Nowoczesne narody, te które mają korzenie, mają tradycję, mają historię, pamiętają o swojej przeszłości – przypomniał prof. Stanisław Nicieja podczas VIII Dni Kultury Kresowej w Muzeum Piastów Śląskich w Brzegu 14-15 października 2017 r. Profesor mówił o polskiej paranoi, czyli o ciągłym odwlekaniu w czasie decyzji o utrwaleniu pamięci o Polakach wypędzonych z dawnych ziem polskich. Pół narodu, które zostało przesiedlone nie ma swojego miejsca! Potrzebna jest polityka faktu , nie możemy wciąż pytać, prosić na kolanach kolejnego geniusza politycznego w Warszawie, Krakowie…
Tu na Dolnym Śląsku jest matecznik, obserwuję jak odchodzi całe pokolenie. I opowiadał profesor jak z szuflad, z niepamięci oddawanych do jego domu depozytów czy zbiorów genialnych zbieraczy – jak syna cukiernika złoczowskiego, który posiada w Krakowie mnóstwo dokumentów, tworzył żmudnie przez 8 miesięcy X tom Kresowej Atlantydy.
Wczoraj byłem w Jaworznie, jutro będę w Zabrzu, w czwartek w Bełchatowie, w piątek w Kielcach. Jeżdżę po co? By zbierać materiały i dokumentować to, co się stało i co jest ważne dla historii Polski. Granica państwa polskiego oparta o Zbrucz i Dniestr przeniosła się o 250 km ze wschodu do rzeki Bug. Tam było 200 miast, tysiące wsi, setki pałaców, zamków, klasztorów kościołów i cmentarzy. Myśmy to stracili ale nie wolno nam o tym zapomnieć.
To nie jest historia Kresów, to jest historia Polski, której młode pokolenie nie zna. Przyjechał do mnie Niemiec, były mieszkaniec ziemi brzeskiej, z książką liczącą 500 stron. Wszystko w niej było, historia miejscowości, gdzie jest położona, co w niej było, kto był pastorem, kto leżał na cmentarzu, kto miał sklep, kto do jakiej szkoły chodził, do jakiego kościoła… To naturalny odruch by przejść się ścieżką, którą szedł dziadek. To jest piękne ! On wie, że tu nie wróci ale wie, że tu są jego korzenie”.
Spotkanie w Muzeum Piastów było okazją do złożenia podziękowania pani Alicji Zbyryt, prezesowi Towarzystwo Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich. „Nastawiliśmy się na krzewienie kultury kresowej, tradycji, etosu, więc organizujemy konkursy dla młodzieży albo wycieczki” – mówi pani Alicja w wywiadzie dla lokalnej prasy.
To dzięki staraniom Pani Alicji pamięć o Kresach w Brzegu trwa i widoczne jest zaangażowanie władz miasta oraz młodzieży. Od zakończenia II wojny światowej PRL i post PRL nie prowadził polityki historycznej i kulturalnej (nie mylić z propagandą) choć mamy wyjątkowo bogatą historię i kulturę. Mamy wspaniałych Polaków, którzy przeznaczają prywatny potencjał intelektualny i ekonomiczny by pamięć o Polakach i Kresach, czyli o sporym kawałku Polski, utrwalać.
Czesław Eugeniusz Blicharski, łagiernik i żołnierz Polskich Sił Zbrojnych, twórca unikatowego w skali światowej Archiwum Tarnopolskiego, czyli obszernego zbioru fotografii, wspomnień, relacji, publikacji oraz wszelkich innych dokumentów na temat miasta Tarnopola i ziemi tarnopolskiej w ciągu ostatnich wieków, czynił to bez grosza wsparcia rządowego czy pozarządowego. „Ziemia w Polsce przechowuje przedmioty, które nie pozwolą zapomnieć, że kiedyś istnieli tu ludzie, których nie zna współczesne pokolenie. Mieli zniknąć” – pisze Ewa Polak – Pałkiewicz w szkicach „Rycerze wielkiej sprawy”. Współcześni Rycerze Wielkiej Sprawy przybliżają nam historię, tradycję, kulturę i ludzi z tej sporej części Polski, która już do nas nie należy.
W Poranku Radia Wnet prof. Grażyna Ancyparowicz stwierdziła, że obecna polska gospodarka się rozwija i jest w dobrym stanie. Jednakże zauważyła, że bolączką polskiej polityki gospodarczej jest brak inwestycji budżetowych na poziomie samorządowym, co jest dla niej zaskakujące. „Jeżdżę często po Śląsku, widok jest przygnębiający. Jest tam trudno, widać zaniedbane domy, ulice. Na Śląsk będą skierowane baczniej oczy rządu”. To dobrze.
Zaniedbani są na Dolnym Śląsku mieszkańcy, którzy zostali ekspatriowani lub przybyli dobrowolnie z innych regionów Polski po II wojnie światowej. Likwidacja przemysłu włókienniczego, hutniczego i górniczego oraz rolnictwa to utrata środków do życia setek tysięcy mieszkańców, to utrudnienia w komunikacji, w dotarciu do usług np. służby zdrowia, w uzyskaniu opieki dla osób starszych i chorych. Zniszczony został etos pracy.
Elżbieta Królikowska-Avis, doradca w MSZ mówi o działaniach na rzecz dobrych relacji pomiędzy Polakami i Brytyjczykami. „Chcemy się poznać i wspierać, przysłali nam agendę planowanego spotkania w lutym 2018 r. Część tematów sformułowana została niewłaściwie np. w sekcji dotyczącej społeczeństwa Brytyjczycy zaproponowali pomoc w temacie „współczesne niewolnictwo i bezdomność”. My zaproponowaliśmy zmianę tematu pomocy bo nie mamy współczesnego niewolnictwa ale mamy ludzi nie uprzywilejowanych w Polsce, to są niepełnosprawni”.
Jeśli za definicję współczesnego niewolnictwa uznamy biedę, która albo spycha ludzi w bezdomność (choćby wskutek zbrodniczej reprywatyzacji czy likwidacji przemysłu i rolnictwa ) albo zmusza do podejmowania niewolniczej pracy poza granicami to mamy tego przykład na Dolnym Śląsku. Tu również mieszkają Polacy nieuprzywilejowani. Wyjazdy do pracy to rozbijanie rodzin, brak opieki nad dziećmi i osobami starszymi we własnych rodzinach na rzecz opieki nad osobami starszymi w Niemczech. Bardzo zaniedbane jest budownictwo komunalne.
Władze lokalne nie inwestowały w utrzymanie i zabezpieczenie tych obiektów od zakończenia II wojny światowej. To kolejna przyczyna bardzo złych warunków życia mieszkańców Dolnego Śląska. Oczywiście nie wszystkich. W Karpnikach obejrzałam pałac pięknie odnowiony i utrzymany ale nikogo z lokalnej ludności nie stać ani na kolację ani na nocleg w hotelu. Mieszkańcom wsi doskwiera brak sieci wodociągowej i kanalizacyjnej. A na wniosek mieszkańców droga przez wieś została zabezpieczona poprzez uzupełnienie balustrady w miejsce kamiennych słupów, ohydnymi słupami metalowymi, które już są przerdzewiałe, powyrywane. Niczym w SMB Imielin, zlecenie dla szwagra, któremu nie zależy bo wie, że zaraz otrzyma następne zlecenie od Prezesa.
W Karpnikach jest Dębowy Dwór, dawniej również prywatna własność ale wynajmowana na świadczenie usług medycznych. Nowy właściciel ma dwór tylko dla siebie, łącznie z drogą z Karpników do Trzcińska. Droga to lądowisko dla helikoptera, którym przylatuje z rzadka do swojej posesji. Inna kategoria ludzi zamożnych to zwani przez lokalnych mieszkańców “trawnikowcy”, nowi właściciele ziemscy ustawieni jeszcze w czasach PRL w urzędach i agencjach. Kupili za grosze po 100 ha ziemi by odbierać dopłaty z UE. Jakoś nikt nie wpadł na pomysł by te ziemie tanio sprzedać rolnikom, którzy ziemię uprawiali lub pracownikom, pozbawionym pracy wskutek likwidacji hut, kopalń, zakładów czy GSów.
„Pamiętam, transport ekspatriantów z Drohobycza i Kołomyi, który dotarł do Jarkowic – opowiada pani Janina. To oni uruchamiali fabrykę Polleny i GS w Miszkowicach. To byli inżynierowie, urzędnicy ale i tokarze czy palacze. A pan Tadeusz Baczyński miał restaurację. Pracowałam z nimi wiele lat”. W komunalnym budynku w Jarkowicach spotykam starszą panią ekspatriowaną z Kresów. Pracowała 40 lat w Pollenie, ma emeryturę 1400 zł.. Jest samotna, kto zajmie się nią gdy nastąpi znaczna utrata sprawności? A kto zapali świeczkę na grobie Polaków, których rodziny zostały wymordowane na Kresach i pozostają w Polsce samotni?
Potrzebna jest edukacja, by chronić Polaków, którym udało się uniknąć eksterminacji na ziemiach zabranych Polsce, którzy przyjechali do Polski i przystąpili do pracy na rzecz odbudowy kraju a obecnie zostali wypchnięci na margines, zapomniani a jako że w większości przybyli tutaj po unicestwieniu ich rodzin, ich groby również ulęgają unicestwieniu. I nie chodzi o to, by organizacje społeczne składały się na utrzymanie grobu (Towarzystwo Miłośników Ziemi Drohobyckiej) ale by państwo miało kompleksowy program, w którym zarządzi prowadzenie bazy i opieki, i to na kolejne wieki. Zwracam się do władz samorządowych i rządu o uruchomienie programu „Mogiłę przodków ocal od zapomnienia” na terenie Polski, by nasi Rodacy nie zostali wyparci z pamięci powtórnie. Potrzebna jest też reakcja władz kościelnych, nie słyszałam żeby Prymas Polski groził suspendowaniem księżom w wiejskich parafiach, którzy na oczach parafian łamią przykazania kościelne. Wierni tracą zaufanie, osoby starsze i samotne tracą wsparcie bo nie mają możliwości udania się do innej parafii.
W Kamiennej Górze szukam śladu fabryki łożysk kulkowych dla niemieckiego przemysłu zbrojeniowego zatrudniającej więźniów obozu koncentracyjnego Gross- Rosen. Nie otrzymałam odpowiedzi z Archiwum Muzeum Gross-Rosen na pytanie, gdzie pracował więzień o podanym przeze mnie numerze, imieniu i nazwisku. Otrzymałam natomiast propozycję, bym podała więcej szczegółów. Udałam się więc do Sztolni Arado. Sympatyczny człowiek informuje mnie, że fabryka znajdowała się w miejscu, gdzie obecnie stoi pawilon niemieckiej sieci handlowej Kaufland. Chichot historii, czy to była celowa decyzja czy wynik ignorancji.
Od mieszkańca Jarkowic uzyskałam informację, iż w Kamiennej Górze niemiecki pracodawca zatrudnia w filii koncernu wyrobów czekoladowych Lindt pracowników z Ukrainy. Pracują 5 dni w tygodniu, firma wynajmuje im mieszkania i obiecuje mieszkania dla rodzin. Polacy zatrudniani w firmach budowlanych przez Polaków (czy beneficjentów transformacji? ) pracują w Niemczech 11 godzin dziennie, również w soboty i niedziele. Prace wykonują bez zabezpieczeń na co nie zgodziłby się żaden niemiecki pracownik i bez mechanicznego wsparcia przy podnoszeniu ciężarów, co powoduje często uszkodzenia układu kostnego.
Wieś Grzędy, tutaj zamieszkali ekspatriowani Polacy z różnych stron Kresów a w latach 50-tych przybyli ocaleli z łagrów syberyjskich. Spotykam wspaniałą panią Józefę z Brzuchowic. Brzuchowice to X dzielnica Lwowa – mówi dumnie. Urodziła się 92 lata temu w rodzinie stolarza – murarza. Tata był bardzo dobry, rdzenny Polak i katolik , dziadkowie wyznania ukraińskiego to przybrani rodzice jej mamy. Brzuchowice to piękne miejsce, ludzie przyjeżdżali tam do uzdrowiska, domy były bogatsze, murowane. Było bardzo czysto, parkany czyste, przed oknami ogródek, z prawej stronie akacja pięknie kwitła, dom nieduży. Tata wszystko umiał zrobić, mam modlitewnik oprawiony przez niego w skórę. Zginął budując studnię, był oczytany, chciał mieć dobrą wodę, został zasypany w tej studni. Pani Józefa miała 14 lat, pamięta dokładnie gdy biegła po strażaków tak szybko, że nie mogła odzyskać oddechu.
Rodzina pani Józefy była na liście czwartej wywózki, wypowiedzenie wojny przez Niemcy uratowało rodzinę. Tata to obrońca Lwowa. Mieszkańcy mieli własny cmentarz w Brzuchowicach, ojciec jako obrońca Lwowa pierwszy tam był pochowany. Siostra pojechała na cmentarz do Brzuchowic, wszystko zniszczone , ktoś inny jest pochowany na miejscu taty. Pani Józefa pamięta akcje nacjonalistów ukraińskich. Wśród ekspatriantów byli też Ukraińcy, dziwnym trafem to oni zajmowali się przydziałem nowych gospodarstw i mieszkań na Ziemiach Odzyskanych.
Mam nadzieję, że zapowiadane wizyty przedstawicieli rządu na Ukrainie przyniosą skutek w postaci umowy wymuszającej właściwe odnoszenia się władz i mieszkańców Ukrainy do historii, która jednoznacznie wskazuje na obecność Polaków w tym kraju i na ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na polskich sąsiadach. Obecnie dostęp do dokumentów, które wcześniej były polskim historykom udostępniane nie jest możliwy.
Bożena Ratter
Jak to się dzieje, że ktoś wciąż na nowo usiłuje Polakom odebrać rzeczywistość mamiąc ich historią? I odbierając tym samym wpływ na to, co się dzieje obecnie?
Ponoć dziś jesteśmy całkiem na dnie, dryfując po nim, ale dzieci żebrzących pod supermarketami już nie widać. Zmarły one z głodu czy może przeżyły i jakoś sobie dają radę? I komu to one zawdzięczają?
Czy tym marnym datkom „charytatywników” czy może jednak nasze państwo było w stanie jakoś się uporządkować po niszczącej nas „transformacji” i te żebrzące niegdyś dzieci są dziś dorosłe i mają własne rodziny? Kto to może wiedzieć? – skoro mało kogo to interesuje?
„To nie jest historia Kresów, to jest historia Polski”
– TAK, TO JEST HISTORIA i nic poza tym. Dziś, to nasze polskie „dziś” jest już inne i choć ponoć nie można wejść dwa razy do tej samej rzeki, to ja jednak uważam, że można z tym, że WODA W TEJ RZECE JEST JUŻ INNA. I „kresowianie” z jakiegoś powodu usiłują w tej rzece zawracać kijem wodę, czyli jej bieg. Komu to służy?
„Nowoczesne narody, te które mają korzenie, mają tradycję, mają historię, pamiętają o swojej przeszłości „
– no więc wypadało by ściślej zdefiniować, co to są te „nowoczesne narody”. Czyżby Anglicy? A może Hiszpanie? Czy niechby Francuzi?
– Co jest nowoczesnego w ich pamięci historycznej? Pewnie jest to głęboko zakopane, bo raczej to ich powód do wstydu za czyny haniebne, a nie jakieś osiągnięcia na rzecz ludzkości.
Tak więc Anglicy w swojej „nowoczesności” w dalszym ciągu uważają, że mieli prawo napaść na Indie, skolonizować je i przez stulecia rabować. Czyżby polska pamięć historyczna też miała takie „nawiązywanie z angielska”? Powszechnie opowiada się bzdury, że jakoby Anglicy zbudowali w Indiach kolej, która funkcjonuje do dziś. Owszem, kolej jest, ale za czyje pieniądze i czyimi rękami zbudowana? Otóż, zbudowana była ona rękami Hindusów i za ich pieniądze, za małą część zrabowanych Hindusom pieniędzy, z których reszta zasilała angielskie empajer. A kolej była Anglikom potrzebna do tego, by skuteczniej rabować Indie.
Czyli widzimy, że „nowoczesny naród angielski” przez zapomnienie usunął z ich świadomości zbiorowej fakt kolonizacji Indii i dokonywanych tam rabunków, ale za to wyeksponował ten „nowoczesny naród angielski” fakt zbudowania w Indiach kolei za pieniądze Hindusów i ich rękami! przypisując sobie jakąś wobec nich dobroczynność.
Hiszpanie napadli na Amerykę Środkową i Południową w celu zrabowania złota będącego w posiadaniu rdzennych mieszkańców tamtych ziem. Inków, Azteków i innych mordowali Hiszpanie jako „nowoczesny naród” w Imię Boga, pod pretekstem niesienia wiary w Niego. Dzisiejszy wypierdek na Półwyspie Pirenejskim, czyli Portugalia, miała na własność całą Brazylię! Czy owi Portugalczycy (było to w praktyce to samo co Hiszpania, bo jednemu panu podlegało, temu od piotrowego stolca) pojechali do Brazylii uczyć autochtonów wypieku chleba i uprawy róż, czy może pojechali tam rabować i mordować? A teraz nowoczesna Portugalia „pamięta o korzeniach” i pielęgnuję „dumę narodową” z „niegdysiejszej świetności”, czyli aneksji i mordowania. Nowocześnie, co?
Natomiast Francuzi zamordowali niewygodnego zakulisie króla i całe jego otoczenie, by w następstwie wykreować „Napoleona”, który to Napoleon robiąc wojnę podpalił całą Europę!!! w wyniku czego śmierć poniosły dziesiątki milionów ludzi!!! Obiecując Polakom gruszki na palmach haitańskich. Dla tych Polaków, których nie udało mu się zlikwidować w bezsensownych wojnach z każdym, wymyślił ówże Napoleon Księstwo Warszawskie – twór niby państwowy, ale tak naprawdę kolonię francuską, której głównym zadaniem było finansowanie armii francuskiej!!! No bo skoro Polacy nie dali się bohatersko zabić na bitewnych polach w całej Europie i poza nią, no to niechby choć mieli z nich Francuzi jakiś pożytek.
No to Polacy zostali poinformowani, że dostają od Napoleona swoje państwo, ale pracować w nim musza na Francję, bo i prawo było francuskie, i wszelkie zwierzchnictwa oraz banki pracujące na „grą nasją”. Nowocześnie, co? Bo teraz Francuzi noszą kwiatki pod pomniki Napoleona, a Polacy w dalszym ciągu nie zaskoczyli, jak ich ten bandyta oszukał. Widać z ambon głoszono co trzeba i to tak długo, aż się Polakom w głowach utrwaliło.
Polakom przeszkadza Stalin i Armia Czerwona, dzięki którym istnieje obecne, czy wręcz biorąc bezwzględnie: JAKIEKOLWIEK państwo polskie, jako że Polacy PRZEGRALI wojnę w 1939 roku i sami nie byli zdolni do usunięcia Niemców z polskich ziem.
Natomiast Hitler realizował politykę krajów zachodnich – choć twierdzi się „nowocześnie” co innego – i tym samym istnienie Polski jako państwa nie było w interesie „aliantów”. Dokładnie tak samo, jak „pod Napoleonem”, gdy Polacy byli wysyłani na odstrzał i to dosłownie, ale za to kompletnie po nic! Były tu i tam obiecanki cacanki, ale nikt tego przecież na poważnie nie brał, bo było wiadomo z góry, że to pic na wodę i fotomontaż, choć Polacy święcie w to WIERZYLI.
Za Napoleona Księstwo Warszawskie musiało pracować rękami polskiego chłopa – no bo kto inny na nich pracował? przecież nie „pracownicy umysłowi”, obsadzeni w Księstwie Warszawskim z francuskiego klucza! – na Francuzów, a dziś, po „transformacji” którą Polacy wykonali własnymi rękami, mogą Polacy pracować na Anglików i na Francuzów, ale tam u nich, w ich krajach, natomiast u nas w kraju mogą Polacy pracować na Niemców. Nam zostawiane jest tyle, byśmy mogli biologicznie przeżyć.
Tylko za czasów Polski Ludowej, gdy mieliśmy sojusze z naszymi Braćmi Słowianami, Polacy pracowali ku chwale własnej Ojczyzny i rodzili dzieci dla istnienia naszej Ojczyzny, a nie jak jest to obecnie: pracują Polacy u obcych i na obcych, i dla nich rodzą polskie dzieci.
„…przypomniał prof. Stanisław Nicieja podczas VIII Dni Kultury Kresowej w Muzeum Piastów Śląskich w Brzegu 14-15 października 2017 r. Profesor mówił o polskiej paranoi, czyli o ciągłym odwlekaniu w czasie decyzji o utrwaleniu pamięci o Polakach wypędzonych z dawnych ziem polskich. „
– z jakiegoś powodu te „polskie ziemie” nosiły nazwę „Ukraina” a nie „Polska”. Dlaczego? Paranoją jest podlizywać się Niemcom i jednocześnie twierdzić, że Muzeum Piastów Śląskich w Brzegu ma z polskością coś wspólnego. Niemcy uważają te ziemie za swoje i mają do nas pretensje, że im je „zabraliśmy”. Tymczasem my je ODEBRALIŚMY! po latach okupacji niemieckiej i przymusowej germanizacji podbitych tam Słowian. Tu przytoczę z PRZEDWOJENNEJ encyklopedii gutenberga:
„ Łaba tworzyła w starożytności najdalszy na płn.–wsch. kres podbojów rzymskich (Druzus, 9 przed Chr.). W okresie wędrówek ludów osiedlili się nad Ł. Słowianie, wypierani jednak systematycznie od VIII. w. na prawy brzeg Ł. i Sali, a po 1.000 r. spychani dalej ku wsch. po Odrę i Sprewę. Ze wsch. próbował zjednoczyć rozliczne plemiona połabskie (Serbów, Łużyczan, Hawelan, Lutyków, Obotrytów i i.) i zmobilizować je do walki z zalewem germańskim Bolesław Chrobry, co jednak mu się nie udało z powodu przewagi Niemców, opora pogańskich plemion połabskich i rywalizacji ze strony Czechów, choć istnieje podanie, że kazał wbijać słupy graniczne w korycie Ł. i Sali. Ostatecznie Niemcom udało się sforsować linję Ł. i w paruwiekowych walkach (X.— XIII. w.) wytępić i zgermanizować Słowian, osiedlonych w dorzeczu średniej i dolnej Ł.”
Jak wiemy ze statystyk, Polacy na Kresach stanowili mniejszość. Sytuacja była taka, że Polacy nie chcieli z jednej strony uważać autochtonów, czyli Ukraińców, za Polaków, a z drugiej strony uważali ich ziemie za polskie. Jeżeli były to polskie ziemie, to nie byłoby powodu ich podbijać, a przecież Polacy tamte ziemie podbili i przyłączyli. Gdyby tam nikt nie mieszkał, nie byłoby z kim walczyć, a wiec i nie byłoby powodu tamtych ziem podbijać. Ta „nowoczesna pamięć” naszego Narodu bardzo przypomina historyczne kłamstwo.
„Pół narodu, które zostało przesiedlone nie ma swojego miejsca! Potrzebna jest polityka faktu , nie możemy wciąż pytać, prosić na kolanach kolejnego geniusza politycznego w Warszawie, Krakowie”
– a co to miałaby być za „polityka faktu”?????????????
czyżby według pomysłodawcy należało by podważyć cały porządek geopolityczny Europy i świata? I spowodować, żeby Polacy napadli na Ukrainę, Rumuni na Bułgarię, Węgrzy na Czechów – że co?
Że nie Węgrzy i nie na Czechów? A dlaczego niby nie? Czy Węgrzy nie byliby w stanie wymyślić powodu, dla którego Czesi powinni na Węgrów pracować i im „oddać” to, czego Węgrzy od Czechów pożądają? Że co?
Że Węgrzy od Czechów nic nie pożądają? Ale przecież mogą pożądać, gdy się ich do tego umiejętnie namówi.
W końcu jeśli paru Węgrów urodziło się w Czechach, no to ich korzenie tam są i powinni się oni dopominać „o swoje ziemie”!!!
Jeżeli „pół narodu zostało przesiedlone” to ilu Polaków z tych przedwojennych 34 milionów mieszkało na Kresach?
No to dajmy za wikipedią:
„Polska w okresie międzywojennym była krajem wielonarodowościowym, w którym Polacy stanowili od 64 do 69,2% populacji. Na większości obszaru wiejskiego Kresów Wschodnich Polacy stanowili mniejszość (na rzecz Ukraińców lub Białorusinów), natomiast większość w dużych miastach[25]. Polacy przeważali m.in. na Wileńszczyźnie i w ówczesnym województwie lwowskim. Na zachodzie przeważali w niektórych okolicach Niemcy. W wielu miejscowościach dominowała ludność żydowska. Dochodziło do konfliktów między władzami a przedstawicielami mniejszości. Niejednokrotnie też przedstawiciele mniejszości narodowych stawali się obiektem ataków zmasowanej propagandy środowisk nacjonalistycznych”
– i dalej:
Polacy stanowili (w zaokrągleniu) w II.RP 69%, Ukraińcy 14%, żydzi 9% Białorusini 3% Niemcy 2% Inni 3%.
Na wschód od tzw. linii Curzona Polacy stanowili MNIEJSZOŚĆ i nie ma żadnego powodu wywoływać nowej wojny światowej, żeby Polacy mogli z Ukraińców robić na siłę Polaków i zabierać Ukraińcom ich ziemie rodowe.
Jeżeli na Ukrainie „nie było żadnych Ukraińców” bo oni „nie są żadnym narodem” jak usiłują twierdzić Polacy, to dlaczego w spisie z 1931 roku aż 14% ludzi w II.RP określiło siebie jako Ukraińcy? I Polacy to w tymże spisie uwzględnili!
Czy te inne narodowości były dobrowolnie w II.RP, czy też pogodzone z faktem podporządkowały się polskim zaborcom i za cenę zachowania ziemi ojczystej przyjęli polskie obywatelstwo? Czy ktoś tych ludzi pytał o zdanie, czy woleli oni mieszkać „pod polską administracją” czy może woleli by oni żyć w swoim, nie podbitym przez Polaków kraju?
Dlaczego Polacy są tacy nadwrażliwi na punkcie „posiadania rdzennie polskich ziem” odmawiając jednocześnie tego prawa innym narodom?
„Tu na Dolnym Śląsku jest matecznik, obserwuję jak odchodzi całe pokolenie.”
– a jaki może to być „matecznik” jeżeli ludność napływowa? Matecznik to ziemie, na których dany człowiek się urodził. Jeżeli więc już „matecznik”, to dla potomków osób przesiedlonych ze Wschodu na nasze odwiecznie słowiańskie Ziemie Odzyskane. Ale potomkowie tych „kresowian” – a przecież nie tylko oni zasiedlili nasze Ziemie Zachodnie – wolą określać się nie jako „Polacy” ale „breslauer/zy” czy „pozen/leute” czy „stettin/leute”.
Zagrożenie dla polskości nie wynika więc z braku pamięci narodowej Polaków z Kresów, ale wychowanie przez nich swoich potomków w oderwaniu od ducha polskiego, tak, że to młode pokolenie związków z Polską nie czuje.
Może to nawet nie dziwić, ponieważ „kresowianin” to nie było równoznaczne z „Polak”. I mamy tego wymierne efekty na naszych Ziemiach Zachodnich, germanizowanych obecnie skrycie i jawnie (na zakup ziemi w Polsce Zachodniej po „transformacji” rząd niemiecki dawał chętnym Niemcom kredyty bezzwrotne!!!).
Wielu „polaków” urodzonych w polskim Wrocławiu czy Szczecinie po 1981 roku jechało do rajchu i tam przyjmowali niemieckie obywatelstwo z własnej, nieprzymuszonej woli, ponieważ prawo niemieckie uchwalone na tę okoliczność pozwalało osobom urodzonym po wojnie na odwiecznie słowiańskich Ziemiach Zachodnich przyznawać „automatycznie” niemieckie obywatelstwo. I ci młodzi „polacy” z tego masowo korzystali !!!!!!!!!!!!! mając nadzieję na „zachodni dobrobyt” i w dupie mając jakiś niepotrzebny nikomu bo niewymienny na zachodnie marki polski patriotyzm.
Za czym więc ci „kresowianie” tak płaczą, że nie widzą, iż swoim nieodpowiedzialnym postępowaniem podważają zasadność istnienia Polski w obecnych granicach??????????
Na co oni liczą? Czy na nową wojnę światową, w której ich potomkowie będą mogli wzajemnie do siebie strzelać z racji przynależności czy to do Niemców czy Anglików czy innych kto wie kogo?
Pamięć o przeszłości to sprawa głównie osobista, jako że nie jest możliwe zmusić nikogo do pamiętania.
W jaką pamięć historyczną wyposażyli „kresowianie” swoje dzieci, jeżeli one wyparły się polskości wyjeżdżając do rajchu i przyjmując niemieckie obywatelstwo z chciwości na zachodnie marki???
Mamy płakać za tym, co było 100 lat temu i lekceważyć dzisiejsze, realne zagrożenia dla istnienia naszego państwa, tylko z powodu sentymentalnych mrzonek o rzekomej, niegdysiejszej naszej wielkości, na którą pracowały niedobrowolnie osoby polonizowane siłą?
Czy Białorusini mają jakiś sentyment i podziw dla II.RP? nie mają! A dlaczego? Czy dlatego, że są niewdzięcznymi chamami jak o nich mówią Polacy, czy może dlatego, że pod polską okupacją żyło im się bardzo źle?
Czy Ukraińcy, których istnieniu Polacy zaprzeczają, ale których ujęli jako naród ukraiński w swoich spisach z 1931 roku – też są niewdzięcznymi chamami, którym Polacy taką cywilizację zanieśli, że przymierali Ukraińcy głodem pod rządami „polskich jaśniepanów” i za każdy bunt byli batożeni i poniewierani?
Oczywiście, jako państwo Polska powinna mieć wyznaczoną jakąś linię historyczną, ale przecież nie taką, która nas skłóca z każdym naokoło i skazuje na poszukiwanie egzotycznych „sojuszników” za oceanem, którzy to „sojusznicy” nic dla nas za darmo robić nie mają powodu, bo to my do nich poszliśmy po proszonemu, a nie oni do nas.
I to ci „sojusznicy” mogą nas dowolnie rozgrywać, a my tylko możemy cichutko popiskując żebrać u nich o litość. Widzimy, co dzieje się w naszym kraju i mimo to Polacy potrząsają szabelkami skleconymi z powietrza i niewidzialnymi dla nikogo, choć w naszej, polskiej wyobraźni mającymi potężne rozmiary.
Czas zakończyć to bujanie w historycznych obłokach i czas przyjąć do wiadomości, że historia to coś, co było kiedyś, ale teraz już tego nie ma i nic się cofnąć nie da. W żaden sposób cofnąć nie da i nie ma żadnego racjonalnego powodu, by próbować cofać cokolwiek.
„Granica państwa polskiego oparta o Zbrucz i Dniestr przeniosła się o 250 km ze wschodu do rzeki Bug. Tam było 200 miast, tysiące wsi, setki pałaców, zamków, klasztorów kościołów i cmentarzy. Myśmy to stracili ale nie wolno nam o tym zapomnieć.
To nie jest historia Kresów, to jest historia Polski, której młode pokolenie nie zna.”
– Jeżeli Polacy stanowili na Kresach MNiejszość, no to te miasta, zbudowane za nałożone na WIększość podatki były budowane rękami tejże płacącej podatki większości.
Te pałace same się nie budowały i jaśniepani nie miałaby białych rączek z nicnierobienia, lecz ręce spracowane jak ukraińskie czy białoruskie chłopki tyrające za „bógzapłać” na polskich jaśniepańskich majątkach.
Te zamki byłyby niepotrzebne, gdyby Polacy na tamte ziemie weszli legalnie, za zgodą i przyzwoleniem autochtonów. Ale Polacy weszli tam jako okupanci, więc konieczne było wybudowanie tych zamków, by Polacy mogli się tam utrzymać. Jak przebiegała taka budowa takiegoż zamku?
A no tak, że siłą spędzano ludność miejscową i zmuszano ją do pracy przemocą. Że była to praca za darmo pisać w zasadzie nie trzeba, ponieważ żaden okupant nie przychodzi do miejscowych ludzi z własnymi pieniędzmi żeby je tam rozdawać, lecz taki okupant wchodzi z wojskiem, zbrojnie, atakuje ludność miejscową zabijając opornych i zastraszając terrorem tych, co zostali przy życiu i następnie zmusza ich do darmowej pracy na swoją rzecz. I tak powstawały te zamki, za którymi płaczą „polacy”.
Na takiej samej zasadzie powstawały również i klasztory oraz kościoły.
Czyli widzimy tylko na podstawie samej logiki, jakie ciężary zostały nałożone na ludność tubylczą i dlaczego ona nie mogła pokochać takich okupantów.
O ile okupant może płakać za „dawnymi, dobrymi czasami”, bo tylko pasożytując żył on sobie beztrosko,
– o tyle ludność skolonizowana i podbita za takimi czasami nie tęskni, bo były to dla tej ludności co prawda również czasy „dawne” ale z pewnością nie „dobre”.
„Przyjechał do mnie Niemiec, były mieszkaniec ziemi brzeskiej, z książką liczącą 500 stron. Wszystko w niej było, historia miejscowości, gdzie jest położona, co w niej było, kto był pastorem, kto leżał na cmentarzu, kto miał sklep, kto do jakiej szkoły chodził, do jakiego kościoła… To naturalny odruch by przejść się ścieżką, którą szedł dziadek. To jest piękne !”
– a co w tym pięknego, że przez 500 niemal lat Niemcy zajmowali zabrane Słowianom ziemie?
Co pięknego w tym, że taki Niemiec celebruje pamięć o skutecznym podbiciu i zniewoleniu tysięcy Słowian, pracujących potem na jego dobrobyt?
Jeżeli „naturalnym odruchem” jest iść ścieżkami, jakimi chadzał dziadek, no to jak pogodzić to z faktem, że Polki, które urodziły dzieci w rajchu albo kingdomie, rozmawiają ze swoimi dziećmi w obcym języku i mają życzenie, by ich dzieci zapomniały o polskich korzeniach i stały się „pełnowartościowymi” Niemcami i Anglikami???
Jak wiemy, z Polski wyjechało dobrowolnie co najmniej 8 milionów Polaków.
Czy to ich serdeczny patriotyzm popchał ich do tego czynu? Czy może umiłowanie mamony i chęć dobrego urządzenia się pod względem materialnym wykluczającym przeważnie wszelkie patriotyczne ciągoty?
Co to są jednak te „korzenie”? Jeżeli korzenie mamy tu, gdzie się urodziliśmy
= urodziły nasze dziady
= nasze prababki
= nasze babki
= nasi rodzice, to czyż nie jesteśmy wiecznymi znajdami wyjeżdżając z miejsca urodzenia naszych przodków? I dlaczego to, gdzie urodził się dziad ma być więcej ważące niż to, gdzie urodził się jego wnuk? Dlaczego dla wnuka ma być ważniejsze miejsce urodzenia jego dziada, a nie miejsce urodzenia jego samego, czyli miejsce urodzenia wnuka?
„Miłować” kresy i pamiętać o nich może każdy ile tylko sobie chce.
Ale nie powinno to być w żadnym razie zarzewiem nowej wojny w Europie i na świecie!!!
A do tego zmierzają „kresowianie” fałszywie pojętą pamięcią historyczną, nawołując do rządu w Polsce, by „wymuszał” coś na Ukraińcach.
Jeżeli chcemy być sprawiedliwi, no to najpierw należało by policzyć trupy, które były wynikiem podboju kresów przez polskie wojska.
Do nich należało by doliczyć ofiary śmiertelne restrykcyjnej polityki prowadzonej przez Polaków okupujących pobite ziemie zwane kresami.
Uzgodnić dane z Ukraińcami tak, by dojść do jakiegoś porozumienia.
Dopiero wówczas możliwe byłoby zajęcie się przyczynami i Ofiarami rzezi na Wołyniu.
Ukraińcy przytomnie zreaktywowali banderyzm i to w tak skrajnej postaci, jaka była konieczna by dojść do porozumienia z Niemcami. Pomocni byli w tym Ukraińcom sami Polacy z roszczeniami wobec kresów i używaniem Ofiar rzezi wołyńskiej jako politycznej rozgrywki.
Sytuacja nasza wygląda dziś tak, że jeżeli „oddamy” Niemcom Mazury, Pomorze, Dolny i Górny Śląsk oraz Wielkopolskę, no to Niemcy EWENTUALNIE (ale nie wiadomo – „czy”) wsparli by nas w sprawie „odzyskania kresów”.
Tym samym Niemcy wystawiliby Ukraińców do wiatru, ale za to zyskali by Niemcy przywrócenie niesłusznych granic przedwojennych.
Wypadałoby się zastanowić, z kim mogła by się sprzymierzyć Polska, by przynajmniej zachować obecne ziemie. Wychodzi na to, że albo z Rosją albo z nikim i jesteśmy przez bezpodstawne atakowanie Rosji przegrani.
Co daje nam „sojusz” z ussa? NAM nie daje nic. Będziemy istnieć tylko tak długo, jak będziemy amerykanom przydatni. Oni nam dyktują i będą dyktować warunki jakie chcą, a my nic nie będziemy w stanie na tym ugrać.
Po prostu nie dysponujemy ŻADNYMI KARTAMI PRZETARGOWYMI. Zarówno Niemcy jak i Ukraińcy – także poprzez współpracę z Niemcami – mają lepszą sytuację wyjściową niż Polacy.
I dlatego amerykanie mogą sobie na wiele pozwalać.
I dlatego Niemcy mogą sobie na wiele pozwalać.
I dlatego Ukraińcy mogą sobie na wiele pozwalać.
A Polacy?
A Polacy w każdym razie będą musieli za wszystko płacić i jako towar mają tylko ZIEMIĘ.
No to jak można to pogodzić z historycznymi sentymentami zasadzającymi się na mrzonkach, jakoby to Polska coś jeszcze mogła i to w dodatku komukolwiek dyktować?
Nie wesprze nas Rosja – tak długo, jak długo Polacy nie zrozumieją sytuacji, w jaką dali się wmanewrować „transformacją”.
Nie wesprze nas Rumunia, bo Polacy zdradzając Blok Wschodni spowodowali przejęcie Rumunii prze Niemcy.
Nie wesprze nas Bułgaria z powodu tego samego co Rumunia.
I Czechy oraz Słowacja tak samo. |
Nie ma za co być nam wdzięczna Litwa, Łotwa i Estonia, bo tam na skutek masowej emigracji kraje się krytycznie zdepopulowały i przemysł oparty na handlu z Rosją przestał istnieć.
Nie było to więc u nas żadne „obalenie komunizmu” lecz Polacy dali się nabrać, oszukać i spowodowali nowe przetasowanie polityczne w Europie.
Tamte, wszystkie zdradzone przez Polaków państwa już sobie poradziły z nawiązaniem nowych sojuszy, już się dostosowały i mają „z górki”.
Inaczej wygląda sytuacja z Polską.
Albo uda nam się odpowiednio ustawić politycznie – czyli tylko na Wschód, bo tam nasi naturalni sojusznicy, dla których interes Polski to MOŻE być także i ich interes – albo ciąg dalszy przygotowywania młodego pokolenia Polaków do sprawnego posługiwania się językiem niemieckim czy angielskim.
Więc zamiast wzywać rząd w Polsce do stawiania Ukraińcom jakichś bezpodstawnych ultimatów wynikających z sentymentów, wypada zrozumieć sytuację, w jakiej się znaleźliśmy i dziękować Bogu, że nie mamy u nas wojny domowej albo jakichś warszawskich majdanów, do których już są gotowi chętni.
Mam tu na myśli tzw. rezydentów, którymi ktoś chce się posłużyć.
Najpierw taki „rezydent” uczył się „za darmo” – czyli za moje pieniądze z podatków jakie płacę, bo on przecież jako dziecko i uczeń nie pracował.
Potem tenże „rezydent” studiował „za darmo” czyli za moje pieniądze z moich podatków.
A teraz chce on mieć dużą pensję, bo on jest „lekarz” a ja mam go dalej podatkami finansować, bo ja nie lekarz.
Nie znam nikogo, kto miałby obecnie jakiś potencjał do przejęcia rządów w Polsce.
Zarówno pozostawienie obecnych układów rządowych jak i przyjęcie nowych ma i będzie miało konsekwencje.
Co robią ci obecnie rządzący widzimy.
Co robili by ci, co ewentualnie by przyszli, nie wiemy i musielibyśmy uwierzyć im na gębę, że za ich rządów byłoby lepiej.
W chwili obecnej nie stać Polski na żadne polityczne eksperymenty. Zbyt krucha bowiem podstawa, na jakiej oparte jest trwanie naszego kraju.
Należy zachować spokój i wypracowywać stopniowo nowe wersje, bo wszystko inne przyniesie Polsce całkowitą zgubę.