W obecnej debacie dotyczącej wyzwań dla bezpieczeństwa Polski na wschodzie często padają porównana do naszej sytuacji w 1939 roku. Różnica polega tylko na tym, iż to nie Niemcy, a Rosja ma być głównym zagrożeniem dla naszego bezpieczeństwa, co jest poniekąd prawdą. Jednakże występujący w mediach różnego autoramentu specjaliści i zaklinacze sugerujący, iż atak Rosji jest kwestią miesięcy, opierają swoje opinie nie na rzetelnej analizie sytuacji, lecz na tzw. wiedzy intuicyjnej, która stała się nową „dziedziną nauki”.
Oczywiście głównym niebezpieczeństwem jakie Polsce grozi – według wspomnianych specjalistów – ze strony Rosji, jest jej podbój po uporaniu się z Ukrainą i dlatego to Ukrainy trzeba wszelkimi sposobami bronić. W tych wszystkich wojennych pohukiwaniach brak jest zasadniczej kwestii: jak Rosja ma obecnie zaatakować Polskę i jakie cele strategiczne jej w tym przyświecają?
Jedynym obszarem z którego obecnie realnie można dokonać skutecznego uderzenia na Polskę, jest rejon Królewca. To na tym terenie, porównywalnym z przeciętnym województwem w Polsce, stacjonują siły zbrojne Rosji zdolne związać operacyjnie większość sił Polski. Należy podkreślić, iż w niektórych rodzajach uzbrojenia posiadają oni znaczną przewagę techniczną nad nami. Jednakże z uwagi na specyfikę tego obszaru- ma on wszystkie granice z państwami NATO, bądź z morzem – taki atak musiałby być skoordynowany z atakiem na wszystkie państwa bałtyckie, a faktycznie stanowiłby początek dużej wojny światowej. Zastanawiającą kwestą jest także realna głębokość skutecznego uderzenia na Polskę. Prawdopodobnie byłyby to 3-4 województwa. Pytanie zasadnicze brzmi: co dalej z militarną operacją i jakie byłoby działanie w odpowiedzi na to UE i NATO? Na pewno byłby to kryzys globalny z konsekwencjami działań wojennych w innych rejonach świata.
Drugim zasadniczym elementem takiego planu jest jego celowość. Nie jest nią chęć okupacji części Polski, gdyż efekty takiego założenia w obecnej sytuacji nie są opłacalne, a i Rosja nie ma obecnie możliwości ludzkich i finansowych na trwałą okupację całej Ukrainy, a cóż dopiero mówić o okupacji Polski i związaniu się trwałym konfliktem. Konsekwencje gospodarcze i geopolityczne dla Moskwy na obszarze Azji i Kaukazu byłyby katastrofalne.
Wobec powyższego należy zastanowić się, kiedy i jakle zagrożenie rosyjskie jest dla Polski realne. Jest nią niewątpliwie kwestia bezwzględnego podporządkowania sobie Białorusi i usuniecie Łukaszenki oraz jego zaplecza w tym państwie. Na obecna chwilę Łukaszenka balansuje pomiędzy Rosją a Zachodem, znajdując się jednocześnie w rosyjskiej sferze wpływów. To daje mu możliwości dalszego trwania, gdyż z jednej strony jest po stronie Moskwy, a z drugiej -jego dyktatura nie jest obecnie w istotny sposób podważana na Zachodzie, gdyż ten w dalszej lub bliższej perspektywie będzie chciał uzyskać wpływy w tym państwie. Tak więc bezwzględne podporządkowane Białorusi jest kluczem dla Rosji, aby uzyskać realną rubież wyjściową do skutecznego dokonania ataku militarnego na Polskę. Ukraina tą rubieżą nie jest i nie będzie, gdyż – niezależnie od końcowego efektu rozstrzygnięcia sytuacji na Ukrainie- jej zachodnia część i tak będzie buforem dla Polski, jej pasem oddzielającym od bezpośredniej styczności z Rosją.
Należy zadać sobie pytanie, czy tego nie rozumieją liczni politolodzy występujący w mediach? Oczywiście większość z nich to rozumie, ale oni mają zasadniczo inne zadanie: mobilizować polską opinię publiczną we wsparciu działań Zachodu na rzecz zmiany geopolitycznego układu na Ukrainie, co ma być w ich założeniu głównym interesem Polski. Tylko czy aby tak jest? Dlaczego to nie jest głównym interesem Słowacji, Czech, Austrii, Węgier a nawet Rumunii, a ma być Polski? Czyżby tylko chodziło o nasze doświadczenia historyczne związane z okupacją naszego kraju przez Rosję- tak jakby nie było niemieckiej okupacji i nie było groźby gospodarczego podboju Polski przez to państwo?
Gra jest oczywiście o coś większego: o wpływy USA w rejonie Morza Czarnego, Bliskiego Wschodu i o uniemożliwienie Rosji odbudowy swoich wpływów w tym regionie. Właśnie w kontekście generowania napięć będących interesem naszych sojuszników Polska ryzykuje konflikt z Rosją o nie swoje interesy. Mamy przecież doświadczenia związane z kosztami interwencji w Iraku i Afganistanie. Na obietnicach udziału w zyskach gospodarczych się skończyło. Jednakże „bezinteresowne” wspomaganie sojuszników kilka tysięcy kilometrów od Polski to nie to samo, co prowokowanie konflikt u swoich granic!
Czy wobec tego, że obecnie Rosja nam realnie militarnie nie zagraża (ten stan może się za kilka lat zmienić), Polska jest bezpieczna? Oczywiście nie. Zasadnicze niebezpieczeństwo pochodzi z obszaru Ukrainy. Państwo to jest na skraju upadku gospodarczego, niewypłacalności, znajduje się przed nowa fazą wojny z separatystami, a może nawet wprost przed ograniczoną otwartą interwencją Rosji. Ponadto w powietrzu wisi wojna pomiędzy oligarchami, z użyciem w tej walce formacji skrajnie nacjonalistycznych, co może doprowadzić do powstania kolejnego frontu walki wewnątrz ukraińskiej, nie mówiąc już o grożącym buncie społecznym z elementami anarchii. Tylko wymienione elementy ewentualnej destabilizacji wystarczą do stworzenia realnego zagrożenia dla Polski.
W wyniku pogłębienia anarchizacji życia na Ukrainie należy się spodziewać setek tysięcy uciekinierów i trwałych emigrantów, którzy pozbawieni stałych dochodów staną się podatnym zapleczem dla zorganizowanej przestępczości. Na teren Polski przedostanie się przy okazji wspomnianych procesów setki egzemplarzy nielegalnej broni. Innym elementem istotnego zagrożenia ze strony naszego sąsiada na wschodzie jest kilkanaście elektrowni atomowych, które mogą być istotnym zagrożeniem dla Polski wskutek braku należytej ochrony ich w okresie postępującej anarchii. Nie należy także wykluczyć resentymentów wnuków osób wysiedlonych z Polski południowo-wschodniej do trwałego zasiedlania tych terenów, co wywoła kolejne napięcia.
Zagrożeniem dla Polski w najbliższych latach może stać się także proces dezintegracji Ukrainy i wydzielenie się w formie autonomii quasi-państwa zachodnioukraińskiego ze stolica we Lwowie. Taki wariant zapewne byłby wspierany przez Rosję, chcącą odciąć to „gniazdo nacjonalizmu” od pozostałych obszarów Ukrainy, a przyszłości były to dogodny podmiot do generowania konfliktów z Polską.
Obecnie nieco mnie uwagi przywiązuje się do Białorusi. Kraj ten jest zamieszkały przez kilka milionów Rosjan, kilka milionów Białorusinów emocjonalnie związanych językiem i mentalnością z Rosją, około dwóch milionów Białorusinów, u których trwa proces uzyskiwania świadomości narodowej, oraz kilkaset tysięcy Polaków zwarcie zamieszkujących zachodnie obszary państwa. To idealny obszar do dokonania podobnego jak na Ukrainie scenariusza destabilizacji. Tym dla Polski byłby on niebezpieczniejszy, iż zapewne Rosjanie wykorzystaliby do niego mniejszość Polską jako element, który wraz z nacjonalistycznymi Białorusinami odłączał by się od państwa. To doprowadziłaby Polskę do bardzo trudnej sytuacji politycznej, zwłaszcza iż opinia publiczna byłaby za ochroną militarną Polaków w tym państwie.
Obecnie społeczeństwo polskie w swojej masie jest coraz bardziej zdystansowane od naszego zaangażowaniem na Ukrainie. Koszty gospodarcze, jakie ono ponosi, przymykanie oczu przez rząd na wszechobecny skrajny nacjonalizm, brak istotnej pomocy w modernizacji armii ze strony USA w postaci przekazywania nam sprzętu o wysokich technologiach, a ograniczanie się do demonstracyjnych objazdów i ćwiczeń w kraju- wszystko to powoduje niebezpieczne zmęczenie tym konfliktem i jego następstwami, zwłaszcza że za Ukrainę w Polsce poza niektórymi politykami nikt nie chce walczyć. Nie chcą za nią walczyć już także coraz większe grupy społeczeństwa ukraińskiego.
Co robić w takiej sytuacji? Należy przede wszystkim wzmocnić nasze siły operacyjne do stanu, w którym miałyby one możliwości w razie kontrofensywy zająć obszar np. Królewca. Tylko armia, która w razie ataku jest zdolna go odeprzeć i wprowadzić siły na teren wroga, ma istotny potencjał odstraszania. Do tego należy powołać nowe brygady zmechanizowane (a nie przesuwać je z innych rejonów kraju) w rejon granicy z Królewcem i Białorusią. Należy szybko odbudować system antyrakietowy i powołać powszechną Obronę Terytorialną, liczącą w stanie pełnej mobilizacji milion żołnierzy. Nie może być tak jak jest obecnie, że 1 proc. obywateli ma bronić 99 proc.
To, że obecnie Polsce nie zagraża bezpośredni atak ze strony Rosji, nie zwalnia nas z szybkich decyzji w tym względzie. Należy pamiętać, iż taki atak jest możliwy w przypadku wybuchu globalnego konfliktu, w którym nasz kraj będzie jedną ze stron. Polska obecnie stoi przez wieloma zagrożeniami w sferze swojego bezpieczeństwa. Nie jest nią tylko problem Rosji, ale także rozwijający się konflikt w Europie zachodniej pomiędzy islamistami a tradycyjnymi narodami kontynentu, a także powiększający się kryzys tożsamościowy i instytucjonalny Unii Europejskiej i po części NATO. Coraz trudniej będzie o jednomyślne decyzje, zwłaszcza w obliczu zagrożeń militarnych, a to może pozostawić Polskę na wiele tygodni samą ze swoimi zagrożeniami.
Andrzej Zapałowski
Opublikowano za Tygodnikiem polityczno-społecznym „Nasza Polska” nr 14 (1012) 7 IV 2015
Wypowiedz się
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.