Dane genetyczne polskich żołnierzy, BOR-owców, celników, pograniczników i policjantów trafiły do baz niemieckiej firmy z Ulm i są zawiadywane przez niemiecką rządową instytucję. Wszystko to za zgodą, a nawet namową polskich przełożonych. Sprawę opisuje Magdalena Rigamonti w “Dzienniku Gazecie Prawnej”.
Polscy żołnierze na misji zagranicznej w Afganistanie, zdj. arch z 2011 roku; Fot. ilustracyjna
Autorka, opublikowanego na łamach “DzGP” artykułu, podkreśla na wstępie, że jej tekst nie ma na celu zniechęcenie czytelników do transplantacji, a pokazanie braku odpowiedzialności wysokich rangą urzędników państwowych i polityków.
Historia zaczyna się od polskiego żołnierza chorego na białaczkę. By mu pomóc, Centrum Przygotowań do Misji Zagranicznych (CPdMZ) zorganizowało przy współpracy z fundacją DKMS akcję rekrutacyjną potencjalnych dawców szpiku.
W ramach akcji pobrano wymaz z jamy ustnej, z którego otrzymuje się materiał genetyczny. Poza tym w kwestionariuszu znalazły się: imię, nazwisko, PESEL, adres zamieszkania, numer telefonu, prawdopodobnie e-mail.
Autorka przypomina, że DKMS Polska to Deutsche Knochenmarkspenderdatei, niemiecka firma zarejestrowana w Polsce jako fundacja rekrutująca dawców szpiku w Polsce. Pobrane dane genetyczne wraz z danymi osobowymi trafiają do Niemiec. Jak wynika z informacji na stronie organu nadzorującego bazy dawców szpiku na całym świecie (BMDW), DKMS Polska jest administrowana przez ZKDR, niemiecką instytucję rządową, zajmującą się pośredniczeniem w przeszczepach szpiku.
Dane zebrane w ramach tej akcji i jej podobnych – a po apelu byłej wiceminister obrony narodowej z PSL Beaty Oczkowicz odbyło się ich 23 w różnych jednostkach wojskowych – trafiły do bazy DKMS. Podobne rekrutacje miały miejsce w policji, straży pożarnej, służbie celnej, służbie więziennej.
Minister Oczkowicz została zapytana, dlaczego przedsięwzięcie zostało zorganizowane z pomocą DKMS a nie Ministerstwa Zdrowia i podległym mu Poltransplantem. “Nawet nie wiem, że istnieje taka instytucja” – odpowiedziała.
Za http://fakty.interia.pl/prasa/news-dane-polskich-zolnierzy-w-niemieckich-bazach,nId,1928830
Dane genetyczne polskich żołnierzy, BOR-owców, celników, pograniczników i policjantów trafiły do baz niemieckiej firmy z Ulm i są zawiadywane przez niemiecką rządową instytucję. Wszystko to za zgodą, a nawet namową polskich przełożonych. Sprawę opisuje Magdalena Rigamonti w „Dzienniku Gazecie Prawnej”.
Teraz pytanie co to oznacza?
Jak dla mnie oznacza przygotowywanie się do wojny. Chodzi o szybkie upłynnianie organów żołnierzy na wolnym rynku. Chcą zrobić to samo co robią z Ukraińcami. Pobierać narządy od lekko rannych a potem do pieca.
Autor: Irol 27 listopada 2015 at 10:32
Wypowiedz się
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.