Izrael, opierając się na żydowskich wpływach i pieniądzach, całkowicie skorumpował wiele aspektów amerykańskiego rządu, a zwłaszcza jego politykę zagraniczną poprzez agresywny lobbing i kupowanie polityków – podkreśla były oficer CIA Philip Giraldi na łamach portaluUnz Review.
Prezydent Donald Trump oznajmił w Helsinkach, że amerykańska Wspólnota Wywiadowcza (IC) może być w błędzie w swojej ocenie, że Rosja próbowała ingerować w wybory w USA w 2016 r., lecz potem we wtorek stwierdził, że popełnił błąd i miał największe zaufanie do IC i że teraz zgadza się, iż analitycy mieli rację w swoim osądzie. Ale Donald Trump, co ciekawe, wspomniał o tym, że mogli być „inni”, którzy również ingerowali w wybory, próbując je podważyć, choć nie wymienił nikogo konkretnego, a krajowe media postanowiły nie drążyć dalej tego tematu. Niemal z pewnością Trump miał na myśli Chiny, zarówno z powodu możliwej motywacji, jak i posiadania niezbędnych zasobów do przeprowadzenia takiej operacji. Rzeczywiście, istnieją doniesienia, że Chińczycy zhakowali 30 tys. e-maili Hillary Clinton, których najwyraźniej wciąż brakuje.
Ingerencja w wybory w dużym kraju z różnorodnymi źródłami informacji, a także licznymi lokalami wyborczymi znajdującymi się w różnych stanach przy użyciu różnych systemów, jest oczywiście problematyczna. Stany Zjednoczone ingerowały w wybory wszędzie, w tym w Rosji za prezydentury Borysa Jelcyna. Brały udział w zmianach reżimu w Iranie, Chile i Gwatemali, wspierając konserwatywne elementy w wojsku, które zobowiązywały się do organizowania zamachów stanu. W Iraku i Afganistanie siły amerykańskie dokonały inwazji i obalenia rządów, podczas gdy w Libii zmiana reżimu została w dużej mierze spowodowana przez zachęcanie rebeliantów do walki z siłami rządowymi. Ten sam model został zastosowany w Syrii, choć bez większego powodzenia, ponieważ Damaszek był na tyle odważny, by mu się oprzeć.
Jak więc chińscy „inni” są w stanie wprowadzić „zmianę” w miejsce inwazji na pełną skalę przez Armię Ludowo-Wyzwoleńczą? Nie wiem nic o faktycznych chińskich planach ingerowania w przyszłe amerykańskie wybory i zyskiwania wpływów na powstały nowo wybrany rząd, ale chciałbym rozważyć, w jaki sposób mogliby przeprowadzić takie uciążliwe zadanie w USA. Po pierwsze, zbudowałbym w Stanach Zjednoczonych infrastrukturę, która miałaby dostęp do mediów i była w stanie lobbować i korumpować klasę polityczną. Byłoby to trochę skomplikowane, ponieważ wymagałoby to obejścia ustawy o rejestracji agentów zagranicznych z 1938 r. (FARA), która wymaga od przedstawicieli zagranicznych rządów działających w Stanach Zjednoczonych zarejestrowania się i poddania się nadzorowi Departamentu Skarbu. Niedawno kilka rosyjskich agencji informacyjnych finansowanych przez rząd Putina, w tym radio i telewizja RT International i Sputnik, musiało się zarejestrować zgodnie z FARA.
Aby uniknąć wymogu rejestracji zgodnie z FARA, wszystkie fundusze muszą pochodzić z chińsko-amerykańskich źródeł, które nie są bezpośrednio związane z rządem w Pekinie. Ponadto, fundacje i inne organizacje powinny zostać ustanowione raczej jako przedsięwziecia edukacyjne, a nie polityczne. Możemy nazwać swoją główną grupę lobbingową na przykład Amerykańsko-Chińskim Komitetem Politycznym (ACPAC). Po ustanowieniu, ACPAC zatrudni i wyśle setki chińsko-amerykańskich lobbystów na Kapitol, gdy Kongres będzie w trakcie sesji. Zostaną starannie dobrani, aby pochodzić z jak największej liczby stanów i okręgów kongresowych, aby zmaksymalizować dostęp do biur kongresmenów. Będą mieli przy sobie dokumenty z agendami przygotowane przez centralne biuro ACPAC, które wyjaśniają, dlaczego bliskie i bezkrytyczne relacje z Pekinem są nie tylko słuszne, ale także dobre dla Stanów Zjednoczonych.
W ramach tego procesu nowi kongresmeni skorzystają z bezpłatnych wyjazdów do Chin opłaconych przez utworzoną w tym celu fundację edukacyjną. Będą mogli chodzić po Wielkim Murze i rozmawiać z prawdziwymi chińskimi przedstawicielami, którzy powiedzą im, jak cudowne wszystko jest w ChRL. Kongresmani, którzy mimo wszystko będą wydawać się odporni na lobbing i na uposażenia, staną przed całą serią alternatywnych powodów, dla których powinni być filochińscy, w tym słabo zawoalowaną groźbą, że zachowanie się w inny sposób można by interpretować jako politycznie szkodliwy antyorientalistyczny rasizm. Na tych, którzy nadal się będą opierać, ostateczną bronią będzie cytowanie okropności drugiego wojny światowej w postaci gwałtu nankińskiego. Wszak nikt nie chce być oskarżany o negowanie gwałtu nankińskiego.
Drugą fazą „nawracania” Kongresu jest utworzenie licznych komitetów politycznych (PAC). Będą mieć niewinne nazwy, takie jak Towarzystwo Owczarzy Gór Skalistych, ale wszystkie będą działały na rzecz Chin. Kiedy pieniądze zaczną wpływać na konta kampanijne, wszelkie obawy dotyczące tego, co Chiny robią na świecie, przestaną istnieć. Te same PAC mogą być wykorzystywane do finansowania billboardów i kampanii informacyjnych w niektórych okręgach, pozwalając Chinom mieć głos w wyborach bez konieczności wypowiadania się lub wyraźnego informowania o tym, kogo popierają. Inne PAC mogą zająć się rozpowszechnianiem agendy w mediach społecznościowych, czyli robić to, o co obecnie oskarża się Rosjan.
Następnie należy uwzględnić środki masowego przekazu. Posługując się tymi samymi chińsko-amerykańskimi kanałami, po prostu można wykupić kontrolne udziały w gazetach i innych mediach, a następnie zacząć obsadzać te podmioty poważnymi młodymi Amerykanami chińskiego pochodzenia , którzy będą czuwali nad chińskimi interesami i nigdy nie napiszą materiału krytycznego wobec rządu w Pekinie czy Chińczyków. W ten sposób amerykańska opinia publiczna zostanie w końcu poddana tak silnej propagandzie przez dominującą narrację, że nigdy nie będzie kwestionować niczego, co robią Chiny, najlepiej mówiąc o niej jako o „jedynej demokracji w Azji” i „najlepszym przyjacielu Ameryki na całym świecie.” Po zakończeniu procesu indoktrynacji, chińscy przywódcy mogą nawet zmiażdżyć demonstrantów czołgami na placu Tiananmen lub ustawić snajperów, by zabijali przywódców protestów, a żaden kongresman, ani gazeta nie ośmieliliby się powiedzieć temu „nie”.
Kiedy klasa polityczna i media będą w wystarczającym stopniu kontrolowane, nadejdzie czas, aby przejść do ostatecznego celu: demontażu Konstytucji Stanów Zjednoczonych. W szczególności chodzi o tą irytującą Kartę Praw i pierwszą poprawkę gwarantująca wolność słowa. To by zdecydowanie musiało odejść do lamusa, więc należy oswoić Kongres i wybrać prezydenta, który również jest w twojej kieszeni, szykując się do ostatecznego uderzenia. Należałoby wówczas przegłosować całą serię ustaw uznających krytykę Chin za rasizm, jak i przestępstwo, przewidując dotkliwe kary, w tym więzienie. Po tym sukcesie można zacząć demontować resztę Karty Praw i nikt nie będzie w stanie wypowiedzieć się przeciw temu, co robi lobby, ponieważ pierwsza poprawka będzie już wtedy martwą literą. Kiedy Konstytucja zostanie rozdarta na strzępy, a chińscy lobbyści będą mocno kontrolować skorumpowanych ustawodawców, Pekin wygra bezkrwawo ze Stanami Zjednoczonymi. A wszystko zaczęło się od niewielkiej ingerencji w amerykańską politykę, o której wspominał Donald Trump.
Oczywiście, drogi czytelniku, wszystko to może być prawdą, gdyby nie to, że w ogóle nie mam na myśli Chin i używam tego kraju tylko jako metafory. Pekin mógł szpiegować wybory w Stanach Zjednoczonych, ale poza tym nie wykazywał żadnego interesu w manipulowaniu wyborami lub kontrolowaniu jakiegokolwiek aspektu rządu USA.
I chociaż jestem pewien, że Donald Trump nie odnosił się do Izraela, gdy wspomniał o „innych”, państwo żydowskie doskonale pasuje do opisu, gdyż w przeciągu ostatnich 50 lat podporządkowało sobie wiele mechanizmów polityki zagranicznej i bezpieczeństwa w Stanach Zjednoczonych.
Premier Izraela Benjamin Netanjahu ostatnio chwalił się tym, jak kontroluje Trumpa i jak przekonał go do wycofania się z porozumienia nuklearnego z Iranem.
Prawdziwą tajemnicą, jest to, dlaczego żaden amerykański polityk nie ma ani odwagi, ani nie jest na tyle uczciwy, ani być może nie posiada niezbędnej wiedzy, by zastąpić Moskwę Tel Awiwem i wskazać na Izrael, tak jak obecnie wskazujemy na Rosję z powodu działań, które są niczym w porównaniu do tego, do czego dąży Netanjahu.
Mówiąc dokładniej, nie ma dowodów na to, że Rosja kiedykolwiek prosiła o przysługi od pracowników kampanii i zespołu przejściowego Trumpa, lecz Izrael, owszem, w przypadku głosowania nad swoimi nielegalnymi osiedlami w Organizacji Narodów Zjednoczonych. Czy specjalny prokurator Robert Mueller lub Kongres są tym zainteresowani? Nie. Czy media są zainteresowane? Nie.
Izrael, opierając się na żydowskich wpływach i pieniądzach w celu wykonywania ciężkiej roboty, całkowicie skorumpował wiele aspektów amerykańskiego rządu, a zwłaszcza jego politykę zagraniczną poprzez agresywny lobbing i kupowanie polityków.
Wszyscy nowi członkowie Kongresu i małżonkowie są zabierani do Izraela na hojnie opłacone wycieczki w celu „ustalenia stanu faktycznego”, aby upewnić się, że otrzymają wskazówki bezpośrednio od źródła.
Niemal całkowita izraelska kontrola narracji na temat Bliskiego Wschodu, obecnej w głównym nurcie w USA, jest podtrzymywana i wspierana przez licznych żydowskich redaktorów i dziennikarzy, którzy są przygotowani do tego, aby propagować jedyna słuszną linię.
Pieniądze na to wszystko pochodzą od żydowskich miliarderów, takich jak Haim Saban i Sheldon Adelson, których haczyki sięgają głęboko w obu partiach politycznych. Tymczasem zdolność najsilniejszego amerykańskiego lobby AIPAC do unikania rejestracji jako obcy agent jest całkowicie spowodowana działaniem żydowskich sił w Stanach Zjednoczonych, co oznacza w praktyce, że Izrael i jego zwolennicy nigdy nie zostaną rozliczeni w żaden sposób.
Izrael chce, aby Stany Zjednoczone walczyły z Iranem w jego imieniu, chociaż Waszyngton nie ma żadnego interesu w tym, i wszystko wskazuje na to, że jego starania odniosą sukces. Mimo, że jest to bogaty kraj, każdego roku otrzymuje od USA wielomiliardową darowiznę.
Kiedy jego premier – zbrodniarz wojenny przybywa do Waszyngtonu, otrzymuje 26 owacji na stojąco ze strony całkowicie lizusowskiego Kongresu, a obecnie Stany Zjednoczone rozmieściły nawet w Izraelu żołnierzy, którzy są„gotowi umrzeć” dla Izraela, mimo, że nie ma żadnego traktatu między oboma krajami i potencjalne ofiary prawdopodobnie nigdy nie byłyby pytane w sprawie umierania za obcy kraj.
Wszystko to odbywa się bez głosowania lub dyskusji opinii publicznej w sprawie tej relacji, co wyraźnie świadczy o tym, że obie główne partie i media zostały całkowicie dokooptowane.
A teraz mamy do czynienia z atakiem na pierwszą poprawkę, a obecnie ustawodawstwo w Kongresie uznaje krytykę Izraela lub wsparcie bojkotu jego na rzecz praw Palestyńczyków za przestępstwo. Kiedy te ustawy staną się prawem, co jest pewne, przestaniemy być krajem w którym przestrzegane są prawa podstawowe.
I co takiego zrobiła Rosja w porównaniu z tym wszystkim? Prawie nic, nawet jeśli wszystkie twierdzenia o rzekomej ingerencji są prawdziwe. Kiedy więc Mueller i wszystkie republikańskie i demokratyczne szczekająca psy powiedzą choć jedno słowo o ingerencji Izraela w nasze wybory i procesy polityczne? Jeśli przeszłe zachowanie jest wskazówką, możemy mieć pewność, że nigdy.
Philip Giraldi
Wypowiedz się
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.