Systemowy rozkład polskiej armii ma wielorakie podobieństwo do sytuacji w II RP, po zamachu majowym, kiedy po przejęciu władzy przez żydomasonerię z Piłsudskim, a następnie Beckiem – faktycznie na czele, systematycznie dezorganizowano struktury wojskowe. Mianowano ludzi z legionów, bez większego doświadczenia i pojęcia o wojskowości, ale zorganizowanych w tajnych lożach masońskich. Rozwijano przestarzałe i nienowoczesne kierunki uzbrojenia oraz operacyjnych związków taktycznych.
Wszystkie te działania dyktatury sanacyjnej miały na celu takie „spreparowanie” polskiej armii, przemysłu obronnego i całej gospodarki, aby była łatwym łupem Niemiec w przygotowywanej II wojnie światowej. Nieobliczalne zachowanie się Polski w wojnie z Rosją 1920 r, wywołaną przez żydomasonerię międzynarodową, a zrealizowaną przez jej odnogi krajowe z Piłsudskim na czele, rodziło obawy, że może być podobnie.
Więc dołożono wszelkich starań, aby to uniemożliwić, przy jednoczesnym zastosowaniu usypiającej gebbelsowskiej propagandy, że „nie oddamy guzika od munduru”. Dowodzi tego wiele dokumentów z tamtego okresu na czele z Raportem Gen. Modelskiego o „Wojskowych przyczynach klęski wrześniowej w 1939 r.” opracowanym na zlecenie gen Władysława Sikorskiego, jako Naczelnego Wodza, na linkach:
- https://www.klubinteligencjipolskiej.pl/2015/11/gen-izydor-modelski-wojskowe-przyczyny-kleski-wrzesniowej-1939-r-czesc-i-1/
- https://www.klubinteligencjipolskiej.pl/2015/11/gen-izydor-modelski-wojskowe-przyczyny-kleski-wrzesniowej-1939-czesc-i-2/
- https://www.klubinteligencjipolskiej.pl/2015/11/gen-izydor-modelski-wojskowe-przyczyny-kleski-wrzesniowej-1939-r-czesc-ii/
- https://www.klubinteligencjipolskiej.pl/2015/11/gen-izydor-modelski-wojskowe-przyczyny-kleski-wrzesniowej-czesc-iii-podczas-wojny-i-zakonczenie/)
- i … https://www.klubinteligencjipolskiej.pl/2016/05/jozef-pilsudski-likwidator-polskiej-armii/
Polska armia w PRL-u była drugą pod względem liczebności i uzbrojenia w Układzie Warszawskim po ZSRR. Rozkład polskiej armii od początku transformacji do czasów współczesnych, jest niestety robiony systemowo i w chwili obecnej sytuacja jest nawet gorsza niż przed II wojną światową, uwzględniając aktualne wymogi techniczne pola walki.
Czy Polacy i obszar Polski mają być już po raz trzeci głównym teatrem działań wojennych z najbardziej niszczącymi skutkami, tak jak w dwóch ostatnich wojnach światowych ?
Publikujemy poniżej tekst generała brygady w stanie spoczynku Marka K. Ojrzanowskiego o rozkładzie polskiej armii.
Redakcja KIP
Analiza sytuacji w polskim wojsku gen. (r) Marka K. Ojrzanowskiego
Nawoływanie generałów do milczenia, świadczy o niebywałej arogancji polityków obecnej władzy, ale i też o strachu przed ujawnieniem prawdy, którą poznaliśmy zanadto dobrze – pisze generał w stanie spoczynku, Marek K. Ojrzanowski*
Generałowie nie tylko mają prawo, ale i wręcz obowiązek informowania społeczeństwa o następstwach decyzji osób odpowiedzialnych za bezpieczeństwo kraju. Nie chodzi tu tylko o kłamliwe i pozbawione sensu wypowiedzi najwyższych osób funkcyjnych w państwie i wiceministrów zawdzięczających swoje stanowiska partyjnemu kluczowi. Kompromitują oni Polskę i jej urzędy, jednak w pierwszej kolejności samych siebie. Chodzi przede wszystkim o żywotne interesy kraju, jego system bezpieczeństwa, który na naszych oczach jest rujnowany, co stwarza zagrożenie nie tylko dla nas, ale i przyszłych pokoleń.
***
Pierwsza kwestia to czystka wśród kierowniczej kadry sił zbrojnych. Jakby mało było serii katastrof w lotnictwie wojskowym z Mirosławcem i Smoleńskiem na czele, kierownictwo MON doprowadziło do odejścia ze służby setek oficerów sprawujących kluczowe funkcje. Wbrew wypowiadanym dyletanckim opiniom, że owe zmiany to sprawa normalna, że obowiązki przejmują zastępcy, albo że na wakujące stanowiska wyznaczeni zostali następcy, prawda jest taka, że powstała luka jest nie do zastąpienia.
Zasób kadrowy wojska jest zbiorem zamkniętym, co oznacza, że zapełnienie każdego wakatu powoduje wyrwanie z szeregu kolejnych żołnierzy.
Jeżeli zmiany dokonywane są w sposób naturalny: z powodu zakończenia kadencji, czy osiągnięcia wieku emerytalnego, organy kadrowe planują takie ruchy zawczasu.
Jeżeli zaś odbywają się one w sposób nagły, z czym mamy właśnie do czynienia, całe planowanie bierze w łeb, uzupełnianie braków staje się chaotyczne i przynieść może tylko szkodę.
Nabycie doświadczenia wymaganego na kierowniczym stanowisku w siłach zbrojnych to kwestia dziesiątków lat służby na różnych szczeblach w kraju i za granicą. Nie ma drogi na skróty.
Co z tego, że awansujemy oficerów na wysokie stopnie, kiedy nie pójdą za tym doświadczenie i odpowiedzialność. Tacy żołnierze będą jedynie przebierańcami, których braki wiedzy i kompetencji ujawnią się przy najbliższej okazji, i – jeżeli będzie to czas próby – skończy się to tragicznie, o czym historia zaświadcza dobitnymi przykładami.
Wymownym i świeżym dowodem jest tu przykład pośpiesznie awansowanego przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego dowódcy Sił Powietrznych gen. Andrzeja Błasika, za kadencji którego doszło do największych katastrof lotniczych w historii wojska.
System dowodzenia.
Odwołując wszelkie reformy wprowadzone przez poprzedników, PiS demontuje system emerytalny, służbę cywilną, system edukacji, system sądownictwa, i również system dowodzenia sił zbrojnych, który wszedł w życie niespełna trzy lata temu.
W zamian nie wprowadza się nic nowego, lecz po prostu wraca się do systemu poprzedniego, z omnipotencyjną rolą Sztabu Generalnego, czyli systemu obowiązującego w czasach PRL. W warunkach scentralizowanej władzy i sztywnej kontroli faktycznego organu kierowania państwem jakim była PZPR, w którym minister obrony narodowej – generał, był członkiem Biura Politycznego jedynie słusznej partii, ten system miał swoje uzasadnienie.
Po jego upadku, Sztab Generalny WP stał się organem „koordynującym wszelką działalność wojska”, zajmując się planowaniem strategicznym, dowodzeniem, budżetowaniem, logistyką, szkoleniem, systemem mobilizacyjnym i kontrolowaniem realizowanych przedsięwzięć praktycznie na wszystkich szczeblach. Nie wychodziło mu to na zdrowie, gdyż system ten kreował nadmiar biurokracji – 20 procent stanu osobowego wojska znajdowało się w Warszawie, komórki organizacyjne Sztabu Generalnego dublowały się z departamentami Ministerstwa Obrony Narodowej, sam Sztab przeciążony sprawami bieżącymi, gubił się w szczegółach podejmując chaotyczne i sprzeczne decyzje, jak rozwiązywanie i powoływanie tych samych jednostek wojskowych, czy pionów funkcjonalnych i szkoleniowych.
Po 1989 roku, praktycznie do chwili obecnej, nie został również zrealizowany do końca żaden plan modernizacji technicznej sił zbrojnych.
Szczególna nieadekwatność tego systemu ujawniła się po wejściu polskiego wojska do struktur NATO, ponieważ nasz system planowania i kompetencyjny rozmijał się z obowiązującymi w sojuszu. Chcąc temu zaradzić, zaplanowano wprowadzenie od 2014 roku nowego systemu, oddzielającego planowanie strategiczne od dowodzenia wojskami, spójnego z sojuszniczym i w znacznym stopniu likwidującego rozdęty nawis biurokratyczny.
Dalej poszło już jak zawsze: wszystko co doskonale działa na zachodzie, przeniesione na grunt rodzimy pada, spotykając się przy tym z zaciekłą krytyką. Pomimo że tego typu system funkcjonuje w NATO i w jego głównych państwach i przez trzy lata praktycznie sprawdził się w kraju, przejaskrawia się występujące niedociągnięcia i wykorzystując powyborczy rewanż na przeciwnikach, likwiduje się cały system.
Główny zarzut krytyczny odnosi się do rzekomego rozmycia odpowiedzialności wynikającej z podważenia przez sam system zasady jednoosobowego dowodzenia. Przyjrzyjmy się tej sprawie bliżej, gdyż pokazuje ona typowy całkowity brak zrozumienia problemu.
Po pierwsze: już co najmniej od czasów Sun Tzu wiadomo, że sukces na wojnie można osiągnąć jedynie przez intelektualnie dogłębne podejście do konfliktu i strategiczne zrozumienie jego istoty.
Owszem, jednoosobowy geniusz Aleksandra Macedońskiego i Napoleona Bonapartego do pewnego czasu wystarczał w osiąganiu powodzenia, dziś już na pewno nie zdałby egzaminu.
Złożoność współczesnego zglobalizowanego świata i występujących w nim różnorodnych praktycznych i potencjalnych kryzysów i konfliktów wymaga ciągłej strategicznej analizy sytuacji kryzysowych i możliwych trendów rozwojowych zagrożeń o wielorakim charakterze, począwszy od zmian klimatycznych, poprzez terroryzm i pandemie, do politycznych awantur przywódców niektórych państw.
Tylko wysoce wyspecjalizowany organ złożony z najwyższej klasy ekspertów-analityków jest w stanie sprostać takiemu zadaniu. Musi on pracować w oderwaniu od spraw bieżących, skupiając się na analizie i formułowaniu wniosków, które jego szef, w tym przypadku szef Sztabu Generalnego jest zarazem najstarszym wojskowym, głównym reprezentantem wojska w NATO i głównym doradcą ministra obrony narodowej.
Dwaj pozostali dowódcy, dowódca operacyjny (rodzajów sił zbrojnych) i dowódca generalny (rodzajów sił zbrojnych) mają funkcjonalnie różne, choć uzupełniające się role.
Pierwszy (operacyjny), który w zgodzie z zapisami Konstytucji jest również dowódcą na czas wojny (Wodzem Naczelnym), na podstawie wytycznych Sztabu Generalnego opracowuje operacyjny plan na wypadek wojny, do którego wypełnienia dowódca generalny przygotowuje wojska: szkoląc je, planując i realizując ćwiczenia oraz wyposażając w niezbędne uzbrojenie.
Dowódca operacyjny również planuje i przeprowadza własne ćwiczenia – w uzgodnieniu z dowódcą generalnym, dowodzi kontyngentami realizującymi zadania poza krajem i organizuje współdziałanie z sojusznikami. Gdzie tu jest rozmycie kompetencji, czy brak jednoosobowego dowodzenia – nie widać.
Natomiast oczywiście taki system wymaga od ministra obrony narodowej szczególnej wiedzy i kompetencji do koordynacji działań owych dowódców, przydzielania im właściwego budżetu, płynnego zasilania zasobami osobowymi i konsekwentnego nadzorowania przyjętego planu modernizacyjnego.
Po drugie: skupienie w jednym ręku – dowódcy generalnego, dowodzenia całością sił zbrojnych, daje po raz pierwszy w historii polskiego wojska szansę wdrożenia połączoności, czyli wspólnego działania wszystkich rodzajów sił zbrojnych.
Armia będzie w stanie skutecznie wypełnić postawione przed nią zadania, jeśli będzie zdolna robić to całością sił, jak orkiestra używająca wszystkich instrumentów pod batutą dyrygenta, jaki i oddzielnymi strukturami do pojedynczego żołnierza włącznie, podobnie jak orkiestra grająca poszczególnymi sekcjami i muzykami wykonującymi solowe arie. Niektórzy znawcy dodają do tego poparcie wszystkich żołnierzy rezerwy włącznie z najstarszym generałem.
Po trzecie: jednoosobowe dowodzenie niezbędne jest na wojnie, co gwarantuje dowódca operacyjny, będący Wodzem Naczelnym, do czego przygotowuje się w czasie pokoju.
W czasie pokoju jak i podczas wojny swoimi strukturami jednoosobowo dowodzą dowódcy taktyczni: plutonów, batalionów, dywizji, korpusów itd., nikt z nich tego obowiązku nie zdejmuje. Żeby to zapewnić, dowódca generalny ma swój sztab integrujący wszystkie rodzaje sił zbrojnych, co znacznie zmniejsza biurokrację wojskową, jak było w przypadku oddzielnych dowództw rodzajów sił zbrojnych, i jak pamiętamy, gwarantujący bieżące funkcjonowanie sił zbrojnych podporządkowane wspólnemu celowi: realizacji przyjętego planu wojennego.
Nie demontażu systemu dowodzenia potrzeba wojsku, lecz jego zrozumienia i doskonalenia przy wykorzystaniu wypracowanych już doświadczeń własnych i sojuszniczych.
Obrona terytorialna
Trzeba jasno i otwarcie powiedzieć, że wdrażanie tego pomysłu dla potrzeb obronności państwa czy zdolności bojowej wojska nie ma żadnego uzasadnienia i jest zwykłym marnotrawstwem. Potrzebę istnienia tej formacji należy rozpatrzyć pod kątem jej przydatności do zasadniczej funkcji wojska, działania podczas wojny.
W XXI wieku może ona być rozgrywana przez naciśniecie guzików czy klawiszy komputerowych, co zresztą już się dzieje poprzez wykorzystywanie bojowych środków bezpilotowych i utrzymywanie w gotowości rakiet międzykontynentalnych uzbrojonych w głowice jądrowe.
Na drugim końcu spektrum konfliktów mamy terroryzm, działania hybrydowe i wszelkiej maści działania podprogowe, jak dywersja, „zielone ludziki”, wojna informacyjna, naciski ekonomiczne i cyberwojna.
Do żadnych z tych działań obrona terytorialna w wydaniu obecnie lansowanym przez MON nie pasuje. Może lepiej było wziąć przykład, jak się dzieje w innych „reformach” lansowanych przez PiS, z PRL i sformułować wojska OT do wspomagania wojsk operacyjnych, co miałoby większe uzasadnienie.
Utworzenie Akademii Sztuki Wojennej
Abstrahując od prawdziwego celu zlikwidowania Akademii Obrony Narodowej i powołania w to miejsce Akademii Sztuki Wojennej, jakim była typowa dla PiS brutalna czystka kadrowa, należy być pryncypialnym w przyjmowaniu nazewnictwa. Sztuka wojenna, to ogólnie teoria i praktyka zbrojnych działań wojennych. Przy tym owe działania, jak zresztą wszystko, podlegają ewolucji i zmianie. Jedna z popularnych teorii dzieli wojny na cztery generacje, w uproszczeniu:
– pierwsza: od starożytności poprzez feudalne walki rycerskie do masowych armii ery napoleońskiej;
– druga: wojny ery rewolucji przemysłowej z zastojem w okopach pierwszej wojny światowej;
– trzecia: błyskawiczna wojna manewrowa, jak np. Niemcy podczas II wojny światowej;
– czwarta i kolejne: asymetryczne konflikty współczesne.
Chcąc być w zgodzie z teorią nauki wojskowej, sztuka wojenna adekwatna jest do pierwszych trzech generacji wojen, przy tym najbardziej odpowiada pierwszej, z przykładami bitew pod Maratonem, Grunwaldem, czy Waterloo.
Czego i w jakim celu ma więc uczyć owa Akademia? Różnorodny i nieokreślony charakter współczesnych konfliktów wyłania potrzebę zintegrowanego podejścia do bezpieczeństwa.
Do jego zapewnienia nie wystarczają sprawne i nawet najnowocześniejsze siły zbrojne, muszą mieć one wsparcie we wszystkich agendach rządowych, pozarządowych, które funkcjonalnie zintegrowane w wysiłkach na rzecz bezpieczeństwa, przy tym w szerokiej współpracy międzynarodowej mogą przynieść pożądane efekty.
Wymownie pokazały to ostatnie konflikty w Iraku i Afganistanie. Nie sztuka wojenna powinna być szyldem współczesnego kształcenia kadr dla potrzeb wojska, lecz bezpieczeństwo (między)narodowe.
Modernizacja
Obecne kierownictwo MON odziedziczyło po poprzednikach plan modernizacji technicznej WP. Jak każdy plan miał swoje minusy, które mogły być w przyszłości dyskutowane i korygowane.
Zamiast dyskusji i korekt, uświęconym zwyczajem PiS mamy destrukcję i wyrzucenie jego głównych założeń do kosza.
Tak się stało z zasadniczymi elementami planu, jak obrona przeciwrakietowa, śmigłowce, modernizacja marynarki wojennej, środki bezpilotowe i wdrażanie nowoczesnego uzbrojenia.
Są to sprawy o fundamentalnym znaczeniu dla sił zbrojnych, decydujące o ich zdolności bojowej, tym samym przydatności do zapewnienia krajowi bezpieczeństwa – teraz, jak i w bliższej i dalszej przyszłości. W rezultacie nie ma nowego planu, jest potrzaskany plan stary i przedłużające się opóźnienia w jego realizacji.
Za to słyszymy wypowiedzi o przekazywanych za dolara minstralach, pozyskaniu śmigłowców z Ukrainy, francuskich widelcach, religia smoleńska i szaleńcze rajdy rządowych limuzyn po polskich drogach.
***
Nie będę milczał! Będę wręcz krzyczał! Wymaga tego moje poczucie patriotyzmu i odpowiedzialności. Służąc ponad czterdzieści dwa lata w wojsku, czy to w czasach PRL czy w wolnej Polsce przysięgałem dochować wierności ojczyzny i narodowi oraz przestrzegać Konstytucji. I tej przysięgi dochowałem. Dziś nie jestem w stanie zrozumieć dlaczego najwyżsi urzędnicy państwowi, posłowie i senatorowie również przysięgający przestrzegać Konstytucji, w rażący sposób ją łamią. Przy okazji demontują Wojsko Polskie degradując je moralnie i funkcjonalnie, przyznając sobie klauzulę nieomylności, innym zaś odmawiając prawa głosu. Jakim prawem?
* Marek K. Ojrzanowski, ur. w 1951 r. Jest generałem brygady w stanie spoczynku. W wojsku służył w latach 1969 – 2011. W 2003 r. podczas I zmiany wojsk polskich w Iraku był dowódcą brygady sformowanej na bazie 12 Brygady Zmechanizowanej ze Szczecina.
Wypowiedz się
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.