Oglądanie czegoś na kształt parady wojskowej 15. sierpnia i słuchanie kolejnych wyn(at)urzeń ministra Macierewicza nieodmiennie skłaniają do zasadniczej refleksji – a mimo to Polska musi mieć silną armię!
Armii polskiej cześć!
Fakt, że nawą państwową kierują szaleńcy i obcy agenci wpływu, zaś nasze wojsko ma cechy sił najemniczych używanych w wojnach neo-kolonialnych – nie może nastawiać polskich patriotów antymilitarystycznie.
Niezależnie od tego bowiem kto dowodzi, kto ile się nakradł przy zakupach zaopatrzenia i do czego też nie chciano by jeszcze użyć Sił Zbrojnych RP – to nadal i przede wszystkim są one Wojskiem Polskim, któremu należy się cześć, szacunek, a przede wszystkim wzmocnienie (no i lepsze kierownictwo polityczne, jak i całemu państwu i narodowi…).
Oczywiście, w obecnych realiach czasem ciężko zdobyć się na taki dystans wobec konkretów i realiów, zwłaszcza kadrowych. W końcu, jak powszechnie wiadomo, niemal każda armia świata zbudowana jest w zgodzie z maksymą, że „bez ludzi zdolnych można się z powodzeniem obyć. Potrzebni są nade wszystko ludzie posłuszni…!”.
Dwadzieścia kilka lat doboru generalicji i korpusu oficerskiego w duchu całkowitej uległości wobec zagranicznego dowództwa i karierowiczostwa w relacjach z krajowymi politykami to jeden z groźniejszych (nawet jak na niskie standardy III RP) przykładów selekcji negatywnej.
Odpowiedzią nie może być jednak pusty pacyfizm, czy demagogia pseudo-socjalna, w rodzaju „zamiast czołgu kupmy dzieciom mleczko” – bo to jest zatracenie umiaru w drugą stronę! Polska bezbronna upadnie tym bardziej, niczym Rzeczpospolita Szlachecka, którą też miało przecież bronić przekonywanie wszystkich naokoło, że nikomu nie zagraża!
Z kolei II Rzeczpospolitą dzieliły fundamentalne różnice choćby między endecją a sanacją, odnoszące się m.in. i do tego czy, kiedy i w jaki sposób używać armii – ale nie czy ją utrzymywać i rozwijać!
Przeciwnie, spory dotyczyły kierunków i tempa modernizacji WP, wspólnym fundamentem myślenia czy narodowego, czy państwowego była jednak oczywista potrzeba posiadania siły własnej zdolnej przynajmniej podjąć próbę obrony kraju.
Oczywiście, ogólna konstatacja w detalach często prowadziła na manowce, ogrom liczbowy stanu pokojowego WP potwornie obciążał budżet ubogiego państwa, niektóre kierunki rozbudowy sił zbrojnych nie miały większego narodowego sensu (jak rozdęcie Polskiej Marynarki Wojennej), służąc jedynie interesom sprzedających nam sprzęt i liczących na geopolityczne wykorzystanie potencjału – czyli coś jak dzisiaj. Słowem – nie uniknięto błędów, w tym i tego najpotężniejszego, nadmiernej wiary i we własne siły, i w zawierane sojusze (jak się okazało, egzotyczne), co tylko spotęgowało poczucie ostatecznej klęski.
Przeszłość jednak od tego właśnie jest, by wyciągać z niej naukę i logiczne wnioski, stąd też słusznie i z dumą świętując mit założycielski II RP, czyli kolejną rocznicę Bitwy Warszawskiej – nie możemy też tracić z oczu jak cały ten 20-letni epizod historii się skończył, także w związku z fałszywym przekonaniem, że skoro raz zwyciężyliśmy, to już nikt nas nie przemoże…
Upadłość Wojska Polskiego
Polityka obronna i wojskowa III RP to jednak pasmo znacznie większych porażek, niż te znane z historii w tym zakresie.
Odziedziczywszy po PRL armię liczną, dobrze zorganizowaną, nowoczesną i obdarzoną wysokim szacunkiem narodowym oraz przemysł obronny z dużym potencjałem, zdolny do modernizacji i zaspokajania potrzeb sprzętowych WP, jak i funkcjonowania na światowym rynku zbrojeniowym – zdewastowaliśmy oba te sektory podobnie jak i resztę polskiej gospodarki i państwowości.
Ważnym elementem tego procesu było niszczenie morale wojska i jego postrzegania w społeczeństwie.
Celowe, jak się dziś wydaje, niereformowanie powszechnego obowiązku obrony ojczyzny służyć miało tym łatwiejszemu całkowitemu jego zniesieniu, jak wyśmiewanego i budzącego strach poboru, „fali” itp.
Okrzyczane „uzawodowienie armii” okazało się jednak bynajmniej nie jej profesjonalizacją, jak zapowiadano – tylko zniszczeniem mającej jakikolwiek sens struktury, obciążonej obecnie przerostami generalsko – oficerskimi bez zaplecza przeszkolonych rezerw, a więc i bez zdolności rozwinięcia się do stanów bojowych mogących odegrać choćby podstawową rolę w ewentualnej obronie kraju.
Zarówno pod względem usprzętowienia, jak i organizacji i szkolenia – Siły Zbrojne RP są dziś tylko hiwisami dla armii amerykańskiej i innych wojsk NATO, przeznaczonymi do służby pomocniczej w wojnach prowadzonych w cudzym interesie.
Innymi słowy, przez 27 lat III RP – Wojsko Polskie zreformowano niczym polską ekonomię: przez społeczne obrzydzenia wiodące do upadłości.
Współczesne pozorne przywracanie pozycji SZ RP przybiera równie groteskowe formy, jak wszystko czego tknie się obecny rząd. Sprawa nieszczęsnego medalu dla rzecznika MON jest tego procesu tylko wisienką na torcie.
Dość zauważyć, że (skądinąd przesympatyczny) red. Michał Karnowski napisał, że rzecznik Misiewicz dostał Złoty Medal za Zasługi dla Obronności Kraju bynajmniej nie za to, że teraz jest rzecznikiem, tylko za… pracę w Zespole Smoleńskim, co „nie było łatwym i bezpiecznym zadaniem”, w dodatku w „niełatwych czasach”.
A ponadto oddał młodszemu koledze honory za obecną „walkę z infiltracją wiadomego mocarstwa i ich krajowymi poplecznikami”. Przecież przy takim heroizmie na 11. listopada to towarzystwo z takim samym uzasadnieniem powręcza sobie Virtuti i Krzyże Walecznych!
W połączeniu z gorszącymi awanturami o apel smoleński przy byle okazji, mieszaniem kto poległ, a kto zginął – wszystko to wciąga tylko wojsko do bieżących awantur politycznych, co nie służy bynajmniej consensusowi narodowemu wokół ważnego przecież postulatu odbudowy WP.
Oczywiście, nie ułatwia go też samo wojsko, generałowie plotący bzdury pseudo-geopolityczne i oderwane od realiów i tego, czym rzeczywiście dowodzą i czym dysponują.
Ośmiesza żerowanie na próżności niektórych cywilów, którzy uwielbiają te przebieranki, „grochówkę z kotła”, trzaskanie obcasami, ślepaki na poligonach i pozowanie na Śmigłych-Rydzów...
W dodatku – z jeszcze poważniejszych niebezpieczeństw – coraz bardziej sypiący się obóz rządzący wydaje się dzielić także na polu polityki wojskowej i obronnej, o czym świadczy nieskrywana już niechęć czy wręcz nienawiść ministra Macierewicza do jedynego w tym gronie przygotowanego w sprawach wojskowych, prof. Romualda Szeremietiewa.
Cały ten bałagan do kupy podlany jest opowiadaniem o jakieś nowej doktrynie obronnej, chaosem i brakiem sensownego dalszego ciągu dla rodzącej się w bólach Obrony Terytorialnej, czysto deklaratywnym póki co głaskaniem związków para-militarnych, a w dodatku opowiadaniem o „sojuszniczej armii ukraińskiej” i skupianiu się na tak fikcyjnych inicjatywach, jak LITPOLUKRBRIG. Słowem – jak we wszystkim czego się tknie, rząd PiS skupia się wyłącznie na robieniu zamieszania.
Polska Zbrojna
A tymczasem powtórzmy – jeśli Polska musi być silna, to musi być Polską Zbrojną!
Jasne, by taką było konieczne jest jasne ustalenie celów polityki wojskowej, tępienie marnotrawstwa i korupcji przy zakupach wojskowych, wyplenienie niegodnej honoru polskiego oficera służalczości wobec obcych wojsk – no i oczywiście i przede wszystkim odtworzenia samego Wojska Polskiego, stanowiącego istotny czynnik dyplomatyczny, ale także społecno – wychowawczy i nawet ekonomiczny.
Nie ma wątpliwości, że nie dokona tego ani obecna, ani żadna z poprzednich ekip rządzących III RP. Pamiętajmy jednak, że kiedy już naród polski będzie miał w rękach karabin – to w którą stronę go obróci będzie już tylko kwestią decyzji uświadomionego narodowego kierownictwa.
W przeciwnym bowiem razie, skoro nie mamy dziś ani Rozwadowskiego, ani Hallera, ani Witosa, ani nawet (cokolwiek by się komu nie wydawało), a nade wszystko nie mamy armii – zostałaby nam już tylko modlitwa o prawdziwy Cud nad Wisłą…
Konrad Rękas
Data publikacji: 16.08.2016
Za: http://chart.neon24.pl/post/133284,silna-polska
Wypowiedz się
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.