Z dr. Andrzejem Zapałowskim, historykiem, wykładowcą akademickim, ekspertem ds. bezpieczeństwa, prezesem rzeszowskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Geopolitycznego, rozmawia Mariusz Kamieniecki
Jak przyjął Pan informację o zniszczeniu w Hucie Pieniackiej pomnika ofiar ludobójstwa dokonanego w 1944 r. przez OUN-UPA i SS Galizien?
– Przyjąłem to tak jak każdy Polak, który pamięta o zbrodniach dokonanych przez ukraińskich nacjonalistów na polskiej ludności na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej, których męczeństwo i pamięć dziś próbuje się podeptać w tak nikczemny sposób. To czyn ze wszech miar godny potępienia. Tak czy inaczej ten akt wandalizmu i zbezczeszczenia pomnika w Hucie Pieniackiej nie był dla mnie zaskoczeniem. Wcześniej czy później na zachodniej Ukrainie musiało dojść do takich aktów.
Z czego to wynika?
– Na zachodniej Ukrainie władze lokalne już nie kontrolują w pełni środowisk nacjonalistycznych. Ubolewam nad tym, co się stało w Hucie Pieniackiej, bo został zbezczeszczony pomnik polskiej pamięci narodowej setek ludzi wymordowanych w bestialski sposób. Jednocześnie trzeba zdać sobie sprawę z tego, że z podobnymi aktami czy też serią antypolskich protestów możemy mieć do czynienia coraz częściej.
Wspomniał Pan, że władze zachodniej Ukrainy sobie nie radzą z tym problemem, ale czy źródło problemu nie tkwi wyżej, a mianowicie, że centralne władze Ukrainy dają przyzwolenie na tego typu akty, gloryfikując OUN-UPA?
– Ukraina poprzez działania wewnętrzne powoli staje się państwem federacyjnym. Władze lokalne poszczególnych obwodów, czy to Zakarpacia, czy kilku obwodów centralnej Ukrainy, czy to części Odessy, czy chociażby Czerniowiec, coraz częściej wysuwają roszczenia, domagając się czy wręcz żądając autonomii. I Polska, analizując wydarzenia na scenie geopolitycznej, musi zdawać sobie z tego sprawę. Tak czy inaczej centralne władze ukraińskie nie kontrolują państwa w wielu wymiarach, a nacjonalizm ukraiński i coraz szerzej artykułowane jego zapędy wprost tolerują. Trzeba sobie też przypomnieć, że radni miejscy we Lwowie wielokrotnie podnosili kwestię polskich pomników na Ukrainie, wskazując, że niektóre z nich będą musiały zostać zlikwidowane. Chciałbym też zwrócić uwagę na jeden bardzo ważny fakt, a mianowicie, że pomnik w Hucie Pieniackiej był upamiętnieniem legalnym. Przypomnę, że monument ten odsłaniał prezydent Polski Lech Kaczyński w obecności ówczesnego prezydenta Ukrainy Wiktora Juszczenki. W związku z tym pomnik ten ma wielkie znaczenie i jako taki powinien być pod szczególną opieką państwa ukraińskiego. Dlatego jego zbezczeszczenie należy traktować jako element symboliczny dotyczący niszczenia polityki, która pozwalała na upamiętnianie miejsc, gdzie spoczywają zamordowani Polacy. Te pomniki są w miejscach, gdzie mordowano Polaków. To nie są pomniki stawiane li tylko ku czci pomordowanych, ale te pomniki były wznoszone na ziemi zbroczonej niewinną krwią ofiar. Ten fakt dodatkowo podnosi znaczenie tych upamiętnień, a ich dewastacja urasta do rangi profanacji.
O ile w Polsce trwają starania o usunięcie z przestrzeni publicznej pomników upamiętniających zbrodniarzy, o tyle na Ukrainie „gwałci” się pamięć ofiar zbrodni…
– W Polsce, jeśli dochodzi do samoistnych rozbiórek pomników, to dotyczy to głównie monumentów wystawionych nielegalnie, bez stosownych zezwoleń. I to w odniesieniu do pomników na Ukrainie jest zasadnicza różnica. W Polsce mamy nielegalne pomniki stawiane ku czci morderców z OUN-UPA, natomiast na Ukrainie są pomniki upamiętniające ofiary zbrodni nacjonalistów.
Przypadki niszczenia upamiętnień czy w ogóle polskich symboli na Ukrainie są coraz częstsze. Z czym mamy do czynienia, czy tylko z zamazywaniem prawdy historycznej…?
– W ocenie tych aktów dewastacji poszedłbym znacznie głębiej. Według mnie, jest to element anarchizacji Ukrainy. Można podejrzewać, że zniszczenia pomnika w Hucie Pieniackiej dokonała jedna z frakcji nacjonalistycznych, które rywalizują ze sobą i nawzajem się zwalczają. Co więcej, moim zdaniem uzasadnione są podejrzenia, że nawet główne ośrodki nacjonalistyczne na Ukrainie już nie kontrolują biegu wydarzeń, a zatem sprawa wymyka się im z rąk. Mało się o tym mówi, ale na Ukrainie jest mnóstwo broni i cała masa ładunków wybuchowych, które na rynku można z łatwością kupić niczym chleb. I my jako państwo polskie musimy brać pod uwagę prawdopodobieństwo, że w pobliżu naszych wschodnich granic może dochodzić do wielu innych prowokacji, nawet o charakterze terrorystycznym. Dewastacja i de facto zniszczenie pomnika w Hucie Pieniackiej można traktować jako sygnał i ostrzeżenie zarazem. Z tego trzeba wyciągnąć wnioski.
Ukraina jako państwo rzeczywiście nie kontroluje już wewnętrznych wydarzeń, jakie tam zachodzą…?
– Zdecydowanie tak. Proszę zwrócić uwagę, że jeśli na Ukrainie funkcjonują organizacje paramilitarne, że jak się szacuje, w kraju tym jest ok. trzech milionów sztuk broni poza kontrolą państwa, nie mówiąc już o tym, że służby ukraińskie co jakiś czas odnajdują magazyny, gdzie ukryto transportery opancerzone czy nawet wyrzutnie rakiet przeciwpancernych itp., to świadczy to o tym, że mamy do czynienia z postępującą anarchizacją ukraińskiego państwa. I to jest bardzo niebezpieczne. Jeśli słyszymy o coraz głębszych podziałach środowiska nacjonalistów ukraińskich, które ze sobą rywalizują, jeśli dochodzi do takich sytuacji jak w 2015 r. w Mukaczewie na ukraińskim Zakarpaciu niedaleko od polskiej granicy, gdzie nacjonaliści ukraińscy z Prawego Sektora, używając broni automatycznej i granatników, zaczęli strzelać do ludzi, gdzie były bratobójcze starcia i walki z milicją, to należy się liczyć, że do podobnych sytuacji może dochodzić częściej.
Jak wobec wysadzenia w powietrze pomnika w Hucie Pieniackiej powinny zachować się polskie władze?
– Oczywiście jest nota dyplomatyczna w sprawie zniszczenia pomnika wystosowana do ukraińskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych przez Ambasadę Polską w Kijowie. To są rutynowe działania, które należą do obowiązków każdego MSZ. Niewątpliwie sprawa powinna zostać zbadana, wyjaśniona, a winni ukarani. Proszę sobie wyobrazić reakcję ukraińskich mediów, gdyby w Polsce doszło do zniszczenia pomnika, który odsłaniał prezydent Ukrainy. Co by się stało, gdyby, dajmy na to, został zniszczony pomnik w Pawłokomie? W odpowiedzi na Ukrainie byłyby masowe demonstracje, o tym mówiłyby wszystkie media. Podobna byłaby reakcja, gdyby został zniszczony tak ważny pomnik w innym kraju zachodniej Europy. Natomiast u nas mamy sytuację podobną do tej, którą pamiętamy z Niemiec, gdzie mieliśmy epidemię gwałtów na Niemkach dokonywanych przez imigrantów muzułmańskich, ale kontrola polityczna nad prasą nie pozwalała nagłaśniać tych przestępstw. Poprawność polityczna i brak jasnej, zdecydowanej reakcji państwa polskiego sprawi, że czujące się bezkarnie środowiska nacjonalistyczne w swoich działaniach będą się posuwały coraz dalej.
Jak zatem powinna wyglądać ta reakcja polskich władz?
– Proszę zwrócić uwagę, że w Przemyślu podczas Marszu ku czci Orląt Przemyskich i Lwowskich w grudniu 2016 r. jeden okrzyk chuligana niebiorącego udziału w pochodzie, ale stojącego z boku, doprowadził do sytuacji, że wszystkie media na Ukrainie o tym mówiły, a ambasador Ukrainy w Polsce natychmiast reagował, udzielając dziesiątki wywiadów, wystosowując notę do MSW, domagając się wyjaśnień. Również Związek Ukraińców w Polsce zaapelował do władz Rzeczypospolitej o przeciwdziałanie przejawom wrogości wobec mniejszości ukraińskiej oraz obywatelom Ukrainy. Tymczasem w Hucie Pieniackiej w niedzielę wysadzono pomnik ku czci ofiar zbrodni ludobójstw i dopiero dzisiaj polskie MSZ zabiera w tej sprawie głos. Proszę zwrócić uwagę na skalę tych dwóch problemów. To pokazuje dobitnie, że nasza polityka wschodnia coraz bardziej szwankuje.
Tak wychodzimy na tzw. strategicznym partnerstwie z Ukrainą?
– Stosunki polsko-ukraińskie są trudne. Niestety tylko się dużo mówi o tym, że trwa szukanie porozumienia, ale tak naprawdę stronie ukraińskiej wcale nie zależy na konsensusie. Porozumienie jest możliwe pod warunkiem, że Ukraińcy przyznają się i potępią zbrodnie ludobójstwa dokonane na ludności polskiej. Bez tego aktu skruchy wszystkie inne szpagaty, choćby nie wiem jak efektowne, będą dalszym zakłamywaniem faktów historycznych. Ukraina, jeśli chce budować swoją tożsamość, musi się rozliczyć ze swoją przeszłością w świetle prawdy. Innej drogi nie ma. Wszystko inne będzie powielaniem kłamstwa, na które polskie władze nie mogą w żadnym wypadku przyzwalać. Inne pytanie brzmi, czy dzisiaj na Ukrainie jest w ogóle z kim rozmawiać i być może świadome tego polskie władze uznają, że nie bardzo jest do kogo się zwracać. O jakim partnerstwie w ogóle mówimy, skoro władze Lwowa kompletnie lekceważą partnerstwo z Polską, które to słowo wybrzmiewa jedynie w niewiele znaczących deklaracjach czy gestach. Tak czy inaczej mamy bardzo poważny problem do rozwiązania i im prędzej się z nim uporamy, tym lepiej.
Do czego może doprowadzić brak stanowczości i to bezkrytyczne podejście kolejnych polskich władz do kwestii ukraińskiej?
– Proszę pamiętać o tym, że nie tylko nacjonaliści ukraińscy są zainteresowani destabilizacją sytuacji na Ukrainie w pobliżu polskich granic. Destabilizacją mogą być zainteresowane również państwa trzecie. Co ciekawe, to wszystko może się odbywać rękoma nacjonalistów ukraińskich, których można prowokować, podburzać przeciwko Polsce. Można sobie tylko wyobrazić, w jakim kierunku może to prowadzić, jeśli w porę nie będzie zdecydowanej reakcji polskich władz. Nasze służby specjalne powinny w tym zakresie działać nie tylko na terytorium Polski, ale lokalizować potencjalne zagrożenia dla państwa polskiego już na terytorium Ukrainy. Mam tu na myśli swoistą strategiczną ochronę podejmowaną w działaniach wywiadu. Przypomnę tylko, że kiedy na Zakarpaciu Węgrom coś zagrażało, to premier Viktor Orbán wyraził się jasno, że służby specjalne Węgier będą dbać o to, żeby obywatelom tego państwa nic złego się nie stało. A czy polskie władze w dostateczny sposób dbają o naszą mniejszość na Ukrainie? Przecież pomnik w Hucie Pieniackiej wyleciał w powietrze i niewykluczone, że brak zdecydowanych reakcji ze strony polskich władz może sprawić, że za chwilę coś stanie się w polskiej wiosce. Dlatego państwo polskie musi reagować, bo chodzi tu o obywateli polskiego Narodu, którzy przecież nie z własnej woli znaleźli się za naszą wschodnią granicą.
O ile Polacy żyjący na Ukrainie nie mogą doprosić się zwrotu świątyń, o tyle ukraińska mniejszość w Polsce jest dotowana z budżetu naszego państwa. Trudno tu doszukać się wzajemności…
– Tej wzajemności nie było i nie ma. To jest konsekwencja zaniechań w polityce historycznej i relacjach polsko-ukraińskich ze strony Polski. Mamy zatem do czynienia z bardzo głęboką asymetrią podejścia, z asymetrią, którą cechuje brak celu strategicznego. Można się godzić na asymetrię, ale w tym wypadku na przestrzeni dwudziestu kilku lat nic się nie zmienia. Czyli strategię, którą polskie władze realizują od ponad 20 lat, trzeba wyrzucić do kosza. Ile można próbować i czekać na zrozumienie drugiej strony: 50, 100 a może więcej lat? Zasada jest taka, że jeśli na przestrzeni kilku czy kilkunastu lat coś się nie sprawdza, takie państwo natychmiast zmienia swoją dotychczasową strategię polityczną. Czy to tylko efekt zaniechań? – Proszę pamiętać, że w tym zakresie państwo polskie obserwują nie tylko Ukraińcy, ale również Rosjanie i inne państwa sąsiednie. I wszyscy będą nas traktować tak, jak sobie na to pozwolimy.
Dziękuję za rozmowę.
Mariusz Kamieniecki
Czwartek, 12 stycznia 2017 (05:00)
Artykuł opublikowany na stronie: http://naszdziennik.pl/polska-kraj/174161,polityka-wschodnia-bankrutuje.html
Pomnik w Hucie Pieniackiej
Analizując kwestie dewastacji pomnika w Hucie Pieniackiej, trzeba zwrócić uwagę na kilka kwestii. Oczywiście, każdy z nas może mieć własne sugestie, gdyż nie ma twardych dowodów na sprawstwo. Dlatego, też formułowanie jednoznacznych tez, że to zrobili nacjonaliści ukraińscy z własnej inicjatywy lub agentura rosyjska na Ukrainie nie przystoi.
Dla obserwatorów sytuacji na zachodniej Ukrainie wybija się kilka elementów. Po pierwsze kłótnie i podziały w środowiskach nacjonalistycznych, które tworzą liczne autonomiczne organizacje, które licytują się kto jest lepszym Ukraińcem. Po drugie coraz liczniejsze zaplecze weteranów walk w Donbasie, w tym byłych ochotników. Wracają oni do domów bez perspektywy pracy, widzą brak społecznej wdzięczności za swoją ofiarę i mają własną broń i amunicję w nielimitowanych ilościach (na Ukrainie poza kontrolą państwa jest parę milionów sztuk broni). Sytuacja ta sprzyja chęci odwetu, za niszczenie nielegalnych pomników UPA w Polsce i wyreżyserowanej prowokacji, z którą mieliśmy do czynienia w Przemyślu w grudniu ubiegłego roku. Była ona masowo podawana przez ukraińskie media jako powszechny stosunek Polaków do Ukraińców (chodzi o jednostkowy prowokacyjny okrzyk spoza kolumny marszu- „śmierć Ukraińcom”). Kwestia odgrażania się Polakom i zamiarów wobec naszego kraju nacjonaliści ukraińscy nie kryli już przez EuroMajdanem, także w sprawie „weryfikacji” upamiętnień polskich na Ukrainie. [pisałem o tym trzy lata temu- link http://anteportas.pl/wp-content/uploads/2014/04/Zapalowski_Andrzej_Ante_Portas_nr_2.pdf ]
Formułowanie przez media tezy o rosyjskiej prowokacji, która przenika z kręgów szefa ukraińskiego IPN-u Wiatrowicza i Związku Ukraińców w Polsce jest prostacka. Czy można wykluczyć taki scenariusz? Oczywiście nie. Rosjanie mogli to zrobić poprzez swoją agenturę w obozie nacjonalistów ukraińskich (taką agenturę w tym środowisku ma wiele państw). Należy jednak zauważyć, że pierwsze informacje o wysadzeniu pomnika pojawiły się w rosyjskojęzycznych mediach na Ukrainie. Czy ktoś uważa rosyjski wywiad za tak prostacki, że się tak po prostu wyłoży? Patrząc na obecną sytuację na Ukrainie należy zwrócić uwagę na kilka elementów:
- Nasilenie napięcia w Donbasie przed przejęciem władzy przez Donalda Trumpa.
- Wyrzucenie 25 dyplomatów rosyjskich przez Baraka Obamę z USA
- Gwałtowne embargo USA na Rosję za manipulacje wyborcze
- Chęć zwrócenia uwagi nowej administracji USA na rosyjskie prowokacje na Ukrainie
- Pogłębiające się nastroje buntu społecznego na tle socjalnym na Ukrainie
- Rozczarowanie środowisk nacjonalistycznych brakiem wpływu na władzę
To tylko kilka elementów zewnętrznych. Pytanie czy Rosjanie byliby zainteresowani psuciem stosunków polsko-ukraińskich. Ależ oczywiście tak i to w każdej postaci, bo oba kraje są z Rosją od kilku lat w stanie wojny informacyjnej. Jednakże jeżeli by tego dokonali to rękoma ukraińskich nacjonalistów. Podsumowując formułowanie dzisiaj tezy, że to rosyjska prowokacja jest niepoważne. Można oczywiście formułować i podawać takową jako jedną z wielu hipotez (ale tylko wespół z innymi). Czy można postawić jednoznaczną tezę, że to operacja jakiegoś środowiska nacjonalistów ukraińskich na Ukrainie, tak ale jako jedna z hipotez (podawana wespół z innymi). Należy także założyć, iż było to działanie lokalnych ukraińskich „patriotów” szukających odwetu na Polakach za niszczone nielegalnie pomniki UPA w Polsce. Tak, czy inaczej należy zakładać, iż wspomniany incydent może być tylko preludium do wykorzystania bazy „nabuzowanych” nacjonalizmem ukraińskich działaczy na zachodniej Ukrainie. Kto i jak to wykorzysta jest pytaniem otwartym, problem jest w tym, że to środowisko rośnie za przyzwoleniem rządu RP.
Andrzej Zapałowski
Wypowiedz się
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.