-7 oraz chociażby Mt 5:21-48).
Dla większości chrześcijan judeochrześcijański bóg to po prostu stwórca świata i antropomorfizacja wszczepionych każdemu nadnaturalnych pojęć Dobra i Zła. Wierzą w tego boga z tego samego powodu i w ten sam sposób, jak próbują w życiu odczytać owe Dobro i Zło, kierować się wskazówkami sumienia. Atak na judeochrześcijańskiego boga uważają za atak na samo metafizyczne Dobro. Jak wyżej pisze OPOLCZYK, u gorliwych chrześcijan którzy nigdy nie czytali Biblii, pytanie o jej prawdziwość wywoła tylko reakcję syndromu oblężonej twierdzy.
Nawet trudno powiedzieć że ludzie są „głupi”. Ludzie tacy są. Sam Platon wiele lat temu zauważał, że ludowa religijność, w jego czasach dotycząca zupełnie innych bogów, jest całkowicie bezrefleksyjna. Może to i dobrze? Dzięki temu trudniej ludem manipulować podrzucając mu religijny humbug. Dobrze czy źle – tak właśnie jest.
Dlaczego taka reakcja – syndrom oblężonej twierdzy? Posłużmy się porównaniem.
Homo sapiens to stworzenie, które zwykle żyje w cywilizacji, ale teoretycznie jest zdolne do życia bez jej dobrodziejstw w zupełnie podstawowych kulturach, jak na przykład Sentinelczycy (https://pl.wikipedia.org/wiki/Sentinelczycy).
To trochę jak kot domowy. Kot może być całkowicie zdanym na człowieka kanapowcem, ale jest zdolny do samodzielnego przeżycia, samodzielnego zdobywania pokarmu. Kot jest zdolny do samodzielnego życia ale musi się uczyć tej niełatwej sztuki od oseska. Tak samo jest z homo sapiens.
Religia judeochrześcijańska to część „szlachetnego kłamstwa”, fundament cywilizacji. Religia ma uzasadnić kształt istniejącego porządku społecznego ludziom, którzy już nie mają umiejętności samodzielnego przeżycia, funkcjonują w cywilizacyjnym podziale pracy.
Jeśli okaże się że ta religia czy „szlachetne kłamstwo” jest nieprawdziwe, to człowiek przecież nie porzuci cywilizacji z tak banalnego i głupiego powodu, że cywilizacja jest oparta na kłamstwie. Człowiek nie porzuci cywilizacji bo nie umie bez niej żyć. Będzie więc wypierał wiadomość że religia jest nieprawdziwa, albo szukał innej religii która uzasadni funkcjonowanie w cywilizacji. Cywilizacji opartej na kłamstwie nie jest jednak w stanie porzucić.
Jeżeli pan Jacniacki jest czy chciałby być „kapłanem” czy „filozofem” (od Platona), to obok wykazania fałszu dotychczasowych mitów powinien przedstawić do wierzenia nowe. Inaczej to nie zadziała chociażby z powodu przedstawionego w akapitach wyżej.