1. Dlaczego ten temat?
Po pierwsze – edukacja jest fundamentem
W dzisiejszym świecie toczy się walka o świadomość społeczeństw. Świadomość ta jest, bowiem, poddawana obróbce psychologicznej, manipulacjom, lobbingom i grze interesów. Wojna o świadomość, o swoisty rząd dusz, zadecyduje o kierunku rozwoju naszej cywilizacji, naszego kraju, naszego losu.
Świadomość jest efektem wielu czynników, jednak dwa systemy są tu najistotniejsze: system edukacji oraz media informacyjne (lub dezinformacyjne). Najważniejsza jest przy tym edukacja, ponieważ „uzbraja” ona – albo nie – młodego człowieka w fundament myślenia, w narzędzia poznawcze i w umiejętność rozróżniania, wartościowania i samodzielnego decydowania.
Edukacja dotyczy wszystkich i wszystkiego, jest obecna przez całe życie, daje możliwości rozwoju, samospełnienia, osiągnięć zawodowych i osobistych.
Po drugie – jest kołem zamachowym przyszłego rozwoju
Już dawno temu Kanclerz Jan Zamoyski mówił: „Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie.” A przysłowie ludowe do powiada: „Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci.” Zatem inwestycja w młodych ludzi, w edukację, to warunek przyszłego rozwoju, dobrostanu, siły państwa i narodu.
Trzeba patrzeć wprzód, szukać nowych możliwości, a nie pozwolić blokować postęp i demokrację rozmaitym lobbystom „starych przemysłów” – jak choćby blokowanie postępu w dziedzinie motoryzacji (silniki wodorowe, elektryczne itd.) przez lobby samochodowo-paliwowe. Dziś uczymy młodych ludzi patrzenia wstecz, uczymy schematów historii, a nie myślenia historycznego wprzód, kreatywnego rozwiązywania problemów i zadań stojących przed społeczeństwem.
Po trzecie – to zasadniczy składnik ustroju państwa i organizacji społeczeństwa
System edukacji, a mówiąc szerzej, ustrój oświatowy, jest jednym z dwunastu elementarnych podsystemów ustroju państwowego i społecznego. Dawne podziały i zaszufladkowania niewiele już dziś znaczą – monarchia czy republika czy demokracja przedstawicielska – takie etykietki nic nie tłumaczą. Dopiero, gdy zdefiniujemy ustrój w jego dwunastu zasadniczych elementach: ustrój oświatowy, ustrój pracy, ustrój podatkowy, ustrój pieniężny, ustrój prawny, ustrój gospodarczy, ustrój przedstawicielski, ustrój sądowniczy, ustrój administracyjny, ustrój militarno-polityczny, ustrój opieki socjalnej i zdrowotnej oraz ustrój mecenatu kultury, sztuki, nauki, sportu, rekreacji i stowarzyszeń – dopiero wtedy jasne jest, z jakim państwem mamy do czynienia. Wszyscy mają pełne usta pięknych haseł, ale robią co innego lub nic.
Po czwarte – z edukacją jest źle
Jest nawet bardzo źle. Uczniowie i studenci nudzą się w szkole, niewiele z niej wynoszą, traktują to jako zło konieczne, a w najlepszym wypadku jako bazę do kontaktów towarzyskich.
Jest źle systemowo. System niszczy nauczycieli, obciąża ich biurokracją, bzdurnymi obowiązkami, funkcjonariusze systemu to często ludzie z klucza partyjnego, kolesiowego, a nie z powołania i selekcji merytorycznej. Struktura jest przestarzała, podział na tyle etapów edukacji nieefektywny – wszyscy dziś krytykują utworzenie gimnazjów w takim kształcie jak obecny. Kuratoria to kosztowne struktury, w których nie wiadomo, co tyle osób robi. System edukacji jest – jak było to w komunizmie – pasem transmisyjnym państwa, zamiast zbiorem placówek oświatowych wynikających z dążeń, aspiracji i możliwości obywateli.
Jest źle finansowo. Jakby komuś specjalnie zależało, aby oświata była niedoinwestowana. Trwa dalej, jak było w PRL, finansowa selekcja negatywna nauczycieli. Ludzie, którzy mają edukować nasze młode pokolenie, zarabiają połowę średniej, a w najlepszym wypadku około średniej krajowej. To jest po prostu skandal! Miliardy idą na fantasmagorie typu misje w Afganistanie czy Iraku, aby się przypodobać zachodnim tzw. sojusznikom, na rozbudowę niepotrzebnej armii urzędniczej, a oświata dostaje po prostu ochłapy. W wielu szkołach brakuje pieniędzy na remont budynku, na sprzęt, na komputery, na pomoce naukowe. Uprawiana jest – dzięki zaangażowaniu nauczycieli i rodziców – partyzantka, czyli łata się dziury składkami na tzw. Komitet Rodzicielski, załatwia się „cegiełki” lub sponsora, albo nauczyciele i rodzice robią coś społecznie – coś, co powinno być sfinansowane przez „system”.
Jest źle programowo. Programy (podstawy programowe) są przestarzałe, niedopasowane do wymogów współczesności, niepraktyczne – wymyślają je urzędnicy nie mający często wiele pojęcia o rozwoju gospodarczym i technologicznym, o lokalnych potrzebach danej społeczności. Programy są sztywne, scentralizowane, słabe metodologicznie, przeładowane, a nade wszystko – wciąż hołdujące przestarzałej filozofii wtłaczania wiedzy, zamiast uczenia myślenia, kreatywności, dyskutowania, selekcji i analizy informacji itp.
Jest źle kadrowo. Poprzez mizerię finansową, zbiurokratyzowanie, fatalne perspektywy satysfakcjonującej kariery zawodowej, młodzi ludzie nie garną się do zawodu nauczyciela . Zawód ten jest zbyt sfeminizowany. Kto ma okazję iść do biznesu, założyć własną firmę, a nawet iść do administracji państwowej, w której praca jest spokojniejsza niż w szkole, nie pójdzie do szkoły. Dlatego właśnie duża część nauczycieli to kadra „z przymusu”, która nie ma innych możliwości – w końcu lepsza praca w szkole niż żadna. Ogromna większość nauczycieli nie ma doświadczenia praktycznego – biznesowego, menedżerskiego, nie zna rzeczywistości ekonomicznej, produkcyjnej, finansowej. To teoretycy. Przykładem jest przedmiot „przedsiębiorczość”, do którego dyrektorzy szkół wyznaczali na siłę nauczycieli nie mających o tym pojęcia.
Jest źle metodologicznie. Pokutują stare formy nauczania „ex catedra”. Nauczyciel, zestresowany koniecznością „realizowania programu” i rozmaitymi innymi okolicznościami, boi się eksperymentować, chce mieć „święty spokój” i zmieścić się w czasie z materiałem, sprawdzaniem wiedzy i wszelkimi innymi powinnościami. Relacje nauczycieli z uczniami są przez to formalne, sztywne, zdystansowane, a to nie służy współpracy i dobrej dydaktyce. Gdy system wymusza na wszystkich uczniach realizowanie tego samego programu, z natury rzeczy na każdym przedmiocie znajdzie się grupka mniej zainteresowanych. To powoduje dodatkowe napięcia, uciszanie, cała przyjemność uczeni i uczenia się znika. Już samo ustawienie ławek w stylu „katedra i ławki słuchaczy” powoduje szablonowe nastawienie obu stron do metod pracy. Dominuje praca „całą klasą” lub indywidualnie. Za mało jest pracy w zespołach kilkuosobowych, klasy są do tego nieprzystosowane. Prawie ni ma nauczania projektowego – od postawienia pytania czy problemu, do rozwiązania, opracowania, uzasadnienia. Za mało jest dyskusji, za mało interakcyjnych form.
2. Rozwój edukacji w rzucie historycznym od średniowiecza do dziś
W dawnych czasach nauka (edukacja) była elitarna i „kastowa” – przystąpiłeś do kasty lub się dobrze urodziłeś, mogłeś się uczyć. Tak więc, uczyli się bracia zakonni i ludzie Kościoła, uczyli się żołnierze – choć nieco innych rzeczy, o ile byli „zawodowo” w wojsku, lub uczyli się możni – prywatnie.
Wreszcie uczyć się mogli – zawodu – adepci rzemiosł: jako uczniowie, czeladnicy, pomocnicy mistrza, by wreszcie zostać mistrzami w swoich dziedzinach. To była praktyczna nauka zawodu, ale nauka.
Pod koniec średniowiecza zaczynają powstawać uniwersytety, a od XV wieku gimnazja. Elita kształcących się powoli ulega rozszerzeniu – ale o nauce marzyć mogą ci, których stać na sfinansowanie szkoły i studiów.
W XVII wieku żyje i tworzy Kartezjusz, który staje się „ojcem” racjonalizmu. To będzie ważne, bo racjonalizm wywrze duży wpływ na edukację, niestety – niechlubny. Racjonalność ogłoszona cnotą powoduje zaniedbanie innych sfer rozwoju człowieka – wrażliwości, duchowości, moralności.
Stulecie później Jean-Jacques Rousseau tworzy nurt, który jest niejako odpowiedzią na racjonalizm: „rozwój (czysto) umysłowy prowadzi do degradacji moralnej przez stłumienie naturalnych instynktów, które czyniły człowieka dobrym.”
Te dwa nurty – racjonalistyczno-kartezjański oraz humanistyczny Rousseau – będą ze sobą rywalizować w kolejnych wiekach.
Począwszy od osiemnastego wieku systemy edukacyjne zaczynają się przeobrażać, rozwijać, dostosowywać do ery kapitalizmu.
Stanisław Konarski tworzy Collegium Nobilium z nowoczesnym programem nauczania.
W roku 1773 powstaje Komisja Edukacji Narodowej (trwająca do 1794 r.), która wprowadza trzystopniowy system szkół, przejmuje szkoły jezuickie, wytycza kształtowanie obywatela-patrioty i staje się czymś w rodzaju pierwszego „ministerstwa oświaty”.
Mnożą się inicjatywy próbujące ożywić szkołę w duchu Rousseau i humanizmu. Przykładem jest Jan Henryk Pestalozzi (1746-1827), głoszący ideę organicznego rozwoju. Według niego zadaniem pedagogiki jest odkrycie praw rozwoju człowieka, a w nauczaniu ważne są poglądowość, kształcenie spostrzegawczości, aktywizacja ucznia i wspieranie samodzielności.
Jednak wiek XIX to czas intensywnego rozwoju kapitalizmu i przemysłu, który zaznacza swoje potrzeby wobec systemu edukacji. Potrzeba coraz więcej ludzi z choćby podstawowym wykształceniem – na potrzeby fabryk i tworzących się państw. Dlatego wprowadza się w kolejnych krajach systemy szkolnictwa powszechnego. Rozwija się szkolnictwo techniczne i zawodowe.
To prowadzi do dominacji nurtu kartezjańskiego – jednym z przejawów jest tzw. herbartyzm, od nazwiska J.F. Herbarta (1776-1841), propagującego pedagogikę „naukową“, uczenie ex catedra, encyklopedyzm, a tym samym uczenie przez słuchanie i bierność ucznia.
Pod koniec XIX wieku w opozycji do herbartyzmu rodzi się nowy prąd stawiający na pragmatyzm, aktywność ucznia i rozwój zainteresowań – przykładowymi jego przedstawicielami są J. Dewey czy też „szkoła pracy” Kerschensteinera.
W roku 1903 dochodzi do ważnego wydarzenia. Nowa elita kapitalistyczna, bankiersko-przemysłowa, powołuje w USA General Education Board (Główną Radę Edukacyjną), której celem jest dostosowanie szkoły i systemu edukacji do własnych potrzeb, czyli mówiąc inaczej – “sformatowanie” szkoły do fabryki posłusznych pracowników korporacji. Założyciele owej Rady to to samo środowisko, które dziesięć lat później założy niesławny FED.
Proces formalizowania przez rządy systemów szkolnych dobiega końca w okresie międzywojennym, np. w Polsce w roku 1919 wydany zostaje dekret „O obowiązku szkolnym”, który ujednolica system oświaty w niepodległej Polsce oraz wprowadza obowiązek szkolny dla dzieci w wieku od 7 do 14 lat.
Tak oto edukacja szkolna staje się sformalizowana, powszechna, obowiązkowa i definiowana przez państwo. Platoński spór o prymat między obywatelem a państwem wygrywa na tym etapie, na polu edukacji, zdecydowanie państwo. Ale to nie koniec – będzie jeszcze gorzej.
Powstają wprawdzie próby ratowania edukacji, np. w latach 1921-1932 (jakże krótko) działa Międzynarodowa Liga Nowego Wychowania, stawiająca sobie za cel indywidualność dziecka, rozwój zainteresowań, samorządność, współpracę, koedukację oraz zakaz kar fizycznych i psychicznych. Ale cóż można zrobić przez jedenaście lat…
Tym bardziej, że w ofensywie są totalitaryzmy XX wieku – komunizm i faszyzm. Szkoła zostaje poddana jeszcze ściślejszej kontroli państwowej, jest upolityczniona, ideologiczna i zastraszona. Za „niesłuszne” poglądy nauczyciele i profesorowie są wyrzucani, a „niewłaściwe” książki są palone lub mielone.
Świat powojenny drugiej połowy XX wieku otrzymuje, zatem, mało ciekawą spuściznę poprzednich stu lat. Większość naleciałości racjonalizmu, odgórnego paternalizmu państwowego, kontroli, centralizacji, ideologizacji pozostaje – szkoła „współczesna” jest masowa, obowiązkowa, przeładowana programowo, zbiurokratyzowana, hierarchiczna, autorytarna, „encyklopedyczna”, nudna.
Stąd na przełomie tysiącleci pojawia się coraz więcej głosów krytycznych wobec systemu edukacji. Powstają szkoły eksperymentalne, stowarzyszenia, organizacje, które próbują wyrwać szkołę z kolein, marazmu i nieefektywnych dogmatów, ożywić ją i podnieść poziom nauczania. Mnożą się nowe inicjatywy, pomysły, koncepcje. Zaczyna się o tym coraz głośniej mówić.
Następuje swoista faza przedrewolucyjna: podobnie jak 25 lat temu biliśmy się – założyciele warszawskiego STO, Wrocławskiego Stowarzyszenia Edukacyjnego i podobnych grup z Krakowa i Gdańska oraz kilku innych miast – o zgodę ówczesnego, PRL-owskiego MEN-u na powoływanie szkół społecznych, w domyśle niekomunistycznych, tak teraz nadchodzi bitwa o wyzwolenie szkoły z gorsetu państwowości, biurokracji, „ram programowych”, przestarzałych paradygmatów i sposobów finansowania.
3. Dzisiejszy stan edukacji
Analiza obecnego stanu systemu edukacji nie jest optymistyczna. Potraktowany chłodnym okiem analizy system ten jawi się jako całkowicie przestarzały i nieadekwatny do „trzeciej fali” w rozumieniu Alvina i Heidi Toffler’ów. Trzecia fala to przejście z epoki przemysłowej, kultury fabrycznej i masowej do epoki informacyjnej i komputeryzacji, kultury wielu małych grup, wspólnot i stowarzyszeń, kultury indywidualizacji (customizacji), zróżnicowania i powszechnego dostępu do wiedzy. To wymusza ogromne zmiany w funkcjonowaniu społeczeństw, w gospodarce, komunikacji, organizacji pracy. Wreszcie – w nieunikniony sposób trzeba dopasować do tego procesu edukację. Bo na razie jest tak:
Po pierwsze, obecny system edukacji jest bardzo kosztowny – i dla obywatela, i dla państwa. Jego efektywność jest niska – nie spotkałem szacunków, ile kosztuje łącznie 16 lat edukowania młodego człowieka od przedszkola do matury, ale gdyby przyjąć tylko 800 złotych miesięcznie na osobę, to jest to 9600 złotych rocznie, czyli około 154 tysiące złotych razem, jednak rozciągnięte na 16 lat daje to kwotę realną około ćwierć miliona złotych – do matury, bez studiów. A potem ponad połowa tych ludzi albo dalej się uczy, czyli pociąga za sobą koszty, albo jest bezrobotna, albo emigruje. Do tego trzeba jeszcze dodać efektywność samego nauczania, na którą ludzie biznesu i kadra akademicka regularnie się skarży. Następnie dodajmy koszty czasu – 16 lub 21 lat spędzonych w ławach szkolnych. Bilans katastrofalny, efektywność tragicznie niska, efekt: zblazowani, znudzeni i mało przedsiębiorczy młodzi ludzie na starcie kariery zawodowej.
Po drugie, system edukacji wciąż jest skonstruowany pod potrzeby korporacji i przemysłu, jak sto lat temu, w epoce kapitalizmu przemysłowego przełomu XIX i XX wieku. Wypuszcza ludzi napakowanych wiedzą, mało kreatywnych, wąsko wyedukowanych „w swojej specjalności”, nie nastawionych na rozwój, lecz na pracę odtwórczą pod czyimś kierownictwem.
Po trzecie, system szkolny to swoistego rodzaju koszary, naszpikowane elementami „więziennymi”: podział czasu na jednakowe jednostki lekcyjne, podział uczniów na jednolite klasy, podział na roczniki, podział szkoły na jednorodne przestrzenie klasowe, dzwonek szkolny, pozwolenie na wyjście z klasy, wymóg ciszy na lekcjach i słuchania nauczyciela, apele, kontrola, odpytywanie, nakazowy tryb zadań, ochroniarze.
Po czwarte, system edukacji nie jest dopasowany do faz rozwoju psychicznego, emocjonalnego i społecznego młodego człowieka. Fazy te to: nauka przez zabawę, nauka przez grę, nauka przez wyczyn i nauka przez służbę. To nic innego jak pedagogika baden-powellowska, czyli skautowa, tak dobrze sprawdzona w XX wieku.
Po piąte, co wynika poniekąd z poprzednich cech, system edukacji jest nudny i prowadzący do bierności. Inicjatywy dzieci – zarówno indywidualne, jak i samorządu uczniowskiego – są w większości ignorowane, torpedowane lub bojkotowane przez „ciało pedagogiczne”. I forma nauczania, i treści powodują, że uczniowie się nudzą. Nauczyciele obciążeni biurokracją, bzdurnymi trzeciorzędnymi obowiązkami i mało zarabiający nie mają ani czasu, ani motywacji do angażowania się ponad minimum, itd. do tworzenia kół zainteresowań.
Po szóste, edukacja jest zunifikowana, taka sama dla wszystkich, niezależnie od miejsca i środowiska, od zainteresowań uczniów, potrzeb lokalnej społeczności, możliwości terenowych, wsparcia środowiska rodziców. Każda szkoła to jakby oddział wielkiej fabryki, produkującej masowy półprodukt, czyli zmiętolonego i znudzonego absolwenta. Prawie żadnej przestrzeni dla indywidualnej ekspresji, zainteresowań, talentów, potrzeb. Wszyscy według jednego programu i schematu. Groza!
Po siódme, w dzisiejszej szkole mamy do czynienia z permanentnym przeładowaniem programowym i upakowaniem zbyt wielu tematów i treści w czasie. Powoduje to gonitwę, by „zdążyć zrealizować program” – bez chwili na dyskusję, na refleksję, na własną (indywidualną bądź zespołową) pracę ucznia i studenta.
Po ósme, system edukacji wykazuje słaby poziom merytoryczny i dydaktyczny. Merytoryczny, ponieważ skrypty i materiały nauczycielskie (albo ministerialne) nie nadążają za postępem nauk. Coraz częściej uczniowie i studenci zawstydzają nauczycieli wiedzą, którą znaleźli w Internecie. Czasem też na ów poziom wpływają małe możliwości sfinansowania pożądanych działań (eksperymentów, wycieczek, projektów) lub słaba baza nowoczesnych pomocy naukowych. Poziom dydaktyczny pozostawia dużo do życzenia, bo leży odłogiem – urzędnicy majstrują przy programach, sposobach oceniania i sprawdzania wiedzy, zamiast szkolić nauczycieli i propagować nowoczesne formy dydaktyczne. Niepodzielnie rządzi, zatem, dalej nauczanie ex catedra. Mało poglądowości, praktycznego „dotknięcia” problemu przez uczniów, samodzielnego rozwiązywania zagadnień i dyskusji.
Po dziewiąte, panuje wciąż, jak za PRL-u, finansowa selekcja negatywna nauczycieli. O tym już pisałem wyżej.
Po dziesiąte, panoszą się biurokracja i tematy zastępcze. Przykładem jest przygotowywanie stosów dokumentacji na tzw. stopnie awansu zawodowego, co pochłania ogromnie dużo czasu kosztem pracy z uczniami i przygotowywania się do zajęć. Co chwilę nauczyciele zwoływani są na nudne i rozwlekłe „rady pedagogiczne”, z których niewiele wynika.
Po jedenaste, rozpanoszył się ogłupiający system testów, wprowadzanych w miejsce prawdziwych zadań egzaminacyjnych. Absolwenci, którzy zdali dobrze testy, w praktycznym działaniu często nie potrafią sobie poradzić.
Po dwunaste, panuje idiotyczna filozofia „średniej ocen” – to się wiąże ze wspomnianym wyżej unifikowaniem – urawniłowką i masówką. System taki nie odzwierciedla talentów oraz predyspozycji uczniów i studentów, nie pozwala im rozwinąć zainteresowań i zdolności, lecz każe zajmować się wszystkim jednakowo, nie pozostawiając czasu na własne pasje. Średnia ocen, tak mocno podkreślana, nie daje prawie żadnej informacji o uczniu, poza tym, w jakim stopniu dopasował się do durnego systemu „średniactwa”. Punktowana jest głównie średnia – zamiast wybitne osiągnięcia w pojedynczych dyscyplinach (przedmiotach), konkursach i projektach, łącznie z działalnością samorządową, społeczną i w spółdzielniach uczniowskich.
Po trzynaste, szkoła skupia się wciąż zbyt mocno na przekazywaniu wiedzy, podczas, gdy jest ona dziś łatwo dostępna. Szkoła nie uczy praktycznych umiejętności życiowych, a powinna przygotować absolwenta do dobrej, skutecznej komunikacji, prowadzenia prezentacji, rozmowy i narady, analizowania informacji, tworzenia i zarządzania budżetem, zakładania firmy, bycia świadomym obywatelem, pracy zespołowej, posługiwania się narzędziami informatycznymi itd. Szkoła powinna uczyć logiki (logicznego myślenia), retoryki (ładnego, zrozumiałego przemawiania), planowania i zarządzania (czasem, projektem), pierwszej pomocy, zaradności, odwagi cywilnej, etyki i odpowiedzialności. Rola nauczyciela zdecydowanie przeistacza się z dostarczyciela wiedzy w mentora, opiekuna, doradcy i organizatora procesu uczenia się.
Po czternaste, system edukacji jest groźnie upaństwowiony – państwo narzuca odgórnie programy, sposób finansowania, doboru kadr, organizację nauczania. Tymczasem to lokalne społeczności, obywatele, rodzice, powinny decydować o swojej szkole, programach, powiązaniach treści nauczania z potrzebami miejscowości, gminy czy regionu. Państwo powinno się wycofać i pełnić rolę mecenasa dla praworządnych i wartościowych inicjatyw obywatelskich, gminnych czy miejskich, dla szkół autorskich, profilowanych, próbujących zaimplementować uznane idee pedagogiczne, choćby Korczaka czy Montessoriego. Powinniśmy mieć wolność i możliwości do pozytywnego eksperymentowania. Wreszcie oddolna, obywatelska organizacja edukacji to element budowania autentycznej demokracji.
4. Wyzwania dla edukacji z perspektywy uznanych autorytetów i młodzieży
Oddajmy głos autorytetom i młodzieży:
Robert Kiyosaki “Spisek bogatych”:
„Kształcimy się, żeby dostać dobrą pracę. W szkole uczą nas, jak pracować dla bogatych, kupować w ich sklepach, pożyczać pieniądze w ich bankach, wkładać pieniądze w ich biznesy poprzez fundusze inwestycyjne i emerytalne (…) Wielu ludziom nie podoba się myśl, że system edukacji ma ich złapać w sieć – sieć spisku bogatych. Ani myśl, że bogaci zmanipulowali nasz system edukacji.”
„Celem fundacji General Education Board było wykorzystanie siły pieniądza nie po to, aby podnieść poziom edukacji w Ameryce, jak powszechnie w tym czasie wierzono, ale aby wpłynąć na kierunek tej edukacji. (…) Jej celem było wykorzystanie szkoły do nauczenia ludzi pasywnego nastawienia i uległości wobec rządzących. Jej celem było – i jest – ukształtowanie obywateli, którzy są dość wykształceni, aby pod nadzorem wydajnie wykonywać swoją pracę, ale nie dość, by kwestionować autorytet władzy bądź dążyć do przekroczenia granicy własnej klasy. Dostęp do prawdziwej edukacji miał zostać ograniczony do synów i córek elity. A pozostali – najlepiej powinni zostać wykwalifikowanymi robotnikami bez żadnych szczególnych aspiracji oprócz chęci cieszenia się życiem.” (G.Edward Griffin cytowany przez Kiyosakiego w „Spisku bogatych”)
Ken Robinson
„Reformom podlegają programy nauczania i ocenianie uczniów, wszystko to zmierza do coraz większej standaryzacji, ale ciągle brakuje zmian w podejściu do samego procesu nauczania. Główne założenie, na którym wszystko to jest oparte, mianowicie, że dobrą pracę można znaleźć przykładając się do podstawowych przedmiotów, a nie do tego, co prawdziwie interesuje ucznia, jest dziś kompletnie nieaktualne. Nikt nie potrafi dziś przewidzieć, jak wyglądać będzie świat za 5 lat, nie mówiąc już o kolejnych 50 i wszystko wskazuje na to, że jedynym sposobem, żeby przygotować dzieci do życia w tym świecie, jest pomóc im rozwinąć swoje naturalne zdolności i talenty.”
Jak młodzież odbiera szkołę?
Oto wyniki dyskusji-sondażu na jednym z forów internetowych w roku 2013. Zgodnie z wypowiedziami młodzieży, szkoła (szkoła jako instytucja, nie jako miejsce prywatnych spotkań) oznacza dla nich:
- nuda
- więzienie
- niewyspanie, zmęczenie
- stres
- przymus, dyscyplina
- zakuwanie
- sprawdziany
- tablica i zeszyty
- ślęczenie nad zadaniami domowymi
- przykrzy nauczyciele
- wagary
- śmieszność
- niewolnictwo
- zakazy i nakazy
- narzucanie sposobu myślenia
Jest to obraz dość przygniatający, ale dziwić młodzieży się nie trzeba.
5. Czemu ma służyć edukacja?
To jest zasadnicze pytanie – o cele edukacji. Bez zdefiniowania jasnego celu edukacja będzie dryfowała, będzie nijaka i szarpana w różne strony.
Kopmeyer:
Każdego ucznia powinno się nauczyć trzech rzeczy:
-
użytecznych faktów, zwłaszcza tych, które da się zastosować w życiu,
-
użytecznego krzesania POMYSŁÓW, czyli kreatywności,
-
komunikowania się i wprowadzania w życie korzystnego postępu.
Głównym celem edukacji jest lub powinno być rozwijanie umysłu.
Henry Ford:
„Celem wykształcenia nie jest napełnienie umysłu człowieka faktami; zadaniem jest nauczyć go, jak ma używać umysłu do… myślenia.”
Według mnie, szkoła powinna uczyć i rozwijać:
- umiejętności krytycznego i kreatywnego myślenia,
- umiejętności komunikacyjnych, prezentacyjnych i wysławiania się,
- umiejętności wyszukiwania i analizy danych oraz kojarzenia,
- umiejętności pracy zespołowej i kierowania zespołem,
- umiejętności świadomego poruszania się w sferze finansów,
- podstawy przedsiębiorczości, samodzielności i samoorganizacji,
- postawy obywatelskie, pro-demokratyczne, pro-państwowe i odwagę cywilną,
- zdrowy tryb życia i odżywiania się oraz dbanie o środowisko,
- odkrywanie własnych talentów i podążanie za nimi.
6. Stara a nowa edukacja
Poniżej porównuję „starą” edukację, czyli tę, która się już przeżyła, choć trwa, z nową, dopasowaną do wyzwań przyszłości:
Stara edukacja | Nowa edukacja |
Szkoła ma tworzyć najlepsze warunki przekazywania wiedzy teoretycznej | Szkoła odzwierciedla prawdziwe życie, tworząc warunki do uczenia się praktycznego |
Szkoła daje „po łapach” za błędy | Jest możliwość bezpiecznego popełniania błędów i zachęta do odważnego eksperymentowania |
Szkoła przekazuje wiedzę, która utrwalana jest w domach poprzez powtarzanie i ćwiczenia | Wiedza zdobywana jest samodzielnie, a w szkole porządkuje się ją i wykorzystuje w praktycznych projektach |
Nauczanie odbywa się w dużych grupach, gdzie część się nudzi, a część nie nadąża | Uczenie się jest procesem indywidualnym i odbywa się na zasadzie indywidualnego podejścia |
Nauczanie odbywa się w klasach tworzonych według podziału wiekowego | Nauczanie odbywa się w spontanicznie dobranych zespołach projektowych |
Władze precyzują, czego mają uczyć nauczyciele | Wspólnota szkolna precyzuje, jak nauczyciele mają prowadzić uczniów w rozwoju |
Rolą nauczycieli jest przekazywanie wiedzy | Rolą nauczycieli jest koordynowanie i inspirowanie indywidualnych procesów uczenia się |
Rolą ucznia jest przyswajanie z góry określonych pakietów wiedzy | Rolą ucznia jest wyszukiwanie wiedzy potrzebnej do wykorzystania |
Rolą ucznia jest przyswajanie wyznaczonej wiedzy | Rolą ucznia jest rozwijanie zdolności i talentów oraz tworzenie nowych rozwiązań |
Stara edukacja | Nowa edukacja |
Nagradzane są posłuszeństwo, dyscyplina i zgadywanie, co ma na myśli nauczyciel | Nagradzane są kreatywność, innowacje, osiągnięcia naukowe i praktyczne |
Celem nauki jest zaliczenie | Celem jest znajdowanie własnej ścieżki rozwoju |
Pakiety wiedzy są dla wszystkich jednakowe | Pakiety wiedzy są dostosowane do indywidualnego rozwoju i potrzeb wynikających z projektów |
Rytm i harmonogram dyktowany przez nauczyciela | Uczeń samodzielnie decyduje o tempie i rytmie uczenia się |
Szkoła uczy osoby w określonym wieku | Szkoła uczy przez całe życie |
Uczeń ma dostęp do wyznaczonych nauczycieli | Uczeń ma dostęp do osób doświadczonych w dziedzinie |
Szkoła uczy bierności, niewychylania się, przytakiwania | Szkoła uczy pozytywnego krytycyzmu, dyskusji, aktywności |
Szkoła to wyścig indywiduów | Szkoła uczy pracy zespołowej |
Na koniec semestru oblicza się średnią ze stopni | Na koniec semestru uczeń decyduje, czy chce mieć lepszą ocenę i uzgadnia formę z nauczycielem |
Szkoła nie partycypuje w życiu lokalnym czy biznesowym | Szkoła proponuje projekty w łączności z lokalną społecznością i biznesem |
Uczeń/student ma niewiele do gadania | Uczniowie, studenci, nauczyciele i rodzice uzgadniają sprawy |
Uczeń jest maszyną do wkuwania | Uczeń jest poszukiwaczem i odkrywcą |
Nauczyciel jest autorytetem formalnym i władcą | Nauczyciel jest przyjacielem i pomocnym opiekunem |
7. Całkowicie nowy projekt
Z powyższych rozważań wyłania się całkowicie nowy, wręcz rewolucyjny kształt edukacji na miarę „trzeciej fali” i trzeciego tysiąclecia, na miarę naszych aspiracji i marzeń. Opiszę go dziewiętnastoma hasłami, które razem dają pogląd na to, jak ważne i wielkie zadanie stoi przed nami. To będzie wspaniała przygoda, móc budować taki właśnie system edukacji – sądzę, że w najbliższym czasie zbiorą się ludzie, którzy dysponują razem wystarczającą mądrością i energią, aby to zrobić. Ja zgłaszam akces do takiego zespołu!
Nowa edukacja to:
1) Właściwe cele – By świat uczynić lepszym! By każdy mógł dojść do czegoś zgodnie ze swoim sumieniem, zainteresowaniami, talentami, mając poczucie, że jest członkiem społeczności budującej przyjazna tkankę i swoją wielkość!
2) Mądrość zamiast wiedzy – stawianie na rozsądek, rozum i myślenie, w miejsce dotychczasowego wkuwania faktów! Do dziś pamiętam, gdy w liceum (cztery lata nauki!) mieliśmy raz zastępstwo na lekcji historii, na której nie znana nam nauczycielka tak ciekawie opowiedziała o genezie epoki zwanej Odrodzeniem, że poczułem wiatr historii, jej logikę i sens. Jedna lekcja na cztery lata!
3) Indywidualizacja – tak jak w handlu postępuje tzw. customizacja, czyli dopasowanie towaru bądź usługi do moich indywidualnych życzeń klienta, tak każdy klient systemu edukacji powinien mieć prawo indywidualizować swój tryb nauki! Każdy ma swoje tempo, swoje zainteresowania, predyspozycje – każdy jest inny!
4) Uczenie jak się uczyć – chodzi o opanowanie narzędzi i sposobów pracy umysłowej, bo to zawsze się przyda – wiedza się zmienia, umiejętności narzędziowe pozostają! Uczenie się wyszukiwania informacji, analizy, opracowywania jej, weryfikowania i też rytmu nauki.
5) Projekty – nauka powiązana ma być z życiem, z otoczeniem, z autentycznymi problemami, czyli ma być praktyczna i uczyć jak praktycznie rozwiązywać owe problemy, używając wiedzy i mądrości. Dla mojej rodziny symbolem połączenia praktycznej wiedzy i umiejętności jej wykorzystania był bohater serialu, McGyver.
6) Zespołowość i współpraca – robimy coś wspólnie z innymi a nie rywalizujemy. Synergia, filozofia wygrana-wygrana, wzajemne wspieranie się i powściąganie własnego ego dla dobra wspólnego – o to tu chodzi!
7) Rozwój talentów – zdobycie Mont Everestu jest wielokrotnie cenniejsze niż średnia 5 z wszystkich ocen! Zatem koniec ze średnimi ocen! Punktujmy osiągnięcia, odkrycia, wynalazki, innowacje, inicjatywę, zaangażowanie i efekty!
8) Interdyscyplinarność – uczmy widzieć szeroko, kojarzyć rozmaite dziedziny i spojrzenia na te samą kwestię; uczmy całościowego patrzenia na zagadnienia. Do dziś nie mogę np. wyjść ze zdziwienia, dlaczego w mojej, polskiej szkole przy temacie grawitacji nie poruszano zagadnień zakrzywienia czasoprzestrzeni, związanych z tym teorii matematycznych naszego rodaka Stefana Banacha, teorii Einsteina, najnowszych odkryć astrofizyki oraz badań nad nieważkością. Przykłady „poszufladkowania” można by mnożyć!
9) Autorskie szkoły, klasy, programy – kiedyś to istniało, ale dziwnie wyparowało. Taki autorski program dla klasy może napisać grupa rodziców, nauczyciel, jakieś stowarzyszenie – bo jest grupa, która chce i się ty interesuje, bo to obywatele oddolnie powinni decydować jak i czego będą się uczyć ich dzieci. Ach, jak można by zaszaleć!
10) Nauczanie zdalne, rozproszone, multimedialne – po prostu wykorzystajmy możliwości, jakie dają nowoczesne środki komunikacji, w tym głównie Internet!
11) Podważanie starych dogmatów – dajmy uczniom i studentom prawo głosu. Niech kwestionują stare prawdy i dogmaty. Niech odkrywają nowe światy.
12) Brak ławek i rzędów – znieśmy układ feudalny „mędrzec na katedrze kontra głuptaski w ławkach”, układ, który jest dziś groteską i blokadą. Zróbmy przestrzeń, otwórzmy się na dyskusję, usiądźmy razem w kręgu lub pójdźmy razem w świat. Niech nauka będzie przeżyciem wspólnotowy, doświadczeniem dynamiki i swobody!
13) Mentor, tutor, coach, promotor – taka jest prawdziwa rola nauczyciela w trzecim tysiącleciu naszej ery. To nie pan i władca, sędzia i egzekutor, lecz przyjaciel, dający rady, wsparcie, inspiracje, zadający trudne i ważne pytania!
14) Finansowanie idące za uczniem, studentem i efektami – ileż by to dało oszczędności! To przecież z naszych, podatników, pieniędzy jest finansowana edukacja. Powinniśmy mieć większy wpływ na jej finansowanie oraz powinno to być całkowicie przejrzyste.
15) Wolna profesura – to cecha prawdziwie autonomicznych uczelni i szkół, to odblokowanie kolejnych barier w rozwoju i edukacji. Lokalne i zawodowe środowiska wiedzą dużo lepiej niż centralni urzędnicy, kto zasługuje na profesurę lub jakikolwiek inny tytuł.
16) Demokracja szkolna – zróbmy ze szkoły prawdziwy poligon demokracji. W określonych ramach, z określonym podziałem ról. Wciąż chodzi o to samo: o podmiotowość, o szacunek i otwarcie się na drugą stronę – na uczniów i studentów – by miała poczucie, że coś może, że jest brana poważnie, że ma wpływ na swój rozwój i na swoje życie!
17) Edukacja przez całe życie – wciąż trzeba się dokształcać, bo świat się zmienia i jest ciekawy! Dziś edukacja nie kończy się na maturze czy egzaminie magisterskim. Dlatego trzeba stworzyć system dokształcania się aż do wieku emerytalnego.
18) Docenianie mądrości, umiejętności rozwiązywania zadań i problemów, zaangażowania, odkryć, inicjatywy – zamiast ocen z testów! Testy ogłupiają. Zamiast nich powinny być zadania, projekty, praktyczne sprawdziany umiejętności, prace na zaliczenie – prace artystyczne, literackie, muzyczne, techniczne, fotograficzne, informatyczne, społeczne, dosłownie wszelkie, które wynikają z programu nauki i postulatu praktyczności.
19) Praktykowanie wartości i zasad – czyli dobry przykład (nauczycieli), nagradzanie postaw dobrych i dystansowanie się od niewłaściwych, system rozpatrywania skarg, rozwiązywania sporów i konfliktów, propagowanie wzorców godnych naśladowania – zamiast samowoli, chaosu i wyścigu szczurów!
8. Od czego zacząć?
Myślę, że trzeba zacząć od swoistego sojuszu nauczycieli z uczniami i profesorów ze studentami, od zwykłego zaprzyjaźnienia się i ustawienia „ramię w ramię” w kierunku wspólnego celu. Taką postawę wspaniale ilustruje Kevin Spacey, grający nauczyciela w pewnym filmie…
Nauczyciel (w roli tej Kevin Spacey) z filmu „Podaj dalej” mówi do 7 klasy:
„Prowadzę tak zwane środowisko, mam wam wpajać wiedzę o świecie. Nawet, jeżeli świat zewnętrzny was nie interesuje, i tak w końcu się z nim zderzycie. Więc lepiej zacznijcie o nim myśleć już dziś. Co dla was oznacza reszta świata? No, wyślijcie się. Chcecie zwiać tylko z tej lekcji, czy także ze swojego domu i dzielnicy? A może ktoś chce zawędrować nieco dalej?
Zapytam inaczej – jak często myślicie o świecie poza tym miastem? Oglądacie dzienniki? Nie? Rozumiem, jeszcze nie myślimy globalnie. Dlaczego? – Bo mamy 11 lat.
Słusznie. Może Trevor ma rację. Czemu mamy myśleć o świecie? Czego świat oczekuje od nas? Na przykład od ciebie. Czego świat oczekuje od ciebie? – Niczego.
Niczego. Kochani, on ma rację – niczego. Nie macie prawa jazdy ani prawa głosu. Musicie prosić o pozwolenie pójścia do łazienki, jesteście uwięzieni w siódmej klasie. Ale to się zmieni. Kiedyś będziecie wolni.
A co będzie, jeśli wtedy się okaże, że nie jesteście przygotowani do życia, a istniejący stan rzeczy wam nie odpowiada; jeśli wtedy świat będzie do bani? – To leżymy.
Chyba, że weźmiecie wszystko, co wam się nie podoba, i kopniecie to w dupę. (Nie cytujcie tego rodzicom.)
A możecie zacząć już dziś. Zmienić świat. To wasze zadanie nieobowiązkowe. Zadanie na cały rok. – Łeeee…
No, co was wkurza? W czym rzecz? – To jakby chyba… dziwne, zbzikowane, trudne, nudne…
Nudne, trudne, ale chyba wykonalne, możliwe.
Gdzie w ludzkim ciele jest królestwo możliwości? Każdy je ma. Tutaj (pokazuje głowę). Więc dacie radę. Możecie zadziwić świat, albo siedzieć bezczynnie i pozwolić, aby wasze mózgi uległy atrofii.”
Ta krótka mowa nauczyciela do dzieci niesie ogromnie cenny ładunek wskazówek:
- Kiedyś zderzycie się ze światem, więc lepiej się do tego przygotować;
- Świat się wami nie interesuje, jesteście traktowani niepoważnie i bez praw;
- Wiele rzeczy jest do poprawienia i trzeba je zmieniać, będąc przygotowanym;
- Weźcie świat w swoje ręce i zacznijcie go zmieniać;
- Macie ogromne możliwości i możecie zadziwić świat.
Opisana scena z filmu, choć gorzka w swojej wymowie, jest optymistyczna – to od nas zależy, jaki będzie każdy z nas, jaki będzie kształt szkoły, systemu edukacji, całego państwa.
Trzeba zaprojektować od nowa system edukacji, a potem go krok po kroku, konsekwentnie, cierpliwie wdrażać – ewolucyjnie, korygując, wsłuchując się w głosy dzieci, młodzieży i rodziców.
Na pewno trzeba:
- Zmienić regulacje legislacyjne i prawne;
- Stworzyć ramy, w których rozwijać się będzie „wolny rynek” instytucji edukacyjnych, programów i koncepcji;
- Zmienić system finansowania edukacji – pieniądz powinien iść za uczniem oraz za osiągnięciami;
- Zmienić sposób kształcenia i przygotowywania nauczycieli oraz przedefiniować ich rolę w kierunku animatorów, mentorów, tutorów, katalizatorów procesu edukacyjnego;
- Odbiurokratyzować edukację i zlikwidować co najmniej dwie trzecie aparatu urzędniczego edukacji;
- Przywrócić prawdziwe sprawdzanie umiejętności rozwiązywania problemów, zadań i zagadnień – zlikwidować testy;
- Odejść od filozofii „średniej ocen” na rzecz promowania talentów, zainteresowań, inicjatywy, osiągnięć i współpracy;
- Zwiększyć nakłady w budżecie państwa na edukację;
Dr Aleksander Kisil
Wypowiedz się
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.