[Blokując ekshumacje i używając ich jako karty przetargowej banderland na trwałe wypisał się z rodziny państw cywilizowanych, jeśli w ogóle kiedykolwiek do niej należał]
W odniesieniu do niedawno udzielonego wywiadu w polskich mediach przez byłego prezydenta Ukrainy Wiktora Juszczenkę, w którym przyrównał on AK do UPA oraz Piłsudskiego do Bandery, zabrał głos prezes IPN dr Jarosław Szarek.
Prezes IPN zapytany we wczorajszym programie publicystycznym „Telewizji Republika” o reakcję Instytutu Pamięci Narodowej na wypowiedź byłego prezydenta Ukrainy Wiktora Juszczenki, który zrównał UPA z Armią Krajową, prezes Jarosław Szarek ocenił ją jako „fałszywą, niesprawiedliwą i skandaliczną”.
Dodał także, że Wiktor Juszczenko „nie jest jakimś tam politycznym harcownikiem, tylko byłym prezydentem Ukrainy”, a więc „waga jego słów jest ogromna. (…) Myślę, że on wie, co mówi dotykając tych relacji polsko-ukraińskich” – ocenił prezes IPN.
Zwrócił też uwagę na moment wypowiedzenia tych słów przez byłego prezydenta Ukrainy:
„Jeszcze dobrze z Ukrainy nie wyjechał pan wicepremier Gliński, który pojechał tam, żeby próbować rozwiązać ten problem, jaki mamy z Ukrainą (…) To m.in. upamiętnienia naszych rodaków, którzy zostali zamordowani na Ukrainie, na Wołyniu czy w Małopolsce Wschodniej”.
A więc można przyjąć, że wywiad w jakim wziął udział Juszczenko był po prostu prowokacją uderzającą w relacje ukraińsko-polskie. Tym bardziej, że jak to podkreślił prezes Szarek:
„IPN ma fatalne relacje ze stroną ukraińską; to jest tak naprawdę zimna wojna; bez gestu ze strony Ukrainy nie będzie przełomu w naszych relacjach (…) tu nie ma minimum dobrej woli. Trudno w takich warunkach się porozumieć (…) My wyczerpaliśmy cały zasób dobrej woli. Nam zależy na relacjach dobrych z Ukrainą. Przecież to są nasi sąsiedzi”.
Dodając, że: „Ukraina musi jedno wziąć pod uwagę, że taka droga gloryfikacji tych formacji jest całkowicie ahistoryczna. (…) UPA była zbrojną organizacją jednej z partii, nawet jednej z frakcji partyjnych”.
Natomiast, przywołana w negatywnym kontekście przez byłego prezydenta Ukrainy AK: „…nigdy nie mordowała ludności cywilnej”. To „…UPA ma na swym sumieniu morze krwi. To jest co najmniej 130 tys. zamordowanych osób cywilnych: dzieci, kobiet, starców (…) Będziemy bronić swojego dobrego imienia, bo takie są fakty historyczne. (…) Tutaj nie ma żadnej symetrii pomiędzy UPA i AK. (…) I my nie zgodzimy się na naginanie faktów historycznych tylko dlatego, że na tej tradycji Ukraina chce budować fundamenty swojej tożsamości historycznej” .
Prezes IPN wyjaśnił również, że:
„Wielokrotnie wykazywaliśmy dobrą wolę. Byliśmy przez wiele miesięcy gotowi iść na kompromisy. Ten kompromis miał polegać nie na tym, że to jest kompromis z prawdą – tylko na tym, że odsuwamy pewne tematy. Nie zajmujemy się tym. Odsuwamy Wołyń, bo wiadomo, że ta opowieść strony ukraińskiej jest nie do przyjęcia dla nas”
Słowa nawet przytomne, tym razem przedstawiciela organów władzy państwowej rządzącej PiS, padły z ust prezesa IPN dr Jarosława Szarka. Tylko co z nich wynika? Jaki one odniosą skutek?
Sądząc z dotychczasowej postawy, popieranych bezwarunkowo probanderowkich władz Ukrainy przez polskie elity rządzące, nie ma możliwości na zawarcie jakiego kompromisu pomiędzy naszymi krajami w duchu prawdy. „Kompromis” zaś jest tylko możliwy ze strony Polski, która będzie musiała puścić w niepamięć ukraińskie zbrodnie popełnione na naszych Rodakach na wschodnich terenach II RP.
Jeśli zaś ktokolwiek sądzi, że jest inaczej, to wykazuje się skrajną naiwnością. A naiwność w polityce jest gorsza niż zbrodnia wobec własnego narodu o czym przekonaliśmy się tragicznie na własnej skórze po 1 września 1939 roku. Sprawa zbrodni ukraińskich w tym kontekście jest jednym z przykładów jak taka naiwność kończy się dla szarego obywatela.
Aby więc móc wyciągnąć właściwe wnioski z tragicznych kart dwudziestowiecznej Polski należy przewartościować swój sposób myślenia. Ale czy to jest możliwe?
Proszę zwrócić uwagę, na przykład na to, że po bankructwie piłsudczykowskiej idei „Międzymorza”, która tak naprawdę była tylko niemożliwym do zrealizowania, bardzo kosztownym społecznie, marzeniem. Koszt tego to właśnie jest śmierć naszych Rodaków na Wschodzie, w tym i na terytorium współczesnej Ukrainy i wschodniej Małopolski oraz Lubelszczyzny.
Tak więc dzisiaj, bez wyciągania wniosków z tego co skończyło się dla nas tragicznie następnie pokolenia politykierów prowadzą Naród dokładnie tą samą drogą.
Efektem tego jest to, że nie mogąc wyegzekwować prawdy o dokonanych przez ukraiński żywioł zbrodni na Polakach, bo ważniejsze są dobre relacje z Ukrainą, która jest elementem majaczeń o polskim imperializmie, jesteśmy traktowani przez zbrodniarzy jak petenci.
I to właśnie teraz ujawniając się z całą ostrością, w stosunkach ukraińsko-polskich, jest miarą tego jak bardzo od rzeczywistości oderwali się ci, którzy od ponad 27 lat rządzą w różnych konfiguracjach w naszym kraju. Z czego największą winę ponosi obecnie rządzący obóz władzy, który to właśnie w czasach prezydencji Wiktora Juszczenki rozpoczął taką nieodpowiedzialną politykę. Kierując się ślepo politycznym spadkiem po Piłsudskim i bajdurzeniem niedoszłego księcia Jerzego Giedroycia- szefa emigracyjnego Instytutu Literackiego w Paryżu i jednocześnie redaktora miesięcznika „Kultura”.
W efekcie, przez 75 lat, nie jest możliwe wyjaśnienie pełnej prawdy o tym czego dopuścili się Ukraińcy wobec naszych Rodaków.
Oczywiście oskarżenie za to tylko tych co obecnie rządzą, było by tylko jedną stroną monety. Drugą zaś jest to, że w poprzednim systemie politycznym obowiązującym w PRL-u zaciągnięto szczelną zasłonę milczenia nad tym co się stało na Wschodzie.
W związku z tym można przyjąć, że przy różnej motywacji towarzyszącej temu faktowi, obecne- postsolidarnościowe władze, kontynuują politykę rozpoczętą w PRL-u pod przymusem „Wielkiego Brata” ze wschodu. Kto nas w tym obecnie do tego zmusza? Otóż, podobnie jak w poprzednim zbankrutowanym systemie, polskie władze nie były suwerenne, obecne mają dokładnie ten sam problem. Tylko, że dziś rolę „Wielkiego Brata” wobec Polski odgrywa światowy hegemon. To właśnie w jego politycznych kalkulacjach nie mieści się problem wyjaśnienia zbrodni dokonanej przez Ukraińców na Polakach ze wschodnich rubieży II RP. Nie mieści się zaś dlatego, bo prawda ta zniweczyłaby, jakikolwiek plan wykorzystania naszych dwóch państw, jako jednej siły będącej narzędziem w rękach hegemona w odniesieniu do jego polityki prowadzonej wobec Rosji.
Za ten brak suwerenności, obecny i poprzedni, płacą ci Polacy, którzy nawet we Wszystkich Świętych, nie mogą udać się na Ukrainę choćby po to aby na grobach bliskich zapalić znicze. Nie mogą, bo tych grobów nie ma, a często szczątki ich bliskich walają się nadal na polach Ukrainy. O jakimś zaś zadość uczynieniu nie ma w tej sytuacji mowy. Nie ma też mowy o tym aby wyegzekwować od Ukraińców słowa choćby o wybaczeniu, i następnie pojednania, za to czego dokonali ich ziomkowie.
I to jest miarą prawdziwego upadku Polski.
Źródło:https://adnovumteam.wordpress.com
W kontekście powyższego tekstu chciałbym poruszyć dwie sprawy.
1. Kłamstwa łgarzy z IPNu, czy to warszawskiego czy kijowskiego.
Prezes warszawskiego IPNu twierdzi, że AK „nigdy nie mordowała ludności cywilnej”.
Tak nie jest. Wiedzą o tym chociażby Białorusini. Pomijam zbrodnie wojenne na „Kresach”, ale AK wykonywała czystki etniczne, być może inspirowane polityką UPA, na białoruskich ziemiach w granicach obecnej Polski, w okolicach Białegostoku i Białowieży. Oczywiście były one nieporównywalne, pod względem skali, z wyczynami UPA, ale miały miejsce. Więcej takich zbrodni miało miejsce na wileńszczyźnie, czy generalnie na Kresach. Łobuzy z AK mordowały ludność cywilną, tyle że nie-polską.
Inną sprawą jest przyczynianie się AK do mordowania polskiej ludności cywilnej przez niemiecki aparat terroru w ramach odwetu za działalność „Polnische Banditen”, zwykle z AK. To oczywiście nie były mordy AK, jedynie podkręcanie fali terroru będącego reakcją na ich bandytyzm, inna historia. Niemniej z całą pewnością AK cywili mordowała (wyżej).
Nieco ogólniejsza uwaga: u żydów nie ma pojęcia prawdy obiektywnej. Dla nich przeszłość to tylko materiał do tworzenia hagady, umoralniającej historyjki motywującej do działań pożądanych z punktu widzenia bieżącej polityki. Nie powinniśmy im wierzyć. Oni zyskują szczując jedne narody na drugie, najwyraźniej widać to dzisiaj po antyrosyjskiej propagandzie w Polsce czy antypolskiej i hiper-antyrosyjskiej na Ukrainie. Nie powinniśmy im wierzyć.
2. Stabilna polityka prowadzenia „dobrych relacji z Ukrainą”.
Polityka ta nie ma sensu z punktu widzenia dotychczasowej propagandy „powrotu do Europy” jako najważniejszego polskiego celu i osiągnięcia przynajmniej od tysiąca lat. Sam tego nie wymyślam, podaję link (pkt. 5 tekstu): http://zygumntbalas.neon24.pl/post/140674,co-sie-dzieje-w-polsce-19-10-2017
Ważni żydzi publicznie nawoływali do unii z Ukrainą już wiele lat temu. Dzisiaj wyraźnie widać że politykę prowadzącą do takiej unii prowadzono już od lat 90-tych. Dzisiaj tą samą politykę prowadzą Michnik i Kaczyński mimo wielkich przeciwności losu. Dlaczego?
Zapewne celem jest powstanie Judeopolonii, dokładnie jak sto lat temu.