Dla wielu kredytobiorców i pracowników banków z polskim kapitałem nie jest tajemnicą, że Komisja Nadzoru Finansowego jest przestępczą instytucją państwową, która chroni uprzywilejowane prawa banków z kapitałem zagranicznym, a jednocześnie niszczy bezprawnymi przepisami i kontrolami banki spółdzielcze i inne polskie. Ta instytucja powinna być rozwiązana, zatrudnieni pracownicy powinni mieć zakaz pracy przez 5 lat, a ludzie na stanowiskach kierowniczych 10 lat, niezależnie od rzetelnego śledztwa i osądzenia.
Interesującym jest to, czy dochodzenie kilku różnych instytucji patrzących sobie „nawzajem na ręce”, przedstawione w poniższym artykule będzie:
- proforma z dużą ilością medialnego szumu, przewlekłym procesem i wyciszeniem sprawy ?
- pół proforma z nagłośnieniem sprawy i skazaniem kilku „płotek” niskiego i średniego szczebla na kary więzienia, a za milczenie będą dobrze opłacone ?
- na poważnie – co oznacza uczciwe śledztwo i skazanie dużej liczby osób zaangażowanych w ten proceder przestępczy, w tym dysponentów z wysokich szczebli władzy i zagranicznych banków oraz reprezentujących ich związków ?
Trzecia możliwość jest nieprawdopodobna, ponieważ „nawet osioł obładowany złotem przewróci każdy paragraf i regułę prawną”, co w Polsce dzieje się niezmiennie od początku transformacji w patologicznym systemie prawnym, nadrzędnym do polskiego prawa i Konstytucji. Więc rozważać należy dwa pierwsze warianty.
Zapowiedź mamy też w samym artykule pt. „Kominiarki w KNF” z portalu gazety finansowej, gdzie wskazany jest dla naiwnych kierunek rosyjskich „szpiegów”, zgodny z kampanią rusofobii i łatwym wytłumaczeniem w przyszłości, że Rosja nie chciała dać danych z „ruskiego serwera” tak jak nie chce nam oddać „wraka smoleńskiego”. Jest to stała melodia zachodnich kolonizatorów, że wszystko co się dzieje w Polsce źle, to winne WSI, KGB, FSB lub Rosja i jej agenci w Polsce, których jest pełno. Czyli zgodnie z zasadą: „złodziej krzyczy najgłośniej, łapać złodzieja” !
Komentarze, internautów poniżej jednoznacznie komentują tekst i autora, natomiast zaistniałe fakty wszczęcia dochodzenia w tej ważnej i bezkarnej do tej pory sferze są istotne.
Redakcja KIP
Kominiarki w KNF
Dwa zespoły CBA, oficerowie ABW, kontrolerzy NIK, kilka prokuratur. Szeroko zakrojone działania zaczynają odkrywać coraz większe nieprawidłowości w Komisji Nadzoru Finansowego. Śledczy wpadli na ślady systemowej korupcji, działania ramię w ramię z gangsterami, a nawet szpiegostwa.
Zainteresowanie CBA skupia się na sprawie upadku Spółdzielczego Banku Rzemiosła i Rolnictwa w Wołominie, szerzej znanego jako SK Bank.
Do niedawna był to zdecydowanie największy i najprężniej rozwijający się bank spółdzielczy w Polsce. Pod względem zgromadzonych funduszy i udzielanych kredytów mógł nawet rywalizować z niektórymi bankami komercyjnymi. Do czasu.
Jego nagły upadek nie był jednak dziełem przypadku ani też złych inwestycji czy niespłacanych pożyczek. Jak wynika z informacji, do których dotarła „Gazeta Finansowa”, był to wynik współdziałania szemranego biznesmena wywodzącego się z wojskowych służb specjalnych oraz zaprzyjaźnionych z nim urzędników. Chodzi o Dariusza U. ps. „UZI” – byłego żołnierza Wojskowych Służb Informacyjnych. Obecnie prowadzi on kilkanaście różnych firm.
Duży bank spółdzielczy był dla niego idealnym celem. Został partnerem życiowym wiceprezes odpowiedzialnej m.in. za politykę kredytową. To dało mu właściwie nieograniczony dostęp do pieniędzy. Jednak dobra passa nie trwała długo.
Pracownicy oddziałów zaczęli alarmować, że nakazuje im się wypłacanie wielomilionowych kredytów, które są źle zabezpieczone i już na pierwszy rzut oka wiadomo o nich, że nie będą nigdy spłacone. Szybkie sprawdzenie pokazało, że alarmistyczne sygnały są całkowicie uzasadnione i prezes Jan Bajno zwrócił się do rady nadzorczej, by ta odwołała z zarządu przyjaciółkę pana „UZI”.
Ten jednak nie miał zamiaru się łatwo poddawać.
Informacje, które trafiły do śledczych i CBA rysują historię spisku pomiędzy nim a urzędnikami Komisji Nadzoru Finansowego.
Plan był prosty.
Departament zajmujący się nadzorem nad Bankami Spółdzielczymi wszczyna kontrolę, znajduje nieprawidłowości i nakazuje wprowadzenie planu naprawczego.
Ten z kolei jest później odrzucany, co
- daje pretekst do wprowadzenia zarządu komisarycznego, a
- następnie sprzedaży banku z góry upatrzonym nabywcom.
W materiałach, do których dotarła „Gazeta Finansowa”, jest odręcznie napisana kartka, z wytycznymi dla urzędników KNF, którzy weszli z pierwszą inspekcją do SK Banku.
To dziewięć punktów, które brzmią np. tak:
„Kontrola ma pokazać, że przepisy wewnętrzne obowiązujące w SK Banku są niezgodne, wadliwe lub sprzeczne z obowiązującymi regulacjami prawa bankowego.
Kontrola ma wykazać złe merytoryczne przygotowanie pracowników banku oraz stosowanie dowolnej interpretacji przepisów bankowych.
Podczas kontroli kierować się subiektywnymi lub negatywnymi opiniami”.
I takie właśnie wyniki kontrolerzy przedstawili. Nakreślony przez „UZI” scenariusz realizował się w szybkim tempie.
Nagle jednak plany się posypały. Spiskowcy nie wzięli jednego pod uwagę – psychologii tłumu.
Kilka miesięcy wcześniej mieszkańcy podwarszawskich miejscowości obserwowali upadek pozornie potężnego SKOK Wołomin.
Widzieli, że niedługo po wprowadzeniu zarządu komisarycznego Kasa zbankrutowała. I uznali, że najbezpieczniej będzie natychmiast wycofać swoje pieniądze.
Tego nie mógł przetrwać żaden bank.
Zaroiło się od czarnych
Tą sprawą zajmuje się jeden z przysłanych do KNF zespołów CBA.
Jednak SK Bank wzbudził też zainteresowanie Biura także z innych powodów.
Delegatura w Katowicach sprawdza politykę kredytową firmy. Głównie właśnie w związku z „UZI”.
Teraz analizują dokumenty dotyczące dziwnych wycen nieruchomości, które miały być zabezpieczeniem. Znaleziono teraz dziesięć takich przypadków, wszystkie robiła zewnętrzna firma Iwony R. – wskazanej przez jednego z podległych partnerce „UZI” pracowników. – Jedna nieruchomość potrafiła mieć wartość 3 mln zł, a kilka dni później już wyceniano ją na 30 mln zł – mówi „Gazecie Finansowej” osoba znająca szczegóły sprawy.
Jednak to nie wszystko.
Niejako dodatkowo funkcjonariusze Biura sprawdzają, czy bank nie służył do nielegalnego finansowania polityków Platformy Obywatelskiej. Niepotwierdzone jak dotąd poszlaki wskazują na powiązaną osobowo przez pewien czas z bankiem fundację „Od pokoleń dla pokoleń”.
Podczas śledztwa zaczęły też wychodzić inne sprawy, równie ciekawe dla Biura. Do CBA trafiły m.in. informacje, że w jednym z departamentów z tzw. wsparcia logistycznego jego dyrektor stworzył na wpół oficjalny „łapówkowy fundusz zakładowy”, do którego każdy musiał wpłacać 10 proc. uzyskanych nielegalnie korzyści.
Z tych pieniędzy kilka razy w roku (najczęściej w okolicach Wielkanocy i Bożego Narodzenia) organizowane były wystawne imprezy wyjazdowe dla całego działu. I to naprawdę wystawne – z najlepszymi alkoholami, wykwintnymi potrawami i specjalnie sprowadzonymi na tę okazję prostytutkami.
Również w innych departamentach urzędnicy dobrze sobie radzą.
Oto fragment ustaleń CBA o ważnej osobie z Departamentu Licencji Ubezpieczeniowych i Emerytalnych KNF:
„ (…) ma praktycznie nieograniczony dostęp w swoim Departamencie do bazy danych o pytaniach egzaminacyjnych na brokerów ubezpieczeniowych. Państwowa Komisja Egzaminacyjna ds. brokerów ubezpieczeniowych korzysta z tej bazy danych, otrzymując zestawy pytań i odpowiedzi na organizowane przez UKNF egzaminy. (…) w zamian za kwoty od 500 do 1000 zł przekazuje za pośrednictwem narzeczonego oraz (…) zestawy egzaminacyjne osobom, podchodzących do egzaminów na brokerów ubezpieczeniowych i chcących je zaliczyć w pierwszym podejściu.
Tą samą drogą otrzymuje kwoty od 2000 zł do 5000 zł w zamian za niepodejmowanie kontroli i niewszczynanie postępowań administracyjnych skutkujących nałożeniem kar pieniężnych przez KNF w stosunku do brokerów ubezpieczeniowych łamiących przepisy prawa o działalności ubezpieczeniowej i pośrednictwie ubezpieczeniowym w postaci np. braku ważnej polisy ubezpieczeniowej”.
– Zaroiło się od czarnych.
Szef zwiał na zwolnienie lekarskie, Kwaśniak na wszystkich wrzeszczy, a Jakubiak blady i nie gada z nikim.
Atmosfera nie do wytrzymania – mówi w rozmowie z „Gazetą Finansową” jeden z pracowników departamentu nadzorującego banki spółdzielcze i SKOK. Faktycznie, obecnie w siedzibie KNF na Placu Powstańców Warszawy przebywa siedmiu funkcjonariuszy z Delegatury Lubelskiej CBA, kolejnych siedmiu z Katowickiej i ekipa kontrolerów z NIK. Wszyscy żądają dostępu do tych samych dokumentów, plombują szafki i wynoszą segregatory i pudła z danymi.
Szpiedzy Kremla
Tuż przed wakacjami do Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego trafiły alarmujące informacje. Pomimo ich stałego monitoringu i zabezpieczeń kontrwywiadowczych, w KNF przez lata działało przynajmniej czterech rosyjskich szpiegów. I to tylko w jednym departamencie.
Poufne informacje o naszym rynku finansowym, bankach, giełdzie i innych kluczowych instytucjach codzienne trafiały za wschodnią granicę. I to bez żadnych opóźnień. Agenci raportowali na bieżąco, nawet nie opuszczając swoich stanowisk pracy. Używali nawet do tego swoich służbowych komputerów. Taka sytuacja teoretycznie nie powinna mieć miejsca. Systemy teleinformatyczne Komisji są stale chronione przez system Arakis-gov – stworzony i monitorowany przez Rządowy Zespół Reagowania na Incydenty Komputerowe CERT.GOV.PL.
Jednak to bardzo dobre i niezawodne oprogramowanie miało – jak się okazuje – jedną krytyczną lukę. Jego działanie polega na monitorowaniu przesyłu danych, które są wysyłane i pobierane przez dany komputer.
Nikt jednak nie wpadł na to, że informacje mogą być przekazywane… bez ich przesyłania. A tak właśnie działała czwórka szpiegów. Wszyscy oni mieli założone konta pocztowe na rosyjskich serwerach. Po zalogowaniu się na nie z komputerów służbowych KNF, swoje raporty wpisywali w treści wiadomości, której nie wysyłali. Zapisywała się ona tylko jako „kopia robocza”. Następnie na to samo konto pocztowe logował się już zupełnie inny człowiek siedzący po drugiej stronie granicy i tę „kopię roboczą” odczytywał.
Wiadomość przekazana, ale przesyłu danych nie ma.
System Arakis-gov więc milczy jak zaklęty. Ostatecznie na trop trafiło CBA. Wśród pozyskanych przez Biuro informacji o różnych nieprawidłowościach w urzędzie znalazły się doniesienia w tej sprawie.
Jako że szpiegostwo to działka ABW, to właśnie im przekazano sprawę. Informacje mówiły o czterech urzędnikach w jednym departamencie, ale to nie znaczy, że inne działy są czyste. Pierwszym zadaniem Agencji było więc sprawdzenie, jak głęboko sięga zdrada. Nie wszystko poszło jednak po myśli służb.
Na przełomie lipca i sierpnia 2016 r. w specjalnym pomieszczeniu KNF przystosowanym do bezpiecznego prowadzenia najtajniejszych rozmów o klauzuli ściśle tajne, przy ul. Jasnej 12, delegacja trzech oficerów ABW spotkała się z przewodniczącym KNF Andrzejem Jakubiakiem oraz kilkoma pracownikami urzędu m.in. naczelnikiem wydziału Robertem Suwałą i zastępcą dyrektora Dariuszem Łazarem.
Oficerowie przekazali część swoich podejrzeń i zażądali pełnego współdziałania od urzędników. Tym nakazano dokładne sprawdzenie systemu i przede wszystkim sprawdzenie, kto logował się na skrzynki mailowe z końcówką „.ru”.
Oczywiście zobowiązano ich też do zachowania pełnej tajemnicy.
Niestety, te informacje były tak szokujące dla – nieprzeszkolonych przecież w tajnych operacjach – urzędników, że z dużym przejęciem jeszcze rozmawiali przez chwilę o sprawie, wychodząc z bezpiecznego pokoju. Korytarze dużej instytucji nigdy nie są puste, więc trudno się dziwić, że tak sensacyjne wiadomości szybko zaczęły krążyć po budynkach KNF.
Trudno jeszcze stwierdzić, czy wyrządziło to poważniejsze szkody całej operacji. Polowanie na zdrajców wciąż trwa, a dowodów wieloletniego działania na rzecz Moskwy nie będzie im łatwo ukryć.
Wybrane komentarze
HAHAHAHAHA. Zwłaszcza ten fragment o domenach “.ru”. Czy wy nas macie za kretynów? Albo inaczej, czy macie za kretynów rosyjskich szpiegów? A to tak trudno kupić domenę nie “.ru” jak się jest Rosjaninem?
Wina pajaca Michała Boniego. On te wszystkie Arakisy Powymyslał.
kiedy wezmą się za KNF, za brak nadzoru nad rynkiem kapitałowym w ogóle? to co wyprawiał w swoim interesie ekonomicznym jeden z byłych szefów GPW powinno być karane więzieniem.
Pracuje w firmie: Vitelco kalfsvlees
Co w tym dziwnego 25 lat bezprawia . Prawo tylko dla biedoty . Róbta co chceta . Ja nie o take Polske walczylek . Dla tego 25 lat bezprawia wychodowalo jak grzyby po deszczu penerow stada . Kto mial sie za to wziasc Berlin i Tusk chyba sobie jaja robicie
SGH Warsaw School of Economics
Tak głupiego artykułu w Gazecie Finansowej dawno już nie czytałem – to nawet nie nadaje się na kanwę powieści kryminalnej. A już stwierdzenie, że zapis wersji roboczej e-maila na rosyjskim serwerze pocztowym nie jest przesyłaniem danych świadczy tylko o jednym – autorze artykułu idź do innej roboty – bo nie znasz się i piszesz bajki
Złodzieje, a nie żaden KNF rozliczyć tych cwaniaków a na czele Jakubiaka Sztab banksterow
KOSZTOWNA ATRAPA NADZORU . WG. MNIE JEST TO SZTAB BANKSTERÓW , KTÓRY NIE WYKONYWAŁ OD LAT USTAWOWYCH OBOWIĄZKÓW . Wszystkich odpowiedzialnych za KOSMICZNE BANKOWE BEZPRAWIE DO PAKI .
Opublikowano za: http://gf24.pl/wydarzenia/kraj/item/322-kominiarki-w-knf
Wypowiedz się
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.