Polska jest jednym z nielicznych krajów, w których brakuje prawnej ochrony przed wrogimi przejęciami. Z czasem ukształtowały się mechanizmy wrogich przejęć, które okazały się potworną plagą dla polskich przedsiębiorców. Skala działania tych mechanizmów jest tak duża, że przekształca Polskę w państwo mafijne.
Sytuacja jest patologiczna. W Polsce działają bowiem prawne regulacje sprzyjające tworzeniu pułapek zadłużeniowych i przejmowania za bezcen majątku dłużników. Prawo upadłościowe jest wykorzystywane jako instrument wrogiego przejęcia. Sędziowie – komisarze oraz syndycy działają bez żadnego respektu dla interesu publicznego. Nagminne jest tendencyjne nieoszacowywanie majątku dłużników.
Istota wrogich przejęć
Przejęcie jest w tym przypadku przejęciem kontroli nad przedsiębiorstwem. Wrogie przejęcia polegają na celowym montowaniu pułapek zadłużeniowych, czyli wywierania przez wierzycieli presji (prawnej i publicznej) na korzystających z kredytów przedsiębiorstwa, aby obniżyć wartość ich majątku i zmusić właścicieli (środkami prawnymi, ale nie tylko) do wyzbycia się posiadanych aktywów majątkowych. Naiwnym wypada dodatkowo wytłumaczyć, że ten proceder ma niewiele wspólnego z ochroną interesów wierzyciela, skoro jest pomyślany, jako zamierzone przejęcie wspomnianych aktywów.
Z tego wynika ryzyko, że przejęcie kontroli nad przedsiębiorstwem dłużnika przez syndyka może stanowić pośrednie ogniwo wrogiego przejęcia przedsiębiorstwa przez „nabywcę” masy upadłościowej. Problem pojawia się wówczas, gdy przedsiębiorstwo – ofiara takiego przejęcia jest zbyt silna, aby można było je przeprowadzić. Kluczowym elementem staje się wówczas tendencyjne niedoszacowanie majątku przedsiębiorstwa oraz obciążenie tego majątku wysokimi kosztami prowadzenia postępowania upadłościowego.
Alarmująca sytuacja w Polsce
W Polsce rozwój wrogich przejęć związany jest ściśle z wieloletnim procesem tzw. prywatyzacji, w której według naszych szacunków ponad 30% rzekomo prywatyzowanych przedsiębiorstw państwowych padło ofiarą wrogich przejęć kapitałowych. Prawna regulacja procesu tzw. prywatyzacji umożliwiała stawianie tych przedsiębiorstw w stan likwidacji „z przyczyn ekonomicznych” na podstawie werbalnie uzasadnionej decyzji organu administracyjnego, określanego iluzorycznym mianem „organu założycielskiego” i przejęcie przedsiębiorstwa przez wyznaczonego przez ów organ likwidatora. Warto podkreślić, iż z ekonomicznego punktu widzenia pogląd, iż dochodzi wówczas jedynie do przejęcia przedsiębiorstwa z „rąk do rąk” jest absolutnie fałszywy. Straty gospodarcze z tytułu likwidacji przedsiębiorstw są olbrzymie. Na te straty składają się na nie tylko koszty likwidacji, lecz również koszty społeczne ograniczenia potencjału gospodarczego.
Standardowy wielki biznesmen
Po wprowadzeniu ustawy o „komercjalizacji” przedsiębiorstw państwowych głównym instrumentem dalszej tzw. prywatyzacji „z przyczyn ekonomicznych” stało się postępowanie upadłościowe. Prawo upadłościowe zostało tak ukształtowane, w dużym stopniu pod naciskiem międzynarodowych instytucji finansowych, aby umocnić pozycję wierzycieli, w szczególności wierzycieli bankowych. Zastosowano nadzwyczaj ostre kryteria postawienia przedsiębiorstw w stan upadłości. Sędziom komisarzom i syndykom nadano szerokie i zarazem nieprecyzyjnie określone możliwości dysponowania majątkiem dłużników. To doprowadziło do samowoli gospodarczej. Wspomniane regulacje prawne (i zdobyta praktyka sądowa) wkrótce stały się głównym narzędziem wrogich przejęć również przedsiębiorstw prywatnych, w latach 2007-2012 przyjmując wręcz postać epidemii.
Złamano podstawową zasadę konstytucyjną ochrony własności, ponieważ zablokowano wszelkie realne sposoby ochrony własności przedsiębiorstw prywatnych, co oczywiście jest naruszeniem fundamentów życia gospodarczego. W obecnych warunkach brak ochrony własności przedsiębiorstw prywatnych stwarza tak wysokie ryzyko podejmowania i prowadzenia działalności gospodarczej, że deformuje stosunki gospodarcze i hamuje rozwój ekonomiczny.
Świadomość, że prawo upadłościowe oraz praktyka funkcjonowania sędziów – komisarzy i syndyków są obciążone wieloma negatywnymi dla życia gospodarczego konsekwencjami, jest jednak nikła.
Casus przedsiębiorstw ceramiki budowlanej
W niniejszej, krótkiej publikacji nie jest możliwe wyczerpujące przedstawienie jaskrawego przykładu nadużyć ze stosowaniem prawa upadłościowego do wrogiego przejęcia, toteż zatrzymamy się obecnie tylko nad jednym aspektem szeroko udokumentowanego „legalnego” przejmowania kluczowego polskiego przedsiębiorstwa ceramiki budowlanej Wacława Jopka. Chodzi o tendencyjne obniżenie wartości majątku przedsiębiorstwa, co stanowi podstawowy warunek zwielokrotnienia korzyści z wrogiego przejęcia. Trzeba zaznaczyć, że nie dotyczy to wyłącznie „prawidłowości wyceny ” majątku przez rzeczoznawcę majątkowego, lecz również akceptacji ewidentnie tendencyjnej wyceny przez sędziego- komisarza i syndyka, którzy są świadomi takiego tendencyjnego zaniżenia wartości majątku, lecz mimo to akceptują taki stan. Nie stawiamy syndykowi zarzutu, że zaniżenie wartości majątku było przez niego inspirowane, lecz podkreślamy zdecydowanie fakt, że wycena dokonana została na jego zlecenie w procesie zarządzania majątkiem przedsiębiorstwa.
Rzecz dotyczy m.in. zakładu produkcyjnego w Sierakowicach. Pod koniec 2007 roku wartość tego zakładu została oszacowana przez rzeczoznawcę majątkowego na ponad 130 mln złotych, w tym główna hala produkcyjna na 9,9 mln złotych. Ponowna wycena dokonana już na zlecenie syndyka we wrześniu 2011 roku opiewała na niespełna 14 mln złotych, zaś wspomniana hala produkcyjna zaledwie na 2,7 mln złotych.
Tu chodzi o dziesiątki milionów złotych. Nikt nie zdoła usprawiedliwić „spadku wartości”; ani zmianą metody wyceny ani zmianą warunków rynkowych.
To jest dopiero wierzchołek góry lodowej.
Prof. dr hab. Artur Śliwiński
Autor jest Wiceprezesem Stowarzyszenia Klub Inteligencji Polskiej
Nie śmiem oceniać, ale w moim przekonaniu – choć to 1000% prawdy, to jednak nie do końca.
Nic z tych rzeczy nie mogło by mieć miejsca, gdyby nie Polacy- ZDRAJCY NARODU I OJCZYZNY. Znam takich, choć pośrednio. Za przykład mogę podać młodego człowieka, który najpierw studiował “zarządzanie” i ekonomię by następnie stać się fachowcem od “audytów”. Dniował on i nocował w terenie, przygotowując dokumentację pod “prywatyzację”. Oczywiście, według wymagań zleceniodawcy.
Rozumie się, zachodniego zleceniodawcy.
W nagrodę ów młody – wówczas, a dziś już w średnim wieku – człowiek dostał posadę “dyrektora” we francuskie firmie i nagania kasę właścicielowi wyszukując wciąż nowe sposoby wykorzystania i oszukania Polaków. Zgodnie z wyuczonymi podstawami “zarządzania” i ekonomii. Kasę ma z tego ów człowiek dużą, choć ponoć “odpowiedzialność wielka i stres”. No tak, nie będzie nagonionych zysków, to mocodawca poszuka sobie kogoś bardziej pozbawionego sumienia.
Małżonka tego człowieka pracującego dla tego francuskiego koncernu dostała zatrudnienie w ministerstwie finansów i też nie narzeka na brak pieniędzy. Do dzieci mają niańkę – polską kobietę z prowincji, która by móc przeżyć zostawiła własne dzieci pod opieką babci i zarabia na życie w stolicy. Dzieci jaśniepaństwa mało zdolne, ale za to z wielkimi ambicjami zawracania głowy a to nauką muzyki (głuche jak pnie!) a to jazdą konną ( z trudem odróżniają łeb od zadu końskiego) no a w szkole z racji pozycji rodziców są prymusami.
Ja bym więc żadnych obcych firm nie winiła za katastrofę polskiej gospodarki. Ma ona miejsce za zgodą i przyzwoleniem wielu Polaków, gardzących przaśną “Polską Ludową” i wybierających raczej używane, zachodnie szmaty ze szmateksów niż polskie towary.
Na wakacje jaśniepaństwo z dziećmi jeżdżą do Disnejlandu albo na greckie wyspy.
Widać więc, że wystarczyło dać możliwość tak zwanym “młodym i zdolnym” a ci ochoczo chwycili szansę na lepsze życie nawet jeśli mieli świadomość, że odbywa się to kosztem całego naszego Narodu.
Teraz tym bardziej ci jaśniepaństwo są dyspozycyjni, mają wszak wiele do stracenia. Do dobrego, jak wiemy, człowiek się szybko przyzwyczaja. Można więc założyć, że ci jaśniepaństwo zdolni będą do niejednej podłości, byle tylko się utrzymać na dotychczasowej pozycji.
Więc co teraz? rewolucja? zabrać im to wszystko i dać biednym? a co to zmieni? nic nie będzie lepiej, a tylko gorzej.
Czasu, czasu Polakom trzeba na otrzeźwienie. Czasu, czasu Polakom trzeba na powrót do normalności. Ale jak miałaby ta normalność wyglądać? Przywrócić tego, co było to się nie da. I nawet ludzie by tego nie chcieli. Zbudować czegoś nowego nie ma szans, bo nie ma na to środków, a także woli w Narodzie, by dążyć do jakichś wspólnych celów.
Uważam, że Polska Ludowa to była piękna karta naszej narodowej historii. Ale Polacy się nie sprawdzili jako Naród. I raczej nie widzę możliwości, by kogoś zmusić do bycia patriotą tak, by dobro wspólne postawił ponad prywatą. Nie znam takich.
Nawet nie wiem, co o tym wszystkim myśleć, bo to takie skomplikowane. Niektórzy chcą “wyganiać żydów”, “oczyszczać Polskę” i nawet są gotowi do “likwidacji wrogów Polski”. Ale co, jeżeli wrogowie Polski to sami Polacy? A tamci tylko korzystają z sytuacji i biorą co się daje?
Jak to się mówi, każdy chce żyć. No i jakoś każdy żyje. Być może jest to czas na totalne przewartościowanie i patriotyzm w dotychczasowym pojęciu jest już przeżytkiem?
Myśleć globalnie ale żyć lokalnie? Ale co, jeżeli nawet u nas na wsi – a jest nas nieco ponad 400 osób – nie jest możliwe wypracowanie jakiejś wspólnej linii działania?
Ludzie się cieszyli, że będzie 500+. No i jest. W pobliskim supermarkecie zabrakło wódy. Zamienić te 500 zł na talony? i co? wytypować firmy, które będą na tym robić interes?
Najsłabszym ogniwem każdego przedsięwzięcia jest człowiek. Nic się nie zmieniło od lat.
Na prywatny użytek wypracowałam metodę, że nie atakuję, tylko w razie konieczności się bronię – ale wówczas z całą bezwzględnością. Jak nie przymierzając Rosja, też cierpliwie znosząca prowokacje na ile jest możliwe i starająca się zapobiec eskalacji.
Nic innego nie widzę, jako alternatywy. Jakoś to musi samo z siebie wypracować. Pożyjemy – zobaczymy?
Istotą sprawy, jest nieposzanowanie prawa własności, przez instytucje państwowe. Pomimo istenienia przepisu konstytucji, który tylko w niektórych przypadkach prawo własności ogranicza, to jednak samego praawa własności nie znosi. I tu dochodzimy do działań aparatu państwowego i tworzonego prawa, które pozakontytucyjnie narusza prawa własności.
Kiedy przeczytałem sam tytuł tego artykułu, dokładnie ten sam przykład, który wykazał dr. Śliwiński przyszedł mi na myśl.
Oprócz wrogich przejęć, w których widać aktywne uczestnictwo elit i aparatu państwowego i żadnych działań temu procederowi się sprzeciwiającemu, są też i inne, które wpisują się w obraz kolonizacji a może raczej kolejnego rozbioru Polski.
Proszę zauważyć, że mamy niby jakiś urząd antymonopolowy, a pomimo to rynek medialny został zmonopolizowany przez dwa niemieckie koncerny wydawnicze. Przypadek, ślepota, głuchota?
Dobrze byłoby, gdyby Autor opublikował remedium i podał jakiś, jego zdaniem dobry przykład kraju i przepisów, które skutecznie bronią własne przedsiębiorstwa przed wrogimi przejęciami.
Pozdrawiam.