Jest taka ludowa mądrość zawarta w słowach „kijem tego, kto nie pilnuje swojego”. Przeszukamy teraz obszar architektury monetarnej, aby znaleźć tych – do wybatożenia w pierwszej kolejności. Winni jesteśmy wszyscy: jedni proporcjonalnie do roli jaką spełniają w organach państwa, społeczeństwo proporcjonalnie do swojej ilości i tolerancji na „inteligentną” grabież.
Najpierw musimy wprowadzić pojęcie strategii kotwiczenia waluty. Posłużmy się tu przykładem kierowcy. Wsiadając do samochodu można zadecydować, że będziemy się starali jechać ze stałą szybkością, lub dojechać do celu jak najszybciej i przy najmniejszym zużyciu paliwa. Mamy do dyspozycji pedał gazu i hamulec i wszystkie okoliczności, które będą nam w tym przeszkadzały. W każdym z tych przepadków będziemy się inaczej zachowywali. Podobny problem występuje w architekturze monetarnej
Po odejściu od standardu złota mody na strategie kotwiczenia waluty zmieniają się co kilka lat i końca tych eksperymentów jeszcze nie widać. Podczas gdy w Polsce ciągle stosujemy strategię celu inflacyjnego, w wielu krajach instrumenty polityki monetarnej opiera się o strategię monetarnego poluzowania. Do nas zawsze dociera echo tych strategii i nie jest bez wpływu na naszą sytuację finansowa.
Zajmijmy się tym co mamy w Polsce. Stosujemy uświęconą w naukach ekonomicznych strategię kontrolowania pełzającej inflacji na poziomie 2,5% rocznie. To tak jakbyśmy chcieli jechać ze stałą prędkością bez względu na stromizny i spadki występujące na tracie oraz zmieniający się kierunek wiatru dający dodatkowe opory. Do dyspozycji mamy operacje dostrajające Rady Polityki Pieniężnej – to takie manipulowanie pedałem gazu, oraz operacje aprecjacyjne na podobieństwo operowania hamulcem. Dzieję się to poprzez manipulowanie stopami NBP forsującymi lub ograniczającymi akcje kredytowe i dodatkowo poprzez regulowanie nadpłynnością banków drogą sprzedaży i wykupu bonów pieniężnych. O tym wszystkim przeciętny student ekonomii wie. Jednak kopiąc trochę głębiej ogarnia nas przerażenie.
Problem inflacji.
Można uznać, że inflacja na poziomie 2,5% jest uzasadniona zarówno ze społecznego jak i ekonomicznego punktu widzenia. Niby dlaczego w obszarze gromadzenia skarbu pieniądz miałby być szczególnie uprzywilejowany w stosunku do innych dóbr, jak ziemia, nieruchomości czy środki produkcji? Wszystkie one ulegają umorzeniu czyli spadku wartości na skutek zużycia fizycznego lub moralnego. Wiemy co staje się z domem nie remontowanym i glebą nie uprawianą linią produkcyjną nie modernizowaną. Pieniądz powinien „parzyć” w kieszeni. Powinien być zaprzęgany do pracy właśnie przy utrzymywaniu, z tendencją do ciągłego podnoszenia wartości materialnych składników majątku. Dlatego też, w strategii monetarnego poluzowania forsuje się pogląd utrzymywania poziomu inflacji na wyższym poziomie eksperymentując nawet z poziomem 4,5 -5%. To można zrozumieć jedynie tak – w takich działaniach wyraża się wybór polityczny pomiędzy interesami rentierów a producentów.
Jednak
Gdy policzymy, to okaże się, że 2,5% od naszego PKB daje 40 mld zł spadku siły nabywczej społeczeństwa! Taki wolumen podaży produktów i usług zaczyna zalegać w magazynach nie znajdując nabywcy. Tego kompletnie nie widać z poziomu gospodarstw domowych stąd konsumenci są tu całkowicie rozgrzeszeni. Lepiej to widać z pozycji przedsiębiorców, którzy pierwsi odczuwają zatory płatnicze i doznają ich skutków. Pierwsze co robią, to ratują się kredytami i próbują ciąć koszty. Nie słychać jednak z ich strony oburzenia na strategię celu inflacyjnego – a powinni grzmieć jak przysłowiowy piorun na ambonie. Nikt nie dał ani rządowi, ani Radzie Polityki Pieniężnej prawa obniżania poziomu popytu! Nie ma tu także żadnej sprzeczności: spadek wartości pieniądza nie musi od razu oznaczać spadku siły nabywczej ludności. Jeśli tak się dzieje, jeśli społeczeństwo zmuszane jest do zadłużania się w bankach ,aby wykupić to, co przecież samo własną pracą wytworzyło – to mamy pierwszych w kolejce do wybatożenia. Rada Polityki Pieniężnej dostarcza bankom nowego złota czyli kredytobiorców. 40 mld zł to konkretne pieniądze i nie miejmy złudzeń – część z nich trafia gdzie trzeba pod stołem.
Problem wzrostu PKB
I znowu, problemu nie widać z poziomu gospodarstw domowych. Zaganiani walką o przetrwanie na rynku przedsiębiorcy, też w większości nie muszą sobie z tego zdawać sprawy. Jednak z poziomu państwa jako całości ktoś powinien zadać takie pytanie: jaki jest sens forsowania wzrostu PKB, brać kredyty inwestycyjne, tylko po to, aby zmuszać społeczeństwo do dalszego zadłużania się w bankach. Pieniędzy, bowiem, na obsługę zwiększonej liczby i wartości kontraktów w gospodarce nie ma! Dylemat – wytworzyć u siebie czy kupić gotowe np. z Chin? – nie daje powodów do żadnej innej refleksji jak tylko sięgać po prymitywny rachunek ekonomiczny. Rosnąca rzesza bezrobotnych w tych kalkulacjach nie jest niestety uwzględniana. Taką logikę może kierować się przedsiębiorca działający na własny rachunek, jednak to nie on jest w kraju gospodarzem. Nie od niego zależy czy coś ma szerszy sens, czy jest zupełnie go pozbawiony.
Podobnie jest przy wzroście PKB, gdy wzrasta np o 2,5% powstaje deficyt 40 mld zł. Znowu te pieniądze możemy sobie pożyczyć. Banki otwierają drzwi na oścież i proponują nam: albo kredyt dobrze dopasowany, albo przyjazny, albo prosto liczony. Zatem mamy następnych do wybatożenia. Wszystkich, którzy oddali banksterskiej mafii prawo własności do ekwiwalentu pieniężnego wzrostu PKB. Nie oszczędzał bym tu nikogo. Ani posłów uchwalających poprawkę do Konstytucji RP w art. 220 pkt. 2, ani nauczycieli akademickich, ani kolejnych ministrów, prezydentów i premierów.
Tego nie można nazwać inaczej. Kolejne rządy są agenturami w rekach naszych ekonomicznych okupantów. Ich haniebna polityka czyniona ze zwykłej głupoty lub świadomego zaprzaństwa pozbawia nasze społeczeństwo rocznie siły nabywczej wycenianej na około 80 mld zł. A przecież te problemy były kiedyś rozumiane i rozwiązywane. Przed 1997 rokiem Narodowy Bank Polski suwerennie emitował złotówkę i rozpraszał ja do gospodarki za pośrednictwem budżetu. Faktem jest, że od strony technicznej popełniono sporo błędów, jednak od strony moralnej sprawa przedstawiała się zdecydowanie lepiej. Społeczeństwo w formie dotacji do budżetu otrzymywało to, co zabierała im inflacja oraz to, co sobie wypracowali wzrostem PKB. Zgoda na zabronienie nam suwerennej emisji pieniądza była bezprzykładnym aktem kapitulacji “elit politycznych”. Zagłodzona baza podatkowa nie mogła wyżywić budżetu, który nie wsparty emisją musiał zacząć się zadłużać. W tej sytuacji lansowanie tezy o zrównoważonym budżecie jest jakimś koszmarnym snem wariata. W sensie finansowym Polski już nie ma. Międzynarodowa finansjera uzasadnia ten fakt wielkością długu publicznego. Ma na to kwity. Zanim zaczniemy przed światem udowadniać zbrodniczy charakter tej grabieży musimy w sobie zdobyć siłę na rozprawienie się z rodzimymi sprzedawczykami.
Problem lichwy
Świadomość faktu, że wielkość oprocentowania pożyczek nie jest jedynie efektem chciwości banków, w naszym społeczeństwie nie istnieje. Tymczasem banki stanowią siłowy element wykonawczy w systemie regulacji dopływu pieniądza na rynek. Według prawa bankowego, banki będące dealerami rynku pieniężnego są zobowiązane do ustalania stóp oprocentowania pożyczek na poziomie czterokrotności stopy lombardowej. W tym tkwi całe nieszczęście naszego systemu bankowego. Mechanizm regulacyjny stał się instrumentem totalnej grabieży w majestacie prawa. Od niedawna stopa lombardowa wynosi 3%, ale w 2001 roku było to 27%. Posłuszne polityce monetarnej banku były zmuszone do podnoszenia stóp kredytów do poziomu prawie 100% w stosunku rocznym!!!. Cała banksterska swołocz została zaproszona do naszego kraju na żer. Przychodźcie, tu się można dobrze obłowić. (pisał o tym prof. Witold Kieżun w swojej książce „Patologia transformacji”).
Wszystkie odsetki są wasze! Owszem, banki powinny mieć godziwe przychody, ale kto upoważnił nasze władze a zwłaszcza Radę Polityki Pieniężnej do oddania, za bezdurno, wszystkich odsetek od kredytów bankom? Dlaczego żadna z osób, z tzw. elit politycznych nie zainteresowała się tą sprawą i nie przypilnowała grosza ? Nigdzie, w żadnym ośrodku władzy państwowej nie pojawiła się refleksja nad tym, gdzie kończy się tłumienie inflacji, a gdzie zaczyna się zorganizowana grabież.
Skala zjawiska świadczy, że to nie był przypadek. Można to traktować jako zaplanowane działanie tzw. „zadaniowców”. Wprowadzone u nas instrumenty polityki monetarnej pozbawiły praktycznie banki możliwości konkurowania o klienta niskimi stopami procentowymi! Pytam – ilu Polaków zdaje sobie z tego sprawę?
Tego było jednak za mało!
Walcząc dzielnie z inflacją zgodzono się na puszczenie bocznego strumienia pieniądza do gospodarki w postaci pożyczek w walutach obcych. Społeczeństwo krwawiło. Nie przeszkadzało to ani kolejnym kacykom partyjnym, parlamentarzystom, ministrom, premierom ani prezydentom, ani premierom. Tu nie o pieniądze na waciki chodzi. Nawet skromne obecne 10 procent w stosunku rocznym od sumy pożyczek daje niewyobrażalną kwotę 110 mld zł rocznego garba odsetkowego! To właśnie odbiera Polakom chęć do życia, do zakładania rodzin i tu właśnie, a nie w urlopach „tacieżyńskich”, należałoby upatrywać możliwości rozwiązania naszych problemów demograficznych.
Stopa Achillesowa pieniądza fiducjarnego.
Jednym z najskuteczniejszych ataków na suwerenność gospodarczą kraju jest atak na jego walutę. W przypadku pieniądza fiducjarnego (waluta nie mająca oparcia w dobrach materialnych) kierunek tego ataku zawsze kierowany jest na obniżenie zaufania społeczeństwa do własnej waluty. Ludzie mogą pieniądze mieć, ale chodzi o to, aby nie mogli za nie nic kupić.
Najpierw każe się społeczeństwu walczyć o „freedom” – chętni do wywołania mody na strajki zawsze się znajdą i nagroda jakiegoś Nobla też. Tu wyjątkowo perfidną rolę odegrał Lech Wałęsa i jest on pierwszym na liście do wybatożenia. Jego winą była – przede wszystkim – głupota użytecznego idioty. Zaufanie do waluty powinno być chronione aktami prawnymi najwyższej rangi państwowej, a działania przeciwko walucie powinny być zagrożone najcięższymi karami dopuszczalnymi prawem.
Drogi wyjścia – wariant przejściowy.
Nie ma żadnych przeszkód, aby w założeniach polityki pieniężnej na następny rok znalazły się rozstrzygnięcia, które nie naruszałyby dotychczasowych zasad prowadzenia operacji dostrajających i aprecjacyjnych a więc nie wymagające zmian prawnych:
- Wprowadzenie zerowych stawek na kredyty lombardowe zabezpieczane obligacjami skarbu państwa. Byłoby to z bieżne z polityką monetarną prowadzona przez FED i EBC. Jeśli nie można zmusić administracyjnie krajowe ekspozytury zagranicznych banków do dokonywania pierwotnej kreacji pieniądza w NBP, to przynajmniej niech nie będzie to wybór podyktowany względami ekonomicznymi.
- Wprowadzenie ograniczenia dla banków komercyjnych w oprocentowaniu pożyczek do 4% w stosunku rocznym. Nadwyżka pomiędzy tą stopą, a rzeczywistym oprocentowaniem powinna być przekazana na rachunek pozabudżetowych dochodów skarbu państwa.
- Kwoty uzyskane z wpływów określonych w p. 2 powinny być przeznaczone na wykup zadłużenia polskich obywateli z banków zagranicznych a kwoty uzyskane w płat powinny być przeznaczone na wykup udziałów skarbu państwa w przedsiębiorstwach o znaczeniu strategicznym.
Konieczność zastosowania wariantu przejściowego podyktowana jest brakiem zastosowania instytucjonalnych form powszechnego rozproszenia emisji do gospodarki. Temat ten będzie rozwinięty w dalszej części.
Drogi wyjścia – wariant docelowy.
Jeśli docelowo będziemy rozumieli emisję pieniądza jako proces wyliczenia jego ilości potrzebnej gospodarce do płynnego regulowania transakcji, przy (w miarę) stałych cenach, to jakiejś szczególnej rewelacji tu nie proponujemy. Proponujemy powrót do emisji pieniądza z wykorzystaniem formuł emisyjnych. W tej dziedzinie mamy bogate doświadczenie oparte o kanony ilościowej teorii pieniądza. Zasadnicze zmiany muszą nastąpić w formach rozproszenia emisji.
Jak zatem mogłyby wyglądać w nowej architekturze monetarnej operacje aprecjacyjne i dostrajające?
- Proponujemy powrót do matematycznych formuł wyznaczających wielkość emisji w okresowych operacjach dostrajających. Formuły te powinny być oparte o wzory Locke’a – Ricardo dla których parametrami obserwowanymi powinny być: dynamika inflacji oraz dynamika PKB. Formuły powinny działać inteligentnie szczególnie w sytuacjach zastoju gospodarczego, nadmiernej inflacji czy wystąpienia zjawiska stagflacji. Nadmieniam, że polska myśl ekonomiczna ma tu spory dorobek i można do niego powrócić. Tę strategię monetarną będziemy nazywali „strategia kotwiczenia waluty na parytecie gospodarczym i celu inflacyjnym.
- Okresowo wyliczane kwoty operacji dostrajających nie mogą być wykorzystywane do finansowania żadnych wydatków o charakterze stałym w tym wydatków budżetowym. Przeczyłoby to bowiem samej istocie operacji dostrajających mogących wykazywać bardzo duże wahania a nawet przeistaczać się w operacje aprecjacyjne. Tu nie można sobie pozwolić na żadne kompromisy nawet uzasadnione interesem społecznym.
- Przy ustalaniu okresu dla operacji dostrajających powinno się uwzględnić kompromis pomiędzy kosztem rozproszenia emisji a częstotliwością ich przeprowadzania. Powinien być to okres nie dłuższy niż pół roku.
- Banki powinny być sprowadzone do roli wygodnych portmonetek, bez prawa zarówno pierwotnej (opartej o pożyczki lombardowe i redyskontowe) jak i wtórnej (opartej o system rezerwy cząstkowej) możliwości kreacji pieniądza.
- Operacje aprecjacyjne powinny być oparte na zdolność kredytowej będącej funkcją nadpłynności banków oraz okresów i wielkości utrzymywanych w bankach depozytów. Rozwiązanie takie stosują niektóre unie kredytowe. Wielkość oprocentowania pożyczek powinna być sprowadzona do poziomu zapewniającego jedynie pokrycie kosztów działalności banków pracujących jako instytucje non-profit. Do banków zatem z powrotem powróciłyby takie zjawiska jak nadpłynność oraz brak środków.
- Wykreowane pieniądze, tzn nadwyżka udzielonych pożyczek ponad depozyty powinna być przejęta na rachunek pozabudżetowych dochodów skarbu państwa.
Rozproszenie emisji a elementy równowagi towarowo-pieniężnej w punkcie startowym.
Po wyeliminowaniu lichwy jako „siłowego elementu” regulującego podaż pieniądza do gospodarki możliwe się stanie znaczne obniżenie stóp oprocentowania pożyczek. Społeczeństwu zostaną zaoszczędzone środki szacowane na 70-90 mld zł rocznie. Mogłyby one znacznie naruszyć równowagę towarowo-pienieżną i sprowokować znaczną inflację. Dlatego w tym okresie wszystkie środki z emisji pieniądza powinny być skierowane na wzmocnienie kondycji polskiej gospodarki, która powinna skierować na rynek tę dodatkową podaż towarów i usług. W późniejszych okresach zarysują się inne możliwości i inne potrzeby. Wart rozważenia będzie postulat użycia części emisji pieniądza do realizacji postulatu minimalnego dochodu gwarantowanego.
Projektując nową instytucję rozproszenia emisji należy wziąć pod uwagę zarówno jej ekonomiczną skuteczność jak i społeczną akceptowalność. Trudno byłoby bowiem uzasadnić w kategoriach akceptowalności społecznej dofinansowywanie przedsiębiorstw dla których zysk jest jedyną i ostateczna strategia działania. Muszą to być przedsiębiorstwa wspólnotowe działające według strategii długookresowej maksymalizacji dochodów pracowniczych. Puki co, polskie prawo gospodarcze głęboko tkwi w konfliktowym modelu stosunków przemysłowych i trudno sobie wyobrazić skuteczną formę rozproszenia emisji. Pracownik jest bowiem traktowany w nim na obraz i podobieństwo inwentarza. Rozwiązania upatrujemy w spółkach właścicielsko-pracowniczych posiadających dwa plany własnościowe: kapitał statutowy (właściciela, bez względu na jego formę) oraz pracowniczy majątek produkcyjny powstający drogą kapitalizacji na imiennych kontach pracowniczych przyrostu aktywów przedsiębiorstwa finansowanych w ciężar kosztów operacyjnych. Z punktu widzenia instytucjonalnego zabezpieczenia rozproszenia emisji pieniądza do przedsiębiorstw będzie posiadanie przez nie urządzeń księgowych do jego ewidencji oraz procedur zapewniających audyt. Konkretne rozwiązania będą szczegółowo dyskutowane w drugiej grupie tematycznej. Jedno jest niezbędne. Spółka właścicielsko-pracownicza powinna uzyskać swoją osobowość prawną w ramach kodeksu spółek handlowych.
Do rozstrzygnięcia pozostanie problem: czy kwotami z emisji bezpośrednio dofinansowywać pion własności pracowniczej, czy pośrednio finansując przedsiębiorstwom wspólnotowym możliwość korzystania z kredytu ujemnie oprocentowanego.
Nawet gdybyśmy mieli w tym względzie zdecydowanego faworyta, to dyskusja na ten temat jest niezwykle potrzebna.
W gospodarce pieniądz może być przejedzony, gdy ucieknie nam nam za granice, lub może powrócić do niej zwielokrotniony gdy zostanie zainwestowany. Wie o tym każdy, kto pilnuje swego.
Józef Kamycki
Referat wygłoszony na Konferencji pt. „PIENIĄDZ PRACA I WŁASNOŚĆ. Od Staszica, przez Wieleżyńskiego, Zdziechowskiego i co dalej…” w dniu 22 października 2014 r. w Warszawie, zorganizowanej przez Krajową Radę Spółdzielczą, Stowarzyszenie Klub Inteligencji Polskiej i Warszawską Szkołę Zarządzania – Szkołę Wyższą.
Wypowiedz się
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.