Z dr. Andrzejem Zapałowskim, historykiem, wykładowcą akademickim, ekspertem ds. bezpieczeństwa, prezesem rzeszowskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Geopolitycznego, rozmawia Mariusz Kamieniecki
Sytuacja na Ukrainie staje się coraz bardziej napięta i to niekoniecznie z winy Rosji. Na zachodzie tego kraju dochodzi do krwawych starć zbrojnych z policją za przykładem wydarzenia z Mukaczewa. Kto za tym stoi?
– Sytuacja taka była do przewidzenia już w chwili rozpoczęcia działań zbrojnych w Donbasie. Część oddziałów składających się z nacjonalistów ukraińskich, mimo trwającej już ponad rok wojny domowej, nadal nie podporządkowała się ani ministerstwu obrony Ukrainy, ani też ministerstwu spraw wewnętrznych. Tworzą oni niezależny od władz Ukrainy korpus militarny podporządkowany Prawemu Sektorowi. Jeżeli wczytać się w program tego ugrupowania, to można zauważyć, że nie chce ono, aby Ukraina wstąpiła do Unii Europejskiej czy do NATO. Jest za to za powstaniem narodowego państwa ukraińskiego w granicach etnicznych. Trzeba pamiętać o tym, iż według pierwszych ideologów używających tego pojęcia, do których odwołują się dziś działacze nacjonalistyczni, tj. Włodzimierza Kujbijowicza i Stefana Rudnickiego, etniczne ziemie ukraińskie powinny mieć o ponad 1/3 większe terytorium niż te sprzed Majdanu. Należy także podkreślić, iż terminem „etniczne ziemie ukraińskie” posługują się niektórzy publicyści wydawanego w Polsce tygodnika ukraińskiego „Nasze Słowo” np. w odniesieniu do Przemyśla.
Również we Lwowie przed drzwiami dwóch komisariatów milicji doszło do eksplozji, prawdopodobnie granatów…
– Oczywiście trudno powiedzieć w tej chwili, kto był wykonawcą tych ataków. Jest prawdopodobne, iż mogli to zrobić młodzi działacze Prawego Sektora, co być może miało być zemstą za to, iż milicja walczyła w tym czasie z ich kolegami w Mukaczewie. Te zdarzenia pokazują, iż na Ukrainie nie ma dziś najmniejszego problemu z dostępem do broni i materiałów wybuchowych, a to już jest także groźne dla sąsiadów tego państwa.
Wielokrotnie podkreślał Pan, że tolerowanie czy wręcz wykorzystywanie do protestów organizacji skrajnie nacjonalistycznych może otworzyć nowy obszar konfliktu pomiędzy władzami Ukrainy. Jaki dziś, Pana zdaniem, jest najbardziej prawdopodobny scenariusz najbliższych wydarzeń?
– Istotną granicą, do której powinny się rozstrzygnąć kwestie związane z przyszłością tego kraju, jest zbliżająca się zima. Ukraina nie ma pieniędzy na zakup gazu i węgla. Pierwszy kupuje od swojego wroga zewnętrznego, czyli od Rosji, drugi od wroga bezpośredniego, tzn. separatystów. Ceny gazu dla odbiorców indywidualnych w kwietniu wzrosły o blisko 270 proc., a ceny prądu i ciepłej wody prawie o 70 proc. Warto przy tym pamiętać, że realna siła nabywcza mieszkańców Ukrainy spadła mniej więcej trzykrotnie w stosunku do sytuacji sprzed Majdanu. W kraju obserwuje się bardzo duże napięcie o charakterze przedrewolucyjnym, które jest skierowane przeciw obecnemu oligarchicznemu rządowi. Wojsko jest także częściowo zdemoralizowane, gdyż każe mu się walczyć ze współobywatelami, ale nie mają oni możliwości wygrania tej wojny. Nacjonaliści szykują się do zamachu stanu, ale na tę chwilę nie ma jeszcze odpowiedniej atmosfery, ponadto nacjonaliści nie mają wystarczających sił. Tak naprawdę na Ukrainie szykuje się drugi wewnętrzny front walk o rządy w państwie.
Dlaczego skrajni nacjonaliści działają głównie na zachodzie Ukrainy?
– Zachodnia Ukraina jest matecznikiem ukraińskiej ideologii nacjonalistycznej, która właśnie tu narodziła się przed I wojną światową i w okresie II Rzeczypospolitej. To właśnie tu przez ostatnie lata wspomniane ugrupowania łącznie otrzymywały ponad 50 proc. poparcia. Dlatego też Rosja, zdając sobie sprawę z tych sympatii, nawet w razie ponownego przejęcia wpływów w Kijowie będzie dążyła do odłączenia się tego obszaru od Ukrainy.
Czy sytuacja, z jaką mamy obecnie do czynienia tuż za naszą wschodnią granicą, zagraża Polsce?
– Klasycznymi zagrożeniami są m.in. gwałtowny wzrost przestępczości zorganizowanej w rejonie pogranicza, nasilenie się ataków terrorystycznych, gwałtowna pauperyzacja społeczeństwa, która popchnie je w kierunku postaw rewolucyjnych. Do tego należy dodać handel i przemyt broni, rajdy oddziałów nacjonalistycznych na teren Polski w razie pościgów za nimi, próby ukrywania się terrorystów nacjonalistycznych na terenie Polski i wiele innych patologii. To nie są tylko słowa, ale jest to realne zagrożenie. Pośrednią konsekwencją tej sytuacji będzie odpływ inwestycji z terenu pogranicza polsko-ukraińskiego i wzrost bezrobocia.
Słowacja czy Węgry wzmocniły granice, a w Polsce wydaje się, że rząd PO – PSL nie dostrzega bądź też nie chce dostrzec problemu…
– Jest to przede wszystkim efekt poprawności politycznej, która może jest wygodna dla polityków, ale w pewnych sytuacjach może być niebezpieczna dla społeczeństwa. Pomijając to wszystko, mam nadzieję, iż mimo głupoty polityków nasze służby odpowiednio wykonują swoje obowiązki. Niezależnie od tego, jak potoczą się obecne napięcia na Zakarpaciu, czas stabilizacji naszej wschodniej granicy na odcinku ukraińskim się kończy. Albo dojdzie do federalizacji tego kraju, na co nie ma politycznej woli, albo też dojdzie do napięć, które coraz częściej będą przybierać charakter znany nam z Ulsteru.
Dziękuję za rozmowę. Mariusz Kamieniecki
Artykuł opublikowany na stronie: http://naszdziennik.pl/polska-kraj/140585,scenariusz-z-ulsteru-niewykluczony.html
Wypowiedz się
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.