Adam Mickiewicz trafnie sformułował ustami Wolskiego w poemacie Pan Tadeusz dominującą w polskiej kulturze myśl romantyczną – jak w tytule artykułu – która kształtowała świadomość Polaków do zrywów zbrojnych i powstań, najczęściej przegranych i w obcych antypolskich interesach.
I do dzisiaj w polskiej historii i kulturze są eksponowane wybitne postacie: szabli, karabinu, pióra, pędzla i ducha. Natomiast ludzie organicznej pracy od podstaw, zasłużeni działacze gospodarczy i społeczni, wybitni przedsiębiorcy, wynalazcy, a przede wszystkim twórcy ponadczasowych koncepcji ustrojowych są przemilczani i spychani w niepamięć.
MYŚL jako BROŃ „kuje” się długo i mozolnie w powszechnej świadomości, co uniemożliwia „WYŁĄCZANIE UMYSŁÓW” i wykorzystanie „słomianego zapału” do bezmyślnych powstań i „uboju rytualnego” polskiej młodzieży patriotycznej.
Jedynym wielkim przykładem ostatnich trzech wieków wykorzystania MYŚLI jako BRONI poprzez ogromną pracę organiczną i uświadamiającą w trzech zaborach był okres pozytywistyczny, po niepotrzebnym, sprowokowanym i przegranym powstaniu styczniowym.
Te długotrwałe, często utajnione prace polskich narodowych elit, w tym przywracanie podmiotowości obywatelskiej i narodowej ogromnym rzeszom rdzennych warstw chłopów i mieszczan, zaowocowało wykorzystaniem „okna w czasie”, jakim była I wojna światowa. Dzięki zjednoczeniu ogromnej rzeszy świadomych Polaków w trzech zaborach możliwe stało się odzyskanie niepodległości, mimo wielkiego oporu wrogich państwowości polskiej sił, na czele z międzynarodową finansjerą.
To nie znaczy, że idea romantyczna kształtowania niezłomnego ducha jest niepotrzebna, ale powinna być wykorzystywana do zmiany siebie, w myśl zasady australijskich Aborygenów: „Sam stań się zmianą, którą chcesz widzieć w świecie”.
Niestety kształtowanie świadomości młodych Polaków w dalszym ciągu biegnie drogą romantyczną jak w tytule, a nie „kucia myśli” jako „broni”, czego dowodzi m.in. ostatni Marsz Niepodległości, o czym mówi poniższy film z Marszu i wnikliwy poniższy tekst Krzysztofa Kasprzaka.
Ten kierunek przemian świadomości i zachowań patriotycznej polskiej młodzieży kształtują nie tylko polskojęzyczni przywódcy narodowych ( czy faktycznie ?) organizacji biorących udział, ale i duchowni Kościoła Katolickiego w tym zwłaszcza jego hierarchia. Hasło „My chcemy Boga” i wiele kościelnych zawołań i śpiewów kontrastuje z wieloma okrzykami i zachowaniami tłumu, który w miarę upowszechnia tej świadomości może zaprowadzić na barykady krajowej wojny domowej, albo do wysterowania polskiej młodzieży, by zgodziła się być „mięsem armatnim” w wojnie z Rosją, jak nie raz w historii bywało, kosztem polskiego interesu narodowego. Dla refleksji przypominamy tekst na naszej stronie: …Gdy wyjdzie biskup, pastor, rabin pobłogosławić twój karabin…
W czasach przyśpieszających przemian globalnych i krajowych takie „okno w historii” otwiera się nam, jak w czasie I wojny światowej.
I tu należy postawić pytanie: CZY TE „OKNO W HISTORII” SPOWODUJE UTRATĘ OBECNEJ , NAWET KOLNIALNEJ PAŃSTWOWOŚCI, CZY JE WYKORZYSTAMY ZA POMOCĄ „MYŚLI” JAKO „BRONI” DO ODZYSKANIA WŁASNEJ NARODOWEJ PAŃSTWOWOŚCI ?
Myśli zawarte w niniejszym wprowadzeniu i poniższym tekście Krzysztof Kasprzaka należy połączyć z artykułami: poprzedzającymi i następnymi oraz wyciągnąć samodzielne wnioski.
Redakcja KIP
SMĘTNE DEWIACJE
Przyjaciół i kumpli ma się różnych. W pewnych przypadkach, różnice w podejściu do życia i związanych z nim idei, całego zespołu poglądów, jest tak odmienne (podczas gdy na polu towarzyskim lub pewnych pasji dogadujemy się swobodnie i razem w tym brodzimy), ze przyjaźń jest niemożliwa. Bo przyjaźń pociąga za sobą zobowiązania i okresowe wchodzenie we wspólny nurt. Gdy zamiast przyjaźni jest kumplostwo, to od nas zależy jak owa relacje ustawimy. Można się kontaktować, spędzać wspólnie czas i dojść do kompromisu w postaci pomijania pewnych tematów.
Mój wieloletni kumpel (znamy się od 1971 roku) jest zafascynowany nacjonalizmem i marszami różnych grup palących pochodnie. Dlatego co roku i od lat podsyła mi filmik z Marszu Niepodległości. Jestem mu nawet wdzięczny, bo to nie sprawozdanie telewizyjne, ustawione i ze specjalnie wybranymi fragmentami mającymi potwierdzać tę czy inna tezę, ale ot, taki spontan. Dlaczego poświęcam się i to oglądam? Bo wyłapuje co w trawie piszczy a dokładnie w myślach wielu moich rodaków. Tworzy mi to obraz społecznych zachowań, podskórnych prawd i stylu myślenia….
Dlatego – pierwszy raz – decyduje się podesłać ten filmik z moim komentarzem ogólnym, pogłębionym trzema miesiącami przebywania w Polsce i uważnemu przyglądaniu się ludziom i ich postępowaniu (często odruchom, bo one powstają jakby bez namysłu, bez myślowego przygotowania, ot, tak…). Zatytułowałem to “Smętne dewiacje”, bo tak to widzę i czuje.
Spróbujcie obejrzeć ów filmik Wiem ze dla niektórych z Was będzie to poświęcenie, ale czasami trzeba się poświęcać.
Odnoszę wrażenie, ze w umysłach wielu Polaków (w kraju i za granica, w tzw. Polonii) nieraz kłębi się nieprawdopodobna zbitka pojęć i emocji, wzajemnie sobie zaprzeczających a nawet się wykluczających. Opartych przede wszystkim na złudzeniach, pobożnych życzeniach, wydumanych sytuacjach (z odchyleniem w kierunku teorii spiskowych) i wszystko to często zasadza się na fałszu, okłamywaniu siebie, faryzeuszowskim podejściu do życia i bliźnich (co wybitnie, obok nieustannego grzechu pychy i chciwości, charakteryzuje dzisiejszy Kościół polski), z jednocześnie pogłębiającym się tchórzliwie-wygodnym konformizmem, nakładających się wygodnie na zanik zdrowego rozsądku. To wszystko w sumie prowadzi do – nie boimy się użyć takiego określenia – tragicznego zaniku instynktu społecznego na rzecz nacjonalistycznych obrzędów i hołubców na pokaz.
Bo oto w idącym w tym roku pochodzie niosą taki transparent
Czyli co? Bóg gdzieś się zapodział, zniknął, ulotnił się lub – nie daj Boże – jest gdzieś indziej, w posiadaniu kogoś innego (narodu?, kościoła jakogiewoś ?, sekty?). Mocne sformułowanie CHCE upodabnia do zachowań dziecka, które uczy się dopiero form kultury towarzyskiej i sposobu zaspokajania swoich pragnień (chciałbym, czy mógłbym, itp.). W sformułowaniu CHCE nie tylko jest coś egoistycznie drapieżnego, ale uwidacznia się także wielka bezradność i zagubienie smętno -agresywnego polskiego katolika. Bo jak coś chcemy to znaczy ze tego nie ma, ze nie posiadamy. Czyżbyśmy się już aż tak daleko posunęli?
Właśnie…Słowo CHCE jest potwierdzeniem rozwijającej się w Polsce agresji (na razie zachowań, choć nieco o tym poniżej), którą moglem w wielu miejscach zaobserwować (w tym roku Trójmiasto: Sopot, Gdańsk i Gdynia, Warszawa, Kraków i Wrocław) w sposobie bycia(głośne rozpychanie się w sobie i w miejscu publicznym, np. restauracji czy kawiarni i to całymi rodzinami, przy czym uderzyło mnie jak niepomiernie wzrosło chamstwo i agresja wśród kobiet w rożnym wieku – czyżby syndrom niejakiej Pawłowicz?) i odnoszenia się do innych.
A także do siebie, bo tak się zachowując i próbując narzucać swój styl bycia,automatycznie pokazujemy brak szacunku do samego siebie. I dlatego o tym wspominam, bowiem tych zachowań jest sporo, one – obok ponurych gęb – rażą i drażnią, bo nieraz są wręcz wyzywające i prowokacyjne. Przywalić komuś brutalnym słowem (zwykły język jest w wielu przypadkach jeno przerywnikiem tego potoku slow na p, ch, i k), poniżyć go i ewentualnie “przywalić z liścia” jest realizacja swojego sposobu życia i bycia właśnie. Także sposobem skanalizowania swej agresji, złości czy niechęci, opartych głównie na braku, chociażby próby, nauczenia się innych, zrozumienia ich i poszanowania, mniej czy bardziej odmiennych, zróżnicowanych ludziach postaw, co widocznie drażni w tak bardzo homogenicznym społeczeństwie jak polskie. Nadto podparte jeszcze jedynie słuszna wiara i droga ku zbawieniu.
Myślałem, ze po zwycięstwie wyborczym PiS, wręcz wymarzonym dla wielu, napotkam w Polsce wiele uśmiechniętych twarzy. Zadowolonych i życzliwych. Gdzie tam – na ulicy, w środkach transportu publicznego, w restauracjach czy kawiarniach, aż razi spora ilość ponurych twarzy. Ba, często nie noszą nawet znamion twarzy. W takiej Warszawie na przykład odnosiłem wrażenie, iż napotykam mordy, gęby i maski a tylko gdzieniegdzie twarze. We Wrocławiu i Trójmieście było nieco lepiej, w Krakowie o wiele lepiej, być może dlatego, ze miedzy lokalnymi dodatkowo przeciskała się masa zagranicznych turystów.
A przed wojna w Warszawie można było np. sfotografować takich ludzi
Jeśli mi nie wierzycie, porozmawiajcie z zagranicznymi turystami, którzy odwiedzają Polskie. Spytajcie co ich razi i otrzymacie zawsze te sama odpowiedz – ponurość. Ktoś od razu powie, ze to z powodu naszych narodowych przejść i dorzuci cały szereg smętnych faktów – ze nas wykiwano, zdradzono, zniszczono, itd. Ze już w wieku XVIII i XIX rysowała się na naszych obliczach owa ponurość, którą zauważali obcokrajowcy podróżujący przez Polskę, która na dobitkę już nie istniała jako organizm państwowy.
Zgadza się – nie było z czego się cieszyć w tamtych czasach, bo najpierw państwo nam się rozpadło, w tym co najmniej w 50% z naszej winy, potem tkwiliśmy 123 lata pod butem obcych, a po krótkim okresie niepodległości próbowano nas ponownie zniewolić i wymordować w latach 1939-1945. To co się rozgrywało w latach 1946 – 1979 nazywam ostatnim stadium niszczenia osobowości i co wynurza się dziś często na powierzchnie. Nasycanie nas odruchami homo sovieticus, rozwalanie tkanki społecznej i wszystko to w warunkach braku klasy średniej, gospodarczego zacofania, korupcji, złodziejstwa i pijaństwa. Na dobitkę przez cały czas schizofreniczne rozdwojenie pomiędzy ciśnieniem z jednej strony Partii a z drugiej Kościoła. Podwójna moralność oparta na wygodnym konformizmie. Nie łudźmy się, ze przeszło 40 lat takiego zgłajszachtowania ulotniło się bez śladu.
Nie karmy się kolejnym złudzeniem – 90% z nas nie tylko nie wałczyło z komuna, nie przeciwstawiało się czynnie społecznej erozji, lecz milcząco, a nawet aprobująco, łykało pigułki Murti Binga (tu odsyłam do Milosza). Poniewierana dziś często opozycja z PRL-u, z lat 1960 – 1980, z kręgów inteligencji, Kościoła czy nawet zbuntowanych synów aparatczyków, była nieliczna. Była gnębiona i prześladowana. I to właśnie ona utorowała drogę do sierpnia 1980 i do dalszych przemian. To ona nadstawiła karku (za Ciebie i dlatego należy im się uznanie i szacunek – od starszych, pamiętających tamten okres i od tych młodszych, urodzonych po roku 1989 i żyjących dzięki nim w otwartym świecie), nie tylko z racji swych przekonań, ale dobrze rozwiniętego instynktu społecznego. To dla nich nie było i nie ma sprzeczności pomiędzy obiektywnym podchodzeniem do faktów a subiektywna ich ocena. W człowieku nie mieści się tylko obiektywizm czy subiektywizm. Barwy tylko czarne lub białe. W człowieku istnieje wielowymiarowość ułatwiająca mu przecież poruszanie się w realiach społecznych, włącznie z ekonomia i kultura. Umożliwia mu znalezienie miejsca w świecie, także z zakorzenieniem w danym kraju.
Okres od 1980 do 1989 to najpierw zachłyśniecie się i wręcz upojenie niby wolnością, a potem cezura – stan wojenny dobitnie obnażający społeczne postawy. Od 1990 kiełkowanie demokracji; zaczęliśmy – pierwszy raz od 1918 roku – mozolnie jej się uczyć. Na dobitkę w przyspieszonym tempie, które nie tylko pochłonęło wielu ludzi, ale spowodowało w niektórych instytucjach triumfalizm w połączeniu z pycha. Nakręciło XIX wieczny w stylu kapitalizm wzmagający korupcje i przekręty, oraz wzmacniający struktury układowe, a w niektórych przypadkach wręcz mafijne. Wygląda na to, ze owa przyspieszona lekcje musieliśmy przejść i zbytnio nie widać, jak na razie, jej końca. Ta podwójna trucizna wsączyła się do partii politycznych, związków zawodowych, do stosunków w pracy, do stosunków międzyludzkich. Legła wielkim cieniem na życiu społecznym. Wytworzyła sporą ilość ludzi opierających swe życie na roszczeniach i życzeniach, na słowie “należy mi się”. I nie bynajmniej dlatego, ze cierpieli indywidualnie – ten typ ludzi powołuje się nieustannie na cierpienia zbiorowe. Wojny, powstania, reżimy.
To tarcza obronna, usprawiedliwienie, wytłumaczenie przed samym sobą, bo nie jesteśmy aż tak wielkimi idiotami, żebyśmy nie wiedzieli co mamy na sumieniu. I jacy jesteśmy. To odbicie się od szeroko rozpowszechnionego kompleksu niższości, który obecnie nie tylko przejawia się w stosunku do Zachodu, Europy czy świata, ale głownie w stosunku do własnych elit (przede wszystkim inteligencji traktowanej jako wroga i sprzedajna wręcz siła), systematycznie poznizanych i oskarżanych głównie o to co właśnie ci przeciętni, niewyrobieni społecznie, maja na sumieniu. Maja w swoich życiorysach. I ta trucizna zaraziła już młodych, głównie agresywnych kolesiów, dla których Polska jest Wszechświatem, młodzież jest Wszechpolska (owo pojecie wszech jest całkowicie zagarniającym ludzi w jedno koryto, w jeden strumień świadomości i działania, bez żadnych granic dla kompromisu i tolerancji), a chamowaci i agresywni kibole patriotami. I wszystko to jest nadal tolerowane w imię dobrej zmiany.
Popatrzmy na tych “wybitnych patriotów”, na niejakiego Rybaka (ten po prawej) i Miedlara (byłego już księdza) we Wrocławiu, podczas tegorocznych obchodów Niepodłeglości.
Przyjrzyjmy się twarzom, gestom i hasłom. Tym nieustannym namaszczaniem swego stylu życia Bogiem, Honorem i Ojczyzna. Zawsze z wielkich liter i dokładnie w opozycji do swej małości.
W załączonym filmiku zobaczycie miedzy innymi napis “Europejskość to patologia”. Zobaczycie znaki jawnie odwołujące się do faszystowskiej ideologii przedwojennej. Umiłowanie do flar i pochodni, mających zaświadczać o miłości ojczyzny. Patriotyzm na pokaz. Nie oparty na mozolnej, codziennej pracy (która zresztą widać w całej Polsce, w niesamowicie odmienionym kraju w ostatnich 27 latach) i na życzliwości wobec drugiego. Nie oparty o podstawy przywoływane w każda niedziele w kościele – miłość bliźniego, przebaczanie i pojednanie. Niekoniecznie w kazaniach, bo też stały się w wielu wypadkach agresywne i prymitywne, ale w Biblii, w owej żydowskiej księdze sporządzonej dla naszego pożytku i użytku.
A w pochodzie na filmiku, i zapewne gdzie indziej, zobaczycie owe krzepiące napisy, ze Maryja jest Królową Polski, co niby ma nam w czymkolwiek pomoc i zarazem podbudować nasza wartość. Maryja – Żydówka w hidżabie. Oba słowa dla wielu z jak najbardziej negatywnymi konotacjami. Może były ksiądz Miedlar ma wielce akuratne nazwisko, bo jest jak symbol pomiędlenia w polskich głowach, niestety nie tylko Wszechpolakow. I dlatego będąc w Warszawie, w żydowskiej restauracji “Pod Samsonem” usłyszałem od kelnera, skądinąd sympatycznego, starszego pana, ze “to wszystko te Żydy proszę pana, to cale nieszczęście”.
Zobaczycie gdzie indziej budujący napis, przypominający kult jednostki z tak mocno potępianych czasów komuny
I zwróćcie uwagę na te szczęśliwe, myślące twarze celebrujące swego idola, tego który zbawia Polskę i ratuje ja przed upadkiem. Przed zagarnięciem przez patologiczna Unie Europejska, której zarzuca się głupotę, naiwność, brak wartości, jednocześnie prosząc i oczekując na finansowe dotacje.
Ci ludzie, nie potrafią nabrać dystansu do przeszłej historii i obiektywnie spojrzeć, co ta Europa rzeczywiście uczyniła światu (dwie wojny światowe, faszyzm i nazizm) w połaczeniu z półazjatyckim, bizantyjskim w stylu krajem, zwanym Rosja (komunizm). Ta Rosja, która od wieków nie potrafi owego połączenia europejsko-azjatyckiego przekuć w spolegliwa wartość. Ku pożytkowi całego świata. I ta Europa, po stuleciach wojen i masowego mordowania ludzi, przy współudziale kościołów chrześcijańskich, mordowania nie tylko na własnym kontynencie, zdobyła się na jedyny, rozsądny gest, jakim jest budowanie wspólnoty (przyszłość) z jednoczesnym zachowaniem pamięci o tym jaka była (przeszłość). Ten proces, po grudach uprzedzeń, różnic, w tym temperamentu, z dodatkowo nabrzmiałym problemem masowej emigracji, jest zamierzony na cale dziesięciolecia. Metoda prób i błędów, popełniania głupot i szermowania naiwnością, przy zbiurokratyzowaniu i zrakowieniu przepisów. Ale się zaczął i powinien być kontynuowany, bo jest być może szansa na unikniecie powtórki z ciemnej strony historii człowieka.
Mówi się, że przyczyna powoduje skutek. Ze nasycenie obraca się w przesyt. Czy zestaw tych dwóch zdjęć poniżej można traktować jako dowód właśnie na przyczynę i skutek. Sposób rozumowania i argumentacji.
Co tak straszliwie uwiera tych młodych ludzi, ze maja takie twarze? Na co spożytkowują swa energie? Z kim walczą? Z komuna, która nie istnieje w sensie formalnym od 27 lat? Z układami postkomunowymi, które w wielu wypadkach nie rozliczono, bo przy pokojowym rozpadzie tak opresyjnego systemu i probie pojednania (czyli wrzucenia ziarna z zasad chrześcijaństwa, nie komunizmu czy socjalizmu), nie mogło być inaczej, nie mogło stać się inaczej.?
Ktoś powie, ze to nieliczne przypadki, ze to margines, coś co jest także w wielu innych miejscach świata. A przecież zaczęło się także od nielicznych przypadków. Zachowanie podobne wielce, jak owych natchnionych bojówek czerwonych i czarnych z lat 20/30-tych. Zaczęło się od wywrzaskiwanych argumentów, przeszło w pięść i but, a skończyło ogólnoświatową rzezią, gazem i drutami. Równolegle, u początków tego procesu, zawsze szły zmiany – faktów, instytucji społecznych i politycznych, prawa i sądów, sposobów myślenia w kulturze i społeczeństwie, mających prowadzić ku lepszym czasom, lepszym ludziom. A na jakiej zasadzie? – kto nie z nami ten przeciw nam. Te lekcje już wielokrotnie przerabialiśmy. I co? Żadnych wniosków?
Chciałbym (nie chce, ale właśnie chciałbym, życzyłbym sobie…) zobaczyć wreszcie Marsz Niepodległości umieszczony w infrastrukturze, w generalnie zachowanym dobrym smaku architektury, stylu miasta, świat zachodni lub w ogóle cywilizowany Świat. Włącznie ze skutkami negatywnymi(zanieczyszczenie, korki na ulicach, hałas, ceny mieszkań, korupcja), które zawsze powinny znaleźć się na transparentach jako wyraz obywatelskiej troski i nie zaczadzania się propaganda sukcesu. To tez kiedyś boleśnie przerobiliśmy.
Chciałbym zobaczyć ludzi starszych i młodszych wreszcie radosnych i usatysfakcjonowanych. Świadomych wartości tego co poprawiliśmy a często zbudowaliśmy niemal od podstaw. Pokazujących sobie i innym, ze jednak potrafimy zrobić coś dobrego i się z tego cieszyć. Być dumnym i zadowolonym. Być rozumnym i mieć świadomość swego miejsca w Europie i w rodzinie ludzkiej. Jak chcemy być w Europie to powinniśmy jej ofiarować nasze najlepsze cechy, podsuwać projekty rozwiązań, a nie bezmyślnie potępiać i wręcz gnoić. Nie należy szukać zaciekle wroga zewnętrznego – poza granicami państwa czy w jego obrębie, bo należy pamiętać, ze często największy wróg tkwi w nas samych. I na te walkę potrzebna jest wewnętrzna siła, skupienie i medytacja, świadome przestrzeganie zasady wiary i praw ludzkiej koegzystencji.
Nieustanne grzęźniecie w krzywdach, martyrologii jest niczym innym jak nieprzerwanym pogłębianiem społecznej traumy. Wielu ludzi w Polsce cierpi na depresje i nic dziwnego, ze ona od lat się pogłębia, jeśli niemal codziennie przychodzi im żyć w takim otoczeniu, w takiej atmosferze. Jedno napędza drugie, wzmacnia i pogłębia.
Czy ten obraz niczego nam nie przypomina? Z niczym się nie kojarzy? A ukończono go w 1897 roku, równe 120 lat temu.
Krzysztof Kasprzyk
Raźny: Marsz udawanej niepodległości
Fala komentarzy, a nade wszystko krytyki Marszu Niepodległości, zorganizowanego kolejny raz w Warszawie z okazji naszego święta narodowego 11 listopada osiągnęła już apogeum i wszyscy zainteresowani sceną polityczną w Polsce odetchnęli z ulgą. To bowiem, co miało w nim być pochwalone, zostało wyniesione pod niebiosa – jako przejaw wielkiego polskiego patriotyzmu. Natomiast wszelkie prowokacyjne hasła i treści, jakie ukazały się pod jego szyldem – rasistowskie, ksenofobiczne i antysemickie – zostały zgodnie z oczekiwaniami Zachodu i Izraela potępione. Władza zapowiedziała nawet w związku z nimi przeprowadzenie dochodzenia. To zaś zmusza przeciętnego obywatela do postawienia pytania: dlaczego – dysponując tak rozbudowanymi służbami specjalnymi, jakich pozazdrościć mogłyby PiS rządy PRL – ta sama władza dopuściła do pojawienia się treści uderzających nie tylko w główne hasło Marszu – My chcemy Boga – ale również w podstawę polskiej niepodległości – w wartości chrześcijańskie. I nie liczy się tu fakt, iż transparenty z hasłami sygnalizującymi owe treści były najprawdopodobniej zaplanowaną prowokacją – a jeśli była ona kontrolowana, musiały się pojawić. Podobnie nie usprawiedliwia ich – podawana przez niektórych jako okoliczność łagodząca – niemożność zapanowania nad sześćdziesięciotysięcznym tłumem, gdyż – jak pokazały to ubiegłoroczne Światowe Dni Młodzieży – te same służby zdały egzamin w przypadku milionowych zgromadzeń i nie dopuściły w czasie ich trwania do żadnych prowokacji. Wniosek jest jeden: komuś zależało na tym, aby Marsz wypadł tak a nie inaczej.
Komuś zależało na dyskredytacji ruchu narodowego i endeckiej tradycji, do której odwołuje się Marsz. Można nawet domniemywać, iż takich, którzy owej dyskredytacji pragną w oczekiwaniu na setną rocznicą odzyskania przez Polaków własnej państwowości jest i w naszym kraju i za granicą bardzo wielu. O ile bowiem rządzący Polską dobili się u swych zagranicznych mentorów zgody na kult Piłsudskiego, o tyle na taką zgodę nie tylko na kult Dmowskiego, ale również na uczciwe ukazanie jego i endecji zasług dla Polski współcześni narodowcy nie mogą liczyć. Obecną piłsudczyznę można bowiem znakomicie wykorzystać dla transatlantyckich celów politycznych Stanów Zjednoczonych i ich unijnych „partnerów” – skoncentrowanych w Europie środkowej i wschodniej na przygotowaniach do wojny z Rosją. Natomiast spuścizny Dmowskiego i endecji nie da się tak wykorzystać. Przeciwnie, stanowi ona poważną ideologiczną i patriotyczną przeszkodę dla amerykańsko-natowskich graczy. Skoro zaś w dobie internetu nie da się jej przemilczeć, należy ją ośmieszyć, unieważnić, wykluczyć z przestrzeni patriotycznej jako zagrożenie ideowe i polityczne. I tak się stało. Tzw. opinia publiczna została przekonana, że żaden byt polityczny bardziej na prawo od PiS nie może i nie ma prawa powstać. Maszerować narodowcy mogą, ale rządzić im nie wolno. Nie na darmo zostali – jako LPR – odsunięci od władzy w 2007 roku poprzez rozwiązanie sejmu. Jest oczywiste, że to ich odsunięcie było konieczne, bo solidarnie z Samoobroną nie dopuściliby do ratyfikacji przez Polskę Traktatu Lizbońskiego. Gdyby teraz władza totalna pozwoliła (mając tyle służb specjalnych, może przecież wszystko…) na utworzenia jakiejś nowej narodowej partii, mogłoby dojść w niedalekiej przyszłości do prób przeformułowania polskiej polityki wschodniej i zastąpienia polityki wojny z Rosją w imię „bezpieczeństwa” Polski i Europy – polityką pokoju.
Dlatego przedstawiciele tej władzy jako patrioci musieli zachwycić się widokiem Marszu, jego margines potępili, ale tradycji endeckiej jako równoprawnej w dyskursie politycznym nie strawią. Opozycja – podobnie jak poprzednio – odcięła się zdecydowanie od Polaków maszerujących 11 listopada, więc tym bardziej zrobi wszystko, aby z dziedzictwa Dmowskiego nie przedostało się ani jedno przesłanie do polskiej polityki, a jakaś endecka formacja partyjna do polskiego parlamentu. Dobrze zorganizowany ruch narodowy jest jednak największym zagrożeniem dla rządzącej obecnie „prawicowej” partii, która przejmuje jego niepodległościowe idee, nadając im nie tylko nowe, ale również fałszywe treści. Jaskrawym przykładem takiej „patriotycznej” manipulacji jest utrwalane od 2014 roku przez jej ideologów hasło: „Nie ma wolnej Polski bez wolnej Ukrainy”. Dlatego zrobi ona wszystko, aby pokazać, że prawdziwy patriotyzm i polskość reprezentuje tylko PiS. Tak więc – podobnie jak po poprzednich Marszach – politycznie poprawny tok myślenia na tzw. polskiej prawicy został szybko przywrócony. Marsz jest oswojony, zneutralizowany, nie stanowi żadnego zagrożenia dla istniejącego w Polsce układu sił politycznych. Czy organizatorzy, przewodząc sześćdziesięciotysięcznej demonstracji wiedzieli, że tak się to ma skończyć? I dlatego nie zapobiegli prowokacjom?
Pewne jest jedno: z takiego Marszu nie narodzi się żadna alternatywa polityczna dla współczesnej Polski. Nie dlatego, że za każdym razem towarzyszą mu jakieś prowokacje polityczne, a jego margines głosi hasła rasistowskie i ksenofobiczne, ale dlatego, że jest to marsz udawanej niepodległości.
Jego organizatorzy i uczestnicy szerokim łukiem omijają od lat problemy i fakty odzwierciedlające rzeczywisty obraz naszej niepodległości. Również tym razem nawet nie zająknęli się na temat jej systematycznego pomniejszania – „na zewnątrz” i „od wewnątrz” Milczenie ludzi Marszu w tych kwestiach oznacza zgodę na udawanie niepodległości. Jest bowiem zgodą na podporządkowanie Polski globalnej polityce USA, z której wynika wyniesienie banderowskiej Ukrainy ponad polski interes narodowy. To zgoda na bezwarunkowe i bezterminowe stacjonowanie obcych wojsk w Polsce i budowę na jej terenie amerykańskiej tarczy antyrakietowej. To przyzwolenie na przygotowania do wojny z Rosją, w której nasz kraj stanie się celem unicestwienia. To zgoda na bezprawne przetrzymywanie od ponad półtora roku w areszcie śledczym Mateusza Piskorskiego – bez postawienia zarzutu – za jego poglądy polityczne, niezgodne z obowiązującą linią. To przyzwolenie na łamanie konstytucji przez przedstawicieli najwyższych władz, na zniszczenie TK i upolitycznienie sądów. Tych czynników przeczących niepodległości polskiego państwa i polskiego narodu jest wiele. A wystarczy tylko jeden, aby mówić, że udajemy niepodległych. Polacy nauczyli się dobrze udawać niepodległość. Narodowcy również.
Anna Raźny
Opublikowano za: https://konserwatyzm.pl/razny-marsz-udawanej-niepodleglosci/
Wypowiedz się
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.