Kilka kolejnych wpisów chciałbym poświęcić idei tzw. Międzymorza, które co najmniej podskórnie, ale stale towarzyszy polskiej myśli politycznej.
Międzymorze funkcjonuje w polskiej mitologii narodowej jako substytut dawnej Rzeczpospolitej Obojga Narodów, jak to nazwał w swojej historii alternatywnej Ziemowit Szczerek „obszaru, na którym każdy ma prawo czuć się Polakiem”. Jest to wszakże wynik całkowicie bezrefeksyjnego i ahistorycznego spoglądania na mapę Europy Środkowo-Wschodniej w sposób następujący: dawnej Rzeczpospolitej już nie ma, zaś na jej obszarze poza Polską są Litwa, Łotwa, Estonia, Białoruś i Ukraina. A zatem wystarczy połączyć te kraje w ramach „Międzymorza” by zniweczyć skutki rozbiorów drugiej połowy XVIII wieku.
Drugi, a jednocześnie nakładający się na poprzedni sposób rozumowania wygląda następująco: Polska jest wprawdzie średniej wielkości krajem, ale wobec Rosji ( nawet ograniczając się do jej części europejskiej ) niewielkim i stale przez nią zagrożonym. Na szczęście wystarczy mechanicznie połączyć się z Ukrainą ( por. POL-UKR albo UKR-POL wg pomysłu Michnika ), by podwoić liczbę ludności i potroić zajmowany obszar. Dołączmy jeszcze Białoruś i państwa bałtyckie, a jeszcze pozostałe państwa korony jagiellońskiej, a jeszcze Rumunię i jak widać na mapie, zakładamy Rosji podwójnego nelsona i na stale odpychamy ją na wschód ku mroźnym obszarom pierwotnego Księstwa Moskiewskiego. Jest to wprawdzie naiwny sposób myślenia jeśli nie dziecka z podstawówki, to gimnazjalisty ( sam pamiętam, jak pacholęciem będąc, snułem takie wizje wpatrzony w szkolny atlas historyczny ), ale bywa też podzielany przez współczesnych „ekspertów” i domorosłych geopolityków – dla przykładu związany z „Gazetą Polską” miesięcznik „Nowe Państwo” przedstawia sobą dokładnie taki sposób myślenia, wspierając się przy tym takimi autorytetami jak znakomity historyk i publicysta, ale bardzo kiepski polityk prof. Andrzej Nowak.
Zwolennicy bezrefleksyjnie czy mechanicznie pojmowanego Międzymorza nie pamiętają o podobnej – przynajmniej jeśli chodzi o zakres terytorialny – ale niemieckiej koncepcji zagospodarowania tego obszaru w ramach planu Mitteleuropa. Jądrem owej Mitteleuropy miała być rozciągająca się od Bałtyku po Morze Czarne tzw. Federacja Wschodnioeuropejska czyli Judeopolonia, która ostatecznie rozwiązałaby w sposób pomyślny dla Niemców „problem polski” ( Endloesung der Polenfrage ), przytłaczając ją kamieniem grobowym.
Dlatego też zanim krzykniemy hurra i skoczymy, zastanówmy się dokąd i czy widać dno.
Na początek polecam poniższą analizę Antoniego Koniuszewskiego z Myśli Polskiej pt:
Tak jak w wiekach średnich frankońskie imperium Karola Wielkiego podzieliło się na Franków Zachodnich i Wschodnich i z tego podziału powstały dwa narody: francuski i niemiecki; tak w ciągu ostatniego okresu wśród wschodnich Słowian ukształtowały się trzy nacje: Rosjanie, Małorusini (Ukraińcy) oraz Białorusini. I tak stosunkowo nowa rzeczywistość wydaje się mieć trwały i chyba nieodwracalny charakter?
Trzeba z tym po prostu żyć i próbować budować słowiańską jedność, uwzględniając tę okoliczność. Dlatego zmasowany atak Zachodu na Ukrainę i zmuszanie Moskwy do bezwzględnej i krwawej interwencji miał na celu postawienie między Rosją a Kijowem nieprzezwyciężalnych murów. Gdyby zaś to północne imperium działało bojaźliwie i biernie , w dalszej kolejności demokratyzacja miała dotknąć Mińska. Rosja zachowała jednak wystarczająco zimną krew, zajęła Krym i wywołała na Ukrainie wojnę domową, przy umiarkowanym własnym zaangażowaniu, ku widocznej wściekłości Waszyngtonu.Wszystko jest więc wciąż w grze i Moskwa w stosunku do Rusinów ma nadal czystą kartę. Zatem jakaś forma konfederacji tych wschodnich ludów jest wciąż możliwa.
Polska nie będzie miała na to żadnego większego wpływu; niestety spełniamy podrzędną rolę przysłowiowego psa, którego od czasu do czasu Zachód spuszcza ze smyczy. Wysuwana raz po raz myśl o Międzymorzu to najzwyklejszy wybieg, by na poślad zanęcić polską rybę. I nic więcej. Nie mamy bowiem realnych atutów, by porwać się na takie nierealistyczne, w tym przypadku, cele. Skoro tak: jaki może być bieg wypadków? Na widnokręgu widzimy dwa scenariusze. W pierwszym Rosja powraca do jakiejś formy bliższego związku z Białorusią oraz z Ukrainą i przez to właściwie w jakiejś miękkiej formie odtwarza swoją mocarstwową pozycję na terenach byłego Związku Radzieckiego. Wówczas naturalną koleją rzeczy Warszawa nie uniknie statusu państwa w niemałym stopniu uzależnionego od dyspozycji płynących z Kremla. Jednak będzie to pozycja jednego z istotniejszych sojuszników i bramy wiodącej do Berlina oraz dalej. Coś znacznie lepszego niż status Finlandii podczas zimnej wojny.
Co ważniejsze, substancja narodowa będzie mogła rozwijać się bez znaczniejszego skrępowania, z korzyścią dla polskiej racji stanu. Gdyby jednak Rosja przegrała i Mińsk oraz Kijów stały się dla Atlantydów terenem neokolonialnej eksploatacji, los Warszawy byłby przesądzony. Przecież nikt nie dopuściłby nas do grona beneficjentów tej geopolitycznej zmiany. Wówczas przyszłość samego narodu stanęłaby pod sporym znakiem zapytania. Bylibyśmy w okrążeniu między Niemcami a ich koloniami od Estonii aż po Krym. Na szczęście wciąż wybór w dużym zakresie należy do nas. Ale na jak długo?
Antoni Koniuszewski
Myśl Polska, nr 11-12 (13-20.03.2016)
PS
Jestem zwolennikiem tezy, że historia jest nauczycielką życia ( historia vitae magistra ) i że same nasze dzieje podpowiadają nam, jaką politykę powinniśmy prowadzić w narysowanej wyżej sytuacji. Uważam też, że odrzucając suflowaną nam dziś przez obce agentury i dobrze chcących dzieciaków o stonowanym intelekcie utopię Międzymorza zyskujemy większą swobodę ruchu niż by to miało wynikać z analizy pana Koniuszewskiego.
Na początek musielibyśmy jednak przestać sami sobie szkodzić – jak w medycynie: primum non nocere! i np. zlikwidować Biełsat ( no chyba że z szacunku dla s. p. ojca pani Agnieszki Romaszewskiej musimy utrzymywać tę antypolską stację – no ale wtedy chociaż niech ktoś zdemontuje anteny, niech się kręci, ale bez emisji) i uzyskać od Łukaszenki zielone światło dla odbudowania struktur organizacyjnych tamtejszych Polaków.
W miejsce darmowej łaski Amerykanom unormować stosunki z Rosją, zaś w miejsce finansowania banderlandu i tamtejszych żydowskich oligarchów przeznaczyć środki na Polaków na wschodzie i na odbudowę ich dziedzictwa kulturowego.
Tyle na początek.
Jak powiada kaznodzieja salomonowy Kohelet: jest czas siania i czas zbierania … a kaznodzieja blogowy: jest czas ekspansji i unii neo-jagiellońskiej, ale jest najpierw czas wewnętrznego wzrastania i krzepnięcia.
Jeśliby król Łokietek chciał tworzyć unię z Litwą, to oba kraje padłyby ofiarą Zakonu.
Jeśliby król Kazimierz Wielki zdecydował się na militarną konfrontację z Zakonem, to dzis wszyscy mówilibyśmy po niemiecku.
Ale kiedy pojawiła się możliwość zajęcia Rusi Halickiej, to tylko wewnętrznie silne i prężne Królestwo Polskie mogło tego dokonać!
Jakimże sposobem mielibyśmy dokonać dziś dzieła przemodelowania Europy Środkowo-Wschodniej, jeśli za namową miejscowych judaszów byle łachudra, byle belgijski Guj wtrąca się w nasze wewnętrzne sprawy, pokrzykuje, grozi, a cała polskojęzyczna prasa niemiecka ( przy braku polskiej ) odbija te groźby echem, że aż cały naród podwija ogon.
Chcemy zakładać podwójnego nelsona Rosji, a bez decyzji brukselskich urzędników nie tylko nie wolno nam zbudować kawałka obwodnicy u siebie, ale polski baca nie może przekroczyć narzuconego mu kontyngentu bryndzy???
Bryndza, Mości Panowie, a nie Międzymorze, bryndza!
KOMENTARZE
Międzymorze
To się sza darmo zrobi, w tym celu należy:
1. Zrobić co się da (a da się sporo), żeby pokumać się z Baćką”. Białoruś czeka cierpliwie, ale kiedyś to okienko się skończy! Baćka się nawet zniżył do rozmowy z tym naszym pożal się Boże ministrem!
2. Z Węgrami żeby się pokumać, to nic nie trzeba robić, trochę dyskretnej propagandy, n.p.: wybrać Orbana na prezydenta i już
3. Poczekać rok ,dwa, a reszta Międzymorza sama się zrobi
4. Do rozmów z Ukrainą (o ile jeszcze będzie coś takiego) wrócić za 20 lat
bodziopl 21.04.2016 19:30:14
Moim zdaniem
Najważniejszą różnicą miedzy Rzeczpospolitą a sztucznie wciskanym w nasze głowy Międzymorzem jest cel powstania tych dwóch podobnych
do siebie tworów. Jakby takie same ale całkowicie różne. Celem założenia
Międzymorza jest nic innego jak obce interesy czyli trzymanie w szachu Europy i Rosji względem różnych amerykańskich i korporacyjnych korzyści. To znaczy środkowy palec dla Polski. Celem założenia Rzeczpospolitej była obrona słabszych obszarów przed wcieleniem do innych obcych “państw”.
Na zwrócenie uwagi napawa fakt iż ponieważ Rzeczpospolita upadla pod brutalnym naporem sil obcych jej wartości oraz sama idea wolności nie upadła ani się nie zdewaluowała. To właśnie tylko na tej podstawie,
wolności narodowej i bezpieczeństwie, można odtworzyć Rzeczpospolitą ale nie Międzymorze.
Nie tylko “Baćka” takim rozwiązaniem jest zainteresowany i czeka na pierwszy ruch. Kilka lat temu Litwa, Łotwa i Estonia wręcz “prosiły” o
tego rodzaju pomoc. Rząd Polski odwrócił się jednak do nich dupą.
Stara Baba 21.04.2016 20:31:52
( http://www.atlanticcouncil.org/blogs/new-atlanticist/how-to-solve-ukraine-s-security-dilemma )A czy ktoś z Mości Panów dumających o Międzymorzu tą bajkę pamięta?
” ‘Mnie to kadzą’ – rzekł hardzie do swego rodzeństwa
Siedząc szczur na ołtarzu podczas nabożeństwa.
Wtem, gdy się dymem kadzidł zbytecznych zakrztusił,
Wpadł kot z boku na niego, porwał i udusił.”
A dla Waszeciów, co to się na poezyji nie znają, pozostaje tylko bryndza.
Opublikowano za: http://macgregor.neon24.pl/post/131200,miedzymorze-nie-pomoze-a-glupiemu-zaszkodzi
Pewne rzeczy się zgadzają, mnie zdarzyło się myśleć o międzymorzu w gimnazjum. Obecnie stwierdzam, po przeczytaniu pewnych pozycji historycznych, że te wszystkie wschodnie narody powstały z polityki dziel i rządź. Prusy w połowie XVIII w. wysyłały do nas szpiegów, buntujących Ukraińców, kiedy mieliśmy problemy z królami i wybrano nam protoplastę pana prezydenta Komorowskiego. Kiedy weźmiemy pod uwagę, że “polityka buntowania” nasiliła się w XIX wieku, między Rosją a Niemcami, to zauważymi takie niuanse, że np. Litwini byli promowani na urzędników częściej niż Polacy, że jedne grupy były bardziej uprzywilejowane od drugich, że Ukraińcy byli buntowani nie przeciwko Polsce, a przeciwko Rosji. Rosja i Niemcy grały sobie naszymi narodami, starą maksymą “dziel i rządź”. W większym stopniu grali Niemcy jak Rosjanie. Teraz przybywa kolejny manipulant w postaci Stanów Zjednoczonych. Co mam się jednać z Ukraińcami i wziąć fanatyczkę Bandery za żonę? Ah… już chyba świętego Bandery, strzelam, patrona rzeźników i fabryk wędliniarskich…???!!! Bryndza to jedno, nie należy nic robić dopuki nie postawi się stopy na innym ciele niebieskim niż Ziemia, bądź nie będzie się jeździć samochodem z napisem Polonez rocznik 20xx, w przeciwnym wypadku będziemy kontrolowanym międzymorzem.