Demaskowanie katolickiej mitologii – domniemany „chrzest Polski”

Mitologia Chrztu Polski

Mitologia chrztu Polski 2

Mitologia chrztu Polski 3

Tak przedstawia żydo-katolicka mitologia „chrzest” Mieszka w sztuce.

Kilkakrotnie już wspominałem o wyssanym z palca rzekomym „chrzcie” Mieszka I w roku 966, ale zawsze na marginesie innych spraw. A ten żydo-katolicki mit, a raczej ordynarne kłamstwo zasługuje na samodzielny tekst. A więc, do dzieła…

Kłamstwo domniemanego chrztu Mieszka ma wymiar podwójny – oszukuje się Polaków wmawiając im ten wyssany z palca „fakt”, a dodatkowo propaganda żydłacka głosi, że od owego wyssanego z palca „chrztu” Mieszka Polska  była krajem chrześcijańskim, a jej mieszkańcy byli przykładnymi, gorliwymi i głęboko wierzącymi katolikami.

Jeszcze innym dodatkowym kłamstwem propagandowym jest nazywanie domniemanego „chrztu” Mieszka „chrztem Polski”. Bo nawet, gdyby ten „chrzest” Mieszka miał rzeczywiście miejsce – co jest żydłackim kłamstwem – to oznaczałby on „chrzest” władcy, a nie całego jego państwa.

W czasach Mieszka nie istniała jeszcze zasada cuius regio, eius religio i „chrzest” jakiegokolwiek władcy nie oznaczał, że całe jego państwo „zostało ochrzczone” i z dnia na dzień stało się żydo-chrześcijańskie.

Zacznijmy od samego domniemanego „chrztu”…

A więc w owych czasach, gdy buldożer jahwizmu miażdżył kolejne kraje, pogańskim władcom przyjmującym żydo-chrześcijaństwo, bądź mocno zasłużonym w jego promocję i umacnianie, po śmierci nadawano przydomek „wielki” lub „święty” i kanonizowano ich w tym celu. Tak było np. z ruskim Włodzimierzem I Wielkim, świętym katolickim i prawosławnym.

A Mieszko, który rzekomo się „ochrzcił”, w nagrodę nie został ani „wielkim” ani „świętym”.

Nadmienić należy, że w tamtych czasach „chrzest” jakiegokolwiek pogańskiego władcy był dla żydo-katolickiej propagandy niezwykle ważnym wydarzeniem. Na taką „uroczystość” zjeżdżali się wysłannicy sąsiednich skatoliczonych krajów, duchowieństwo i co najmniej jeden biskup z orszakiem sług i kleru. „Chrztu” w takim przypadku udzielał biskup a nie zwykły klecha.

„Chrzest” odnotowywany był w annałach z dokładnym opisem „ceremonii”. Były tam zawsze takie szczegóły jak data, miejsce,  kto chrzcił i jakie imię „ochrzczony” przyjmował podczas „ceremonii”. Upiększane to było zazwyczaj opisem wyssanych z palca cudów towarzyszących temu –  z punktu widzenia nadjordańskiej dżumy – wiekopomnemu wydarzeniu. A także opisywane były czyny świeżo „ochrzczonego” – burzenie pogańskich świątyń palenie posągów pogańskich bogów i masowe „chrzczenie” poddanych. Natomiast w przypadku Mieszka nie znamy ani daty, ani miejsca chrztu, ani kto Mieszka „obmywał” wodą (której pies nie chce, wąż nawet nie pije – Słowacki) tzw. „święconą”.

Kronikarze-bajkopisarze późniejsi podawali wprawdzie przeróżne daty, nie wymieniając miejsca „chrztu”, ale daty te są właśnie różne. Np 7 marca 965. Często wręcz podaje się tylko rok domniemanego „chrztu” – od 965 do 967. Najczęściej w różnych pracach pada data 14 kwietnia 966.
„…najczęściej podawaną datą jest 14 kwietnia 966 r.”

Ale tę datę, jak podaje wiki w innym miejscu, tylko przyjmuje się:

„Powszechnie przyjmuje się, że chrzest Mieszka odbył się w 966 r.”

Tyle że „przyjmuje się” nie oznacza, że tak rzeczywiście było.

Ciekawe, że żyjący czasowo najbliżej tych wydarzeń Thietmar nie wymienia daty, miejsca i innych szczegółów dotyczących domniemanego „chrztu”, sugerując przy tym w oparciu o plotki trzyletni czasowy „rozrzut” tego wydarzenia:

„Umyślnie postępowała ona przez jakiś czas zdrożnie, aby później móc długo działać dobrze. Kiedy mianowicie po zawarciu wspomnianego małżeństwa nadszedł okres wielkiego postu i Dobrawa starała się złożyć Bogu dobrowolną ofiarę przez wstrzymywanie się od jedzenia mięsa i umartwianie swego ciała, jej małżonek namawiał j ą słodkimi obietnicami do złamania postanowienia. Ona zaś zgodziła się na to w tym celu, by z kolei móc tym łatwiej zyskać u niego posłuch w innych sprawach. Jedni twierdzą, iż jadła ona mięso w okresie jednego wielkiego postu, inni zaś, że w trzech takich okresach.
Dowiedziałeś się przed chwilą, czytelniku, o jej przewinie, zważ teraz, jaki owoc wydała jej zbożna intencja. Pracowała więc nad nawróceniem swego małżonka i wysłuchał jej miłościwy Stwórca. Jego nieskończona łaska sprawiła, iż ten, który Go tak srogo prześladował, pokajał się i pozbył na ustawiczne namowy swej ukochanej małżonki jadu przyrodzonego pogaństwa, chrztem świętym zmywając plamę grzechu pierworodnego.”

Tak więc już w czasach współczesnego Mieszkowi Thietmara nie wiedziano, kiedy tak naprawdę miał się rzekomo odbyć ów mitologiczny wiekopomny „chrzest”. Jeśli prawdą byłaby wersja plotki, jakoby Dobrawa musiała łamać trzy kolejne tzw. „wielkie posty”, aby „nawrócić” Mieszka, to „chrzest” jego musiałby mieć miejsce trzy lata po ślubie, który odbył się prawdopodobnie w 965 roku.

Daty „chrztu”, ani innych jego szczegółów nie podaje też Gall Anomim opierając się na uproszczonej propagandowej wersji plotek o zasłudze Dobrawy:

„Mieszko objąwszy księstwo zaczął dawać dowody zdolności umysłu i sił cielesnych i coraz częściej napastować ludy (sąsiednie) dookoła. Dotychczas jednak w takich pogrążony był błędach pogaństwa, że wedle swego zwyczaju siedmiu żon zażywał. W końcu zażądał w małżeństwo jednej bardzo dobrej chrześcijanki z Czech, imieniem Dobrawa. Lecz ona odmówiła poślubienia go, jeśli nie zarzuci owego zdrożnego obyczaju i nie przyrzeknie zostać chrześcijaninem. Gdy zaś on (na to) przystał, że porzuci ów zwyczaj pogański i przyjmie sakramenta wiary chrześcijańskiej, pani owa przybyła do Polski z wielkim orszakiem (dostojników) świeckich i duchownych, ale nie pierwej podzieliła z nim łoże małżeńskie, aż powoli, a pilnie zaznajamiając się z obyczajem chrześcijańskim i prawami kościelnymi, wyrzekł się błędów pogaństwa i przeszedł na łono matki-Kościoła.”

Najbardziej zmitologizowaną wersję „chrztu” Mieszka podaje żydłacki fałszerz historii Długosz (podaję za Dobrogostem):

.

ROK PAŃSKI 965. MIECZYSŁAW KSIĄŻĘ POLSKI POJMUJE DĄBRÓWKĘ CÓRKĘ KSIĄŻĘCIA CZESKIEGO ZA ŻONĘ, I PORZUCIWSZY BAŁWANY POGAŃSKIE, WIARĘ CHRZEŚCIAŃSKĄ WRAZ Z CAŁYM NARODEM PRZYJMUJE.

Za przestrogą więc chrześcijańskich wyznawców i zakonników Mieczysław porzucił siedem nałożnic, połączonych z nim miłością cielesną, aby pieszczota powabów niewieścich nie utrzymywała go w ślepym nałogu bałwochwalstwa. Rozłączywszy się z niemi, wyprawił dziewosłębów do Bolesława książęcia Czeskiego, rodzonego brata i zabójcy Ś. Wacława, prosząc o córkę jego Dąbrówkę, którą jako jedyną i prawą małżonko zaślubić postanowił. Książę Czeski odpowiedział, że nie pogardzi tak dostojnym i znakomitym zięciem, byle tylko porzucił błędy pogańskie, a przyjął zakon świętej chrześcijańskiej wiary; inaczej nie zezwoli na związek małżeński swojej córki z książęciem pogańskim, bałwochwalcą. Dąbrówka księżniczka dała podobną z swej strony odpowiedź posłom i swatom Mieczysława, którzy ją w małżeństwo zapraszali: że nie przystało chrześcijance zaślubiać poganina; jeżeli jednak Mieczysław książę Polski odstąpi plugawej czci bałwanów, i przyjąwszy chrzest nowym się żywotem odrodzi, nie odmówi mu wtedy swojej ręki. Gdy posłowie do Polski z takiem wrócili oświadczeniem, książę Mieczysław zwoławszy starszyznę i wielmoże, w licznem ich zebraniu naradzał się, coby mu czynić wypadało. Różnili się w zdaniach panowie: postanowiono więc odłożyć rzecz do dnia następnego. Aliści tej zaraz nocy Bóg opatrzny, ulitowawszy się nad nędza i ślepotą, narodu Polskiego, natchnął we śnie Mieczysława książęcia i większą część jego radców surową przestrogą, i zaleceniem, aby podanej sposobności nie zaniedbywali, a wiedzieć chcieli, się przez przyjęcie nowej wiary państwo ich w czasy potomne wielką pomyślnością zakwitnie. Takiem objawieniem skłoniony książę Polski i starszyzna uchwalili jednomyślnie poddać się świętej wierze Chrystusa. A gdy liczne poselstwa słane do Czech obiecywały i upewniającym stwierdzały zaręczeniem, że dla osiągnięcia związków małżeńskich nie tylko sam książę, ale i wszystek naród Polski, poznawszy dokładnie zasady wiary chrześcijańskiej, chrzest przyjmie, Bolesław książę Czeski zezwolił na żądane śluby, i przyrzekł oddać w małżeństwo rzeczonemu Mieczysławowi książęciu Polskiemu córkę swoją Dąbrówkę, zacną i pełną, najpiękniejszych przymiotów dziewicę, z posagiem i oprawą godną obudwu, wydającego i pojmującego małżonkę. Było zaś wielu między panami i starszyzną królestwa, którzy mocno się temu opierali, nie zezwalając na przyjęcie wiary chrześciańskiej. Jedni utrzymywali, że to nowe chrześcijan wyznanie para się przesądem i zabobonem; drudzy, że trudnem byłoby wypełnienie jego zakonu; inni, iż to nie rzecz, wyrzekając się ojczystych podań, swobodne karki poddawać jarzmu nowej i nieznanej dotąd powagi. Te jednak, i wiele innych przeciwności, Bóg miłosierny, który królów obdarza radą zdrową, ulitowawszy się nad niedołęstwem i długą Polaków ślepotą, snadno uchylić raczył, natchnął ich duchem zgody i skłonił do przyjęcia wiary chrześcijańskiej, aby przez jej odrzucenie u Czechów i innych narodów nie stali się celem pogardy. Posłowie książęcia Polskiego Mieczysława, w licznem towarzystwie panów i szlachty Czeskiej, sprowadzili do stolicy Gniezna z wielką czcią i okazałością dziewicę Dąbrówkę, a z nią bogate wiano i wyprawę rzadkiej ozdoby, przyzwoitą takiemu zamęściu, godną teścia i zięcia. Książę Mieczysław, panowie Polscy i wszystkie stany wyszły na jej spotkanie i witały ją z niezwykłą wspaniałością i wystawą. Znakomite niewiasty i panny Polskie dla jej uczczenia, z rozkazu książęcia, zgromadziły się w Gnieźnie, przystrojone w klejnoty, złoto, srebro i inne ozdoby. Po kilku dniach, książę Mieczysław, wyuczywszy się główniejszych zasad i obrządków prawej wiary od mnichów i pustelników, których w tym celu umyślnie był sprowadził, wraz z panami, szlachtą i celniejszymi mieszkańcami miast Polskich, wyrzeka się ciemnoty dawnych błędów, a przyjmuje zakon zbawienny prawej wiary Chrystusa; pierwszy krok nawrócenia swego od przesądów pogaństwa do światła wiary uświęca znamieniem oczyszczającej łaski, i w Gnieźnie chrzest przyjmuje. A tak obmyty z grzechów w świętym zdroju odrodzenia, wodą chrztu zgładziwszy zmazę występków i pogaństwa, od zabobonnej czci bałwanów zwrócił się do poznania prawdziwego Boga, czystej i pobożnej wiary. Za jej światłem, wyższem od światła przyrodzonego rozumu, którym go także hojnie Bóg obdarzył, za oświecającą łaską Ducha Ś. przeobleczony w szatę niewinności, żywot świeży i młodzieńczy, odrodził się z wody i ducha, a porzuciwszy dawne imię Mieszka nazwał się Mieczysławem. Wraz i siostra jego rodzona, dziewica, przeżegnana znamieniem wiary świętej, została chrześcijanką i przybrała imię Adelaidy. Tegoż dnia, przyjąwszy Sakrament chrztu, książę Mieczysław wziął poświęcenie innego Sakramentu, zaślubiając dziewicę Dąbrówkę obrządkięm chrześcijańskim: ku czemu zaprosiwszy książąt sąsiednich, obchodził gody weselne w Gnieźnie z wielką wspaniałością przez dni kilka (…).”

U Długosza mamy więc najpierw „chrzest”, a potem ślub. Tyle że on pisał tę bajkę prawie pół tysiąclecia po domniemanym „fakcie”.

Jeszcze więcej zgadywanek i niepewności jest w sprawie miejsca domniemanego „chrztu” Mieszka. Jak podaje wiki w grę wchodzi kilka różnych miast w kilku państwach:

„Obecnie zakłada się, iż Mieszko I przyjął chrzest na terenie swojego państwa w Poznaniu, na Ostrowie Lednickim lub w Gnieźnie; w dwóch pierwszych miejscach znaleziono bowiem baptysteria datowane na II poł. X wieku. Część historyków sądzi jednak, że mogło się to stać na terenie Niemiec (wielu uczonych wskazywało na Ratyzbonę), Czech bądź też w samym Rzymie.”

A przecież – i tu zacytuję fragment książki „Król apostata” A. Zielińskiego:

“Do dzisiaj nie wiadomo również gdzie i kiedy Mieszko I został ochrzczony. Nie udało się nikomu odnaleźć nigdzie jego dokumentu chrzestnego (metryki), nie wiadomo, zatem, jakie na chrzcie otrzymał imię. Nie znamy także imion jego rodziców chrzestnych, a przecież musieli to być odpowiednio wysocy dostojnicy kościelni lub państwowi. Pozostaje także do dzisiaj nierozwiązaną zagadką, dlaczego pozostał w naszej historiografii przy wcześniejszym, pogańskim (?) imieniu Mieszko, przez Długosza wprawdzie zmienionym na Mieczysław, ale przecież żadnego świętego o tym imieniu w Europie nie było. Trudno zatem założyć, iż książę ten przyjął na swoim chrzcie imię tak zdecydowanie wówczas nawiązujące do bałwochwalczych czasów.”

Trudno odmówić logiki temu wywodowi. Jeśli „chrzest” Mieszka miałby rzeczywiście miejsce, brałoby w nim udział wielu gości – dostojników świeckich i kościelnych. I zapewne „ceremonia” byłaby szczegółowo opisana przez naocznych świadków z datą, miejscem i biskupem udzielającym „chrztu”. Treść opisu „chrztu” byłaby znana co najmniej w Polsce, cesarstwie i Rzymie. No i chyba u rodziny żonki – w Czechach. I nie byłoby możliwości, aby wszystkie one zostały zniszczone. A do dzisiaj – czyli ponad tysiąc lat po tym mitologicznym „chrzcie” nadal nic o nim poza bajkami, plotkami i zgaduj zgadulą nie wiemy. Mimo to nachalna żydłacka propaganda podaje jako pewnik, że Mieszko został ochrzczony w roku 966.

Najważniejszym jednak dowodem na fikcję „chrztu Mieszka” znajdziemy na zniszczonym w roku 1790 sarkofagu jego syna Bolesława Chrobrego. W epitafium na owym sarkofagu znajdowało się takie zdanie:

„Perfido patre tu es, sed credula matre

http://www.mediewistyka.pl/Chrobry.pdf
.

Mówiło ono, że Chrobry zrodzony jest z perfidnego” ojca i wierzącej” matki. Jak wiemy, u żydłactwa określenie „wierzący/wierząca” jest jednoznaczne – wyznawca jahwizmu. Natomiast „perfidny” oznacza (wtedy i dzisiaj) mniej więcej to samo – wyrachowany, zdradliwy, przewrotny. Czymże sobie więc Mieszko I, ojciec Chrobrego, zasłużył na taki nie przynoszący chluby chrześcijańskiemu „ochrzczonemu”  władcy epitet?

Można by spekulować, że Mieszko ochrzcił się, ale nadal żył „po pogańsku”. Jednakże kronikarze „ochrzczonym” władcom (ale i hierarchom kościoła) nie jedną zbrodnię, występek czy świństwo wybaczali i puszczali w niepamięć. W podzięce i z wdzięczności za ich „zasługi” dla nadjordańskiej dżumy. Ale Mieszkowi nie podarowano jakichś ważnych „win” i na sarkofagu syna nazwano go perfidnym. Wytłumaczeniem może być tylko jedno – Mieszko obiecał Dobrawie, że się ochrzci po ślubie z nią, obietnicy nie dotrzymał i do końca życia pozostał poganinem. I stąd przymiotnik – perfidny.

I dlatego, ponieważ nie było tego wyssanego z palca „chrztu”, nie są znane jego data, miejsce, imię „chrzczącego” i inne szczegóły dotyczące tego „wiekopomnego” dla żydłactwa wydarzenia.

Całą tę historyjkę wyssano w komplecie z palca. I miliony owieczek w nią wierzą. Ale nie tylko owieczki dały nabrać się na to żydo-katolickie propagandowe oszustwo. Także wielu „niewierzących” uparcie trzyma się daty 966 jako daty „chrztu Polski”.

Ciekawe też, dlaczego nie zabezpieczono sarkofagu wielkiego chrześcijańskiego władcy – Chrobrego – przed zniszczeniem. Aż takie trudne to nie było. A jednak pozwolono na jego unicestwienie:
„Anonimowy utwór, określany jako Epitafium Bolesława Chrobrego był umieszczony na gotyckim sarkofagu władcy w nawie głównej katedry poznańskiej. Grobowiec ten po połowie XVIII wieku (pomiędzy 1755 – 1766) przeniesiono do kaplicy bocznej, gdzie – w wyniku katastrofy budowlanej – w 1790 roku uległ zniszczeniu. Trumna Bolesława Chrobrego znana jest z nielicznych świadectw ikonograficznych natomiast umieszczony na niej napis doczekał się wielu odpisów.
Ostatnio ich korpus powiększył się o kolejny przekaz, odkryty we włoskim kodeksie z I połowy XV wieku przechowywanym w Huntington Library (San Marino; Kalifornia), w którym z foliału 206 usunięto tekst, wpisując w jego miejsce wiersz sławiący Piusa II. Jednakże niestarannie wykonana razura pozwala odczytać pierwotny zapis, będący najstarszym z zachowanych odpisów.”
http://www.mediewistyka.pl/Chrobry.pdf

Tak więc treść epitafium przeszkadzała żydłakom i na sarkofagu Chrobrego, i we włoskim kodeksie. Bo przedstawiała rzekomo zasłużonego „chrztem” dla żydo-katolicyzmu Mieszka jako „perfidnego ojca”, przeciwstawiając go „wierzącej matce”! A taki obraz nie za bardzo pasował żydłakom w ich propagandzie Polski od Mieszka (i dzięki niemu) gorliwie katolickiej. i stąd pozwolono na dojście do „katastrofy budowlanej” nie wynosząc wcześniej sarkofagu w niezagrożone katastrofą miejsce. O tym, że chrzest władcy nie jest jednoznaczny z chrztem jego państwa już wspomniałem. W tym żydłackim guśle „obmywa” się tzw. „święconą wodą” (której pies nie chce, wąż nawet nie pije) ofiarę z wyssanego przez oszustów teologów „grzechu pierworodnego” nadając ofiarze „chrztu” imię. Kraju natomiast się nie „chrzci”. Nie „zmazuje” się z niego „grzechu pierworodnego” parszywą wodą nadając mu „chrześcijańskie” imię.

„Chrztu Polski” nie było nigdy.

Takoż nie było chrztu Mieszka I.

W tym miejscu wkleję jeszcze obszerne fragmenty komentarza Vindexa z innego wątku w tej właśnie sprawie:

„Jeśli chodzi natomiast o Mieszka i jego domniemany chrzest to świetna analiza tej kwestii znajduje się w książce Andrzeja Zielińskiego “Król apostata”. Jest to praca o królu Bolesławie Zapomnianym, ale jeden z rozdziałów odpowiada na pytanie, które postawiłeś wcześniej: “Dlaczego Mieszko I nie został świętym?”. Ale nie tylko. Autor zadaje w nim szereg niewygodnych dla jahwistów pytań, które dotychczas były albo pomijane, albo udzielano na nie wymijających odpowiedzi. Jest tam także próba odpowiedzi na pytanie gdzie i kiedy był chrzest? (Książkę nawiasem mówiąc serdecznie polecam)

Po pierwsze – rzeczywiście zastanawiające jest to, dlaczego Kościół nie wyniósł na ołtarz de facto najważniejszej dla nich postaci, która według oficjalnych zapisów kronikarskich, ochrzciła siebie i wprowadziła jahwizm do Polski. Można powiedzieć, że kanonizacja tych pogańskich władców, którzy przyjęli judeochrześcijaństwo i którzy zdecydowali się wprowadzić tą religię w swoim państwie, była wręcz żelazną zasadą panującą w ówczesnym Kościele. Tak było z królem czeskim Wacławem, księciem Włodzimierzem z Rusi królem Węgier Waikiem- Stefanem, Erykiem w Danii, czy z anglosaskim władcą Ethelbertem. A Mieszko nic. Ani “Święty” ani nawet “Wielki”.

Dlaczego pominięto Mieszka? Jego synowi Bolesławowi byłoby to bardzo na rękę. Wyniesiony na ołtarze ojciec byłby mu niezwykle pomocny w ugruntowaniu jego władzy. Dziwne, że Bolesław nawet nie zabiegał o kanonizację ojca, choć niezwykle gorliwie zabiegał o wyniesienie na ołtarze biskupa Vojtecha- Adalberta, tzw. “Pięciu Braci Męczenników”, biskupa Radima Gaudentiusa, czy nawet niemieckiego misjonarza Brunona z Kwerfurtu.
Mieszko nie został świętym raczej nie dlatego, że “swoim zwyczajem siedmiu żon używał”. Chrzest przecież i tak zmywał wszelkie poprzednie “grzechy”. Poza tym wielu świętych świetoszkami nie było, mało tego, wielu z nich cudzołożyło, mordowało, ale nie stanowiło to żadnej przeszkody w wyniesieniu ich na ołtarze. I to nie była tylko domena “mroków średniowiecza”. Jeszcze nie tak dawno watykański kundel Wojtyła wynosił na ołtarze takich zbrodniarzy jak morderca Indian Józef Anchieta czy Alojzy Stepinac. Cóż – jaka religia tacy święci. Ale wracając do Mieszka…

Autor książki, Zieliński, podaje następujące wyjaśnienie- Mieszko nie został kanonizowany, ponieważ judeochrześcijaństwo nie było zupełnie nieznaną religią. Wiadomo przecież, że już wcześniej przybywali tam “misjonarze” w poszukiwaniu owieczek. Już wcześniej budowano tam śwątynie Jahwe, niewiele, ale niektóre datuje się przed 966 r.. Nie ulega wątpliwości, że jedną z żon Mieszka, duńska księżniczka Geira, była chrześcijanką. Co prawda 99 % Lechitów pozostawało nadal przy swoich rodzimych wierzeniach, ale nie było tak, że o jahwizmie na ziemiach polskich przed Mieszkiem nikt nie słyszał. Moim zdaniem nie jest to zbyt dobre wyjaśnienie, ponieważ w innych krajach poddanych żydowskiemu jarzmu, była podobna sytuacja. Czy na Ruś nie przybywali wcześniej kaznodzieje, albo na Węgry? Raczej trudno znaleźć kraj w którym jahwizm wyskoczył jak filip z konopii. Moim skromnym zdaniem sprawa “dlaczego Mieszko nie został świętym?” jest wciąż otwarta.

Po drugie -data i miejsce chrztu. Weźmy najpierw datę roczną. Podaję, się rok 966, ale jest to przecież data umowna. Wikipedia w haśle “Mieszko I” bezradnie podaje ” daty wahają się 965-967; 966 przekonująco ustalił Tadeusz Wojciechowski/”

Gall Anonim, o ile dobrze pamiętam, nie podaje żadnej daty, Długosz natomiast podaje – 5 marca 965 ( cytuję za Naruszewiczem “Historya narodu polskiego”, dla pewności należałoby sprawdzić bezpośrednio u Długosza). Tymczasem “oficjalna wersja historii” mówi, że ( za wikipedią) “najczęściej podawaną datą jest 14 kwietnia 966 r., ponieważ zgodnie z ówczesnym zwyczajem ceremonia odbywała się w Wielką Sobotę” http://pl.wikipedia.org/wiki/Chrzest_Polski
Więc albo jest to robienie z ludzi idiotów, albo rzeczywiście nie ma zgody co do daty chrztu Mieszka. Naruszewicz, choć jahwistyczny doktryner i obecnie już mocno przestarzały, idiotą nie był. Raczej nie pomylił się o cały rok w tak ważnej dla niego dacie.

Inny ówczesny mu historyk Jan Albertrandy podaje w “Dziejach Królestwa Polskiego” pod datą 965 ” Mieczysław ochrzczony […], a to dnia 7 marca”. Czyli teraz z 5 marca zmieniło się na 7 marca. Nie chcę mi się dalej cytować, ale chciałbym zauważyć jedno. Historycy polscy z końca XVIII i XIX wieku nie mieli pojęcia o dokładnej dacie chrztu Mieszka i podawali na chybił trafił. Przeciwko dacie 14 kwietnia przemawia logika. Miała to być wielka sobota. Wielka sobota to dla jahwistów czas głębokiego żalu i zadumy nad śmiercią Joszue, i nie można było wtedy odbywać żadnych ślubów, chrztów czy pogrzebów.

Czyli podsumowując- brak logicznej przesłanki żeby uznać 14 kwietnia za datę dzienną, a data roczna jest przypuszczalna a nie rzeczywista. W przypadku miejsca chrztu- tu chyba nawet przebąknięcia w źródłach nie ma. Po prostu nic. Historycy spierają się o to czy o tamto miasto. Zawsze można argumentować, że co prawda nie ma zgody co do daty i miejsca, ale jest zgoda co do samego faktu, że Mieszko przyjął chrzest.

Zacytuję na koniec Zielińskiego:
“Do dzisiaj nie wiadomo również gdzie i kiedy Mieszko I został ochrzczony. Nie udało się nikomu odnaleźć nigdzie jego dokumentu chrzestnego (metryki), nie wiadomo, zatem, jakie na chrzcie otrzymał imię. Nie znamy także imion jego rodziców chrzestnych, a przecież musieli to być odpowiednio wysocy dostojnicy kościelni lub państwowi. Pozostaje także do dzisiaj nierozwiązaną zagadką, dlaczego pozostał w naszej historiografii przy wcześniejszym, pogańskim (?) imieniu Mieszko, przez Długosza wprawdzie zmienionym na Mieczysław, ale przecież żadnego świętego o tym imieniu w Europie nie było. Trudno zatem założyć, iż książę ten przyjął na swoim chrzcie imię tak zdecydowanie wówczas nawiązujące do bałwochwalczych czasów”

Ja osobiście w kwestii chrztu Mieszka pozostaję agnostykiem. Trudno powiedzieć czy był czy nie. Na pewno nie jest to “oczywista oczywistość” jak wmawiają nam szkolne podręczniki. Argumenty przeciwne, jak choćby brak dokładnej daty i miejsca chrztu, czy absencja imienia z chrztu Mieszka są silne i warte dalszych badań.

Zgadzam się z Tobą, że Kościół tworzy własną wersję historii, którą potem nam serwują w szkołach. Vide przykład naszego króla Bolesława Zapomnianego, którego obecnie traktuję się jako “legendę” czy “wymysł kronikarzy”.

Tymczasem w XIX w. dla najwybitniejszych polskich historyków, jak Wojciechowski, Balzer, Szajnocha, Lewicki czy Zakrzewski fakt istnienia Bolesława II był bezsporny. Ale, jak stwierdza Oswald Balzer, autor wydanego w 1895 r. w Krakowie pomnikowego dzieła „Genealogia Piastów”, który postaci Bolesława poświęcił wielostronicowy wywód, „dopiero Wojciechowski ma zasługę, że istnienie jego udowodnił w sposób nie pozostawiający żadnej prawie wątpliwości”.

Pytanie- dlaczego dzisiaj obecnie się zaprzecza jego istnieniu? Moim zdaniem jest to wina patałacha Wyrozumskiego, który w swojej czterotomowej “Historii Polski” wyraził wątpliwość w istnienie Bolesława. Wyrozumski cieszący się opinią “wybitnego historyka” natychmiast stał się autorytetem dla wszelkiej maści historyków-nieudaczników, którzy jak małpy zaczęli po nim powtarzać jego opinię odnośnie Bolesława. I tak powstał w historii trend, który panuje do dziś – uważanie Bolesława za postać wymyśloną. Możemy mieć tylko nadzieję, że ten fałszywy i niezwykle krzywdzący dla historii trend szybko minie i historycy zaczną opierać swoje zdania na źródłach a nie na wyssanych z palca opiniach Wyrozumskiego.”

Tyle komentarz Vindexa. Szczególnie istotne i słuszne jest spostrzeżenie:

„Dlaczego pominięto Mieszka? Jego synowi Bolesławowi byłoby to bardzo na rękę. Wyniesiony na ołtarze ojciec byłby mu niezwykle pomocny w ugruntowaniu jego władzy. Dziwne, że Bolesław nawet nie zabiegał o kanonizację ojca, choć niezwykle gorliwie zabiegał o wyniesienie na ołtarze biskupa Vojtecha- Adalberta, tzw. “Pięciu Braci Męczennikow”, biskupa Radima Gaudentiusa, czy nawet niemieckiego misjonarza Brunona z Kwerfurtu.

Mieszko nie został świętym raczej nie dlatego, że “swoim zwyczajem siedmiu żon używał”. Chrzest przecież i tak zmywał wszelkie poprzednie “grzechy”. Poza tym wielu świętych świetoszkami nie było, mało tego, wielu z nich cudzołożyło, mordowało, ale nie stanowiło to żadnej przeszkody w wyniesieniu ich na ołtarze. I to nie była tylko domena “mroków średniowiecza”. Jeszcze nie tak dawno watykański kundel Wojtyła wynosił na ołtarze takich zbrodniarzy jak morderca Indian Józef Anchieta czy Alojzy Stepinac. Cóż – jaka religia tacy święci.

Natomiast myli się A. Zieliński, autor „Króla apostaty”, dopatrując się braku kanonizacji Mieszka w tym, że żydłacki zabobon via Konstantynopol zagościł na ziemiach polskich przed Mieszkiem. Otóż na Rusi już babka Włodzimierza I Wielkiego świętego – Olga –  też była święta. Jej syn Światosław pozostał poganinem. A jej wnuk Włodzimierz zdradził Słowiańszczyznę i za to żydłactwo go kanonizowało i nazwało „wielkim”. Choć dżuma na Rusi znana była wcześniej. A taki Stefan I święty ochrzczony został z woli rodziców jako dzieciak. Kanonizowano go za gorliwe dalsze katoliczenie jego kraju.
A Mieszko, choć rzekomo „ochrzcił” się i pomógł w „nawróceniu” poddanych ani nie jest „wielkim” ani „świętym”.

„… iż ten, który Go tak srogo prześladował, pokajał się i pozbył na ustawiczne namowy swej ukochanej małżonki jadu przyrodzonego pogaństwa, chrztem świętym zmywając plamę grzechu pierworodnego. I natychmiast w ślad za głową i swoim umiłowanym władcą poszły ułomne dotąd członki spośród ludu i w szatę godową przyodziane, w poczet synów Chrystusowych zostały zaliczone. Ich pierwszy biskup Jordan ciężką miał z nimi pracę, zanim, niezmordowany w wysiłkach nakłonił ich słowem i czynem do uprawiania winnicy Pańskiej. I cieszył się wspomniany mąż i szlachetna jego żona z ich legalnego już związku, a wraz z nimi radowali się wszyscy ich poddani, iż z Chrystusem zawarli małżeństwo.” (Thietmar)

Kolejnym i związanym z wyssanym z palca „chrztem” Mieszka kłamstwem żydo-katolickiej propagandy jest to, że rzekomo od daty owego „chrztu” Polacy są przykładnymi i gorliwymi katolikami. Pisałem o tym już wielokrotnie. Tutaj jedynie skrótowo przypomnę:

– już w czasach Chrobrego dochodziło do antykatolickich wystąpień,

– w czasach jego wnuka Bolesława II „Zapomnianego” cały lud pod wodzą Bolesława powrócił do pogaństwa. Po śmierci Bolesława II kraj został za karę spacyfikowany połączonymi siłami czesko-rusko-niemieckimi,

Mitologia chrztu Polski 4

– w zapiskach kościelnych na przestrzeni wszystkich wieków pojawiają się liczne notatki o nadal utrzymującym się pogaństwie. Jeszcze pod koniec XVIII wieku  zdarzały się w Rzeczypospolitej całe wsie w komplecie pogańskie.

– pogaństwo było potępiane przez synody biskupie, herszta Watykanu (bulla papieska z XIII wieku) i przez kler z ambon,

– jeszcze w XVII wieku próbowano pogańskie Topienie Marzynny/Mareny zastąpić zrzucaniem kukieł Judasza z kościelnych wież. Podstęp nie udał się. Lud wolał pogański obrzęd i przy nim pozostał.

– Noc Kupały również przetrwała tysiącletni okres jej tępienia i katoliczenia. Jeszcze w XX wieku na Opolszczyźnie odnotowano prawdziwie pogańskie obrzędy tego słowiańskiego święta:

„Paweł Jasienica podał, że ostatni zarejestrowany przypadek prawdziwie pogańskiego świętowania kupały miał miejsce w 1937 r. na Opolszczyźnie.”

Dzisiaj zarówno obrzędy witania wiosny jak i Kupalnocka przeżywają prawdziwy renesans. Co wprawia jahwistów we wściekłość.

Zanim jahwistom udało się wykorzenić słowiańską wiarę i kulturę znaleźli się ludzie zainteresowani jej badaniem i kultywowaniem. W XIX wieku Adam Czarnocki odnalazł na polskiej wsi żywe pogańskie tradycje i słowiańską wiarę:

„Trzeba pójść i zniżyć się pod strzechę wieśniaka w różnych odległych stronach, trzeba śpieszyć na jego uczty, zabawy i różne przygody. Tam, w dymie wznoszącym się nad głowami, snują się jeszcze stare obrzędy, nucą się dawne śpiewy i wśród pląsów prostoty odzywają się imiona Bogów zapomnianych.”

Podał też trafną diagnozę niszczycielskich szkodliwych wpływów dżumy na losy Polski:

„Czas przyszły wyjaśni tę prawdę, że od wczesnego polania nas wodą zaczęły się zmywać wszystkie cechy nas znamionujące, osłabiał w wielu naszych stronach duch niepodległy i kształcąc się na wzór obcy, staliśmy się na koniec sobie samym cudzymi.”

Ciekawostką jest także wprowadzenie w roku 1668 kary śmierci za odstępstwo od katolicyzmu. Otóż gdyby żydłacka propaganda była choć jako tako prawdziwa, to Polacy – według niej gorliwi od 966 roku katolicy – nie porzucaliby żydo-katolickiej „świętej wiary ich ojców”. A oni to robili – na fali reformacji szlachta nieomal masowo przechodziła na luteranizm czy kalwinizm. Co pokazuje, jak słabiutko żydo-katolicyzm zakorzeniony był w XVI wieku w powierzchownie skatoliczonej szlachcie. Co zresztą ostatecznie zaowocowało wprowadzeniem kary śmierci za odejście od dżumy.

Tacy to byli gorliwi ci „polscy” katolicy.

Katolickich fanatyków było w skali całej ludności u schyłku Rzeczypospolitej ledwo garstka – kilka procent. A większość mieszkańców, zwłaszcza ludność wsi była pogańska z nieznacznymi naleciałościami żydłactwa. To dopiero końcówka zaborów, II RP i PRL przyczyniły się do skatoliczenia dużej części Polaków.

W czasach PRL z przyczyn politycznych – wrogość do socrealizmu owocowała dziwnymi i podejrzanymi „nawróceniami”. Choć tak naprawdę większość z katolikopolaków jest katolikami „niedzielnymi” i od wielkiego żydłackiego święta. Ponadto ich siły topnieją, nasze – słowiańskie – rosną.

Rzeczypospolita upadła drążona wznieconą przez kontrreformację dwuwiekową pełzającą wojną domową katolicy kontra „reszta świata”. Garstka katolików postanowiła skatoliczyć niekatolicką zdecydowaną większość mieszkańców oraz pragnęła zdobyć supremację dla ich watykańskiego odprysku nadjordańskiej dżumy w Rzeczypospolitej. Gdy tę supremacją osiągnęli, Rzeczypospolita wycieńczona i skłócona katolicką pełzającą wojną domową upadła.

Najwyższy czas odrzucić te obce gusła i zabobony czyniące z Polaków duchowych Żydów. Pora powrócić do naszej przedżydłackiej, słowiańskiej tożsamości. Pora obudować słowiańską cywilizację i jej wartości – szacunek wobec Matki Ziemi, szacunek wobec własnych bogów, przywiązanie do własnej kultury i tradycji, solidarność wspólnotową i wspólną troskę o dobro całej wspólnoty. Bez uprzywilejowanych elit i chciwego kleru.

Słowianie posągBądźmy Słowianami. A nie wyznawcami żydowskich idoli i ideologii.

Odbudujmy słowiańską tożsamość i rozbudźmy w nas Ducha Słowiańszczyzny.

Słowianie duchowość 2opolczyk

Opublikowano za: https://opolczykpl.wordpress.com/2013/10/18/demaskowanie-katolickiej-mitologii-domniemany-chrzest-polski/

Wypowiedz się