WOŁYŃ. Epopeja polskich losów. Wprowadzenie
73 rocznica ludobójstwa na Wołyniu. Wiele różnych emocji budzi samo określenie oraz ta umowna i symboliczna data, przypominająca martyrologię Polaków zamieszkujących tereny polskich Kresów Wschodnich. Zdziwienie i wstyd towarzyszy każdej poważnej refleksji związanej z chęcią upamiętnienia gehenny ludności zamieszkującej dawne województwo wołyńskie. Dominują dwie skrajne postawy: „integrystyczna” – sprzeciwiająca się jakiejkolwiek relatywizacji ocen i „poprawna” – usiłująca za wszelką cenę ułożyć współczesne stosunki międzypaństwowe na dyplomatycznym przemilczaniu kłopotliwej historii, w nadziei na korzyści polityczne i gospodarcze.
Poza dyskusją pozostają fakty, ze statystykami nie można polemizować. Wiadomo, że w wyniku represji, jakie spadały na Wołynian w okresie II wojny światowej, życie straciło około 120 tys. ludzi. Byli wśród nich Czesi, Ormianie, Polacy, Ukraińcy i Żydzi. Jednak główny impet organizacji faszystowskich skierowany został na mieszkańców związanych z polskim żywiołem, dlatego w świadomości zbiorowej utworzył się okrutny i przerażający swym realizmem termin „Rzeź Polaków na Wołyniu”. Nie można relatywizować terminologii określającej zbrodnie przeciw ludzkości, a takie w okresie okupacji niemieckiej i sowieckiej na Wołyniu miały miejsce. Każde działania zmierzające do eksterminacji narodowej, etnicznej czy nawet politycznej musimy zdefiniować jako ludobójstwo. Encyklopedie jasno określają, że tak nazwać musimy czynności zmierzające do systematycznego i umyślnego zniszczenia w całości lub części grup etnicznych, rasowych czy wyznaniowych. W szczególności, jeśli dotyczy to ludności cywilnej. I narodowość ofiar nie jest w tym wypadku ważna. Ludobójstwo dotknęło Aborygenów, Cyganów (nazywanych ostatnio Romami), ludność Kambodży, Ormian, Polaków, plemię Tutsi w Rwandzie, Rosjan, Żydów.
Termin genocide, przetłumaczony na „ludobójstwo”, zdefiniował polski prawnik Rafał Lemkin (po wyjeździe do USA podpisywał się imieniem Rafael) w publikacji Rządy Osi w okupowanej Europie. Ta synteza, wydana w języku angielskim w 1944 r., stała się podstawą formułowania prawniczych ocen podczas procesów norymberskich. Społeczność międzynarodowa próbowała się wtedy zmierzyć z oceną niemieckich zbrodni wojennych, głównie faszystowskich, korzystając z terminologii „zbrodnie przeciw ludzkości”. 11 grudnia 1946 r. Zgromadzenie Ogólne Organizacji Narodów Zjednoczonych uznało ludobójstwo za zbrodnię wojenną i zbrodnię przeciwko ludzkości w świetle prawa międzynarodowego. Konwencja ONZ z 9 grudnia 1948 r. „W Sprawie Zapobiegania i Karania Zbrodni Ludobójstwa” również wykorzystuje terminologię Lemkina.
Obecnie często w tekstach naukowych i publicystycznych pojawia się definicja, którą stworzył francuski filozof i politolog Alain Besançon: „Ludobójstwo w sensie właściwym, w odróżnieniu od zwykłej rzezi, żąda następującego kryterium: jest to rzeź zamierzona w ramach ideologii, stawiającej sobie za cel unicestwienie części ludzkości dla wprowadzenia własnej koncepcji dobra. Plan zniszczenia ma obejmować całość określonej grupy, nawet jeśli nie zostaje doprowadzony do końca w rezultacie niemożliwości materialnej czy zwrotu politycznego”.
W świetle owych definicji, mając na uwadze suche statystyki, ale też zamierzenia i skutek zbrodniczego planu, trudno nie nazwać Rzezi Wołyńskiej ludobójstwem. Władysław i Ewa Siemaszko w pracy Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939-1945 (Warszawa 2000) wyliczają liczbę ofiar na ok. 37 tysięcy. Profesor Grzegorz Motyka, obecnie z Instytutu Studiów Politycznych PAN, krytykowany często przez środowiska Kresowian za „relatywizowanie ocen”, twierdzi w pracy Od rzezi wołyńskiej do akcji Wisła, że łączna liczba Polaków zabitych przez nacjonalistów ukraińskich wynosi około 100 tysięcy.
Konsekwencją określenia terminem „ludobójstwo” zbrodni dokonanych na ludności polskiej przez Ukraińską Powstańczą Armię i inne formacje ukraińskich nacjonalistów w latach 1939-1947 jest uznanie ich nieprzedawnienia, zgodnie z konwencją Zgromadzenia Ogólnego ONZ z 26 listopada 1968 r., regulującą w tym zakresie prawo międzynarodowe, a także zgodnie z prawem polskim. W momencie uchwalania konwencji – warto dodać, że z inicjatywy Polski – mówiono otwarcie wyłącznie o ludobójstwie dokonywanym przez Niemców. Z czasem powszechnie uznawane definicje zaczęto stosować do nazywania mordów w Katyniu, Ponarach (w tzw. dołach pochowano ponad 100 tysięcy ofiar różnych narodowości, jednak głównie Polaków i Żydów z Litwy), stalinowskich czystek etnicznych (np. Wielki głód na Ukrainie). Szeroko mówi się i pisze ludobójstwie Ormian (choć nie bez sprzeciwu Turcji) oraz o masakrze w Srebrenicy podczas wojny balkańskiej.
Racjonalnym jawi się przyjęcie oficjalnego stanowiska państwa polskiego, nazywającego wprost i potępiającego ludobójstwo dokonane na Wołyniu. Tym bardziej, że jako winnych wskazuje się konkretne ugrupowania, reprezentujące skrajnie nacjonalistyczną postawę. Nigdy i nigdzie nie pada oskarżenie pod adresem całego narodu ukraińskiego. Przeciwnie, tak statystyki, jak i relacje żyjących jeszcze świadków dowodzą niezbicie, że nie wszyscy Ukraińcy brali udział w krwawej czystce, a wielu z nich udzielało pomocy i schronienia zagrożonym polskim sąsiadom. Tymczasem, od kilku lat trwają spory – parlamentarne i poza parlamentarne – o sformułowania, wykorzystujące ofiary wołyńskich rzezi do załatwiania współczesnych i doraźnych politycznych interesów.
Na szczęście idea społeczeństwa obywatelskiego ma skuteczne zastosowanie w realizacji zamierzeń upamiętnienia wołyńskich ofiar ludobójstwa. Organizacje kresowe, stowarzyszenia i fundacje, poszczególne samorządy szczebla wojewódzkiego, a nawet gminnego, realizują swoje indywidualne programy. Powstają liczne portale internetowe, poszczególne uczelnie inicjują projekty badawcze, muzea organizują wystawy, odczyty, konferencje. Zapotrzebowanie społeczne na prawdę, obiektywizm ocen i przywracanie pamięci pozwala też wydawcom prezentować coraz to nowe publikacje. Są to albumy, monografie i wyniki badań, wspomnienia.
Doskonale wpisuje się w ten nurt Marek A. Koprowski i jego cykl Wołyń. Epopeja polskich losów 1939-2013. Chwała wydawnictwu Replika, że w ten sposób włączyło się w misję oddania czci rzeszy naszych rodaków zamordowanym na Wołyniu. Prochy wielu przedstawicieli naszego narodu bezpowrotnie zniknęły, lecz czas nie powinien zatrzeć pamięci po niewinnie zamordowanych. Relacje publikowane w poszczególnych tomach cyklu ocalą od zapomnienia tych, którzy przeżyli. Przypominają okrucieństwo faszystów ukraińskich i cierpienia niewinnych, mordowanych w imię czystek etnicznych. Opisują też przypadki autentycznego bohaterstwa, samopomocy i samoobrony polskiej oraz wsparcia ze strony niektórych Ukraińców. Ostatni to moment, aby żyjący jeszcze świadkowie dali autentyczne świadectwo, aby ich relacje stanowić mogły podstawę do dalszych badań i poszukiwań. Ich kraina młodości i szczęśliwości już nie istnieje, nie ma tam już nawet reliktów dawnej kultury. Istnieje jednak pamięć, funkcjonuje dziedzictwo, a nawet mitologia miejsc bezpowrotnie utraconych. Byłoby wielką cywilizacyjną szkodą, gdyby ta niezaprzeczalna wartość intelektualna i pamięć Wołynia uległy zatraceniu.
dr Tadeusz Skoczek
Dyrektor Muzeum Niepodległości w Warszawie
Wypowiedz się
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.