Tytuł publikacji może nieco mylić – nie będzie to “bankowy pudelek”. Prezentowane poniżej informacje to nie plotki, tylko żywe fakty z krajowego bankowego podwórka; aczkolwiek mało znane i nigdy nie poruszane w debatach na temat sektora finansowego. Wchodząc głębiej w sekrety tej branży pragnę wykazać, jak bardzo banki oderwały się od swojej, wytyczonej przez nasze państwo, roli. I jak niesłusznie wciąż traktujemy je jako “instytucje publicznego zaufania”.
Na początek oddajmy głos prezesowi ZBP Krzysztofowi Pietraszkiewiczowi, który przypomina zapominalskim, jaka jest rola banków w Polsce i naszej gospodarce. Oto fragment notatki PAP z przebiegu X Kongresu Ryzyka Bankowego, który odbył się w Warszawie, w dniu 27.10.ub.r.
Prezes Związku Banków Polskich przekonywał, że polska bankowość to wspólne dobro, zarówno osób obecnych na sali, ale także 38 mln obywateli. Dodał także, że od kondycji sektora bankowego zależy wzrost kapitałowy nie tylko banków i inwestorów, ale przede wszystkim możliwość finansowania rozwoju polskiej gospodarki. “Rolą banków jest służenie Polakom i polskiej gospodarce” – podkreślał Pietraszkiewicz.
Co prawda pierwsza część cytowanej notki PAP, to typowy ciężkostrawny bełkot a’la Związek Banków Polskich, za to część druga – podkreślona fraza – to czysta prawda i przyczyna, dlaczego banki ze strony państwa uzyskały tak wiele przywilejów, niedostępnych dla przedsiębiorców w żadnej innej dziedzinie.
Gołym okiem widać tu jednak znaczącą niespójność. Przecież prawie wszystkie banki są sprywatyzowane, wszystkie największe – poza PKO BP – należą do zagranicznych właścicieli. Jak powyższe połączyć z działaniem tychże wyłącznie w celu wspierania polskiej gospodarki? Przecież to jakiś absurd! Zresztą – nie uprzedzajmy wypadków…
Przyjrzyjmy się bliżej niektórym, zagranicznym właścicielom “polskich” banków.
Utracona cześć rodziny B.
Ciekawostka nr 1. Czy wiesz, że jeden z największych banków w Europie to firma rodzinna? Bank ten, działający w ponad 40 krajach na całym świecie, jest pod pełną kontrolą rodziny B. (to obywatele jednego z krajów Zachodniej Europy). Ten międzynarodowy gigant w swojej grupie finansowej posiada także bank działający w Polsce. Rodzina B. to – jak się domyślasz – obrzydliwie bogaci ludzie. Co wcale nie przeszkodziło w tym, że zdobyli oni złą sławę jako niechlubni uczestnicy kilku głośnych afer finansowych, w tym afery Falcianiego.
O co chodziło w tej aferze? Szwajcarski oddział banku HSBC doradzał możnym tego świata, jak ukryć pieniądze, aby uniknąć opodatkowania we własnym kraju. Na liście klientów ujawnionej przez Herve Falcianiego (informatyka pracującego w HSBC, który udostępnił w 2008 roku dokumenty bankowe w tej sprawie) znajdowali się m.in. liczni członkowie rodziny B.
Wśród klientów banku HSBC, zamieszanych w aferę Falcianiego nie brakowało tzw. “typów spod ciemnej gwiazdy”. W tym doborowym gronie znaleźli się m.in. handlarze narkotyków, dyktatorzy, udziałowcy biznesu związanego z handlem “krwawymi diamentami”, handlarze bronią, w tym także dostawcy broni dla dzieci-żołnierzy w Afryce.
Narzuca się następujące pytanie, które kieruję wprost do prezesa Pietraszkiewcza: Czy rodzina B., która w swojej ojczyźnie wsławiła się podatkowymi oszustwami na wielką skalę, może jednocześnie prowadzić działalność w naszym kraju, której głównym celem jest “służenie Polakom i polskiej gospodarce”?
Wojenko, cóżeś ty za pani, że idą za tobą bankowcy malowani …
Ciekawostka nr 2. Czy wiesz, że właściciel jednego z polskich banków to korporacja, która finansowała dojście Hitlera do władzy, dotując fundusz wyborczy nazistów milionami marek? Ta sama korporacja finansowała także “niemiecki cud gospodarczy”, dzięki czemu Niemcy stały się potęgą militarną i mogły rozpocząć II wojnę światową.
Być może więc, jak Polska będzie szykować się do wojny, mamy pod ręką sprawdzonego partnera! Ale może “służenia polskiej gospodarce”, o którym wspomina prezes ZBP, nie należy aż tak bardzo zawężać? Taka jest przynajmniej moja opinia w tej kwestii.
Tak na zupełnym marginesie – gdyby nie kasa z Wall Street, Hitler skończyłby pewnie żywot w zakładzie dla czubków i nikt by o nim dziś nie pamiętał. Stało się inaczej. II wojna światowa, która pochłonęła ponad 60 mln ofiar nie doszłaby do skutku, gdyby nie finansowanie Hitlera przez amerykańskich bankowców. Ale żeby było sprawiedliwie: w trakcie działań wojennych bankowcy z Wall Street finansowali… obie strony konfliktu . Wojna to bowiem jeden z najbardziej intratnych biznesów. Wystarczy tylko podsycać ogień pomiędzy walczącymi i pilnować, aby nie brakło im kasy na prowadzenie działań wojennych.
Może uznasz, czytelniku, że cofając się do historii sprzed kilkudziesięciu lat, za daleko odjechałem od tematu? Wszak miało być o obecnym działaniu sektora bankowego w Polsce.
Było to posunięcie zamierzone: chyba nawet prezes Pietraszkiewicz nie wierzy, że zagraniczny właściciel polskiego banku w jakikolwiek sposób będzie się przejmował stanem polskiej gospodarki. Wszak to z założenia totalna bzdura. Historyczne doświadczenia jasno dowodzą, że “ten typ tak ma”: każde działanie, które może przynieść chciwym, zagranicznym bankierom konkretny zysk jest warte zainteresowania. Także jeśli trzeba sprowokować konflikt zbrojny na międzynarodową skalę.
Misiu, gdzie się podziała nasza kasa?
Czy w tej sytuacji uważasz, że twoje oszczędności pozostawione w niby-polskich bankach są bezpieczne? Ja mam zgoła odmienne zdanie. Musimy bowiem pamiętać, że gdzieś tam na samej górze danej instytucji finansowej stoją goście, którzy patrzą na swój polski oddział wyłącznie pod kątem, ile gotówki można z tego banku wyciągnąć.
W obecnych realiach, tak to właśnie wygląda. Wszystkie największe banki, poza PKO BP, transferują kasę za granicę. A nie są to małe środki. Szczegóły na ten temat znajdziemy m.in. w publikacji z money.pl z listopada 2015 r.: “W ciągu 15 lat aż 60 mld zł z zysków banków trafiło do inwestorów. (…) Z tego około 54 proc. – za granicę”.
Może nie byłoby warto kruszyć kopii o tę kasę, wypłaconą w formie dywidend, gdyby nie fakt, że bankowość kreatywną księgowością stoi. Zawyżanie w sztuczny sposób dochodów jest przez banki stosowane nagminnie. Jest to możliwe i niezbyt trudne dzięki mechanizmowi MSR 39: banki mogą do rachunku zysków i strat wpisywać wirtualne zyski z niespłacanych kredytów. Znaczy się, wypłacane dywidendy pochodzą w istotnej części nie z wypracowanych przez zagraniczne banki zysków, tylko z naszych oszczędności. Powyższe ma miejsce za pełną wiedzą i aprobatą Komisji Nadzoru Finansowego.
Porozmawiajmy o prezesach…
Bank, jak ryba: psuje się od głowy. Dlatego, pewnie nie tylko w mojej opinii, członkowie zarządów banków, a przede wszystkim prezesi tychże powinni być osobami nie tylko o odpowiedniej wiedzy, ale także – nieskazitelnymi moralnie. Wszak bank to instytucja publicznego zaufania, co częstokroć podkreśla prezes Krzysztof Pietraszkiewicz.
Na temat prezesów, byłych i obecnych, można wyszukać w internecie naprawdę dużo bardzo niewygodnych faktów, stawiających ich w bardzo złym świetle. Na przykład jedna z tych osób, uznawana przez polski sektor finansowy jako “ikona bankowości”, to były agent SB zarejestrowany jako TW. Przy czym współpracę z esbecją nawiązał tuż przed przemianą ustrojową – jako ochotnik.
Mnie osobiście najbardziej boli postawa dwóch innych legendarnych prezesów zagranicznych banków; jeden z nich (to cudzoziemiec) wciąż zarządza wielkim bankiem. Tu powołam się na publikację znanego dziennikarza ekonomicznego, od lat związanego z Gazetą Wyborczą (czyli z pewnością zarzuty przedstawione w cytowanej publikacji nie są pomówieniami, tylko odzwierciedlają fakty). Otóż panowie prezesi, celem maksymalizacji zysków banków, którymi kierowali, opracowali i stosowali m.in. niżej opisaną “sztuczkę” wobec swoich klientów – przedsiębiorców. Sztuczka ta polegała na wypowiadaniu kredytów firmom mającym kłopoty finansowe, szczególnie chętnie w sytuacji – kiedy firmy te posiadały także atrakcyjne nieruchomości.
“Firmy odcięte od finansowania składały się jak domki z kart, a bank kładł łapę na atrakcyjnych zabezpieczeniach” – cytuję wprost słowa Pana Redaktora z Gazety Wyborczej.
Cyniczny kat, super-menedżer, czy… szaleniec?
Cytowany redaktor nie umie jednoznacznie ocenić tego typu postępowania, dlatego też w tytule publikacji stosuje otwarte pytanie, dotyczące prezesa-cudzoziemca: “Cyniczny kat polskich firm, czy… menedżerski wzór do naśladowania?”
A jakie jest twoje zdanie na ten temat, szanowny czytelniku? Zanim odpowiesz na to trudne pytanie, może raz jeszcze powróćmy do opinii w tej sprawie prezesa Pietraszkiewicza. Chyba jednak wychodzi na to, że takie działanie nie powinno mieć miejsca w bankowości. Bo przecież banki, których zadaniem jest wspieranie polskiej gospodarki, raczej na pewno nie powinny realizować tego celu poprzez pacyfikację polskich przedsiębiorców… Ale pozwolę sobie w tym miejscu zacytować inną wypowiedź prezesa ZBP, która pochodzi z wywiadu udzielonego Wirtualnej Polsce 1 grudnia 2014 r. Redaktor WP.pl na pytania dotyczące restrukturyzacji kredytów z zagrożoną spłatą (wiemy już jakie procedury stosuje opisany prezes-cudzoziemiec), uzyskuje ze strony prezesa Pietraszkiewicza takąż odpowiedź: “Proszę pamiętać, że my od kilku kwartałów cały czas debatujemy o roli banków w społecznej gospodarce rynkowej. To nie jest tak, że żyjemy w zdziczałym państwie, w którym podmioty typowo rynkowe nie mają żadnej wrażliwości społecznej i mają się wyzbyć umiejętności rozwiązywani problemów. Dla sektora bankowego nie jest celem tylko zarabianie pieniędzy i wykluczanie setek tysięcy osób z życia społecznego i gospodarczego. To byłby absurd, szaleństwo.”
Dzięki prezesowi Związku Banków Polskich mamy gotową odpowiedź na pytanie stanowiące tytuł tego akapitu. Poprawna odpowiedź to wariant nr 3: mamy do czynienia z szaleńcem, zarządzającym bankiem w sposób iście absurdalny.
Chciałoby się powiedzieć: tak trzymać, panie prezesie! Tylko jak cytaty z pana wypowiedzi mają się do praktyki? I dlaczego jednocześnie blokuje pan każdą próbę rozwiązania problemu frankowiczów, którzy padli ofiarą niekontrolowanej chciwości nieodpowiedzialnych bankierów? Przecież “dla sektora bankowego nie może być celem tylko zarabianie pieniędzy i wykluczanie setek tysięcy osób z życia społecznego i gospodarczego” – cytując pana słowa.
Krzysztof Oppenheim
ekspert finansowy, związany z bankowością i pośrednictwem finansowym od 1993 roku, specjalizujący się m.in. w bankowości hipotecznej, restrukturyzacji zobowiązań, w oddłużaniu i upadłości konsumenckiej; założyciel Fundacji Praw Dłużnika “Dłużnik też Człowiek”
(ilustracje zamieściła redakcja KIP)
Wypowiedz się
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.