Demokracja krajów kolonialnych Zachodu: Wielkiej Brytanii, USA, Francji, Hiszpanii, Holandii, Portugalii, Belgii, Włoch i Niemiec zasługuje na miano demonokracji, czyli rządów demonów. Te kraje, a przede wszystkim Anglosasi (Wielka Brytania i USA) wymordowały na wszystkich kontynentach, co najmniej kilkaset milionów ludzi w czasie podbojów kolonialnych. Na samym tylko kontynencie amerykańskim wymordowano około 100 milionów Indian. Dokumentuje te ludobójstwo m.in. książka Noama Chomskyego pt. „Rok 501. Podbój trwa.” Ludobójstwo Niemiec i Japonii w obu Wojnach Światowych, zainscenizowanych i sprowokowanych przez Syjonoanglosasów ma w porównaniu – skalę wielokrotnie mniejszą. Tyle że historię piszą, a raczej fałszują zwycięzcy.
Obecnie te ludobójstwo odbywa się zarówno metodami łatwo dostrzegalnymi:
- jak wojna i terroryzm ( Libia, Irak, Syria, Afganistan, Serbia, Jugosławia, Wietnam, Laos, Kambodża, Korea, i kilkadziesiąt innych)
- oraz bardziej wyrafinowanymi: jak konwencjonalną medycyna, w tym szczepionkami, GMO ( żywnością genetycznie manipulowana – czyli bronią biologiczną) konserwantami w żywności, pestycydami w uprawie roślin, hormonami i innymi środkami w żywieniu zwierząt, smugami chemicznymi (chemtrails ), neoliberalizmem, jako ekonomicznym ludobójstwem i innymi metodami.
Kraje kolonialne i ich ludność ma poczucie “wyższości” cywilizacyjnej wobec ludności pozostałej na całym świecie. Ale to za mało: Syjonoanglosai mają jeszcze ogromnie dużo bezczelności, aby mówić i bezwstydnie narzucać innym narodom tą “demokrację” jako propagandowa przykrywkę osłonową dla podporządkowania sobie innych krajów: uzależnieniem politycznym, ekonomicznym, technologicznym albo terrorem i wojną.
O tych metodach nie tylko wiedział i wie Kościół Katolicki i inne religie Chrześcijańskie, ale brały i biorą w nich czynny udział i jednoznacznie nie sprzeciwiają się tym metodom, sprzecznym z Dekalogiem.
Poniżej opisany przykład ludobójstwa Indian kanadyjskich ze znaczącym udziałem Kościołów Chrześcijańskich, w tym Kościoła Katolickiego, jest tego przykładem i trwa do dzisiaj.
Wstęp do zasadniczego tekstu napisany został przez Polaka, który osobiście się zetknął z tym w Kanadzie. Zasadniczy tekst oparty jest na czterech źródłach: “The Guardian”, HRW, Amnesty International, CBC i opublikowany został na portalu wirtualnej polski.
Redakcja KIP
Wstęp
Otrzymałem i z niedowierzaniem przesyłam. Pozdrawiam.
J.J.
To co podsyłam poniżej jest jak najbardziej prawdziwe i autentyczne. Więcej – nie ma tam szczegółów, na przykład w sprawie postępowania wobec indiańskich dzieci, które przymusowo odbierano rodzicom i wynaradawiano oraz głodzono – celowo!!! – w tzw. residential schools czyli szkołach z internatem.
Podam tylko dwa fakty, potwierdzone w czasie mej wizyty dwa tygodnie temu na terytorium Sześciu Narodów w Brantford, w Ontario. Nie używam nazwy rezerwat Sześciu Narodów, bo uważam ze taka nazwa może być użyta tylko w stosunku do zwierząt czy roślin, ale nie do ludzi. To bardzo poniżające określenie.
Jako grupa nauczycieli, z mego wydziału oświaty, zwiedzaliśmy taką “szkole”. Ta szkoła była prowadzona przez Kościół Anglikański od 1835 do 1970, gdy ja wreszcie zamknięto. Na marginesie – tego typu szkoły w 60% prowadził Kościół Katolicki, przy czym wielu księży było tam “nauczycielami”.
Oto owe dwa fakty:
1) w specjalnym pomieszczeniu zamykano wybraną parę chłopców, która musiała walczyć ze sobą. Informowano ich, ze tylko jeden może wyjść stamtąd żywy.
2) za używanie indiańskiego języka karano przekłuciem języka przy pomocy igły lub szpilki.
Od mych indiańskich przyjaciół znam te sprawę od roku 1991, kiedy poszukałem z nimi kontaktu po wydarzeniach w Kanadzie, z roku 1990 (konflikt w Oka). Te wydarzenia otworzyły mi oczy na sytuacje Indian tutaj.
Od tego czasu zabrałem się za aktywne ich popieranie w obu szkołach, szczególnie w kanadyjskiej, prowadząc na lekcjach obszerne wykłady na temat ich historii i kultury z uwzględnieniem czasów współczesnych.
Jest to mój wkład, a zarazem udział w procesie pojednania pomiędzy społecznościami przybyłymi spoza Kanady i ich autentycznymi mieszkańcami, procesie, który toczy się tutaj od około dwóch lat.
Na kwiecień zaprosiłem do szkoły kanadyjskiej, na spotkanie z paroma starszymi klasami (w ramach historii Kanady i przedmiotu pt. Religie świata), jednego z przedstawicieli narodu Ojibwa.
Tekst poniższy znalazłem w dzisiejszej Wirtualnej Polsce. Wysyłam go także dla Polaków mieszkających w Kanadzie, bowiem wielu z nich nie wie dostatecznie o tych wydarzeniach i o procesie pojednania.
J.J.
Tysiące zabitych i zaginionych kobiet - Kanada chce się rozliczyć z ataków na rdzenną ludność
- Władze Kanady obiecały śledztwo ws. zabitych i zaginionych Indianek i Inuitek
• Ofiar wśród kobiet rdzennych społeczności może być nawet 4 tys.
• Aktywiści od lat alarmują, że znalazły się one w grupie ryzyka
• Władzom wytyka się dyskryminację pierwotnych mieszkańców Kanady
Amanda Bartlett ma ciemnobrązowe oczy i czarne krótkie włosy. Rodzina szuka jej od 1997 r. Gdy dziewczyna zaginęła, miała 17 lat. Claudette Osborne przepadła bez wieści w 2008 r., miała wówczas 22 lata i była już matką czwórki dzieci. Jej bliscy przyznają, że miała problemy z narkotykami. Próbują ją jednak odnaleźć ze wszystkich sił – wyznaczyli nawet 20 tys. dolarów nagrody z informację, gdzie jest Claudette. Marie Kreiser ma charakterystyczny tatuaż na lewym nadgarstku – literę “M”. Miała 49 lat, gdy zaginęła – był rok 1987. Do dziś nie wiadomo, co się dzieje z tą matką pięciorga dzieci.
Wszystkie te kobiety dzieli wiele, ale łączy jedno – należały do różnych grup rdzennej ludności Kanady, Indian, Inuitów czy Metysów.
Na stronie Kanadyjskiego Stowarzyszenia Kobiet Rdzennej Ludności (NWAC), które zamieściło informacje o zaginionych, są w sumie dane kilkunastu kobiet. Ale to i tak zaledwie kropla w morzu. Według statystyk kanadyjskiej policji w ciągu ostatnich trzech dekad zostało zamordowanych lub zaginęło w sumie ok. 1200 kobiet wywodzących się z autochtonicznych grup. NWAC podaje jednak dużo wyższą liczbę ofiar – 4 tys. Już ta rozbieżność pokazuje część problemu.
Patologia rodzi patologię
Kobiety rdzennej ludności Kanady są kilkakrotnie bardziej narażone na to, że padną ofiarą morderstwa niż inne mieszkanki tego kraju. Według rządowych danych za rok 2014, które w listopadzie przytaczała kanadyjska stacja CBC, aż sześciokrotnie. To zagrożenie dotyczy zresztą również autochtonicznych mężczyzn. Jak podawało CBC, dwa lata temu aż 23 proc. wszystkich ofiar zabójstw w kraju to osoby należące do grup rdzennej ludności, przy czym stanowią one zaledwie około 5 proc. populacji Kanady. Spory (32 proc.) był również odsetek autochtonów wśród oskarżonych o mordy. Jak to się stało, że rdzenna ludność Kanady wpadła w taki wir przemocy?
Organizacje Indian oraz obrońcy praw człowieka wymieniają cały szereg przyczyn fatalnej sytuacji autochtonicznych mieszkanek Kanady, które sprawiają, że są one bardziej zagrożone. Większość z nich wydaje się jednak sprowadzać do jednego – rasizmu i dyskryminacji, które wystawiły kobiety na większe ryzyko, zepchnęły część rdzennej kanadyjskiej ludności na margines społeczny lub sprawiły, że sprawcy ataków czuli się bezkarni. A korzenie takiego stanu są naprawdę głębokie.
Aktywiści i sami autochtoni wymieniają m.in. destrukcyjny wpływ na całe pokolenia pierwotnych mieszkańców Kanady przymusowego wysyłania dzieci do specjalnych szkół z internatami. Takie ośrodki, opłacane przez władze i prowadzone przez Kościół, głównie rzymskokatolicki, działy w Kanadzie od 1883 do 1996 roku (choć program był w dużej części wygaszany już w latach 80. ubiegłego wieku). W tym czasie przez takie szkoły przewinęło się około 150 tys. autochtonicznych dzieci, które odcinano od rodzin. Kanadyjska Komisja Pojednania to, co się działo w tych placówkach, nazywała wprost “kulturowym ludobójstwem”. Dzieciom miano zabraniać mówić w ojczystych językach ich ludów, do tego doszły kiepskie warunki w placówkach, gdzie podopieczni cierpieli przez niedożywienie i choroby. Pojawiły się oskarżenia o poważne nadużycia, w tym molestowanie seksualne. Według danych Komisji 6 tys. podopiecznych zmarło w czasie trwania programu.
– Niczego nie nauczyłam się w szkole Guy Hill poza modlitwą “Ojcze nasz” i śpiewaniem hymnu. To moje dzieci nauczyły mnie czytać i pisać – tak swój pobyt w jednej z takich placówek wspominała w rozmowie z brytyjskim dziennikiem “The Guardian” Sue Caribou, która miała siedem lat, gdy oddzielono ją od rodziców. Jak twierdzi, w szkole padła ofiarą gwałtów. Patologia zrodziła dalszą patologię, bo nadużycia w przymusowych szkołach miały wpłynąć na cały szereg kolejnych społecznych problemów, od alkoholizmu i narkomanii, przez prostytucję, po dalszą przemoc. To jednak nie wszystko.
Według mediów i organizacji analizujących źródła zagrożenia dla autochtonicznych kobiet także system rodzin zastępczych, do których wysyłano odbierane rodzicom dzieci, okazał się – jak pisze “The Guardian” – dysfunkcyjny. Przemoc, również seksualna, z którą spotkały się maluchy naznaczyła ich dalsze życie. Niektóre dziewczynki wpadły w narkotyki, wystawiając się na dodatkowe ryzyko.
Tymczasem sprawy przejmowania opieki na dziećmi autochtonów przez władze i rodziny zastępcze nie są marginalne. Według CWRP, kanadyjskiego serwisu zbierającego dane na temat sytuacji dzieci, w latach 2007-2008 w Kolumbii Brytyjskiej 52 proc. maluchów, które znalazły się pod opieką rządu miało pochodzenie z grup rdzennej ludności, choć w całej prowincji stanowią one zaledwie 8 proc. wszystkich dzieci.
Naznaczone problemami
Organizacja Amnesty International już w 2004 r. opublikowała raport na temat mordów i zaginięć kanadyjskich Indianek, Inuitek i Metysek pt. “Skradzione siostry”. Oto, co obrońcy praw człowieka piszą w jednej z konkluzji: “społeczna i ekonomiczna marginalizacja kobiet należących do rdzennej ludności, wraz z historią rządowej polityki, która rozdarła rdzenne rodziny i społeczności, sprawiły, że nieproporcjonalnie wysoka liczba autochtonicznych kobiet znalazła się w niebezpiecznych sytuacjach, żyje w skrajnym ubóstwie, jest bezdomna czy prostytuuje się”.
Lata mijały, a sytuacja kanadyjskich Indianek, Metysek i Inuitek się wcale nie poprawiała. Według statystyk przytaczanych przez Human Rights Watch, w 2006 r. bezrobocie wśród kobiet należących do rdzennej ludności było dwukrotnie wyższe niż wśród innych mieszkanek Kanady. Także procent nieukończenia szkoły średniej w grupie powyżej 25 roku życia był wyższy wśród autochtonek niż pozostałych kobiet.
To właśnie z tych wszystkich powodów Indianki, Metyski i Inuitki mają być bardziej narażone na przemoc tak z rąk sprawców należących, jak i nienależących do grup rdzennej ludności. Jest jednak jeszcze jeden powód, przez który kanadyjskie Indianki, Metyski i Inuitki są bardziej zagrożone – rasizm samej policji. Już lata temu raport AI podkreślał, że służby mundurowe nie zapewniają rdzennym kobietom należytej ochrony. Według przedstawicieli pierwotnych mieszkańców Kanady, “wielu policjantów nie postrzega członków rdzennych społeczności jako wspólnot zasługujących na ochronę, ale jako grupę, przed którą należy bronić resztę społeczeństwa” – opisywało AI.
Dekadę po raporcie AI na temat mordów i zaginięć kobiet ukazał się podobny dokument innej organizacji broniącej praw człowieka Human Rights Watch. Tyle że skupiono się w nim właśnie na nadużyciach ze strony policji. Obraz, który się wyłania z raportu jest przerażający. Aktywiści oskarżają w nim funkcjonariuszy służb mundurowych nie tylko o niechronienie Indianek, Metysek i Inuitek, ale i to, że ignorowali zgłoszenia o przemocy, a nawet sami nadużywali wobec nich siły czy wykorzystywali je seksualnie.
– Zagrozili, że jeśli komuś powiem, wywiozą mnie w góry i zabiją, sprawią, że to będzie wyglądało jak wypadek – mówiła aktywistom kobieta opisana w raporcie HRW jako Gabriella P. Twierdziła, że w 2012 r. została zgwałcona przez czterech policjantów.
Aktywiści i media opisujące problem rdzennych kobiet w Kanadzie podkreślają, że autochtoniczne społeczności często najzwyczajniej nie ufają służbom mundurowym, przez co czasem nie decydują się nawet zgłaszać przestępstw. A nawet jeśli kobiety dzwonią po pomoc, jak opisuje HRW, mogą się spotkać ze strony policji z oskarżeniami, że same się przyczyniły do tego, co je spotkało, bo np. były pod wpływem odurzających substancji. Policję oskarża się też w raporcie o nienależyte prowadzenie dochodzeń ws. zaginięć. To może być jedna z wielu przyczyn, dlaczego statystki policyjne i organizacji ludności rdzennych tak bardzo się różnią ws. mordów i zaginięć. Choć na pewno nie jedyna.
Będzie śledztwo
Pierwotni mieszkańcy Kanady od lat domagają się śledztwa w sprawie zabójstw i zaginięć Indianek, Metysek i Inuitek. Poprzedni konserwatywny rząd długo się przed nim wzbraniał. Ostatnia zmiana władzy przyniosła jednak rdzennej ludności nową nadzieję. W grudniu liberalny premier Justin Trudeau obiecał, że będzie osobne postępowanie ws. ataków na kobiety pochodzące z rdzennych społeczności. Nim jednak ono ruszy, zaproszono rodziny ofiar i przedstawicieli społeczności pierwotnych mieszkańców Kanady do szerokich konsultacji.
Przed śledczymi niełatwe zadanie – tysiące spraw na przestrzeni dekad i konfrontacja z mrocznymi kartami kanadyjskiej historii. Być może część bliskich ofiar w końcu otrzyma odpowiedzi na pytania, które dręczą ich od lat. Ale stawką jest nie tylko rozliczenie z przeszłością.
W swoim raporcie sprzed kilkunastu lat Amnesty International opisało historię dwóch zamordowanych kobiet z jednej rodziny – 19-letniej Helen Betty Osborne, która została napastowana i brutalnie zamordowana w 1971 r., oraz jej kuzynki, 16-letniej Felici Solomon, która zginęła 30 lat później. Szerokie śledztwo ma przede wszystkim sprawić, by takie dramaty nie spotkały kolejnych pokoleń kanadyjskich Indianek, Metysek i Inuitek.
Źródło: “The Guardian”, HRW, Amnesty International, CBC
PS. Polecamy dla Dociekliwych i Samodzielnie Myślących przeczytanie i przeanalizowanie, co najmniej zamieszczone na poniższych linkach teksty o zjawiskach cywilizacyjnych i zachodzących na Ziemi procesach oraz wpływie na nie – globalnych jawnych i tajnych organizacji sieciowych. Obraz, który się pojawi z połączenia wielu „puzli” w całość, będzie szokujący, zwłaszcza dla tych, którzy wierzą w kłamstwa mendiów ( jako instrumentu w „zorkiestrowanej” propagandzie globalistów NWO), polityków, edukacji na wszystkich szczeblach, pielęgnując własne lenistwo umysłowe i zwyczajne tchórzostwo. Zalecamy czytanie i analizowanie w podanej kolejności.
https://www.klubinteligencjipolskiej.pl/2016/02/wiwisekcja-wspolczesnego-zachodniego-spoleczenstwa/
https://www.klubinteligencjipolskiej.pl/2015/11/dominacja-psychopatow-na-wysokich-stanowiskach/
https://www.klubinteligencjipolskiej.pl/2016/02/ludobojstwo-indian-w-kanadzie-trwa-do-dzis/
https://www.klubinteligencjipolskiej.pl/2015/10/nowa-globalna-religia-1/
https://www.klubinteligencjipolskiej.pl/2015/10/transhumanizm-pulapka-dla-ludzkosci/
https://www.klubinteligencjipolskiej.pl/2016/02/po-ktorej-stronie-stoi-kosciol/
Wnikliwe przestudiowanie i przemyślenie zawartych treści zaoszczędzi czytania kilkudziesięciu tysięcy stron, w tym zwłaszcza gazetowej „sieczki”, gdzie ważna prawda ukryta jest w mieszance wielkich kłamstw z mało ważną prawdą, która służy jedynie uwiarygodnieniu wielkich kłamstw.
Więc trzeba czytać i analizować, analizować, analizować… i wydobywać ważną prawdę na powierzchnię oraz … realizować według zasady australijskich Aborygenów: „Musisz stać się tą zmianą, którą chcesz widzieć w świecie.”
Redakcja KIP
W Kanadzie “First Nation”, czyli pierwsi mieszkancy tych ziem maja wlasny rzad i calkowicie rzadza sie na terenach zwanych rezerwatami, a wlasciwie sa to “mini panstwa w panstwie”, z tym ze dostaja dotacje od panstwa i nie placa zadnych podatkow. Rzad buduje im kasyna gry, z ktorych czerpia dodatkowe dochody (np. w Casino Rama na Polnoc od Toronto, na przedmiesciach Calgary…. itd). Do pracy garna sie tak, jak islamscy przybysze w Europie. wytaczaja tylko rzadowi proces za procesem, zadajac dalszych pieniedzy za tereny, od ktorych nie dostali jeszcze pieniedzy. Policja i urzednicy kanadyjscy nie maja wstepu na teren rezerwatow. Wodzowie poszczegolnych plemion nie chca aby ich kobiety uczyly sie, ale tylko rodzily dzieci i prowadzily domy. Moga poruszac sie po calej Kanadzie jak wszyscy obywatele i jesli komus sie nie podoba w rezerwacie to moze zamieszkac gdzie chce i podjac prace. Na zeznaniach podatkowych klikaja na odpowiedni kwadrat, ze sa “First Nation”, – nawet jest tylko jeden dziadek lub pradziadek byl z tego pochodzenia, by nie placic podatku, lub ten podatek zostanie zwrocony. Tereny rezerwatow najczesciej granicza z innym rezerwatem po stronie Amerykanskiej (USA) i przez ta otwarta granica, kontrolowana przez Indian trwa przemyt broni, papierosow…itd, a zwlaszcza narkotykow. Kobiety buntuja sie przeciw tradycji, chca miec “nowoczesna” rodzine i meza nie uzaleznionego od alkoholu i narkotykow. Uczciwosc i przeciwstawianie sie starszyznie, (kierujaca przemytem) jest nie do pomyslenia… -Oczywiscie musza liczyc sie z konsekwencjami jesliby grozily ze sie poskarza (najczescie gina bez sladu, brak takze zwlok). Dla osob z zewnatrz lepiej nie udawac sie do rezerwatow (zwlaszcza po zmroku) , chyba ze handluje sie z nimi narkotykami, papierosami, alkoholem, bronia… itd lub sie zywym stamtad nie wychodzi. Policja najczesciej patroluje tereny na zewnatrz rezerwatow, rejestrujac numery rejestracyjne samochodow, jesli te same samochody wjezdzaja i wyjezdzaja z rezerwatow regularnie, a wlasciciel ma juz jakies rekordy w kartotece (zwlaszcza w handlu narkotykami) to moze spotkac go zatrzymanie i skontrolowanie samochodu. Policjanci musza byc ostrozni, bo falszywe oskarzenie to duze odszkodowania….. – Amnesty International to lewaki, ktore dostaja duze dofinansowania z calego swiata i musza sie wykazac. Ja im nie za bardzo ufam, bo gdyby mieli choc jeden 100% dowod (winy policji) to bylyby procesy (wielomilionowe odszkodowania) i “rozglos” na caly swiat ! Jesli slyszeliscie , ze tylko 2 rzeczy sa w 100 % pewne : smierc i podatki, to w tym drugim przypadku w Kanadzie jest wyjatek – sa ludzie , ktorzy ich nie placa (“First Nation”), nie obowiazuje ich kanadyjskie prawo, moga polowac, lowic ryby na terenie calego kraju, bez zadnych licencji, a jak spowoduja wypadek, usmierca kogos to spierniczaja do rezerwatu… – Tam sprawiedliwosc ich nigdy nie dosiegnie…-Np znajomy z Brampton wynajal mieszkanie w bejsmencie rodzinie indianskiej, bo on pracowal poza rezerwatem, ona byla u sasiadki, on pijany lezal na sofie, palac papierosa usnal i spalil caly dom. Sam jakos sie obudzil i uciekl, – Zapomnial tylko zabrac ze soba dwojke malych dzieciakow, ktore splonely. Starszyzna w rezerwacie bedzie go bronic przed kanadyjskim wymiarem sprawiedliwosci.