Jeżeli ktoś śledził losy kampanii, to musi przyznać, że wynik prezydenckich wyborów w zasadzie nie zaskakuje i jest na swój sposób sprawiedliwy.
Jan Szczepankiewicz
Mający przeważnie ułatwione zadanie urzędujący kandydat, tym razem zdołał roztrwonić niemal 80 procentowe poparcie społeczne z początku roku i prawie 50 procentową (!) przewagę nad głównym rywalem, jaką pierwotnie wykazywały badania preferencji wyborczych.
Jeżeli do tej pory Polakom wydawał się odpowiadać jowialny, wręcz nieco „misiowaty” wizerunek Komorowskiego, a jego mała aktywność dobrze komponowała się z przewidzianą konstytucyjnie rolą, to w krótkim czasie zbyt wielu obywatelom przestały te cechy wystarczać.
Ludzie faktycznie mają w większości przesyt awantur i fajerwerków, jakimi obfituje trwająca od ponad dekady permanentna kampania wyborcza, toteż nadzieja, ze kupią po raz kolejny neo – gierkowski przekaz z obawy przed „szaleńcami” mogła mieć swoje podstawy.
Przez osiem lat zdawali się przecież wybierać „zgodę i bezpieczeństwo” w wydaniu europejskim i oświeconym, a sympatyczny uśmiech oraz błękitny krawat robiły swoje.
Uśpiony rekordowym poparciem Prezydent, tym razem nie dość czujnie podchodził do punktujących go konkurentów, pozwalając sobie z jednej strony na nonszalancki luz w kontaktach z wyborcami, z drugiej zaś na lekceważenie mało poważnych, a prących do debat z oczywistym „pewniakiem” kandydatów.
Z kolei po wielu latach rządzenia, podkopywane doniesieniami o aferach i sensacjami z podsłuchów zaufanie do jedynej tak „poważnej” koalicji zaczęło w sposób naturalny słabnąć, co zdaje się tylko po raz kolejny potwierdzać znaną demokracji prawidłowość.
Krajowe i zagraniczne media ze zdziwieniem odnotowały sukcesy w zasadzie niezbyt lub wcale zauważanych dotąd polityków – opozycyjnego Andrzeja Dudy i antysystemowego Pawła Kukiza.
Zarówno jeden, jak drugi prowadzili swoje kampanie w sposób tak intensywny, że w krótkim czasie stali się w swoich dążeniach dla wyborców o niebo bardziej – autentyczni i wiarygodni.
I nic w tym dziwnego, bo przekaz obydwu panów był jednoznaczny.
Chcą kandydować, chcą walczyć, chcą z ludźmi rozmawiać. Chcą – wygrać.
Bronisław Komorowski zbyt długo zdawał się na tę ewentualność jedynie łaskawie – godzić.
Przegrana w pierwszej turze wyborów podziałała na Prezydenta jak zimny prysznic. Ilość nerwowych ruchów, jakie wykonał w przeciągu dwutygodniowych zmagań, nie była w stanie nadrobić ani pięciu lat bardzo pasywnej prezydentury, ani straconych miesięcy zaniedbywanej kampanii.
Działaniom prezydenckie w tym czasie brakowało nie tyle samej logiki, co wiarygodności. Nawet pytania zaproponowane do forsowanego pospiesznie referendum nie dawały realnej nadziei na ewentualne zmiany w przypadku jego ważności i odpowiedzi na – tak..
Czy werdykt demokracji z wiosennych wyborów prezydenckich roku 2015 otwiera drogę do ewentualnych zmian wynikających z przewidywanych na jesień wyborów parlamentarnych, to dzisiaj nic pewnego. Niezależnie od ich rezultatu w kontekście prostej wygranej, arytmetyka większości nie musi posłużyć odsunięciu obecnej władzy od decydowania o losach kraju.
Istotnym czynnikiem będzie i w tym przypadku autentyczność oraz determinacja, z tym, że nie tyle już w odniesieniu do samej woli wygrania, co w dążeniu do realnej poprawy stanu państwa i losu ogółu jego obywateli.
Na pewno tez nie wystarczy przekonywanie, że należy jedynie zachować obecny korzystny trend lub w sposób prosty wrócić do politycznych praktyk sprzed ośmiu lat.
Jest tak pomimo demograficznej zmiany tyczącej zbiorów wyborców przyporządkowywanych w zależności od tego, czy uprawnieni do głosu osobiście pamiętają dwuletni okres tzw. IV RP, czy też bazują głównie na tendencyjnych relacjach jej twórców i oponentów.
Przy systemowym zamknięciu partii na ludzi i środowiska spoza ściśle podporządkowanego układu, praktyki związane z tworzeniem rządu dały przed dziesięcioma laty wręcz tragikomiczny efekt, przyczyniając się do obniżenia jakości rządzenia, utraty dobrego wizerunku, oddania władzy, a przy tym nie koniecznie sprzyjającego jej odzyskaniu przetasowaniu wyborców.
Tym razem, jak wykazały to prezydenckie wybory, nie wystarczy już społeczeństwo straszyć powrotem PiS -u do władzy, ale też nie jest bynajmniej wskazane proponowanie przez opozycję tych samych osób, czy kontynuacji słusznych, a kiedyś przerwanych działań.
Wyborcy ewidentnie wybrali tym razem – nowe.
Kraków, 27 maja 2015r. Jan Szczepankiewicz
Wypowiedz się
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.