„W Polsce będą więźniowie polityczni i będzie ich przybywać – rzekł niedawno Kazimierz Marcinkiewicz. Wypowiedź, tego skądinąd politycznego kabotyna, traktowaliśmy „na wesoło”, a tymczasem życie, a właściwie „Gazeta Wyborcza” przyznało mu rację. Nowa władza wzięła się ostro do roboty, rozpoczęła polowanie na każdego, kto ośmieli się powiedzieć coś złego o Ukraińcach i Żydach.
Kilka tygodni temu media zelektryzowała wiadomość o zatrzymaniu rosyjskiego szpiega z partii Zmiana. Wkrótce potem Wojciech Czuchnowski z „Wyborczej” doniósł, że ABW weszła do mieszkań dwóch osób w Krakowie, które „razem z Korwin-Mikkem popierali politykę Putina i głosili hasła antyukraińskie”. Mieli też brać udział w akcji niszczenia pomników UPA i Bandery, a jeden z nich został zatrzymany za to, że machał plastikowym krzesłem przed nosem Komorowskiego.
Czuchnowski przypomniał jego antysemickie wypowiedzi: „Dziś syjoniści, patrząc na Ukrainę, Polskę i Rosję, zacierają ręce”. Czuchnowskiemu, też zacierając ręce, sekundowała dzielnie „Niezależna”: „ABW na poważnie zajęła się problemem rosyjskiej agentury. Do tej pory zatrzymywano polityków i działaczy związanych z prorosyjską, lewacką partią Zmiana. Tym razem na celowniku ABW znaleźli się ludzie ze środowisk deklarujących się jako prawicowe”.
Poprzez lustrację i rozwiązanie WSI próbowano pozbyć się agentów związanych z Moskwą. PiS nie jest jednak równie skrupulatne, gdy chodzi o ludzi kojarzonych z innymi wywiadami. Nie widać w nim dociekliwości, ilu polityków jest na żołdzie innych wywiadów.
Minister Waszczykowski mówiąc o zagrożeniach, mówi wyłącznie o absolwentach moskiewskiego MGIMO. Tymczasem najwięcej szkód w MSZ (a wcześniej w MON) poczynił nie absolwent MGIMO, ale Oksfordu. A tam chyba kuźni sowieckich szpiegów nie ma? W okresie swych rządów w MSZ ukrył z premedytacją przed weryfikacją wielu funkcjonariuszy WSI, i to wtedy, gdy raport Macierewicza klarownie wykazał, że WSI była agendą służb specjalnych b. ZSRR.
Radek zawsze łaskawym okiem patrzył na wszelkie wywiady, nie mówiąc o jego powszechnie znanej sympatii do wywiadu brytyjskiego. Na tej niwie jego ambicje sięgały wysoko. W MSZ stworzył własną służbę specjalną – Inspektorat Służby Zagranicznej, która inwigilowała, kontrolowała korespondencję, podsłuchiwała rozmowy telefoniczne pracowników MSZ, nie dla kontrwywiadowczej ochrony ministra, lecz ochrony jego reputacji.
Ciekawe, że dziś pod nowym kierownictwem Inspektorat nadal działa, zajmuje się tym samym, a na jego czele Waszczykowski umieścił resortowe dziecko – Jacka Bazańskiego. Mimo iż Sikorski wziął ich pod ochronę, oficerowie WSI pokątnie rozpowszechniali informacje o tym, kto finansował jego naukę w Oksfordzie, o dziwnej znajomości z Tomaszem Turowskim, i o tym dlaczego na początku lat 90. będąc wiceministrem obrony częściej kontaktował się z rezydentem brytyjskiego wywiadu niż ze swoim szefem.
A propos Turowskiego, czy nie czas na wyjaśnienie, dlaczego gen. Maciej Hunia przywrócił go do pracy w Agencji Wywiadu dwa miesiące przed katastrofą Smoleńską, a Sikorski zatrudnił w MSZ? Nie od rzeczy byłoby też wyjaśnić, co się stało z siedemdziesięcioma kartami, które Hunia ukradkiem usunął z teczki operacyjnej Turowskiego po otrzymaniu raportu, że Федеральная служба безопасности kupiła mu apartament w centrum Moskwy.
Tymczasem na kierownicze stanowiska w „nowej” AW promowani są ludzie tegoż Huni i podejmują nawet próby zatrudnienia w AW 20 oficerów zwolnionych ze służb wojskowych przez ministra Macierewicza. Raz po raz wychodzi na jaw współpraca ze służbami PRL najbliższych współpracowników Waszczykowskiego – w ubiegłym miesiącu przeszłość dopadła przyszłego ambasadora w Berlinie; nasilają się pogłoski o niejasnych powiązaniach z bezpieką w latach 80. zastępcy ministra ds. polityki wschodniej.
Artyści biznesu i Mosadu
Polsce szkodzi nie tylko wywiad ze Wschodu. Żemek z FOZZ ujawnił, że korzystał z usług Arie Goldsteina z Izraela i że nielegalnie, choć za wiedzą Balcerowicza, finansowano z pieniędzy FOZZ Amerykańsko-Polskie Lobby z siedzibą w Amsterdamie, zorganizowane przez Bloomfielda i Goldsteina.
Z zeznań tego ostatniego, podczas procesu FOZZ, wynika jednoznacznie, że był powiązany z Mosadem. Można więc z pełną odpowiedzialnością stwierdzić, że kasę FOZZ obrobił izraelski wywiad.
W rabunku mienia państwowego przy pomocy firmy „Art-B” główną rolę odgrywali ludzie służb specjalnych Izraela, a sama nazwa przedsięwzięcia to nie skrót od Artyści Biznesu, lecz od nazwiska współwłaściciela firmy, agenta Mosadu Meira Bara vel Brandweimana. Sądząc po tym, że azylu aferzystom udzielił Izrael jest jasne,……ITD
Krzysztof Baliński
Wypowiedz się
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.