ZDROWA WŁASNA ŻYWNOŚĆ – TO DŁUŻSZE ZDROWE ŻYCIE, A NAWET… PRZEŻYCIE. Publikujemy II część bardzo interesującej analizy o skutkach transformacji w rolnictwie i na wsi oraz konsekwencjach dla wyżywienia Narodu Polskiego, opracowaną przez dr Ludwika Staszyńskiego, wybitnego znawcę spraw wsi i rolnictwa, długoletniego publicysty m.in. na te tematy, byłego żołnierza Armii Krajowej i obecnego Honorowego Członka Stowarzyszenia Klub Inteligencji Polskiej.
Analiza ta jest porażająca dla wszystkich rządów, przede wszystkim z rodowodu solidarnościowego, do czego doprowadzili kolonialną transformacją ustrojową w zakresie wyżywienia Narodu, poprzez politykę wobec rolnictwa i wsi. Polska z rozdrobnioną strukturą agrarną i naturalną, nie zniszczoną chemią i pestycydami glebą jak na Zachodzie, miała wszelkie predyspozycje: produkcji ekologicznej zdrowej żywności, zachowania naturalnego ekosystemu oraz zatrudnienia dużej liczby ludzi na wsi, zamiast bezrobocia, wykluczenia, biedy i ucieczki do miast lub za granicę za chlebem.
To co przedstawia Autor w całej analizie daje podstawę dla wniosku, że ta grabież i niszczenie rolnictwa i wsi nie były efektem bałaganu transformacji rynkowej, lecz planowej działalności opcji solidarnościowej, pookragłostołowej, wspólnie z genetycznie powiązanymi ośrodkami zewnętrznymi. Celem tej polityki i wielu innych podobnych działań jest rozłożone w czasie ludobójstwo Polaków i zmniejszenie populacji na terenie Polski do poziomu 15 milionów, zgodnie z planami Klubu Rzymskiego z lat siedemdziesiątych lub osiemdziesiątych.
Naturalne sposoby produkcji, mimo niższych plonów, pozwalają zachować o 30-50 % wyższe stężenie wszelkich niezbędnych składników odżywczych dla organizmu ludzkiego, czy zwierząt hodowlanych. Ponadto struktura tych składników jest znacznie lepsza, powodując, że jedząc mniej zaspokajamy lepiej potrzeby organizmu w niezbędne składniki, a tym samym także na zachowanie dłużej dobrej kondycji fizycznej i zdrowia.
Co z tego że produkujemy obecnie dużo biomasy na hektar w postaci plonów, kiedy ich wartość odżywcza jest 2-3 krotnie niższa i musimy jeść więcej, aby zaspokoić te potrzeby oraz szybciej i więcej chorując.
Polska przed transformacją była dużym eksporterem żywności netto, a obecnie dużym importerem żywności netto, dużo gorszej jakości, często zatrutej lub przeterminowanej, sprzedawanej w hipermarketach. Znacznie zdrowszą polską żywność zagraniczne sieci przetwórcze i handlowe, głównie niemieckie, sprzedają na Zachodzie z dużym zyskiem, w sytuacji gdy polski rolnik za najbardziej pracochłonną fazę produkcji, otrzymuje od kilku do kilkunastu procent ceny konsumenta. Ta sytuacja uczyniła polskich rolników z małych i średnich gospodarstw – chłopami pańszczyźnianymi z okresu feudalizmu, powodując biedę i wyludnianie się wsi.
Samowystarczalność żywnościowa jest podstawą strategiczną bytu Narodu i Państwa, zwłaszcza w przypadku wojny. Niezdrowa, a wręcz zatruta żywność sprowadzana z Zachodu powoduje nie tylko radykalny wzrost zachorowalności, ale także otępienie, nadumieralność, bezpłodność i jeden z najniższych w skali świata przyrostów naturalnych 1,23 dziecka na kobietę, chociaż te statystyki mogą być także zawyżane.
Dr Krzysztof Lachowski wiceprezes KIP proroczo przewidywał w 1989 r. tak: „Nie zrozumiały jest fakt, że pierwszy niekomunistyczny rząd prowadzi nadal taką samą politykę w stosunku do chłopów i rolnictwa, jak w latach 50-tych. Dowodzi to, że mimo dokonanych zmian nadal w dalszym ciągu te same ugrupowania polityczne decydują o polityce żywnościowej, która jest prowadzona w interesie krajów wysoko rozwiniętych, a nie w interesie Polski. Nie wynika to z niekompetencji, lecz raczej ze złej woli wpływowych doradców gospodarczych.” [za: „Polityka pustego żołądka”, Dziennik Ludowy z 16-17 grudnia 1989 r.]
Polecamy zatem uwadze skondensowaną II część analizy dr Ludwika Staszyńskiego, której ciąg dalszy zaprezentujemy jeszcze w następnych 2 częściach.
Redakcja KIP.
Wielki krok wstecz. Restrukturyzacja polskiego rolnictwa (II)
Fakty i opinie. Warszawa 2017.
Na prawach rękopisu © Ludwik Staszyński 2017
Dotkliwe szkody społeczne
Wskutek wyprzedaży zakładów przemysłu rolno – spożywczego przeważnie w obce ręce i unicestwienia większości spółdzielni handlowych i przetwórczych oraz likwidacji niemal wszystkich, liczonych w tysiące mniejszych przetwórni prywatnych i spółdzielczych – lokalny rynek produktów rolnych i żywności uległ niemal całkowitej likwidacji. Rozdrobniona wieś została odcięta od rynku rolnego i utraciła możliwości wytwarzania i zbytu wielu produktów, a zwłaszcza zwierząt rzeźnych i mleka. Ich sprzedaż dawała wcześniej rolnictwu prawie 2/3 wszystkich dochodów.
Zmiany objęły w okresie wielu lat także bezpośrednią sprzedaż konsumentom na wsi i w mieście takich prostych produktów, jak mleko, ser, czy np. jaja – pod rygorem kar pieniężnych nakładanych przez służbę weterynaryjną Ubój cieląt w gospodarstwie został całkowicie zakazany i obłożony szczególnie wysokimi karami. Próbowano nawet wprowadzić zakaz gospodarczego uboju świń na własne potrzeby rodziny rolnika!
Brak zwierząt gospodarskich zburzył porządek funkcjonowania niewielkich rodzinnych gospodarstw, współzależność pola, łąki i pastwiska z oborą i chlewnią i na odwrót. Bardzo mocno osłabił kondycję ekonomiczną gospodarstw, a także pogorszył poziom i jakość odżywiania się wiejskich rodzin.
W tworzonych sztucznie, w trybie administracyjnym stosunkach rynkowych ziemia stopniowo traciła swoje przeznaczenie jakim była głównie produkcja pasz dla zwierząt gospodarskich. Przestała być często potrzebna wobec ograniczonych możliwości przetwarzania tych pasz na mleko i żywiec. Swoje znaczenie miał zapewne także brak własnej siły pociągowej (koni) i pieniędzy na usługi mechanizacyjne. Nie uprawiane przez lata pola, czy nie użytkowane pastwiska dziczały, stopniowo zarastały chwastami, krzakami i drzewami, przestawały być użytkiem rolnym. Katastrofalne zmniejszenie pogłowia zwierząt gospodarskich stało się zapewne jedną z przyczyn tak wielkiego zmniejszenia się powierzchni użytków rolnych.
Osobliwością polityki wobec polskiego rolnictwa zarówno w latach PRL-u. jak i w III RP było skuteczne torpedowanie wszelkich inicjatyw zmierzających do uruchomienia krajowej produkcji małego ciągnika rolniczego. Dziwolągiem na skalę światową jest brak na polskim rynku dobrego i taniego sprzętu technicznego dostosowanego do potrzeb dominujących w naszym kraju mniejszych gospodarstw rolnych.
Nie wszyscy się poddali pod naporem mnożących się przeciwności. Przestawiali się na uprawę warzyw, sadzili krzewy t drzewa owocowe, ale nie zawsze mogą swoje zbiory korzystnie sprzedać. Nie ma już spółdzielni ogrodniczych. Gdy w pewnej gminie była spółdzielcza przetwórnia – kupowała pomidory na przeciery i koncentraty od ok. 400 plantatorów. Gdy przetwórnię przejęła zagraniczna firma – kupuje taką sama ilość pomidorów tylko od 20 plantatorów. Zmiana ta pozbawiła w owej gminie pracy i dochodów 95% drobnych rolników. Dotyczy to oczywiście nie tylko pomidorów.
W 1990 r. buraki/ cukrowe uprawiało 384,5 tys. plantatorów; w 2010 r. – tylko 51,3 tys., przy czym prawie połowę buraczanych plantacji miało 4475 gospodarstw o obszarze 50 do 100 ha oraz 100 ha i więcej. Ogólna powierzchnia uprawy buraków cukrowych wynosiła w 2010 r. prawie 208,5 tys. ha. z czego prawie 71 tys. tys. ha miało 1601 gospodarstw o obszarze 100 i więcej ha. (W 2016 r. liczba plantatorów buraków cukrowych znów się zmniejszyła się i to do zaledwie 34 tys!)
Podobnie wyglądał podział między gospodarstwa o różnym obszarze plantacji rzepaku i rzepiku uprawianych w 2010 r. dla przemysłu tłuszczowego na obszarze ponad 946 tys. ha. Wśród prawie 86 tys. gospodarstw uprawiających rzepak i rzepik były 6783 gospodarstwa o obszarze od 50 do 100 ha (ponad 119 tys. ha plantacji) oraz 5599 gospodarstw o obszarze 100 i więcej ha (ponad 508 tys. ha plantacji). W obydwu tych grupach obszarowych plantacje przekraczające swoją skalą 20 ha w jednym gospodarstwie zajmowały łącznie ponad 593 tys. ha. z czego ponad 508 tys. ha w gospodarstwach o obszarze 100 i więcej ha.
Wymagający wiele pracy przy uprawie i zbiorze tytoń uprawiało prawie 250 tys. drobnych rolników; obecnie – ok. 14,5 tys. Tytoń był dobrej jakości, szedł na eksport, nawet na Zachód, teraz w większości pochodzi z importu. Mleko mleczarniom i bezpośrednio konsumentom przestał sprzedawać prawie milion rolników. Jeszcze więcej prawie zaniechało sprzedaży trzody chlewnej.
Dla przemysłu przetwórczego koncentracja produkcji surowców była bardzo wygodna i opłacalna. Odcięła jednak przeważająca większość gospodarstw o mniejszym obszarze od najbardziej dochodowych kierunków rolniczej produkcji. A przecież kiedyś ten sam przemysł zanim został sprywatyzowany świetnie sobie radził z wieloma setkami tysięcy rolniczych partnerów! Przemysł przetwórczy powinien być dostosowany do struktury agrarnej, a nie na odwrót!…Ekonomia jest po to, aby służyć społeczeństwu; społeczeństwo nie istnieje po to, aby służyć ekonomii…(James Goldsmith).
Koncentracja produkcji rolniczej ma także „drugie dno”. Człowieka wyeliminowanego z pracy na roli zastępuje nie tylko technika, ale w coraz większym zakresie również chemia. W Szwecji pozostałości wielu chemicznych środków ochrony roślin znaleziono nawet w mleku matek karmiących swoje niemowlęta…
… Utrzymująca się od lat dekoniunktura – pisała w 2003 r. Anna Szyrmer z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej – i znaczące pogorszenie sytuacji dochodowej w ostatnim okresie sprawiły, że zmalała aktywność produkcyjna rolników i utrzymywał się proces wycofywania gospodarstw z najmniej opłacalnych i trudno zbywalnych gałęzi produkcji. Wyjściem z tej sytuacji było ograniczenie produkcji tylko do potrzeb rodziny i gospodarstwa lub nawet zaniechanie w ogóle produkcji rolnej…
Prof. Walenty Poczta z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu stwierdził w 2016 r., że produktywność polskiego rolnictwa jest 15 razy niższa niż w krajach zachodnich („Nasz Dziennik” z 7.04.2016) i dlatego przed rolnictwem stoi ogromne wyzwanie w postaci konieczności zarówno modernizacji, jak i zmiany struktury agrarnej.
Strukturę agrarną trzeba rzeczywiście zmieniać, ale w jakim kierunku? Uległa już przecież bardzo głębokim zmianom. Od 1990 r. ubyło 1/3 indywidualnych gospodarstw o powierzchni ponad 1 ha. Niemal całkowitej likwidacji uległy gospodarstwa poniżej 1 ha, Prawie polowa użytków rolnych znalazła się już w 2010 roku w gospodarstwach posiadających 20 i więcej hektarów użytków rolnych, a produktywność polskiego rolnictwa, w efekcie tych bardzo dużych strukturalnych zmian absolutnie się nie poprawiła, lecz przeciwnie – ogromnie się pogorszyła. Produktywność polskiego rolnictwa jest nie tyle niska, ale bardzo mocno została obniżona właśnie przez jego restrukturyzację, której tak bardzo pragnie prof. Poczta. „Poprawie” struktury agrarnej towarzyszy u nas eliminowanie z pracy na roli wielkiej liczby rodzinnych gospodarstw rolnych, ekstensyfikacja produkcji rolnej i bardzo duże zmniejszenie pogłowia zwierząt gospodarskich! Czy więc zmiany struktury agrarnej mają iść dalej w tym samym zgubnym kierunku, co dotychczasowa restrukturyzacja i modernizacja naszego rolnictwa?
Restrukturyzacja przyniosła nie tylko duże zmniejszenie produktywności polskiego rolnictwa, Przyniosła przede wszystkim dotkliwe szkody społeczne, pozbawiając pracy i podstaw utrzymania miliony mieszkańców wsi, żyjących w prawie 1,7 mln zlikwidowanych rodzinnych gospodarstwach rolnych pozbawionych dotychczasowych źródeł dochodów. Przetrwali komunę; pokonała ich t. zw. „społeczna gospodarka rynkowa”, w rolnictwie restrukturyzacja…
Prof. Jerzy Wilkin we wstępie do raportu „Polska wieś w 2016 r.” jaki powstał pod jego kierunkiem podał, że...mieszkańcy wsi stanowią . ponad 60% osób żyjących w naszym kraju w skrajnym ubóstwie…Niepokoić musi fakt, że poziom niedostatku i biedy w Polsce, który wyraźnie obniżał się od 2004 roku aż do lat 2010 – 2011, zaczął ponownie wzrastać w ostatnich latach….
Z badań GUS wynika, że w 2015 r. poniżej granicy ubóstwa „relatywnego” (o dochodach poniżej 50% przeciętnych) żyło na wsi 24,0% mieszkańców (w miastach 10,0%). Poniżej granicy ubóstwa „ustawowego” (uprawniającej do ubiegania się o pomoc społeczną) na wsi żyło 19.8% mieszkańców (w miastach 7,4%). Dochody poniżej granicy egzystencji (prowadzące ludzi do wyniszczenia organizmu) miało na wsi w 2015 r. 11,3% mieszkańców (w miastach w 2015 r. – 3,5%). Co czwarty mieszkaniec wsi ma więc dochody niższe od połowy dochodów przeciętnych; prawie co piąty ma prawo do pomocy społecznej, a co dziewiąty pogrążony był w 2015 r. w skrajnym ubóstwie (w 2010 r. – co jedenasty).
Szczególnie wysokie i z każdym rokiem rosnące są ukazane przez GUS wskaźniki ubóstwa w gospodarstwach domowych rolników, gdzie w 2015 r. ubóstwem relatywnym objętych było 28,9% mieszkańców(w 2010 r. – 26,5%) ubóstwem ustawowym – 25,2% (w 2010 r. – 12,3%), a żyjących poniżej minimum egzystencji – 14,7% (w 2010 r. – 9,0%). Są to wskaźniki alarmujące!
Najwięcej ubóstwa GUS odnotował w rodzinach wielodzietnych. W 2015 r. przy 3 dzieci było 21,85 ubóstwa ustawowego, przy 4 dzieci – aż 45,0%, natomiast ubóstwa poniżej granicy egzystencji było odpowiednio 9.0 i 18,19%)! 60% pieniędzy z programu „rodzina 500+” trafiło w 2016 r. na wieś.
Prof. Wielisława Warzywoda-Kruszynska z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Łódzkiego uważa, że bieda wśród dzieci należy do najpoważniejszych aktualnych problemów Polski:…wśród 100 Polaków – 24 osoby nie ukończyły osiemnastego roku życia. a wśród 100 osób biednych aż 44 nie ma jeszcze dowodu osobistego. Wśród stu dzieci prawie trzydzieści żyje w gospodarstwach domowych wspieranych przez pomoc społeczną, gdy wśród ogółu obywateli tylko szesnaście osób.(2004 r.)
Co trzecie dziecko rodziło się w Polsce w biedzie. W 2012 r. szacowano, że spośród ok. 390 tys, dzieci, które miały urodzić się w 2013 r. blisko 35% urodzi się w rodzinach, w których miesięczny dochód na osobę nie przekraczał 589 zł. Minimum egzystencji wynosiło wówczas u nas 500 zł na osobę.
Z opublikowanych w 2014 r. wyników badań Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że w skrajnej biedzie żyło wówczas ponad 2,5 mln Polaków, 10 mln było zagrożonych ubóstwem; w biedzie żyła prawie połowa rodzin wielodzietnych; ponad 1/3 ludności Polski nie było stać na ogrzewanie mieszkań; 1,4 mln dzieci żyło w biedzie lub w niedostatku, pół miliona cierpiało głód!
Wątpliwości mogą wzbudzać opinie o zbyt liberalnym i zbyt życzliwym dla rolników systemie podatkowym, o relatywnie zbyt niskich składkach rolników na ubezpieczenia społeczne i zdrowotne., o czym m. in. pisze Renata Przygodzka (raport „Polska wieś 2016”), twierdząc, że …za znakomitą częścią powyższych rozwiązań kryją się publiczne środki pochodzące przede wszystkim od podatników spoza rolnictwa, rodzi się pytanie o ich skuteczność i efektywność…
Wprowadzone przez okupacyjne władze niemieckie przymusowe dostawy produktów rolnych zostały uznane w PRL za rozwiązanie dobre i utrzymywano ten przymus przez 28 lat (do 1972 r). Za obowiązkowe dostawy w PRL-u :płacono rolnikom ok.15% cen rynkowych, co nie wystarczało na zapłacenie wymierzanych im podatków…Jedliśmy więc przez wiele lat ten „kradziony chłopom chleb”. Ogólne straty indywidualnych gospodarstw z tytułu obowiązkowych dostaw produktów rolnych obliczano na równowartość półtorarocznego budżetu państwa.
Inną istotną stratą, jaką poniosła wieś w latach PRL-u, jest utrata przez gospodarstwa indywidualne ogromnego obszaru gruntów rolnych – prawie. 4,3 mln hektarów, zabieranych w latach 1945 – 1989 bez zapłaty lub za symboliczną zapłatą – pod rozbudowę miast, zakładów przemysłowych, dróg, przejmowanych przez państwo pod różnymi pretekstami, przekazywanych także PGR-om i spółdzielniom produkcyjnym oraz lasom państwowym pod zalesienie. Pewne obszary gruntów gospodarstw indywidualnych przeszły też na własność państwa w zamian za skromne renty i emerytury dla ich właścicieli. Jeszcze w 2003 r. było 145 tys. rent i emerytur wypłacanych z tego tytułu (w przeciętnej wysokości ok. 904 zł miesięcznie).
Mieszkańcy budowanych w latach PRL-u osiedli i wielkomiejskich dzielnic mieszkaniowych nawet nie zdają sobie sprawy z tego, że ceny ich mieszkań pomniejszały minimalne koszty gruntów zabieranych rolnikom za zapłatą stanowiącą ułamek ich rzeczywistej wartości.
Znaczny udział budżetu państwa w finansowaniu ubezpieczeń rolniczych nie jest polską osobliwością. Tak jest nawet w krajach, w których kondycja ekonomiczna rolnictwa jest znacznie lepsza niż u nas. We Francji dopłaty państwa na ten cel stanowią 85 proc. funduszu ubezpieczeń rolniczych; w Niemczech 78 proc.
Są Polsce bardzo potrzebni
W latach PRL- u Polska była liczącym się importerem zbóż. Import wzrastał najbardziej w okresie dążeń do powiększenia produkcji zwierzęcej, szczególnie mięsa – w PGR-ach i spółdzielniach kółek rolniczych. W roku gospodarczym 1980/1981 sprowadzono do Polski prawie 10 mln ton zbóż i innych pasz, Cały duży eksport węgla i koksu nie pokrywał koszów importu zbóż, pasz i żywności (1979 r.). Kredyty zaciągnięte na import zbóż i pasz stanowiły 1/3 zagranicznego zadłużenia pozostawionego przez ekipę Edwarda Gierka. Efekty tego były mizerne. Zwierząt do chowu na mięso PGR-y miały. za mało, aby zapełnić liczne nowo budowane pomieszczenia dla zwierząt Kupowały je więc od gospodarstw indywidualnych – rocznie 4 – 5 mln prosiąt oraz ok. 4 mln cieląt i młodego bydła do chowu na rzeź. Pogłowie świń rosło, ale niski poziom opieki nad zwierzętami w wielu dużych fermach sprawiał, że produkcja mięsa relatywnie się obniżała. Ten wielki i kosztowny import zbóż i pasz nie byłby potrzebny, gdyby produkcja zwierzęca rozwijała się w gospodarstwach indywidualnych – głównie w oparciu o produkowane tam pasze.
W niepodległej Polsce nie mamy już problemu wielkiego i kosztownego importu zbóż. Raczej pojawiły się pewne zjawiska, które świadczą, że mamy ich za dużo. W 2012 r. weszło nawet w życie rozporządzenie zezwalające na wykorzystywanie zbóż w celach energetycznych czyli po prostu na ich spalanie. W niektórych okolicach czynią to także mieszkańcy wsi. Palą ziarnem owsa w specjalnie do tego celu skonstruowanych piecach.
Dlaczego rolnicy nie przeznaczają owsa na paszę dla zwierząt? Bo zwierząt już w wielu gospodarstwach nie. ma. Dlaczego ich nie ma? Bo nikt od drobnych producentów nie chce kupić zwierząt rzeźnych, a mleka to nawet sąsiadowi nie wolno było sprzedać pod groźbą grzywny…
Nie importujemy już prawie wcale zbóż, ale dla odmiany zaczęliśmy już importować i to na dość dużą skalę mięso, głównie wieprzowinę. Powstała więc osobliwa sytuacja – zboże służy na wsi do ogrzewania domów bo w Polsce rolnicy nie mogą go przetworzyć na mięso choćby nawet bardzo chcieli i dlatego musimy je sprowadzać w dużych ilościach z zagranicy. Importujemy nie tylko mięso. Również żywe zwierzęta, głównie prosięta (w 2014 r – 5,5 mln szt.), po to, aby mieć z nich mięso, gdy podrosną. W przeliczeniu na mięso import żywych zwierząt wzrósł z 27 tys. ton w 2005 r do 248 tys. ton w 2014 r., (w 2015 r.- 226 tys. ton). Mamy więc drugą osobliwość: PGR – y w PRL-u nie musiały sprowadzać prosiąt z zagranicy, bo bez trudu mogły ich miliony kupić od polskich rolników. Nie tylko prosiąt, czy warchlaków, lecz także miliony cieląt do opasu na rzeź. Właściciele obecnych dużych ferm i przemysł mięsny nie mogą tego robić. Nie potrafią, czy po prostu z jakichś powodów nie chcą?
W latach trzydziestych ubiegłego wieku Polska należała do największych europejskich eksporterów jaj bardzo wysoko cenionych zagranicą za ich dobrą jakość. Nie było wówczas żadnych wielkich ferm kur niosek. Kury były prawie we wszystkich polskich gospodarstwach i prawie w każdej wsi były zbiornice jaj, przynoszonych w koszyczkach przez wiejskie gospodynie. Z tych drobnych koszyczkowych dostaw powstawał duży eksport dający rocznie 180 – 200 mln zł (ok. 3,4 – 3,6 mld obecnych złotych). Organizatorem skupu i eksportu jaj (drobiu także) była ogólnokrajowa spółdzielnia producentów jaj i drobiu. W Paryżu polskie wiejskie kurczaki były tylko w niektórych sklepach i do tego sprzedawane po bardzo wysokich cenach tylko na zapisy…
Organizacja rynku rolnego i żywnościowego przy produkcji drobnotowarowej nie stanowi żadnego problemu w Japonii, gdzie średni obszar jednego gospodarstwa rolnego nie wiele przekracza 1 hektar, a za gospodarstwo uznaje się tam nawet 1 10 -30 – arową działkę. To samo można powiedzieć o Rosji, w której ziemniaki prawie w całości, a warzywa w 3/4 pochodzą z 40 – arowych działek. Nawet prawie 60% spożywanego w Rosji mięsa i prawie połowa mleka pochodzą z tych małych 40 – arowych działek. I nikt zdrowo myślący nie chce ich tam likwidować, jak w Polsce, tylko dlatego, że przemysł przetwórczy chce dużych dostaw jednolitych surowców rolnych..!
Bardzo nowoczesny i eksportujący dawniej duże ilości znakomitych mrożonych truskawek na Zachód – spółdzielczy zakład Hortexu w Górze Kalwarii opierał całą swoją produkcję m. in. na truskawkach pochodzących z niewielkich plantacji w małych chłopskich gospodarstwach. Plantatorzy wcale nie musieli wozić zebranych truskawek do Góry Kalwarii. W każdej wsi, w której były zakontraktowane plantacje truskawek prowadzony był sezonowo ich skup i każdego dnia ten delikatny towar trafiał do zamrażalni w stanie absolutnej świeżości.
Można więc jeśli się chce, również obecnie w Polsce, uruchomić produkcję i skup produktów rolnych od drobnych rolników z korzyścią .dla nich i dla kraju. Aby mieli z czego żyć i czuli, że są Polsce potrzebni. W PRL-u w 1973 r., po zniesieniu przymusowych dostaw produktów rolnych najmniejsze gospodarstwa do 5 ha użytków rolnych dostarczyły do punktów skupu ponad 54% całej kontraktowanej trzody chlewnej (ok. 7 mln szt.) i ponad 50% całego skupu kontraktowanego bydła rzeźnego. Nawet bezrolni dostarczyli wówczas do punktów skupu 9,9% kontraktowanych tuczników (prawie 1,3 mln szt.).
Punkty skupu były w każdej gminie, zbiornice jaj w każdej wsi. Dziś chlewy i chlewiki oraz kurniki świecą pustkami, ludzie nie mają zajęcia i biedują, a miliony prosiąt i setki tysięcy ton wieprzowiny sprowadza się z zagranicy! A jaja na rynku mamy tylko z dużych ferm. Gospodyni, która ma małe stadko kur nie może sprzedać a nawet komuś podarować części znoszonych przez te kury jaj – bo grożą za to weterynaryjne pieniężne grzywny. Są weterynarze, którzy je wymierzają, brakuje takich, którzy zatroszczyliby się o to, aby jajka i drób z wiejskich kurników gwarantowały wysoką jakość zdrowotną…
Import mięsa (bez drobiowego) wzrósł w Polsce z 36 tys. ton w 2000 r. do 816 tys. ton w 2015 r. Była to niemal z całości wieprzowina. Rozpoczął się nawet import świeżego mleka krowiego i wzrasta. Było 295 mln litrów w 2005 r i już 16307 mln litrów w 2015 r. Potwierdza się prognoza Jadwigi Seremak – Bulge z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej, która w 2009 r. przestrzegała, że gdy pogłowie spadnie poniżej 2,4 mln krów – Polska stanie się importerem netto mleka i jego przetworów
Wartość importu produktów zwierzęcych jest już większa niż wartość ich eksportu. Różnice dotyczą jednak nie tylko wartości, ale także jakości. Eksportujemy to, co mamy najlepsze. A jaka jest jakość tego, co importujemy? Tego dobrze nie wiemy i m.in. nie wiemy z czego się w Polsce robi tak popularne w naszym kraju kiełbasy… Jaka jest jakość importowanej mrożonej wieprzowiny w blokach? Co to jest w ogóle za mięso? Czy powołane do tego państwowe służby kontrolują jakość sanitarną tego importu?
Polska dieta
Restrukturyzacji rolnictwa, która wywołała tak poważne zmiany na wsi towarzyszą również bardzo poważne zmiany w strukturze spożycia żywności, dotyczące w szczególności mięsa i mleka. W sklepach i domach towarowych niczego nie brakuje. Półki i lady sklepowe uginają się pod obfitością i rozmaitością różnych gatunków mięsa i wędlin, serów i napojów mlecznych. Tylko starsze osoby pamiętają puste haki, długie kolejki w sklepach i sprzedaż mięsa na kartki. Dzisiejsze sklepy mięsne są obrazem obfitości i dostatku. Jaka jest rzeczywistość? Co mówią statystyki?
Ogólne przeciętne roczne spożycie mięsa na jednego mieszkańca Polski wzrosło z 68,6 kg w r.1990 do 73,6 kg w 2014 r. Spożycie wieprzowiny w tym okresie także nieco wrosło z 37,6 kg do 39,1 kg. Natomiast spożycie wołowiny na jednego mieszkańca zmniejszyło się i to aż ponad dziesięciokrotnie – z 16,4 kg w 1990 r. do 1,6 kg w 2014 r. a w 2015 r. –nawet do 1,2 kg! Wzrosło natomiast bardzo znacznie, bo aż prawie czterokrotnie spożycie mięsa drobiowego – z 7,6 kg w 1990 r. do 28,2 kg w 2014 r na jednego mieszkańca!.
Żaden kraj w UE nie na tak małego, wręcz mikroskopijnego spożycia wołowiny! Jako wyjątkowy kraj w Europie spożywamy też obecnie na każdego mieszkańca 0.0 kg baraniny! W 1990 r. jej spożycie wynosiło jeszcze 1,3 kg na 1 mieszkańca Polski. Wzrosło natomiast w tym okresie i to dość znacznie spożycie ryb – z 7,6 kg do 12,3 kg na jednego mieszkańca. Pochodzą głównie z importu, własne polskie połowy zmniejszyły się prawie trzykrotnie!
Mleko było produktem, którego spożycie bardzo znacznie obniżyło się po pokaźnym wzroście jego cen detalicznych w 1990 r. (zniesienie dotacji).. a następnie – po niemal całkowitej likwidacji bezpośredniej jego sprzedaży przez rolników i po ogromnym spadku pogłowia krów.
Przed 1989 r. spożycie mleka przez szereg lat utrzymywało się na poziomie 260 – 280 litrów na jednego mieszkańca. W 1990 r. zaczęło się zmniejszać i jeszcze w 2005 r. (łącznie z mlekiem na przetwory) wyniosło tylko 173 litry na jednego mieszkańca, w 2010 r. – 189 litrów i w 2014 r. – 205 litrów, a więc jeszcze sporo brakowało do poziomu z lat osiemdziesiątych. Spożycie masła w 1990 r. wynosiło 7.6 kg na jednego mieszkańca; w 2014 r. – 4,2 kg.
Bardzo niepomyślny jest obraz spożycia mleka, jaki ukazują badania budżetów rodzinnych. Spadek tego spożycia zapoczątkowany w 1990 r. trwa nadal. Miesięczne spożycie mleka (bez przetworów), ogółem we wszystkich badanych gospodarstwach domowych – spadło w 2015 r. do 3,15 litra na osobę. W 1985 r. w rodzinach pracowniczych wynosiło – 8,42 l; w 1990 r. 6,78 l). Jeszcze bardziej spadło spożycie mleka w gospodarstwach domowych rolników – w 2015 r. do 4,22 litra na osobę! W 1985 r. wynosiło w gospodarstwach rolników 12,74 litra miesięcznie na osobę; w 1990 r. – 10,78 l ! Im więcej osób w rodzinie, tym obecnie jest mniejsze miesięczne spożycie mleka na osobę.
Bardzo znaczny, kilkakrotny spadek spożycia mleka na osobę ukazany w badaniach budżetów rodzinnych jest bardzo niepokojący, przede wszystkim z punktu widzenia rozwoju i kondycji fizycznej naszych dzieci i młodzieży. Jest z jednej strony odbiciem sytuacji materialnej ludności i wzrostu cen mleka oraz jego przetworów. a z drugiej – następstwem ogromnego zmniejszenia pogłowia krów i produkcji mleka, a na wsi także niemal całkowitej likwidacji bezpośredniej sprzedaży mleka przez rolników. Ogólne spożycie mleka w Polsce wyniosło w 2015 r. ok. 10,4 mld litrów. W 1989 r. było to ponad 15 mld litrów. Jest z pewnością potrzebny powrót do takiego poziomu spożycia mleka ze źródeł krajowych, co do niedawna uniemożliwiał limit jego towarowej produkcji.
Wysoce szkodliwe dla Polski ograniczenia rozmiarów produkcji mleka i wymierzanie wysokich kar pieniężnych za jego „nadmierną” produkcję, czy za jego bezpośrednią sprzedaż bez zezwolenia zostały wreszcie zniesione i nic nie stoi na przeszkodzie, aby zabrać się do uzdrowienia rynku mleka i zwiększenia jego spożycia do dawnego poziomu. Wymaga to przed wszystkim zasadniczego zwiększenia pogłowia krów mlecznych oraz powrotu do co najmniej poprzedniej skali bezpośredniej sprzedaży mleka przez rolników, Pobudzi to tak potrzebny wzrost spożycia mleka, zwłaszcza na wsi, także i z tego powodu, że ceny mleka z bezpośredniej sprzedaży będą zapewne niższe niż ustalane przez przemysł mleczarski i handel detaliczny.
Zniesienia limitów nie chcieli najwięksi producenci żywności w Europie. Niemieccy rolnicy demonstrowali i protestowali przeciw rezygnacji z limitowania rozmiarów produkcji mleka, choć limity nie miały dla nich żadnego znaczenia. Być może przeszkadzało im zniesienie limitów …w Polsce, która zapoczątkowała import mleka… Zachód już nie obawia się konkurencji polskiego rolnictwa…Strach przerodził się w nadzieję. To nie Wschód zalał Zachód, lecz przeciwnie, można było wejść na te rynki i zarobić duże pieniądze…(Lutz Ribbe). Temu celowi służyły limity oraz surowe kary pieniężne za ich przekroczenie, a także i za bezpośrednią sprzedaż mleka bez zezwolenia – w kraju, w którym spożycie mleka spadło o 1/3, najsilniej na wsi!!!
Winić trzeba za to nie tylko tych, którzy ten bardzo szkodliwy system nam narzucili, ale także tych, którzy się na to zgodzili i przez tyle lat tolerowali!!!
Za utrzymaniem limitów opowiadał się nawet działający w Polsce przemysł mleczarski. Opowiadał się za tym również Związek Producentów Mleka w Polsce. Stała za tym zapewne obawa przed utratą monopolistycznej pozycji na rynku mleka, strach przed konkurencją.
…Państwo – twierdzi prof. Kazimierz Stańczak z USA – musi stać na straży konkurencji i równości wszelkich podmiotów prawa gospodarczego…Brak konkurencji zawsze prowadzi do życia jednych kosztem drugich i wcale nie do wzrostu ogólnokrajowego dobrobytu…
Także minister rolnictwa Marek Sawicki nie widział potrzeby rezygnacji z limitowania produkcji mleka. Opowiadał się za stopniowym zwiększaniem tego limitu. Tego rodzaju propozycja służyć mogła jedynie dotychczasowym producentom mleka. Nie otwierała natomiast możliwości podjęcia tej produkcji przez innych rolników. Zniesienie tego limitu leżało w interesie całego polskiego rolnictwa, a także w interesie polskiego społeczeństwa.
Rolnictwo zachodnie ma nadprodukcję mleka. Aby ją ograniczyć Komisja Europejska uruchomiła w 2016 r. premie dla rolników, którzy ograniczą produkcję mleka. Polsce nie są potrzebne premie za ograniczanie produkcji mleka. Nie mamy jego nadprodukcji, jest głęboki regres i duży spadek spożycia mleka. Potrzebna jest odbudowa pogłowia bydła, krów i innych podupadłych gałęzi produkcji zwierzęcej .
Poziom i strukturę spożycia produktów pochodzenia zwierzęcego mogą i powinni obiektywnie ocenić dietetycy. Uderza jednak drastycznie duży spadek spożycia wołowiny, jednego z najhardziej wartościowych gatunków mięsa W krajach zachodnioeuropejskich przeciętne roczne spożycie wołowiny sięga 20 i więcej kg na jednego mieszkańca. Spożycie drobiu w innych krajach jest natomiast na ogół nieco mniejsze niż w Polsce. Niektórzy eksperci podejrzewają, że przyczyną tak małego spożycia wołowiny jest niska jakość mięsa tego gatunku na polskim rynku. Wpływ mogą mieć również ceny. Nie najlepszej jakości wołowina jest u nas dosyć droga. Cena polędwicy wołowej sięga 80 – 100 zł za 1 kg. Polska produkcja mięsa wołowego w większości kierowana jest na eksport.
A co z jakością?
Ważna jest jednak nie tylko ilość spożywanej żywności, lecz także jej jakość, którą tak wysoko oceniali w 1995 r. cytowani wcześniej zachodni eksperci, podkreślając niski poziom chemizacji polskiego rolnictwa. A jak jest obecnie? Z porównania wynika, że całkowite zużycie nawozów mineralnych w czystym składniku było w Polsce w 2014 r. ponad 3,5 raza większe niż w roku gospodarczym 1999/2000. Sprzedaż chemicznych środków ochrony roślin zwiększyła się w Polsce, w tym samym okresie ponad 7-krotnie. Gdyby uwzględnić to, że od 2000 r. powierzchnia użytków rolnych i powierzchnia zasiewów znacznie się w Polsce zmniejszyły – wzrost zużycia nawozów i środków ochrony roślin na 1 ha użytków rolnych byłby jeszcze większy.
Zwiększenie zużycia nawozów mineralnych jest m. in. następstwem ogromnego zmniejszenia pogłowia zwierząt gospodarskich i związanego z tym dużego zmniejszenia ilości nawozów organicznych pochodzenia zwierzęcego. Sztucznych nawozów azotowych trzeba też stosować więcej bo rolnicy prawie całkowicie zaprzestali uprawiać rośliny motylkowe – źródło doskonałej, bogatej w białko paszy dla zwierząt i azotu dla gleby. Jak oceniał prof. Tadeusz Barszczak (SGGW) – w wielu dużych gospodarstwach, czerpiących dochody głównie z uprawy zbóż i rzepaku – w celu uzyskania jak największych plonów stosuje się niepotrzebnie zbyt wielkie nawożenie mineralne, znacznie przekraczające potrzeby uprawianych roślin. Niewykorzystane składniki nawozowe przenikają do wód gruntowych, do rzek i Bałtyku zanieczyszczając wody tego akwenu.
Wzrost zużycia nawozów mineralnych i chemicznych środków ochrony roślin nie jest powszechny. Nie dotyczy wszystkich gospodarstw rolnych. Dla przykładu: w woj. opolskim zużycie nawozów mineralnych w czystym składniku wyniosło w 2014 r.. – 188 kg na 1 ha użytków rolnych, w woj. dolnośląskim prawie 170 kg na 1 ha, podczas gdy np. w woj. podkarpackim tylko 80 kg, a w małopolskim 84 kg. Można sądzić, że odbudowa pogłowia zwierząt gospodarskich i zwiększenie ilości obornika powstrzymałoby dalszy wzrost zużycia nawozów sztucznych.
Towarowa produkcja drobiu rzeźnego i jaj opiera się obecnie w Polsce niemal w całości na gotowych produkowanych przemysłowo mieszankach paszowych. Dotyczy to również fermowej produkcji żywca wieprzowego oraz w pewnej części – produkcji mleka. Zakłady produkujące gotowe pasze przemysłowe cechuje bardzo dynamiczny rozwój. Sprzedaż pasz przemysłowych wyniosła w 2014 r. ponad 9 mln ton (w 1990 r. – 2,2 mln ton). Ponad 5,6 mln ton stanowiły w 2014 r. pasze dla drobiu.
Przemysł paszowy wykorzystuje oczywiście surowce krajowe, ale w bardzo znacznej części także surowce z importu, do których należą śruty nasion oleistych, przede wszystkim genetycznie modyfikowanej (GMO) soi oraz pewne ilości ziarna kukurydzy – łącznym kosztem ok. 4 mld zł rocznie. Uprawa roślin GMO nie jest w Polsce dozwolona, ale okresowo, na 4 lata Sejm ponownie dopuścił stosowanie surowców GMO do produkcji pasz dla zwierząt. Zainteresowani są w tym właściciele ferm, ponieważ soja i kukurydza GMO są znacznie tańsze od zwykłej soi i zwykłej kukurydzy.
Może się jednak okazać, że zakaz produkcji pasz z udziałem surowców GMO stanie się korzystny nie tylko dla polskich konsumentów. Otworzy bowiem drogę na bardziej opłacalny eksport żywności wolnej od GMO. Korzyści mogą więc nieć również producenci drobiu i jaj.
Uprawa i stosowanie roślin GMO są przedmiotem szerokiej krytyki w wielu krajach, także w USA „ojczyźnie” GMO. W Austrii w referendum obywatele wypowiedzieli się przeciw uprawie i stosowaniu produktów GMO. W tym samym kierunku zmierzają Węgry. Niemcy już zakazały uprawy kukurydzy GMO i są tam głosy, aby nie importować żywności produkowanej z udziałem GMO. Argumentem zwolenników GMO są wyższe plony roślin GMO od roślin „normalnych”, co ma ograniczyć głód w wielu częściach świata.
Argument ten kwestionują przeciwnicy GMO dowodząc, że w krajach, w których wprowadzono uprawy GMO liczba ludzi umierających z głodu wzrosła. Nie ulega jednak wątpliwości, że na nasionach GMO ich twórcy i producenci robią bardzo duże pieniądze i nie tylko kontynuują swoją ekspansję, ale ją rozszerzają m. in. na ryż. Odłuszczony pozbawiony jest witaminy A, której brak powoduje m.in. ślepotę. Ryż GMO został wzbogacony o brakujące składniki.
Według niektórych opinii organizmy genetycznie modyfikowane nie są obojętne dla zdrowia człowieka, a mogą także poważnie i nieodwracalnie szkodzić przyrodzie. W USA, gdzie na znacznych obszarach całkowicie wyginęły pszczoły są przypuszczenia, że przyczyną był pyłek z kwiatów genetycznie zmodyfikowanej kukurydzy.
W Polsce aktywną kampanię przeciw stosowaniu surowców paszowych GMO prowadzi Międzynarodowa Koalicja dla Ochrony Polskiej Wsi (ICPPC), a na świecie ekologiczna Greenpeace. W obronie GMO i z krytyką pod adresem Greenpeace wystąpiła liczna grupa noblistów. Z pewnością pożyteczne byłoby jednoznaczne stanowisko Światowej Organizacji Zdrowia..
Nie można lekceważyć tradycyjnych metod hodowli roślin w celu poprawy ich wartości użytkowej. Chemik i biolog Frantz Achard w Konarach na Dolnym Śląsku (pow. Wołów), w białej ćwikle uprawianej jako warzywo w ogródkach znalazł cukier i dzięki mozolnym wieloletnim analizom i rozmnażaniu roślin o największej zawartości cukru zwiększył jego ilość w owej ćwikle z 1,5 do ok. 11%. Uruchomił w 1807 r. w Konarach pierwszą na świecie niewielką cukrownię wydobywającą cukier z nowej rośliny nazwanej burakiem cukrowym. Wcześniej jedynym źródłem cukru na świecie była trzcina cukrowa. Polscy hodowcy w latach przedwojennych kontynuując pracę Acharda doprowadzili zawartość cukru w burakach do 20 i więcej procent.
Nie można na słabych polskich piaszczystych glebach zbierać dobrych plonów wymagającej dobrych warunków pszenicy, ale można także i na gorszych glebach zbierać wysokie plony pszenżyta. którego ziarno nie wiele ustępuje pszenicy. Pszenżyto (krzyżówkę żyta z pszenicą) wyhodował w latach 30’ jako pierwszy na świecie polski hodowca roślin dr Marceli Różański z Kruszynka k/Kutna. Niemcy po wkroczeniu do Polski w 1939 r. zabrali z Kruszynka całą kolekcję wyhodowanych przez dr Różańskiego odmian pszenżyta.
Burak cukrowy Acharda i pszenżyto Różańskiego były wspaniałymi osiągnięciami o dużym praktycznym znaczeniu dla rolnictwa w Polsce i w innych krajach.. Od najdawniejszych czasów człowiek z wielkim powodzeniem zmienia i doskonali otaczające go rośliny i zwierzęta stosownie do swoich potrzeb – bez żadnej ingerencji w ich genetyczną naturę.
Nie wiadomo jak potoczą się dalsze losy roślinnych odmian GMO sprowadzanych do Polski na paszę dla zwierząt.? Trzeba się jednak liczyć z uchwaleniem w przyszłosci przez Sejm ustawy wstrzymującej import surowców paszowych GMO. Prawo i Sprawiedliwość, które dysponuje obecnie w Parlamencie absolutną większością – w 2012 r. głosowało przeciw temu importowi.
Każdy ma prawo jeść to, na co ma ochotę i co uważa za dobre, zdrowe i bezpieczne. Jesteśmy jednak obecnie w sytuacji, że musimy jeść to, co jest na rynku. A np. drób na tym rynku, a także jajka są produkowane w Polsce z pasz, w których skład wchodzą surowce ze znakiem GMO, z czego sobie nawet nie zdajemy sprawy. Przepisy zobowiązują producentów do zamieszczania na opakowaniach informacji o składzie sprzedawanej żywności, w tym o GMO, jeśli wchodzi w jej skład. Teoretycznie mamy więc możliwość wyboru, ale przeważnie – bez żadnej alternatywy, bo odpowiedniej żywności bez GMO na rynku prawie nie ma (nie licząc nielicznych gospodarstw ekologicznych). Mogłoby takiej żywności być więcej, gdyby powstał w Polsce duży rynek, np. lokalny zdrowej żywności produkowanej systemem ekstensywnym, w którym biotechnologię i chemię w walce z chwastami zastępuje pracowity człowiek. Jest jeszcze na polskiej wsi i czeka na to, aby nadszedł czas, że stanie się znów Polsce potrzebny.
Lepsze bo wiejskie
Przed II wojną światową na rynkach zagranicznych zawrotną karierę robiła polska szynka. O jej wybornym smaku świadczyć może to, że w USA rozpoczęto wtedy produkcję szynki w opakowaniach z napisem „szynka o smaku polskiej szynki”… Według opinii specjalistów doskonały smak polskiej szynki był wówczas rezultatem żywienia świń w gospodarstwach chłopskich własnymi, bardzo urozmaiconymi paszami z dużym udziałem ziemniaków
Zagraniczni goście kilkanaście lat temu chwalili bardzo dobry smak żywności. w Polsce Nawet w restauracjach. Natomiast osiedleni niedawno na Zachodzie Polacy narzekają niekiedy na zły smak tamtejszej żywności, zwłaszcza mięsa. Są to być może subiektywne odczucia i porównania . Ale coś w tym jest. Dlaczego, aby podkreślić dobrą jakość żywności używa się w naszym handlu przymiotnika „wiejska” (np. szynka wiejska, mleko wiejskie, serek wiejski, chleb wiejski) Dlaczego tym mianem oznacza się nawet jajka, dodając niekiedy, że są „wybiegowe” lub „bez GMO”. Czy te określenia są zgodne z prawdą, czy też są jedynie reklamą sugerująca, że oferowane produkty są lepsze?
Dr Zbigniew Szlenk, prezes Związku Lekarzy Polskich oceniając w 2001 r. jakość żywności pochodzącej z różnych źródeł powiedział: W wielkich gospodarstwach do produkcji żywności zarówno pochodzenia zwierzęcego, jak i roślinnego używane są środki chemiczne i biologiczne działające szkodliwie na zdrowie… Naturalna produkcja zdrowej żywności może się odbywać tylko w warunkach małych gospodarstw…Dr Szlenk ocenił krytycznie jakość produkowanej przemysłowo żywności…pozbawionej naturalnych cech trwałości, barwy i smaku, z konieczności nasycanej środkami konserwującym, barwikami, substancjami smakowymi, które również są szkodliwe dla zdrowia
Według prof. Lucjana Szponara z Instytutu Żywności i Żywienia…mięso pochodzące od zwierząt z gospodarstw chłopskich ma lepszy smak oraz większą wartość odżywczą i zdrowotną w porównaniu z mięsem od zwierząt z chowu fermowego. Podobnie wypowiedział się o mleku Dariusz Sapiński, prezes spółdzielczej „Mlekowity”, według którego…sztucznie pobudzanie bardzo wysokiej mleczności krów odbija się niekorzystnie na jakości mleka. Chłopskie krowy dają mniej mleka, ale w sposób naturalny, co ma duży wpływ na jego wysoką jakość..
Badania jakości mleka przeprowadzone przed laty na SGGW pod kierunkiem prof. Henryka Jasiorowskiego potwierdziły opinię prezesa Sapińskiegio. Jakość mleka z gospodarstw indywidualnych okazała się lepsza w porównaniu z jakością mleka z dużych ferm.
Przed laty królowało na wsi ręczne dojenie krów. Przy niewielkiej liczbie krów, kiedyś trzykrotne w ciągu dnia, (obecnie przeważnie już dwukrotne) dojenie ręczne nie było pracą zbyt ciężką. Pozwalało uzyskiwać mleko dobrej jakości pod warunkiem przestrzegania wymogów higieny – mycia wymion krów przed dojeniem, czystych rąk, czystej odzieży oraz czystych naczyń. Ręczne dojenie, pod warunkiem spełniania tych wymogów – miało pewną przewagę nad mechanicznym, co potwierdzają wzięte z życia dwa prawdziwe przykłady, a można bez trudu znaleźć także inne, podobne.
Przykład pierwszy. Dyrektorka jednego z wielkopolskich ośrodków hodowli zarodowej zwierząt chwaliła się, że w całym ośrodku. którym kieruje – przeciętna roczna ilość mleka uzyskana od jednej krowy przekroczyła 8000 litrów (średnia w kraju w 2015 r. ok. 5400 litrów). Zapytana o to jak długo krowy w tym ośrodku dają tyle mleka – odpowiedziała, że przeciętnie w całym ośrodku tyle mleka krowy te dają przez cztery laktacje (cztery okresy mlecznści po urodzeniu cielaka). Krótkowieczność wysokowydajnych krów towarzyszy niejednokrotnie mechanicznemu dojeniu. Pojawiają się stany zapalne wymienia, które w wielu przypadkach prowadzą do wyłączenia krów z użytkowania i oddana ich na rzeź.
Drugi przykład. Pracownik leśny w okolicach Wyszkowa posiadacz 1,5-hektarowego gospodarstwo ma w nim jedną krowę. Zapewnia całej rodzinie mleko i mleczne przetwory, a ponieważ jego ilość znacznie przekracza własne potrzeby rodziny (krowa ta dawała ok. 15 litrów mleka dziennie) nadwyżka dostarczana była do pobliskiej mleczarni. Krowa jest oczywiście dojona ręcznie. Właściciel zapytany o to, ile lat ma jego krowa odpowiedział, że wycieliła się już 11 razy i dala 12 cieląt, bo raz urodziła bliźniaki. Dodał, że jego krowa jest w bardzo dobrej kondycji i ani myśli o tym, aby się jej pozbyć…
Ta wspaniała krowa spod Wyszkowa przewyższa wszystkie krowy wspomnianego wcześniej ośrodka hodowli zarodowej (jednego z najlepszych w kraju) pod względem ilości produkowanego w ciągu życia mleka, a cieląt dała trzy razy więcej i jeszcze nie powiedziała ostatniego słowa!
Pozbawiony sensu byłby wniosek o powszechny powrót do ręcznego dojenia krów. Nie byłoby dziś ludzi do tej pracy. Trzeba jednak uszanować i wspierać chów bydła i krów na mniejszą skalę, bo są jeszcze na wsi ludzie, którym to odpowiada. Rezygnacja z ekstensywnego chowu bydła mlecznego nie była korzystna dla Polski. Zasługuje na odbudowę. Jest w łomżyńskim gospodarstwo posiadające kilkanaście krów i nowoczesne urządzenia do mechanicznego ich dojenia. Stoją nieczynne. Rolnik z synem powrócili do dojenia ręcznego ..
Przykłady powyższe wskazują, żeby nie przekreślać gospodarstw mających nawet tylko jedną, czy dwie krowy. Nie tylko nie przekreślać, lecz okazać im także pomoc. Chodzi bowiem nie tylko o mleko, którego spożycie na wsi zmniejszyło się aż trzykrotnie. Także o cielęta na krowy i na mięso, o wołowinę, której nie jemy obecnie prawie już wcale. W 1990 r., gdy w gospodarstwach najmniejszych od 2 do 7 ha była więcej niż połowa krajowego pogłowia krów – produkcja wołowiny była w Polsce prawie dwa razy większa niż obecnie, a do tego był jeszcze duży eksport młodego bydła mięsnego (w przeliczeniu na mięso 148 tys. ton).
Produkcja drobnotowarowa jest bardziej odporna na wszelkie koniunkturalne zakłócenia na rynku. Przy małej produkcji – mała jest także obawa przed stratami w razie spadku opłacalności (do pewnych granic), tym bardziej, że mleko produkuje się tam również na własny użytek. W gospodarstwie opartym na pracy rolnika i jego rodziny koszty pracy mają mniejsze znaczenie przy rachunku opłacalności.. Samo potanienie produktów rolnych nie jest tak groźne, jak kurczenie się rynków zbytu dla produktów rolnych…(Prof. Zdzisław Ludkiewicz).
Restrukturyzacja w PGR-ach
W PRL–u pozycję szczególnie uprzywilejowaną miał sektor publiczny naszego rolnictwa z państwowymi gospodarstwami rolnymi na czele. Owe przywileje to lepsze zaopatrzenie w wysoko dotowane środki produkcji i inne formy ekonomicznego wsparcia z budżetu państwa m.in. w postaci wydatnej pomocy inwestycyjnej. Rola tego sektora w gospodarce narodowej była jednak spora. Dawał 1/4 produkcji towarowej rolnictwa, w tym 36% zbóż i 66% rzepaku. Miał także dość duży udział w produkcji zwierzęcej, która jednak w dużej części opierała się na zakupach cieląt i prosiąt w gospodarstwach indywidualnych. W sektorze publicznym skoncentrowana była hodowla i nasiennictwo roślin oraz hodowla zarodowa zwierząt. Gospodarstwa państwowe posiadały ok. 3,5 mln ha użytków rolnych; zatrudniały w 1990 r. ok.420 tys. pracowników. Z rodzinami była to duża grupa społeczna licząca ok. 1,6 mln osób.
Przemiany ustrojowe w całym bloku państw środkowo – wschodniej Europy, w których poza Polską nie było już prywatnego rolnictwa pociągnęły za sobą likwidację gospodarstw państwowych oraz kolektywnych i powrót do prywatnej własności ziemi w rolnictwie, przy czym w wielu spośród tych państw już w 2005 r. dominującą pozycję zajęły gospodarstwa małe – do 5 ha (w Bułgarii 98,5%, w Rumunii 90,1%, na Węgrzech 89,7 %, na Słowacji 91,3%).
W państwach, w których zwracano ziemię dawnym właścicielom także powstało bardzo dużo małych gospodarstw do 5 ha (Czechy 52,9i, Estonia 46,4%, Łotwa 46,4%, Litwa 47,3%. Słowenia 59,7%) . Wszędzie ziemię dostawali ludzie, którzy pracowali w likwidowanych gospodarstwach państwowych i kolektywnych.
W Czechach część „statnich statkow” załogi przekształcały w gospodarstwa spółdzielcze. Część gruntów posiadanych w Czechach przez państwo (ok. 500 tys. ha) sprzedano na cele rolnicze po cenach urzędowych, zapewniając nabywcom wieloletnie, nisko oprocentowane kredyty na ten cel. Dotyczyło tti głównie czeskich Ziem Odzyskanych na Zachodzie kraju.
W Polsce sektor publiczny rolnictwa po przemianach ustrojowych 1989 r. odczuwał nie tylko, podobnie jak rolnictwo chłopskie głębokie pogorszenie koniunktury, ale dodatkowo trzykrotnie wyższe obciążenie podatkami i parapodatkami. Pociągnęło to za sobą szybki lawinowy proces upadania większości gospodarstw państwowych. „Terapia szokowa” prof. Balcerowicza przyniosła sektorowi publicznemu polskiego rolnictwa prawdziwą katastrofę ekonomiczną, produkcyjną i socjalną w postaci szczególnie wysokich wskaźników bezrobocia w rejonach o dużej koncentracji PGR-ów. Po 1990 r. straciło pracę ok. 340 tys. pracowników gospodarstw państwowych. Zlikwidowano ponad 60 proc. pegeerowskiej produkcji. Doprowadzono do degradacji hodowli roślin i hodowli zarodowej zwierząt. Pogłowie bydła zmniejszyło się z blisko 2 mln do ok. 300 tys. szt., pogłowie świń z ponad 5,6 mln szt. do ok., 2,9 mln szt. Pojawiły się tysiące hektarów odłogów i ugorów. Badane przez NIK gospodarstwa nie posiadały materiału siewnego, nawozów, środków ochrony roślin a także pasz dla żywego inwentarza…
Ugrupowaniem politycznym, które wystąpiło w obronie zwalnianych z pracy robotników PGR było opozycyjne wówczas PSL. Wystąpiło w Sejmie z wnioskiem, aby ustawowo zapewnić byłym pracownikom PGR bezpłatne udziały prywatyzowanych PGR-ów, takie same jakie otrzymywali pracownicy prywatyzowanych państwowych zakładów przemysłowych. Wniosek ten został na posiedzeniu sejmowej komisji odrzucony głosami posłów AWS i UW. Podobny los spotkał inny wniosek PSL, aby wszystkim dawnym pracownikom PGR przyznać działki o obszarze po 1 ha.
Nie wszystkie jednak PGR–y -upadły. Niektóre, dzięki dobremu kierownictwu, wspieranemu przez pracowników obroniły się i istnieją po dziś dzień m. in. w postaci spółek pracowniczych.
Uchwalona przez Sejm w 1991 r., ustawa o zagospodarowaniu nieruchomości rolnych Skarbu Państwa wprowadziła zakaz dzielenia państwowych gruntów między pracowników PGR oraz zakaz tworzenia na tych gruntach nowych gospodarstw indywidualnych! W jakim celu wprowadzono te zakazy? Czemu (komu) miało to służyć? Czyja to była inicjatywa?
Ustawa powołała też do życia Agencję Nieruchomości Rolnych Skarbu Państwa, której zadaniem była m.in. prywatyzacja PGR-ów.W 1992 r. Najwyższa Izba Kontroli zdyskwalifikowała zarówno ustawę, jak i działalność Agencji wskazując w swoim raporcie na…brak realnej koncepcji przeprowadzenia w warunkach polskich prywatyzacji ppgr oraz brak sprawnej instytucji do jej wdrożenia.
Po dalszych badaniach Najwyższa Izba Kontroli zakwestionowała w 1995 r. legalność dokonywanych przez Agencję przekształceń przejętego mienia po byłych ppgr, celowość i rzetelność działań prowadzonych przez agencję m.in. przy organizowaniu przetargów oraz przy wycenach majątku.
Podnoszone po raz kolejny uwagi krytyczne NIK pod adresem Agencji nie przyniosły oczekiwanych skutków. Poselski wniosek o odrzucenie raportu Agencji za 1994 r., co mogłoby utorować drogę do zmian prowadzonej przez nią polityki prywatyzacyjnej – nie uzyskał w Sejmie niezbędnej większości…
O skutkach restrukturyzacji PGR-ów tak pisał w 1995 r. prof. Augustyn Woś z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej: …Zmianie form własności i zasad zarządzania – towarzyszyła niestety bezpowrotna utrata wielkiej substancji materialnej, nie mówiąc już o tragicznym losie załóg pracowniczych, które – pozbawione warsztatów pracy – stanęły na krawędzi ubóstwa. Teoria, że majątek ten powinien zniknąć, gdyż nic nie jest wart w nowych warunkach, graniczy z cynizmem ekonomicznym i stanowi próbę wytłumaczenia całkowicie błędnej koncepcji politycznej, jaka legła u podstaw restrukturyzacji tego sektora…
Oceniając sytuację polskiego rolnictwa w latach 1990 – 1994 inny ekonomista rolny prof. Waldemar Michna (także z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej) podkreślał niezwykle trudną sytuację w jakiej znaleźli się pracownicy PGR-ów….Zwolnienia były i są dla większości prawdziwą tragedią. Dziesiątki tysięcy zwolnionych z pracy w PGR pozostało w pegerowskich budynkach mieszkalnych oddalonych znacznie od miast i ośrodków przemysłowych. Do dawnych osad PGR nie dojeżdża już najczęściej żadna komunikacja. Bezrobotni żyją więc najczęściej na pustkowiu…
…Zniszczenie struktur gospodarczych PGR nie było podyktowane koniecznością. Stanowiło następstwo ideologii, a nie rozsądku ekonomicznego. Na miejscu PGR-ów położonych w wyludnionych regionach pozostała pustynia produkcyjna, której nie można zapełnić zakupem rozsprzedanego inwentarza żywego, parku maszynowego, nasion, zniszczonych urządzeń… Zagospodarowanie odłogów z pustymi budynkami inwentarskim, po rozprzedaniu maszyn rolniczych będzie trudne i drogie. Natomiast pozostawienie odłogów będzie jeszcze droższe, także pod względem politycznym…
Wymiar polityczny PGR-ów polegał na tym, że ponad 3/4 gospodarstw państwowych zlokalizowana była na Ziemiach Zachodnich i Północnych przekazanych Polsce w Poczdamie w 1945 r. jako rekompensata za utracone Kresy Wschodnie. Na terytorium tym – na 5,5 mln ha użytków rolnych – 2,7 mln ha (49%) należało do PGR-ów._Nie byłoby tego problemu, gdyby ziemia ta trafiła zaraz po wojnie w ręce spółdzielni parcelacyjno – osadniczych, co proponował Stanisław Mikołajczyk. Nie zgodzili się na to Bierut i Gomułka Na gospodarstwach państwowych na tym obszarze opierała się więc w wielkiej części przynależność tej ziemi do Polski. Upadek PGR-ów ożywił resentymenty wielu dawnych niemieckich mieszkańców tych terenów tzw. przesiedleńców oraz ich organizacji ziomkowskich.
Rozpad struktur i gospodarstw PGR, rozpoczęcie ich prywatyzacji ożywiło po stronie niemieckiej tendencje do powrotu na utracone ziemie poprzez ich wykup albo przynajmniej wejście w użytkowanie tych gruntów w formie dzierżaw. Wykup uniemożliwiły wprowadzone polskie prawne przepisy. Ich główną wadą była tymczasowość i zmienność w sprawie o kluczowym znaczeniuu dla Polski oraz dość duża łatwość ich omijania.
Z badań opinii publicznej wynika, że zdecydowana większość polskich obywateli opowiada się przeciw sprzedawania gruntów rolnych cudzoziemcom. Część wpływowych polityków, a także część mediów zajmowała odmienne stanowisko i opowiadała się za dopuszczeniem cudzoziemców do kupowania gruntów rolnych w Polsce. Podobne było stanowisko Komisji Europejskiej. W większości państw członkowskich UE obowiązują jednak przepisy utrudniające a nawet uniemożliwiające taką sprzedaż. W Polsce w pierwszym okresie transformacji (lata 1990 – 1992) za sprzedażą ziemi cudzoziemcom opowiedziało się ministerstwo przekształceń własnościowych. Opowiedział się za tym również Adam Tański prezes Agencji Własności Rolnej Skarbu twierdząc, że sprzedaż ziemi cudzoziemcom jest koniecznością, bowiem polscy rolnicy nie kwapią się do kupowania ziemi od państwa.
Agencja kierowana przez A. Tańskiego sprzedawała wówczas ziemię po kilkaset tysięcy starych złotych za hektar (50-80 ówczesnych niemieckich marek). W RFN cena hektara gruntów rolnych sięgała wówczas 31,5 tys. marek…W gazetach zagranicznych zaczęły się także ukazywać ogłoszenia o przetargach na sprzedaż ziemi b. PGR. Powstała nawet spółka „Agra” . której zadaniem miało być pośrednictwo w sprzedaży cudzoziemcom polskich nieruchomości na wsi. Niemieckie banki uruchomiły wtedy kredyty dla swoich klientów na zakup nieruchomości w Polsce, w tym gruntów rolnych – ze spłatą rozłożoną na 30 lat, przy oprocentowaniu w wysokości 2% rocznie…
Niezadowolenie ze skutków prywatyzacji państwowych przedsiębiorstw, z ogromnego bezrobocia, z gwałtownego i głębokiego pogorszenia sytuacji na wsi doprowadziło do upadku rządów J.K. Bieleckiego i H. Suchockiej. a następnie – do klęsk wyborczych ugrupowań,. które politycy ci reprezentowali (Kongres Liberalno – Demokratyczny, Unia Demokratyczna). Następne rządy podjęły pewne kroki naprawcze i m.in. doprowadziły wraz z parlamentem do całkowitego okresowego wstrzymania sprzedaży gruntów rolnych cudzoziemcom, także po przystąpieniu Polski do UE.
Zakazy nie powstrzymały całkowicie sprzedaży ziemi cudzoziemcom. Trwał nadal wykup ziemi w Polsce, głównie przez Niemców z pogwałceniem obowiązujących przepisów. Specjalny program na ten temat nadała niemiecka telewizja ARD. Okazało się, że w RFN wydawane są nawet informatory i poradniki o tym, jak omijać przepisy, aby kupić ziemię w Polsce. Tysiące hektarów przeszło w ręce cudzoziemców głównie Niemców przy pomocy różnych oszukańczych praktyk – zakupu przez podstawionych obywateli polskich (tzw. słupy), poprzez zakupy na podstawie tzw. testamentów, poprzez wchodzenie do spółek z udziałem polskich wspólników. Dużo ziemi nabywały osoby o podwójnym obywatelstwie. Według niektórych ocen sprzedająca ziemię Agencja Nieruchomości Rolnych podchodziła bardzo liberalnie do tych „przekrętów”. To samo można powiedzieć o niektórych ogniwach wymiaru sprawiedliwości.
Fragment tego opracowania, poświęcony publicznemu sektorowi naszego rolnictwa dobrze może podsumować wypowiedź nadesłana przed laty do redakcji „Słowa – Dziennika Katolickiego” przez Kazimierza Bunka z Wałbrzycha:
…Myślę podobnie, jak wielu ludzi, że patrioci w Sejmie i Senacie winni zażądać inwentaryzacji majątku po byłych PGR-ach i dokładnego sprawozdania, co się z tym majątkiem stało. Rozliczyć wszystkich wojewodów i decydentów. Potrzebne są ustawy zabezpieczające majątek polski przed zniszczeniem, rozkradaniem, marnotrawstwem i spekulacją…
Czy historia się powtórzy?
Jednym z najtrudniejszych problemów Polski po odzyskaniu niepodległości w 1918 r. była sytuacja na wsi, gdzie żyło 3/4 ludności, w tym 7,5 mln bezrolnych, i 11,4 mln małorolnych .Według spisu przeprowadzonego w 1921` r. było wówczas ponad 1,1 mln gospodarstw do 2 ha, posiadających łącznie 1076 tys. ha i ponad 1 mln gospodarstw od 2 do 5 ha, posiadających łącznie ok. 3438 tys. ha. Równocześnie ok. 19 tys. rodzin w gospodarstwach o powierzchni ponad 100 ha posiadało łącznie 13589 tys. ha, w których użytki rolne zajmowały 5481 tys. ha., lasy 6763 tys. ha.
W Sejmie Ustawodawczym powołanym do życia w styczniu 1919 r. sytuacja na wsi stała się jednym z głównych tematów szeregu debat. Istniejący ustrój rolny był niemal powszechnie potępiany. Doceniana też była konieczność parcelacji części większych posiadłości ziemskich. Spór dotyczył obszaru ziemi wyłączonego z reformy rolnej. Z trudem uchwalono (przewagą jednego głosu), że tą granicą będzie 300 mórg, a w rejonach przemysłowych i podmiejskich 100 mórg. zaś na Kresach Wschodnich 500 mórg użytków rolnych. Tylko 12 tys. posiadłości ziemskich przekraczało te granice i podlegało częściowej parcelacji swoich gruntów w ramach reformy rolnej.
O wiele bardziej radykalne rozwiązanie znalazło się w marcu 1944 r. w deklaracji Rady Jedności Narodowej, krajowej reprezentacji głównych demokratycznych i patriotycznych sił politycznych Polski powiązanych z obozem londyńskim. Rada mówiąc o …upowszechnieniu własności rolnej oraz upełnorolnieniu gospodarstw karłowatych…, zapowiedziała że …państwo przejmie natychmiast po wojnie na planowe zabezpieczenie przebudowy ustroju rolnego wszelkie prywatne obszary ziemi przekraczające 50 ha…
Pod pewnym względem sytuacja na wsi w 2015 r przypomina to, co było w Polsce w 1919 r. Swoje gospodarstwa, licząc także gospodarstwa do 1 ha straciło po 1990 r. 1 mln 768 tys. wiejskich rodzin. Jakie były tego przyczyny? Co się z tymi ludźmi teraz dzieje? Z czego się utrzymują? Jest to bardzo poważny problem. Dotyczy wielkiej liczby ludzi, nie tylko samych rolników, lecz także członków ich rodzin.
Ze spisu rolnego przeprowadzonego w 2002 r. wynika, że przeciętna liczebność rodzin w grupach obszarowych do 50 ha wynosi 3.55 osób w jednym gospodarstwie. Jest to rachunek uproszczony, ale raczej bliski rzeczywistości. Jeśli ten wskaźnik przemnożymy przez liczbę gospodarstw, które przestały istnieć okaże się. ze jest to licząca prawie 6,3 – milionów rzesza ludzi, prawie 60% całej polskiej ludności rolniczej. Ukazuje to skalę i społeczną wagę tego faktu.
Z dużym powodzeniem realizowany jest główny cel wytyczony przez wspomnianą Radę Strategii Społeczno o Gospodarczej, a mianowicie – tworzenie w Polsce gospodarstw większych niż w Unii Europejskiej. Już w 2010 r mieliśmy w naszym kraju 9888 gospodarstw o obszarze 100 i więcej ha, posiadających 3 mln 795 tys. ha powierzchni ogólnej. w tym 3 mln 454 tys. ha użytków rolnych. Średnio na jedno gospodarstwo przypadało w 2010 r. ponad 381 ha powierzchni ogólnej, w tym ponad 347 ha użytków rolnych. .
Wśród gospodarstw o obszarze 100 i więcej ha było w 2010 roku 7575 gospodarstw indywidualnych. Posiadały łącznie. 1781 tys. ha powierzchni ogólnej, w tym 1666 tys. ha użytków rolnych. Średni obszar jednego indywidualnego gospodarstwa w tej grupie obszarowej wynosił 235 ha powierzchni ogólnej, w tym ok. 220 ha użytków rolnych. Tak dużych gospodarstw w Unii Europejskiej także nie ma i pod tym względem realizację planu radykalnej przebudowy polskiego rolnictwa nakreślonego przez Radę Strategii Społeczno – Gospodarczej przy rządzie J. Buzka – trzeba uznać za zaawansowaną.
Powstaje jednak sytuacja, że swoje niewielkie gospodarstwa straciło prawie 1,8 mln drobnych rolników, a licząc z rodzinami – ok. 6,3 miliona mieszkańców wsi. Równocześnie 1781 tys. ha gruntów trafiło w ręce zaledwie 7575 rodzin. Na tym polega pewne podobieństwo obecnej sytuacji w rolnictwie do sytuacji na wsi po odzyskaniu niepodległości w 1918 r.
Gdyby to był rok 1919 większość obecnych gospodarstw z grupy obszarowej „100 i więcej ha” zostałaby objęła przepisami ustawy o reformie rolnej uchwalonej przez Sejm Ustawodawczy II RP.
Koniec części II
Część I: Wielki krok wstecz. Restrukturyzacja polskiego rolnictwa, część I
Dr Ludwik Staszyński
Ciąg dalszy nastąpi
Autor jest Członkiem Honorowym Stowarzyszenia Klub Inteligencji Polskiej
Od redakcji KIP:
Polecamy dla Dociekliwych i Samodzielnie Myślących przeczytanie i przeanalizowanie, co najmniej zamieszczone na poniższych linkach teksty o zjawiskach gospodarczych, a w konsekwencji społecznych jakie przyniosła Polsce kolonialna transformacja ustrojowa. Obraz, który się pojawi z połączenia wielu „puzli” w całość, będzie szokujący, zwłaszcza dla tych, którzy wierzą w kłamstwa mendiów ( jako instrumentu w „zorkiestrowanej” propagandzie globalistów NWO), polityków, edukacji na wszystkich szczeblach, pielęgnując własne lenistwo umysłowe i zwyczajne tchórzostwo. Zalecamy czytanie i analizowanie w podanej kolejności.
- Wielki krok wstecz. Restrukturyzacja polskiego rolnictwa, część I
- Mit bogatej wsi
- Jak rolnicy Finlandii zubożeli po wstąpieniu do UE ?
- Rolnicy z Kanady ostrzegają Polaków przed GMO: zastanówcie się, co chcecie jeść
- PiS uderza w polską ziemię i jej obrońców
- Hektary ziemi zaczną wracać do przedwojennych właścicieli? Powrót jaśnie pana…
- Czy grozi nam utrata Ziem Zachodnich?
- WIERSZE PATRIOTYCZNE O AKTUALNEJ SYTUACJI POLITYCZNEJ
- Wielki krok wstecz. Restrukturyzacja polskiego rolnictwa część II
- https://www.klubinteligencjipolskiej.pl/2015/10/rugi-polakow-z-majatku-za-pomoca-przemocy-finansowo-prawnej-i-immunitetow-bezprawia/
- https://www.klubinteligencjipolskiej.pl/2015/10/zbigniew-dabrowski-transformacja-ustrojowa-w-demokracje-kolonialna-2/
- https://www.klubinteligencjipolskiej.pl/2015/10/gorzkie-konsekwencje-bezmyslnej-wiary-w-slodkie-klamstwa-niz-gorzka-prawde-o-sytuacji-w-polsce/
- https://www.klubinteligencjipolskiej.pl/2015/10/norbert-narowski-polskie-przemiany-cala-scena-polityczna-i-kolonialny-system-wyborczy-na-smietnik-historii/
Wnikliwe przestudiowanie i przemyślenie zawartych treści zaoszczędzi czytania co najmniej kilkunastu tysięcy stron, w tym zwłaszcza gazetowej „sieczki”, gdzie ważna prawda ukryta jest w mieszance wielkich kłamstw z mało ważną prawdą, która służy jedynie uwiarygodnieniu wielkich kłamstw.
Więc trzeba czytać i analizować, analizować, analizować… i wydobywać ważną prawdę na powierzchnię oraz … realizować według zasady australijskich Aborygenów: „Musisz stać się tą zmianą, którą chcesz widzieć w świecie.”
Redakcja KIP
Wypowiedz się
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.