Przebieg wizyty prezydenta Bronisława Komorowskiego w Kijowie 9 kwietnia nie był dla mnie zaskoczeniem. Wizytę tę należy postrzegać w dwóch wymiarach – jako element trwającej kampanii wyborczej, gdzie urzędujący prezydent i jego obóz polityczny licytują się w antyrosyjskim radykalizmie z obozem Prawa i Sprawiedliwości, oraz jako przypieczętowanie dotychczasowej polityki RP wobec pomajdanowej Ukrainy.
Nie jest dla mnie zaskoczeniem wspólne świętowanie z Poroszenką 75. rocznicy zbrodni katyńskiej na cmentarzu wojennym w Kijowie-Bykowni. Zbrodnia katyńska stanowi od ćwierćwiecza główny filar polityki historycznej solidarnościowej Polski i aż do katastrofy smoleńskiej i kryzysu ukraińskiego była najważniejszym pretekstem do odsuwania normalizacji stosunków polsko-rosyjskich. Chociaż Rosja z tą zbrodnią w miarę uczciwie się rozliczyła. W każdym razie uczciwiej niż Ukraina z ludobójstwem wołyńsko-małopolskim, gdzie faktycznie o żadnym rozliczeniu do dziś nie ma mowy. Obchodzenie 75. rocznicy zbrodni katyńskiej właśnie w Kijowie, z władzami pomajdanowej Ukrainy oraz w określonej sytuacji geopolitycznej, było niczym innym jak tylko podkreśleniem antyrosyjskiego wymiaru polityki historycznej III RP. Kwestią dyskusyjną jest czy skierowanym bardziej do Rosji czy do elektoratu IV RP.
Zasadniczym jednak elementem wizyty prezydenta RP w Kijowie było jego wystąpienie w Werchownej Radzie. Także tutaj Bronisław Komorowski raczej mnie nie zaskoczył, powtarzając znany od półtora roku zestaw sloganów o wspieraniu Ukrainy przez Polskę, podawaniu jej ręki w drodze „do Europy”, próbie odebrania Ukrainie przez Rosję prawa do „swobodnego wyboru jej drogi” itd. itp. Wystąpienie to zawierało jednak elementy zdumiewające, których nie skomentowały mainstreamowe media, zachwycone biało-czerwonymi chorągiewkami na ławach deputowanych ukraińskiego parlamentu oraz ich owacjami.
Do takich zdumiewających elementów należało m.in. stwierdzenie prezydenta, że „Europa nigdy nie zapomni o ofiarach Niebiańskiej Sotni”. Pan prezydent jest chyba słabo poinformowany, bo Europa już dawno wie, że „ofiary Niebiańskiej Sotni” padły nie od kul Berkutu, ale Prawego Sektora. Nie chce się tego wiedzieć tylko w Polsce.
Już na wstępie prezydent RP stwierdził, że nie chodzi mu o przeszłość, ale przyszłość w stosunkach z Ukrainą. Zadziwiające jest, że politycy polscy nie potrafią się zdobyć na taką wielkoduszność i wzniesienie się ponad przeszłość w stosunkach z Rosją. O ile w stosunkach z Rosją przeszłość ciągle rozdrapują i posypują solą, to w stosunkach z Ukrainą stanowi ona zbędny balast. Dlatego od prezydenta Komorowskiego nie można było się spodziewać, że w Werchownej Radzie upomni się o uznanie przez Ukrainę ludobójstwa wołyńsko-małopolskiego właśnie za ludobójstwo. Można było się spodziewać, że powie to, co będzie do przyjęcia dla deputowanych ukraińskiego parlamentu. Prezydent stwierdził m.in., że w okresie zniewolenia przez wielkie dziewiętnastowieczne imperia i Polacy, i Ukraińcy ulegli złowrogim podszeptom i ich narodowowyzwoleńcze dążenia zostały w niemałej mierze skierowane przeciwko sobie. Jest to nieprawda, ponieważ tym „podszeptom” ze strony Austro-Węgier i Niemiec – co nie zostało jasno powiedziane – ulegli przed pierwszą wojną światową, w czasie jej trwania i po jej zakończeniu wyłącznie nacjonaliści ukraińscy. Kontrowersyjny jest również fragment, w którym prezydent powiedział, że tragiczne apogeum konfliktu nastąpiło w latach II wojny światowej, gdy przelało się tyle niewinnej krwi polskiej i ukraińskiej. Opisywanie terrorystycznej działalności OUN przeciw II RP, a później ludobójstwa dokonanego przez OUN-B i UPA na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej w kategorii konfliktu polsko-ukraińskiego jest ulubionym zabiegiem stosowanym od końca lat 80. XX wieku przez historyków ukraińskich oraz ich polskich kibiców ze środowiskiem „Gazety Wyborczej” na czele. Niestety zabiegiem mającym na celu zamazanie prawdy historycznej, ignorującym przy tym faszystowski charakter ideologii tzw. integralnego nacjonalizmu ukraińskiego oraz wynikające z niej antypolskie i zbrodnicze cele, zdefiniowane przez OUN już w 1929 roku.
Wbrew słowom pana prezydenta, w czasie II wojny światowej przelała się w tym „konflikcie” głównie krew polska, a nie ukraińska. Dziwny to był konflikt, gdzie po stronie polskiej było co najmniej 130 tys. ofiar, a po stronie ukraińskiej najwyżej kilka tysięcy.
Wzywając do wzajemnego wybaczenia i pojednania prezydent Komorowski oświadczył, że powinno się ono odbywać przez „pielęgnowanie pamięci o ofiarach bratobójczych zbrodni”. A zatem mamy tu postawienie na jednej płaszczyźnie polskich ofiar banderowskiego ludobójstwa oraz jakże mniej licznych ukraińskich ofiar polskiej samoobrony oraz operacji „Wisła” (która przecież też była polską samoobroną, a nie żadną „zbrodnią”). Jest to kolejny ulubiony zabieg ukraińskich i polskich negacjonistów ludobójstwa wołyńsko-małopolskiego oraz zbrodniczego charakteru ideologii nacjonalizmu ukraińskiego.
Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że to „pojednanie” będzie odbywało się na ukraińskich warunkach. Warunki te przedstawili niedawno, ze strony polskiej publicysta „Polityki” Adam Szostkiewicz, a ze strony ukraińskiej deputowany Jurij Szuchewycz – syn Romana Szuchewycza, dowódcy UPA i organizatora ludobójstwa na Polakach. Szostkiewicz, krytykując inicjatywę SLD w sprawie uchwały sejmowej potępiającej kult UPA na Ukrainie, stwierdził że: czy nam się to w Polsce podoba, czy nie – kult UPA jest Ukrainie potrzebny jako jeden z elementów budowania posowieckiej tożsamości narodowej (kresy.pl, 25.03.2015). Z kolei Jurij Szuchewycz w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” powiedział: Na czym, jeśli nie na UPA mamy budować nasz patriotyzm? Na eposach rycerskich Rusi Kijowskiej? Na życiorysach takich Ukraińców jak Chruszczow i Breżniew? A może na bolszewickiej legendzie Stachanowa? (onet.pl, 28.03.2015).
Zasadniczym elementem tego „pojednania” jest zatem rozgrzeszenie przez polski mainstream polityczno-medialny OUN/UPA oraz uznanie faktu, że pomajdanowa Ukraina ma prawo budować swoją tożsamość polityczną i narodową na zbrodniczej i faszystowskiej tradycji.
Dobitnie świadczy o tym brak jakiejkolwiek reakcji prezydenta Komorowskiego, polskiego rządu, parlamentu oraz mediów na ustawę nr 2538-1, uchwaloną tego samego 9 kwietnia przez Werchowną Radę. Ustawa ta – której wnioskodawcą był wspomniany Jurij Szuchewycz – uznaje za formacje walczące o niepodległość Ukrainy m.in. Organizację Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińską Powstańczą Armię, a także powołaną 17 marca 1945 roku przez Niemcy hitlerowskie Ukraińską Armię Narodową. Przewiduje również odpowiedzialność karną dla obywateli Ukrainy i cudzoziemców, którzy publicznie okażą „lekceważący stosunek” do formacji uznanych za walczące o niepodległość Ukrainy. Za ustawą głosowało 271 deputowanych przy wymaganych 226 głosach, co jeszcze raz kompromituje polskie media, które nieustannie twierdzą, że w ukraińskim parlamencie jakoby nie ma banderowców.
Od początku kryzysu ukraińskiego nie ulegało dla mnie wątpliwości, że polskie elity polityczne stając po stronie pomajdanowej Ukrainy stanęły po stronie UPA, pod banderowskim sztandarem (zresztą dosłownie, co można było wiele razy zobaczyć w przekazach telewizyjnych z Kijowa). Niemal każdy dzień dostarcza przykładów ich bezkrytycznego umiłowania neobanderowskiej Ukrainy i nieprzejednanej wrogości wobec Rosji. Prezydent Komorowski powiedział w parlamencie ukraińskim to, co jego słuchacze chcieli usłyszeć. Tak samo zwolennicy „wiary ukrainnej” sprawiają wrażenie jakby robili to, czego Ukraińcy sobie życzą. Bregovicia nie wpuszcza się do Polski na koncert, bo jest „prorosyjski”. Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich potępia portal kresy.pl za to, że stał się podobno „narzędziem propagandy rosyjskich separatystów”. Radny PiS z Łodzi domaga się usunięcia z repertuaru Filharmonii Łódzkiej utworów Szostakowicza i Prokofiewa. Stąd już tylko krok do palenia na stosach literatury rosyjskiej, tak jak w III Rzeszy książek pisarzy żydowskich.
Dużo pisze się i mówi o zbrodniach wojennych separatystów z Donbasu, ale milczy się o zbrodniach dokonywanych przez ukraińską armię i bataliony ochotnicze. Przede wszystkim jednak milczy się o ewidentnych faktach banderyzacji, a nawet nazyfikacji pomajdanowej Ukrainy. Ustawa nr 2538-1, uchwalona w dniu wystąpienia prezydenta Komorowskiego przed ukraińskim parlamentem, do takich przecież należy.
Nasuwa się pytanie co Platforma Obywatelska oraz Prawo i Sprawiedliwość chcą osiągnąć przez tę politykę? Lech Kaczyński podobno chciał budować „Międzymorze” – jakiś antyrosyjski blok państw między Bałtykiem, Adriatykiem i Morzem Czarnym. Ale teraz na to nie ma już szans. W Pradze, Bratysławie i Budapeszcie nie podzielają bowiem skrajnie antyrosyjskiej polityki Warszawy. Nie podzielają jej zresztą także w Berlinie, Paryżu i Rzymie. Dlatego Polski nie było przy stole rokowań w Mińsku i nie będzie jej przy podejmowaniu zasadniczych rozstrzygnięć w sprawie Ukrainy w bliższej lub dalszej przyszłości. Wbrew temu, co się wydaje prezydentowi Komorowskiemu i Jarosławowi Kaczyńskiemu, Polska nie zrobi nic, żeby „rękę Ukrainie podały inne państwa i narody wolnego świata Zachodu”. Jest bowiem izolowana w swojej polityce antyrosyjskiego sojuszu z Kijowem. Wymowny przykład tej izolacji stanowi rozpad Grupy Wyszehradzkiej. Powstały w jej miejsce Trójkąt Sławkowski nie będzie wspierał Warszawy w jej antyrosyjskiej polityce. Jasno zresztą dał to do zrozumienia prezydent Czech Milosz Zeman, przyjmując zaproszenie do Moskwy na 9 maja i bezkompromisowo odrzucając związaną z tym krytykę ambasadora USA.
W razie dalszego brnięcia w konflikt z Rosją Warszawa będzie miała przeciwko sobie nie tylko Moskwę i Mińsk, ale także Pragę, Bratysławę, Budapeszt, Belgrad i jak sądzę również Berlin. Dokąd więc prowadzi ten chocholi taniec uprawiany przez postsolidarnościowych polityków z pogrobowcami Doncowa i Bandery na kościach pomordowanych na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej? Wydaje się, że elity III i IV RP związały się z pomajdanową Ukrainą nieodwracalnie. Zatem zatoną razem z nią.
Bohdan Piętka
Oświęcim, 10 kwietnia 2015 r.
Opublikowano za: https://bohdanpietka.wordpress.com/2015/04/10/po-stronie-upa/
Wypowiedz się
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.