Lesław Michnowski jest twórcą nowej koncepcji cywilizacyjnej EKOHUMANIZMU, którą lansuje w Polsce i świecie od około 20 lat. Ekohumanizm jest to powszechnie wspomagane nauką i wysoką techniką partnerskie współdziałanie dla dobra wspólnego wszystkich ludzi – społeczeństw wysoko rozwiniętych i pozostałych w rozwoju w tyle, bogatych i biednych – ich następców oraz środowiska przyrodniczego.
Tą koncepcję jako alternatywę dla nieuchronnej globalnej katastrofy proponuje w poniższym filmie jako II części po zaprezentowanym na naszej stronie nagraniu pt. “Powstrzymać III Wojnę Światową część I” na linku: https://www.klubinteligencjipolskiej.pl/2015/08/leslaw-michnowski-powstrzymac-iii-wojne-swiatowa-czesc-i/
Książki Lesława Michnowskiego są dostępne w pdf na stronie: http://www.kte.psl.pl/ksiazlm.htm
Lesław Michnowski
Były Członek Komitetu Prognoz „Polska 2000 Plus”
przy Prezydium Polskiej Akademii Nauk,
Prezes Klubu Twórców Ekorozwoju przy Ludowym Towarzystwie Naukowo -Kulturalnym.
www.kte.psl.pl
leslaw.michnowski@gmail.com
Szanowny Panie Lesławie,
zapraszam Pana na konferencję “Ekonomia dobra wspólnego”, która odbędzie się 24 września (czwartek) na Uczelni Łazarskiego w Warszawie. Jest to już druga z cyklu konferencji poświęconych tematyce dobra wspólnego. Pozdrawiam. Aleksander Kisil, ask-ak[at]ask-ak.com
No i po co człowiek tak główkuje? Przecież wszystko jest i tak postanowione i przez Stwórcę uregulowane.
Nie rodzi się ludzi więcej niż się urodzić powinno, bo nie z każdego – tu dla cenzury, coby jej nie było nudno – bzykania zaraz jest dziecko nawet wówczas, gdy kobieta ma dni płodne.
Dlaczego tak jest? uważam, że na dany moment dostępna jest tylko jakaś ograniczona liczba dusz. Tak, dusz. Czyli skompresowanych energii będących niegdyś motorem napędowym człowieka, który się fizycznie skończył. I taka gotowa do przyjścia dusza nie może iść do kogoś przypadkowego, lecz muszą być spełnione warunki takie, żeby potem człowiek z tą duszą mógł się doskonalić i osiągnąć wyższy niż w poprzednim wcieleniu stopień rozwoju. U nas katolicy sprawę reinkarnacji przemilczają, bo są świadomi, że prawdy zwalczyć się nie da. A z braku argumentów reinkarnacja jest wyśmiewana. No i katolicy tym samym redukują się do roli fabryki – co będę cenzurę trudzić, na dziś wystarczy 🙂 – g… Pasuje?
No więc nie jest możliwe, że na Ziemi byłoby za dużo ludzi.
W stosunku do ilości ludzi pojawia się też ilość roślin i zwierząt. Są lata bardzo obfite i są skromniejsze, ale zawsze jest tak, że na coś jest urodzaj. Tak to Bóg stworzył. Więc ludziom nie grozi nic, jeżeli żyją zgodnie z Planem Boga.
Technika/nowoczesność jest co prawda ciekawostką, ale męczącą i zniewalającą ciekawostką i w efekcie bardzo szkodliwą.
No bo do czego tak naprawdę dąży człowiek? Człowiek dąży do tego, by mieć co jeść, w co się ubrać, mieć gdzie spać i przede wszystkim mieć duuuużo wolnego czasu.
A co spowodowała nowoczesność i tzw. rozwój?
Spowodowały one, że człowiek jest dodatkiem do pracy. Dodatkiem do maszyn; właścicielem człowieka jest samochód (człowiek pracuje na benzynę), pralka(człowiek pracuje na zapłacenie za prąd), lodówka (jak poprzednio) i wszystko inne (środki do pielęgnacji, konserwacji, naprawy itp też nie są za darmo), co zajmuje przestrzeń w jego domu.
Myślę, że Indianie wiedzieli o tym i mogli co prawda “sie rozwijać” ale nie chcieli. Znany jest taki żarcik o Indianinie, co to siedział nad potokiem i łowił ryby. Podszedł do niego biznesmen i powiedział temu Indianinowi, że może go u siebie zatrudnić, że będzie ten Indianin mógł zarabiać dużo pieniędzy, a gdy będzie miał tych pieniędzy dostatecznie dużo, to będzie go stać na to, żeby w wolnym czasie pojechać nad potok połowić ryby…
Nie jest to więc żaden postęp techniczny, lecz – jak to mawiał Wiech – poDstęp techniczny. I nie ma w tym żadnej przesady.
Jedynym rozsądnym rozwiązaniem jest wyludnienie miast i osiedlenie się ludzi na wsiach. Wcale nie ma za mało ziemi uprawnej!
Gdyby ludzkość całą postawić na kwadratach 50x50cm, to ponoć zmieściła by się ona na obszarze Berlina. A gdyby każdemu dać parę akrów ziemi, to cała ludzkość nie zajęła by nawet całej powierzchni Australii.
(W Australii robi się biednie – mam wiadomość do rodziny, co właśnie wróciła z wojaży tam. Drogi w złym stanie, a opera w Sydney wygląda, jakby nikt dwadzieścia lat nic tam nie konserwował. Polska ponoć nie wygląda “aż tak źle”.)
Nie jest więc kwestią, że czegoś jest za mało czy kogoś jest za dużo, lecz problem stanowi niewłaściwe pożytkowanie naszej Matki Ziemi.
Tak samo ma się rzecz z zasobami wody. Wody pitnej jest wystarczająco dużo dla każdego człowieka.
Ale nie ma jej na hodowlę róż pod folią w Afryce, na powierzchni setek hektarów. Ziemię tę odebrali bladzi tubylcom wpędzając ich w długi, wymuszając ich spłatę i odbierając im za to ich ziemię. Blady życzy sobie mieć w styczniu świeże róże i dlatego Afrykanin głoduje i ucieka do Europy w nadziei na znalezienie pracy.
Tymczasem od zawsze jest tak, że życie ludziom zapewnia Matka Ziemia. Ona daje wszystko i to bez ograniczeń i stale – wciąż i wciąż.
Jedna marchewka ma nasion i dziesięć tysięcy, a więc w przyszłym roku można obsiać duży areał marchewką.
W jednej dyni jest parę setek nasion. Wiec tak samo.
Jedna kura znosi rocznie – normalna kura – ze dwieście jajek, z czego jest ona w stanie wysiedzieć dwadzieścia, a więc w przyszłym roku byłoby z jednej kury tych kur dwadzieścia jeden.
Jedna krowa daje dziennie ok. 10 litrów mleka. Mam na myśli normalną krowę, czyli ok. 5l rano i 5 wieczorem.
Z tego mleka można mieć co dzień ok. 4kg twarogu, 2l śmietany albo z niej co najmniej pół kilo masła i maślankę. Jeden człowiek tego nie da rady zjeść. Wystarcza na wieloosobową rodzinę.
Jedna jabłonka daje 100kg owoców- mam na myśli małą jabłonkę, nasza, stara jabłoń ma średnicę korony ok 8m i wysoka jest też na tyle i w roku urodzajnym jabłek jest nawet i 500 kg.
Tak samo inne drzewa owocowe.
Bóg niczego nie pozostawił przypadkowi. Wszystko jest pomyślane z niesłychaną precyzją i mądrością. Tylko należy ją odkryć i zrozumieć.
Tak więc Polska ma wystarczająco ziemi, by ją rozparcelować rozsądnie pomiędzy obywateli. Ludzie żyli by w praktycznie zaprojektowanych osadach, mieli by własną ziemię, a więc i podstawę egzystencji. Wytypowany przez daną rodzinę człowiek mógłby pracować w mieście w przemyśle by zaspokajać potrzeby wsi. Nie byłoby bezrobocia, nie byłoby bezdomności i biedy.
Byłaby możliwość zachowania bioróżnorodności, bo ludzie sami z siebie byliby ciekawi jak to jest, gdy zasieją coś nowego czy kupią nową rasę drobiu.
Nie byłoby w naszym kraju ludzi zbędnych.
Koncept państwa w formie obecnej jest błędny i dlatego ludziom jest źle.
Jest jasne, że niektórzy nie chcieli by pracować na ziemi i z ziemią, bo by sobie pobrudzili swoje parszywe rączki. No to dla tych byłaby przecież możliwość pracy w mieście.
Ja jestem człowiek miastowy i zamieniłam nawet bardzo duże miasto na wieś i nigdy, przenigdy nie chciałabym mieszkać ponownie w mieście.
W mieście można mniej lub bardziej ale jednak tylko wegetować.
Żyć można tylko na wsi.
Cwane demony straszyły i straszą ludzi wsią i durnie się na to dają łapać. Straszyły ludzi demony po to, by oderwać ich od korzeni, by ich stłoczyć w dużych skupiskach i móc nimi dysponować.
Człowiek posiadający ziemię jest człowiekiem wolnym.
Człowiek mieszkający w mieście jest niewolnikiem.
Więc nie żaden obłąkany rozwój lecz tylko i wyłącznie powrót do korzeni rozwiąże problemy ludzkości.
Bóg nie stworzył Matki Ziemi po to, żeby ktoś był bogaty.
Bóg stworzył Matkę Ziemię po to, by mógł istnieć człowiek.
I Bóg stworzył wszytko na Matce Ziemi tak, by człowiek mógł na niej żyć szczęśliwie.
Nie ma więc powodu poprawiać Dzieła Boga.
Należy skorygować zwyrodniałe ludzkie mózgi i przywrócić właściwe proporcje między potrzebami człowieka i jego możliwościami.
Dowcip z Indianinem znam w wersji z Meksykaninem. Otóż przyjechał Amerykański turysta do nadmorskiej wioski w Meksyku. Amerykan musi być zadufany w sobie, próżny, z pogardą obserwuje tubylców. Codziennie widzi rybaka wracającego z porannego połowu. Rybak ma łódkę, sieć, przymocowany do łodzi spalinowy silniczek. Codziennie przywozi ryby, które sprzedaje w większości z łodzi, resztę na targu.
Któregoś dnia Amerykanin zagaduje do rybaka:
– Mógłbyś być bogaty, wiesz? Codziennie masz ryby masz dostęp do dobrych łowisk. Gdybyś pożyczył w banku pieniądze, kupił więcej łodzi, zatrudnił ludzi, rozwinąłbyś biznes. Musiałbyś jednak ciężko pracować cały dzień, nie tylko o poranku.
– Po co mi to? Pyta rybak.
– Mógłbyś rozwinąć biznes, wprowadzić spółkę na giełdę i zostać bogaczem! Odpowiada Amerykanin.
– Po co? Pyta rybak.
– Jakbyś wprowadził spółkę na giełdę, mógłbyś sprzedać akcje i potem odpoczywać cały dzień!
– Przecież teraz też odpoczywam po połowie, odpowiada rybak.
– Ale wtedy byłbyś bogaty!
Nowoczesna cywilizacja przemysłowa to uprawa niewolników, których poddaństwo osładzają kolorowe błyskotki typu ajfony, samochody czy wpizducalowe telewizory. Gdyby jednak spojrzeć krytycznie to większego sensu to nie ma. Te wszystkie rzekome dobrodziejstwa cywilizacji mają nas zahipnotyzować, przekształcić w posłuszne zombie, kółka w wielkiej machinie poruszającej się w nieznanym kierunku.
Pod koniec XIX wieku, w odpowiedzi na problemy cywilizacji przemysłowej i jako wyraz uświadomienia wyzyskiwanego ludu, pojawiła się koncepcja miasta-ogrodu. Blisko nas jej popularyzatorem był ideolog Nienieckiej Partii Robotników Gottfried Feder (https://pl.wikipedia.org/wiki/Gottfried_Feder). Jak ktoś czytał Mein Kampf to Hitler zaczyna od spotkania, na którym przemawia znany ekonomista, ideolog DAP Gottfried Feder. Feder głosił wówczas bardzo antykapitalistyczne idee, tłumaczył do kogo wędruje marksowska „wartość dodatkowa”, posługiwał się przykładami z giełdy papierów wartościowych, domagał się nacjonalizacji banków i walki z lichwą. Pamiętam że używał takiego przykładu: wziął kilka największych spółek z berlińskiej giełdy i porównał, ile w przeciągu dziesięciu lat płacą one dywidend właścicielom oraz lichwy kredytodawcom. Oczywiście kwota lichwy była o rząd wielkości wyższa od wysokości dywidend. W ten sposób można się przekonać komu służy kapitalizm. Dlaczego teraz w nauczaniu ekonomiki nie posługują się takimi przykładami?
W latach 30-tych Feder rozwiną swoją wersję miasta-ogrodu, którą nazwał „Nowym miastem”. Zaczął od niskiej jakości życia klasy pracującej w miastach-molochach. Ludzie powinni mieć warunki do powrotu do natury w taki sposób aby równocześnie korzystać z dobrodziejstw techniki. Ze względu na wymagania techniczne poszczególnym fabrykom potrzebna jest załoga, do 5 tysięcy ludzi. Mężczyźni powinni pracować w fabrykach, które byłyby zapleczem małych miasteczek o zaludnieniu do 20 tys. osób. Robotnicy ci powinni mieć możliwość mieszkania w domach jednorodzinnych lub wielorodzinnych wyposażonych we własne ogrody. Ogrody te, oprócz funkcji rekreacyjnej, dostarczałyby im żywności. Największą wydajność można osiągnąć właśnie w małych ogródkach, które dostarczałyby ziół, warzyw i owoców. Uprawa owoców i warzyw, oprócz swojej użyteczności, dostarcza ludziom radości, kontaktu z naturą w najlepszej formie. Podstawowe produkty masowe typu zboża czy ziemniaki byłyby produkowane przez otaczające miasta gospodarstwa rolne.
Miasteczko o populacji 20 tys mieszkańców jest na tyle duże że uzasadnia budowę nowoczesnej infrastruktury, a jednocześnie na tyle małe, że nie przytłacza swoimi rozmiarami. W takim miasteczku nie jest potrzebny samochód, wystarczą rowery i kilka autobusów.
Takie miasta byłyby połączone supernowoczesną siecią transportową, kolejową i drogową, w razie możliwości również wodną.
Takie były marzenia Gottfrieda Federa. To niemiecki narodowy socjalizm w najlepszym wydaniu. Wiemy że NSDAP poszła w zupełnie innym kierunku, ale to osobna historia. Patria, którą Feder zakładał, sama odsunęła go na margines.
Dziękujemy za bardzo ciekawy komentarz (także inne po innymi naszymi tekstami). Podzielamy ten Pana kierunek myślenia, w harmonii z ekosystemem, której człowiek jest składnikiem, a nie panem.
Natomiast odnośnie Federa dodamy, że on nauczył Hitlera na czym polega istota kreacji pieniądza. Ta wiedza była podstawą, że często nie był posłuszny wysłannikowi banksterów Hjalmarowi Schachtowi, szefowi banku Centralnego Rzeszy. Chociaż finansjera dała mu w początkowej fazie duże środki, to najważniejszym czynnikiem dynamiki rozwojowej III Rzeszy był waluta w postaci tzw. bonów pracowniczych.
Pozdrawiamy ciepło