Gdynia w 1939 r. była dwunastym pod względem liczby mieszkańców miastem polskim, jedynym i prawdziwie polskim oknem na świat, a zarazem największym portem na Bałtyku. Wybudowało ją jedno pokolenie ludzi w niezwykle trudnych warunkach cechujących całe życie społeczno-ekonomiczne II Rzeczypospolitej. Ludzie ci przybyli do Gdyni z różnych stron Polski, nierzadko z zagranicy, związali z nowym miastem swe losy. W dniach najcięższej próby stanęli do walki z najeźdźcą. Ich zbrojny wysiłek nie mógł zapobiec klęsce, której przyczyny narastały przez cały okres międzywojenny.
Wraz z budową Gdyni narastał problem zapewnienia miastu, morskiej bazie wojennej i portowi handlowemu bezpieczeństwa. Nasze morskie wybrzeże stanowiło wysuniętą rubież Rzeczypospolitej. Uwarunkowania terenowe, bliskość granicy polsko-niemieckiej i proniemieckiego Wolnego Miasta Gdańsk, obawy agresji czyniły coraz bardziej realnymi. W miarę rozbudowy portu do Gdyni przenosiły się poszczególne instytucje i jednostki Marynarki Wojennej z Pucka, Modlina i Torunia. W 1924 roku wiceadmirał Kazimierz Porębski przedstawił naczelnym władzom wojskowym koncepcje organizacji kompleksowej: lądowej, morskiej i powietrznej obrony wybrzeża. Niestety tak wówczas jak i później, aż do września 1939 r. sprawa ta nie uzyskała zrozumienia.
Koncepcja polityczno-strategiczna marszałka J. Piłsudskiego i związanych z nim ludzi, zakładała konieczność przygotowania Polski do wojny ze wschodnim sąsiadem, a nie z Niemcami, z którymi sporne problemy miały być rozwiązywane na drodze pokojowych uregulowań. Takie ustalenia formalnie obowiązywały jeszcze do kwietnia 1939 roku.
W takiej wojnie Gdynia nie byłaby narażona na bezpośrednie niebezpieczeństwo od strony lądu, a więc tworzenie systemu obrony lądowej uznano za niecelowe. Cały wysiłek organizacji obrony zalecono skierować na Półwysep Helski. Hel ze swą dalekosiężną artylerią nadbrzeżną miał być skuteczną tarczą dla Gdyni a posiadane okręty – stawiacze min i niszczyciele i torpedowce gwarantem skutecznej blokady okrętów flotę radzieckiej w ciasnych podejściach do jej baz morskich.
Wrogie względem Polski poczynania władz niemieckich niepokoiły trzeźwo myślących Polaków, w tym także władze wojskowe. Rozpracowywane kolejne koncepcje organizacji obrony Gdyni były na ogół słuszne, niestety ich realizacja napotykała przeszkody nie do pokonania.
W 1929 r. gen. Stanisław Burhard – Bukacki z Generalnego Inspektoratu Sił Zbrojnych analizując sytuację stwierdził, że do obrony Gdyni i Helu potrzeba co najmniej dwóch dywizji piechoty, wzmocnionych kilkoma kompaniami ciężkich karabinów maszynowych. Tymczasem latem 1931 r. minister Spraw Wojskowych podjął decyzję o wydzieleniu do obrony Gdyni jedynie jednego batalionu strzelców. Batalion ten nazwany 1 Morskim Batalionem Strzelców, rozlokowano go w Wejherowie. Powierzono mu zadanie – obronę Gdyni do czasu przeprowadzenia mobilizacji. Zadanie to z uwagi na rozległość i konfigurację terenu, było zadaniem niewykonalnym. Podobne problemy wynikły przy tworzeniu systemu obrony przeciwlotniczej. Utworzony w 1933 r. 1 Morski Dywizjon Artylerii Przeciwlotniczej posiadał znikome wartości bojowe.
Inż. Henryk Wagner, jeden z twórców stanowisk dla poszczególnych baterii tak to oceniał:
„Baterie nawet dla osób mało wyrobionych wojskowo nie mogły stanowić podstawy do wiary w skuteczność obrony (…) miały one przede wszystkim znaczenie moralne dla ogółu obywateli Gdyni, wpajały w nich przekonanie, że coś się dzieje…”.
Sytuacja nieco poprawiła się w 1937 r. W kwietniu sformowano 2 Morski Batalion Strzelców, który posadowiono na wzgórzach w Redłowie, aby od strony Gdańska bronił Gdyni. Zakończono także prace i oddano do użytku pełnowartościową baterię artylerii nadbrzeżnej kal. 152,4 mm na Helu. Przystąpiono do organizacji Morskiej Brygady Obrony Narodowej składającej się docelowo z 5 batalionów formowanych z rezerwistów z Gdyni (1, 2 i 3), z Kartuz i okolic (4) oraz z Pucka i okolic (5).
Ponieważ w Dowództwie Obrony Wybrzeża nie było komórki zajmującej się planowaniem obrony od strony lądu, to złożone zadanie powierzono przybyłemu na wybrzeże majorowi Józefowi Szerwińskiemu. Zadanie, z którym miałby problemy zespół specjalistów sztabowych przekraczało możliwości jednego człowieka. Major J. Szerwiński robił co mógł, ale przedstawiony przez niego projekt spotkał się z ostrą krytyką przełożonych i został odrzucony.
Wybrzeże i Gdynia nie zostały przygotowane do obrony.
W obliczu zagrożenia.
W drugiej połowie marca 1939 roku w stosunkach polsko-niemieckich nastąpił nagły, choć przewidywany kryzys. Zaledwie tydzień po zajęciu Czechosłowacji, min. Ribbentrop ponowił pod adresem Polski żądanie wcielenia do Niemiec Wolnego Miasta Gdańska oraz przeprowadzenia eksterytorialnej autostrady i linii kolejowej z Niemiec przez polskie Pomorze do Prus Wschodnich.
23 marca 1939 roku, nie zwracając uwagi na ostrzeżenia premiera rządu brytyjskiego Chamberlaina, jednostki niemieckiej marynarki wojennej i wojsk lądowych zajęły litewską Kłajpedę. Był to wyraźny sygnał dla polskich polityków, że następnym krokiem rozzuchwalonego Hitlera będzie zajęcie Gdańska i Pomorza.
Na Wybrzeżu zarządzono częściową mobilizację i rozpoczęto przygotowania do obrony miasta i portu przed atakami wojsk niemieckich. Główny ciężar przygotowań skupiono na wzmocnieniu, dotąd zaniedbanej, lądowej obronie wybrzeża. Dowódca Obszaru Nadmorskiego kontradmirał Józef Unrug polecił sprowadzić z magazynów Marynarki Wojennej w Pińsku i Modlinie wszelką broń strzelecką, karabiny maszynowe, moździerze kal. 81 mm, działa kal. 47 mm i armaty 37 kal. mm oraz zapasy amunicji.
Sukcesem zakończyły się też równolegle prowadzone starania w Sztabie Głównym. Uzyskano kolejną partię 2800 karabinów z okresu I wojny światowej z zapasem amunicji na 14 dni. Cenne były także uzyskane elementy stalowe i 140 ton drutu kolczastego do budowy zasieków. Niestety nie otrzymano ciężkiego uzbrojenia. Wszystko to stanowiło jednak tylko kroplę w morzu potrzeb. Otrzymane uzbrojenie przydzielono sformowanym jednostkom: Brygadzie Obrony Narodowej oraz dwóm morskim batalionom strzelców, rozwiniętych w lipcu do etatu morskich pułków strzelców.
W skład sił obrony lądowej wybrzeża włączono dziewięć nadmorskich komisariatów Straży Granicznej. Udało się sformować jeszcze trzy bataliony rezerwowe: 1 z rezerwistów WP, 2 z komendy Straży Granicznej i 3 z kadry Floty oraz szwadron kawalerii zw. krakusami, jako pododdział rozpoznania pola walki.
Brak broni niweczył chęci formowania kolejnych jednostek. Młodych mężczyzn pełnych zapału było pod dostatkiem – rezerwiści, ochotnicy zgłaszali się chcąc walczyć w obronie Ojczyzny.
Latem 1939 r. zakończono organizację oddziałów saperskich z przeznaczeniem wykonania umocnień polowych: batalion saperów majora Rudolfa Fryszowskiego oraz batalion roboczy junaków i kilkanaście kompani roboczych. Rozbrojono część jednostek flotylli rzecznej w Pińsku, zdejmując 4 działa kal. 105 mm i 11 dział kal. 75 mm, które zasiliły obronę Gdyni. Sformowanym dywizjonem dowodził major Władysław Kański.
Nowo sformowane jednostki obrony Wybrzeża potrzebowały sprawnego dowództwa. Całością sił morskich i lądowych w obszarze nadmorskim dowodził kontradmirał Józef Unrug. Podlegało mu Dowództwo Morskiej Obrony Wybrzeża i Dowództwo Lądowej Obrony Wybrzeża.
Pierwszym kierował komandor Stefan Frankowski. Pod jego rozkazami znalazł się stawiacz min ORP „GRYF”, dywizjon trałowców wraz z dwoma kanonierkami, okrętami specjalnymi i pomocniczymi, oraz artyleria nadbrzeżna i przeciwdesantowa i wszystkie jednostki przebywające na Półwyspie Helskim.
Drugim, od 23 lipca 1939 r. sprowadzony na Wybrzeże pułkownik Stanisław Dąbek, któremu podlegały dwa morskie pułki strzelców, bataliony rezerwowe, Morską Brygadę ON, komisariaty Straży Granicznej, oddziały piechoty, artylerii i saperów mające walczyć na lądzie w obronie Gdyni. Nowemu dowódcy, człowiekowi o niezwykłej energii, żołnierzowi z powołania, szybko udało się znaleźć właściwych pomocników i z słabo uzbrojonej zbieraniny różnorakich jednostek stworzyć siły zdolne do walki.
Wobec jednoznacznego stanowiska Admiralicji Brytyjskiej i Francuskiej Marynarki Wojennej odżegnujących się od możliwości bezpośredniego wsparcia floty polskiej na Bałtyku, marszałek Rydz-Śmigły zaaprobował wniosek szefa Kierownictwa Marynarki Wojennej kontradmirała Świrskiego o wysłanie trzech niszczycieli do W. Brytanii. Tuż przed rozpoczęciem działań wojennych niszczyciele wypłynęły z Gdyni kierując się do Wielkiej Brytanii . Nasze niszczyciele mogły sprostać okrętom floty radzieckiej. W starciu z okrętami Krigsmarine i lotnictwem niemieckim na Bałtyku nie miały żadnych szans powodzenia.
Przewidując niemiecką blokadę Cieśnin Duńskich Kierownictwo Marynarki Wojennej dostrzegło potrzebę włączenia naszych niszczycieli w skład sił koalicyjnych do osłony morskich transportów kierowanych z bronią i zaopatrzeniem dla wojsk polskich przez porty rumuńskie. Wówczas ta koncepcja przeważyła. Pierwszy taki konwój wyruszył z portów Wielkiej Brytanii 17 września. Fakt agresji Radzieckiej wymusił przerwanie rejsu transportowców i skierowanie ich do francuskiego portu Brest. Z ładunku broni i zaopatrzenia skorzystały później formowane we Francji jednostki polskie.
ORP „Wicher” miał pozostać na Bałtyku i osłaniać okręty minowe podczas stawiania zagród minowych. Po decyzji wysłania 3 niszczycieli do W. Brytanii flota polska do obrony Gdyni i całego Wybrzeża dysponowała: dywizjonem okrętów podwodnych liczącym 5 jednostek ( OORP „Orzeł”, „Sęp”, „Wilk”, „Żbik” i „Ryś”), niszczycielem ORP „Wicher”, stawiaczem min ORP „Gryf”, dywizjonem trałowców w składzie 6 jednostek (OORP „Jaskółka”, „Mewa”, „Czajka, „Rybitwa”, „Czapla” i „Żuraw”), 2 kanonierkami OORP „Gen. Haller” i „Komendant Piłsudski”, oraz torpedowcem ORP „Mazur” i kilkunastoma jednostkami pomocniczymi różnego przeznaczenia. Planując działania wojenne na Bałtyku trzeba było liczyć wyłącznie na własne siły.
Rano, o godz. 4. 45, 1 września 1939 r. przebywający w Gdańsku z wizytą kurtuazyjną pancernik „Schleswig Holstein” rozpoczął atak artyleryjski na polską placówkę na Westerplatte. O godz. 5.00 niemieckie bombowce w silnym nalocie niszczą bazę Morskiego Dywizjonu Lotniczego w Pucku. Przez cały dzień nie ustają ataki lotnicze na porty w Gdyni i na Helu, atakowane są okręty rozśrodkowane w Zatoce Gdańskiej.
Niepomyślnie rozwija się sytuacja na Pomorzu. Uderzenia 4 Armii niemieckiej na prawe skrzydło armii „Pomorze” zmusza ja do wycofania się w kierunku na Toruń i Bydgoszcz. Bitwa w Borach Tucholskich kończy się naszą klęska. 4 września Niemcy uzyskują połączenie lądowe z Prusami Wschodnimi. Przecięcie „korytarza pomorskiego” odizolowało siły broniące Wybrzeża, stawiając obrońców w trudnej sytuacji okrążenia.
Po ciężkich bojach, w nocy z 12 na 13 września ewakuowano z Gdyni pozostające tam jeszcze resztki jednostek wojska i władze polskie na Hel. 19 września w ciężkich walkach na liniach obrony Kępy Oksywskiej i Nowego Obłuża giną ostatni obrońcy Gdyni z 2 Morskiego Pułku Strzelców i batalionów Obrony Narodowej. O godzinie 17.00 tego dnia milkną ostatnie wystrzały żołnierzy 1 Pułku Strzelców Morskich – walczących w koszarach na Oksywiu. Walczono do końca nikt się nie poddał.
Zorganizowana doraźnie obrona półwyspu helskiego skutecznie odpierała ataki niemieckiej floty, piechoty i lotnictwa. 2 października 1939 r. obrońcy skapitulowali.
Cześć i wieczna chwała żołnierzom – obrońcom Ojczyzny!
Julianów, 29. 08. 2016 r. oprac. wiceadmirał (r) Marek J. Toczek
Autor jest Sekretarzem Generalnym Zarządu Stowarzyszenia “Klub Inteligencji Polskiej”
Wypowiedz się
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.