Z dr. Andrzejem Zapałowskim, historykiem, wykładowcą akademickim, ekspertem ds. bezpieczeństwa, prezesem rzeszowskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Geopolitycznego, rozmawia Mariusz Kamieniecki.
Ostatnio Donald Tusk w Parlamencie Europejskim stwierdził, że jeśli w ciągu najbliższych dwóch miesięcy Unia Europejska nie znajdzie recepty na zażegnanie kryzysu migracyjnego, to strefa Schengen legnie w gruzach…
– Proszę zwrócić uwagę, iż z kryzysem migracyjnym zmagamy się od roku, a refleksje u przywódców Unii przychodzą dopiero teraz. To świadczy o tym, iż tak naprawdę ta biurokratyczna unijna machina nie jest zdolna ani też wydolna do podejmowania szybkich decyzji. Nie ma także wiarygodnych danych wywiadowczych dotyczących potencjału imigracyjnego. Jeżeli niemieccy politycy szacują, iż w 2016 r. do Europy może chcieć się dostać ponad 6 milionów uchodźców, to nie ma się co łudzić, iż granice będą nadal otwarte i niestrzeżone przez poszczególnych członków Wspólnoty.
Wspomniał Pan, że unijna machina urzędnicza nie jest wydolna. Kto ponosi winę za kryzys migracyjny, a dokładnie rzecz ujmując, za brak jego rozwiązania?
– Winę za obecny stan ponosi przede wszystkim Komisja Europejska oraz przywódcy Niemiec i Francji. To zaniedbania tych właśnie ośrodków władzy spowodowały, a nawet sprowokowały obecny kryzys. Tutaj kłania się także bezrefleksyjne popieranie, a przynajmniej brak sprzeciwu poszczególnych europejskich rządów wobec burzenia struktur państwowych w Afryce Północnej i na Bliskim Wschodzie. Bardzo duża wina spoczywa także na Stanach Zjednoczonych, które same nie chcą przyjmować imigrantów.
Statystyki Fronteksu podają, że dziennie na terytorium UE przybywa ok. dwóch tysięcy imigrantów. Zważywszy, że mamy zimę, aż strach pomyśleć, co przyniesie wiosna…
– Z danych wspomnianej przez Pana instytucji widać, iż tylko w tym roku do Grecji przedostało się już 31 tysięcy imigrantów, a za nami dopiero połowa stycznia. Ukraina, Rumunia są obecnie zasypane śniegiem. Także Bałkany o tej porze roku nie sprzyjają osobom, które mają zamiar przedostać się do Niemiec. Może się jednak okazać, iż wiosną ruszy tak duża liczba imigrantów, wobec której żadne służby graniczne nie będą w stanie wstrzymać tego naporu i zatrzymają ich na granicy.
Jak odbiera Pan sygnał o powrocie Polski do Grupy Wyszehradzkiej, po tym jak rząd Platformy złamał solidarność tych państw?
– To jest właściwy kierunek zacieśniania współpracy w ramach Unii Europejskiej. Państwa, członkowie Grupy Wyszehradzkiej oczekują od Polski przywództwa. Wydaje się, iż w tej kwestii jest pełne zrozumienie w obecnym rządzie PiS. Pewnym problemem może być natomiast kwestia ustalenia wspólnej polityki wobec Rosji. I w tym momencie Polska musi głęboko zrewidować swą dotychczasową politykę na tym kierunku.
Kraje Grupy Wyszehradzkiej sprzeciwiają się wprowadzeniu mechanizmu automatycznej relokacji imigrantów – czyli kwotom imigrantów narzucanym z góry przez UE. Czy i jakie to może mieć przełożenie na politykę imigracyjną Unii?
– Oczywiście kwestia kwot wzbudza emocje. Większość społeczeństw państw Grupy Wyszehradzkiej zdaje sobie sprawę, iż dla Brukseli jest to wstęp do narzucenia kolejnych kwot. Jednak nie to powinno być główną troską rządów, a problem uchodźców, którzy będą chcieli przejść przez Słowację, Czechy czy też Polskę i nie zostaną wpuszczeni do Niemiec bądź też zostaną odesłani z tego kraju. Liczby, o których mówimy, to setki tysięcy osób. Jeżeli nie zatrzymamy ich na granicy, to możemy zderzyć się z sytuacją, kiedy ci ludzie nie będą już chcieli od nas wyjechać. Będą czekać na możliwość przedostania się do Niemiec. Kraje Grupy Wyszehradzkiej chcą zaapelować do państw zachodnich o rewizję dotychczasowej polityki azylowej w Europie. To, że jest to konieczność, nie ulega wątpliwości, ale czy jest to możliwe?
– Społeczeństwa Europy Zachodniej w swojej większości także oczekują rewizji tej polityki. Pytanie tylko, co Berlin w tej sprawie postanowi, bo wszystko wskazuje na to, że to tam jest główna blokada zmiany podejścia Unii do kwestii polityki azylowej. Bunt, który narasta w wielu landach Niemiec, w tym też w elitach politycznych np. Bawarii, może doprowadzić do nieprzewidywalnych skutków i wahania się w tej sprawie. Trzeba sobie postawić pytanie – co się stanie, jeżeli do Niemiec będzie się zbliżało kilkaset tysięcy imigrantów…? Czy dopiero wtedy rząd zdecyduje się na zamknięcie granic, a nawet na budowę płotów na granicach…? Może się okazać, że państwa graniczące z Niemcami ogarnie chaos, bo imigranci już się nie cofną.
Co Pan sądzi o pomyśle utworzenia wspólnej europejskiej straży granicznej?
– Ten pomysł jest spóźniony, co najmniej o kilka lat. Obecne propozycje dotyczące pozycji prawnej, która miałaby mieć ta straż, są nie do przyjęcia. Nie można wprowadzać do suwerennych państw formacji zbrojnych bez zgody poszczególnych rządów. Tymczasem obecny projekt przewiduje takie rozwiązanie. Druga sprawa to ilość planowanych funkcjonariuszy w tej formacji – czyli ok. 2000 osób. Pytanie – kogo oni mają chronić? Przyjmując trzyzmianowość pracy, to kilkuset funkcjonariuszy, którzy mogą wzmocnić służby na kilkuset kilometrach granicy. Natomiast obecnie w Europie są zagrożone tysiące kilometrów granic. To tylko pokazuje, że znów mamy do czynienia bardziej z PR politycznym niż skutecznym działaniem na rzecz ochrony granic Unii.
Czy Grupa Wyszehradzka z Polską jako liderem ma szanse być przeciwwagą dla skostniałej i w dużej mierze zużytej, żeby nie powiedzieć skompromitowanej starej Unii?
– Myślę, iż jesteśmy za słabi, aby stworzyć przeciwwagę dla państw tzw. starej Unii. Mamy jednak wystarczający potencjał, aby wspólnie z innymi państwami naszego regionu walczyć o ochronę naszych interesów. Poza strukturami Unii jesteśmy w stanie także szybciej i skuteczniej działać. Jednak musimy w tym zakresie być niezwykle solidarni i wspierać się wzajemnie na wielu frontach. Wspólnie musimy także naciskać na Rosję i Ukrainę, aby zakończono konflikt w Donbasie, bo w miarę upływu czasu będzie on nas coraz bardziej absorbował i kosztował politycznie, ale także materialnie. Naszym celem nie powinno być zmaganie się o ustrój wewnętrzny Ukrainy czy też jej granice, ale o to, aby graniczyć z państwem mającym wewnętrzną stabilizację.
Dziękuję za rozmowę.
Mariusz Kamieniecki
Artykuł opublikowany na stronie: http://naszdziennik.pl/polska-kraj/151047,nieomylny-berlin-zrodlem-chaosu-w-europie.html
Premier Holandii: Europa ma jeszcze 6-8 tygodni na rozwiązanie kryzysu imigracyjnego
Premier Holandii Mark Rutte stwierdził, że Europie zostało niewiele czasu przed wiosenną falą imigrantów, która w jego ocenie może wzrosnąć czterokrotnie w stosunku do obecnej liczby.
W swoim wystąpieniu na Światowym Forum Ekonomicznym w Davos premier Holandii stwierdził, że Europa na uporanie się z kryzysem imigracyjnym ma niespełna 2 miesiące. Jak przewiduuje Rutte za 6 do 8 tygodnii ilość osób przekraczających granicę między Turcją, a Grecją wzrośnie czterokrotnie w porównaniu do sytuacji obecnej.
Od początku roku granicę między Turcją, a Grecją pokonało 35 tys osób.
“Nie możemy dłużej jako Unia Europejska, a przynajmniej Holandia i Niemcy, poradzić sobie z takimi liczbami ludzi. Musimy nad tym zapanować.” – stwierdził Rutte.
pch24.pl/ kresy.pl
Petru obawia się przywrócenia polsko-niemieckiej granicy
Przewodniczący partii Nowoczesna jest zaniepokojony brakiem działań Polski w ochronie granic zewnętrznych Unii Europejskiej oraz eurosceptycyzmem rządu. Według niego może to doprowadzić do przywrócenia polsko-niemieckiej granicy.
Petru stwierdził – “Podniosłem kwestię tego, że brak zaangażowania rządu w ochronę granic zewnętrznych może doprowadzić do tego, że powstanie polsko-niemiecka granica wprowadzona po to, żeby uchodźcy przez Polskę nie przepływali. Mam pytanie do pani premier, co planuje zrobić, żeby nie powstała granica polsko-niemiecka. Co zrobi konkretnie, żeby nie powstała polsko-niemiecka granica. Poprzez taki polski eurosceptycyzm, poprzez brak zaangażowania się w ochronę zewnętrznych granic Unii w pełni, podkreślam, istnieje ryzyko, że powstanie polsko-niemiecka granica, co uderzy w polskich przedsiębiorców i Polskę w ogóle”
wpolityce.pl / kresy.pl
Czy Panowie Profesorowie udzielają się może w Radio Maryja?
Niektórzy, i sporadycznie
Rozumiem, pomimo że lubię słuchać i od pewnego czasu mam dużą potrzebę modlitwy, to oczywiście przy wielkim szacunku dla założyciela i całej działalności mam odczucie niedomówień w kilku tematach. Ja rozumiem, że głoszenie chrześcijaństwa powinno się odbywać jak najbardziej pokojowo, ale o sprawach niewygodnych też powinno się mówić dosadnie i bez ogródek. Tu zahaczam o sprawę takowego upolitycznienia się, jednak suma sumarum ktoś nawet tym rządzącym też powinien czasem powiedzieć co jest złe a co dobre, i że nie zawsze powinno pchać się tam gdzie nas nie chcą lub chcą nas mówiąc kolokwialnie “wydymać” (już nie mówiąc o miliardowych prezentach na wieczne oddanie). Oczywiście moim zdaniem cała reszta w RM jest jak najbardziej w porządku. Mam nadzieję na Pana krótką ripostę. Pozdrawiam.
KK, w tym tylko nieco mniej RM, są jak drogowskaz, który wskazuje drogę, ale którą sam nie chadza. Z Bogiem rozmawiać może każdy – bez pośrednika. Niestety kierunek, którym idą, niewiele lub nic nie ma wspólnego z Bogiem, lecz z władzą świecką, ale wbrew interesom Polski i Polaków !!!
W III Tajemnicy Fatimskiej jest taki schemat jaki Pan opisał. Z drugiej strony bez pośrednika nie ma pojednania…
Pozdrawiam.
O jakim pojednaniu Pan mówi ? Kto i z kim ?
Mówię o pojednaniu człowieka z Bogiem (spowiedzi świętej), którego nie będzie bez kapłana czyli pośrednika.
Sądzę, że człowiek dużo szybciej sam nawiąże kontakt z Bogiem, niż przez ludzkich pośredników, którzy wymyślili siebie jako pośredników, bo napewno nie wymyślił tego Bóg. Jak mawiał genialny polski uczony ksiądz profesor KUL Włodzimierz Sedlak: “Boga zawsze kalibrujemy według siebie, dostrzegamy go zgodnie z własną mądrością i głupotą własną, odpowiednio do naszej ludzkiej perspektywy i horyzontów ludzkich.”
Więcej myśli Sedlaka na linku: https://www.klubinteligencjipolskiej.pl/2015/06/sposob-postrzegania-swiata-i-sensu-istnienia-przez-ksiedza-profesora-kul-filozofa-i-uczonego-wlodzimierza-sedlaka/
I tu się z Panem(ami) nie zgodzę!
Większość ludzi z natury jest jak wiemy leniwa szczególnie w dzisiejszych czasach, gdyby nie Kościół i Duchowieństwo (z powołania – nie karierowicze), Chrześcijaństwo skończyło by się w 2 lata. Skoro mamy 10 przykazań, które czasem łamiemy, następstwem jest by za nie przeprosić. Nie widzę nic złego aby raz w roku pójść do spowiedzi, czy mi to w czymś uwłacza? Wiem o naciskach masonerii na KK i Papieża, ale czy mam za to ich odrzucić? Nie jestem za ślepą wiarą, powinniśmy dążyć do prawdy, a na pewno Bóg rozliczy zwierzchników władzy czy dobrze zarządzali owcami Pana czy też nie.
W nawiązaniu do Pana ostatniego komentarza:
1) 10 przykazań nie wystarczy odmawiać, czy publicznie głosić, ale trzeba je w życiu przestrzegać. Tylko ilu hierarchów je przestrzega, a oni decydują o głównym nurcie polityki Kościoła, a nie zwykli księża, czy wierni.
2) Wolnym wyborem każdego jest, czy chce chodzić do spowiedzi, czy nie, co nie jest żadnym grzechem. Coraz więcej wiernych zdaje sobie sprawę, że bardzo wielu księży spowiedników używa tej wiedzy i przekazuje służbom specjalnym w celach inwigilacji wiernych. Tak dzieje się od wieków, a obecnie ze szczególną intensywnością.
3) Wolnym wyborem każdego jest to, czy chce być owcą w stadzie, ślepo wierząc duchownym pasterzom, zwłaszcza z hierarchii kościelnej. Tylko, że to nie ma nic wspólnego z Bogiem, który do takiego posłuszeństwa nie namawiał i nie namawia. Tego posłuszeństwa od owieczek, czy baranów, wymaga duchowieństwo dla swojej władzy nad ludźmi, a Bóg na którego się powołują nie ma nic wspólnego z tym.
4) Tym komentarzem kończymy dyskusję z Panem.